Via Appia - Forum

Pełna wersja: Człowiek z Wysokiego Mostu
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Tak już od jakiegoś czasu chodziło mi to łbie. Tekścik napisany pod silnym wpływem muzyki. Zapraszam do lektury Smile

Człowiek z Wysokiego Mostu

Kiedy wychodziłem z domu było już późne popołudnie. Ciepłe letnie powietrze głaskało moją twarz, choć słońce powoli już zmierzało za horyzont, a ze wschodu ciągnęły ciemne chmury nadal było dość jasno. Wyszedłem bez powodu. Tak po prostu, żeby się przejść. Szedłem gdzie mnie nogi poniosły. Znałem swoją okolicę, która jest raczej odludna. Mój dom leżał w pobliżu lasów i kopalnianych wyrobisk. Gdzieś niedaleko znajdowało się całkiem sporo fabryk, a co za tym szło też sporo torów kolejowych. Lubiłem przechadzać się wzdłuż nich. Balansowanie na szynach czy skakanie po podkładach sprawiało mi prawdziwą przyjemność. Nigdy nie odchodziłem za daleko od domu. Lubiłem oglądać zawsze te same drzewa czy wzgórza. Nie czułem potrzeby zapuszczania sie gdzieś dalej. Wystarczyło mi to co miałem. Nie chciałem niczego ponadto. Wtedy jednak zapędziłem się starając jak najdłużej przejść po szynie i z niej nie spaść. Nie zauważyłem starego drewnianego słupa, przy którym zazwyczaj zawracałem.
Zorientowałem się, że poszedłem zbyt daleko dopiero gdy nie poznałem drzew i skał dookoła mnie. Mimo to nie zawróciłem. Widok, którego nie znałem był dla mnie zupełną nowością. Dopóki go nie widziałem to nie zdawałem sobie sprawy czym dla mnie jest. Zmierzałem więc dalej podziwiając wszystko dookoła. Nie bałem się, że się zgubię, wszak szedłem wzdłuż linii kolejowej. Mogłem spokojnie odwrócić się i wrócić do domu. Udawałem się ku nieznanemu z uśmiechem na ustach, podczas gdy chmury ze wschodu zbliżały się coraz bardziej, a słońce przyodziało się już w pomarańczowo-czerwony płaszcz. Wiele razy miałem ochotę zboczyć z drogi i oddalić się od torów. Ale bałem się, że mógłbym się zgubić w tej nieznanej okolicy.
W pewnym momencie zza drzew i krzewów rosnących na zakręcie zobaczyłem coś dziwnego. Wysokie jakby stalowe konstrukcje. Przyśpieszyłem kroku, żeby zobaczyć to w całości. Gdy wyszedłem zza zakrętu zobaczyłem głęboką przepaść. Nad nią przerzucony był największy i najdziwniejszy most jaki w życiu widziałem. Nie mogłem powiedzieć żebym widział ich zbyt wiele, ale każdy był niewielki i drewniany. Niektóre miały barierki inne nie. Ten most jednak był wyjątkowy. Wykonany ze stali, i rozpięty na grubych kablach między dwoma stalowymi przęsłami. Szyny, którymi szedłem biegły po nim, a następnie ginęły w krzakach po drugiej stronie rozpadliny.
Spojrzałem w dół. Widok mnie zachwycił. Wszystko zdawało się być takie malutkie, że gdybym chciał zacisnąłbym drzewa i kamienie w pięści. Na dole przebiegała droga, a obok niej płynął wartki strumyk. Podziwiając piękno świata wszedłem na wielki most. Ciągle patrzyłem na dno rozpadliny. Z czasem zaczęli przechodzić tamtędy ludzie, jednak mnie nie widzieli. Dla mnie byli tylko maleńkimi punkcikami na szarej nitce drogi. Gdy już napatrzyłem się na tych przechodniów spojrzałem na wprost przed siebie. Ujrzałem wspaniały widok. Odległe góry, skąpane w blasku zachodzącego już słońca, porośnięte gęstymi zielonymi lasami. Widziałem jak ten niewielki strumyk nabiera pędu i zamienia się w szeroką rzekę. Nie posiadałem się ze szczęścia. Nigdy w życiu nawet nie wyobrażałem sobie, że może istnieć coś tak pięknego. Stałem więc zauroczony i wpatrywałem się dal.


Nazwaliśmy go Człowiekiem z Wysokiego Mostu. Nikt go nie widział wcześniej i nikt nie wiedział kim był. Wracaliśmy właśnie z fabryki. Szliśmy jak co dzień grupą wzdłuż strumyka. Byliśmy zmęczeni całym dniem pracy, więc niewiele rozmawialiśmy. Słońce już zachodziło, ostatnie jego promienie oświetlały most. Wszyscy wiedzieliśmy co tam jest i nikt nie zwracał na niego uwagi. W pewnym momencie ktoś z tyłu zawołał żebyśmy spojrzeli w górę. Stał tam z rozłożonymi rękami. Piękny, wspaniały, otoczony złotym blaskiem zachodzącego słońca. Chociaż był człowiekiem, wydawał się Bogiem. Stał tam na wysokości i miał zamiar skakać. Czekał jednak, aż wszystkie oczy zwrócą się w jego kierunku. Wszyscy przystanęli i wpatrywali się w niego.
Wszyscy oprócz mnie. Ja musiałem wiedzieć. Chciałem być z nim blisko, gdy to zrobi, chciałem widzieć wszystko. Szybko pobiegłem do skarpy i zacząłem się wspinać po nierównych wybitych dawno temu w kamieniu schodach. Co chwila odwracałem się by spojrzeć czy aby już nie skacze. Spieszyłem się jak tylko mogłem. W dole zbierało się coraz więcej ludzi. Wszystkie oczy skierowane były na niego. On dalej stał, czekał na nas. Czekał na mnie. Słońce coraz bardziej kryło się za lasem, a ze wschodu nadciągały ciemne chmury. Wspinałem się najszybciej jak potrafiłem. Gdy spoglądałem na rosnący tłum, widziałem, że ludzie byli zniecierpliwieni. Mimo to nikt nie odchodził. Nikt nie chciał przegapić tego chwalebnego dokonania. Już byłem prawie na szczycie skarpy, gdy tłum z dołu zawołał.
- Skacz!
Ryk tej masy ludzi słyszałem nawet na wysokości, więc on też musiał ich słyszeć. W myślach powtarzałem do siebie "Nie, jeszcze chwila". Spojrzałem na niego, czy już nie skacze. Stał tam jednak i wpatrywał się w dół. Wyglądał na zakłopotanego.
Gdy już byłem na moście niedaleko za nim znowu usłyszałem.
- Skacz!
Człowiek z Wysokiego Mostu złapał się za głowę i już chciał odejść od krawędzi. Stanąłem jednak za nim. Spojrzał na mnie.
- Czemu chcesz to zrobić? - zapytałem.
- Zrobić co? - odpowiedział wyraźnie zaskoczony.
- Skoczyć. - Zdziwiłem się, że nie wiedział o czym mówię. - Musisz być bardzo odważny, że chcesz się dla nas poświęcić.
Gdy to mówiłem słońce już była za horyzontem, a na niebie zapłonęły pierwsze gwiazdy. Tłum na dole był coraz bardziej niecierpliwy. A ja stałem naprzeciw niego i oczekiwałem na odpowiedź.
- Wcale nie chce skakać. Podziwiałem widok. Nigdy nie widziałem czegoś tak pięknego.
Zdenerwowałem się. Całe moje uniesienie z nim związane prysło. Nie mogłem zrozumieć czemu nam to robił. To była jego powinność, wszyscy na to czekaliśmy, wszyscy mieliśmy nadzieje.
- Czekaliśmy na ciebie. Nie możesz nas zawieść.
- Ale ja nie chce skakać.
Człowiek ponownie złapał się za głowę, przerażony wrzaskiem z dołu.
- Ja chciałem tylko ujrzeć widok, spojrzeć na wieczorne niebo.
- Skacz! - Ponownie słychać było tłum z dołu
- Skacz! - powtórzyłem.
Ponownie podszedł do krawędzi i popatrzył na oszalały tłum.
- Nie możesz nie skoczyć. - Podjąłem po chwili. - Uchroń się przed hańbą. Spójrz, tysiące słońc płonie tylko dla ciebie. Chmury już nadciągają, wiatr się wzmaga. Nie masz wyjścia. Musisz to zrobić. Dla nas.
Stał tam sparaliżowany strachem. Nogi mu drżały. Nie mogłem pozwolić na taką hańbę. On musiał spaść.
Podszedłem bliżej gdy patrzył na masy. Znowu dało się słyszeć.
- Skacz! - zawołałem razem z tłumem z dołu i pchnąłem go z całych sił. Usłyszałem wycie z dna rozpadliny i sam zawyłem razem z nimi.
Uh. Trafiło. Sugestywnie opisana naiwność, niewinność bohatera i krwiożerczość tłumu. Bardzo udane, jak dla mnie. Tu i ówdzie przydałoby się wstawić brakujący przecinek, ale ogółem napisane zgrabnie. Ciekawi mnie, jaka to muzyka cię natchnęła do napisania tego, ba, wręcz żądam tej informacji ;P. Gratuluję tekstu.
Dziękuję serdecznie, bardzo miło czyta się takie komentarze Smile

Co do muzyki, która mnie zainspirowała, to muszę się szczerze przyznać, że nie pamiętam co to było Tongue Tekst pewnej piosenki na pewno metalowej i nie polskiej kiedyś czytałem i zapadł mi w pamięć. Piosenka właśnie opowiadała podobną historię.

Mogę jednak zaprezentować kilka utworów, których melodia (bo już niekoniecznie słowa) natchnęły mnie w równym stopniu Smile





oraz inny tego samego zespołu



Cały tekst do poprawki przecinkowej. Ale dla mnie w tej chwili to się nie liczy.
To było coś innego, coś niespodziewanego. Świetnie poprowadzone, ciekawie przedstawiony narrator, taki żyjący w swoim własnym świecie, jakby równoległym do tego naszego. I ci ludzie w dole - nie wiadomo, kim są, czemu wołali, to wszystko jest tak wspaniale odrealnione!
To, że bohater musi skoczyć, żeby poświęcić się dla innych, kojarzy mi się z Jezusem; był też nawet fragment mówiący, że wyglądał on jak Bóg, to i też dlatego. Nie wiem jednak, czy to zamierzone, czy nie, ale tak mi się nasunęło. Ciekawie ciekawie ciekawie. Krótki tekst, a wiele mam relfeksji.
Cytat:Wyszedłem bez powodu. Tak po prostu, żeby się przejść. Szedłem gdzie mnie nogi poniosły.
Takie przechadzki są najlepsze. Wink

Cytat:Nie bałem się, że się zgubię, wszak szedłem wzdłuż linii kolejowej.
Nieco się gryzie.

Cytat:Piękny, wspaniały, otoczony złotym blaskiem zachodzącego słońca. Chociaż był człowiekiem, wydawał się Bogiem.
Uuu, podoba się ten opis, oj tak.

Podobają mi się wtręty na temat nieba, to jak stopniujesz zachód słońca, nadciągające chmury. To dodaje sporo do klimatu. Tory, lasy, wyrobiska, to wpływa bardzo pozytywnie na odbiór.
Jak wspominano powyżej, brakuje sporo przecinków, ale to pikuś. Historia jest dobra, niedopowiedzenia, tajemniczość, jakieś szaleństwo ukryte w tłumie na dole.
Jestem na tak. Udany tekst. Smile

Pozdrawiam!
no dobra, fabułę znałam wcześniej, więc niestety nie było zaskoczenia Sad
1. Interpunkcja - Toja odwieczna pięta achillesowa.
2. Opisy - w większości są plastyczne i ładne, czasami zdarzy się zgrzyt
3. Postaci - zagadkowe, przykuwają uwagę
4. Konstrukcja - jak najbardziej na plus, bardzo dobre spojrzenie czyimiś oczami
5. Fabuła - już Ci mówiłam, zanim ten tekst powstał: napisz to, patent jest dobry.

Ogólnie, poza zgrzytami technicznymi, podobało mi się, naprawdę. Chociaż, biorąc pod uwagę często powtarzający się "widok" pod koniec pierwszej części opowiadanka, zgaduję, że (jak zwykle, zresztą Tongue) nie dałeś odleżeć swojej pracy.