05-04-2010, 19:48
- Proszę opowiedzieć wszystko, co się wydarzyło tamtego dnia.
Poranne światło wlewało się do małego pokoiku na piętrze. Ptaki ćwierkały słodko za oknem, z kuchni dochodziły stłumione odgłosy porannej krzątaniny. Wszystko zdawało się być tak samo jak zawsze, ale...
Artur wyprostował się pod czujnym wzrokiem inspektora. Był nerwowym człowiekiem, a teraz jeszcze to...
- No więc... - zaczął niepewnie - 14 września dostałem zaproszenie na kolację od starej znajomej ze szkoły, Anny, na spotkanie z byłymi przyjaciółmi. Zaproszenie oczywiście przyjąłem. 19 września, kiedy miało się odbyć przyjęcie, wypadała sobota. Około siedemnastej razem z siostrą wyjechaliśmy do Anny. Dotarliśmy na miejsce jako ostatni, wszyscy już byli. O osiemnastej zjedliśmy kolacje, a pół godziny później Mariusz zaproponował, żeby zagrać w brydża lub w karty. Niektórzy usiedli przy stolikach i grali, a inni poszli posiedzieć na taras. Nagle usłyszałem krzyk i ujrzałem jak Feliks pada na podłogę. - ostatnie zdanie wypowiedział niemal z ulgą - To wszystko, co widziałem tamtego wieczora. Mogę już odejść?
"Cóż za marna osobowość" pomyślał inspektor z niesmakiem. Będąc już pewnym, że po godzinie przepytywania nie otrzyma żadnej wartościowej informacji pozwolił mu odejść.
- Mam nadzieję, że to co powiedziałem w czymś panu pomoże - powiedział Andrzej z szacunkiem, już z ręką na klamce.
" Zapewne" pomyślał z lekkim sarkazmem inspektor. Głośno powiedział tylko:
- Zobaczymy... tak czy inaczej dziękuje panu.
- Ehm .. nie ma za co. A... myślę, że może dowiedziałby się pan czegoś ciekawego od Emilii. Nie myślał pan o tym? Nie? To do widzenia..
- Stop! - wykrzyknął inspektor - Usiądź pan.
Andrzej z bolesnym westchnieniem powrócił na miejsce.
- Dlaczego uważa pan, że rozmowa z Emilią może dostarczyć czegoś istotnego do sprawy? - zapytał świdrując go wzrokiem inspektor.
- No.. przecież Feliks i Emilia byli razem w mieście przed pojawieniem się u Anny.
Inspektor z całej siły uderzył pięścią w stół, a Andrzej uznał za stosowne się ulotnić.
- Jak mam doprowadzić do końca to śledztwo - zwrócił się do kubka z kawą - skoro oni ani myślę mi w tym pomóc?
Wpatrzył się w pogodny widoczek za oknem. Kiedy zgodził się w rozwiązaniu tajemnicy morderstwa Feliksa Blacka, nawet nie przypuszczał, że podejmuje się tak żmudnej roboty.
- Bo im się wydaje, że wsypują siebie nawzajem - wyznał ponuro łyżce. - Ja rozumiem, że to przykre... ale... Ech.
Cała sprawa była wielką zagadką. Po sekcji zwłok, okazało się, że Feliks zmarł przez przedawkowanie morfiny. Odbyła się rozprawa w sądzie. Nikt nie został oskarżony o naumyślne spowodowanie zabójstwa. Uznano to za przypadkową śmierć wskutek przedawkowania narkotyku. Minęły cztery miesiące i na posterunku policji pojawił się najlepszy przyjaciel zmarłego, który widział się z nim dzień przed śmiercią, oraz lekarz. Z całą pewnością siebie oświadczyli, że Feliks nigdy nie brał żadnych tabletek, a co dopiero morfiny. "Znałem go jak brata - powtarzał uparcie jego przyjaciel - Jestem przekonany, że Feliks nigdy, nigdy nie wziął wcześniej morfiny do ust. To morderstwo." „Mój pacjent nigdy nie brał morfiny – oświadczył lekarz – Jedynie małe tabletki z witaminami, po których zażyciu całego pudełka z pewnością nic by się nie stało.”
To wyznanie pogmatwało wszystko. Jeżeli można uznać tą koncepcję za prawdziwą, kto w takim razie był mordercą i co zyskiwał na śmierci Feliksa?
Inspektor spojrzał w popękany sufit. Tyle pytań bez odpowiedzi... co by dał za coś, co rzuciłoby trochę światła na tę mętną sprawę...
Jakby odpowiedź na jego modły rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę wejść!
Skrzypnęły drzwi i do pokoju wsunęła się dziewczyna, którą widział już wcześniej. Wtedy była smutna i blada, teraz natomiast jej twarz zdobiła twarda determinacja.
- Witam pana – oświadczyła bez skrępowania – Wiem, że zajmuje się pan sprawą Feliksa i chciałabym panu pomóc wyjaśnić tą zagadkę. Nie znałam Feliksa osobiście zbyt dobrze, ale z tego co pamiętam, zawsze był dobrym człowiekiem.. Nie wiem, kto zabrał mu życie, ale chcę się tego dowiedzieć – oświadczyła, wyciągając lekko podbródek jakby rzucała wyzwanie.
- Proszę usiąść – inspektor poczuł cień nadziei.
- Dziękuje. Aha, moje nazwisko to Laura Kaczmarek.
- Miło mi – wyciągnął rękę – Janusz Sroka.
Powracając do tej niemiłej sprawy.. Mówi pani, że nigdy nie znała pani Feliksa?
- Mówisz – poprawiła go – bądźmy ze sobą po imieniu. Nie.. to znaczy… Moja siostra, Alicja przedstawiła mi go kilka lat temu. Zamieniliśmy ze sobą tylko kilka zdań i tyle. Żadne bliższe stosunki nas nie łączyły. Jego i Alicji też nie. Feliks był bratem jej… przyjaciela.
Inspektor pokiwał głową
- Rozumiem... Jednak z tego wszystkiego nie mogę doszukać się motywu. Po co ktoś mógłby chcieć śmierci Feliksa? Może ty masz jakiś pomysł co do tego? Szczerze mówiąc, coraz bardziej wątpię w to, że to nie jest wypadek. Wydaje się wprost niemożliwe, żeby Feliks mógł mieć jakichś wrogów. Na jego śmierci też nikt nie zyska. Może chodzi tu o to, że ktoś chciał go „sprzątnąć”… być może coś wiedział, o czym nie powinien wiedzieć, albo ktoś miał do niego urazę… Jak mogło wyglądać to w rzeczywistości? Zebrałem listę nazwisk, które wydają mi się najbardziej podejrzane. Może pani to coś rozjaśni.
- I co..?
- Hmm.. pierwsze to Piotr Dydna. Miał sporo możliwości dosypania morfiny do szklanki, a poza tym wykazywał niezdrowe zainteresowanie kogo uważam za winnego. Może po prostu chciał wiedzieć i nie było w tym nic złego, jednak zapisałem go. Nigdy nic nie wiadomo. Druga jest Anna Kowalczyk. Ona przygotowywała napoje, ale tu nie ma żadnego motywu. Wydaje się, że go nie ma… No nieważne. Mamy tu jeszcze Karola Runo. Z tego co wiemy, bardzo dobrze znał zmarłego… krążyły również o nim dziwne opowieści… Wszystko to na razie mętne, Ale każdy jego krok jest obserwowany. –zakończył z satysfakcją.
Laura drgnęła.
- No nie wiem… - zaczęła nerwowo – Dla mnie najbardziej podejrzanym jest Mariusz. Mariusz Majewski.
- Hm… jego nie brałem pod uwagę – mruknął inspektor – Wydawał mi się taki bezbarwny, bez życia, że sama myśl, że mógłby kogoś zamordować…
- I o to właśnie chodzi! – wykrzyknęła Laura ze wzburzeniem – Znam go, jest świetnym aktorem. Zawsze w powieściach kryminalnych tak jest – morderca jest poza podejrzeniami. Bez charakteru, delikatny i czuły człowiek, który muchy by nie skrzywdził. A potem… a potem wszystko wychodzi na jaw, ale jest już za późno… - zakończyła odrobinę złowieszczo.
- Brak motywu.
- Nie. Jak myślisz Janusz jakie są zazwyczaj motywy do zabójstwa? Nie chodzi mi tu o rzeczy materialne. Całą noc o tym myślałam, analizowałam wszystkie morderstwa, o których słyszałam. I okazywało się, że motywem była miłość, lub nienawiść. W większości przypadków, w których nie chodziło o rzeczy materialne. Mariusz miał…
-.. mógł mieć – poprawił łagodnie inspektor – Mógł. Nie rzucajmy oskarżeń ślepo…
-… a więc dobrze, mógł. Mógł mieć motyw taki… och, przecież wiadomo, że był zakochany w Ewie. Kiedy miał już się z nią zaręczyć, Ewa na jego nieszczęście poznała Feliksa… i to pokrzyżowało jego plany. Proszę się nad tym zastanowić. Mariusz nigdy im nie wybaczył. Nienawidził Feliksa, wszyscy o tym wiedzą. Jego ojciec jest aptekarzem – dorzuciła znacząco.
Na kilka minut zapadła cisza.
- Przekonałaś mnie – oznajmił w końcu inspektor – Mogło tak być… Ale zanim cokolwiek powiemy zbierzmy dowody o niewinności, lub winie… wszystkich podejrzanych.
- Masz rację – kiwnęła głową Laura. Zerknęła na zegarek – Och, zdaje się, że muszę już iść. Poszukam czegoś co by mogło mieć jakiś związek z tą sprawą i jutro porozmawiamy o naszych obserwacjach.
Dobrze?
- A więc jutro o tej samej porze.
„Tak… - pomyślał inspektor kiedy drzwi zamknęły się za Laurą – Ona i ja z całą pewnością dojdziemy do sedna sprawy. No! Koniec obijania się. Pójdę na spacer i trochę powęszę. O tak, Laura i ja jesteśmy na tropie… Żeby tylko zwierzyna nie uciekła”…
Zaśmiał się z własnego dowcipu.
Tymczasem Mariusz, niemający pojęcia o dyskusjach toczących się na temat jego udziału w całej sprawie, przechadzał się po mieście. A właściwie – włóczył bez celu. Jego myśli pochłonięte były sprawami nader ważnymi. Rozmyślał, co będzie po śmierci. Czy teoria duszy, czy reinkarnacji jest prawdziwa?
Ale oczywiście, kiedy on był zajęty jak uczonymi rozważaniami, jakiś człeczyna o natrętnym i irytującym głosie musiał mu to przerwać!
Zirytowany podniósł głowę i zobaczył niewielkiego osobnika, którego już widział, ale nie był sobie w stanie przypomnieć gdzie.
- Inspektor Janusz Sroka – oświecił go przybyły.
Mariusz dokonał rozpaczliwego wysiłku umysłowego.
-Ach – powiedział z ulgą, przypomniawszy sobie – To pan węszy o co chodzi w tej sprawie. Sprawie Feliksa. I co nowego wymyśliliście? – zapytał swobodnym tonem, graniczącym z obojętnością.
- Dużo, dużo, więcej niż można by się spodziewać – inspektor pokiwał tajemniczo głową.
- I kto to zrobił? – spojrzał mu w oczy Mariusz, niemalże z wyzwaniem.
- Dowie się pan tego, kiedy wszystko będzie już pewne – oznajmił twardo. – Będzie konieczne przesłuchanie wszystkich osób, mających udział w tej sprawie.
- Nie chcę mieć z tym nic wspólnego – oświadczył Mariusz, a w jego głosie zabrzmiała stalowa nuta – Nic, rozumie pan? Feliks odszedł do wieczności, i już nawet rozwiązanie tej żałosnej zagadki nie przywróci mu życia.
- To się jeszcze okaże.
Mariusz prychnął i obrócił się na pięcie.
(kolejna część.. już wkrótce)
Poranne światło wlewało się do małego pokoiku na piętrze. Ptaki ćwierkały słodko za oknem, z kuchni dochodziły stłumione odgłosy porannej krzątaniny. Wszystko zdawało się być tak samo jak zawsze, ale...
Artur wyprostował się pod czujnym wzrokiem inspektora. Był nerwowym człowiekiem, a teraz jeszcze to...
- No więc... - zaczął niepewnie - 14 września dostałem zaproszenie na kolację od starej znajomej ze szkoły, Anny, na spotkanie z byłymi przyjaciółmi. Zaproszenie oczywiście przyjąłem. 19 września, kiedy miało się odbyć przyjęcie, wypadała sobota. Około siedemnastej razem z siostrą wyjechaliśmy do Anny. Dotarliśmy na miejsce jako ostatni, wszyscy już byli. O osiemnastej zjedliśmy kolacje, a pół godziny później Mariusz zaproponował, żeby zagrać w brydża lub w karty. Niektórzy usiedli przy stolikach i grali, a inni poszli posiedzieć na taras. Nagle usłyszałem krzyk i ujrzałem jak Feliks pada na podłogę. - ostatnie zdanie wypowiedział niemal z ulgą - To wszystko, co widziałem tamtego wieczora. Mogę już odejść?
"Cóż za marna osobowość" pomyślał inspektor z niesmakiem. Będąc już pewnym, że po godzinie przepytywania nie otrzyma żadnej wartościowej informacji pozwolił mu odejść.
- Mam nadzieję, że to co powiedziałem w czymś panu pomoże - powiedział Andrzej z szacunkiem, już z ręką na klamce.
" Zapewne" pomyślał z lekkim sarkazmem inspektor. Głośno powiedział tylko:
- Zobaczymy... tak czy inaczej dziękuje panu.
- Ehm .. nie ma za co. A... myślę, że może dowiedziałby się pan czegoś ciekawego od Emilii. Nie myślał pan o tym? Nie? To do widzenia..
- Stop! - wykrzyknął inspektor - Usiądź pan.
Andrzej z bolesnym westchnieniem powrócił na miejsce.
- Dlaczego uważa pan, że rozmowa z Emilią może dostarczyć czegoś istotnego do sprawy? - zapytał świdrując go wzrokiem inspektor.
- No.. przecież Feliks i Emilia byli razem w mieście przed pojawieniem się u Anny.
Inspektor z całej siły uderzył pięścią w stół, a Andrzej uznał za stosowne się ulotnić.
- Jak mam doprowadzić do końca to śledztwo - zwrócił się do kubka z kawą - skoro oni ani myślę mi w tym pomóc?
Wpatrzył się w pogodny widoczek za oknem. Kiedy zgodził się w rozwiązaniu tajemnicy morderstwa Feliksa Blacka, nawet nie przypuszczał, że podejmuje się tak żmudnej roboty.
- Bo im się wydaje, że wsypują siebie nawzajem - wyznał ponuro łyżce. - Ja rozumiem, że to przykre... ale... Ech.
Cała sprawa była wielką zagadką. Po sekcji zwłok, okazało się, że Feliks zmarł przez przedawkowanie morfiny. Odbyła się rozprawa w sądzie. Nikt nie został oskarżony o naumyślne spowodowanie zabójstwa. Uznano to za przypadkową śmierć wskutek przedawkowania narkotyku. Minęły cztery miesiące i na posterunku policji pojawił się najlepszy przyjaciel zmarłego, który widział się z nim dzień przed śmiercią, oraz lekarz. Z całą pewnością siebie oświadczyli, że Feliks nigdy nie brał żadnych tabletek, a co dopiero morfiny. "Znałem go jak brata - powtarzał uparcie jego przyjaciel - Jestem przekonany, że Feliks nigdy, nigdy nie wziął wcześniej morfiny do ust. To morderstwo." „Mój pacjent nigdy nie brał morfiny – oświadczył lekarz – Jedynie małe tabletki z witaminami, po których zażyciu całego pudełka z pewnością nic by się nie stało.”
To wyznanie pogmatwało wszystko. Jeżeli można uznać tą koncepcję za prawdziwą, kto w takim razie był mordercą i co zyskiwał na śmierci Feliksa?
Inspektor spojrzał w popękany sufit. Tyle pytań bez odpowiedzi... co by dał za coś, co rzuciłoby trochę światła na tę mętną sprawę...
Jakby odpowiedź na jego modły rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę wejść!
Skrzypnęły drzwi i do pokoju wsunęła się dziewczyna, którą widział już wcześniej. Wtedy była smutna i blada, teraz natomiast jej twarz zdobiła twarda determinacja.
- Witam pana – oświadczyła bez skrępowania – Wiem, że zajmuje się pan sprawą Feliksa i chciałabym panu pomóc wyjaśnić tą zagadkę. Nie znałam Feliksa osobiście zbyt dobrze, ale z tego co pamiętam, zawsze był dobrym człowiekiem.. Nie wiem, kto zabrał mu życie, ale chcę się tego dowiedzieć – oświadczyła, wyciągając lekko podbródek jakby rzucała wyzwanie.
- Proszę usiąść – inspektor poczuł cień nadziei.
- Dziękuje. Aha, moje nazwisko to Laura Kaczmarek.
- Miło mi – wyciągnął rękę – Janusz Sroka.
Powracając do tej niemiłej sprawy.. Mówi pani, że nigdy nie znała pani Feliksa?
- Mówisz – poprawiła go – bądźmy ze sobą po imieniu. Nie.. to znaczy… Moja siostra, Alicja przedstawiła mi go kilka lat temu. Zamieniliśmy ze sobą tylko kilka zdań i tyle. Żadne bliższe stosunki nas nie łączyły. Jego i Alicji też nie. Feliks był bratem jej… przyjaciela.
Inspektor pokiwał głową
- Rozumiem... Jednak z tego wszystkiego nie mogę doszukać się motywu. Po co ktoś mógłby chcieć śmierci Feliksa? Może ty masz jakiś pomysł co do tego? Szczerze mówiąc, coraz bardziej wątpię w to, że to nie jest wypadek. Wydaje się wprost niemożliwe, żeby Feliks mógł mieć jakichś wrogów. Na jego śmierci też nikt nie zyska. Może chodzi tu o to, że ktoś chciał go „sprzątnąć”… być może coś wiedział, o czym nie powinien wiedzieć, albo ktoś miał do niego urazę… Jak mogło wyglądać to w rzeczywistości? Zebrałem listę nazwisk, które wydają mi się najbardziej podejrzane. Może pani to coś rozjaśni.
- I co..?
- Hmm.. pierwsze to Piotr Dydna. Miał sporo możliwości dosypania morfiny do szklanki, a poza tym wykazywał niezdrowe zainteresowanie kogo uważam za winnego. Może po prostu chciał wiedzieć i nie było w tym nic złego, jednak zapisałem go. Nigdy nic nie wiadomo. Druga jest Anna Kowalczyk. Ona przygotowywała napoje, ale tu nie ma żadnego motywu. Wydaje się, że go nie ma… No nieważne. Mamy tu jeszcze Karola Runo. Z tego co wiemy, bardzo dobrze znał zmarłego… krążyły również o nim dziwne opowieści… Wszystko to na razie mętne, Ale każdy jego krok jest obserwowany. –zakończył z satysfakcją.
Laura drgnęła.
- No nie wiem… - zaczęła nerwowo – Dla mnie najbardziej podejrzanym jest Mariusz. Mariusz Majewski.
- Hm… jego nie brałem pod uwagę – mruknął inspektor – Wydawał mi się taki bezbarwny, bez życia, że sama myśl, że mógłby kogoś zamordować…
- I o to właśnie chodzi! – wykrzyknęła Laura ze wzburzeniem – Znam go, jest świetnym aktorem. Zawsze w powieściach kryminalnych tak jest – morderca jest poza podejrzeniami. Bez charakteru, delikatny i czuły człowiek, który muchy by nie skrzywdził. A potem… a potem wszystko wychodzi na jaw, ale jest już za późno… - zakończyła odrobinę złowieszczo.
- Brak motywu.
- Nie. Jak myślisz Janusz jakie są zazwyczaj motywy do zabójstwa? Nie chodzi mi tu o rzeczy materialne. Całą noc o tym myślałam, analizowałam wszystkie morderstwa, o których słyszałam. I okazywało się, że motywem była miłość, lub nienawiść. W większości przypadków, w których nie chodziło o rzeczy materialne. Mariusz miał…
-.. mógł mieć – poprawił łagodnie inspektor – Mógł. Nie rzucajmy oskarżeń ślepo…
-… a więc dobrze, mógł. Mógł mieć motyw taki… och, przecież wiadomo, że był zakochany w Ewie. Kiedy miał już się z nią zaręczyć, Ewa na jego nieszczęście poznała Feliksa… i to pokrzyżowało jego plany. Proszę się nad tym zastanowić. Mariusz nigdy im nie wybaczył. Nienawidził Feliksa, wszyscy o tym wiedzą. Jego ojciec jest aptekarzem – dorzuciła znacząco.
Na kilka minut zapadła cisza.
- Przekonałaś mnie – oznajmił w końcu inspektor – Mogło tak być… Ale zanim cokolwiek powiemy zbierzmy dowody o niewinności, lub winie… wszystkich podejrzanych.
- Masz rację – kiwnęła głową Laura. Zerknęła na zegarek – Och, zdaje się, że muszę już iść. Poszukam czegoś co by mogło mieć jakiś związek z tą sprawą i jutro porozmawiamy o naszych obserwacjach.
Dobrze?
- A więc jutro o tej samej porze.
„Tak… - pomyślał inspektor kiedy drzwi zamknęły się za Laurą – Ona i ja z całą pewnością dojdziemy do sedna sprawy. No! Koniec obijania się. Pójdę na spacer i trochę powęszę. O tak, Laura i ja jesteśmy na tropie… Żeby tylko zwierzyna nie uciekła”…
Zaśmiał się z własnego dowcipu.
Tymczasem Mariusz, niemający pojęcia o dyskusjach toczących się na temat jego udziału w całej sprawie, przechadzał się po mieście. A właściwie – włóczył bez celu. Jego myśli pochłonięte były sprawami nader ważnymi. Rozmyślał, co będzie po śmierci. Czy teoria duszy, czy reinkarnacji jest prawdziwa?
Ale oczywiście, kiedy on był zajęty jak uczonymi rozważaniami, jakiś człeczyna o natrętnym i irytującym głosie musiał mu to przerwać!
Zirytowany podniósł głowę i zobaczył niewielkiego osobnika, którego już widział, ale nie był sobie w stanie przypomnieć gdzie.
- Inspektor Janusz Sroka – oświecił go przybyły.
Mariusz dokonał rozpaczliwego wysiłku umysłowego.
-Ach – powiedział z ulgą, przypomniawszy sobie – To pan węszy o co chodzi w tej sprawie. Sprawie Feliksa. I co nowego wymyśliliście? – zapytał swobodnym tonem, graniczącym z obojętnością.
- Dużo, dużo, więcej niż można by się spodziewać – inspektor pokiwał tajemniczo głową.
- I kto to zrobił? – spojrzał mu w oczy Mariusz, niemalże z wyzwaniem.
- Dowie się pan tego, kiedy wszystko będzie już pewne – oznajmił twardo. – Będzie konieczne przesłuchanie wszystkich osób, mających udział w tej sprawie.
- Nie chcę mieć z tym nic wspólnego – oświadczył Mariusz, a w jego głosie zabrzmiała stalowa nuta – Nic, rozumie pan? Feliks odszedł do wieczności, i już nawet rozwiązanie tej żałosnej zagadki nie przywróci mu życia.
- To się jeszcze okaże.
Mariusz prychnął i obrócił się na pięcie.
(kolejna część.. już wkrótce)