Via Appia - Forum

Pełna wersja: Niedorzeczna Łódź
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Opowiadanie pisane na konkurs, oczywiście nie wygrało niczego. Z założenia miało być urban fantasy, bliżej mu jednak do zwykłego fantasy. Podzielone na części w postach, bo za długie.

Nadzieja Matematyczna.
Jest to prawdopodobieństwo... iż... uzyskamy zakładany przez nas określoną wartość, nie, zaraza, jak to było... jest szacowana możliwość wystąpienie składowej o największej... uch... nie pamiętam.
Depresja matematyczna.
Jest stan umysłu studenta w trakcie sesji, gdy dochodzi się do wniosku, że prawdopodobieństwo niezaliczenia najbliższego egzaminu wynosi 1. Kurde, muszę to opatentować.
Uwzględniając obecnie czwartą nad ranem, egzamin o ósmej, psychopatycznego, pedantycznego profesora, materiał z całego semestru, mój przyćmiony umysł i krótką pamięć, prawdopodobieństwo, że nie opyla mi się wyjść z wyra wynosi... 6? Cholera, a czy wyniki nie powinny być od 0 do 1? Nie, depresja matematyczna rządzi się innymi prawami. Tu zawsze wiadomo, że będzie źle, pytanie tylko jak źle, więc mamy od 1 do nieskończoności. 6 to w takim razie nie aż taki zły wynik, przynajmniej w porównaniu do nieskończoności. Bo ta nieskończoność całkiem podobna jest do 8, przewróconej 8. A 8 to więcej niż 6. Nawet przewrócona. Wtedy powiedzmy, że przewrócona 8 równa jest 7. Ale 7 nadal większa jest od 8, to jest 6. Skoro tak, muszę przyjąć za prawdopodobne, że zawsze mogło być gorzej. Muszę więc wstać, ocucić się jakimś cudem, zacząć się uczyć... Spaaać... zawsze jest sesja poprawkowa...
...zaraz...zaraza... teraz jest sesja poprawkowa, mój ostatni termin.

Nieludzkim wysiłkiem, przymuszam siłą woli każdy mięsień, tkankę, komórkę w ciele, do tego by wstać i wyprostować się. Rozglądam się po pokoju. Dwanaście metrów kwadratowych z polewą nocną, zagraconych w każdym calu, zamieszkiwanych przez trzy dziewczyny.
Podchodzę do drzwi. Zapalam światło. Blask tysiąca słońc, ewentualnie z nowo wymienionej żarówki, oślepia mnie. Mam ochotę na kolacjo-śniadanie.
Piję napój energetyczny "Zróbtosam". Jego też kiedyś pewnie opatentuję. Skład: piwo, pepsi, mleko, kawa, cukier, krążki plussopodobne z kofeiną, jakieś tabletki na koncentrację zasugerowane przez aptekarkę, losowe-niezidentyfikowane trzy proszki od współlokatorki-lekomanki. Wstrząsnąć, nie mieszać. Jakby na to nie spojrzeć wygląda paskudnie. Wniosek: nie patrzeć w ogóle.
Wypić czy nie wypić? Oto jest zagwozdka. Jeśli wypiję i nic się nie stanie to będzie dobrze, jeśli wypiję i trafię po tym ze skrętem kiszek do szpitala to jeszcze lepiej, dostanę zwolnienie lekarskie i może poprawę uda mi się przełożyć. Same korzyści.

Ryzyk – fizyk – trup.
Gulp.

Wariant trzeci, oddam w pokłonach kiblowemu bożkowi całą zawartość mojego żołądka.
Oczywiście jest korzyść - nie chce mi się już spać. Nie chce mi się też uczyć. Postanawiam wyjść na miasto. W piżamie. Jak ma mi już walić, to po całości. Zakładam szpilki do kompletu. Nie za bardzo wiem, dlaczego. W jakiś niezrozumiały do końca sposób wydaje mi się to zabawne.

Idę na Piotrowską.
Brr... zimno. Dobrze, że wzięłam szlafrok. Do tej pory jeszcze go nie używałam. Ot, tak leżał sobie w szafie. Nie miałam pojęcia po co go wzięłam z domu. Teraz już wiem. To takie oczywiste, że w środku nocy zechce mi się wyjść w piżamie na ulice, i ze szlafrok wtedy będzie jak znalazł.
Ja wcale nie jestem szalona. To ta noc, to ona...
Nawet ładnie tu o tej porze, spokojnie i cicho. Ciemno, strasznie, zimno. Wracam do mieszkania.
- Przepraszam. - Słyszę zza siebie, blisko, zbyt blisko. Nie chcę się odwrócić. Intuicja każe biec, biec w szpilkach, przed siebie. Nie mogę się jednak ruszyć.
- Przepraszam bardzo, panią. - Odwróciłam się mimowolnie. - Może panią podwieźć?
- Ł...łódką?
- Łódką.
Kobieta... Nie mężczyzna. Te dziwnie upięte, przydługie włosy i szeroka podobna sukni szata każdego by zmyliły. Ten mężczyzna, psychol stoi na łódce. W rękach trzyma wiosło, uśmiecha się uprzejmie. Jakim cudem on się tu znalazł? To uczucie pod skórą, instynkt. Uciec, muszę uciec!
- Zapraszam, miejsca jest aż nadto.
- He, he, widzi pan, ja zupełnie nie w tą stronę, całkiem blisko mam i tak szczerze to jak zamierza pan popłynąć?
- Jeśli wsiądziesz, dowiesz się.
- Od kiedy to jesteśmy na ty?
- Od teraz.
Postępując nierozsądnie i wbrew logice, czyli jak zazwyczaj, wsiadam do łodzi.
- Płyń.
- Jesteś pewna?
- Jak cholera. Płyń, panie „Ty”.
Przez mgnienie oka, w uśmiechu mężczyzny widać było coś niebezpiecznego, ślad tryumfu, zadowolenia. Szybko jednak powrócił mu na twarz bezpłciowy, obojętny wyraz.
- Proszę usiąść wygodnie. I zostawić wszystko w moich rękach.
- Swoje ręce trzymaj przy sobie!
- Jak najbardziej.
- Że jak?
- Przez myśl by mi nie przeszło skalać panią.
- A ty jesteś jeden z "tych"?
- Tak, z "Tych".
Nie no nie dość że psychol, to jeszcze gej. Dla niektórych matka natura nie była łaskawa.
- Dlaczego jeszcze nie płyniemy?
- Przepraszam najmocniej. Już ruszamy. - Podniósł wiosło do góry, na mej twarzy wykwitł głupkowaty banan w oczekiwaniu chwili, gdy drewno uderzy o krawężnik, a świrek zbudzi się ze swego snu.
Odbiliśmy od chodnika.
Może powtórzę.
Odbiliśmy od chodnika.
Łódka ospale odpłynęła na środek ulicy, wzburzając w kocich łbach drobne fale. Mężczyzna, powoli i rytmicznie zanurzał w ulicy wiosło, tworząc kolejne falki i posuwając nas do przodu. Wychyliłam się za brzeg łódki, wyraźnie było widać, ze na jednej trzeciej swej wysokości zanurzona jest w ulicy. Spróbowałam złapać w garść jedną z falujących kostek brukowych. Wypłynęła mi z dłoni. Wychyliłam się do granic możliwości, wyciągnęłam pięść i uderzyłam w niefalujący bruk. Głośne stuknięcie, a przede wszystkim ból w kostkach, upewniły mnie co do autentyczności ulicy. Nie dane mi było jednak dalej badać granic rzeczywistości, gdy jakaś siła wciągnęła mnie z powrotem do środka.
- Proszę się nie wychylać, bo między Bogami a prawdą nie wiem jak źle to może się skończyć.
- Bogami?
- Słońcem, Wiatrem, Deszczem...
- Zrozumiałam, neopoganinie ty jeden!
- Nie wierzysz mi?
- Jezusie kochany! W chwili obecnej jestem w stanie uwierzyć w Ufo, Allacha, Buddę i hobbitów, więc nie pytaj mnie czy ci wierzę. Bo w całym swym ateistycznym życiu nie wierzyłam tak jak tu i teraz w ciebie.
- Miło mi słyszeć. Sugeruję rozkoszować się podróżą, jeszcze kawałek drogi przed nami.
Fakt, w tym tempie. Szybciej byłoby już na pieszo. Ale co tam, nie na co dzień zdarza się człowiekowi przepłynąć środkiem brukowanej ulicy w nocy. Tak Piotrowska z tej perspektywy wygląda zupełnie, hm... identycznie. Może trochę niedorzecznie. Łódka sama w sobie wydawała się o wielokroć ciekawsza od głównej ulicy miasta. Z początku, gdy tylko ją zauważyła zdawała sie być przeciętną, może trochę podniszczoną łodzią rybacką, teraz na jej fantazyjnie wywiniętym dziobie wisiała latarnia, tył rozrósł się wystarczająco by utworzyć nad wioślarzem baldachim, drewno nabrało ciemnej dostojnej barwy i kunsztownej oprawy, miejsca do siedzenia pokrywała miękka materia, cały kadłub powoli obrastała niezidentyfikowana biała roślina, trochę podobna do bluszczu.
Najciekawsze było jednak to, że wcale nie zauważyłam kiedy te zmiany nastąpiły. Wystarczyło odwrócić na chwile wzrok, a jakiś element zostawał podmieniony. W tym tempie zanim sie obejrzę zaraz z tego okręt flagowy powstanie.
- Płyniemy do końca ulicy?
- Jakiej ulicy?
- TEJ ulicy.
- Nie widzę tu żadnej ulicy. Jesteśmy na środku jeziora.
Rozejrzałam się, dla pewności. Nie ma bata to wciąż Piotrkowska.
- Taa, i co niby jeszcze widzisz?
- Piękne gwieździste niebo, bez księżyca, odbijające się w nim tak że wydaje się ono bezgraniczne, zjednoczone z jeziorem, nie idzie odróżnić gdzie kończy się jedno a zaczyna drugie. Cel naszej podróży nadal jednak skrywają ciemności …
- Ta jeszcze nie widać Placu Wolności.
- Miałem na myśli Świątynie Księżyca.
- No jasne, prawie bym zapomniała. Ty, a może jesteś UFO?
- Ufo?
- No wiesz takie nieludzkie ludki co ludzi porywają, z nieba na latających spodkach przylatują i ogółem stresują naszą cywilizację.
- Tak, w takim razie chyba jestem "ufem".
- Tee, pokaż czułki.
- Co?
- Zapomnij, że pytałam.
Rozłożyłam się wygodnie na obecnie znacznie powiększonej łódce. Jej ciągłe przemiany przestały mnie już dziwić. Tym razem skupiłam swoją uwagę na wioślarzu. Twarz to nawet przyjemną miało, gdyby nie te głupie ozdoby we włosach. O reszcie trudno cokolwiek powiedzieć, te fałdziste, obszerne ciuchy mogły skrywać wszystko.
Wszystko. Hm. To pobudza wyobraźnie. Zaraza, czy mi się wydaję czy... musiałam wstać. Zbliżyłam swoją twarz do Niezidentyfikowanego Obiektu Wiosłującego..
- Ty masz fiołkowe oczy.
- Dziwi cię to?
- Nie, w sumie nie.
Jak ma mi walić, to po całości. Hm, chyba już to dziś mówiłam. Nie można tak pięknej nocy zmarnować, a i okoliczności nie byle jakie.
Objęłam szyję wioślarza – ufoka – psychola. Wspięłam się na palcach, pocałowałam go w usta. Długo. Zabawny wyraz twarzy teraz ma.
Jakaś siła, bodaj ta sama co wcześniej, osadziła mnie z dużym impetem na moim miejscu.
- Nie teraz! - krzyknął wzburzony wioślarz.
- A kiedy?- zapytałam. - Co mnie odciągnęło, tym razem i wcześniej?
- ABS.
- ABS?
- ABS.
- Nie wiesz czym jest UFO, a znasz ABS?
- Szybko się uczę. Bezpieczeństwo ponad wszystko.
- W takim razie gdzie masz pasy? Wiesz jaki mandat byś dostał jakby cię policja złapała ze złamanie wszystkich przepisów drogowych? - i dodatkowo praw fizyki, dodałam w myślach.
- Spójrz na swe kończyny.
Roślina z grubsza przypominająca biały bluszcz oplata mi ręce i nogi. Kiedy? Jak? Bardzo delikatna w dotyku, nie pozwalała mi choćby o milimetr ruszyć palcem. Chyba powinnam zacząć się bać. Na twarz ufoka wrócił spokój, powrócił do rytmicznego wiosłowania. Zaczęłam świrować.
- Co zamierzasz ze mną zrobić?
- Zawieźć cię do mojej świątyni, i złożyć w ofierze.
- Dlaczego?
- Dla dobra tego miasta.
- Kim jesteś?
Uśmiechnął się.
- Księżycem.
- Ale dziś jest nów. Cień ziemi zasłania księżyc. Nie powinieneś czasem stracić moc czy coś, w tym stylu?
- Błąd. Skoro dziś nów, to mam urlop, mogę zejść na Ziemię i robić co dusza zapragnie. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
- Co to ma do rzeczy?
- Wszystkim ludziom w noc taką jak ta wydaję się, że ja sobie grzecznie czekam, do kolejnej nocy, aż cień ziemi przestanie mnie zasłaniać. Naiwni ludzie.
- Hej, a po co ta cała ofiara, dajmy może sobie z tym spokój...
- Nie. Raz na miesiąc udaje mi się z nieba urwać, nie odpuszczę takiej okazji.
- Dlaczego akurat Łódź? Tyle miast na świecie...
- Jestem sentymentalny. Dawno temu, w ludzkim znaczeniu słowa "dawno", była tu Moja Świątynia, Jezioro i Miasto. Wszyscy tutejsi ludzie oddawali mi cześć. Ach, to było takie piękne. Niestety wy jesteście tacy krusi. Miasto spłonęło w pożarze, świątynia opustoszała, jezioro wyschło. I to wszystko w przeciągu zaledwie kilku tysięcy lat! - zabrzmiał dramatycznie Księżyc. - Kiedyś każdego nowiu jeden z akolitów świątynnych przywoził mi świeżą ofiarę, oni wiedzieli że tylko wtedy mogę się na ziemi zjawić. To byli tacy dobrzy wyznawcy...
- To nadal nie wyjaśnia dlaczego Łódź. Mógłbyś sobie na przykład w takim Nowym Yorku polować na ofiary, tam pełno popaprańców tobie podobnych biega.
- Szczerze, to nie mam pojęcia jak mógłbym udać się gdziekolwiek indziej niż tu.
- A: utknąłeś?
- Po prostu zawsze gdy chcę trafić na ziemię trafiam tu. Ale nie przeszkadza mi to. Co najwyżej akolitów brak. Teraz wszystko muszę robić sam. Znaleźć dziewicę, złapać i zawieźć do świątyni...
- Nie mówiłeś czasem że świątynia została zniszczona?
- Istnieje. W mych wspomnieniach, w końcu jestem jednym z najstarszych i najsilniejszych Bogów.
- Ty całkiem serio z tą ofiarą?
- Nie będzie bolało. Ma się w końcu to wiekowe doświadczenie. I twoja ofiara miastu sie przysłuży, bo to nie tak, że ja tylko dla własnej przyjemności robię. W zamian miastem się opiekuje, przed katastrofami chronię, szczęście przynoszę...
- Coś ci to nie wychodzi.
- Ale się staram.
Zamilkłam. Nie miałam już pomysłów jak odwieść Księżyc od zabicia mnie. Ogarnął mnie spokój.
- Ale ja nie jestem dziewicą!
- Kurde, znowu.
- Jak to znowu?
- Siódmy raz z rzędu. Czy na tym świecie nie ma już dziewic?
- To może przerzuć się na mężczyzn.
- Bluźnierczyni! Żaden mężczyzna oprócz mnie nie ma wstępu do mojego Niebiańskiego Haremu!
- Niebiańskiego haremu? Ty nie chciałeś mnie zabić?
- Zabić dziewicę? Co za barbarzyństwo! Co za marnotrawstwo! Każda z ofiar, była młodą kobietą która na miesiąc zamieszkiwała ze mną, a potem wracała do miasta.
- Och, daj se luzu,j z tymi dziewicami. Chcę wycieczkę na Księżyc.
- Uświecona tradycja, to uświęcona tradycja. Bogowie nie kupują w lumpeksie, ani nie jedzą w Mc’Donaldzie. Proszę wysiądź.
- A mógłbyś tak przynajmniej podpłynąć pod moje mieszkanie.
- Ależ właśnie pod nim jesteśmy.
- Żartujesz? Nie ruszyliśmy się ani o krok?
Nie odpowiedział. Niechętnie, wysiadłam z łodzi. Naprawdę wolałabym zostać z nim.
- Zobaczymy się jeszcze?
- Głupia. Co noc możesz mnie zobaczyć.

Od tego czasu co noc oglądam nocne niebo i przyglądam się księżycowi. Coś mi się wydaję, że przytył ostatnio.
Współlokatorki po usłyszeniu mej historii, zgodnie stwierdziły że już nigdy nie powinnam próbować pić mojego napoju energetycznego "Zróbtosam".
Ale ja, ja wiem, skąd ta niedorzeczna nazwa tego niedorzecznego miasta: Łódź.
Ja sobie pozwolę wytknąć babole językowe, przeze mnie wyłapaneBig Grin

"Kurde musze to opatentować." - Kurde, musze to opatentować. (przecineczek)

"- Tee pokaż czułki." - - Tee, pokaż czułki. (znówTongue)

"- Nie w sumie nie." - - Nie, w sumie nie.

"- Hej a po co ta cała ofiara, dajmy może sobie z tym spokój..." - - Hej, a po co ta cała ofiara, dajmy może sobie z tym spokój...

"Wszyscy tutejsi ludzie oddawali mi cześć, ach to były takie piękne." - Po pierwsze podzieliłbym to na dwa zdania, a po drugie literówka - Wszyscy tutejsi ludzie oddawali mi cześć. Ach to było takie piękne.

"- Istniej wciąż w mych wspomnieniach, (...)" - - Istnieje wciąż w mych wspomnieniach, (...) (cosik urwało Big Grin)

"Żaden mężczyzna oprócz mnie nie ma wstępu o mojego Niebiańskiego Haremu!" - Żaden mężczyzna oprócz mnie nie ma wstępu do mojego Niebiańskiego Haremu!

"- Och daj se spokój z tymi dziewicami." - - Och, daj se spokój z tymi dziewicami. (i to "se" trochę mi się kłóci, ale to tylko moję widzimisię)

Co do samego opowiadnia, to bardzo przyjemne, lekko się czyta. Czytając parę razy fuknąłem przez nos z uciechy, chociaż na konkurs widać potrzebowali czegoś ambitniejszego Tongue
No dobra, błędów trochę było, to prawda. Selenia poprawiła, uwierz mi, ona zna się na tym znacznie lepiej Smile. Za to pomysł.. podszedł mi wybitnie. Humor taki fajny, nie wymuszony, a już patent z ofiarą przekozacki. Faktycznie bliżej temu do fantasy niż urbanfantasy. W zasadzie ta akcja mogła się zdarzyć wszędzie i właściwie w każdym czasie. He he.. zboczuszek z tego Księżyca, a i nie sądzę żeby wśród facetów więcej w dzisiejszych czasach było prawiczków, niż wśród panien dziewic. Pewnie będzie jakoś tak fifty fifty..
pozdrawiam
No tak, fabuła, miodzio – pięknie napisane i pomysł niesamowity. Z realizacją też nienajgorzej, tylko mam wrażenie, że nie lubisz polskich literek, się niemal z reguły nie ma ogonka przy „e”, na początku wynotowywałem, potem dałem sobie spokój. Trafiłem też jedno „ze”, wymienione poniżej. To co wyłapałem, poniżej. Ogólnie fajny kawałekBig Grin

„prawdopodobieństwo. że nie opyla” - a tu miast „.” jednak „,”

„rządzi sie innymi prawami.” - „się”

„A 8 to większa jest od 6.” - czemu „większa jest” - może jednak „więcej niż”?

„nocy zechce mi sie wyjść” - znowu „sie” - chyba to lubiszBig Grin

„cudem on sie tu znalazł?” - znowu.

„Panie Ty.” - ? - tu chyba zbyt daleki strzał.

„a świrek zbudzi sie ze swego snu.” - raz kolejny.

„się za brzeg łódki,” - łódki mają raczej burty niż brzegi.

„widać, ze na jednej” - a tu mamy „ze” zamiast „że”.

„zauważyła zdawała sie być przeciętną” - znowu „sie” :/

„zaraz z tego okręt flagowy z tego powstanie.” - tu chyba zostało coś po korekcie.

„Rozejrzałam się, dla upewnienia.” - jednak „dla pewności” - brzmiało by lepiej.

„w nim tak że wydaje się ono bezgraniczne, zjednoczone z taflą jeziora,” - ale tu chyba jeśli chodzi o „ono” masz na myśli jezioro, czyli coś nie tak z tą taflą jest. Nawet to multum jezior w dalszej części tego nie ratuje.

„znacząco wydłużonej łódce.” - a to wydłużenie imho zbędne zupełnie, bo niby względem czego? Może, jeśli koniecznie chcesz to opisywać, to w "smukłej" lub coś podobnego?

„O jaki zabawny wyraz twarzy ma.” - tu mi nie pasuje coś z szykiem.
Witaj,

Bardzo spodobał mi się Twój tekst. Napisany lekko i przyjemnie. Czyta się szybko. Kilka perełek też się znalazło, błyskotliwe podejście do tematu i ciekawa gra słów. Podoba mi się.
Jeśli martwi Cię ilość komentarzy pod tekstem zaanagażuj się bardziej w życie forum. Komentuj, a zostaniesz skomentowany.

MOJE SUGESTIE:

uzyskamy zakładany przez nas określoną - <zakładaną>
Jest <to> stan umysłu studenta
gdy dochodzi się do wniosku, - wytnij <się>
egzaminu wynosi 1. - wszystkie liczby powinno pisać się słownie
ocucić się jakimś cudem, - <jakimś cudem się ocucić>?
przymuszam siłą woli każdy mięsień -<zmuszam>?
wstać i wyprostować się. Rozglądam się po pokoju. - powtórzenie: się/się
Blask tysiąca słońc, ewentualnie z nowo wymienionej żarówki, oślepia mnie. - <Blask tysiąca słońc z nowo wymienionej żarówki, oślepia mnie. >?
i może poprawę uda mi się przełożyć. - <poprawkę z egzaminu>?
w piżamie na ulice, i ze szlafrok wtedy będzie jak znalazł. - wytnij przecinek, <będzie wtedy>
- Słyszę zza siebie - <za sobą>?
- Przepraszam bardzo, panią. - <przepraszam, panią, bardzo>?
i szeroka(,) podobna sukni(,) szata
Proszę usiąść wygodnie. I zostawić wszystko w moich rękach. - połącz te dwa zdania
- Przez myśl by mi nie przeszło skalać(,) panią.
Nie no(,) nie dość(,) że psychol, to jeszcze gej.
Ten mężczyzna, psychol stoi na łódce. - <w łódce>?
tworząc kolejne falki i posuwając nas do przodu. - <kolejne fale> i to posuwanie mi tu nie pasuje
było widać, ze na jednej trzeciej swej - <że>
upewniły mnie(,) co do autentyczności ulicy.
Szybciej byłoby już na pieszo. - <byłoby już iść pieszo>?
Ale co tam, nie na co dzień zdarza się człowiekowi przepłynąć środkiem brukowanej ulicy w nocy. - <Ale co tam! Nie na co dzień zdarza się człowiekowi przepłynąć łódką środkiem brukowanej ulicy.>?
o w całym swym ateistycznym życiu nie wierzyłam <w nic> tak jak tu i teraz w ciebie.
gdy tylko ją zauważyła zdawała sie być przeciętną, - <się>
Z początku, gdy tylko ją zauważyła zdawała sie być przeciętną, może trochę podniszczoną łodzią rybacką, teraz na jej fantazyjnie wywiniętym dziobie wisiała latarnia, tył rozrósł się wystarczająco by utworzyć nad wioślarzem baldachim, drewno nabrało ciemnej dostojnej barwy i kunsztownej oprawy, miejsca do siedzenia pokrywała miękka materia, cały kadłub powoli obrastała niezidentyfikowana biała roślina, trochę podobna do bluszczu. - zdanie tasiemiec. Jeszcze tak długiego na Inkaustusie nie widziałam! Pokrój na kawałki.
Wystarczyło odwrócić na chwile wzrok, - <chwilę>
zanim sie obejrzę(,) zaraz z tego okręt flagowy powstanie. - <się>
Piękne gwieździste niebo, bez księżyca, odbijające się w nim tak że wydaje się ono bezgraniczne, zjednoczone z jeziorem, nie idzie odróżnić gdzie kończy się jedno a zaczyna drugie. Cel naszej podróży nadal jednak skrywają ciemności … - spacja za dużo, <Piękne gwieździste niebo bez Księżyca, które odbija się w nim tak, że wydaje się ono bezgraniczne, zjednoczone z jeziorem. Nie da się odróżnić,zie kończy się jedno, a zaczyna drugie. Cel naszej podróży nadal jednak skrywają ciemności…>?
Ta jeszcze nie widać Placu Wolności. - <Jeszcze nie widać Placu Wolności.>?
nieludzkie ludki(,) co ludzi porywają, - nie podoba mi się to zdanie.
To pobudza wyobraźnie. - <wyobraźnię>
Niezidentyfikowanego Obiektu Wiosłującego.. - brak jednej kropki
drogowych? - i dodatkowo praw fizyki, - <I>
Roślina(,) z grubsza przypominająca biały bluszcz(,) oplata mi ręce i nogi.
Na twarz ufoka wrócił spokój, powrócił do – powtórzenie : wrócił/powrócił
Zawieźć cię do mojej świątyni, i złożyć w ofierze. - wytnij przecinek
Cień ziemi zasłania księżyc - <Ziemi>, <Księżyc>
Nie powinieneś czasem stracić moc czy coś, w tym stylu? - wytnij przecinek
i robić(,) co dusza zapragnie.
Wszystkim ludziom w noc taką jak ta(,) wydaję się, że ja sobie grzecznie czekam, do kolejnej nocy, aż cień ziemi przestanie mnie zasłaniać. - <wydaje się>, po <czekam> wytnij przecinek, <Ziemi>
- Hej, a po co ta cała ofiara, dajmy może sobie z tym spokój... - <- Hej! A po co ta cała ofiara? Dajmy może sobie z tym spokój...>?
Raz na miesiąc udaje mi się z nieba urwać, - <mi się urwać z nieba>?
Dawno temu, w ludzkim znaczeniu słowa "dawno", była tu Moja Świątynia, Jezioro i Miasto. - <Dawno temu, oczywiście w ludzkim znaczeniu słowa "dawno", była tu Moja Świątynia, Jezioro i Miasto.> ?
zabrzmiał dramatycznie Księżyc. - <odparł Księżyc>?
Kiedyś(,) każdego nowiu(,) jeden z akolitów
oni wiedzieli(,) że tylko wtedy mogę się na ziemi zjawić. - <pojawić na Ziemi>?
- A: utknąłeś? - wytnij <A:>
Po prostu zawsze(,) gdy chcę trafić na ziemię trafiam tu. Ale nie przeszkadza mi to. - <Po prostu zawsze, gdy chcę trafić na Ziemię trafiam właśnie tu, ale zupełnie mi to nie przeszkadza>?
Nie mówiłeś czasem(,) że świątynia została zniszczona?
W zamian miastem się opiekuje, przed katastrofami chronię, szczęście przynoszę... - <W zamian opiekuje się miastem, chronię je przed katastrofami, przynoszę szczęście...>?
Żaden mężczyzna(,) oprócz mnie(,) nie ma wstępu do mojego Niebiańskiego Haremu!
Niebiańskiego haremu? - <Haremu>
Każda z ofiar, była młodą kobietą(,) która na miesiąc zamieszkiwała ze mną, - <musiała ze mną zamieszkać>?
Och, daj se luzu,j z tymi dziewicami. - <Och, odpuść sobie już z tymi dziewicami>?
Naprawdę wolałabym zostać z nim. - <z nim zostać>
i przyglądam się księżycowi. - <Księżycowi>
Coś mi się wydaję, że przytył ostatnio. - <wydaje>
Współlokatorki po usłyszeniu mej historii, zgodnie stwierdziły(,) że już nigdy nie powinnam

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
MISIE bardzo podobałoSmile Sympatyczne to, lekkie, w sam raz na odprężenie. I rzeczywiście, to bardziej zwykłe fantasy niż "urban fantasy", ale jak dla mnie to bardzo przyjemny tekstSmile