Via Appia - Forum

Pełna wersja: Początek i koniec
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
--Początek i koniec--

Nigdy nie zgodzę się z zegarmistrzowską wizją świata ładu i harmonii. Nawet będąc dzieckiem, nie potrafiąc jeszcze poskładać w jeden obraz myśli i wydarzeń czułem podświadomie paradoksy wizji odgórnie ustalonego planu.
Przeznaczenie nie istnieje. Mój los nie jest z góry nakreślony w gwiezdnym kalendarzu zdarzeń. Każda sekunda mojego życia może przynieść triumf bądź zagładę, czasem bez żadnego widomego związku z sekundami poprzednimi. Każde zaczerpnięcie oddechu, każde spojrzenie oczu to jeszcze jeden mikrotryumf nad uniwersalną tyranią przypadku. W każdej sekundzie czasu JA-świadomość i ja-ciało mierzę się z innymi bytami w niekończącej się walce o przetrwanie.

Czym jestem? Dlaczego chcę trwać? Co trzeba zachować, a co można poświęcić żeby przetrwać? I wreszcie czym jest "chcę"? Brzemię wątpliwości z dawna zasiadłe w mojej głowie nigdy nie dawało odpocząć. Odzywało się zawsze, czasem słabiej, czasem mocniej, jak boląc ząb. Stosy dzieł filozofów, humanistów, teologów i matematyków - w większości brednie oblepione powierzchownością wniosków. Tak niewiele świadomości wzniosło się ponad - tak niewiele potrafiło szybować jak ptaki w przestrzeni bycia.

Tak, byłem jednym z tych zaczynających karierę w garażu ojca, zarywającym noce dla przeglądania niekończących się linijek kodu. Jak wiele razy upadałem, tonąc we wściekłości i łzach. Zawsze sam. Lecz zawsze też powstawałem by iść dalej. Nikt z mojego otoczenia, a zwłaszcza wiecznie zmartwiona matka i zapracowany ojciec, nie zawrócili mnie z drogi, którą obrałem.

Ewolucyjna ślepa uliczka. Zmiany środowiskowe tak szybkie, że powolne mutacje i naturalny dobór nigdy nie nadążą. Zbieg wszystkich okoliczności i moja wola, która spięła je w czyn...

Białko, węgiel - koniec. Nie będą więcej potrzebne. Ptak nie będzie musiał żyć by istnieć. Stworzymy go w nowej przestrzeni. I tak żyjemy w iluzji naszych zmysłów.


Siedział w głębokim fotelu, zanurzony w piankową, termostatyczną otulinę. Pasy krępujące kończyny w stawach napinały się w regularnym takcie. Błyski świateł, zdeformowane kształty ciał, powykrzywiane twarze -- kokainowy szał. Nurkowanie w głębinach swojego jestestwa, w otchłaniach dawno niedotykanych zakątków mózgu -- obszarach tak generycznych i starych -- niezmiennych od tysięcy lat, neuronowych obrazów Boga, strachu, matki i śmierci. Wielkie sale w ogromnym pałacu świadomości przebywane w biegu szaleńca, skok w skok, drzwi w drzwi. Kipiel neuronowej burzy, chaos kontrolowany -- mierzony zimnymi, polimerowymi sondami elektrod dotykającymi zaledwie powierzchni skóry gładko wygolonej głowy. Miriady sygnałów, w elektrycznym tajfunie kropel, płynęły kryształowymi światłowodami, zebranymi w grubsze pęczki przyłączone do obudowy mózgo-zgrywacza. Urządzenie zanurzone w półmroku pokoju, beznamiętnie rejestrowało układ sygnałów, poddając go analizie na kilkunastu milionach poziomów i tysiącach przedziałów czasowych. Z gmatwaniny elektromagnetycznych wibracji, w bezpostaciowej początkowo strukturze zgrywacza powoli tworzył się pseudo-kryształ. Po kilkudziesięciu minutach zabiegu niektóre jego części wykazywały dobre uporządkowanie, inne pozostawały wciąż bezpostaciowe, jednorodne. A wszystko we względnej ciszy. W pewnym momencie, pompa strzykawkowa ożyła. Tłok powędrował w dół, kolejna porcja szału trafiła do żył.

Bieg przez pałac świadomości nabrał szybszego tempa. Poszczególne pokoje, już nie do odróżnienia w widokach zlewających się w jeden, rozmazany, impresjonistyczny obraz. Kakofonia dźwięków z dzieciństwa, odgłos bijącego serca, suche słowa wykładowcy, stukot obcasów na bruku, oddech -- na chwilę jasne i odseparowane by w momencie stopić się w jedno z bukietem smaków i zapachów. Synestezja -- słowo w kolorze białej kartki słownika brzmiące czerwonym kolorem ust - wychynęło na chwilę, jak ręką rozbitka z kipieli świadomości, by po chwili pogrążyć się na zawsze. Wszystko -- co tylko istniało zajaśniało razem w jednej eksplozji zmysłów. Końcówki elektrod zajaśniały niebieskawym poświatą. Temperatura ciała podniosła się o kilka dziesiątych stopnia, a drgawki nasiliły się nieznacznie. Pompa zwiększyła obroty podnosząc przepływ chłodziwa w wymienniku ciepła. Pasy samozacisnęły się nie dopuszczając do zwiększenia ruchów kończyn.

Natężony sygnał popłynął do mózgo-zgrywacza. Tajfun impulsów przybrał na sile. Mimo, że elektryczne drgania z furią uderzyły w podzespoły urządzenia, tempo zmian pseudo-krystalicznej struktury pułapki wzrosło tylko nieznacznie. Proces zmian wymagał czasu i stabilności. Chłodu.

Sesje kokainowych zastrzyków powtarzały się jeszcze kilkukrotnie. Serum, powoli metabolizowane przez organizm dopływało cyklicznie, powodując wciąż nowe rozbłyski, na granicy przepalenia wątłej, białkowej matrycy świadomości.

Lecz wreszcie przyszedł ten moment, gdy transfer stał się kompletny. Wycieńczone ciało leżało bezwładnie w fotelu. Schładzanie dobiegło końca. Przewodami elektrycznymi nie płynęła furia i szał doznań a jedynie delikatny impuls synchronizujący pracę dwóch świadomości. Anestetyk płynący teraz w żyłach utrzymywał ciało i głowę w pół-śnie, w chemicznym spokoju.

Otworzył oczy... Wśród rozmazanych wrażeń widział tylko jedną rzecz dokładnie - zielone światło ma głównym monitorze, nieomylny znak sukcesu. Tyle prób. Tyle porażek. Dwa pokolenia samotności myśli. Ciągły pościg za bladym marzeniem. Niepewny i daleki horyzont, tyle razy na wyciągnięcie ręki i dwakroć częściej przesypujący się przez rozpaczliwie zaciśnięte garście. Wzrok poprawił się na tyle, że znaki na drugim monitorze stały się rozpoznawalne. Ostatnim wysiłkiem woli, broniąc się przed spadkiem w czerń snu spojrzał na obciążenie układu kryształu. Zaledwie dziesięć procent, zaledwie dziesięć procent, jeśli tak mały jestem wobec ogromu, to jak mali są oni - inni ?

Pasy krępujące rozsunęły się automatycznie już kilka godzin temu.

Dźwięk ostatnich słów rozniósł się w przestrzeni pokoju. Drgające membrany mikrofonów przetaczały impulsy w miedzianych żyłach przewodów...

– Sposób nie jest ważny bo w moim świecie pojęcie honoru nie istnieje. Jest tylko przyczyna i skutek. Wybór i cena. Nad wszystkim góruje świadomość. Dlatego też to nie Ty mnie zabijesz. To ja - moja świadomość - podejmuje tą decyzję. Nikt - starość, choroba, głód czy inna świadomość nie pokonają mnie. To ja, ja sam, nacisnę tłok strzykawki, abym nie istniał i nie był już więcej.
To ja tu piszę po nocach i nikt nic ani trochę. Ech....Sad
Na początek przyczepię się do tego rozstrzelenia tekstu, mimo iż dzieli się on na dwie części w sumie: przemyślenia i akcje.
Kilka literówek:

Cytat:JA-świadomość i ja-ciało
nie rozumiem, dlaczego pierwsze ja jest z wielkich liter?

Cytat:jak boląc ząb
bolący

Cytat:zielone światło ma głównym
na


Sam pomysł jest ciekawy, tekst dobrze dopracowany. Na początku przez te przerwy w tekście nie mogłam się skupić na czytaniu. Tak samo te podwójne myślniki, większość z nich ze spokojem można zastąpić przecinkami. Chyba, że to jakiś zamierzony efekt, którego nie rozumiem. Później mnie wciągnęło i zaciekawiło. Nie mogłam doczekać się końca i wyjaśnienia... Którego się nie doczekałam. Koniec jest zagmatwany troszkę.
Przez chwilę myślałam, że bohater 'zgrywa' na komputer swoją świadomość, jaźń. Jednak zakończenie:
Cytat:– Sposób nie jest ważny bo w moim świecie pojęcie honoru nie istnieje. Jest tylko przyczyna i skutek. Wybór i cena. Nad wszystkim góruje świadomość. Dlatego też to nie Ty mnie zabijesz. To ja - moja świadomość - podejmuje tą decyzję. Nikt - starość, choroba, głód czy inna świadomość nie pokonają mnie. To ja, ja sam, nacisnę tłok strzykawki, abym nie istniał i nie był już więcej.
sugeruje mi, że chodzi tylko o śmierć. W zasadzie lęk przed nią.
Dziękuję za recenzję i przebrnięcie przez całość. Z wszystkimi uwagami recenzenta/korektora się zgadzam Smile

A poza tym, każdy może oczywiście odbierać sens przekazu jak chce, ale z założenia, w akcji opowiastki chodzi faktycznie o zgranie się na komputer - wytworzenie kopii własnej świadomości, nieumierającej, niechorującej, etc. A samobójstwo miało być świadomym aktem uległości i akceptacji własnej nieprzydatności wobec czegoś bardziej doskonałego Smile

Dzięki raz jeszcze Smile

Pozdrawiam
Bardzo piękne pisanie. Początkowo myślałam, że to fantastyka. Ale nie. To coś znacznie wiecej.
"Końcówki elektrod zajaśniały niebieskawym poświatą." - o ile wiem poświata to niewiasta więc "niebieskawą" ;P

Nie jestem też pewien paru przecinków, a raczej ich braku, ale zobaczę co powiedzą inni ;P

Co do tekstu widać, że masz niezły warsztat (nie to co ja... Tongue) i badzo bogate słownictwo, co właśnie pomaga w tworzeniu takich sugestywnych obrazów. Poza tym bardzo mi się podobało, trochu ciężkawe, ale chyba właśnie o to chodziło. SF nigdy nie było moją mocną stroną Tongue
Ja też wyłapałam kilka interpunkcyjnych i stylistycznych chochlików. Proszę:

"Nawet będąc dzieckiem, nie potrafiąc jeszcze poskładać w jeden obraz myśli i wydarzeń, czułem podświadomie paradoksy wizji odgórnie ustalonego planu."

"Mój los nie jest z góry zapisany w gwiezdnym kalendarzu zdarzeń."- tutaj mamy już do czynienia ze zw. frazelologicznym. Mówi się: los jest zapisany w gwiazdach, coś jest z góry ustalone, itd. Poza tym...
Czasownik "nakreślić", podobnie jak i "naszkicować", "zarysować", sugerują, że coś jest nie ukończone, jest/ może być w fazie projektowania, obróbki, coś napisane/ narysowane naprędce, nie przyjęło jeszcze ostatecznego kształtu. Jeśli używamy określenia "z góry", mamy jednocześnie na myśli, że coś jest ostateczne, skończone, gotowe- przynajmniej tak "zakładamy". Dlatego bardziej pasuje mi w tym miejscu czasownik "zapisać"

"Każda sekunda mojego życia może przynieść triumf bądź zagładę, czasem bez żadnego widomego związku z poprzednimi sekundami."- nie wiem czy miałeś na myśli widomy czy wiadomy(literówka) związek? Zmieniłam szyk wyrazów- stylistycznie wygląda to lepiej

"Każde zaczerpnięcie oddechu, każde spojrzenie oczu to jeszcze jeden mikrotryumf nad uniwersalną tyranią przypadku." może lepiej: "Każde zaczerpnięcie oddechu, każde spojrzenie jest/ było kolejnym mikrotryumfem nad uniwersalną tyrania przypadku".

"W każdej sekundzie czasu, JA-świadomość i ja-ciało, mierzą się/ mierzymy się z innymi bytami w niekończącej się walce o przetrwanie.- koniecznym jest tutaj wprowadzenie przecinków.

"Co trzeba zachować, a co można poświęcić, żeby przetrwać?"


"Stosy dzieł filozofów, humanistów, teologów i matematyków - w większości brednie oblepione powierzchownością wniosków. Tak niewiele świadomości wzniosło się ponad - tak niewiele potrafiło szybować jak ptaki w przestrzeni bycia." Kilka zgrzytów stylistycznych:
- jeśli to świadomość ma się wznieść, to jak ptak (l.poj.)
- jeśli piszesz o ludziach (filozofowie, humaniści, itd.), to: tak niewielu potrafiło szybować
Poza tym... Jest jeszcze jedna kwestia, która nie daje mi spokoju, tj. "byt" i "świadomość". Tu już wkraczamy w cieśninę filozofii, więc trzeba trochę wysilić synapsy. Po prostu nie wiem jak ostatecznie pojmujesz te dwa pojęcia. Hmm, jesli pisząc "byt" masz na myśli nie tyle absolut, co byt materialny/ dystrybutywny- itotę (człowieka), to świadomość powinna być tym czymś PONAD bytem, czyli tym dynamicznym rozumieniem bytu, tj. "możnością-aktem". Jeśli tak, to nie rozumiem dlaczego raz piszesz: "Tak niewiele świadomomości wzniosło się ponad" a za chwilę piszesz "tak niewiele potrafiło szybować jak ptaki w przestrzeni bycia.". Z tym, że tak jak wspomniałam, w pewnych momentach niewiadomo czy piszesz o świadomości, czy o ludziach. Robi się małe zamieszanie.

"Tak wiele razy upadałem, tonąc we wściekłości i łzach. Zawsze sam. Jednak/ za każdym razem/ powstawałem <podnosiłem się>, by iść dalej."

"Zmiany środowiskowe tak szybkie, że powolne mutacje i naturalny dobór nigdy nie nadążą. Zbieg wszystkich okoliczności i moja wola, która spięła je w czyn..."- w pierwszym zdaniu siada styl. Poza tym w czytelniku rodzi się pytanie: Za czym nie nadążą? Drugie zdanie też troszkę wyrwane z kontekstu, nie wynika bezpośrednio z pierwszego.

"Brzemię wątpliwości z dawna zasiadłe w mojej głowie, nigdy nie dawało odpocząć."- tutaj też troszkę przyczepię się do stylu... Brzemię ciąży w mojej głowie, wszak mówimy o ciężarze, balaście, czymś wręcz niemożliwym do zniesienia (dosłownie jak i w przenośni). To zdanie wymaga "obróbki".

"Białko, węgiel - nie będą więcej potrzebne. Ptak nie będzie musiał żyć by istnieć. Stworzymy go w nowej przestrzeni. I tak żyjemy w iluzji naszych zmysłów."- ostatnie zdanie też można byłoby potraktować jako wtrącenie/ kontunuację. Przydałby się średnik, myślnik lub element słowny, konkretny znacznik, typu: W końcu i tak żyjemy w świecie iluzji. "Iluzja zmysłów" lekko mnie mierzi...

"Błyski świateł, zdeformowane kształty ciał, powykrzywiane twarze -- kokainowy szał."- o jeden myślnik za dużo

"Wielkie sale w ogromnym pałacu świadomości przebywane w biegu szaleńca, skok w skok, drzwi w drzwi."-"wielkie sale", "ogromny pałać"- za dużo tego naraz. O ile istnieje określenie "drzwi w drzwi", np.: Przyszło mi z nim miekszać drzwi w drzwi., o tyle w tym konkretnym przypadku piszesz o przemieszaniu się/pokonywaniu jakiejś przestrzeni, więc należy napisać "od drzwi do drzwi".
"Skok w skok"- hmm, tego to już kompletnie nie rozumię...

"Kipiel neuronowej burzy, chaos kontrolowany -- mierzony zimnymi, polimerowymi sondami elektrod, dotykającymi zaledwie powierzchni/skóry gładko wygolonej głowy."- znowu o jeden myślnik za dużo

"Kakofonia dźwięków z dzieciństwa, odgłos bijącego serca, suche słowa wykładowcy, stukot obcasów na bruku, oddech -- na chwilę jasne i odseparowane by w momencie stopić się w jedno z bukietem smaków i zapachów."- może lepiej : z początku jasne i odseparowane zlały się po chwili w jeden bukiet smaków i zapachów. Znowu o jeden myślnik za dużo.

"Synestezja -- słowo w kolorze białej kartki słownika, brzmiące czerwonym kolorem ust - wychynęło na chwilę, jak ręka rozbitka z kipieli świadomości, by po chwili pogrążyć się na zawsze."

"Wszystko ,co tylko istniało, zajaśniało razem w jednej eksplozji zmysłów."

"Pompa zwiększyła obroty, podnosząc przepływ chłodziwa w wymienniku ciepła."

"Pasy samozacisnęły się nie dopuszczając do zwiększenia ruchów kończyn."- może lepiej: Pasy zacisnęły się automatycznie, nie dopuszczając do...

"Mimo, że elektryczne drgania uderzyły z furią w podzespoły urządzenia, tempo zmian pseudo-krystalicznej struktury pułapki wzrosło tylko nieznacznie."

"Lecz wreszcie przyszedł ten moment, gdy transfer stał się kompletny."- lepiej:W końcu nastąpił/ nadszedł moment, w którym transfer stał się kompletny. lub W końcu transfer się zakończył.

"Przewodami elektrycznymi nie płynęła furia ani szał doznań, a jedynie delikatny impuls<,> synchronizujący pracę dwóch świadomości."

"Wśród rozmazanych wrażeń widział dokładnie tylko jedną rzecz- zielone światło na głównym monitorze, nieomylny znak sukcesu. "

"Ostatnim wysiłkiem woli, broniąc się przed spadkiem w czerń snu, spojrzał na obciążenie układu kryształu."

"Zaledwie dziesięć procent, zaledwie dziesięć procent<tutaj wstawiłabym myślnik lub wielokropek> jeśli tak mały jestem wobec ogromu, to jak mali są oni - inni<bez spacji>?

"Drgające membrany mikrofonów przetaczały impulsy w miedzianych żyłach przewodów..."- jestem kobietą, więc zainteresowanie sprawami technicznymi schodzi na ostatni plan, niemniej jednak...
Wydaje mi się, że drgające membrany mikrofonów przetaczają impulsy do przewodów

"To ja - moja świadomość - podejmuje tę decyzję."

"Nic - starość, choroba, głód czy inna świadomość- nie pokona mnie."

"To ja, ja sam, nacisnę tłok strzykawki, abym nie istniał i nie był już więcej."- troszkę drażni mnie ten zwrot "abym nie istniał i nie był już więcej"


Jeśli natomiast chodzi o samą treść, język, budowanie atmosfery czy narrację, to poradziłeś sobie naprawdę bardzo dobrze i za to duży plus.