Via Appia - Forum

Pełna wersja: Bentley Little "Pociąg Upiorów" - recenzja
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Przyznaję – dla gatunku grozy mam ogromne pokłady tolerancji, mając w pamięci fakt, że gros oryginalnych pomysłów został już wykorzystany i obecni raczej pisarze nierzadko powielają pewne schematy. Jednak istotnym jest, by taki schemat powielić dobrze i stworzyć interesującą lekturę.
Po książkę Little’a sięgnąłem zachęcony faktem, iż mam przed sobą dzieło autorstwa trzykrotnego laureata nagrody Brama Stokera, co miało zagwarantować, rzekomo, rozrywkę wysokich lotów.
I za to przekonanie zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię.
Amerykę zaczynają zewsząd nawiedzać upiory, mnożą się dziwne wypadki, zaginięcia ludzi i morderstwa, a całość zdaje się mieć związek z widmowym pociągiem pojawiającym się znienacka i sprowadzającym chaos.
Zamiast wciągającej i nasyconej grozą lektury otrzymałem niezwykle nieudolną i żenującą kalkę Mastertona, a dokładniej jego cyklu Manitou. Bentley zapożyczył Mastertonowy schemat „zemsty uciskanego ludu” i przerobił go po swojemu, sięgając jednak nie ku rdzennym mieszkańcom Ameryki Północnej (choć i oni się pojawiają na kartach książki), a imigrantom.
Owszem, pomysł ma potencjał, i można go było rozwinąć tworząc, jeśli nie majstersztyk, to, chociaż solidny rzemieślniczy produkt, jednak wady tegoż potworka są tak wielkie, że aż zadziwiające.
Pierwszym zarzutem są bohaterowie książki. Jest ich kilkoro, jednak każdy z nich ma jakiś związek z opanowującym USA chaosem. Bentley stara się czytelnikowi nieco ich przybliżyć, ale niestety – mnogość wątków i skakanie z od jednego bohatera do drugiego nie służy dobrze lekturze. Czytelnik nie ma, na kim się skupić i za bardzo wczuć jego rolę, na co wpływ też ma dość płaskie przedstawienie tychże, a także irytujące, nielogiczne zachowanie. Przykład? Proszę bardzo: dwie kobiety eksplorując ponurą piwnicę pod lokalną rezydencją znajdują kolekcję ludzkich części ciała i makabryczną kukłę. O ile jedna słusznie reaguje niemal palpitacją serca, to druga cieszy się jak dziecko.
Co do zachowań bohaterów nie sposób, nie zwrócić uwagi na głęboką polityczną poprawność wyzierającą z tekstu. Rozumiem, ktoś jest wyczulony na kwestie rasistowskie, ale to ma być horror, a nie moralitet pouczający o wzajemnej tolerancji. Opisy głębokiego szoku, jakiego doznają wrażliwi bohaterowie są zwyczajnie śmieszne i brzmią niezwykle infantylnie.
Z wielowątkowością wiąże się kolejny minus, mianowicie całkowity chaos gatunkowy: mamy tu zombie, nawiedzony dom, duchy, katastrofy na skalę krajową… jest tego tyle, że szybko zaczyna się czuć przesyt i człowiek ma ochotę odłożyć książkę z powrotem na półkę. Nie twierdzę, że autor winien się trzymać tylko jednego konceptu, ale wprowadzanie coraz to nowych „zjawisk” zamiast zwiększać napięcie powoduje tylko zamęt w głowie czytelnika.
Ale czymże byłby horror bez dobrego „grande finale”? Nawet, jeśli cała książka woła o pomstę do nieba, to świetny finał może ją przecież postawić na nogi.
Faktycznie, może… ale nie tym razem.
Dawno żaden książkowy finał mnie tak nie zawiódł, bo to, co się dzieje w „Pociągu Upiorów” w kulminacyjnym momencie sprawiło, że z jednej strony miałem ochotę się śmiać, z drugiej walić głową w biurko z bezradności, ponieważ większej bzdury oraz kiczu dawno nie było mi dane poznać. O ile wcześniej polityczna poprawność gdzieś tam pobłyskiwała w tle, to w zwieńczeniu fabuły lśni ona całym pompatycznym blaskiem wielbiąc Amerykę i jej szlachetne przymioty. Brakowało mi tylko opisu majestatycznej flagi USA pojawiającej się na niebie w tle i stadka białych gołębi.
Podsumowując, „Pociąg Upiorów” Bentleya Little to porażka. Beznadziejna, pompatyczna i mdła. Absolutnie nie polecam.
W skali od 1 do 10 daję 1/10. Solidne i zasłużone.

P.S. Autora jednak nie należy całkowicie skreślać. Od razu po „Pociągu Upiorów” sięgnąłem po jego „Dominium” i choć nadal jest kiepsko, to ta druga książka prezentuje się o niebo lepiej. Może jednak zostanę przez Little’a kiedyś pozytywnie zaskoczony.
Sprawnie napisana recenzja, emanująca świętym oburzeniem na bezpowrotnie stracony czas poświęcony lekturze. Kilka literówek i bez sensu wstawionych interpunkcji nie może i nie psuje całości (z tym drugim sam mam problemy).
Oburzenie na autora może być całkowicie nie słuszne, aczkolwiek nie znam człowieka, nie przepadam za tym gatunkiem literackim i nie słyszałem o książce ale mam pewne pojęcie o co biega i mogę wytłumaczyć ten fenomen na podstawie innych przykładów, które zaraz przytoczę.
Od chwili pojawienia się na poliskim rynku księgarskim Tożsamości Bourne'a, (czyli bardzo dawno) zaczytywałem się w powieściach Roberta Lundluma i co jakiś czas, pomiędzy świetnymi tytułami trafiałem na taką grafomanię, że żółkły mi kalesony i postanowiłem rozwikłać zagadkę. Okazało się, że wina nie leży po stronie chwilowych zaników talentu autora, a po stronie tłumaczącego, gdyż pośród lepszych i gorszych literatów, przekładu dokonywali ...tłumacze przysięgli.
Polski wydawca dochodził do wniosku, że jak pozycja zdobyła na zachodzie miano bestselleru, to może to tłumaczyć każdy matoł który zna język, bo skoro tłumaczy metryki urodzenia, to da sobie radę.
Żeby nie być gołosłowny perzytoczę jeszcze jeden przykład. Pracowałem kiedyś w redakcji gazety motoryzacyjnej prowadzonej przez makaroniarza, który po polskiemu cóś mówił ale już pisać ni w ząb, a zaistnieć chciał więc pisał po włosku i oddawał do tłumacza. Moim zadaniem było sprawdzać przetłumaczone teksty pod kątem merytorycznym.
No cóż jedni tłumacze umieją napisać, a inni tyko umią.
Napisałeś recenzję, która ma zniechęcać do lektury i ona spełnia swoją role ale proponuję następną taką negatywną opinię okrasić lekko humorem lub sarkazmem i zakończyć dobrą puentą, której brakowało książce.
Dałbym 4/5 gdybym posiadał takie uprawnienia.
Pozdrawiam
Dzieki za opinie:}
Faktycznie, tlumaczenie czasem drastycznie odbiega od oryginału i czyni z niego literacki odpowiednik Quasimodo jednak w tym wypadku kuleje samo wykonanie...nawet dobre tlumaczenie nie uratowałoby tej ksiazki. Ona po prostu jest chyba TYLKO dla Amerykanow.