Via Appia - Forum

Pełna wersja: Z pamiętnika Zenona Śliwy (nahajony po raz trzeci i ostatni, mam nadzieję)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Poniedziałek

Kod:
Słońce bije zawsze w weekend
Szukasz mostów bo przywykłeś
A ktoś inny z drugiej strony
Już odchodzi

Nie lubię poniedziałków, są zbyt śmiertelne.
Po tym, jak zabiłem cnotę prawą ręką i umyłem zęby pastą, która gwarantuje zdrowy uśmiech - potoczyłem się ze schodami w dół. Założyłem kurtkę, trala-lala
pod dwoma dziurkami wylotowymi, babcia dała mi czeko. Okazało się, że są ostatnie dwie kostki - nie sprzeciwiałem się, jednakże czułem na języku niepokój.
Potem zbrązowiał i poszedłem do szkoły. Rozmowa trybunowa z oczami szukającymi niewiedzy wyglądała tak:

- Dlaczego ja i on, normalni ludzie, twierdzimy, że Bruce w trzeciej części nie umarł, a ty jedyny sądzisz inaczej?
- Wcale tak nie sądzę. Sąd jest taki, że filmy jako dziewiątą muzę można również interpretować! Podam przykład - ktoś napisał Biblię. Biały Europejczyk
wyobrazi sobie białego Jezusa, a murzyn czarnego. Proste? Proste!
- ...
- Najlepsza filozofia życia to jej brak.
- Ble-ble.
- Bla-bla. Jestem ciekawy.

Gdy wracałem z zamiarem pośrednio napodłogowej egzystencji, moja kochana babunia (czasami trochę mniej) opowiedziała mi historyjkę tego dnia:
Otóż o dwunastej godzince jakiś facet w ciemnych okularach przeciwmgielnych i przydługaśnym płaszczu, uderzył dwoma paliczkami obwodu dolnego w mahoń.
Babcia rozwarła wrota nagrzane od witaminy C, a wtedy gość zaczął upuszczać łzy z nadmiaru żalu w zbiornikach. Mówił, że niedobór to też nadmiar (to tak zwany
błąd maślany), a brak mu teobrominy do uratowania ostatnich sekund życia. Gadał coś o żonach i dziecku, jednak babcia już nie odbierała bitów, bo jej zakres
wynosił osiem, a dziad miał aż szesnaście, i chwytając się za głowę odparła, że niestety nie posiada zamkniętego szczęścia zamrożonej chwili, na co chłop
zareagował bardzo źle. Jego odbiór wynikał prawdopodobnie z braku zainteresowania od strony matki ojca ciotki. Tak mówiła babcia, a babcie ponoć wiedzą
najlepiej (nie zawsze).
Na szczęście, chłop zmarł tuż przed drzwiami.

Morał na dziś: zawsze bierz po jednej kostce.


Wtorek

Kod:
Zapach komputera w dzień
Zapach komputera w noc
Moją strzelbą podmiot liryczny
szata za którą się chowam
moje słowa to dzieci
krwawią gdy mówisz że są złe
jestem ich psychologicznym ojcem
możesz zrobić badanie dna
okapu skądinąd utracę dziedzictwo
jedyną spuściznę głowy
wychowanie jest niemożliwe
skoro świat wieloowocowy
A dyskusję co uciekły
przez pory na seks
są jak króliki odległe ruchome
tak idzie

Normalne dni, jak każde.
Kobieta, starsza pani, raczej anata niż frau, z ustami tak ściśniętymi, że jeśli porównać wargi człowieka do jabłka, to ona miała ogryzek, a owe wargi były
prędzej Tolkiena, niż jej, naparzała jęzorem, jak to jej małą córeczkę w nocy zabił kocur, ot zwyczajnie niezwyczajny, tajemniczy futrzak, z oczami leniwymi
jak ja podczas wchodzenia w portal w monitorze, alibacyjnie czcząc każde słowo wypowiedziane przez mojego prywatnego mentora, o którym nie wie nikt, bo nie
istnieje. Uff, lato podczas zimy jest wkurzające. Wolę zdecydowanie zimę w lecie - o tak, tak więc ta kobieta, do której jedynym pasującym ciuchem był kaftan
niebezpieczeństwa, a wychowywał ją chyba Wicek Mostowiak, przesyłała do mnie wiadomości, a wynikało z nich, iż chciałaby cofnąć czas i zabić tego kota przed
śmiercią córeczki.
Po paru latach świetlnych, cofnęła się w czasie (a to jest różne od cofnięcia czasu, zapamiętaj dziecinko) i dokonała zbrodni na niewinnym wtedy jeszcze
nosicielu i tym samym roznosicielu pcheł i innych pasażowalnych pasożytów nie pasujących do twojej pasji. Zrobiła to tarką, taka była wkurzona. Wkurzona,
bo często widziałem jak biegała z odkurzaczem za kotami, ukrytymi pod stolikiem na nic. Ale mniejsza o to, zabiła miauka i dziecko żyło.
)A teraz, proszę państwa, panie i panowie, transwestyci oraz całuśne lesbijki - czas na ALE!!!(
Ale wówczas, gdy uspokojona i niczego niespodziewająca się (tak, chcę was potrzymać w niepewności) matka bujała się do piosenek Waglewskiego, dziecko sobie
rosło i rosło jak pieniążki postreligijnej radiostacji psychobadawczej z białą kokardą i oranżowymi okularkami na czele, aż w końcu w wieku piętnastu lat,
posługując się językiem kolokwialnym oraz potocznym (co z tego, że oba słowa znaczą to samo), chcąc trafić do młodzieży, pieprznęło w podłogę. A tak bardziej
szczegółowo, coś mu się bzyknęło w Przełyku Ciemnych Myśli i zabiło swoją matkę, oskarżając ją o brak zainteresowania z jej strony. Tak to właśnie jest na
tym świecie. Zimno mi, ubiorę się cieplej. Ciepło mi, ubiorę się zimniej (choć raczej rozbiorę).

I kiedy ktoś mnie pyta, odpowiadam, że nie zabłądzi. Lecz poważniej: i kiedy ktoś mnie pyta, po co idę, odpowiadam, że jeszcze mnie nie zagazowali.


Czwartek (bo nikt nie mówił, że ma być po kolei)

Kod:
Moja szata płacze od każdej spadającej bomby
A czoło me cierpi z zapomnienia słowa "dobry"
Nogi w klęsce na wskutek godzin bezbiegu
Cały czas tęsknię za ziemią pozbawioną reguł

Zepsuli mnie hodowcy czarnych koni.
Dusza na wierzchu. Otworzyłem puszkę napoju, którego nazwy nie wymienię, z charakterystycznym dźwiękiem pee-pssi i uchyliłem, uniosłem, przytknąłem - bulgot.
Radosny bulgot budzący zaciekłego bojownika, publicystę pytajnika, czarnego gnoja. Czwartek był tłusty, jak zwykle. Zwyczajnie wielki dzień świąt i
kolorowych gazet na zdjęciach, czy jakoś tam tak. Tak i nie. Nie czy tak. O kurde, miesza się w głowach od haseł pełnych elektropustoty, wszystko co przyjdzie
na myśl, zostaje zapisane w pamięci wszechświata. RAM mam, sram ramami z ramą przez duże r. Boli mnie rozsądek, który już nie prowadzi, zaczyna prowadzić
nas hegemonia. Nas, NASA - owszem, brzmi dziwnie, brwi podniosły ci się na pożegnanie z poezją, ale cóż, dobrze, w nie-porządku moralnym odnajdę zabójstwo.
Nadmiar sił to niedobór sił prawdziwych. Popraw mnie, jeśli możesz, usuń ostatnie słowo, jeśli masz nożyczki, albo cokolwiek, co mogło by przeciąć tę czerwoną
linię nienawiści, kochanie. Zabłądziłaś w moim umyśle, a może to ja zabłądziłem mająć cię na myśli. Każda droga do domu, jedna prowadzi do śmierci.
Czwartek nie jest śmieszny. On jest śmieszny.
Taaaak, śmiechowy czwartek. Pełen luz, spięty na ostatni suwak. Nie odpływaj za daleko, bo utkniesz w głębinie.

Pytanie kajakowego brzmi: kaj? jak?, acz wyłącznie wybitna jednostka potrafi tak skakać, by nie złamać nogi.


Piątek

Kod:
Gubisz się w wynikach
Jesteś nikim
Głupotą nieskrywaną
Zganiasz na system
         na chorobę
         na dzieci
Dziękuję gazowi że jest

Okres polibacyjny, uczucia odeszły w niepamięć. Świat się pogubił, a ty próbujesz odzyskać ostatnią część, której tak bardzo ci brakuje, że aż nie dostrzegasz
pozostałych. Bo to już tylko pozostałe. A nie inne. Pogubiłem się sam.
Zastanowienie ogólne nad czasem. Nad ogółem żywota twoim i kota, matki i ojca, córki i syna, sukincórki co kradnie ogórki, i w ogóle. Z twojego oczomózgu to
nienormalne. Ale zaraz, co jest normalnością?
Piątek każe się zastanowić. Dlatego odpływasz w komputer i niszczysz swoje poprzednie dane. Dane szukane. To dla ciebie nieistotne, nie ma już w tobie potrzeby
pokutowania, nie ma, nie ma nic. Tylko ty i procesor. Gasicie oddech. Rozmawiacie o dupach. Niszczycie ciała. Budujecie cienie.

Każde przesilenie, żeby nie wiem jakie, musi się kończyć kacem.


Środa

Kod:
Jedyny dzień który kochać naprawdę
to środa
bo
czemu szukacie ideału
w hiperboli
zamiast stać dzielnie w środę
z solą w oku i cukrem na języku
a co gdyby stać bez
bez niczego

Dzień normalny, o ile zatytułowanie go w ów sposób nie zaburzy tolerancji mnichów. Taki zwykły, i to w pewnym sensie czyni go niezwykłym. Zamiast topić się
w smutkach i radościach, lepiej być pogodnym. I nie mam na myśli meteopatii. Zależność pogody od ciebie, wydaje się to niemożliwe? A jednak. Człowiek potrafi
to zrobić, każdy może uśmiechnąć się, a świat mu odda. Zauważ, że Kopernik kopnął w Ziemię, a ona mu oddała. Mikołaj w wieku siedemdziesięciu lat kopnął
w kalendarz. Czy synonimem stania bez niczego jest stanie ze wszystkim? Spełnienie, niby do niego dążymy, ale już Kochanowski zauważał w Śnie namiastkę śmierci.
Środa jest dobra, kiedy coś jest nieprzesłodzone i nie zgorzkniałe, mówimy o tym, że jest dobre. Hegel nie poda ci ręki, Zofia nie poda ci ręki, Nicze nie poda
ci ręki, i ja też ci jej nie podam. Bo widzisz, wystarczająco boję się o siebie.

Zaprawdę powiadam wam - każdy ma prawo do szczęścia. Lecz nie wolno przedawkowywać. Jedna kostka zawsze obowiązuje. Jedna kostka przed snem, nie więcej!
Gdzie leziesz?! Zostaw tę pieprzoną lodówkę!!!


Sobota

Kod:
Czy uśmiech zawsze pasuje do świata
w chwili obecnej gdy idę z szampanem
ktoś krzyczy ser
i się uśmiechamy
na zdjęciu

a później
kiedy już wracamy
ktoś bierze nóż
w chwili obecnej gdy idę z szampanem
czy uśmiech zawsze pasuje do świata

Fałszywy uśmiech. Uśmiech spowodowany tym, iż dwa wolne dni, a nawet trzy, bo oszukujesz własne sumienie, karmisz je kolejną ułudą, doprowadzającą cię do szału.
)A teraz, panie i panowie, panowie i panie (żeby nie było nie-równouprawnienia, ech - i tak już za...) - kolejna porcja AL!!!(
)COŚ GŁOŚNEGO(
Ale, jednakże, lecz przecież, aczkolwiek, jeżeli istnieje szaleństwo zatopione za wzrokową skałą, nie powinienem się obawiać. A tymczasem jestem jednym wielkim
kłębkiem obaw, nerwów, emocji. I tak się toczę, a kotek się mną bawi.

Już nadszedł czas na autotematyczny moralizatorski kit - nie ufaj mi bezbrzeżnie, jestem tylko gorszym od ciebie małym chłopcykiem.


Niedziela

Kod:
to już na [nie]szczęście ostatni wiersz
ostatni dzień żeby wyzbyć się gówien
schowanych głęboko w sercu
jak fusów z i tak dodupnej kawy

Niedziela jest obietnicą. To taka rymowana proza, biała liryka. Niedzielny człowiek, mały człowiek, pozbawiony skrupułów, a strupy wszelkie już niewidoczne.
Od biedy pół biedy, niedziela wzbogaca. Nawet jeżeli się w smutku zatracasz. Wdychasz powietrze z materaca, a matryce - one są jak liniiijki.

Ostatnimi słowami - poszukuję sensu. I to ma sens właśnie.