Via Appia - Forum

Pełna wersja: Tajemnicza sprawa darmowej zupy.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Wiadro pełne soczystych malin stoi w kącie straganu, zaraz za rogiem, obok sterty niedomytych bakłażanów. Przyjeżdża nowy transport i spocony sprzedawca wyciąga pieniądze, daje je kobiecie, która pracuje w firmie przewozowej, a ta uderza go w twarz. W ten sposób dobijają targu, a on zadowolony daje jej truskawkę prosto do ust.

Dwie godziny później przychodzi dwudziesty siódmy klient i prosi o nożyczki. Papryczki, zarówno zielone jak i żółte, nie mają zamiaru leżeć w milczeniu i uderzają w stół, zrywając z haka wpół rozwarte "krawieckie żeliwne stare Nierdzewne Przedwojenne ostre mocne krzepkie chętne i o ciętym humorze popromienne" nożyce. Klient płaci, ale tylko jedną czwartą ceny, ponieważ chciał nożyczki, a nie. Wiadomo.

Sprzedawca kłania mu się w pas i wtedy pada pierwszy cios. Grom z jasnego nieba rozpoławia stragan do samej ziemi. Ratują się wiśnie, chwytają za szypułki radosne truskawki, a dziesięć minut później, gdy jest już zupełnie za późno, zjawia się spóźniony transport popołudniowy - ta sama kobieta dalej przeżuwa truskawkę, wyrywa zdumionemu klientowi nożyce, sama daje mu nożyczki, on dopłaca jej trzy czwarte ceny poprzedniej, co razem daje dwanaście.

Następuje w mieście paraliż - ludzie przestają używać słodyczy, jedzą wyłącznie warzywa i karton, wszelkie skrzynki z plastiku są na wagę złota, na czarnym rynku pojawiają się gumowe rękawiczki, owoce i śledzie w puszkach z azotu. Każdy, kto ma kota, wzywany jest na komisariat policji, zaś kto hodował ryby lub świnie, musi wymienić je na kus-kus i stek z rekina, nawet jeśli jest ubezpieczony od nieszczęśliwych wypadków, ma pióronochron, a jego stragan został doszczętnie zniszczony.

Sprzedawca płacze rzewnie, dzwoni do żony, ale tej drży telefon w miejscu publicznym niekoniecznie, chociaż w jej przypadku to sprawa wątpliwa. Nie odbiera, jęczy, on się męczy, dalej dzwoni, kobieta z transportu grozi mu nożycami, skarży się na wieczną truskawkę, że się ją żuje bez końca, a wypluć nie chce. Klient odchodzi z nożyczkami, szczęśliwy mimo kryzysu, bo marzył o nożyczkach. Bakłażan bierze kąpiel, firma przewozowa plajtuje, sprzedawca potrąca wiadro malin głową i wtedy odbiera jego żona.

“No hej, kiełku!”, mówi jej z czereśnią w nosie, bo tortury słodkie mu sprawia kobieta z firmy przewozowej, “wydzwaniam, bo piorun. U ciebie w normie?”, pyta ją, a usta ma już przy samej ziemi, bo zbiera goździki, które specjalnie porozrzucała dwudziesta ósma klientka. Kobieta z firmy przewozowej odjeżdża zaraz po tym jak ostatni bakłażan domywa się pod pachami, czego ona znieść nie może, bo uwielbia zapach bakłażana na brudaska - mówi zawsze dzieciom swoim: “bakłażan przed kąpielą podam gościom moim”, a one płaczą.

Klienci zaczynają się kłócić, padają słowa otuchy i kolejne gromy z niejasnego już nieba. Przyjeżdża porucznik, gruby jak serdel, ze skonfiskowaną świnią na smyczy - takie rozporządzenie, wyjaśnia, żeby zwierzęta nasmyczne bezzwłocznie pociągać za sobą. Świnia wrzyna pysk w pyry i młóci kopytami liście sałaty, na co ona nie wyraża zgody, ale po chwili rozmarzona godzi się na wszystko. Wtedy przyjeżdża z powrotem kobieta z firmy przewozowej - ma białawe włosy - i zjawia się żona sprzedawcy z telefonem w sektorze prywatnym.

Zaczynają rozmawiać: policjant, truskawka żujka, kobieta z firmy przewozowej i żona sprzedawcy oraz Sam, sprzedawca. Grom się wtrąca, zapada cisza. Truskawka nie zgadza się na takie traktowanie, kobieta dzwoni do żony sprzedawcy, ta się wykręca, policjant wyjmuje gumową pałkę i odkłada ją na bok, sprzedawca chwyta go za słowo i mówi: “świnia miała być na smyczy tylko w czasie gromobicia”, wtedy policjant spuszcza świnię, a ją uderza grom z jasnego nieba, zaczyna świtać i bakłażan prosi wszystkich o rozejście się, bo pragnie spać.

A morał z tego taki, że gdzie dwóch się tarmosi za włosy na nogach, tam trzeci i czwarty podbiera karpie, gdyż w międzyczasie, klientka numer dwadzieścia osiem, zabrała ze stoiska ząbek czosnku i pieczarkę. Będzie dziś miała zupę za darmo. Sprawę zgłoszono na następny dzień wieczorem, i porucznik przyznaje, że choć wszystko widział, to jednak kozłem ofiarnym została gromobitna świnia, bo za kłem miała goździk. “Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”, mówił w wywiadzie. Do dziś ludzie zachodzą w głowę - “o co też mogło mu chodzić?”
O co też mogło mu chodzić? - zastanawiał się Laj.
Wiesz, lubię absurd. Lubię, kiedy cały tekst nurza się w jego oparach. Natomiast łatwo coś takiego spieprzyć, bo to delikatna materia. Ale Ty nie spieprzyłeś. Pokazałeś, że umiesz się poruszać w tych obszarach i za to duże brawa dla Ciebie.
Niby zwykły targ, ale nie zwykły. Jak ze snu, gdzie pojawiają się zupełnie niezwykłe rzeczy, przynajmniej dla nas, ale bohaterowie traktują je zupełnie normalnie.
Kilka razy fajnie pobawiłeś się słowem, na przykład "oraz Sam, sprzedawca".
Od czasu do czasu zdarza Ci się przesadzać z nagromadzeniem absurdu (wedle zasady, że nie wszystkie przypadkowe zbitki słów obok siebie są śmieszne), ale takich momentów jest mało i nie rzutują tak bardzo na całość.
A całość oceniam bardzo pozytywnie. Warsztat pomysł i wykonanie na piątkę Smile
Podpisuję się pod komentarzem Laja.
Uwielbiam, kiedy ktoś umiejętnie posługuje się absurdem. Ty robisz to mistrzowsko. Stworzyłeś zupełnie surrealistyczny obrazek, który mi osobiście niesamowicie przypadł do gustu.
5/5, czekam na więcej takich tekstów Smile
Nie lubię takiego "pierdzielenia", bez obrazy. Ta petarda wgłąb wyobraźni przypomina człowiekowi o jedzeniu.
Zbyt chaotyczne, ale to moja opinia, a moje opinie się przecież nie liczą. Myślałem, że będzie lepiej.

psst! niektórzy lubią czytać nadmierne utwory, bo nigdy się nie kąpali psst!

Pozdrawiam.