24-02-2013, 13:20
Zima bez śniegu, co to za zima? Patrzę w okno swym zamglonym wzrokiem, zaćpanymi oczyma, które ponoć mówią o ludziach niemalże wszystko. Co mówią o mnie? Że jestem wykończony życiem, że zatraciłem się w innym, swoim świecie. Maciora krząta się po mieszkaniu - kuchnia, jadalnia, przedpokój, sypialnia - i tak w kółko, słyszę. Odłączam się. Kiedy ostatni raz się uśmiechałem? Nie pamiętam. Spojrzenie kieruję na głęboki horyzont. Ten, którego nie widać.
Dolina Muminków nie wyglądała jak kiedyś, taka wesoła i spokojna. Cisza przekształciła się w melancholię, a radość w smutek i tęsknotę za czymś, czego nigdy nie było tutaj. Śnieg co prawda leżał, ale jakaś nieznana mi duma nie pozwalała na przedsięwzięcie zabawy z białym puszkiem. On był taki nierealny, bezpłciowy. Śnieg-obojniak po prostu. Albo raczej śnieg-agamita. Z komina rozrastał się słup dymu, jakoby kolumna koryncka. Ostrożnie zapukałem. Otworzył mi nie kto inny jak Mama Muminka, tutaj nie było logiki. Skoro ludzie zostali stworzeni, musieli być wcześniej zmyśleni, tak jak Muminki - fantastyczne istoty. Dlaczego więc wyrazu "ludzie" nie piszemy dużą literą?
- Wejdź, chłopcze - powiedziała do mnie.
Liczyłem, że usłyszę chociaż "wejdź, wędrowcze", to na pewno by mnie podniosło na duchu jak ten słup dymu, jednak prawda jest bolesna. Właściwie na to nie liczyłem, bo wiedziałem, że tak będzie, o dziwo nawet się nad tym nie zastanawiając. Ja... miałem podświadomą nadzieję, o.
Nie odpowiedziałem, bo i co miałem mówić. Cała rodzinka siedziała przy stole, wraz z Małą Mi, moją ciocią.
- Jak ci na imię? - spytała ponownie Mama Muminka.
- Kacper - rzekłem. Kłamałem. Nie chciałem łączyć dwóch różnych postaci żyjących każda w odmiennej rzeczywistości. Zaraz, przecież jest jedna...
- Usiądź i zjedz coś z nami, wyglądasz na zmęczonego.
- Dziękuję - wydobyłem z siebie, zgodnie z manierami (choć odczuwałem wstyd, mimo bycia z siebie dumnym - ja to jestem dziwny), po czym siadłem z tymi białymi stworzeniami.
- Coś ty taki markotny? - wypaliła Mała Mi. Wiedziałem, że tak będzie, a mógł tutaj siedzieć Włóczykij albo choćby Ryjek.
- Bo jestem słaby - odparłem.
- Czemu jesteś słaby? - denerwowała mnie.
- Bo nie wywyższam się nad innymi i nie jestem małą mendą oraz pasożytem, który myśli, że jest w centrum zainteresowania.
Zrobiło się cicho. Wszyscy popatrzyli po sobie. Z wyjątkiem jednego. Kacpra. Ładne imię, pomyślałem, takie niemoje.
- Wczoraj była u nas Buka - zaczął niepewnie Muminek.
- I pewnie znowu ją wystraszyliście, co? Zamiast z nią porozmawiać... i dać jej ciepło. Ale nie to w lampach, tylko ciepło ludzkie albo... w waszym przypadku muminkowe.
Dopiero wtedy zauważyłem, że głowa Małej Mi się zmieniła na kogoś znajomego. Kogoś z alternatywnego wymiaru. Chwilka, przecież jest jeden...
- Popływałbym sobie z Hatifnatami - westchnął Tatuś Muminka.
- Po to, żeby znowu się na nich pogapić i przyznać sobie, że się ma uczucia? Do kogo Tatuś ma pretensje? Do siebie, do żony, czy może do syna? Przecież wy tu w ogóle nie macie problemów, nie przejmujecie się niczym. Owszem, jest jeden wasz główny kompleks - jesteście tu uwięzieni przez takich samych dupków jak ja!
Pozmieniali się wszyscy. Spojrzałem na Mamę.
- A ty... ty ciągle milczysz tylko... i nie potrafisz mieć swojego zdania. Wychodzę!
Wstałem, wsunąłem część krzesła pod stół.
- Dokąd? - zapytali wszyscy.
Wzrok mój osiadł na ich oczach. Wyrażały strach. Mój strach.
Zima jest sroga. Wszyscy się ze mną pokłócili, bo wmawiam sobie choroby psychiczne. A prawda jest taka, że to oni mi wmawiają, że ja sobie je wmawiam. Albo wmawiają też, że wmawiam sobie to, iż oni mi je wmawiają. Robię wszystko, co dyktuje moja wola. Powiedz, co wyrażają me oczy? Głowa w pętelce. Serce...
***
Dolina Muminków nie wyglądała jak kiedyś, taka wesoła i spokojna. Cisza przekształciła się w melancholię, a radość w smutek i tęsknotę za czymś, czego nigdy nie było tutaj. Śnieg co prawda leżał, ale jakaś nieznana mi duma nie pozwalała na przedsięwzięcie zabawy z białym puszkiem. On był taki nierealny, bezpłciowy. Śnieg-obojniak po prostu. Albo raczej śnieg-agamita. Z komina rozrastał się słup dymu, jakoby kolumna koryncka. Ostrożnie zapukałem. Otworzył mi nie kto inny jak Mama Muminka, tutaj nie było logiki. Skoro ludzie zostali stworzeni, musieli być wcześniej zmyśleni, tak jak Muminki - fantastyczne istoty. Dlaczego więc wyrazu "ludzie" nie piszemy dużą literą?
- Wejdź, chłopcze - powiedziała do mnie.
Liczyłem, że usłyszę chociaż "wejdź, wędrowcze", to na pewno by mnie podniosło na duchu jak ten słup dymu, jednak prawda jest bolesna. Właściwie na to nie liczyłem, bo wiedziałem, że tak będzie, o dziwo nawet się nad tym nie zastanawiając. Ja... miałem podświadomą nadzieję, o.
Nie odpowiedziałem, bo i co miałem mówić. Cała rodzinka siedziała przy stole, wraz z Małą Mi, moją ciocią.
- Jak ci na imię? - spytała ponownie Mama Muminka.
- Kacper - rzekłem. Kłamałem. Nie chciałem łączyć dwóch różnych postaci żyjących każda w odmiennej rzeczywistości. Zaraz, przecież jest jedna...
- Usiądź i zjedz coś z nami, wyglądasz na zmęczonego.
- Dziękuję - wydobyłem z siebie, zgodnie z manierami (choć odczuwałem wstyd, mimo bycia z siebie dumnym - ja to jestem dziwny), po czym siadłem z tymi białymi stworzeniami.
- Coś ty taki markotny? - wypaliła Mała Mi. Wiedziałem, że tak będzie, a mógł tutaj siedzieć Włóczykij albo choćby Ryjek.
- Bo jestem słaby - odparłem.
- Czemu jesteś słaby? - denerwowała mnie.
- Bo nie wywyższam się nad innymi i nie jestem małą mendą oraz pasożytem, który myśli, że jest w centrum zainteresowania.
Zrobiło się cicho. Wszyscy popatrzyli po sobie. Z wyjątkiem jednego. Kacpra. Ładne imię, pomyślałem, takie niemoje.
- Wczoraj była u nas Buka - zaczął niepewnie Muminek.
- I pewnie znowu ją wystraszyliście, co? Zamiast z nią porozmawiać... i dać jej ciepło. Ale nie to w lampach, tylko ciepło ludzkie albo... w waszym przypadku muminkowe.
Dopiero wtedy zauważyłem, że głowa Małej Mi się zmieniła na kogoś znajomego. Kogoś z alternatywnego wymiaru. Chwilka, przecież jest jeden...
- Popływałbym sobie z Hatifnatami - westchnął Tatuś Muminka.
- Po to, żeby znowu się na nich pogapić i przyznać sobie, że się ma uczucia? Do kogo Tatuś ma pretensje? Do siebie, do żony, czy może do syna? Przecież wy tu w ogóle nie macie problemów, nie przejmujecie się niczym. Owszem, jest jeden wasz główny kompleks - jesteście tu uwięzieni przez takich samych dupków jak ja!
Pozmieniali się wszyscy. Spojrzałem na Mamę.
- A ty... ty ciągle milczysz tylko... i nie potrafisz mieć swojego zdania. Wychodzę!
Wstałem, wsunąłem część krzesła pod stół.
- Dokąd? - zapytali wszyscy.
Wzrok mój osiadł na ich oczach. Wyrażały strach. Mój strach.
***
Zima jest sroga. Wszyscy się ze mną pokłócili, bo wmawiam sobie choroby psychiczne. A prawda jest taka, że to oni mi wmawiają, że ja sobie je wmawiam. Albo wmawiają też, że wmawiam sobie to, iż oni mi je wmawiają. Robię wszystko, co dyktuje moja wola. Powiedz, co wyrażają me oczy? Głowa w pętelce. Serce...