Via Appia - Forum

Pełna wersja: Jezusie kochany, jak wspaniale pachnie mój penis.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Wczoraj wieczorową porą wyszedłem do teatru. Niedaleko mojego mieszkania otworzono nową salę, która w całości poświęcona jest występom ludowym. Zaciekawiło mnie to tym bardziej, że ostatnimi czasy o sprawach tradycji rzadko się pamięta, a jeśli już pamięta, to nie tak bardzo je kultywuje. Rozumiem bar flamenco czy włoska restauracja, ale to? Organizować w Barcelonie centrum sztuki słowiańskiej, skandynawskiej i śródziemnomorskiej? Nowatorskie podejście.

Założyłem tamtego dnia czarną marynarkę spod której jaśniała bawełniana, biało-niebieska koszula. Lubię ubrać się schludnie, a nawet elegancko. Wdziałem do tego kaszkiet i plastykowe okulary bez szybek. Po co mi zerówki z szybką? Na klatce schodowej pachniało kwiatami, tak w skrócie, bo to pewnie jakiś chemiczny płyn do czyszczenia posadzek, ale kiedy zamykam oczy, to czuję się jak na łące. W Barcelonie nie ma zbyt wielu łąk, tak więc preparaty o ich zapachu świetnie się sprzedają. Sam mam jeden taki w łazience, ale zbyt rzadko go używam, aby pachniało tam łąką. Zapach mojej toalety ma w sobie co prawda coś, co i z łąką mi się kojarzy, ale to inna historia. Zszedłem na dół, schody nie lepiły się do podeszwy, a to plus. W kuchni się lepiły.

Godzina dwudziesta pierwsza, środek lutego. Nie ma czego podkuwać, ciepło jak w uchu, choć w takim co to chwyta chłodny wiatr. Otarłem się o framugę, strzepnąłem rękaw i ukłoniłem się pani ze sklepu naprzeciwko. Sprzedaje mnóstwo pierdół, rzeczy kompletnie niepotrzebnych. Jutro zajrzę, akurat czegoś szukam. Kawa czy wino? Dwa kroki dalej prowadzi sklep pakistańska rodzina. Widać, że handel traktują serio, poza tym lubię patrzeć im w oczy. Są bardzo połączeni, nie mają tego obronnego aparatu, okazują wrażliwość spojrzeniem. Oni chyba dużo się modlą. Moja koleżanka ostatnio dała schronienie takiej dziewczynie z Maroka - ta modliła się co najmniej pięć razy dziennie. Wiele różnic nas dzieli, ale wiara nas łączy. Parę ulic dalej jest taka kobieta, która zawsze wybiera mi najlepsze mandarynki. Nie jest ona wyjątkiem, instynkt macierzyński wzbudzam w tej dzielnicy wyjątkowo skutecznie. Ciekawe jak przekłada się to na matki z małymi dziećmi, czy po rozmowie ze mną produkują więcej mleka? Korzystam z tego, to ułatwia życie. Wiem, mógłbym wybierać mandarynki sam i robię to u takiej Chinki, której sklep znajduje się tuż przy trójkątnym placu George’a Orwella. Woody Allen zrobił sobie z nią tam zdjęcie - wisi nad kasą. U niej są dobre banany, ale jest drogo. Coś za coś, dobry banan to dobry banan.

Poprawiłem nakrycie głowy, włosy lekko przysłaniały mi widzenie, odgarnąłem i ruszyłem na calle Ample - ulicę turystyczną, dosyć ruchliwą, jednak o tej godzinie nieprzesadnie. Ludzie lubią tutaj jeść zanim wyjdą, a że jedzą dużo, to bawią się od późna, czyli do rana. Do godziny dziesiątej piwo jest za jeden euro. Otworzyć w Barcelonie knajpę typu “Pijalnia Wódki” i… miliard w rozumie. Tego tu brakuje, polskich pyszności. Dobrze, że zaczęli od tego teatru, kto wie, może podadzą tam gzika z ziemniakami? Albo kiełbaskę z musztardą? Albo bez.

Okazało się, że to niedaleko. Minąłem dosłownie kilka barów, uśmiechnąłem się tu i tam i już byłem na miejscu. Faceci wyłapują mnie w ruchu. Niedaleko mamy tutaj, zaraz obok zielarni, taką księgarnię dla gejów. Raz tam poszedłem, widać Wilde to ich guru, ale jakoś sam nie wiem, no fajnie niby było, ale żeby tak od razu? Dzisiaj teatr, nie ma co krakać, ani przechodzić obojętnie nad rozlanym mlekiem. Kobiety też zerkają, ja to i do tych i do tych się uśmiechnę. Lubię, bardzo lubię ludzi, są tacy różni. Atmosfera tego miasta sprzyja też pożądaniu. Wyuzdanie to już każdy na własną kieszeń sobie dobiera - można tu zostać dziwką, ale też być wytwornym, praworządnym dobrym. To dzięki temu zanikowi oceny w spojrzeniach ludzi jest tutaj tak fajnie, nikt nie potrzebuje niczyjej aprobaty, a tam gdzie nie ma potrzeby, tam rodzi się przyjemność. Ledwo doszedłem, do tego teatru. Grają dzisiaj nowe przedstawienie. Premiera. Tytuł, przyznam, całkiem ciekawy.
Chciałem, ale nie mogłem. Dennis Rodman biegał po boisku jak wściekły, oczywiście przez sen, i starał się przejąć każdą piłkę. Świeciły czerwone koszulki Chicago Bulls, a jak okazało się parę minut później, na boisku były jeszcze dwie drużyny: Boston Celtics i Los Angeles Lakers. Ciężko trafić do kosza, kiedy nie umie się grać. Potem znowu pełne morze. Tym razem płynąłem na statku i surfowałem pośród kłębiastych, ciemnych fal. Przyśniła mi się tam koleżanka z podstawówki, która popełniła samobójstwo w liceum. Nikt się z nią tam nie kolegował, dlatego mówię, że z podstawówki. Spaliśmy chyba razem w kajucie, miała dziewczęcy, kolorowy makijaż i koniecznie chciała iść się utopić. Z radości. Namówiła mnie.

Skończył się w moim domu mini market. Dwie moje przyjaciółki, Ana i María (Magdalena przyjeżdża za 9 dni), nie mają ani grosza. Ściślej rzecz biorąc, ani centa. Europa da się lubić, ale jak ma się kasę. Mnie kopnęło szczęście - mogę być poza kryzysem, poza Hiszpanią lecz w niej, poza problemami tysięcy ludzi, którzy wręcz wymalowane mają na twarzy: brak pracy, brak perspektyw i przyszłości. Nie wiedzą jak utrzymać swoje dzieci. Czasami kupuję kawę, rogalika i sok pomarańczowy i idę do pierwszej z brzegu starej kobiety, która prosi o jałmużnę. Nauczony zostałem, aby nie dawać ludziom pieniędzy, kiedy ci są pełnosprawni i nie oferują swoich rąk do pracy (republikanizm?). To trochę ograniczające podejście, ale można i w tych granicach komuś dopomóc. Zauważyłem, że trudno mi współczuć tym, którzy mają problem braku pieniędzy. Nie mówię o żebrzących, bo ci to nie mają nic, a ich życie do tego jest jawnie paskudne. Ale jak współczuć znajomym, którzy są dobrze ubrani, mają co jeść, gdzie mieszkać, ale są bez grosza. Każdy zadłużony, wyprzedający swoje rzeczy: ciuchy, meble, biżuterię, nawet tę rodzinną.

Do wczoraj moje biuro znajdowało się dziesięć metrów od targu. Aby tam dotrzeć, musiałem wstać, wyjść i przejść przez kuchnię. Kupiłem sobie co następuje, w nawiasie podam cenę i cenę rynkową w euro: słuchawki Reloop RHP-10 Chocolate Brown (40/70), kamerę Hero GoPro z dodatkowym wyświetlaczem LCD (70/200), iPod Nano Touch 16GB (30/90), zapalniczka Zippo, ładowarka Apple, dodatki do kamery (gratis). Dalej, okulary przeciwsłoneczne Belstaff ze skórzanym futerałem (30/150), iPod 8GB (20/50), statyw do gitary Hercules (10/20), kaszkiet i okulary bez szybek (gratis), fajny szlafrok (1/40), kupiłem jeszcze jakieś markowe ciuchy dla dziewczyny, naprawdę świetne - dwie spódnice, dwie pary spodni, szalik, naszyjnik. Normalnie szok, ale co zrobić? Drożej bym tego nie kupił, a dziewczyny potrzebują kasy, poza tym to są świetne rzeczy na prezenty. Do tego nawet dobrze mi leżą i są przydatne. No kryzys. Powiedziały, że byłem ich najlepszym klientem i dostałem w prezencie szal dla mamy.

Nie wiem kiedy Hiszpania się odbije. Teraz do tego rządzi prawica i to taka ekstremalna - tak jakby u nas Kaczyński wygrał wybory. Ale teraz, nie pięć lat temu, teraz, kiedy jego obsesja jest już prawie nieuleczalna. Prawa imigracyjne zrobiły się okropne. Moja przyjaciółka z Wenezueli wychodzi za mąż z rozsądku, bo inaczej nie mogłaby starać się o pracę. Pamiętam jak moje ciotki, które wyjechały do Norwegii miały podobne problemy, miałem chyba wtedy z dziesięć lat. Gdy byłem mały, nie zastanawiałem się nad tym, że to samo będzie się działo w gronie bliskich mi przyjaciół. To doprawdy chore. Dziewczyna żyje tutaj od przeszło pięciu lat i nagle zmienia się ekipa rządząca, ona traci pracę i musi wyjeżdżać. Całe szczęście ma chłopaka i ten rozumie sytuację, pobierają się. Moja druga przyjaciółka, tutejsza, wyjeżdża do Francji. Nie ma pracy, nie ma. Politycy tutaj żrą się gorzej niż u nas, sprawy korupcyjne są o taką kasę, że łeb odpada, a przecież to taki piękny kraj. Poza tym, co bezustannie denerwuje lidera naszej grupy, Hiszpania była kiedyś potęgą ekonomiczną, tu żyli ludzie biznesu.

Hiszpanie są smutni z powodu sytuacji w swoim kraju, naprawdę, nastroje są nieciekawe. Ekspedientki kłócą się w sklepach, przeklinają pieniądze, które zarabiają. Coraz więcej jest na ulicach agresji, widać co bezsilność robi z ludźmi. To straszne. Tej przyjaciółce co jedzie do Francji oddałem leżankę wartą jakieś dwie stówy. Pracowała u mnie w mieszkaniu i teraz jak wyjeżdża, to nie miałaby na czym. Jasny gwint, żeby aż tak było źle? Oczywiście, to nie Afryka, nikt nie podrzyna sobie gardeł, nie padają strzały na ulicy, ale Europa wypracowała sobie pewien poziom komfortu, a teraz go traci. Nikt nie lubi, gdy obniża mu się komfort i to jeszcze w sposób odgórny. No nic, jakoś to będzie. W końcu to Barcelona, zawsze można z radości wskoczyć do morza.
Po pierwsze tytuł imho słaby i nietrafiony. Według mnie na siłę próbujesz budować otoczkę kontrowersji, a wychodzi co najwyżej awersja przechodniów. Bo aż smutno się robi, że tak zajedwabisty tekst pozostaje jeszcze niezauważony. Sad A pierwsza część to cud, miód, malina! I nie zrozum mnie źle, to, co zaraz powiem – to z moich ustach największy komplement – uważam, że Twój przypadek to ten 1/1000 stworzenia prawdziwie wartościowego kiczu. Operujesz stylistyką, która pozornie nie jest ani trochę wzniosła, swój brud pokrywa najtańszą chemią, ale w finale okazuje się, że to sztuka (tak! słowo użyte z rozmysłem) w pełni naturalna i bliska szarych zjadaczy. Taka powinna być w dzisiejszych czasach, odrobinę pospieszna, synkretyczna i lekka. To są klimaty, które najbardziej lubię. I pomijam już fakt, że nie jest to chyba miniatura i trochę zły dział, ale kij z tym! Jest fun z lektury! (I pomyśleć, że na tym portalu l i t e r a c k i m ktoś wczoraj miał czelność zarzucać prozie „ciężki” język, ech…)

Cytat:schludnie, a nawet elegancko.
Kicz nr 1. Według mnie to tandetny sposób narracji i wodzirejstwa.

Cytat:chemiczny płyn do czyszczenia posadzek, ale kiedy zamykam oczy, to czuję się jak na łące.
Kicz nr 2. Ale luz, złapałem haczyk.

Cytat:Zapach mojej toalety ma w sobie co prawda coś, co i z łąką mi się kojarzy, ale to inna historia. Zszedłem na dół, schody nie lepiły się do podeszwy, a to plus. W kuchni się lepiły.
Dobra zwracam się i honor.

Cytat:ze sklepu na przeciwko
Łącznie?

Cytat:Moja koleżanka ostatnio dała schronienie takiej dziewczynie z Maroka - modliła się co najmniej pięć razy dziennie.
O co modliła się koleżanka? O to, żeby przypadkiem Marokanka nie miała przy sobie pasu z dynamitami, a może, żeby się okazała namiętną kochanką, w sam raz na duszne Barcelońskie noce? No, to jak jest, kto się, o co modli?

Cytat:Ciekawe jak przekłada się to na matki z małymi dziećmi, czy po rozmowie ze mną produkują więcej mleka?
Prolaktyna FTW! To powiem Ci na ucho, że jak produkują dzięki Tobie mleko, znaczy to, że nie mogą wtedy zajść w ciążę, a dalej wiesz, co mam na myśli. Wink

Cytat:Korzystam z tego, to ułatwia życie.
A, widzę, że znana jest Ci ta wiedza.

W pierwszej części najbardziej podoba mi się narrator. Taki Piotruś Pan, bezwolny i naturalny, rozlany jak wytrysk (szampana oczywiśćie) nad Barceloną, bez konkretnego stanu skupienia, żywy i latający w swojej nibypenisolandii i to jest dobry pamiętnik z tej krainy leżącej gdzieś w Katalonii. A może nie. Taka hiszpańska Gra w Klasy? A może nie. Bo potem nagle zmieniasz ubranie i wszystko się zaczyna sypać. Piotruś Pan zostaje zgwałcony i zamienia się w lekko moralizującego pseudo-filozofa. Literatura emigracyjna powinna teraz przeżywać kolejną młodość, a jak jest, wszyscy wiemy. Drugi fragment gorszy, trochę przecinków, trochę powtórzeń, na chwilę – przy Kaczyńskim – zamknąłem oczy, więc luz, niby pierdoły, ale nie ma już tego flow i polotu co w pierwszej części. Im dalej, tym gorzej. Gdzieś nagle zmienia styl i sposób obrazowania. Wpadasz w nazbyt dydaktyczny ton i dywagacje zaczynają nudzić, to całe sranie żalem nad Hiszpanią i Europą, ewidentnie narrator jest Polakiem. Tongue No i zakończenie, zakończenie to już dramat (tak, wiem, to stylizacja na pamiętnik, ale tym bardziej w takim razie - co to robi kutwa w miniaturach?). Smuteczek.

Pierwszą mnie kupiłeś jak na promocji, drugą zmusiłeś do małej reklamacji. Ale i tak propsy, poproszę więcej taki hybryd strumieni/pamiętników/felietonów. Pozdro!
mega dzięki za żywy komentarz. pisanie komentarzy na żywo jest świetne, bo widzę jak odbierasz tekst, to bardzo miłe. Cieszę się, że podoba Ci się tekst numer jeden!
Cytat:Wpadasz w nazbyt dydaktyczny ton i dywagacje zaczynają nudzić, to całe sranie żalem nad Hiszpanią i Europą, ewidentnie narrator jest Polakiem
Dzięki! Przekonałeś mnie Big Grin Poza tym tak, to "ćwiczenia" strumieniowe Wink pierwsze po winie o 00:00, drugie rano, kawa Smile różnica jawna, hehe
pozdrawiam!
Dobra, teraz ja skomentuję, żeby nie było, że penis w połączeniu z Jezusem, nie przyciąga! Przyciąga i to bardzo (dobra, teraz wyjdę na jakąś niemoralnie rozpustną, ale co mi tam).
Przyznam, że pierwszą część czytałam już wcześniej. Najbardziej podoba mi się sposób w jaki prowadzisz narrację. Tak lekko i przyjemnie, że przez tekst po prostu się przepływa.
Cytat:Tego tu brakuje, polskich pyszności. Dobrze, że zaczęli od tego teatru, kto wie, może podadzą tam gzika z ziemniakami? Albo kiełbaskę z musztardą? Albo bez.
Hmm... Przypomniałeś mi o tym, że kiedyś czytałam tekst (nawiasem mówiąc, znalazłam go, kiedy wpisałam w google zapytanie "gdzie nie ma polaków?") o zakładaniu polskiej kolonii przez polaków na Jamajce bodajże. Było tam coś o disco polo, narodowych trunkach i leczeniu uzależnienia od gandzi tymi napojami.
Ale wracając do twojego tekstu, piszesz bardzo fajnie i płynnie. Niestety nie mogę zgodzić się z erazmusem, że druga część nie jest tak fajna ja pierwsza. Mi tam się podobała. Może dlatego, że mówisz jak to jest tam u Ciebie, w Hiszpanii, a mnie zawsze ciekawiły takie tematy. Pokazujesz świat z innej perspektywy, a to dla mnie ważne.
Co mogę więcej powiedzieć? Nie mam BLADEGO pojęcia dlaczego Twój tekst znalazł się akurat w miniaturach, umieściłabym go w publicystyce chyba, ale no nie ważne. Z miłą chęcią poczytam jeszcze coś Twojego, dziwię się, że więcej ludzi tutaj nie ma (coś z nimi chyba nie tak).
W każdym razie - chcę więcej! Więcej penisów, słodkiego Jezusa, płynu do kibla, matek karmiących i utopionej koleżanki!
Pozdrawiam!
Cytat:Dobra, teraz ja skomentuję, żeby nie było, że penis w połączeniu z Jezusem, nie przyciąga! Przyciąga i to bardzo (dobra, teraz wyjdę na jakąś niemoralnie rozpustną, ale co mi tam).

Dzisiaj przeczytałem pewien fragment odnośnie tego w nawiasie co masz. Taki.

“Tak sądzę. Ta niemoralność literatury to jest ciągła walka o prawdę moralną, o szczerość, ciągła czujność przeciw kostnieniu pojęć, przeciw fałszom, które się w nie wciskają, przeciw obłudzie wreszcie. Toteż dziełem, które rozpętało największy krzyk o niemoralność był Świętoszek Moliera. Ta niemoralność to bujność sił żywotnych, to męska odwaga nie lękająca się spojrzeć życiu w oczy, kształtująca je na modłę jutra, a nie wczoraj. W ogóle trzeba się z tym pogodzić, że jednym z integralnych zadań literatury jest obrażać poczucia moralne swoich współobywateli.”
- Tadeusz Żeleński (Boy), “Reflektorem w mrok”, Jak zostałem literatem

Dziękuję za piękną opinię. Tak, ta druga pokazuje jak tu jest teraz, i to nie narzekanie, tylko smutek, współczucie, nie wiem. I z jednej strony tak, jest radośnie, pięknie, przyjemnie, ale z drugiej strony to są przykre sprawy, stąd druga to już nie Peter Pan. Poszukam więcej penisów w każdym razie i może kapkę tego płynu o zapachu łąki.