Via Appia - Forum

Pełna wersja: Prawnik
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Na słowo wstępu chce podkreślić, że jest to opowiadanie nie mające zakończenia. Powstało dobre parę lat temu, jednak z jakiś powodów nie napisałam części dalszych. Mimo to myślę, że nie sprawi to Wam żadnych kłopotów Wink

Prawnik


W Warszawie na ulicy Targowej w kancelarii prawniczej „A. Treldowski” za dębowym biurkiem siedział sam jej właściciel. Właśnie omawiał z klientem testament. Treldowski był postury raczej szczupłej i wyprostowanej. Jego wyraz twarzy zdradzał jego miłe oblicze.
-Niech pan tylko tutaj podpisze- wskazał na puste miejsce w posianej drukiem kartce.
- To już wszystko? – zapytał się klient, którego nazwisko brzmiało Wronkowski. Był on młody, nie dawno po trzydziestce. Nieco masywny z opalona cerą zachwycał kobiece serca. Wszystkie wprowadzał w błąd mówiąc, że jest budowlańcem. Fakt, że nigdy nie był na miejscu budowy powinien dziwić wiele osób jednak maskował się doskonale. Wronkowski zawahał się przed podpisaniem, ale ostatecznie zakreślił dwa zawijasy w odpowiednim miejscu.
- Tak to już wszystko. Mam jednak nadzieje, ze ten testament będzie musiał jeszcze długo poczekać do jego zrealizowania- odparł Treldowski z miłym uśmiechem, który pojawił się pod krzaczastym wąsem. Prawnik odsunął krzesło, a następnie wstał z wyciągniętą dłonią. Mężczyźni podali sobie na pożegnanie ręce. Po czym Wronkowski założył płaszcz i już biegnąc na dół po schodach zakładał kapelusz.
W wielkich drzwiach prowadzących na klatkę schodową kamienicy nr 9 klient znajdującej się tam kancelarii prawniczej minął starca. Wronkowski zmierzał do swojego miejsca zamieszkania. Musiał wejść do autobusu nr 23 i wysiąść na trzecim przystanku. Życiorys tego młodego człowieka jest wzbogacony w przygody. Jego przygoda z detektywistyką rozpoczęła się od zatrudnienia go jako ochroniarza w jednym z z biur detektywistycznych. Aktualnie takowym kieruje. Znajduje się ono na parterze wieżowca, w którym także mieszka Wronkowski. Dwa pokoje zostały przemontowane na miejsce do pracy, jeden pozostał pod pierwotną postacią- sypialni. Był to pokój ubogo wyposażony tak jak reszta mieszkania. Biuro detektywistyczne „Bystry orzeł” pamiętało lepsze dni. Aktualnie pracownicy zadowalają się sprawami rozwodowymi. Nikt nigdy nie wyobraziłby sobie jakie dokumenty leżą w segregatorach ustawionych na półkach nad biurkiem szefa. Udokumentowana słynna sprawa „Trzech czarnych orłów”, która to wbrew pozorom nie dotyczyła rozbiorów Polski, ale trzech największy spryciarzy XXI wieku, „ Oszukany kot” też należał do problemów nie do rozwiązania, ale nikt się przecież nie spodziewał, jaka łatwa to była zagadka. Wronkowski w końcu przestał rozmyślać stojąc na środku swojego biura nadal ubrany w płaszcz i z kapeluszem na głowie, wpatrując się w segregatory. Zdjął ubranie wierzchnie i zapukał do drugich drzwi, na których na ostatnim gwoździu trzymała się wywieszka głosząca: „ sekretarz Jędrzej Ząbek” . Nikt nie odpowiadał, więc jak każdy szef martwiący się o własnego pracownika Wronkowski otworzył drzwi. Wspomniany wcześniej Jerzy Ząbek zasnął nad kolejnym udokumentowaniem sprawy rozwodowej za pewnie Doroty Grewlik, gdyż ta należała do najbardziej nudzących. Sekretarz niegdyś był wysportowany i przystojny, aktualnie można u niego zauważyć siwe smugi na przerzedzonych włosach oraz fałdy tłuszczu gromadzące się dosłownie wszędzie. Okulary trzymały się dokładnie na samym czubku nosa i miało się wrażenie, że zaraz spadną. Spał w pozycji komicznej to też Wronkowski zaczął się cicho śmiać i poszedł do szafy, aby sięgnąć aparat. Nacisnął odpowiedni guzik. Flesz obudził Ząbka gwałtownei ze skutkiem wylania już zimnej kawy na wszystkie porozrzucane na biurku dokumenty.
- Mógłbyś mnie zabić! – wykrzyknął do swojego szefa ulubioną frazę. Relacje między Ząbkiem, a Wronkowskim układały się nie tylko na tle zawodowym, ale i koleżeńskim. Jędrek poznał swojego pracodawcę już w Liceum, a potem na trwałe zaprzyjaźnili się w czasach Akademickich. Oczywiście, ze później, jako jedyni z wydziału Ekonomii strasznie znudzeni naukami o potażu i prawie popytu poszli na dwuletni kurs „ochrony mienia i osób”, w czego rezultacie maja papierki na ochroniarzy.
-Spokojnie.. musiałem tylko go przetestować – skłamał Wronkowski, któremu humor się nieco poprawił – Przy czym zasnąłeś?
Okulary Ząbka wróciły na odpowiednie miejsc i ten zaczął sprzątać rozlaną kawę, a jednocześnie odpowiedział:
- Akta Winianeckiego… ten od pudelka i żony.
Wronkowski od razu przypomniał sobie starszego mężczyznę ze sztywną postawą, którą na pewno ktoś ująłby, jako „ stworzona do munduru”. Detektyw szczerze współczuł temu Winianckiemu, który miał koszmar w domu z powodu nadopiekuńczości jego żony wobec białego pudelka.
- Pechowy facet. Nie ma, co o tym dyskutować. Masz coś tam dla mnie? – spytał się z nadzieją w głosie. Jego przyjaciel pokiwał przecząco głową wręczając mu do ręki pliczek rachunków do zapłacenia. Dwaj mężczyźni tęsknili za przygodą, i dlatego właśnie założyli biuro detektywistyczne. „Bystry orzeł” funkcjonuje od roku i spotkały ich jedynie dwie ciekawe sprawy, ale tez pamiętali i te, które rozwiązali jeszcze wcześniej. Wronkowski trzymając niedbale w prawej ręce listy powędrował do swojego pokoju, gdzie rzucił rachunki na nocną szafkę i zmęczony dniem położył się na łóżku. Zasnął zapominając o przebraniu się.
Z samego rana obudziły go promienie słoneczne. Włócząc nogami poszedł do łazienki gdzie prysznic go do końca przebudził. Kiedy dotarł do kuchni po ogoleniu się i codziennej walce z krawatem jego towarzysz już przygotował kawę i przy okazji przyniósł gazetę, którą podał szefowi, kiedy ten usiadł naprzeciwko niego.
- Czytaj – zakomenderował Ząbek. Wronkowski wypełnił polecenie. Czytał wolno jak to uwielbiał robić, pochłaniał słowa nawet, jeśli to był nekrolog. Następnie niemalże oparzył się kawą w język. Jeszcze raz przeczytał tym razem o wiele szybciej tekst. Postawił kubek z kawa i w nie dowierzeniu kolejny raz zapoznał się z treścią Kondolencji.
"Pragnę złożyć kondolencje i wielkie współczucie rodzinie oraz bliskim wybitnego prawnika
Śp. Arkadiusza Treldowskiego
który zmarł tragicznie dnia wczorajszego. Tj. 23 marca.
Gerwazy Złociński
"

Ząbek nieco się zdziwił reakcją swego przyjaciela. Wronkowski należał do ludzi raczej wesołego usposobienia, ale potrafił trzymać nerwy na wodzy.
-co ciebie tak wzburzyło? –zapytał się sekretarz po długiej pauzie.
- Wczoraj spisywałem u niego mój testament.. niech to szlag trafi. – odpowiedział podenerwowany Wronkowski.
-Ale, po co? Jesteś młody i chyba wybrać się na tamten świat nie zamierzasz?
- Żeś zgłupiał? – powiedział stukając się w czoło szef. – musiałem go zbadać w związku z jedna sprawą… - dokończył już tęsknym głosem.
- Mam przeczucie, że zwrot „zmarł tragicznie” coś
może oznaczać.
Ząbik patrzył się zza okularów na szefa i zarazem przyjaciela wbijając zęby w bułkę z serem czekając na odpowiedź. Przerwa wydawała się długa i strasznie cicha, mimo iż właśnie ktoś kosił trawę pod oknem. W końcu Wronkowski odłożył kubek pełen jeszcze kawy na stolik nie bacząc na to, że trochę płynu wręcz uciekło z naczynia.
- Wątpię.. facet był miły i tak wyglądał. Raczej nie miał wielu wrogów. A zresztą przymiotnik „tragicznie” mógł być użyty w wielu kwestiach, powiedzmy, ze Treldowski zmarł na zawal…
- albo po zażyciu cyjanku potasu… - przerwał księgowy.
- Muszę iść, bo coś czuje, ze z tobą to można tylko o grobie gadać. – odpowiedział Wronkowski szybko dopijając kawę i idąc do przedpokoju, gdzie szybko założył płaszcz, a następnie kapelusz na głowę.
- O trumnach mówię częściej – zdążył usłyszeć słowa swego podopiecznego zamykając drzwi wejściowe za sobą. Idąc tak na plac generała Hallera przepychając się na ulicy Groszkowskiego przez tłumy ludzi idących na przystanki, bądź z nich wracający myślał nad rozmową z Ząbkiem. Przed oczami zamiast ciasnej uliczki widział kondolencje. Po 20 minutach błądzeniach w myślach wyszedł na plac Hallera i właśnie podjeżdżał autobus nr 135, którym miał pojechać do swojego syna. Wronkowski w swoim życiu miał wiele nieudanych związków z kobietami, a największą katastrofą było ożenienie się. Związek ten przyniósł mu największą pociechę- syna, ale też zakończył się rozwodem. Co piątek odbierał małego Rafała ze szkoły. Jednak chęć dokładnego zapoznania się ze śmiercią prawnika sprawiła, że nie wsiadł on do autobusu nr 135 tylko do taksówki. Tak oto trafił na róg ulicy Wileńskiej i Targowej, gdzie znajdowała się Kancelaria prawnicza śp. Arkadiusza Treldowksiego. Miejsce to było już zabezpieczone przez policje. Żółta taśma nie pozwalała niepowołanym osobom przejść dalej. Wronkowski zdziwił się swoim zachowaniem, ale zdołał to ukryć przez komendantem Zaporskim. Był jak każdy z czterech towarzyszących mu gliniarzy ubrany w mundur. Jego poważna mina, która tak rzadko widniała na jego twarzy właśnie teraz się pojawiła. Ten fakt nieco, Wronkowksiego zbił z tropu. Uśmiechnął się do pulchnego komendanta i przywitał się. Całe szczęście Zaporskiemu humor się poprawił.
- Wronkowski! Spadłeś nam z samego nieba. Właśnie, co miałem powiedzieć Edkowi, aby po ciebie wołał. – wypalił policjant z uśmiechem na twarzy.
- Nie wiem, co w tej sprawie mnie miałoby interesować. – odpowiedział Wronkowski wyjmując z prawej kieszeni papierosy i częstując jednym rozmówce.
- „Bystry orzeł” to teraz biuro detektywistyczne od spraw rozwodowych..
- Nie tylko innymi tez się zajmujemy, ale niestety rozwód to zbyt powszechny problem Polaków. Mam już nieco dość sprawdzania czy niewierny mąż jest wierny swojej niewiernej żonie. – odpowiedział spokojnie detektyw służąc zapalniczką Zaporskiemu. Po chwili obydwaj panowie zniknęli za chmurą szarego papierosowego dymu.
-Tak myślałem. Treldowski był w trakcie sprawy rozwodowej, więc pomyślałem, ze coś o tym możesz wiedzieć… - Komendant spojrzał pytająco na Wronkowskiego. Ten w odpowiedzi spokojnie strzepnął popiół z końcówki papierosa. Zaciągnął się i wolno wypuścił z ust dym. Jednak po tej przerwie kontynuował rozmowę.
- Owszem. Facet był czysty. Moim zdaniem jego żona sobie znalazła jakiegoś macho i chciała się rozwieść z poważnym prawnikiem. Treldowski wydał mi się miły i nawet nie widziałem, żadnych niemych spojrzeń w stronę sekretarki.
- Czyli twierdzisz, że zona zabić nie mogła. – stwierdził Zaporski.
- Nie wiem, ale raczej nie miała, po co. Alimenty by jej płacił, wiesz, jacy są prawnicy. Skoro miał własną Kancelarie, która jest dosyć w Warszawie znana to równa się z wysoką pensyjką, nie tylko na niego, ale i na żonę. Zresztą nawet nie wiem jak ten Treldowski zgina, możliwe, że miał słabe serce i biedaczek się przemęczył.
- No tak. Sekcja wykazała, ze zginą od uderzenia, czymś tępym w tył głowy. Paskudne odejście na tamten świat. Chociaż jak trafnie wspomniałeś mógł być to wypadek. Poślizgną się na dopiero, co umytej podłodze i uderzył w biurko, lub inny mebel. Szczerze powiedziawszy lekarze powiedzą nam to za góra dwa dni. Na razie to możemy jedynie przypuszczać. – Zaporski rzucił na ziemie wypalonego papierosa i wtarł butem w chodnik. Wronkowski poszedł w ślady za nim. Mężczyźni milczeli przez pewien moment, aż w końcu komendant zaproponował detektywowi obejrzenie miejsca wypadku. Ten się zgodził. Weszli do kamienicy na trzecie piętro. Kancelaria była tak jak „Bystry orzeł” przerobionym mieszkaniem na własne potrzeby. Ładny i przestrzenny hol i dwie pary drzwi prowadzący do toalety, oraz biura samego szefa. Po prawej stronie stało biurko, gdzie zasiadała sekretarka. Można było to poznać po telefonie i dokładnie ułożonych dokumentach. Po lewej między wejściem do toalety, a obok biura były postawione krzesła, tak, aby to pomieszczenie sprawowało dodatkową funkcję poczekalni. Zaporski otworzył drzwi do gabinetu zmarłego. Przyciemnione żaluzje i brak jakiekolwiek światła uwydatniły grozę tego miejsca. W powietrzu unosił się zapach kurzu i faktu, ze nie dawno było tutaj martwe ciało. Wronkowski za pozwoleniem komendanta nacisną przez chusteczkę włącznik. Dwie żarówki oświetliły to pomieszczenie. Na samym środku stało biurko, które się nie mogło porównywać do porządku sekretarki. Ściany zastawione szafkami, gdzie spoczywały zakurzone Kodeksy Prawne i inne książki należące do działu „Prawo”. Na ziemi, niemalże przy wejściu białą kredą było zaznaczone miejsce, gdzie leżało ciało. Wronkowski przyjrzał się tym konturom, a potem przeniósł wzrok na zasłonięte przez żaluzje okno.
- Mógł się uderzyć o drzwi. Zasłonięte okno mówi o tym, ze się wybierał do domu. Tylko chyba pomylił adresy. – powiedział Zaporski, którego interesowały tytuły prawniczych książek.
- To w takim razie ktoś musiał zamknąć drzwi, a poza tym nie ma ślady krwi na klamce. – stwierdził przyglądając się białym drzwiom i mosiężnej klamce Wronkowski.
- Masz racje. Ja bym stawiał na morderstwo, no, ale motywu nam brak. Wszystko tak naprawdę wyjaśni się za dwa dni. – Komendant przeszedł naokoło biurka, które widocznie było już spenetrowane przez jego podwładnych. Mężczyźni poszukiwali jakiś poszlak przez kolejne 20 minut. Nie znaleźli nic, chociaż wiedzieli, ze taki będzie wynik tych poszukiwań. Zaporski obiecał detektywowi, że powiadomi go o wyniku sekcji. Pożegnali się i wtedy Wronkowski wsiadł do taksówki. Syn na niego już czekał przed szkoła. W ogóle nie podobny do ojca. Rafał miał 7 lat i blond włosy. Uwielbiał weekendy, które spędzał z ojcem.
- Tato czemu się spóźniłeś? – zapytał się pierwszoklasista Wronkowskiego.
- Coś mnie ważnego zatrzymało. Następnym razem ciebie uprzedzę. –odpowiedział ojciec Rafała czochrając z uśmiechem jego włosy.
(Głowa mnie trochę boli, więc obejdzie się bez zbędnych słów...)

Czemu początek tekstu jest wyśrodkowany? Utrudnia to czytanie.

Skoro opowiadanie powstało parę lat temu, to miałaś dużo czasu na dokładne jego dopracowanie. Chyba słabo się do tego przyłożyłaś. Zaobserwować tu można kilka literówek. Gdzieś tam brakuje kropki nad "ż", gdzieś pojedynczych liter... Na początku pojawiło się troszkę powtórzeń, ale czy one kogoś obchodzą? W wielu miejscach brakuje spacji przed lub po myślniku.

Flaki z olejem - tak można określić Twój styl, a raczej efekt niedopracowania tekstu. Popracuj nad odpowiednią budową zdań, żeby to wszystko zaczęło się ze sobą jakoś kleić.

I proszę, w przyszłości zamieszczaj coś, co jednak swoje zakonczenie posiada. Jak już coś tu czytam to z zamiarem pobudzenia wyobraźni i miłego spędzenia wolnego czasu. Tak, bo czytanie tylko dla późniejszej oceny tekstu jest dla mnie mało interesujące, wręcz nudne. Kiedy opowiadanie nie ma zakończenia, które jest podsumowaniem całej akcji to tak jakby urwać film w połowie...
Cytat:nr 9
nr 23
nr 135
liczby słownie, żadnych skrótów.

Brakuje czasem spacji przed czy po myślniku, wielkich liter po wielokropkach, przecinków. Cały tekst wydaje się być o niczym, nużył mnie, strasznie. Ledwo dobrnęłam do końca.