Via Appia - Forum

Pełna wersja: Siostrzeniec Szatana
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Las był pogrążony w nieprzeniknionej ciemności. Dwa ciemne kształty zwinnie przemykały się między starymi drzewami. Zmierzali ku północy. Ciemny las znakomicie skrywał tych, którzy nie chcieli zostać zauważeni podczas podróży, lecz tylko nieliczni mieli odwagę zapuścić się dalej niż kilkanaście metrów w głąb. Dwaj mężczyźni przemierzali zarośla w milczeniu. Od czasu do czasu trzymający się z tyłu próbował nawiązać pogawędkę, jednak za każdym razem był uciszany przez towarzysza wymownym spojrzeniem. Po kilku chwilach marszu drzewa zdawały się rosnąć coraz rzadziej. Doszli na skraj lasu. W świetle księżyca sylwetki podróżników były bardziej widoczne. Jeden był niski, przeciętnej budowy. Drugi wyższy o głowę, posturą przypominający niedźwiedzia. Twarze mieli ukryte pod obszernymi kapturami, a szare płaszcze delikatnie muskały poszycie lasu. Zatrzymali się. Powietrze było wypełnione zapachem stęchlizny. Niski mężczyzna lekko wychylił się zza drzew, i odsuwając lekko kaptur rozejrzał się dookoła. Cofnął się i przysiadł na pobliskim pniu:
- Potrafisz być cicho przynajmniej kilka minut? – zapytał z wyrzutem niski, odwracając wzrok w kierunku okazałego towarzysza. Zdjął kaptur. Czarne jak smoła, długie włosy zalśniły w blasku księżyca.
- Kiedy jestem cicho okropnie się nudzę. – Barczysta postać ściągnęła szary kaptur.
- Więc jeśli jesteś tak rozmowny, może zawróć i wróć do celi – zaproponował brunet. – Strażnicy chętnie z tobą porozmawiają. – zachichotał.
- Nie wrócę do lochu…
- Więc zamknij się w końcu i powiedz którędy dojdziemy do karczmy – wtrącił. – Tej której właściciel jest twoim znajomym.
- Jest moim przyjacielem – poprawił.
Przyjaciel. Ten tępy osiłek każdego napotkanego człowieka, który nie chce go zabić uważa a swojego przyjaciela – pomyślał. – Nie potrzebnie pozwoliłem mu ze sobą iść. Mogłem niepostrzeżenie zniknąć i kontynuować podróż sam. Z tego będą jeszcze kłopoty.
- Słuchaj Otto, nie obchodzi mnie to kim on dla ciebie jest, nie obchodzi mnie kim ty jesteś dla niego. Obchodzi mnie tylko to, czy pamiętasz drogę – Odwrócił się powoli i skierował wzrok na osiłka. W jego oczach tliły się płomienie złości. Odszedł kilka metrów w głąb lasu by dać kompanowi czas do namysłu. Oparty o stary, szeroki dąb, spędził kilka minut na przemyśleniach. Do jego czujnych uszy dobiegł hałas. Zwinnie skrył się w zaroślach zaciągając na głowę kaptur. Osiłek chyłkiem podszedł do niego chowając się za obok za szerokim drzewem.
- Na polanie pojawiła się grupa ludzi – oznajmił szeptem.
- Jakich ludzi? – zapytał.
- Dwóch strażników, trzech nieuzbrojonych chłopów. Był jeszcze jeden w dziwnej szacie, wyglądał na kapłana. Mieli ze sobą kobietę – powiedział wszystko co zapamiętał.
- Cholera! – zaklął pod nosem. – Czego tu szukają tak późno w nocy. Idę sprawdzić. – Opuścił kryjówkę i zwrócił się w kierunku polany. Nagle obaj ujrzeli błysk. Na polanie zapłonęły pochodnie, trzy, może cztery. Cofnął się. Usłyszeli kobiecy głos, usiłowała coś powiedzieć. Przysłuchiwali się uważnie próbując wychwycić niewyraźne słowa spośród cichych wrzasków. Ton kobiecego głosu gwałtownie się zmienił: „Nie, nie możecie tego zrobić”, krzyczała. „Jak mogę być wiedźmą, nie umiem nawet ugotować dobrej zupy”. Te słowa słyszeli wyraźnie.
- Peter, oni chcą ją spalić. – Otto spojrzał na towarzysza niespokojnym wzrokiem.
- Zauważyłem – rzucił cicho. - Przeczekamy tutaj i pójdziemy dalej kiedy skończą. – Przysiadł na pobliskim pniaku. Wykonał energiczny ruch głową w tył. Kaptur ześlizgnął mu się z głowy i opadł na plecy. Przystojny brunet począł beztrosko bawić się włosami. Osiłek przez krótką chwilę spoglądał na towarzysza po czym rzekł:
- Uwolnijmy ją – powiedział – Nie możemy pozwolić żeby ją spalili.
- Niech sobie pieką kogo chcą, aby nie zajęło im to zbyt wiele czasu. – Zdjął długi, skórzany but i wyczyścił wnętrze. – Ja się stąd nie ruszam.
Kobieta wzięta za czarownicę krzyczała coraz głośniej. Jeden z mężczyzn podniosłym tonem wygłaszał coś w rodzaju przemowy. Krzyki wiedźmy przeplatały się z donośnym, eleganckim głosem. Kompozycja brzmiała zadziwiająco. „Spektakl” przerwało głośne parsknięcie konia.
- Mają konie? – zapytał z zainteresowaniem Peter.
- Dwa, zaprzęgnięte do wozu.
- Mając konie szybciej dotarlibyśmy do celu – oznajmił. – Ale jak poradzimy sobie z tyloma ludźmi. – Pomyślał chwilę gładząc palcami gładki podbródek. – Zaskoczymy ich – powiedział po chwili. – Musimy zwabić strażników do lasu.
- Jak chcesz to zrobić?
- To bardzo proste. – Brunet uśmiechnął się chytrze sięgając po leżący na ziemi krótki konar.
- Aaauuu! – krzyknął. – Spojrzał na Petera pytającym wzrokiem. Zęby miał mocno zaciśnięte, a dwie potężne dłonie masowały czubek głowy.
„Co to było?” usłyszeli gruby głos. „Sprawdźcie to”. Dwóch strażników ruszyło w stronę lasu, jeden z nich dobył krótkiego miecza. Otto skrył się za wielkim drzewem, Peter, mniejszy, przysiadł za rozłożystym krzewem nieopodal. Strażnicy zmierzali prosto w ich kierunku. „To pewnie jakieś zwierzę, nic tu nie widzę”. Powiedziawszy to strażnik schował miecz do pochwy i zrobił kilka kroków naprzód. Nagle zrobiło się niewielkie zamieszanie. Jeden ze strażników zniknął, jakby zapadł się pod ziemię. Drugi zdezorientowany po chwili znalazł się w łapach potężnej postaci w kapturze. Mała postać niespodziewanie zjawiła się obok i demonstracyjnie rozciągając ręce rzekła:
- Tamten już nie będzie przeszkadzał.
- A co z nim? – zapytał osiłek.
- Jeśli go puścimy złapią nas i wrócimy do więzienia – oznajmił. – Strażnik z uwagą przysłuchiwał się rozmowie. Nie ruszał się. Jedynie oczy zdradzały jego przerażenie.
– Zwiążemy go i zatkamy mu gębę – powiedział Peter.
- Zostawimy go tutaj?
- Tak. Chwilę pobędzie sam. – Zwrócił twarz do przestraszonego strażnika. – Rozbieraj się, tylko migiem – rzucił rozkazującym tonem. – Strażnikowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko zdjął szeroki pas, hełm, płaszcz i tunikę z zakonnym emblematem. Po chwili mężczyzna w białej koszuli siedział unieszkodliwiony pod drzewem. Obok stał „strażnik” starający się wcisnąć na głowę stalowy hełm.
- Do twarzy mi, prawda? – zapytał uśmiechnięty brunet. – Idziemy – dodał nie czekając na odpowiedź.
- Dokąd?
- Po twoją wiedźmę i moje konie.

***

Z głębi lasu wyłoniły się dwie postacie. Mężczyźni wyszli na polanę i skierowali się w stronę oświetlonego zaprzęgu. Pierwszy szedł osiłek, za nim strażnik zakonny. Prowadził więźnia w wyprostowanej ręce trzymając krótki miecz, którego czubek znajdował się między łopatkami jeńca. Poruszali się szybkim, lecz ostrożnym krokiem. Polana była dobrze oświetlona płomieniami pochodni. Niedaleko skrępowanej czarownicy stał mężczyzna odziany w długą ciemną szatę, zdobioną motywami wykonanymi złotymi nićmi. Trzech innych mężczyzn przygotowywało stos. Wyglądali na zwykłych chłopów. Strażnik ponaglał „więźnia” wbijając czubek ostrego miecza między jego szerokie łopatki. Gdy doszli do gotowego do egzekucji stosu, kapłan podejrzliwie spytał:
- Gdzie drugi strażnik?
- Został się rozejrzeć – powiedział zakonnik.
- A ten tutaj? – Spojrzał pytającym wzrokiem na osiłka. – Przyszedł obejrzeć przedstawienie? – Kapłan uśmiechnął się złowrogo nie spuszczając podejrzliwych oczu z więźnia.
- Myślę, że to jeden z wieśniaków z okolicznej wioski szukał mocniejszych wrażeń w lesie – oznajmił – Nie będzie przeszkadzał, chyba możemy zaczynać. – Ukryty za szerokimi plecami Otta ostrożnie wyjął krótki miecz spod płaszcza i włożył rękojeść w dłoń osiłka. Związana kobieta spostrzegła błysk klingi i przyglądała się wszystkiemu z niepokojem.
- A więc zaczynajmy. – Inkwizytor klasnął dwukrotnie w dłonie. Dwóch chłopów zawlokło czarownicę na stos. Mocno przytwierdzili jej kończyny grubym sznurem do drewnianego pala. Kobieta usiłowała uwolnić się z więzów szamocząc się z całych sił i krzycząc. W oczach kapłana zabłysło zadowolenie, lecz nagle straciły swój wyraz. Inkwizytor upadł bezwładnie na ziemię, a na jego szyi ukazała się wąska strużka krwi. Strażnik zakonny trzymając w ręku miecz, którego klinga zmieniła barwę z połyskliwego srebra na wyrazistą czerwień skoczył w stronę trzech zdezorientowanych chłopów. Byli nie uzbrojeni. Drogę ucieczki zablokował im pokaźny zaprzęg do którego przyparł ich osiłek po chwili wspomagany przez strażnika. Obaj trzymali miecze na wysokości gardeł przestraszonych chłopów. Osiłek opuścił swój miecz i skierował się w stronę stosu. Podszedł do przerażonej czarownicy i przeciął więzy krępujące jej ręce i nogi. Kobieta upadła na ziemię nieopodal stosu. Była wycieńczona. Osiłek i strażnik zajęli się unieszkodliwieniem chłopów. Postanowili związać trzech mężczyzn ze sobą. Gdy skończyli posadzili ich na ziemi obok wozu.
- Co z nimi zrobimy? – spytał większy.
- Nie mam pojęcia. – Zrzucił hełm, który potoczył się po trawie. – Myślę, żeby ich tu zostawić. Nie są nam potrzebni.
- Jak chcesz, w końcu niedługo ktoś ich tu znajdzie a my będziemy już pewnie daleko stąd – odparł Otto.
- Przyprowadź strażnika – rozkazał – Trzeba pomyśleć co z nim zrobić. - Rosły mężczyzna oddalił się w stronę lasu. po chwili wracał z przerażonym strażnikiem odzianym tylko w lnianą koszule sięgającą do połowy ud. Osiłek rozwiązał mężczyznę i wyciągnął knebel z ust.
- Rozbieraj się – Strażnik zerknął pytająco na bruneta. – Czy ja nie wyraźnie mówię? – spytał spokojnie Peter. Mężczyzna zdjął lnianą koszulę i po chwili stał nagi zasłaniając swoją męskość rękoma. Jego wyraz twarzy nie okazywał już strachu lecz wstyd. Peter podniósł koszulę i przedarł ją tak, że powstała wąska opaska. Zaszedł nagiego strażnika od tylu i zawiązał mu opaskę wokół głowy zasłaniając oczy. Obrócił go bokiem do skraju lasu w kierunku wschodzącego słońca:
- Jesteś wolny – powiedział. – Idź. – Osiłek uśmiechnął się do towarzysza i pchnął nagiego strażnika do przodu. – Jeśli przyjdzie Ci do głowy zdjąć opaskę to pamiętaj, że cię złapiemy, a wtedy nie będziesz miał czego zasłaniać. – Obaj ryknęli śmiechem patrząc jak nagi mężczyzna pospiesznie się od nich oddala. Peter podszedł do leżącej kobiety i rzekł sam do siebie:
- Co z tobą zrobimy?
- Dziękuję wam – odpowiedziała słabo.
- Podziękuj mojemu druhowi, gdyby nie on usmażyli by cię na stosie. – Odwrócił się i zrobił krok do przodu lecz po chwili odwrócił głowę i spytał:
- Jesteś czarownicą?
- Nie – odpowiedziała.
-Więc co z tobą zrobić? – zapytał – Jeśli wrócisz do wioski przywloką cię tu znowu. Nie możemy też puścić cię wolno, nie znam cię na tyle żeby…
- Mogę wam się przydać w podróży – wtrąciła.
- Ciekawe w jaki sposób bezradna kobieta może nam się przydać w ciężkiej podróży, hę? – zapytał z zaciekawieniem brunet. Uśmiechnął się spoglądając w stronę osiłka.
- Doskonale znam się na leczeniu – przerwała domysły wybawicieli. – A poza tym posiadam wiele innych talentów – dodała.
- Dobrze. Niech i tak będzie – zgodził się. – Nieopodal lasu widziałem strumień. Idę napoić konie, a ty spakuj ubrania strażnika i inne przydatne rzeczy. Będą nam potrzebne – rozkazał kompanowi i oddalił się prowadząc dwa kare konie. Kobieta podniosła się i podeszła do zaprzęgu. Pociągnęła kilka obfitych łyków z pękatego bukłaka z wodą. Przetarła usta i zwróciła się w stronę osiłka. Milczeli kilka chwil. Promienie słońca na dobre zadomowiły się na lazurowym niebie ukazując budzącą się z nocy przyrodę. Osiłek zapatrzony w dal usłyszał ciche lecz serdeczne: „Dziękuję”.

***

Trójka wędrowców zmieniła kierunek podróży. Teraz kierowała się na północny zachód. Na czele, dosiadając karego konia, jechał mały brunet w zbroi strażnika zakonnego. Za nim, na jednym koniu podążali potężny mężczyzna i kobieta w białej sukni. „Czarownica” siedziała przed osiłkiem mocno ściskając uzdę. Wszyscy jechali wolno. Lśniące słońce zmierzając coraz wyżej, muskało swymi promieniami jeszcze wilgotne źdźbła traw. Ptaki szczebiotały wesoło umilając podróż. Nawet wiatr ucichł, by nie utrudniać jazdy po nocy pełnej przygód. Podróżowali wzdłuż skraju starego lasu, by uchronić się od natrętnego słońca, które coraz bardziej dawało się we znaki im i zmęczonym koniom. Trójka zmierzała w kierunku głównego miasta południowej fincji – Yzmirdannu. Było to największe i najbardziej rozwinięte przemysłowo i militarnie miasto w całym Dezermallu, lecz nie ono było ich celem. Kierowali się w stronę niewielkiej karczmy oddalonej od najbliższej wioski o dobrą godzinę marszu. Wędrowcy musieli unikać większych skupisk, ponieważ mogliby zostać rozpoznani i wtrąceni do lochu, a nawet skazani na śmierć. Dezerter, uciekinier i czarownica – śmierć byłaby dla nich wybawieniem. Pozostawionych na pastwę losu trzech chłopów zapewne odnaleziono, a ci opowiedzieli całą historię strażnikom. Teraz na pewno posłano za nimi list gończy. Peter ściągnął uzdę do siebie zatrzymując swojego konia, a gdy wierzchowiec Otta i Czarownicy zrównał się z nim, jeździec ponaglił swojego konia do marszu. Jechali teraz obok siebie:
- Jak ci na imię? – zapytał Peter. – Wcześniej nie było okazji by spytać – dodał.
- Aurora – odpowiedziała obojętnie.
- Dość nietypowe imię jak na czarownicę. – Uśmiechnął się. – Czy nie powinno być bardziej mroczne i odstraszające natrętne dzieci? – zapytał uśmiechając się szyderczo.
- Nie jestem wiedźmą – odpowiedziała dosadnie jasnowłosa.
- Piękne imię – ciągnął brunet nie słuchając sprzeciwów kobiety. – Chociaż, jak już wspomniałem dość nietypowe. Może jakieś zdrobnienia? – zapytał.
- Ależ oczywiście –prychnęła. – Ludzie ze wsi używali różnych zdrobnień : „wiedźma”, „czarownica”, „czarcia suka”…
- Wystarczy – przerwał spokojnie Peter. – Zrozumiałem, że nie ma zdrobnień – dodał.
Peter wiedział , że kobieta nie może być czarownicą gdy pierwszy raz ją ujrzał. Była niesamowicie piękną, jasnowłosą kobietą. Jej gładka twarz i dziecięce niebieskie oczy wskazywały, że jest to dziewczyna w młodym wieku. Z każdego fragmentu jej zgrabnego ciała biła pozytywna energia.
- Musimy zrobić postój – wtrącił Otto. – Nasz koń ledwo idzie.
- Ja też jestem zmęczony, a do karczmy jeszcze daleko – stwierdził Peter. – Poszukamy cichego i bezpiecznego miejsca.

***

Miejsce odpoczynku było idealne. Niewielka zatoczka pokryta trawą wdzierająca się w głąb lasu była wystarczająco duża by rozbić obóz, a także na tyle niewidoczna by uchronić ich od niepożądanego wzroku postronnych osób. Zanurzona w cieniu polana dawała uczucie przyjemnego chłodu. Nawet konie wydawały się być szczęśliwe z możliwości złapania oddechu. Trzy postacie krzątały się przez chwilę zajmując się różnymi rzeczami, po czym każda zajęła dogodne miejsce. Peter jak zwykle czujny rozglądał się co nieraz i nasłuchiwał uważnie nadstawiając uszy to w kierunku lasu, to w stronę otwartej przestrzeni. Poza tym robił wrażenie bardzo spokojnego. Otto nie przejmując się swoim otoczeniem rozłożył się na szerokich plecach zamknął oczy. Tylko kobieta była nieco niespokojna. Jej wzrok spoczywał na dłoniach Petera by po chwili przeszyć przestrzeń między drzewami starego lasu. Słońce sięgało zenitu. Słychać było tylko skubanie trawy i pomrukiwanie koni od czasu do czasu.
- Muszę iść do lasu – powiedziała Aurora wstając z ziemi.
- Tutaj jest wygodniej niż w lesie. Uwierz mi – zażartował Peter.
- Pozwól, że cię oświecę – zaczęła – Każda kobieta ma swoje potrzeby, mniejsze lub większe.
- Dobrze, idź. – Machnął ręką. – Tylko nie odchodź daleko i zaraz wracaj – dodał.

***

Las wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Kobieta czuła na sobie wzrok wszystkiego co znajduje się w pobliżu. Coś przemknęło nad jej jasnymi włosami. „Pewnie wiewiórka” – pomyślała. Zmierzała w kierunku wielkiego dębu. Prawą ręka wydobyła coś zza lnianej sukni. Niewielki zwój papieru. Ścisnęła go mocno i nieco przyśpieszyła kroku. Miała nierówny oddech. Po przebyciu kilkunastu metrów zatrzymała się i nerwowo rozejrzała dookoła. Gdy stwierdziła, że jest sama pospiesznie rozłożyła zwój na pobliskim pniaku:
- Zdumiewające – szepnęła do siebie. – Nie sądziłam, że… - urwała. Pośpiesznie rozejrzała się dookoła upewniając się czy jest sama. Przeciągnęła wewnętrzną stroną dłoni po papierze od góry do dołu. Zwój zawierał krótką notatkę, wyglądało to na około 20-30 słów, jednak zapisana była w języku nie zrozumiałym dla kobiety. Jasnowłosa posmutniała lecz po chwili na jej twarzy ponowie zagościł delikatny uśmiech.
- Wiem gdzie cię zabrać – powiedziała mocno ściskając tajemniczy zwój. Była podekscytowana. - Jestem ciekawa jaką skrywasz tajemnicę – dodała. Za plecami usłyszała dźwięk klingi.
- Nigdy jej nie poznasz. – powiedział znajomy głos.
Witam, jako, że to Twoje pierwsze opowiadanie które wpadło mi w oczy, napiszę tylko, że robię tu za „czepiacza”. Czyli takie indywiduum które zwraca uwagę na zwroty, anachronizmy, generalnie fabułę oraz nieszczęśliwe zwroty które mi (jako czytelnikowi wpadły w oczy). Nie czepiam się do interpunkcji, bo sam tu „walę” błędy.
A teraz już przechodzę do meritum sprawy, czyli Twojego opowiadania. Przeczytałem, powiem szczerze, że udało ci się mnie zainteresować, mimo iż czasem ciężko się to czytało. Poniżej to co wyłapałem i kilka uwag do sposobu prowadzenia opowiadania. Pamiętaj proszę, że to tylko moje odczucia, ale możliwe, że inni będą podobnie widzieli ten świat. Jeszcze kilak uwag ogólnych, czasem próbujesz zbyt łopatologicznie opisywać sceny, nie ukrywam też, że cześć opisów jest dość sztywna.

„kształty zwinnie przemykały się między starymi drzewami.” - tu darowałbym sobie „się”, jest to dość częsta przypadłość.

„Zmierzali ku północy.” - tu mała konsternacja, później dowiem się, że owe kształty to mężczyźni ale teraz jeszcze tego nie wiem, wiec może lepiej „Zmierzały...”?

„kilkanaście metrów w głąb.” - tu to „w głąb” już nie bardzo odnosi się do lasu. Może więc w „głąb kniei/gąszczu/leśnych ostępów”?

„przez towarzysza wymownym spojrzeniem.” - a tu zonk fabularny, ten gadatliwy szedł z tyłu, mamy noc, więc nie bardzo mi pasuje to „uciszanie wzrokiem”, było by raczej nieefektywne i niebezpieczne Smile (konieczność odwracania się) – może po prostu mruknięciem?

„podróżników były bardziej widoczne.” - tu lepiej pasowałoby chyba „stały się”?

„Jeden był niski, przeciętnej budowy.” - tu miałem mały problemik z wyobrażeniem sobie tej sceny, skoro jak wynika z późniejszego tekstu to ten drobniejszej budowy uciszał tego niedźwiedziowatego czemu nie napisałeś „Idący z przodu”, chyba lepiej by brzmiało a do tego uzupełnia scenę?

„Twarze mieli ukryte pod obszernymi kapturami,” - a tu przykład tej „sztywności” opisów, może coś w stylu „Ich twarze skrywały obszerne kaptury”, wydaje mi się, że tego typu opisy lepiej budują scenerię. Do tego unikach tego co mi zgrzytało w tym opowiadaniu; to ciągłe: „mieli”, „zrobi”, „poszli” itp.

„może zawróć i wróć do celi” - zawróć/wróć – to zbędne powtórzenie, ot po prostu „wróć do celi” chyba by wystarczyło.

„swojego przyjaciela – pomyślał.” - tu przeskakujesz nieco nagle do innej formy narracji, nie bardzo wiem kto pomyślał, nie wybrałeś bohatera za którym podąża narrator. Powinieneś zrobić to wcześniej lub uzupełnić „pomyślał” o imię lub opis tegoż wybrańca.

„Odszedł kilka metrów w głąb lasu by dać kompanowi czas do namysłu. Oparty o stary, szeroki dąb, spędził kilka minut na przemyśleniach.” - powtórzenie „kilka”, do tego absolutnie zbędne, łatwo go uniknąć, mamy tu też te „odszedł”, „spędził” - to o czym pisałem wcześniej.

„Do jego czujnych uszy dobiegł hałas.” - „uszu” jeśli już, ale lepiej brzmiało by chyba coś w stylu „Jego wyczulony słuch wychwycił...”?

„Opuścił kryjówkę i zwrócił się w kierunku polany.” - raczej „ruszył”, tak miałem wrażenie, że on tylko w tamtym kierunku spojrzał.

„Te słowa słyszeli wyraźnie.” - a tu zabrakło mi „już”.

„eleganckim głosem.” - a cóż to jest? Może donośnym/śpiewnym/barwnym/głębokim – ale nie wiem jak brzmi elegancki głosBig Grin

„usłyszeli gruby głos.” - tu też ten przymiotnik niezbyt szczęśliwy, może jednak „niski”?

„potężnej postaci w kapturze. Mała postać” - dwa razy „postać” - do ponownie ta narracja „zdarzeniowa”Big Grin

„demonstracyjnie rozciągając ręce rzekła:” - to nieszczęśliwie brzmi.

„stał mężczyzna odziany w długą ciemną szatę, zdobioną motywami wykonanymi złotymi nićmi. Trzech innych mężczyzn przygotowywało stos.” - powtórzenie „mężczyzn”, i całe zdanie jakoś tak mi się nie podoba.

„spuszczając podejrzliwych oczu z więźnia.” - może jednak „wzroku”?

„zmieniła kierunek podróży. Teraz kierowała się na” - kierunek/kierowała – to jednak powtórzenie.

„południowej fincji – Yzmirdannu.” - Fincja to chyba jednak nazwa własna? Tam gdzieś jeszcze widziałem małą literkę po kropce, nie wynotowałem ale było to „p” po spacji, czyli wystarczy poszukać „. p”.

„Dezerter, uciekinier i czarownica – śmierć byłaby dla nich wybawieniem.” - Więc czemu przed nią uciekają? Może jednak lepiej coś w stylu: „na każde z nich polowała śmierć”?

„zatrzymując swojego konia, a gdy wierzchowiec Otta i Czarownicy zrównał się z nim, jeździec ponaglił swojego konia do marszu.” - wszyscy mają „swojego konia” - to powtórzenie i nadal ta narracja.

„Miejsce odpoczynku było idealne.” - tu jednak „było” już bardzo zgrzyta. Czemu „był”? Nie zostało opisane, może jednak coś w stylu „znaleźli idelane...”

„Niewielka zatoczka pokryta” - sama „zatoczka” nie może zostać, to jednak termin „wodny”, może być „zatoczka traw” lub coś podobnego (oczywiście imho).

„Trzy postacie krzątały się przez chwilę zajmując się różnymi rzeczami, po czym każda zajęła dogodne miejsce.” - cały czas ta narracja, naprawdę zdanie z cyklu: „Trzy postacie krzątały się przez chwilę wokół wierzchowców, by wreszcie zając dogodne miejsce na środku polany”... lub coś podobnego lepiej by się komponowało.

„się co nieraz i nasłuchiwał” - nie znam w staropolskim zwrotu „co nieraz” i mimo iż znaczenie da się wywnioskować, to nie wiem czy tak być powinno.

„Pośpiesznie rozejrzała się dookoła upewniając się czy jest sama.” - Deja vu, przed chwilą było niemal dokładnie to samo zdanieSmile Chyba chodziło jednak o to że, ponownie się rozejrzała by jeszcze raz się upewnićBig Grin

To tyle, jak widać głównie czepiam się do sposobu prowadzenia narracji, że to on właśnie przeszkadzał mi w czytaniu. Zobaczymy jak będzie dalej.
Dosyć szybko postanowiłeś/aś wrzucić tu swoje opowiadanie...

Najpierw przecinki:
"- Jak chcesz, w końcu niedługo ktoś ich tu znajdzie a my będziemy już pewnie daleko stąd" - przed "a" powinien być zdaniem Tarzmana.

"Strażnik zakonny trzymając w ręku miecz, którego klinga zmieniła barwę z połyskliwego srebra na wyrazistą czerwień skoczył w stronę trzech zdezorientowanych chłopów." - przed "skoczył"...

I kilka innych:
"który nie chce go zabić uważa a swojego przyjaciela" - chyba "za"?

"Strażnikowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko zdjął szeroki pas, hełm, płaszcz i tunikę z zakonnym emblematem. Po chwili mężczyzna w białej koszuli siedział unieszkodliwiony pod drzewem. Obok stał „strażnik” starający się wcisnąć na głowę stalowy hełm." - mimo cudzysłowu to nadal wydaje się być powtórzeniem.

'- Ależ oczywiście –prychnęła. – Ludzie ze wsi używali różnych zdrobnień : „wiedźma”, „czarownica”, „czarcia suka”… ' - spacja przed "prychnęła".

"Peter wiedział , że kobieta nie może być czarownicą gdy pierwszy raz ją ujrzał. Była niesamowicie piękną, jasnowłosą kobietą. Jej gładka twarz i dziecięce niebieskie oczy wskazywały, że jest to dziewczyna w młodym wieku. Z każdego fragmentu jej zgrabnego ciała biła pozytywna energia." - to kobieta, czy dziewczyna? (i niepotrzebna spacja przed przecinkiem)

Tym razem zauważyłem trochę więcej błędów i niedomówień niż zwykle, ale nie przejmuj się. Może to być spowodowane tym, że spałem 13 godzin Smile, czyli o jakiś 4 więcej niż zwykle...

Czytając ten tekst dalej ciągnęła mnie tylko ciekawość.
Tarzmanowi podoba się pomysł i fabuła.

Było to jednak trochę męczące. Rozumiem, że chcesz dokładnie przedstawić to co wymyśliłeś/aś, ale Twoja narracja staje się z każdym nowym wersem strasznie nużąca. (Takie same odczucie miałem czytając dziś rano pierwszy tom "Oka Jelenia" - trochę się zawiodłem, bo opowieści Pilipiuka o Wędrowyczu wciągały mnie bez reszty - więc może to tylko mój kaprys taki.) No i momentami było sztywnie trochę w dialogach:
"- Uwolnijmy ją – powiedział – Nie możemy pozwolić żeby ją spalili. " - to np. wydało mi się ciut nienaturalne.

To tyle...
Tarzman pozdrawia.
Nie chce mi się czytać komentarzy poprzedników, dlatego wymienię wszystkie błędy jakie zauważyłem sam Big Grin

"Niski mężczyzna lekko wychylił się zza drzew, i odsuwając lekko kaptur rozejrzał się dookoła." - przed "i" nie stawiamy przecinka, chyba, że jest to wtrącenie.

"Zwinnie skrył się w zaroślach zaciągając na głowę kaptur." - Zwinnie skrył się w zaroślach, zaciągając na głowę kaptur.

"(...) Ale jak poradzimy sobie z tyloma ludźmi. – Pomyślał chwilę gładząc palcami gładki podbródek." - (...) Ale jak poradzimy sobie z tyloma ludźmi? – Pomyślał chwilę gładząc palcami gładki podbródek. (podejrzewam, że to pytanie Tongue)

"Brunet uśmiechnął się chytrze sięgając po leżący na ziemi krótki konar." - Brunet uśmiechnął się chytrze, sięgając po leżący na ziemi krótki konar.

"Powiedziawszy to strażnik schował miecz do pochwy i zrobił kilka kroków naprzód." - Powiedziawszy to, strażnik schował miecz do pochwy i zrobił kilka kroków naprzód.

"Kapłan uśmiechnął się złowrogo nie spuszczając podejrzliwych oczu z więźnia." - Kapłan uśmiechnął się złowrogo, nie spuszczając podejrzliwych oczu z więźnia.

"Ukryty za szerokimi plecami Otta ostrożnie wyjął krótki miecz spod płaszcza i włożył rękojeść w dłoń osiłka." - Ukryty za szerokimi plecami Otta, ostrożnie wyjął krótki miecz spod płaszcza i włożył rękojeść w dłoń osiłka.

"Kobieta usiłowała uwolnić się z więzów szamocząc się z całych sił i krzycząc." - Kobieta usiłowała uwolnić się z więzów, szamocząc się z całych sił i krzycząc.

"Strażnik zakonny trzymając w ręku miecz, którego klinga zmieniła barwę z połyskliwego srebra na wyrazistą czerwień skoczył w stronę trzech zdezorientowanych chłopów." -Strażnik zakonny trzymając w ręku miecz, którego klinga zmieniła barwę z połyskliwego srebra na wyrazistą czerwień, skoczył w stronę trzech zdezorientowanych chłopów.

"Drogę ucieczki zablokował im pokaźny zaprzęg do którego przyparł ich osiłek po chwili wspomagany przez strażnika." - Drogę ucieczki zablokował im pokaźny zaprzęg, do którego przyparł ich osiłek, po chwili wspomagany przez strażnika.

"Obaj ryknęli śmiechem patrząc jak nagi mężczyzna pospiesznie się od nich oddala." - Obaj ryknęli śmiechem, patrząc jak nagi mężczyzna pospiesznie się od nich oddala.

"- Podziękuj mojemu druhowi, gdyby nie on usmażyli by cię na stosie." - podzieliłbym to na dwa zdania: - Podziękuj mojemu druhowi. Gdyby nie on usmażyli by cię na stosie. (płynniej się czyta)

"Promienie słońca na dobre zadomowiły się na lazurowym niebie ukazując budzącą się z nocy przyrodę." - Promienie słońca na dobre zadomowiły się na lazurowym niebie, ukazując budzącą się z nocy przyrodę.

"Osiłek zapatrzony w dal usłyszał ciche lecz serdeczne: „Dziękuję”." - Osiłek zapatrzony w dal usłyszał ciche, lecz serdeczne: „Dziękuję”.

"„Czarownica” siedziała przed osiłkiem mocno ściskając uzdę." - „Czarownica” siedziała przed osiłkiem, mocno ściskając uzdę.

"Ptaki szczebiotały wesoło umilając podróż." - Ptaki szczebiotały wesoło, umilając podróż.

"(...) które coraz bardziej dawało się we znaki im (...)" - to brzmi bez sensu, pomoże zmiania szyku: (...) które coraz bardziej dawało im się we znaki (...)

"Peter ściągnął uzdę do siebie zatrzymując swojego konia (...)" - Peter ściągnął uzdę do siebie, zatrzymując swojego konia (...)

"(...) ciągnął brunet nie słuchając sprzeciwów kobiety." - (...) ciągnął brunet, nie słuchając sprzeciwów kobiety.

"Niewielka zatoczka pokryta trawą wdzierająca się w głąb lasu była wystarczająco duża by rozbić obóz (...)" - Niewielka zatoczka, pokryta trawą wdzierająca się w głąb lasu była wystarczająco duża by rozbić obóz (...)

"Otto nie przejmując się swoim otoczeniem rozłożył się na szerokich plecach zamknął oczy." - znów powinieneś podzielić na dwa zdania: Otto nie przejmując się swoim otoczeniem, rozłożył się na szerokich plecach. Zamknął oczy.

"Kobieta czuła na sobie wzrok wszystkiego co znajduje się w pobliżu." - Kobieta czuła na sobie wzrok wszystkiego, co znajduje się w pobliżu.

Głównie skupiłem się na interpunkcji, bo zauważyłem, że strasznie gubisz przecinki Tongue FAbuła zapowiada się ciekawie, aczkolwiek nic sensownego z tego fragmentu się nie dowiedziałem, czekam na ciąg dalszy Smile
Abstrahując od fabuły, bo z tego fragmentu niewiele da się jak na razie wywnioskować.. Pierwszy fragment (ten długi) jest stosunkowo dobry, znalazły się tam błędy wskazane przez przedmówców, ale jest interesujący i mocno wciągający. Natomiast następne dwa w zasadzie nic nowego nie wnoszą do opowiadania i zasadniczo są słabe warsztatowo. Napisałeś je prawdopodobnie jako swoisty wypełniacz, zupełnie niepotrzebnie. Dopiero ostatni fragment wnosi coś do akcji i ma rację bytu. Z wyżej wskazanych błędów wynika że opowiadanie należy dopracować, ale ogólnie ma potencjał. Sądzę, że powinieneś kontynuować. Zobaczymy co będzie dalej.
Pozdrawia Gorzki.