Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
sz jak szmira
#1
Wszystko było już przygotowane na obchody czterdziestej rocznicy ślubu Elżbiety i Jerzego Chujnickich. W salonie, na dole ich domu, który należał do rodziny od zawsze stał stół suto zastawiony, przy którym siedzieli już Grażyna i Ryszard Klubicz z najstarszą, pełnoletnią córką Marleną. Reszta ich dzieci czyli Maciek i Kasia bawiły się za domem na polu kapusty z Jasiem i Małgosią, dziećmi Beaty Boreckiej, która była córką Elki i Jurka. Rodzice bardzo jej pomagali w wychowywaniu milusińskich, gdyż kilka lat temu jej mąż Jacek puścił ją w trąbę i została samotną matką.
- Zobaczę co u dzieci, Grażynko - odezwał się Ryszard i wstał od stołu.
- Dobrze, Ryśku - odparła jego żona i upomniała go jeszcze. - Przypilnuj, żeby dzieci umyły rączki.
Do stołu podeszła Beata, nachyliła się do Marleny i szepnęła jej coś na ucho. Zaraz potem obie siostry cioteczne wyszły z salonu.
Grażyna została sama, była coraz bardziej głodna i zaczynało jej burczeć w brzuchu. Trzeba było jednak poczekać na resztę gości, wiedziała o tym, bo była bardzo dobrze wychowana. Za jej plecami stała komoda, a na niej leżał pilot od telewizora. Sięgnęła po niego i włączyła odbiornik.
Oh…jaki on przystojny…ooohhh… - rozmarzyła się po chwili widząc na ekranie doktora Jakuba Burskiego, który wycinał wyrostek robaczkowy jakiejś kobiecie, leżącej na stole operacyjnym. Pracowała jako pielęgniarka i chciałaby asystować mu przy zabiegach u jego boku, a nie pracować w szpitalu stołecznym wśród samych „kretynów”, jak wszystkich sama nazywała. Często rozmyślała, że po skończonej operacji zrywa tę białą maskę z ust lekarza i…
- A co to, Grażynka tak sama siedzi? - z zamysłu wyrwało ją pytanie cioci Stasi. - Pewnikiem głodna bidulka jesteś…zjedz coś, ty taka chudzinka.
- Nie, ciociu dziękuję, ale zaczekam na rozpoczęcie. Nie wypada tak.
- Łoj, to ja czaju Grażynce zaparzę w ten czas.
- Dziękuję, niech sobie ciocia nie robi kłopotu…
- A jakiż to kłopot, Bożesz ty mój… - odpowiedziała Stasia i już chciała poczłapać do kuchni jak zerknęła na telewizor.
- Łoj…a ten co? Wypuścili go już?
- Jak to? Nie rozumiem - stwierdziła Grażynka.
- No, to ty nie wiesz...łon właśnie zrobił skok na transport kawy Pojeba , co to należał do jakiegoś Stefczyka - oznajmiła ciocia Stasia. - Jak raz ja wypiła tą kawę to…Bożesz ty mój…ja nie mogła równo iść…taka mocna łona…yyy… to ja pójdę czaju zaparzyć - ucięła nagle temat, nie chcąc żeby się wydało, że podobało jej się to i wychodząc szybko do kuchni rzuciła jeszcze kręcąc głową - A najgorsze, że łon ten skok w przebraniu księdza robił, taki grzech…podwójny, bo w sutannie…Bożesz ty mój…
- Hm…starość jest okrutna - powiedziała pod nosem Grażynka i wzięła szybko żeby nikt nie widział, plasterek szynki z talerza. Jedząc znów patrzyła na serial z przystojnym lekarzem. I tak bym mogła schrupać twoje orzeszki - pomyślała mlaskając.
- Dzieci! Dzieci! - zawołał Rysiek stojąc w drzwiach ganku. Po chwili stanęła przed nim Kasia i chwilę potem Maciek.
- A Jasiek i Gośka gdzie?
- Powiedzieli, że przyjdą jak ich tata zawoła - odpowiedziała rezolutnie Kasia.
- Przemądrzałe bachory - pomyślał Rysiek wiedząc, że byłoby to trudne do wykonania, bo dzieci Beaty miały dwóch różnych ojców. Pamiętał jak kiedyś jego siostrzenica wdała się w romans z podstarzałym kasanową, niejakim Rafalskim i owocem tego związku był Jaś. Małgosia natomiast była córką wspomnianego wcześniej Jacka.
- Dobrze, dobrze…pokażcie mi rączki - polecił Rysiek dzieciom i o mało nie dostał zawału widząc po chwili stan czystości ich dłoni. - Co wy robicie? Takie brudne ręce…jakbyście z piekła dopiero co wrócili.
- Tato…my tylko w piłkę graliśmy - oznajmiła córka Rysia.
Chyba w ręczną i chyba ze smoły - pomyślał ich ojciec, a głośno powiedział. - Idźcie, umyjcie rączki teraz.
- Ale tato….my jeszcze będziemy grać, bo mało graliśmy - odezwał się Maciek.
- Dobrze, to potem znowu umyjecie, bo jak teraz nie umyjecie to koniec zabawy będzie. No, szybko, szybko.
Dzieci niechętnie weszły do domu, a Rysiek zdegustowany pokręcił głową i wszedł do domu. Biedaczysko nie wiedział, że za piłkę służyła im duża główka kapusty, którą wszyscy z
niemałym wysiłkiem wykopywali rękami z ziemi.

W przedpokoju przy poręczy schodów prowadzących na górę domu, Marlena pokazywała Beacie podstawy tańca na rurze. Początkowo dziewczyna nie chciała się zgodzić.
- Marlenko, wszyscy prawie wiedzą, że tańczysz na rurze w tym klubie nocnym. Chyba tylko twoi rodzice tego nie wiedzą. Obiecuję ci, że ja nie puszczę pary z ust. Zrozum, poznałam fajnego faceta…ma na imię Kuba. Chcę go olśnić super tańcem - przyznała jej się Beata.
- No, dobra…- powiedziała wtedy Marlenka ulegając perswazji swojej siostry. Obiecała jej nawet, że pogada ze swoim szefem i Beata będzie mogła przyjść do klubu po zamknięciu i poćwiczyć na prawdziwej rurze. Obie młode kobiety śmiały się teraz rozmawiając o mężczyznach kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Niczym spod ziemi wyskoczyła nagle ciocia Stasia.
- Toż to pewnie Mośkowiaki - rzuciła z szerokim uśmiechem i przekręciła zasuwę zamka
- Łoj! A to Michał! - krzyknęła i odskoczyła w tył na widok syna Chujnickich, kompletnie pijanego.
- Co to…hep…ciotunia Michałka…hep…nie poznała? - wchodząc zapytał czkając przy tym mężczyzna. W ręku trzymał bukiet kwiatów.
- Poznała, poznała…- odpowiedziała Stanisława. - Niech no Michał zzuje buty, ja zaraz czaju zaparzę.
- Oooo…hep…a z prądem…będzie?…hep…- zapytał młody Chujnicki rozbierając się, ale ciocia Stasnia nic nie odpowiedziała.
- Oj brat, gdzieś się tak zaprawił? - zapytała Beata.
- Siostrzyczko…hep…byłem na…hep…piwku ze swoim…szwagrem…hep…przyszłym...
- Cooo?
- No co…hep…Kuba to w porządku…hep…facet…później pogadamy…hep…bo muszę do starych…hep - wydukał Michał i wskazał na kwiaty.
- Na pewno! Pogadamy - odparła głośno zirytowana Beata i dodała nieco ciszej. - Napij się czegoś zanim pójdziesz do rodziców, to może ci przejdzie ta cholerna czkawka.
- O, siostra i…hep…to jest…hep…dobry pomysł…hep…ha…ha…ha…hep…napić się… - wybełkotał młody Chujnicki.
- Michał! Znowu?! - wykrzyknęła jego matka wchodząc do przedpokoju - ojciec musi z tobą pogadać w końcu...
- Ojciec pogada z synkiem, tylko później. A teraz chodź - powiedział Jurek, który już był w przedpokoju i gniewnie popatrzył na syna. Wziął go pod rękę i brutalnie zaprowadził do łazienki.
- Jezu, jak to się wszystko skończy - łkała Elżbieta
- Niech Elżunia nie płacze, ja zaraz czaju zaparzę - uspokajała ciocia Stasia, która przybiegła zwabiona hałasami.
- Martwię się o niego ciociu - powiedziała Chujnicka i podążyła za Stanisławą do kuchni. - On gotów jest się całkiem stoczyć na dno...
Miała kobieta rację. Cała rodzina wiedziała o kłopotach syna Elżbiety i Jerzego, które zaczęły się od brutalnego pobicia na meczu przez kiboli. Potem lekarze orzekli, że raczej nie będzie chodził, ale dzięki samozaparciu i pomocy rodziny zaczął kuśtykać z laską. Lepszy rydz niż nic, mówili mu wszyscy i wyglądało na to, że wszystko się ułoży, ale Michał zaczął nadużywać alkoholu. Liczyły się dla niego tylko imprezy i panienki. Jego rodzice byli bardzo dobrej myśli, gdy poznał Kingę. Dziewczyna wyglądała na mądrą i liczyli, że ich syn ułoży sobie z nią życie. Niestety, gdy zaszła z nim w ciążę wyszło na jaw, że jest narkomanką. Po urodzeniu dwójki ślicznych chłopców Kinga wyjechała z nimi i ślad po nich zaginął, a Michał całkowicie zmienił się w pijaka i ladaco.

C.D.N.
Odpowiedz
#2
Wybacz, ale to jest tak ciężkostrawne, że nie mam ochoty na ciąg dalszy. Rozumiem, że to ma być parodia znanego serialu ale jest jak dla mnie zbyt dosłowna i brakuje to finezji i lekkości. Humor ma przypominać inny znany prześmiewczy serial ale posiada jego prostotę lecz brakuje "drugiego dna" jakiego tam można się dopatrzyć. Całość to dla mnie ciężkostrawny zakalec który ma udawać firmowe ciasto.

Nie podobało mi się.
Odpowiedz
#3
Wink)))
Odpowiedz
#4
Przeczytałem, ale nie rozbawiło mnie jakoś szczególnie. Może mam po prostu inne poczucie humoru.

Pozdrawiam
Odpowiedz
#5
Ciężkie. Cristtimm ma rację - wybitnie brakuje lekkości. Mnie osobiście brakuje też trochę pomysłu - przerobienie Chojnickiego na Chujnickiego nie jest ciekawym zabiegiem. A Mośkowiaki to, o ile dobrze pamiętam, kalka z "D jak Dekiel". Mam rację? Smile
Ogółem - nie dość, że ciężko się czytało, to jeszcze nie było w tym tekście nic, co mogłoby bawić.

"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#6
(20-12-2011, 14:14)Gregor napisał(a): Wszystko było już przygotowane na obchody czterdziestej rocznicy ślubu Elżbiety i Jerzego Chujnickich. W salonie, na dole ich domu, który należał do rodziny od zawsze[,] stał stół suto zastawiony [suto zastawiony stół], przy którym siedzieli już Grażyna i Ryszard Klubicz[owie] z najstarszą, pełnoletnią córką Marleną. Reszta ich dzieci[,] czyli Maciek i Kasia bawiły[a][,] się za domem na polu kapusty z Jasiem i Małgosią, dziećmi Beaty Boreckiej, która była córką Elki i Jurka[nie lepiej powiedzieć, że: Maciek i Kasia, ich młodsze pociechy, bawiły się za domem na polu kapusty z wnukami gospodarzy.?]. Rodzice bardzo jej pomagali w wychowywaniu milusińskich, gdyż kilka lat temu jej mąż[,] Jacek[,] puścił ją w trąbę i została samotną matką.
- Zobaczę co u dzieci, Grażynko - odezwał się Ryszard i wstał od stołu.
- Dobrze, Ryśku - odparła jego żona i upomniała go jeszcze. - Przypilnuj, żeby dzieci umyły rączki.
Do stołu podeszła Beata, nachyliła się do Marleny i szepnęła jej coś na ucho. Zaraz potem obie siostry cioteczne wyszły z salonu.
Grażyna została sama, była coraz bardziej głodna i zaczynało jej burczeć w brzuchu. Trzeba było jednak poczekać na resztę gości, wiedziała o tym, bo była bardzo dobrze wychowana. Za jej plecami stała komoda, a na niej leżał pilot od telewizora. Sięgnęła po niego i włączyła odbiornik. [Kapitalne Smile]
Oh…jaki on przystojny…ooohhh… - rozmarzyła się po chwili widząc na ekranie doktora Jakuba Burskiego, który wycinał wyrostek robaczkowy jakiejś kobiecie, leżącej na stole operacyjnym. Pracowała jako pielęgniarka i chciałaby asystować mu przy zabiegach u jego boku, a nie pracować w szpitalu stołecznym wśród samych „kretynów”, jak wszystkich sama nazywała [do przeredagowania, brzmi jak z translatora Google :/]. Często rozmyślała, że po skończonej operacji zrywa tę białą maskę z ust lekarza i…
- A co to, Grażynka tak sama siedzi? - z zamysłu wyrwało ją pytanie cioci Stasi. - Pewnikiem głodna bidulka jesteś…zjedz coś, ty taka chudzinka.
- Nie, ciociu dziękuję, ale zaczekam na rozpoczęcie. Nie wypada tak.
- Łoj, to ja czaju Grażynce zaparzę w ten czas.
- Dziękuję, niech sobie ciocia nie robi kłopotu…
- A jakiż to kłopot, Bożesz ty mój… - odpowiedziała Stasia i już chciała poczłapać do kuchni jak [jak to: jak? ę?] zerknęła na telewizor.
- Łoj…a ten co? Wypuścili go już?
- Jak to? Nie rozumiem - stwierdziła Grażynka.
- No, to ty nie wiesz...łon właśnie zrobił skok na transport kawy Pojeba, co to należał do jakiegoś Stefczyka - oznajmiła ciocia Stasia. - Jak raz ja wypiła tą kawę to…Bożesz ty mój…ja nie mogła równo iść…taka mocna łona…yyy… to ja pójdę czaju zaparzyć - ucięła nagle temat, nie chcąc żeby się wydało, że podobało jej się to i wychodząc szybko do kuchni rzuciła jeszcze kręcąc głową - A najgorsze, że łon ten skok w przebraniu księdza robił, taki grzech…podwójny, bo w sutannie…Bożesz ty mój… [notorycznie gubisz spacje po znakach interpunkcyjnych]
- Hm…starość jest okrutna - powiedziała pod nosem Grażynka i wzięła szybko[, tak, ] żeby nikt nie widział, plasterek szynki z talerza. Jedząc znów patrzyła na serial z przystojnym lekarzem. ["]I tak bym mogła schrupać twoje orzeszki["] - pomyślała mlaskając.
- Dzieci! Dzieci! - zawołał Rysiek stojąc w drzwiach ganku. Po chwili stanęła przed nim Kasia i chwilę potem Maciek.
- A Jasiek i Gośka gdzie?
- Powiedzieli, że przyjdą jak ich tata zawoła - odpowiedziała rezolutnie Kasia.
- Przemądrzałe bachory - pomyślał Rysiek wiedząc, że byłoby to trudne do wykonania, bo dzieci Beaty miały dwóch różnych ojców. Pamiętał jak kiedyś jego siostrzenica wdała się w romans z podstarzałym kasanową, niejakim Rafalskim i owocem tego związku był Jaś. Małgosia natomiast była córką wspomnianego wcześniej Jacka.
- Dobrze, dobrze…pokażcie mi rączki - polecił Rysiek dzieciom i o mało nie dostał zawału widząc po chwili stan czystości ich dłoni. - Co wy robicie? Takie brudne ręce…jakbyście z piekła dopiero co wrócili.
- Tato…my tylko w piłkę graliśmy - oznajmiła córka Rysia.
Chyba w ręczną i chyba ze smoły - pomyślał ich ojciec, a głośno powiedział. - Idźcie, umyjcie rączki teraz.
- Ale tato….my jeszcze będziemy grać, bo mało graliśmy - odezwał się Maciek.
- Dobrze, to potem znowu umyjecie, bo jak teraz nie umyjecie to koniec zabawy będzie. No, szybko, szybko.
Dzieci niechętnie weszły do domu, a Rysiek zdegustowany pokręcił głową i wszedł do domu. Biedaczysko nie wiedział, że za piłkę służyła im duża główka kapusty, którą wszyscy z
niemałym wysiłkiem wykopywali rękami z ziemi.

W przedpokoju przy poręczy schodów prowadzących na górę domu, Marlena pokazywała Beacie podstawy tańca na rurze. Początkowo dziewczyna nie chciała się zgodzić.
- Marlenko, wszyscy prawie wiedzą, że tańczysz na rurze w tym klubie nocnym. Chyba tylko twoi rodzice tego nie wiedzą. Obiecuję ci, że ja nie puszczę pary z ust. Zrozum, poznałam fajnego faceta…ma na imię Kuba. Chcę go olśnić super tańcem - przyznała jej się Beata.
- No, dobra…- powiedziała wtedy Marlenka ulegając perswazji swojej siostry. Obiecała jej nawet, że pogada ze swoim szefem i Beata będzie mogła przyjść do klubu po zamknięciu i poćwiczyć na prawdziwej rurze. Obie młode kobiety śmiały się teraz rozmawiając o mężczyznach kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Niczym spod ziemi wyskoczyła nagle ciocia Stasia.
- Toż to pewnie Mośkowiaki - rzuciła z szerokim uśmiechem i przekręciła zasuwę zamka[.]
- Łoj! A to Michał! - krzyknęła i odskoczyła w tył na widok syna Chujnickich, kompletnie pijanego.
- Co to…hep…ciotunia Michałka…hep…nie poznała? - wchodząc zapytał czkając przy tym mężczyzna. W ręku trzymał bukiet kwiatów.
- Poznała, poznała…- odpowiedziała Stanisława. - Niech no Michał zzuje buty, ja zaraz czaju zaparzę.
- Oooo…hep…a z prądem…będzie?…hep…- zapytał młody Chujnicki rozbierając się, ale ciocia Stasnia nic nie odpowiedziała.
- Oj brat, gdzieś się tak zaprawił? - zapytała Beata.
- Siostrzyczko…hep…byłem na…hep…piwku ze swoim…szwagrem…hep…przyszłym...
- Cooo?
- No co…hep…Kuba to w porządku…hep…facet…później pogadamy…hep…bo muszę do starych…hep - wydukał Michał i wskazał na kwiaty.
- Na pewno! Pogadamy - odparła głośno zirytowana Beata i dodała nieco ciszej. - Napij się czegoś zanim pójdziesz do rodziców, to może ci przejdzie ta cholerna czkawka.
- O, siostra i…hep…to jest…hep…dobry pomysł…hep…ha…ha…ha…hep…napić się… - wybełkotał młody Chujnicki.
- Michał! Znowu?! - wykrzyknęła jego matka wchodząc do przedpokoju - ojciec musi z tobą pogadać w końcu...
- Ojciec pogada z synkiem, tylko później. A teraz chodź - powiedział Jurek, który już był w przedpokoju i gniewnie popatrzył na syna. Wziął go pod rękę i brutalnie zaprowadził do łazienki.
- Jezu, jak to się wszystko skończy - łkała Elżbieta
- Niech Elżunia nie płacze, ja zaraz czaju zaparzę - uspokajała ciocia Stasia, która przybiegła zwabiona hałasami.
- Martwię się o niego ciociu - powiedziała Chujnicka i podążyła za Stanisławą do kuchni. - On gotów jest się całkiem stoczyć na dno...
Miała kobieta rację. Cała rodzina wiedziała o kłopotach syna Elżbiety i Jerzego, które zaczęły się od brutalnego pobicia na meczu przez kiboli. Potem lekarze orzekli, że raczej nie będzie chodził, ale dzięki samozaparciu i pomocy rodziny zaczął kuśtykać z laską. Lepszy rydz niż nic, mówili mu wszyscy i wyglądało na to, że wszystko się ułoży, ale Michał zaczął nadużywać alkoholu. Liczyły się dla niego tylko imprezy i panienki. Jego rodzice byli bardzo dobrej myśli, gdy poznał Kingę. Dziewczyna wyglądała na mądrą i liczyli, że ich syn ułoży sobie z nią życie. Niestety, gdy zaszła z nim w ciążę wyszło na jaw, że jest narkomanką. Po urodzeniu dwójki ślicznych chłopców Kinga wyjechała z nimi i ślad po nich zaginął, a Michał całkowicie zmienił się w pijaka i ladaco.

C.D.N.

Jak scenariusz kiepskiego serialu dla tępych kur domowych... Poza jednym żartem czytałam dlatego, że się za ten tekst zabrałam. Masz irytujący zwyczaj pomijania spacji po znakach interpunkcyjnych. Język całości jest mocno taki sobie. Uważam, że powinieneś popracować nad tym fragmentem.

pozdrawiam

kapadocja
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości