20-12-2011, 14:14
Wszystko było już przygotowane na obchody czterdziestej rocznicy ślubu Elżbiety i Jerzego Chujnickich. W salonie, na dole ich domu, który należał do rodziny od zawsze stał stół suto zastawiony, przy którym siedzieli już Grażyna i Ryszard Klubicz z najstarszą, pełnoletnią córką Marleną. Reszta ich dzieci czyli Maciek i Kasia bawiły się za domem na polu kapusty z Jasiem i Małgosią, dziećmi Beaty Boreckiej, która była córką Elki i Jurka. Rodzice bardzo jej pomagali w wychowywaniu milusińskich, gdyż kilka lat temu jej mąż Jacek puścił ją w trąbę i została samotną matką.
- Zobaczę co u dzieci, Grażynko - odezwał się Ryszard i wstał od stołu.
- Dobrze, Ryśku - odparła jego żona i upomniała go jeszcze. - Przypilnuj, żeby dzieci umyły rączki.
Do stołu podeszła Beata, nachyliła się do Marleny i szepnęła jej coś na ucho. Zaraz potem obie siostry cioteczne wyszły z salonu.
Grażyna została sama, była coraz bardziej głodna i zaczynało jej burczeć w brzuchu. Trzeba było jednak poczekać na resztę gości, wiedziała o tym, bo była bardzo dobrze wychowana. Za jej plecami stała komoda, a na niej leżał pilot od telewizora. Sięgnęła po niego i włączyła odbiornik.
Oh…jaki on przystojny…ooohhh… - rozmarzyła się po chwili widząc na ekranie doktora Jakuba Burskiego, który wycinał wyrostek robaczkowy jakiejś kobiecie, leżącej na stole operacyjnym. Pracowała jako pielęgniarka i chciałaby asystować mu przy zabiegach u jego boku, a nie pracować w szpitalu stołecznym wśród samych „kretynów”, jak wszystkich sama nazywała. Często rozmyślała, że po skończonej operacji zrywa tę białą maskę z ust lekarza i…
- A co to, Grażynka tak sama siedzi? - z zamysłu wyrwało ją pytanie cioci Stasi. - Pewnikiem głodna bidulka jesteś…zjedz coś, ty taka chudzinka.
- Nie, ciociu dziękuję, ale zaczekam na rozpoczęcie. Nie wypada tak.
- Łoj, to ja czaju Grażynce zaparzę w ten czas.
- Dziękuję, niech sobie ciocia nie robi kłopotu…
- A jakiż to kłopot, Bożesz ty mój… - odpowiedziała Stasia i już chciała poczłapać do kuchni jak zerknęła na telewizor.
- Łoj…a ten co? Wypuścili go już?
- Jak to? Nie rozumiem - stwierdziła Grażynka.
- No, to ty nie wiesz...łon właśnie zrobił skok na transport kawy Pojeba , co to należał do jakiegoś Stefczyka - oznajmiła ciocia Stasia. - Jak raz ja wypiła tą kawę to…Bożesz ty mój…ja nie mogła równo iść…taka mocna łona…yyy… to ja pójdę czaju zaparzyć - ucięła nagle temat, nie chcąc żeby się wydało, że podobało jej się to i wychodząc szybko do kuchni rzuciła jeszcze kręcąc głową - A najgorsze, że łon ten skok w przebraniu księdza robił, taki grzech…podwójny, bo w sutannie…Bożesz ty mój…
- Hm…starość jest okrutna - powiedziała pod nosem Grażynka i wzięła szybko żeby nikt nie widział, plasterek szynki z talerza. Jedząc znów patrzyła na serial z przystojnym lekarzem. I tak bym mogła schrupać twoje orzeszki - pomyślała mlaskając.
- Dzieci! Dzieci! - zawołał Rysiek stojąc w drzwiach ganku. Po chwili stanęła przed nim Kasia i chwilę potem Maciek.
- A Jasiek i Gośka gdzie?
- Powiedzieli, że przyjdą jak ich tata zawoła - odpowiedziała rezolutnie Kasia.
- Przemądrzałe bachory - pomyślał Rysiek wiedząc, że byłoby to trudne do wykonania, bo dzieci Beaty miały dwóch różnych ojców. Pamiętał jak kiedyś jego siostrzenica wdała się w romans z podstarzałym kasanową, niejakim Rafalskim i owocem tego związku był Jaś. Małgosia natomiast była córką wspomnianego wcześniej Jacka.
- Dobrze, dobrze…pokażcie mi rączki - polecił Rysiek dzieciom i o mało nie dostał zawału widząc po chwili stan czystości ich dłoni. - Co wy robicie? Takie brudne ręce…jakbyście z piekła dopiero co wrócili.
- Tato…my tylko w piłkę graliśmy - oznajmiła córka Rysia.
Chyba w ręczną i chyba ze smoły - pomyślał ich ojciec, a głośno powiedział. - Idźcie, umyjcie rączki teraz.
- Ale tato….my jeszcze będziemy grać, bo mało graliśmy - odezwał się Maciek.
- Dobrze, to potem znowu umyjecie, bo jak teraz nie umyjecie to koniec zabawy będzie. No, szybko, szybko.
Dzieci niechętnie weszły do domu, a Rysiek zdegustowany pokręcił głową i wszedł do domu. Biedaczysko nie wiedział, że za piłkę służyła im duża główka kapusty, którą wszyscy z
niemałym wysiłkiem wykopywali rękami z ziemi.
W przedpokoju przy poręczy schodów prowadzących na górę domu, Marlena pokazywała Beacie podstawy tańca na rurze. Początkowo dziewczyna nie chciała się zgodzić.
- Marlenko, wszyscy prawie wiedzą, że tańczysz na rurze w tym klubie nocnym. Chyba tylko twoi rodzice tego nie wiedzą. Obiecuję ci, że ja nie puszczę pary z ust. Zrozum, poznałam fajnego faceta…ma na imię Kuba. Chcę go olśnić super tańcem - przyznała jej się Beata.
- No, dobra…- powiedziała wtedy Marlenka ulegając perswazji swojej siostry. Obiecała jej nawet, że pogada ze swoim szefem i Beata będzie mogła przyjść do klubu po zamknięciu i poćwiczyć na prawdziwej rurze. Obie młode kobiety śmiały się teraz rozmawiając o mężczyznach kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Niczym spod ziemi wyskoczyła nagle ciocia Stasia.
- Toż to pewnie Mośkowiaki - rzuciła z szerokim uśmiechem i przekręciła zasuwę zamka
- Łoj! A to Michał! - krzyknęła i odskoczyła w tył na widok syna Chujnickich, kompletnie pijanego.
- Co to…hep…ciotunia Michałka…hep…nie poznała? - wchodząc zapytał czkając przy tym mężczyzna. W ręku trzymał bukiet kwiatów.
- Poznała, poznała…- odpowiedziała Stanisława. - Niech no Michał zzuje buty, ja zaraz czaju zaparzę.
- Oooo…hep…a z prądem…będzie?…hep…- zapytał młody Chujnicki rozbierając się, ale ciocia Stasnia nic nie odpowiedziała.
- Oj brat, gdzieś się tak zaprawił? - zapytała Beata.
- Siostrzyczko…hep…byłem na…hep…piwku ze swoim…szwagrem…hep…przyszłym...
- Cooo?
- No co…hep…Kuba to w porządku…hep…facet…później pogadamy…hep…bo muszę do starych…hep - wydukał Michał i wskazał na kwiaty.
- Na pewno! Pogadamy - odparła głośno zirytowana Beata i dodała nieco ciszej. - Napij się czegoś zanim pójdziesz do rodziców, to może ci przejdzie ta cholerna czkawka.
- O, siostra i…hep…to jest…hep…dobry pomysł…hep…ha…ha…ha…hep…napić się… - wybełkotał młody Chujnicki.
- Michał! Znowu?! - wykrzyknęła jego matka wchodząc do przedpokoju - ojciec musi z tobą pogadać w końcu...
- Ojciec pogada z synkiem, tylko później. A teraz chodź - powiedział Jurek, który już był w przedpokoju i gniewnie popatrzył na syna. Wziął go pod rękę i brutalnie zaprowadził do łazienki.
- Jezu, jak to się wszystko skończy - łkała Elżbieta
- Niech Elżunia nie płacze, ja zaraz czaju zaparzę - uspokajała ciocia Stasia, która przybiegła zwabiona hałasami.
- Martwię się o niego ciociu - powiedziała Chujnicka i podążyła za Stanisławą do kuchni. - On gotów jest się całkiem stoczyć na dno...
Miała kobieta rację. Cała rodzina wiedziała o kłopotach syna Elżbiety i Jerzego, które zaczęły się od brutalnego pobicia na meczu przez kiboli. Potem lekarze orzekli, że raczej nie będzie chodził, ale dzięki samozaparciu i pomocy rodziny zaczął kuśtykać z laską. Lepszy rydz niż nic, mówili mu wszyscy i wyglądało na to, że wszystko się ułoży, ale Michał zaczął nadużywać alkoholu. Liczyły się dla niego tylko imprezy i panienki. Jego rodzice byli bardzo dobrej myśli, gdy poznał Kingę. Dziewczyna wyglądała na mądrą i liczyli, że ich syn ułoży sobie z nią życie. Niestety, gdy zaszła z nim w ciążę wyszło na jaw, że jest narkomanką. Po urodzeniu dwójki ślicznych chłopców Kinga wyjechała z nimi i ślad po nich zaginął, a Michał całkowicie zmienił się w pijaka i ladaco.
C.D.N.
- Zobaczę co u dzieci, Grażynko - odezwał się Ryszard i wstał od stołu.
- Dobrze, Ryśku - odparła jego żona i upomniała go jeszcze. - Przypilnuj, żeby dzieci umyły rączki.
Do stołu podeszła Beata, nachyliła się do Marleny i szepnęła jej coś na ucho. Zaraz potem obie siostry cioteczne wyszły z salonu.
Grażyna została sama, była coraz bardziej głodna i zaczynało jej burczeć w brzuchu. Trzeba było jednak poczekać na resztę gości, wiedziała o tym, bo była bardzo dobrze wychowana. Za jej plecami stała komoda, a na niej leżał pilot od telewizora. Sięgnęła po niego i włączyła odbiornik.
Oh…jaki on przystojny…ooohhh… - rozmarzyła się po chwili widząc na ekranie doktora Jakuba Burskiego, który wycinał wyrostek robaczkowy jakiejś kobiecie, leżącej na stole operacyjnym. Pracowała jako pielęgniarka i chciałaby asystować mu przy zabiegach u jego boku, a nie pracować w szpitalu stołecznym wśród samych „kretynów”, jak wszystkich sama nazywała. Często rozmyślała, że po skończonej operacji zrywa tę białą maskę z ust lekarza i…
- A co to, Grażynka tak sama siedzi? - z zamysłu wyrwało ją pytanie cioci Stasi. - Pewnikiem głodna bidulka jesteś…zjedz coś, ty taka chudzinka.
- Nie, ciociu dziękuję, ale zaczekam na rozpoczęcie. Nie wypada tak.
- Łoj, to ja czaju Grażynce zaparzę w ten czas.
- Dziękuję, niech sobie ciocia nie robi kłopotu…
- A jakiż to kłopot, Bożesz ty mój… - odpowiedziała Stasia i już chciała poczłapać do kuchni jak zerknęła na telewizor.
- Łoj…a ten co? Wypuścili go już?
- Jak to? Nie rozumiem - stwierdziła Grażynka.
- No, to ty nie wiesz...łon właśnie zrobił skok na transport kawy Pojeba , co to należał do jakiegoś Stefczyka - oznajmiła ciocia Stasia. - Jak raz ja wypiła tą kawę to…Bożesz ty mój…ja nie mogła równo iść…taka mocna łona…yyy… to ja pójdę czaju zaparzyć - ucięła nagle temat, nie chcąc żeby się wydało, że podobało jej się to i wychodząc szybko do kuchni rzuciła jeszcze kręcąc głową - A najgorsze, że łon ten skok w przebraniu księdza robił, taki grzech…podwójny, bo w sutannie…Bożesz ty mój…
- Hm…starość jest okrutna - powiedziała pod nosem Grażynka i wzięła szybko żeby nikt nie widział, plasterek szynki z talerza. Jedząc znów patrzyła na serial z przystojnym lekarzem. I tak bym mogła schrupać twoje orzeszki - pomyślała mlaskając.
- Dzieci! Dzieci! - zawołał Rysiek stojąc w drzwiach ganku. Po chwili stanęła przed nim Kasia i chwilę potem Maciek.
- A Jasiek i Gośka gdzie?
- Powiedzieli, że przyjdą jak ich tata zawoła - odpowiedziała rezolutnie Kasia.
- Przemądrzałe bachory - pomyślał Rysiek wiedząc, że byłoby to trudne do wykonania, bo dzieci Beaty miały dwóch różnych ojców. Pamiętał jak kiedyś jego siostrzenica wdała się w romans z podstarzałym kasanową, niejakim Rafalskim i owocem tego związku był Jaś. Małgosia natomiast była córką wspomnianego wcześniej Jacka.
- Dobrze, dobrze…pokażcie mi rączki - polecił Rysiek dzieciom i o mało nie dostał zawału widząc po chwili stan czystości ich dłoni. - Co wy robicie? Takie brudne ręce…jakbyście z piekła dopiero co wrócili.
- Tato…my tylko w piłkę graliśmy - oznajmiła córka Rysia.
Chyba w ręczną i chyba ze smoły - pomyślał ich ojciec, a głośno powiedział. - Idźcie, umyjcie rączki teraz.
- Ale tato….my jeszcze będziemy grać, bo mało graliśmy - odezwał się Maciek.
- Dobrze, to potem znowu umyjecie, bo jak teraz nie umyjecie to koniec zabawy będzie. No, szybko, szybko.
Dzieci niechętnie weszły do domu, a Rysiek zdegustowany pokręcił głową i wszedł do domu. Biedaczysko nie wiedział, że za piłkę służyła im duża główka kapusty, którą wszyscy z
niemałym wysiłkiem wykopywali rękami z ziemi.
W przedpokoju przy poręczy schodów prowadzących na górę domu, Marlena pokazywała Beacie podstawy tańca na rurze. Początkowo dziewczyna nie chciała się zgodzić.
- Marlenko, wszyscy prawie wiedzą, że tańczysz na rurze w tym klubie nocnym. Chyba tylko twoi rodzice tego nie wiedzą. Obiecuję ci, że ja nie puszczę pary z ust. Zrozum, poznałam fajnego faceta…ma na imię Kuba. Chcę go olśnić super tańcem - przyznała jej się Beata.
- No, dobra…- powiedziała wtedy Marlenka ulegając perswazji swojej siostry. Obiecała jej nawet, że pogada ze swoim szefem i Beata będzie mogła przyjść do klubu po zamknięciu i poćwiczyć na prawdziwej rurze. Obie młode kobiety śmiały się teraz rozmawiając o mężczyznach kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Niczym spod ziemi wyskoczyła nagle ciocia Stasia.
- Toż to pewnie Mośkowiaki - rzuciła z szerokim uśmiechem i przekręciła zasuwę zamka
- Łoj! A to Michał! - krzyknęła i odskoczyła w tył na widok syna Chujnickich, kompletnie pijanego.
- Co to…hep…ciotunia Michałka…hep…nie poznała? - wchodząc zapytał czkając przy tym mężczyzna. W ręku trzymał bukiet kwiatów.
- Poznała, poznała…- odpowiedziała Stanisława. - Niech no Michał zzuje buty, ja zaraz czaju zaparzę.
- Oooo…hep…a z prądem…będzie?…hep…- zapytał młody Chujnicki rozbierając się, ale ciocia Stasnia nic nie odpowiedziała.
- Oj brat, gdzieś się tak zaprawił? - zapytała Beata.
- Siostrzyczko…hep…byłem na…hep…piwku ze swoim…szwagrem…hep…przyszłym...
- Cooo?
- No co…hep…Kuba to w porządku…hep…facet…później pogadamy…hep…bo muszę do starych…hep - wydukał Michał i wskazał na kwiaty.
- Na pewno! Pogadamy - odparła głośno zirytowana Beata i dodała nieco ciszej. - Napij się czegoś zanim pójdziesz do rodziców, to może ci przejdzie ta cholerna czkawka.
- O, siostra i…hep…to jest…hep…dobry pomysł…hep…ha…ha…ha…hep…napić się… - wybełkotał młody Chujnicki.
- Michał! Znowu?! - wykrzyknęła jego matka wchodząc do przedpokoju - ojciec musi z tobą pogadać w końcu...
- Ojciec pogada z synkiem, tylko później. A teraz chodź - powiedział Jurek, który już był w przedpokoju i gniewnie popatrzył na syna. Wziął go pod rękę i brutalnie zaprowadził do łazienki.
- Jezu, jak to się wszystko skończy - łkała Elżbieta
- Niech Elżunia nie płacze, ja zaraz czaju zaparzę - uspokajała ciocia Stasia, która przybiegła zwabiona hałasami.
- Martwię się o niego ciociu - powiedziała Chujnicka i podążyła za Stanisławą do kuchni. - On gotów jest się całkiem stoczyć na dno...
Miała kobieta rację. Cała rodzina wiedziała o kłopotach syna Elżbiety i Jerzego, które zaczęły się od brutalnego pobicia na meczu przez kiboli. Potem lekarze orzekli, że raczej nie będzie chodził, ale dzięki samozaparciu i pomocy rodziny zaczął kuśtykać z laską. Lepszy rydz niż nic, mówili mu wszyscy i wyglądało na to, że wszystko się ułoży, ale Michał zaczął nadużywać alkoholu. Liczyły się dla niego tylko imprezy i panienki. Jego rodzice byli bardzo dobrej myśli, gdy poznał Kingę. Dziewczyna wyglądała na mądrą i liczyli, że ich syn ułoży sobie z nią życie. Niestety, gdy zaszła z nim w ciążę wyszło na jaw, że jest narkomanką. Po urodzeniu dwójki ślicznych chłopców Kinga wyjechała z nimi i ślad po nich zaginął, a Michał całkowicie zmienił się w pijaka i ladaco.
C.D.N.