Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
spóźnienie
#1
.

Cyk cyk, cyk cyk, cyk cyk...

Natrętne cykanie wypełniało mi głowę, a Wojtek wciąż się nie pojawiał.
- Wydawałoby się, że punktualność jest w tym zawodzie niezbędna - wymruczał ojciec z satysfakcją.
Wiedziałam, że w końcu to powie. Szykował się, odkąd usiedliśmy przy stoliku i z każdą minutą jego zadowolenie rosło.
- Widocznie coś go zatrzymało - rzuciłam dziarsko. - Trochę cierpliwości.
- Na pewno bardzo się polubimy. - Mama poklepała mnie po dłoni.
Czekała na ten dzień, odkąd skończyłam osiemnaście lat. Kilka minut więcej, to dla niej nic, a w myślach już tuliła wnuki.
- Saper... - rozmarzyła się babcia, błądząc spojrzeniem gdzieś pod sufitem kawiarni. - Znałam kiedyś jednego. Ten to potrafił rozbroić...
- To może coś zamówimy? - zapalił się ojciec.
- Nie ma mowy! - zgasiła go mama. - Czekamy na Wojtusia i robimy wszystko, by poczuł się mile przywitany w rodzinie.
Tego się właśnie obawiałam. "Gdzie poznali się twoi rodzice, Zosiu?", zapytał mnie kiedyś Wojtek. Nie powiedziałam, że w probówce, a chciałam.
- Nie wiem tylko, dlaczego nie masz jeszcze pierścionka. - Mama znalazła rysę na nieskazitelnym dotąd wizerunku przyszłego zięcia.
- Po co jej pierścionek? - zdziwiła się babcia. - Liczą się inne klejnoty. - Trąciła mnie łokciem. - To jak było?
- Ależ mamo! - oburzyła się jej córka.
Ojciec wlepił we mnie ponure spojrzenie.
- Nie jest ważne, jak, tylko, czy już - wygłosił.
- Zmiana tematu! - zarządziłam.
- Nudziarze! - prychnęła babcia i wzięła na celownik sąsiedni stolik. Mrugnęła zalotnie, a siedzącemu przy nim panu z wąsem okulary wpadły do zupy.
- A ustaliliście już datę ślubu? - drążyła mama.
- Nie. Najpierw chcemy stanąć na nogi. Stała praca, mieszkanie... Mówiłam przecież.
- Praca - burknął ojciec zza menu. - A ile on wyciąga z tych swoich min?
- Wystarczająco, poza tym, ja też będę zarabiać.
- Saper i przedszkolanka - westchnął. - Przynajmniej jedno z was powinno mieć spokojne zajęcie.
- No właśnie! Dzieci... - Mamine oczy zalśniły. - Nie mogę się ich doczekać.
- A odpukać! - wyrwała się babcia. - Na dzieci zawsze jest czas. Dobrze wybrałaś, aniołku. - Poklepała mnie po kolanie. - Taki saper to przywykł uważać.
- Ależ mamo!
- No co? Jestem za młoda na prawnuki!

Czułam, że jeszcze chwila i wybuchnę! Na szczęście zjawił się saper. Przeprosił, usprawiedliwił się, uścisnął i ucałował wyciągnięte dłonie, cmoknął mnie w policzek, wreszcie usiadł. Pachniał wodą kolońską, wiatrem i leciutko motorem. Ciemna grzywka wciąż nosiła ślady szybkiej jazdy. Uśmiechnął się... by zginąć pod lawiną "ochów" mamy i "achów" babci, ku milczącej satysfakcji ojca.

- Chwileczkę... - Uniósł dłoń, resztką sił wstrzymując rozpędzony żywioł.
Rozejrzał się w sposób, który uwielbiałam. Tak jak teraz, patrzył tylko na rozbrajaną minę i na mnie, gdy byliśmy sami.
- Czy słyszą państwo to dziwne cykanie? - zapytał.
- Ja słyszę je już od pół godziny. - Tata znacząco popukał w swój zegarek.
- To nie to... - Wojtek zmarszczył brwi.
Zlustrował uważnie obrus i zanurkował pod stół. Ojciec spojrzał na mamę, mama na mnie, a babcia, pod stołem, patrzyła pewnie na Wojtka.
- Ojej! - usłyszeliśmy jej zalotny głosik. - Co to takiego?
- Proszę się nie denerwować - uspokajał ją Wojtek. - Proszę usiąść i nie wpadać w panikę.
Wyprostowali się oboje, babcia zarumieniona, Wojtek osobliwie blady. Wstał i wyjmując z kieszeni służbowy telefon, złapał za łokieć kelnera.
- Natychmiastowa ewakuacja! - zarządził półgłosem. - Macie pod stolikiem bombę!
- Życzą sobie państwo inny?

Cyk...



- Idiotyczny zbieg okoliczności - stwierdził ojciec, łowiąc garściami migoczące w powietrzu strzępy menu. - A gdyby twój narzeczony był kolejarzem - tu spojrzał na mnie - rozjechałby nas pociąg?
- Przepraszam - przeprosił Wojtek, zgnębiony. - Zegar bomby musiał się najwyraźniej spóźniać...
- To nie twoja wina. - Złapałam go za rękaw i pociągnęłam ku sobie. - Jak tatuś w ogóle może?
- Właśnie - poparła mnie mama. - W życiu zdarzają się dziwniejsze rzeczy. - Przytrzymała łopoczącą wokół kolan spódnicę. - Jak choćby wypadek Jadźki spod ósemki. Wybiła sobie dwie jedynki, układając "dentystę" w Scrabble.
- Ślubny jej wybił - sprostowała babcia. - "Dentysta" zajął pole jego "fiutka".
Brwi ojca powędrowały w górę.
- Wulgaryzm w Scrabble? Rzeczywiście, dziwne.
- Ale co teraz? - rzuciłam z głębi Wojtkowych objęć. - Co teraz z nami będzie?
- Dolecimy - uśmiechnęła się mama.
- I może uda nam się coś wreszcie zamówić - dodał ojciec.
- Ale gdzie dolecimy?
- Gdzie! Gdzie! - prychnęła babcia, sięgając po torebkę. - Nudna jesteś, aniołku. Na miejsce, oczywiście.
- Najważniejsze, że już nic nie cyka - wygłosił ojciec.
- I że ciągle jesteśmy razem - uzupełniła mama.
- Ta... - mruknęła babcia, kończąc malowanie ust. - To na razie! - Spikowała w kierunku wznoszącego się po prawej stolika. Pan z wąsem i bez okularów skrył się za cukierniczką.
- To my będziemy za tamtym cumulusem. - Odciągnęłam Wojtka w lewo.
- Ale...
- Niech lecą, kochanie - dobiegł nas jeszcze głos ojca. - Spójrz, jaki tu mają piękny widok na ocean. Mam ochotę na rybę. - Pstryknął palcami. - Kelner!


.
Odpowiedz
#2
Takie ckliwe to strasznie. Nie podobało mi się, ale to może moje spaczenie.
Tam na początku nie wiem, czy dialogi są na pewno ok zapisane, to już niech się inni wypowiedzą.
Fabułą mnie nie zachwyciła, jest jakby mało realna. Ratowałaś się tym ojcem i babcią, ale mimo to, że wyglądały na humorystyczne postacie, nie poniosło mnie to. Takie to naiwne trochę.

Odpowiedz
#3
D: Fiteł, grać w scrabble lubisz?
J: Lubię.
D: A wygrywasz czasem, czy aj tam?
J: Zdarza się i owszem.
D: A tekst? Podobał ci się?
J: Tak, chociaż wolę dłuższe formy.
D: Co w tej miniaturze jest na plus?
J: Po pierwsze babcia. Fajna postać, wywołująca uśmiech, bynajmniej nie politowania. Po drugie pomysł. Po trzecie nienaganny warsztat, który nie przeszkadza w czytaniu.
D: Jakieś minusy?
J: A pewnie. Krótko. Za krótko. Ale to miniatura, dlatego wybaczam.
D: Ogólna konkluzja?
J: Fajny tekst, ale słabszy niż inne tej autorki. Ale jestem fanem, mogę wybrzydzać.
D: Ok, dzięki na ten mini wywiad, możesz kogoś pozdrowić.
J: Pozdrawiam autorkę.

Legenda:
D - dziennikarz
J - ja
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#4
Przyznam rację Fitełowi. Babcia to świetna postać Big Grin
Do tekstu stylistycznie się nie czepiam, bo nie za bardzo widzę, co miałabym wytknąć, ale tekst wydaje mi się średni - jak na twoje duże możliwości, Leno Big Grin Pisałaś już lepsze.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości