07-09-2014, 18:30
więc jestem ja i są góry, i jest interakcja.
pora przechodzi przez próg dnia i nocy, choć właściwie jest już jedną nogą w grobie. idę stamtędy, za plecami mając szczyt swoich dzisiejszych możliwości oraz dotyk pomarańczowego dogasania, które powoli zlewa się ze śmiercią. przez chwilę znowu jestem ich granicą, istotą naszych żyć.
nagle uzmysławiam sobie, że śledzi mnie księżyc. obracam się, patrzę mu prosto w oko i zamieram. ma mnie. bo księżyc jest księżycą. przymrużam oczy, a ona wyciąga w moją stronę kilka świebrzystych palców. chcę dotknąć ich swoimi, chcę, żeby chwyciła mnie za rękę i zabrała tam, do siebie, na jasną stronę chmury, zza której wygląda tak niepełnie, ale ona tylko muska mnie i znika. zawiedziony, spływam stokiem i słyszę szum, i kradnę go potokom. w dole żarzące się jeszcze węgle cywilizacji. w pierwszym odruchu zamierzam zalać je sobą, zniszczyć, zagasić. ale później spostrzegam, że bez nich nie ma cienia, który jest mi korytem.
wtem - znicz. przycupnął na brzegu i przegląda swoją twarz w mojej. myślę: kto, komu, po co? odpowiedź tkwi w moim snumieraniu: góry zasypiają i ja zasypiam, ale dzięki niemu wiem, że inaczej się nie obudzę.
pora przechodzi przez próg dnia i nocy, choć właściwie jest już jedną nogą w grobie. idę stamtędy, za plecami mając szczyt swoich dzisiejszych możliwości oraz dotyk pomarańczowego dogasania, które powoli zlewa się ze śmiercią. przez chwilę znowu jestem ich granicą, istotą naszych żyć.
nagle uzmysławiam sobie, że śledzi mnie księżyc. obracam się, patrzę mu prosto w oko i zamieram. ma mnie. bo księżyc jest księżycą. przymrużam oczy, a ona wyciąga w moją stronę kilka świebrzystych palców. chcę dotknąć ich swoimi, chcę, żeby chwyciła mnie za rękę i zabrała tam, do siebie, na jasną stronę chmury, zza której wygląda tak niepełnie, ale ona tylko muska mnie i znika. zawiedziony, spływam stokiem i słyszę szum, i kradnę go potokom. w dole żarzące się jeszcze węgle cywilizacji. w pierwszym odruchu zamierzam zalać je sobą, zniszczyć, zagasić. ale później spostrzegam, że bez nich nie ma cienia, który jest mi korytem.
wtem - znicz. przycupnął na brzegu i przegląda swoją twarz w mojej. myślę: kto, komu, po co? odpowiedź tkwi w moim snumieraniu: góry zasypiają i ja zasypiam, ale dzięki niemu wiem, że inaczej się nie obudzę.