Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
snumieranie w górach
#1
więc jestem ja i są góry, i jest interakcja.

pora przechodzi przez próg dnia i nocy, choć właściwie jest już jedną nogą w grobie. idę stamtędy, za plecami mając szczyt swoich dzisiejszych możliwości oraz dotyk pomarańczowego dogasania, które powoli zlewa się ze śmiercią. przez chwilę znowu jestem ich granicą, istotą naszych żyć.

nagle uzmysławiam sobie, że śledzi mnie księżyc. obracam się, patrzę mu prosto w oko i zamieram. ma mnie. bo księżyc jest księżycą. przymrużam oczy, a ona wyciąga w moją stronę kilka świebrzystych palców. chcę dotknąć ich swoimi, chcę, żeby chwyciła mnie za rękę i zabrała tam, do siebie, na jasną stronę chmury, zza której wygląda tak niepełnie, ale ona tylko muska mnie i znika. zawiedziony, spływam stokiem i słyszę szum, i kradnę go potokom. w dole żarzące się jeszcze węgle cywilizacji. w pierwszym odruchu zamierzam zalać je sobą, zniszczyć, zagasić. ale później spostrzegam, że bez nich nie ma cienia, który jest mi korytem.

wtem - znicz. przycupnął na brzegu i przegląda swoją twarz w mojej. myślę: kto, komu, po co? odpowiedź tkwi w moim snumieraniu: góry zasypiają i ja zasypiam, ale dzięki niemu wiem, że inaczej się nie obudzę.
Odpowiedz
#2
Paaanie! Co Pan mi tutaj...?

Cytat:więc jestem ja i są góry, i jest interakcja.

Noo, więc ja idę do Jolki i Jolka tak na mnie patrzy, i ja się zastanawiam, o co chodzi? No ale nic nie mówię i Jolka poszła do Baśki i Baśka poszła do Kaśki i jak Kaśka mi to załatwiła, to normalnie łaał!
Tak to brzmi.
Jakiś pomysł był, ale nie wyszło za bardzo. W dodatku brak dużej litery po kropce tak razi w oczy, że choćby się stało, to nie da się nie dostrzec tego wydźwięku.

Cytat:pora przechodzi przez próg dnia i nocy
To mi się podoba, chociaż dalej ta jedna noga w grobie, która jest tak oklepana, że aż kulawa, zabiła to zdanie.
Cytat:stamtędy
STAMTĘDY STAMTĘDY STAMTĘDY
Nie wiem, czy to zamierzone, czy nie, ale wali w oczy jak pył po strąceniu World Trade Center.

"Szczyt możliwości za plecami" - to jest fajne, nadaje nieco nostalgiczny wydźwięk. Te "dzisiejsze" można by wywalić, bo jakoś psują to zdanie. Nie tak ostro jak poprzednie brzmienie, bo "dotyk pomarańczowego dogasania" (ach, jakże pięknie poetycko, aż się rozpływam w tej pomarańczowej łunie, swoją drogą, dlaczego dogasanie jest dla Ciebie pomarańczowe? Takie skojarzenie czy nawiązanie do czegoś?), które w dodatku "powoli zlewa się ze śmiercią" tak mnie ruszyło, że aż wymazało poprzedni niesmak.
Bycie granicą swoich możliwości, gdy za plecami ma się szczyt - no po prostu miodzio, ale ta "istota naszych żyć"? Twoje możliwości żyją? Są oddzielną istotą? Może spacerujesz sobie czasem leśnym zagajnikiem u podnóża gór, spotykasz je i dyskutujecie warunki współżycia? Czy "nasze życia" są użyte w kontekście zjednoczenia się z czytelnikiem/ludzkością/wszechświatem? (Nazywasz się Milijon?)

Księżyc kojarzy mi się ze "Strażnikami Marzeń" (jakże infantylne skojarzenia). Dlaczego księżyc śledzi Ciebie? A może to Ty śledzisz jego?
Skoro księżyc (nie powinno być tu z wielkiej litery?) to kobieta i "ma ciebie", czy mam rozumieć, że jeśli spotykasz na swej drodze istotę płci pięknej, z miejsca zostajesz przez nią usidlony? Przez pasztetowatego paszczura też?
Ogółem nie mam nic przeciwko, tylko te "świebrzyste palce". No jak Boga kocham, o ile miało się kojarzyć ze srebrzystym kolorem, o tyle mi się kojarzy jedynie ze świerzbem. Ale podoba mi się "niepełne wyglądanie zza jasnej stronie chmury". Chociaż wydaje mi się, że ta "jasna strona" to trochę przedeptana przez pokolenia przesada. Ale ok, bo wyglądanie oka księżyca jest świetne. A ten zawód, który dalej jest bardzo obrazowo opisany też poniekąd ratuje sytuację.
Znicz jest trochę dziwny. Ni z gruchy ni z pietruchy, nie wiem, jak wyobrażać sobie ten znicz - daje mi pod koniec wrażenie, że to wszystko było marą umarłego, który z tafli swojego marmuru widzi jedynie ten księżyc, górę, zaczepiającą jego niebo i znicz. Nawet nie wiem, czy zapalony. W dodatku "twarz znicza" jest po prostu "creepy".
Podsumowanie ok, tylko nie rozumiem "inaczej się nie obudzę". Chodzi o sposób, w jaki się budzi, czy jeśli jakiś warunek (jaki?) nie zostanie spełniony, wtedy się nie obudzi.
Jakość do kitu, pomysł fajny, parę niezłych zdanek, choć toną w błocie. Wybacz przyjacielu, za ostre stwierdzenia. Jeśli byś dopracował formę i zawarł przekaz w nieco bardziej przejrzysty sposób - wtedy super, a tak... mam wrażenie, że rzuciłeś nieociosany kawał drewna. Może być to drewno delikatną, pachnącą sosną, ale co z tego, skoro jest pod grubą warstwą kory, obsmarowana warstwami brudu przeżytych lat?
Dlatego pracuj, pracuj, pracuj! Senso stricto. Im więcej przepracujesz w doskonaleniu warsztatu, tym lepiej i lżej Ci to będzie wychodzić. A tutaj widać, że potrzeba trochę czasu, chęci i uporu.
Powodzenia! Smile
Odpowiedz
#3
Dziękuję za opinię.

Generalnie ten tekst oparłem na faktach, w kolejności zbliżonej do tej, w jakiej miały one miejsce. Po wejściu na pewną górę wracam, choć jestem ciągle w górach (stąd to "stamtędy" - idę "stamtąd" i "tamtędy"), wokół zapada zmierzch. Z jednej strony "pomarańczowe dogasanie", które z drugiej "zlewa się ze śmiercią". Ich granica to granica światła i ciemności, życia i śmierci, czyli symbolika oklepana jak tylko można. Istotą naszych żyć jest właśnie ta granica, która tworzy podstawowe dialektyki z wyżej wymienionymi na czele. Bez cienia nie ma światła, bez śmierci nie ma życia, bez cierpienia nie ma szczęścia etc. To jest motyw przewodni wiersza, szczególnie mocno zaakcentowany w puencie.

Świebrzyste palce - wiem, brzmi trochę jak świerzb, a chodziło o połączenie wyrazów "srebrzysty" i "świetlisty".

Znicz pojawia się znikąd i zaskakuje, tak samo jak mnie zaskoczył, kiedy go zobaczyłem. To chyba tyle.
Odpowiedz
#4
No to trzeba było tak od razu!
Rzeczywiście, opierając to na doświadczeniu z gór, że tak to ujmę, to nabiera zupełnie innego znaczenia! Wręcz przenosi na wyższy poziom! Znicz jako element zaskoczenia też wydaje mi się teraz bardziej na miejscu.
Tego elementu mi brakowało - oparcia o rzeczywistość. Tak mi się coś wydawało, że gdzieś czuję nawiązania do górskich wędrówek.

Ale co do pierwszej linijki i kropkowej ortografii - zdania nie zmienię. Tylko to mnie teraz razi.

Odnośnie świebrzystości - lepiej rozbić na dwa zdania niż posuwać się do karkołomnych neologizmów, moim zdaniem, chociaż wiedząc, co było w zamyśle, nietrudno przymknąć oko i cieszyć się kontekstem.


Teraz to mi się całkiem podoba ten tekst. Jaki by nie był w swoich niedoskonałościach, znowu mogę poczuć tę atmosferę wyższości natury. Miłe uczucie i dzięki Ci za nie. Wink
Odpowiedz
#5
A bardzo proszę. Chyba częściej będę umieszczał ten kontekst, bo - jak widzę - może dużo pomóc. I jeszcze co do tych neologizmów: świebrzystość może niezbyt mi się udała, choć "stamtędy" nigdy nie ruszę, bo wymyślając to słowo, poczułem się prawie jak Norwid z jego "dopokąd".
Odpowiedz
#6
Niee, "stamtędy" musi zostać. Przekonałeś mnie do niego.

Norwid byłby dumny. Wink
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości