Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
ostatnie ostrzeżenie [nietykalni. część pierwsza]
#1
nietykalni
ostatnie ostrzeżenie


‘Nigdy nie ma się drugiej okazji,
żeby zrobić pierwsze wrażenie.’
Trochę poświęcenia



Południowy wiatr delikatnie muskał skupioną twarz wysokiego elfa i przynosił smród gnijącego ciała, odór uryny, domowego samogonu, palonego zielska i bezdomnych. Fetor, jakie wydzielało popadające w ruinę miasteczko od lat trawione konfliktami, ulicznymi bójkami i skrytobójstwami w walce o pozycję.
Dobór naturalny sprawdzał się tutaj na każdym kroku - czy to człowieka, czy to krasnoluda, czy kogoś całkiem innego. Wujek Darwin byłby niezmiernie dumny.
Elf jak zwykle w takich sytuacjach był, może aż nadto, opanowany. Mimo to, napinając cięciwę bił się z myślami. Nienawidził przyjmować zleceń od ludzi na ludzi, których wykonawcą miał być on, czystej krwi elf. Wśród rozpętanej burzy on nie chciał być kolejną rasistowską kurwą, która szpikuje innych strzałami tylko ze względu na rasę. Bo jakiekolwiek miałby powody, zawsze wszystko sprowadzałoby się do segregacji rasowej.
Ale była też druga strona medalu, która nakłaniała do precyzyjnego strzału. To zlecenie mogło w krótkim czasie przerodzić się w serię płatnych morderstw, mających utorować drogę rebeliantom. To z kolei oznaczało sowity zarobek i, przynajmniej chwilowo, stabilizację.
Elf nigdy nie pomyślałby, że w tym wieku, w tej profesji i z takim bagażem doświadczeń mogą nim targać tęsknota albo potrzeba stabilizacji i bezpieczeństwa. Mimo wszystko, nie pogardziłby miejscem, do którego mógł wrócić o każdej porze. Elf od dawna nie miał domu.
Początkowo tłumaczył to sobie ryzykiem zawodowym. Do czasu, kiedy zmądrzał. I zrozumiał, że w jego mniemaniu dom i rodzina to tylko przereklamowane hasła, które więcej zabierają, aniżeli są w stanie dać. I w tym utwierdzeniu trwał przez lata, aż nagle szarpnęła nim nostalgia, a w duchu odezwał się mały sygnał rozpaczliwym głosem krzyczący o domowym ognisku. Które nagle stało się istotne.
Każdy bowiem statek, nie ważne ile czasu przebywa na otwartym morzu, musi kiedyś zawinąć do portu.
On także tego potrzebował, po wielu latach tułaczki i poszukiwania zarobku w miastach, w których królowały ubóstwo, głód i narkotyki. Elf z miast tych wysysał resztę życia, przeszywając ciała nieszczęśników i żądając wysokiego wynagrodzenia. Pracował dla narkomanów i dilerów, dla bitych żon i mężów alkoholików, dla wydziedziczonych dzieci i skurwiałych rodziców, dla alfonsów i kurew.
Aż trafił do miasta zionącego złem.
Niewysoki mężczyzna wysunął się z tłumu, nieświadomie kierując się na zachód. Elf nie dbał o to, gdzie chce dojść. Nie dane było mu się dowiedzieć.
Zmrużył oko i wstrzymał oddech, uspokajając regularny ruch klatki piersiowej. Nie mierzył długo. Lekkim, niemal niezauważalnym ruchem dłoni spuścił strzałę, która przebiła powietrze i z cichym świstem odnalazła drogę do celu.
Elf nie spojrzał nawet, czy trafił. Nie mógł chybić. Zaczesał długie, lśniące włosy za spiczaste uszy i zeskoczył na dach sąsiedniego, niższego budynku. Tam czekała na niego drabina sznurowana.

-

Tłum gapiów patrzył, jak w sekundzie strzała przebija pierś mężczyzny. I mocno się zawiódł. Przypadkowi przechodnie albo stali bywalcy w postaci żebraków oczekiwali tryskającej niczym fontanna krwi, brudzącej wszystkich po kolei, jak to się zawsze miało w opowieściach i klechdach. Mieli też nadzieję, że mężczyzna upadnie w wyszukanym stylu, wyginając się nienaturalnie.
A on po prostu osunął się na nierówny grunt.
- Z drogi kurwa! – rozległ się zachrypnięty głos.
Tłum pierzchł. Nawet żebracy, którym zawsze było wszystko jedno, pozbierali cały swój dobytek i zaczęli uciekać w najbliższe uliczki. Cudem i ci, którzy na co dzień głosili wyuczone, nastawione na litość formułki o schorowanych nogach albo kuśtykali na pokaz, tym razem pędem puścili się przed siebie.
Pod pobliskimi budynkami zostało kilku maruderów. Głównie tłum składał się z poubieranych w jaskrawe wdzianka nastolatków w wysokich glanach i z ogolonymi głowami, bez względu na płeć. W zaułkach stanęli strażnicy, z chłodem patrząc na nieliczną grupkę skupioną wokół dogorywającego mężczyzny.
Do którego spokojnym krokiem podszedł brodaty krasnolud i niedelikatnym ruchem wyrwał sterczącą z ciała strzałę. Kałuża krwi zaczynała wsiąkać w poszczerbioną glebę. Z niezadowoleniem pokiwał głową.
- Elfia – mruknął cicho.
- O w pyzdę.
- Jeszcze nam tu elfa brakuje – dorzucił wysoki mężczyzna stojący za nim.
- Bez pochopnych wniosków – odrzekł chłodno inny, spoglądając na trupa. – Elfie strzały kupić nie jest ciężko, a prawdą jest, że lepszych się nie znajdzie. Niejeden człowiek używa takich strzał. Ale przyznać, kurwa, nikt się nie przyzna.
- Jak oni to nazywają? Segregacją rasową? – warknął krasnolud.
Do leżącego bezwładnie mężczyzny podszedł zgarbiony facet z wyłupiastymi oczami i padł na kolana, by nerwowymi ruchami obmacać trupa.
- Co ty robisz?
- Czy on ci wygląda na ćpuna? – zaśmiał się jeden z magów.
- Ciii – mruknął mężczyzna, dalej przeszukując kieszenie zabitego.
- Co ten nałóg z tobą robi – westchnął krasnolud. – Nie ma co, wy ludzie macie nasrane w głowach.
- Nie powiem – syknął ćpun, patrząc na krasnoluda spode łba – kto nosi ze sobą topór większy niż on sam.
Wysoki czarodziej gestem uspokoił krasnoluda, którego dłoń już sięgała do trzonka. Zmełł przekleństwo i umilkł.
- Tak czy siak, ktoś się zapomniał. Nie dbam o to, czy to był elf, człowiek, krasnolud czy sam Jezus Chrystus. Trzeba go dojebać.
Reszta pokiwała z udawanym zrozumieniem.
- A teraz dajmy popracować organom ścigania – wyrzekł cicho, z pogardliwym uśmiechem patrząc na ukrytych w cieniu strażników.

-

W bladym świetle trup wyglądał całkiem inaczej. Blekot sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyciągnął zniszczoną piersiówkę. Pociągnął sowitego łyka i wyciągnął rękę do młodego strażnika.
- Chcesz?
Żółtodziób zaprzeczył głową. Blekot nie zamierzał się kłócić. Młodym wpajano: żadnego alkoholu na służbie. A starszym to jak najbardziej pasowało, bo nikt w głębi duszy dzielić się nie zamierzał.
- Miło z ich strony, że zostawili strzałę.
Młody nie skomentował. Blekot ciągle zapominał, jak ma na imię.
- Jeśli to elf, sprawę możemy zamknąć od razu.
- Co?
- Ostatnimi czasy wykształciła się nietykalność innych ras – wyjaśnił doświadczony strażnik. – Że niby ciągle się ich gnębi, na każdym kroku napotykają przejawy rasizmu i takie tam. Ogólnie sranie w banie, ale ludzie się na to łapią.
Odetchnął głęboko.
- Widziałem już kilka takich spraw, kiedy próbowano oskarżyć jakiegoś elfa albo krasnoluda. A potem ludzie linczowali oskarżycieli i obrzucali ich kamieniami, nie szczędząc obelg. W ich oczach oskarżanie innej rasy było kolejnym objawem segregacji rasowej, na który społeczeństwo w akcie heroizmu nie mogło pozwolić.
Młody pokiwał głową, chociaż Blekot nie był wcale pewny, czy w ogóle go słucha.
- Opowiem ci bajkę.
- Bajkę?
- Wyobraź sobie bar wypełniony ludźmi, do którego wchodzi elf. I zanim zdąży sobie usiąść, od razu dopierdala się do niego jakiś obleśny bibosz, wyzywając od odmieńców i startując z pięściami. Dochodzi do rękoczynów. Jak byś to nazwał?
- Rasizmem – odpowiedział niepewnie młodzieniec. Blekot nieustannie zachodził w głowę, jak się nazywa. Pamięć już nie ta.
- A teraz wyobraź sobie drugą scenkę, gdzie bar wypełniony jest elfami, a wchodzi do niego człowiek. I na wstępie rusza do niego wysoki, niby szlachetny elf i wyzywa od odmieńców, też startując z pięściami i chcąc mu obić mordę. Jak byś to nazwał tym razem?
Strażnik zamyślił się. Blekot przerwał szybko milczenie.
- Ja ci powiem. Nazwałbyś to bójką.

-

Kiedy wreszcie przeszli przez labirynt korytarzy i, jak się domyślał, tajemnych przejść, pozwolili mu ściągnąć opaskę z oczu. Odruchowo przysłonił się ręką, ale w pomieszczeniu nie było żadnego oślepiającego światła. Wręcz przeciwnie, panował tu nieprzyjemny półmrok przysłaniający detale wyglądu większości osób siedzących na wszelkiego rodzaju skrzyniach i beczkach, w którym zapewne znajdowały się przede wszystkim dragi, alkohol, a do tego dragi i alkohol.
Tak to już jest z rebeliantami.
Jego eskorta szybkim krokiem schowała się z w cieniu, mrucząc coś pod nosem. Dziesiątki par oczu świdrowały go, ale jemu nieszczególnie to przeszkadzało. Stał, oddychając spokojnie i czekając na jakiś ruch. Nie trwało to długo.
Z beczki podniósł się wysoki nastolatek, który, jak z resztą prawie wszyscy, wyłączając egzotyczne ewenementy, miał głowę ogoloną równo na zero. Człapiąc potężnymi glanami zbliżył się na odległość wyciągnięcia ręki. Której nie wyciągnął. Wlepił wzrok w elfa, ale szybo wyczuł, że nie jest to przeciwnik, który po kilku sekundach zacząłby szukać czegoś na podłodze, albo błądzić wzrokiem po ścianach, suficie i własnych dłoniach. Mogliby tak stać godzinami, wpatrując się w siebie z kamienną twarzą.
- Zabiłeś go? – zapytał. Niepotrzebnie, bo doskonale znał odpowiedź.
- Przejdźmy do rzeczy – odrzekł chłodno elf. Formalności na bok.
- Romeo – przestawił się łysy nastolatek.
Elf parsknął, wywołując szmer w obszernym pomieszczeniu. Usłyszał też nawet jakieś wyzwiska. Do nastolatka szybkim krokiem podeszła niska dziewczyna, której fizjonomia do złudzenia przypominała każdego innego rebelianta. Poza tym, że była okropnie brzydka. Wtuliła się w Romea i spojrzała na elfa spode łba.
- Nie mów, że…
Elf roześmiał się.
- To chyba nie jest…
- Julia – przedstawił ją Romeo.
- O kurwa – wtrącił między salwy śmiechu elf. – Szekspir pewnie już się w grobie przewraca.
Marsowe miny wskazywały, że rebelianci nie należą do osób z wybitnym poczuciem humoru.
- Teraz ty powinieneś się przedstawić.
- Ja? Nie ma takiej potrzeby – odparł z uśmiechem elf.
W dłoni Romea błysnął nóż. I po chwili z powrotem został wsunięty za spodnie.
- To mnie nie przekonało. Ale niech wam będzie. Gordon.
- Usiądź.
- Postoję. Elfy mają to we krwi. Rozumiesz, stoimy sobie nieraz na rynku przykuci do pręgierza, obrzucani byle gównem. Takie manifestacje potrafią zdziałać cuda.
Romeo skrzywił się.
- Dlaczego tak wam zależy na zabijaniu rajców? – zaryzykował elf.
- Pytasz, a wiesz.
- Ale, po chuja wam do tego łowca głów, w dodatku elf?
Romeo uśmiechnął się szyderczo. A wraz z nim jego przeznaczenie, stojące obok i tulące się do jego ramienia jak koń drapiący się przy użyciu drzewa.
- Jak to mówią… profilaktyka? Wyobraź sobie, że zgarną któregoś z rebeliantów. I co? Gówno. Skurwiała władza ma sposoby, ma narzędzia, całą gamę tortur – psychicznych, fizycznych, czego tylko zapragniesz. A przy czymś takim, wierz mi lub nie, każdy wymięka. Trzeba być trupem, żeby nie pisnąć słówka podczas tortur. A po czymś takim straż wiedziałaby o nas wszystko – od a do z. Kryjówkę, nazwiska rebeliantów, koneksje, plany. Krótko mówiąc, w czarnej dupie byśmy byli.
- A jeśli dobiorą się do mnie…
- To choćby ci wsadzili w odbyt wszystkie rozżarzone pręty, jakimi dysponują, i tak gówno mógłbyś im wyjawić. Wtedy nie dbałbym nawet, co ci robią i jakie masz szanse, żeby przeżyć. Możesz się obrazić, ale traktuje cię przedmiotowo.
- Jak każdy – westchnął Gordon. – Ale czemu nie pierwszy lepszy płatny zabójca, których dziesiątki spotkać można w każdej śmierdzącej knajpie albo innej ruderze.
- Żaden z nich nie będzie szył łukiem tak jak ty. Z resztą, wiesz jak to teraz jest z elfami. System opamiętał się zdeka za późno i na siłę próbuje naprawić błędy przeszłości, tfu, błędy pokoleń. Chcą wam zadośćuczynić za ucisk i pogromy, za segregację rasową i nieprzychylność społeczeństwa. Za niedługo nawet kościół zacznie beatyfikować krasnoludów i elfów.
- Na mnie nie patrz – odpowiedział z uśmiechem Gordon. – Poza tym, jeśli się uprą, to się uprą.
- Oni tak. Ale potem odezwie się katolickie społeczeństwo z wypranymi przez niedzielnie msze i kazania mózgami, które w kółku powtarzać będzie, że insynuacja, jakoby elf miał kogoś zabić, jest ohydnym przejawem uprzedzenia względem innych ras.
- Byłeś w kościele?
- Nie, po prostu się domyślam. Kościół jest bardziej przewidywalny niż wschód i zachód słońca. Z resztą, słońce kiedyś zgaśnie. Kościół tym bardziej – wytłumaczył Romeo. Julia chyba trochę przysypiała, bo obecnie wisiała mu na ramieniu z miną ćpuna. Elf pokiwał głową ze zrozumieniem. Temat kościoła go męczył. Podobnie jak temat pogody i polityki. Ileż kurwa można.
- Po co wam ta rebelia?
Romeo uśmiechnął się.
- Stojąc w miejscu, cofasz się.
- Jak to ma się do zabijania? Nie zabijając, umierasz?
- Coś w tym jest – mruknął rebeliant. – Nie zdziwiłbym się, gdybyś uważał nas za młodym buntowników podjaranych romantycznymi hasłami głoszonymi przez samobójców i psychicznie chorych. Ale tak nie jest. Mamy cel, mamy środki.
- Nie, nie, nie. Nie wmówisz mi tego.
- Że cel uświęca środki? Nawet nie zamierzam. To tak jakby potrzeba macierzyństwa usprawiedliwiała prostytucję. Też byłeś nastolatkiem, powinieneś wiedzieć, jak to jest. Wszyscy są na ciebie wypięci, bo w ich mniemaniu gówno widziałeś i gówno wiesz. I tak do czterdziestki, kiedy jesteśmy już wyjątkowo skurwieni i zbyt zgorzkniali żeby zajmować się polityką i rządzeniem państwem, czytaj niszczeniem go na każdy możliwy sposób.
- A wy chcecie utopii za cenę przemocy i rozlanej krwi.
- Kościół robi to od wieków, a do kościołów nadal ciągną tłumy, jakby rozdawali tam coś za darmo. Każdy ma swój fetysz. Rozlew krwi nie jest zły.
Gordon zaśmiał się.
- Jak teraz właduje ci strzałę w krtań też tak będziesz uważał?
- Nie oceniam czynów, oceniam pobudki. My nie rozlewamy krwi dla zabawy albo z nudów. Nudę zabijamy alkoholem, seksem i dragami. Zabawą jest zabijanie nudów. My chcemy pokazać, że wiek nie ma znaczenia, a liczy się tak naprawdę to, co masz w środku.
- I co takiego zrobicie, kiedy już znajdziecie się u władzy? – spytał elf. – Pozabijacie się nawzajem, bo każdy będzie chciał rządzić?
- Wiesz, czym jest demokracja?
- Władzą ludu.
- Cóż za ironia – odrzekł ze śmiechem Romeo. – System, który miał zapewnić władzę ludowi opiera się na tym, że lud wybiera tego, kto będzie nimi rządził. Niewiele różni się to od monarchii, chyba tym, że król przynajmniej brał udział w wojnach, a władcy tylko te wojny wywołują. Wojny, podczas których giną cywile. Gdzie tu władza ludu?
- Zawsze masz wybór.
- A ty go masz? Masz wpływ na to, kto zasiada w radzie miasta?
- Nawet mnie to nie interesuje. Miasta zmieniam częściej niż kobiety i w dupie mam, kto gdzie czym się zajmuje – odpowiedział szczerze elf. Szczerze nienawidził polityki.
- Możemy sobie wybrać, kto będzie nami rządził. Tylko tyle.
- Aż tyle.
- A potem jesteśmy bierni – rebeliant zignorował elfa.
- Ty za to pewnie masz świetlaną wizję demokracji – odpowiedział z ironią Gordon. Romeo pokiwał głową.
- Mam. Władza ludu, to władza ludu. To społeczeństwo ma podejmować decyzje. Dotyczące wszystkiego. Rządy większością głosów, a nie widzimisię jednego skurwysyna rządzącego krajem.
Pobudzony naiwnością, elf zaśmiał się głucho.
- Wyobrażasz sobie, ile czasu zajęłoby podjęcie jednej, chociażby najmniejszej decyzji?
- Wiara czyni cuda – odparł pewny siebie Romeo. – Nie jesteś idealistą, co?
- Zdecydowanie bardziej wolę być perfekcjonistą.
- No tak, zawód zobowiązuje.
- Nie tylko zawód. Po prostu nie wierzę w ideały. Eden ma jedną charakterystyczną cechę – nie istnieje. Idealistyczne wizje to twór naszej chorej wyobraźni, jakiś odległy cel, ku któremu chcemy podążać. Nawet jeśli ten cel tak naprawdę nie istnieje, a już na pewno jest nieosiągalny.
- A marzenia?
- Marzenia tym się różnią od edenu, że się spełniają. Wiara w marzenia to optymizm, wiara w eden to przejaw choroby psychicznej.
- Zabójca, perfekcjonista, filozof. Życie potrafi być zaskakujące.
- Życie jest dziwką. A kurwy nie są zaskakujące – odparł elf.
- Racja – skwitował Romeo i kiwnął na stojącego za nim rebelianta. Krótkim ruchem rzucił sakiewkę w kierunku Gordona.
Elf uśmiechnął się.
- Nie przeliczysz?
- Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział z uśmiechem elf. – Obaj wiemy, że zdecydowanie bardziej wolisz mieć mnie po swojej stronie. A gdyby jednak przyszło ci do głowy, żeby wychujać mnie na kasę… Podpowiem ci jedno. Kiedy przed kimś uciekasz, nie jesteś w stanie jednocześnie patrzeć przed siebie i w tył. A nigdy się nie dowiesz, gdzie będę czekał.
Romeo uśmiechnął się od ucha do ucha i gestem nakazał eskorcie podejść do Gordona. Elf na widok czarnej wstążki, którą za chwilę mieli mu zawiązać oczy, zaśmiał się lekko.
- Nie, nie trzeba – odparł wesoło. – Sam trafię.

-

Zgodnie z oczekiwaniami, siedziba rebeliantów znajdowała się w podziemiach starego, sypiącego się domu w najbiedniejszej dzielnicy, gdzie nikt wolał nie zaglądać. Tym bardziej zdziwiło Gordona, kiedy nagle przed nim wyrosła dwójka wysokich mężczyzn i krasnolud.
Próbował się cofnąć, ale usłyszał chrzęst żwiru za jego plecami. Było ich więcej. Zmełł przekleństwo. Nie cierpiał takich sytuacji.
- Jednego zdążę ubić – warknął cicho, sięgając ręką po strzałę.
Nie zdążył napiąć łuku. Poczuł mocne uderzenie fali kinetycznej. Jego ciało przeszył ból, kiedy zsunął się po ścianie budynku. Świat zawirował mu przed oczami. Nim zdążył się opanować, ktoś szarpnął nim i poczuł silną rękę na wysokości gardła. Charknął niewyraźnie.
Dopiero teraz elf miał nieco czasu, by przyjrzeć się napastnikom. Mężczyźni musieli być magami. Obok nich stał burcząc coś szeroki krasnolud, za nim siedząc pod ścianą sąsiedniego domu za głowę łapał się szczupły, przyćpany mężczyzna. Ten który ściskał jego gardło, śmierdział wódką, potem i bezlitosnością.
- O co wam… - zaczął Gordon. Zamilkł, kiedy mężczyzna szybkim ruchem uderzył go w wątrobę.
- Zamknij ryj! – wrzasnął mu w twarz. Elf skrzywił się, kiedy alkoholowa woń wdarła się w nozdrza.
- Kim jesteś, przedstawicielu śmiesznej rasy elfich przyjaciół lasów i natury, żeby szafować życiem w tym mieście? – syknął jeden z magów, patrząc mu w oczy. – Źle ci było w cieniu sosen i dębów, wśród innych dryblasów z odstającymi uszami?
Gordon spojrzał na niego pytająco. Mag wyciągnął rękę do krasnoluda, który wręczył mu elfią strzałę. Na której widać jeszcze było ślady krwi.
- Nikt inny nie używa tu elfich strzał. Sam z resztą wiesz czemu. Nie zgrywaj więc niewiniątka. Nie obchodzi mnie po co, dla kogo i dlaczego zabiłeś tego gościa. W dupie mam też, kim on był dla ciebie i dla szczurów kryjących się w podziemiach tej rudery. W tym mieście nie każdy może zabijać. A już na pewno nie ty – mag wyszczerzył się szyderczo.
- A wy niby…
Znowu poczuł uderzenie w brzuch. Z trudem powstrzymał odruch wymiotny. Nie chciał zakrztusić się własnymi rzygami.
- Nie należę do porywczych osób. Ciesz się, że tu jestem, bo tylko dzięki mnie wciąż jeszcze oddychasz – syknął, spoglądając na żylastą rękę oplatającą gardło elfa. – Ja zawsze daję ostrzeżenie. Zawsze ostatnie, nigdy pierwsze. Do jutra do zachodu słońca miasto ma się uwolnić od twojego smrodu. Zniknij i nie próbuj wracać.
W miarę możliwości Gordon próbował kiwnąć.
- Módl się, żebyśmy się więcej nie spotkali – wyszeptał mag i odwrócił się.
Elf poczuł kolejne uderzenie i bezwładnie osunął się na żwir.

-

Krasnolud spojrzał niepewnie na maga.
- Skąd wziąłeś tą strzałę?
Mag uśmiechnął się i głową wskazał na mężczyznę trzęsącego się w kącie.
- Ten ćpun? – zdziwił się krasnolud. Czarownik kiwnął głową.
- Jeden ze Strażników ma u niego długi i raz na jakiś czas załatwia dla niego drobne sprawy. A ja po prostu chciałem mieć tą strzałę.
- Dlatego go przygarnęliście…
- Nie oceniaj po pozorach. To nie jest ćpun jak ćpun, którego interesuje tylko działka hery. On ma wiele zdolności, nawet takich, o których nie zdaje sobie sprawy.
Mimo, że krasnolud niewiele zrozumiał, pokiwał głową ze zrozumieniem.

-

Słońce nastrojowo zachodziło nad niskim budynkami slumsów, kiedy wysoki elf niepewnym krokiem przemierzał kolejne wąskie uliczki. Żebracy pouciekali do domów, pijacy do oberży, dziwki wciąż czekały na ogarniające miasto ciemności. Pustka nie przeszkadzała Gordonowi. Wręcz przeciwnie.
Romeo czekał w umówionym miejscu, kryjąc się w cieniu ślepego zaułku. Był sam. Elf odetchnął z ulgą.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – syknął Romeo. Elf uspokoił go gestem dłoni.
- Spokojnie.
- Tłumaczyłem ci – nie więcej niż jedno spotkanie w przeciągu tygodnia. Nie mam ochoty spowiadać się nikomu ze znajomości z elfem.
- Trochę za późno – rzucił Gordon niechętnie.
- Co?
- Po ostatniej wizycie w waszej kwaterze natknąłem się na paru nieprzyjemnych kolesi. Po krótce: krasnolud, dwóch magów, jakiś ćpun i napakowany jak kabanos facet wyglądający na doświadczonego płatnego zabójcę.
- Pierdolisz…
Elf pokręcił głową.
- Kurwa mać! – wrzasnął Romeo ze strachem w głosie.
- Kto to jest?
- Nietykalni. Banda ludzi, których omijasz jak najszerszym łukiem. Grupa, której w Krańcu wolno wszystko. Stoją ponad prawem, ponad Strażą, ponad Inkwizycją i ponad Bogiem.
Gordon nie potrafił powstrzymać prychnięcia.
- Nic nowego. Strzelam, że jest za nich nagroda.
- Nagroda to mało powiedziane – przyznał Romeo. – Prawie jak w bajkach, rozumiesz – skarbiec, ręka królewny, roczny zapas piwa et cetera. Śmiałkowi, który pozbyłby się Nietykalnych, król obiecał złote góry. Tylko po to, żeby ktokolwiek spróbował.
- Spróbował?
Rebeliant kiwnął głową.
- I to nie jeden. Niestety, z marnym skutkiem. Zaczęło się od pojedynczych Don Kichotów, skończyło na dwudziestoosobowej ekipie. Po trzech minutach wszyscy wąchali kwiatki od spodu.
- Nieźle – skwitował elf.
- Co od ciebie chcieli?
- Kazali mi spierdalać. W podskokach – elf podniósł luźną koszulę, ukazując fioletowy siniec wielkości melona. Romeo zmełł przekleństwo.
- Skąd wiedzieli gdzie cię znaleźć?
- Nie wiem – odparł Gordon. – Będę potrzebował wiedzieć o nich jak najwięcej. Załatw mi jakieś źródło informacji. I wizytę u wójta. Wolę zawczasu zaklepać sobie nagrodę.
- Oszalałeś? - pisnął rebeliant. – Na twoim miejscu już by mnie tu nie było.
Elf uśmiechnął się.
- Ja nie zostawiam za sobą nieuregulowanych rachunków.



Liczę na konstruktywne opinie. Drugą część mam i zamieszczę, jeśli ta spotka się z zainteresowaniem/pozytywnymi ocenami.
Odpowiedz
#2
Zdecydowanie za dużo przekleństw. Raz na czas mogą być, jak na przykład w Wiedźminie, ale nie w takim stężeniu. Smiling Jack, Talar i Wrex by się zaczerwienili ze wstydu.
Pojawia się Jezus i Darwin. To już nie jest "król", czy "sadysta", które mimo braku Karola Wielkiego i markiza de Sade normalnie w fantasy funkcjonują, tylko osoby z naszego świata. Nigdzie nie jest wspomniane, że to nasz świat, tylko np. naciągając po jakimś "pójściu naprzód" w stylu Mad Max'a, czy Mrocznej Wieży Kinga (drzwi między wymiarami, tam wspominanie Jezusa jest uzasadnione). Jeśli nawet, to coś musiałoby z techniki ocaleć (za czasów Darwina broń palna była), a tu łuk.
Taka nadinterpretacja z mojej strony była. Raczej nie wspominałbym tych postaci, bo to mocno zgrzyta, tu elfy i krasnoludy, a tu Jezus, nawet jeśli wychodzi to od narratora, to uderza w klimat.
Co do rasizmu i tego wątku. Modne jest krzywdzenie elfów, tutaj przegięcie w drugą stronę. Dla mnie mocno przesadzone, nieprawdopodobne wręcz (znam sytuację z barem przełożoną na nasze i tym podobne, ale to pojedyncze przypadki).
No i może tylko mnie, na widok imienia Gordon staje przed oczami brodaty naukowiec...
Wybacz, że komentarz niepochlebny, ale takie mam odczucia.
Odpowiedz
#3
Odpowiadać będę po kolei.
Przekleństwa - nie chcę robić sztucznego języka. Nie oszukujmy się, ale skoro ktoś stoi na czele rebelii albo jest płatnym zabójcą, to używa języka takiego, jakiego używa. Podciąganie tego pod realizm byłoby śmieszne, ale chcę, żeby dialogi i język były po prostu prawdopodobne.
Oczywiście, to nie jest nasz świat. Szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się ani na umiejscowieniem w przestrzeni, ani w czasie. Ale takie postacie są, hm, unikalne i dobrze obrazują. W gruncie przy krótkim opowiadaniu nie ma się gruntu do nawiązywania do historii, bo nasz świat tej historii nie ma - nie ma z racji objętości tekstu. Ja tutaj to połączyłem i nie wiem, może to naprawdę aż tak razi. Zawsze miałem wizję świata, który po trzeciej wojnie światowej zostaje zniszczony do tego stopnia, że ludzie cofają się do średniowiecza. Taki tam chory pomysł.
Z mojej strony - nie mam zamiaru przestać korzystać z autentycznych postaci.
Co do rasizmu - jak to mówią: biały bije czarnego = rasizm, czarny bije białego = bójka. Czy jest mocno przesadzone? nie wiem. Na pewno chciałem to naświetlić, bo, przynajmniej w moim odczuciu, ludzie widzą rasizm tylko w jedną stronę i do niczego dobrego to nie prowadzi. Tu jest wizja świata, który w poczuciu winy wręcz gloryfikuje i 'chucha i dmucha' na inne rasy. Może i nieprawdopodobna, ale... to fantasy, prawda?
A Gordon, cóż... George Gordon Byron. Pierwsze imię mi nie pasowało.
Mam nadzieję, że po części się wybroniłem i zapytam wprost, czy zamieszczać część kolejną?
I może tak dodatkowo, gdybyś mógł choć po słowie powiedzieć o fabule, języku, formie - jakie odczucia. Bo skupiłeś się głównie na treści, przekazie, a chciałbym też wiedzieć, jak się to czyta.
Dzięki ; )
Odpowiedz
#4
Widzę, że pojawiło się coś nowego, więc pozwalam sobie zajrzeć do tego poza kolejką tekstów, które mam do przeczytania. Smile


W szczególe:
  • Wujek Darwin byłby niezmiernie dumny. – aha. A wujek Darwin mówił coś o elfach? Bo jakoś nie pamiętam, a wypadałoby się zdecydować – czytelnik ma do czynienia ze światem magii, elfów, krasnoludów itp., czy ze światem o znanej nam historii, światem znającym Darwina, Einsteina i Beethovena?
  • Nienawidził przyjmować zleceń od ludzi na ludzi, których wykonawcą miał być on, czystej krwi elf. – druga część zdania wydaje mi się zbędna. Skoro miał przyjmować zlecenia, to logiczne, że miał być ich wykonawcą. Powtarzasz informację i nic z tego nie wynika. Wydaje mi się, że takiemu średniointeligentnemu czytelnikowi nie trzeba mocniej podkreślać, że chodzi o różnice rasowe, „od ludzi na ludzi” jest dość wymowne, zwłaszcza że wcześniej kilka razy nazywasz bohatera elfem, więc nie ma chyba tu miejsca na wątpliwości.
  • Wśród rozpętanej burzy on nie chciał być kolejną rasistowską kurwą, która szpikuje innych strzałami tylko ze względu na rasę. Bo jakiekolwiek miałby powody, zawsze wszystko sprowadzałoby się do segregacji rasowej. – powtarza się nieładnie ten rasowy rdzeń, ale poza tym znów masz jakąś tautologię czy coś takiego: rasistowska kurwa, która szpikuje ze względu na rasę. Jak rasistowska, to logiczne, że ze względu na rasę, a jak ze względu na rasę, to logiczne, że rasistowska. Nie trzeba tak namiętnie powtarzać tego samego, czytelnik nie jest kretynem... no – nie powinien być. Wink
  • To z kolei oznaczało sowity zarobek i, przynajmniej chwilowo, stabilizację.
    Elf nigdy nie pomyślałby, że w tym wieku, w tej profesji i z takim bagażem doświadczeń mogą nim targać tęsknota albo potrzeba stabilizacji i bezpieczeństwa. Mimo wszystko, nie pogardziłby miejscem, do którego mógł wrócić o każdej porze. Elf od dawna nie miał domu.
    – powtórzenia.
  • I w tym utwierdzeniu trwał przez lata, aż nagle szarpnęła nim nostalgia, a w duchu odezwał się mały sygnał rozpaczliwym głosem krzyczący o domowym ognisku. – skoro ten sygnał krzyczał rozpaczliwym głosem, to nie wyobrażam sobie, żeby można mówić o nim „mały”.
  • Każdy bowiem statek, nie ważne ile czasu przebywa na otwartym morzu, musi kiedyś zawinąć do portu. – nieprawda, może też zatonąć. Tongue Ale nie o tym. „nie” z przymiotnikami i przysłówkami stopnia równego piszemy łącznie.
  • On także tego potrzebował, po wielu latach tułaczki i poszukiwania zarobku w miastach, w których królowały ubóstwo, głód i narkotyki. Elf z miast tych wysysał resztę życia, przeszywając ciała nieszczęśników i żądając wysokiego wynagrodzenia. – chyba zaczynam się domyślać, jaki jest jeden z głównych problemów tego tekstu.
  • Elf nie dbał o to, gdzie chce dojść. – gdzie chce dojść ten niewysoki mężczyzna czy gdzie chce dojść elf? Niejasny podmiot.
  • - Z drogi, kurwa! – bluzg jest wtrąceniem i jako taki powinien być wydzielony przecinkami. Zresztą, później to robisz, więc tutaj chyba mamy do czynienia z niedopatrzeniem.
  • Do leżącego bezwładnie mężczyzny podszedł zgarbiony facet z wyłupiastymi oczami (...)” – narrator zasadniczo posługuje się dość literackim językiem, a tutaj nagle wyskakuje z kolokwialnym „facet”. To nie pasuje.
  • - Tak czy siak, ktoś się zapomniał. Nie dbam o to, czy to był elf, człowiek, krasnolud czy sam Jezus Chrystus. – Jezus Chrystus. No ładnie. Zdecydowanie należałoby dookreślić realia. Jest Darwin, są chrześcijanie, ale jednocześnie strzela się z łuku (choć młodzież w glanach sprawia dość współczesne wrażenie, więc czemu nie z broni palnej?), śmigają elfy, czarodzieje i krasnoludy. Bez szerszego opisu realiów całość nie trzyma się kupy.
  • Blekot sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyciągnął zniszczoną piersiówkę. – jak zniszczoną? Jeśli coś jest „zniszczone” zazwyczaj oznacza to, że dana rzecz nie nadaje się do użytku. Oczywiście w przeciwieństwie do „podniszczonej” i innych synonimów, które wskazują na jakiś stopień zużycia, ale nie przekreślają jeszcze wartości użytkowej takiej na przykład piersiówkiWink Zwłaszcza w przypadku piersiówki jest to istotne. Bo o ile można nadal ubrać zniszczony płaszcz (czyli dziurawy, porwany, poplamiony itepe, a więc absolutnie nie spełniający płaszczowych zadań typu grzanie i osłanianie od deszczu, tym niemniej dający się założyć), o tyle jeśli na przykład piersiówka będzie dziurawa, to se już z niej za wiele pociągnąć nie da. Inna sprawa, że piersiówkę (płaska, metalowa butelka, jak rozumiem) chyba dość trudno zniszczyć, jeśli tylko delikwent nie ciskał nią o tory kolejowe albo coś takiego, prawda?Tongue
  • Pociągnął sowitego łyka i wyciągnął rękę do młodego strażnika. – za dużo ciągnięcia w jednym zdaniu.
  • Blekot ciągle zapominał, jak ma na imię. – znów nie wiadomo, kto jest podmiotem. Blekot może nie pamiętać jak ma na imię żółtodziób, ale może też nie pamiętać, jak on sam ma na imię. Ta sama sytuacja jest później, kiedy Blekot zastanawia się, jak się nazywa.
  • Odruchowo przysłonił się ręką, ale w pomieszczeniu nie było żadnego oślepiającego światła. Wręcz przeciwnie, panował tu nieprzyjemny półmrok przysłaniający detale wyglądu (...)
  • Człapiąc potężnymi glanami zbliżył się na odległość wyciągnięcia ręki. – na ile się orientuję, odgłos kroków w glanach można nazwać różnie, ale raczej nie „człapaniem”. Spróbuj sobie wyobrazić gościa idącego w potężnych glanach. Czy on człapie? Człapie się w rozdeptanych papuciach;>
  • Do nastolatka szybkim krokiem podeszła niska dziewczyna, której fizjonomia do złudzenia przypominała każdego innego rebelianta. – „atakują klony, będą nas miliony”? ;>
  • Szekspir pewnie już się w grobie przewraca. – znów to samo: opisujesz wyłącznie poczynania bohaterów, kompletnie nie zarysowując realiów, w jakich rozgrywa się akcja. Pojawiają się sprzeczności i pytania, które pozostawiasz bez żadnego wyjaśnienia. Szekspir? Elf mówi o Szekspirze? To dość dziwne i to wymaga wyjaśnienia.
  • Marsowe miny wskazywały, że rebelianci nie należą do osób z wybitnym poczuciem humoru. – albo że żart elfa był kiepski i toporny... no bo za śmieszne to to nie było;] Ale oczywiście to zależy co rozumiemy jako „wybitne” poczucie humoruBig Grin
  • A wraz z nim jego przeznaczenie, stojące obok i tulące się do jego ramienia jak koń drapiący się przy użyciu drzewa. – usiłuję to sobie wyobrazić i efekt niezmiennie jest niebywale komiczny xD Jeśli koń się drapie, to siłą rzeczy ociera się w tę i nazad, coby wywołać to „szur-szur” o drzewo. Czy Julia w ten właśnie sposób się przytula? Ona się ociera o Romea? XD Nadal przekomiczneBig GrinBig GrinBig Grin
  • A po czymś takim straż wiedziałaby o nas wszystko – od a do z. – uwaga czysto kosmetyczna: lepiej by wyglądało, gdyby A i Z zapisać wielkimi literami. W takiej formie jak jest, zlewa się z tekstem.
  • Ale czemu nie pierwszy lepszy płatny zabójca, których dziesiątki spotkać można w każdej śmierdzącej knajpie albo innej ruderze. – a to pytanie jest, czy stwierdzenie?
  • System opamiętał się zdeka za późno i na siłę próbuje naprawić błędy przeszłości, tfu, błędy pokoleń. – oddzielnie.
  • Za niedługo nawet kościół zacznie beatyfikować krasnoludów i elfów. – jako instytucję, „Kościół” zapisuje się od wielkiej litery. Mały „kościół” to tylko budynek, a ten ma zdolności beatyfikacyjne dorównujące stodołomWink
  • Ileż, kurwa, można. - „kurwa” to wtrącenie.
  • Nie zdziwiłbym się, gdybyś uważał nas za młodym buntowników podjaranych romantycznymi hasłami głoszonymi przez samobójców i psychicznie chorych. – „młodych”.
  • System, który miał zapewnić władzę ludowi opiera się na tym, że lud wybiera tego, kto będzie nimi rządził. Niewiele różni się to od monarchii, chyba tym, że król przynajmniej brał udział w wojnach, a władcy tylko te wojny wywołują. Wojny, podczas których giną cywile. Gdzie tu władza ludu? – uważam demokrację za pomyłkę historii, ale porównywanie jej do monarchii jest akurat mocno chybione. No cóż – mogę tylko liczyć na to, że ten wywód jest podyktowany charakterem i poglądami wypowiadającego te słowa koleżki, a nie autentycznymi przekonaniami autora, bo jeśli tak, to chyba musimy porozmawiać;] A tak poza wszystkim, to jak to jest z tymi wojnami, w których giną cywile? Łuki są bronią masowego rażenia, czy jak? Owszem, piję tu do wcześniejszej uwagi: nie opisujesz w żaden sposób realiów. Czytelnik widzi, że do zabójstwa używa się nie jakiejś broni tyle o ile współczesnej, ale łuku. To każe przypuszczać, że cywilizacyjnie bohaterowie nie wkroczyli jeszcze w fazę prochu strzelniczego. Więc te rzezie cywilów wyglądają dość wątpliwie.
  • Miasta zmieniam częściej niż kobiety i w dupie mam, kto gdzie czym się zajmuje – odpowiedział szczerze elf. Szczerze nienawidził polityki. – powtórzenie.
  • Elf uśmiechnął się.
    - Nie przeliczysz?
    - Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział z uśmiechem elf.
    – powtórzenia.
  • - Skąd wziąłeś tą strzałę? – bohater, który wypowiada te słowa, może oczywiście olewać tę zasadę. I mam nadzieję, że tak to wygląda, a nie że to Ty, autor, ją olewasz lub – co gorsza – nie znasz jej: zaimek wskazujący rodzaju żeńskiego w liczbie pojedynczej w bierniku to , a nie „tą”.
  • Po krótce: – łącznie.
  • (…) krasnolud, dwóch magów, jakiś ćpun i napakowany jak kabanos facet wyglądający na doświadczonego płatnego zabójcę. – ale kabanos to akurat jest cienki, zasuszony i łamliwy. Nie wiem już: czy „napakowany jak kabanos” jest ironią, czy wkradło się tu małe nieporozumienie. oO


Ogólnie
  • Żadnych opisów. Czytelnik ma trójkę gadających głów, no – może nawet nie głów, bądź co bądź bohaterowie jakoś tam są opisani. Choć dość mizernie. Elf, krasnolud, człowiek... jakby to wyjaśniało wszystko. Jakby wystarczyło napisać „krasnolud” i już wszyscy wiedzą, jak delikwent wygląda. Bo wszystkie krasnoludy są takie same, no jasne. Tak więc nie ma ani szerszych opisów bohaterów, ani miejsc. Opisów miejsc właściwie nie ma w ogóle. Zaczynasz całkiem ładnie, wprowadzeniem w klimat miasta, ale potem już tylko leci dialog i dialog.
  • ...leci dialog, z którego tak naprawdę niewiele wynika. Kilka stron ględzenia o poglądach politycznych i społecznych. A dlaczego właściwie oni się wdali w tę rozmowę? Dlaczego Romeo odpowiadał na pytania Gordona, zamiast dać kasę i pójść? Nieco sztucznie to wygląda.
  • Tekst sam w sobie prezentuje się całkiem przyzwoicie. Niewątpliwie jest nieco powtórzeń, tego musisz chyba pilnować.



Podsumowując:

Wszystko byłoby zacnie, gdyby nie totalny brak jakiegokolwiek opisu. Nie wiadomo nic o realiach, o bohaterach, o czasie, w którym osadzasz akcję. A to znacznie utrudnia odbiór tekstu. No i akcja jako taka... właściwie jej nie ma. Ot, jedna rozmowa. Trochę mało jak na siedem stron prozy, zwłaszcza że ta rozmowa nie jest jakaś szczególnie mądra czy szokująca.
A szkoda, bo sam koncept – sprowadzenie elfów, krasnoludów i innych kanonicznych postaci fantasy do naszego ludzkiego, prozaicznego świata byłoby miłym urozmaiceniem.
Jeśli chodzi o mnie, to chętnie zapoznam się z kolejną częścią - głównie po to, żeby zobaczyć, czy w końcu pojawiają się jakieś opisy i większe partie, w których oddajesz głos narratorowi. Na samym dialogu raczej opowiadania się nie zbuduje.
~~~ Na emeryturze było nudno ~~~
Wróciłem więc. Tak trochę.
Odpowiedz
#5
Cóż, co do umieszczania postaci historycznych w tekście - j.w.
Powtórzenia - przeglądałem tekst, widocznie mało dokładnie. Nie lubię redagowania.
Mało opisów? Osobiście nienawidzę opisów, może to po prostu wynika z własnych upodobań. Powiedzmy, że to wstęp jest i tyle. Nie można tu niczego dokładnie wyróżnić. Ale wszystko w swoim czasie. Drugą część zamieszczę w osobnym temacie, żeby bałaganu niepotrzebnie nie robić.

//edit: Powieści nie można oprzeć tylko na dialogach. A czytałeś możesz "Przejście" autorstwa Connie Willis? Dialogi na oko stanowią 80% książki, czyta się naprawdę dobrze. Z resztą, chyba nie muszę tłumaczyć, że w dialogach też, a może nawet przede wszystkim, można zarysować postać. A, jak mam być szczery, wygląd zewnętrzny jest dla mnie w książkach mało istotny.
Odpowiedz
#6
Mnie także od pewnego czasu męczy wizja takie cofniętego do średniowiecza świata, ale...póki co nie o tym ; P
Czyta się szybko, nie ma dłużyzn, to pozytyw ale sam jestem wielkim fanem opisów. Za drugą część zaraz się wezmę.
Odpowiedz
#7
Cytat:Cóż, co do umieszczania postaci historycznych w tekście - j.w.
Parafrazując Ciebie: z mojej strony - nie mam zamiaru przestać uważać, że korzystanie z historycznych postaci bez żadnego ładu, składu i dookreślenia realiów opisywanego świata jest dość dużą wadą tekstu. Moim zdaniem to po prostu pójście na łatwiznę.
Cytat:Mało opisów? Osobiście nienawidzę opisów, może to po prostu wynika z własnych upodobań.
Może wynika. Osobiście lubię opisy pod warunkiem, że są dobre. Nie ma nic gorszego niż nudne opisy. Skoro tak nienawidzisz opisów, może powinieneś sięgnąć po dramat, a nie prozę (piszę to bez złośliwości - może naprawdę dramat lepiej by Ci leżał?)?
Cytat://edit: Powieści nie można oprzeć tylko na dialogach. A czytałeś możesz "Przejście" autorstwa Connie Willis? Dialogi na oko stanowią 80% książki, czyta się naprawdę dobrze. Z resztą, chyba nie muszę tłumaczyć, że w dialogach też, a może nawet przede wszystkim, można zarysować postać. A, jak mam być szczery, wygląd zewnętrzny jest dla mnie w książkach mało istotny.
"Przejścia" nie znam, więc nie bardzo mogę się odnieść do tego przykładu, niestety.
Potrafię sobie wyobrazić, że dialog pełni ważną funkcję i że w dialogach autor przemyca opisy, charakterystyki itp. Jeśli idzie o charakterystyki postaci, to nawet bardzo miodna metoda. Tyle tylko, że wtedy bardzo ważna jest treść dialogu. A tutaj ta treść jest dość miałka. Parę wytartych sloganów, parę bluzgów (żeby nie było nieporozumień - nic nie mam do bluzgów jako takich), tak naprawdę nadal niemal nic nie wiadomo ani o świecie, ani o bohaterach. Oprócz tego, że wszyscy bez wyjątku są kulturalnie na poziomie nastoletniego, pijanego dresa. Trochę mało.
~~~ Na emeryturze było nudno ~~~
Wróciłem więc. Tak trochę.
Odpowiedz
#8
Okej, no może to jest pójście na łatwiznę, ale tak jak mówię - tu jest raptem 7 stron, a wg mnie świat, klimat czy postacie opisuje się przez stron kilkadziesiąt, bo upychając wszystko w jednym miejscu zrobiłoby się to po prostu kiczowate. Ja po prostu wolę ruszyć akcję, a potem skupić się dokładnie na bohaterach.
Dramat - nie mówię, że wszystko można przemycić w dialogach.
Zapraszam do drugiej części, może tam się robi klarowniej, może tam się coś niecoś wyjaśnia. Ja nie chcę wszystkiego rzucać od razu.
Co do pijanych nastoletnich dresów - najpierw polecam takich poznać, a potem cokolwiek mówić.
Odpowiedz
#9
(05-07-2010, 13:34)eit napisał(a): Zapraszam do drugiej części, może tam się robi klarowniej, może tam się coś niecoś wyjaśnia. Ja nie chcę wszystkiego rzucać od razu.
Może się robi - zobaczymy. Do drugiej części i tak zajrzę, bo wykreowany przez Ciebie świat ma możliwość bycia całkiem interesującym i ciekawi mnie, co z tym robisz.
Cytat:Co do pijanych nastoletnich dresów - najpierw polecam takich poznać, a potem cokolwiek mówić.
Dzięki, ale szczęśliwie udało mi się zerwać wszelkie kontakty z tego typu ludźmi i twierdzę, że nie są oni warci tego, żeby ich poznawać. Pozwolę sobie więc mówić bez zawierania dodatkowych znajomości, a bazując na tych, które były zawarte parę lat temuBig GrinWink
~~~ Na emeryturze było nudno ~~~
Wróciłem więc. Tak trochę.
Odpowiedz
#10
Po prostu mnie to zabolało, bo widzę w tych postaciach większy potencjał, niż jakiś drechol. No ale może tak to wygląda. Tym bardziej przykre. Może i się to zmieni.
Odpowiedz
#11
w tym utwierdzeniu trwał przez lata, - utwierdzeniu, nie bardzo tu pasuje

I w tym utwierdzeniu trwał przez lata, - nostalgia raczej nie atakuje z zaskoczeńca i nie szarpie za rękaw Smile zwykle zabiera się do człowieka powoli, dajmy na to jak kwas za metal.

Zmrużył oko i wstrzymał oddech, uspokajając regularny ruch klatki piersiowej. - kiedy już się oddech wstrzyma, klata się nie rusza, znaczy drugi człon miałby sens gdybyś np. dał "by uspokoić"

"Głównie tłum składał się z poubieranych w jaskrawe wdzianka nastolatków w wysokich glanach i z ogolonymi głowami, bez względu na płeć." - no... ale o co kaman... może lepiej tak: Tłum składał się gównie z poubieranych w jaskrawe wdzianka nastolatków. Wszyscy oni, bez względu na płeć mieli zgodnie z modą ogolone głowy i nosili wysokie glany.

patrząc na nieliczną grupkę skupioną wokół dogorywającego mężczyzny.
Do którego spokojnym krokiem podszedł brodaty krasnolud. - te zdania zostały na siłę rozdzielone i "Do" zostało sierotką. Trzeba by przeredagować.

Pociągnął sowitego łyka i wyciągnął rękę do młodego strażnika. - za dużo tu tego ciągania

Jego eskorta szybkim krokiem schowała się z w cieniu - może wystarczy "schowała się szybko" bo miejsca na kroczenie było tam dość niewiele

zbliżył się na odległość wyciągnięcia ręki. Której nie wyciągnął. - sztuczny podział zdania .. "Której" zostało sierotką.

No to tyle łapanki.
Umieszczenie Darwina i Jezusa.. no nie jest najlepszym pomysłem...
Reszta w komentarzu do drugiej części. A dres to dres... no może i narażę się na zarzut rasizmu, ale czy to co w tym wdzianku po osiedlu się buja to jeszcze na miano człowieka zasługuje?
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#12
Kilka uwag technicznych + jakieś tam moje ale

Cytat:Nienawidził przyjmować zleceń od ludzi na ludzi, których wykonawcą miał być on, czystej krwi elf. Wśród rozpętanej burzy on nie chciał być kolejną rasistowską kurwą, która szpikuje innych strzałami tylko ze względu na rasę.
Pierwsze zdanie jest toporne. Kompletnie mi się nie podoba. Dodatkowo wkradło się powtórzenie.

Za bardzo nadużywasz słowa elf. Ma on jakieś imię w ogóle?

Cytat:Tłum gapiów patrzył, jak w sekundzie strzała przebija pierś mężczyzny.
Kolejne zdanie, które mi się nie podoba. jak w sekundzie jest niepotrzebne.
Lepiej brzmi IMO w ciągu sekundy

Cytat:Odruchowo przysłonił się ręką, ale w pomieszczeniu nie było żadnego oślepiającego światła.
Zastanawiam się jak można przysłonić się ręką Tongue Jak już to oczy Wink

Cytat:Wręcz przeciwnie, panował tu nieprzyjemny półmrok przysłaniający detale wyglądu większości osób siedzących na wszelkiego rodzaju skrzyniach i beczkach, w którym zapewne znajdowały się przede wszystkim dragi, alkohol, a do tego dragi i alkohol.
Momentami język jest odpychający, ale o tym za chwilę.

Odniosę się jeszcze do tego:


Cytat:Powieści nie można oprzeć tylko na dialogach. A czytałeś możesz "Przejście" autorstwa Connie Willis? Dialogi na oko stanowią 80% książki, czyta się naprawdę dobrze. Z resztą, chyba nie muszę tłumaczyć, że w dialogach też, a może nawet przede wszystkim, można zarysować postać. A, jak mam być szczery, wygląd zewnętrzny jest dla mnie w książkach mało istotny.

Książki nie czytałam.
Zgodzę się ze stwierdzeniem, że nie można oprzeć opowiadania tylko o dialogi. Musi istnieć jakaś równowaga. Mnie akurat interesuje wygląd postaci, a także ich otoczenia. To pozwala lepiej zagłębić się w świat przedstawiony. W opisach ujawnia się kunszt i wyobraźnia autora. Od samych dialogów to są słuchowiska radiowe.
W twoim opowiadaniu niestety ładnych opisów uświadczyłam. Dialogi są ważne, ale samymi dialogami niczego nie zwojujesz. Zwyczajnie mnie zmęczyły. Było ich za dużo, a moim zdaniem sensu w nich było mało. Czytając je, nie mogłam sobie nawet wyobrazić sytuacji, bo opis został potraktowany po macoszemu. Cały fragment to tylko dialogi, czasem walniesz opisik – to stanowczo za mało dla takiego czytelnika jak ja. Gdyby te dialogi jeszcze były ciekawe i wciągające. Ty wplatasz do nich Darwina, kościół Katolicki, Jezusa i Inkwizycję – moim zdaniem to nie pasuje.
Dodatkowo odrzucił mnie język. Wiem, że wielu autorów fantasty go stosuje, ale takie powieści to ja odkładam po przeczytaniu góra 20 stron.
Zwroty typu dragi i ćpun przelały czarę goryczy. Chwilami miałam wrażenie, że tekst jest bardziej jakąś parodią i tylko pomyliłeś działy. Tego rodzaju humor (a zwłaszcza w takiej formie) do mnie nie trafia. Nie moje klimaty.

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam.


Odpowiedz
#13
Archeolog?

Moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. To jest wypowiedź nic nie wnosząca do tematu, a za taką należy się warn. Podkreślam, to jest moje ostatnie ostrzeżenie.//InFlames
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości