Świat jest żeglowny.
Czasem przez ośmiorniczki trudno związać koniec z końcem sznurowadła.
I nie upilnujesz nawet lęgu bocianiego gniazda, pod wieńce bobkowe.
Wczoraj trzymałem w ręce Wicekrólową Odwilży.
Jakbym przeprowadzał sam siebie,
w niepotwierdzone nieznane, schodząc z wiatru we włosach,
który wypychał przed strach, że nie uniosę cienia,
okręconego każdą chwytnością życia.
Zadawnego za drabiny oczu i jak obrok w kołchozie.
Od spodu gwoździe, wbite w żłób, żeby było widać,
że mam w nadmiarze, to wszystko w zasięgu chrap.
Na peryskopowej, pod kilwarerem.