Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
jeszcze bez tematu part I
#1
Dawno nic nie wrzucałem, bo i dawno nie miałem przypływu inspiracji. Poza tym pochłonęły mnie całkowicie opowiadania surface'a i tak jakoś mi schodziło. Czas jednak nadszedł na coś nowego, ale zanim przejdziemy do opowiadania, kilka uwag na jego temat. Po pierwsze, jest to jedynie część opowiadania. Ci, którzy czytali moje wcześniejsze wypociny wiedzą, że jedną z moich podstawowych wad jest rozwlekanie. Startuję z jakimś pomysłem na krótkie i zwięzłe opowiadanie, a koniec końców spoglądam gdzieś w okolicach połowy w lewy dolny róg edytora i widzę ósmą stronę. Tym razem jest nie inaczej. Urodził mi się pewien pomysł i nawet spodobał, ale gdy zacząłem przelewać go na papier, okazało się, że tak mi się wątki rozbudowały, że pewnie skończę w okolicach 30 stron, a nie wszystkim będzie się chciało to czytać, o co wcalę nikogo nie winię. Po drugie, mam zwyczaj nadawania tytułu po napisaniu całości (niechlubnym wyjątkiem jest "Serce Anuli"), więc na chwilę obecną opowiadanie tytułu nie posiada. Gratuluję wszystkim, którzy przedarli się przez mój przydługi wstęp - macie próbkę tego z czym spotkacie się w opowiadaniu. Z góry dziękuję za wszystkie komentarze. I BTW - tak, to będzie horror, tylko się jeszcze nie rozkręcił Smile






Robert po raz kolejny spojrzał na godzinę wyświetlaną w dolnym rogu monitora. 13.22. Siedział sam w biurze walcząc z ogarniającą go sennością. Ala, jego asystentka, wzięła wolne, by kupić coś mężowi na Walentynki, a od godziny nikt nie zadzwonił, nie wszedł ani nie napisał mejla. W pokoju panowała całkowita cisza, której nie przerywał nawet nieznośny gwar ulicy, nie mogąc się przebić przez dźwiękoszczelne okna. Dodatkowo panująca w całym budynku temperatura, gdzieś w okolicach dwudziestu pięciu stopni, sprawiała, że bał się zamknąć oczy w obawie przed zaśnięciem.
Cholera, pomyślał, byłem pewien, że jest bliżej trzeciej. Każdy normalny człowiek po prostu urwałby się wcześniej a ja będę tutaj siedział jak jakiś głupek do trzeciej a potem nie starczy mi czasu, żeby rozejrzeć się po sklepach.
Zbliżały się Walentynki i choć szczerze nienawidził tego sztucznie napompowanego święta, wiedział, że jego żona kupiła dla niego prezent i będzie oczekiwała czegoś w rewanżu. On natomiast zawsze miał problem z wyborem prezentu i wiedział, że tym razem znów czeka go droga przez mękę. Poza tym, musiał jeszcze kupić coś Ali, chociaż tutaj problem był mniejszy.
Ja i moje głupie poczucie obowiązku, zadumał się. Cholerny paladyn spod znaku OTS. Jakbym naprawdę komukolwiek był potrzebny .
Robert zaczął pracować dla OTS w maju 2008. Zajmował się zbieraniem i filtrowaniem wiadomości które tam przychodziły. W większości były to bzdury pisane przez żądnych chwilowej sławy cwaniaczków, czy też paranoiczne bazgroły chorych psychicznie. Wśród masy nadsyłanych zgłoszeń, zdarzały się jednak takie, na których Robert zawieszał przez chwilę oko. Zgłoszenia, które układały się w jedną całość, albo po prostu takie, których przeczucie nie pozwalało mu odłożyć do „okrągłej szuflady”. Wtedy jego zadaniem było dogłębnie zbadać zgłoszenie i sprawdzić, czy jest w nim chociaż ziarnko prawdy.
OTS – skrót od „Oni Tu Są” – zostało założone przez Adama Kroniewicza w 2005 roku jako fundacja, której zadaniem było zbieranie informacji i dowodów na obecność kosmitów na ziemi. Brzmiało to śmiesznie dla wszystkich, którzy słyszeli o jej założeniu i wielu, w tym sam Robert, pukało się w głowę widząc Kroniewicza – typowego naiwniaka, zachłystującego się każdą teorią spiskową niczym fan Archiwum X. Śmiech szybko jednak przeszedł w zdumnienie, gdy w 2006 fundacja OTS nie tylko miała się dobrze, ale wywindowała Kroniewicza, jako swego prezesa, na listę najbogatszych ludzi w Polsce. Sześć lat po założeniu, OTS miało główną siedzibę na Mokotowskiej, dwa regionalne oddziału w Szczecinie i w Rzeszowie, rozbudowaną flotę samochodów i dwa helikoptery, a analityczna baza komputerowa OTS była tak zaawansowana, że komputery Ministerstwa Obrony wyglądały przy nich jak starożytne liczydła. Okazało się, że albo sama idea ma kilku dość bogatych popleczników, albo paranoików pokroju Kroniewicza jest naprawdę dużo. Jakkolwiek by nie było, fundacja przez wszystkie lata swojej działalności nie narzekała na brak funduszy, a jej pracownicy nigdy nie narzekali na pensje.
Robert potarł twarz obiema rękoma ze zniecierpliwieniem. Był głównym analitykiem OTS WaWa i jego czas pracy nie był monitorowany - mógł wyjść kiedy mu się podobało – jednak wrodzona sumienność nakazywała czekać do regulaminowego końca pracy. Mogłem iść na ten trening asertywności, pomyślał wychylając się do tyłu na fotelu, asertywnie olać resztę dnia i pogrzebać na Złotych Tarasach. Co jej kupić? Przecież ona wszystko ma. No i nie mogę wywalić się na jakiś drogi prezent, bo będzie, że to niby nie okazja i tyle kasy… Z drugiej strony jak ona kupiła coś drogiego, a ja jej dam czekoladki, będzie draka…
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk przychodzącej wiadomości w Outlook’u. Robert wyprostował się i spojrzał na monitor. W górnej części okna pojawiła się wiadomość od „nieznajomy”.
- Co za łeb wpisuje sobie ‘nieznajomy’ jako wyświetlana nazwa?” - powiedział sam do siebie. - Pewnie znów jakiś tajemniczy Don Pedro. I jeszcze brak tematu… - dodał otwierając wiadomość.

„Znasz historię spotkania Klossa i Stirlitza? „

- Czyli jednak wariat - westchnął Robert. - Ani jeden ani drugi nigdy się nie spotkali, bo oboje to fikcyjne postacie. Chyba, że… - zastanowił się przez chwilę. - Była taka piosenka kiedyś - przypomniał sobie. - Jakiś kabaret chyba. A, pamiętam…
Robert kliknął na „odpowiedz” i napisał: „Ja wiem, że on wie, że ja wiem, że on wie.”
- Hm… warto karmić trolla? - zapytał sam siebie. - Eh, i tak nie mam nic lepszego do roboty - dodał i kliknął na przycisk „wyślij”. Odpowiedź przyszła momentalnie: „Ale czy oni wiedzą? Wyjdź pięć minut wcześnie, spotkamy się przy Tarasach.”
Cholera, pomyślał Robert. Czekał przy kompie na odpowiedź. Jakiś lepszy świr. Odpisać mu, zastanawiał się. Co mi tam, lepsze to niż bezsensowne siedzenie przed kompem.
Wysłał kolejną wiadomość: „Kim jesteś? Znamy się?”
Po dziesięciu minutach zrozumiał, że już nie dostanie odpowiedzi.
Cóż, świat jest pełen dziwaków, skomentował całą sytuację. Nie zamierzał wychodzić wcześniej, ani tym bardziej spotykać się z kimkolwiek. Szkoda tylko, że ten wariat wybrał sobie Tarasy, pomyślał. Tam akurat miałbym najbliżej. Zdecydował, że nie pójdzie do Tarasów, na wypadek, gdyby wariat nadal tam czekał. W sumie to skąd by wiedział jak wyglądam, pomyślał, ale lepiej dmuchać na zimne. Pojadę do Blue City. Trochę dalej, ale pewniej.
***
Do trzeciej nie wydarzyło się już nic ciekawego. Robert wyszedł z OTS o 15.05, tak, jak nakazywało mu sumienie. Na dworze powitał go delikatny mróz – o kilkudniowym ociepleniu wszyscy zdążyli już zapomnieć, co widać było po czapkach i szalikach w jakie ubrani byli mijający go ludzie. Żałował, że nie wziął ze sobą czapki. Rano do pracy podwiozła go Ala swoim nowym MG, nie pomyślał więc o tym, że odpadną mu uszy gdy będzie wracał. Prawdę mówiąc, nie zakładał, że będzie wracał sam. Miał nadzieję, że do domu odwiezie go Ala po tym, jak pomoże mu wybrać jakiś prezent dla żony. Miał też nadzieję, że pomoże mu w innej kwestii. W trakcie jednego z wyjazdów w teren, po kolejnym Mojito, ona wyznała mu, że lubi robić laskę, a on jej, że lubi jak ktoś mu ją robi. Skończyli w jego pokoju. Od tamtej pory robili to w miarę regularnie. Byli, jak to nazwała Ala, „fucking friends”. Z początku Robert miał obawy przed takim związkiem, ale dość szybko okazało się, że obojgu chodzi tylko o szybką satysfakcję, a układ między nimi nic nie zmienił. Trudno było w ogóle nazwać to związkiem, więc Robert z zadowoleniem go kontynuował.
Dzisiaj, jednak, Ala wybrała się po walentynkowy prezent, więc Robert, nie do końca spełniony, szedł w kierunku Placu Konstytucji przebijając się przez tłum ludzi na zatłoczonej Koszykowej.
Czekoladki, tylko droższe jakieś, pomyślał. To mógłby być dobry prezent. Jakieś takie wymyślne.
- Cholernie zimno, co? – usłyszał za sobą.
Odwrócił się. Tuż za nim szedł starszy jegomość w eleganckim płaszczu. Na głowie miał kaszkiet, a na nosie okulary a’ la John Lennon.
- Dość chłodno – odburknął Robert odwracając się i kontynuując marsz.
- Niby takie ocieplenie, a tu połowa lutego i mróz trzaskający. Człowieka może zaskoczyć taka pogoda – ciągnął staruszek. - Zwłaszcza jak się człowiek nie spodziewa, że będzie spacerował – mówił dalej chwytając Roberta za rękaw płaszcza.
- Pan czegoś sobie życzy? – Robert odwrócił się zdenerwowany.
- Tylko krótkiego spotkania – odrzekł staruszek puszczając rękaw płaszcza.
- Panie, ja nie jestem jakiś pederasta – syknął przez zęby Robert.
- Wielu rzeczy o sobie nie wiemy – odpowiedział staruszek z dziwnym uśmiechem.
- Dajże mi pan spokój - rzucił Robert odwracając się zdenerwowany.
-Niech Pan zadzwoni, to powiem gdzie i jak – usłyszał odchodząc.
Chryste, co za ludzie, pomyślał. Taki stary i jeszcze mu się chce, dodał w myślach po chwili.

Końcówkę Koszykowej przebiegł lekkim truchtem, by trochę się rozgrzać. Kupił bilet tramwajowy, pamiętając, by schować portfel do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Kradną teraz wszędzie, pomyślał. Stanął na przystanku przestępując z nogi na nogę. Mróz szczypiący w uszy stał się już naprawdę nieznośny, a do tego zmarzły mu ręce. Chuchnął w nie i roztarł, ale nie na wiele to się zdało. Włożył ręce w kieszenie płaszcza, by choć trochę je rozgrzać. W prawej kieszeni znalazł jakąś kartkę. Wyjął ją zdziwiony. Było to zdjęcie wydrukowane na jakieś kiepskiej drukarce, ale jakość, choć słaba, pozwalała na rozpoznanie co się na nim znajduje. Na zdjęciu widać było wnętrze jego biura. Musiało być zrobione przez okno, chociaż nie wiedział jak to możliwe – okna jego biura, jak zresztą i całego budynku, były przyciemniane. No i sposób w jaki zostało zrobione – zupełnie jakby ktoś przystawił drabinę do samego okna, stanął na niej i tak zrobił zdjęcie. Nie to jednak zaprzątało głowę Roberta.
Na zdjęciu stał przy biurku z opuszczonymi spodniami, a przed nim klęczała Ala trzymając w ustach jego członka.
***
Robert wsunął zdjęcie do kieszeni płaszcza i ruszył biegiem na Koszykową, gdzie ostatni raz widział starszego mężczyznę. Po mężczyźnie nie było ani śladu. Stał na środku chodnika rozglądając się nerwowo. Zrobiło mu się tak gorąco, że zupełnie przestał mu przeszkadzać wszechobecny mróz. Nie miał pojęcia jak to kompromitujące go zdjęcie mogło zostać zrobione, skąd tamten mężczyzna mógłby je mieć i co w ogóle od niego chciał.
Otrząsnął się z zamyślenia trącony łokciem któregoś z przechodniów.
- Nie stój pan na środku chodnika jak ta kolumna, bo ruch pan tamujesz - rzucił mu ktoś przez ramię.
- Przepraszam - odparł Robert wolno ruszając z powrotem na Plac.
Zatrzymał się na przystanku, na którym stało o wiele mniej czekających - najwidoczniej tramwaj już odjechał. Co teraz, pomyślał. Ponownie wyciągnął zdjęcie z kieszeni, zmiął w dłoni i wrzucił do kosza. Po chwili wyciągnął je znowu – ktoś mógłby je wyjąć, rozprostować i cholera wie co z nim zrobić. Lepiej podrzeć na małe kawałeczki przed wyrzuceniem. Rozprostował zdjęcie, złożył je na pół i już miał podrzeć, gdy zauważył, że na drugiej stronie jest coś napisane. Ponownie rozprostował zdjęcie i przyjrzał się mu na odwrocie. Widniał tam numer telefonu i dopisek „Zadzwoń z budki”.
Robert rozejrzał się dookoła. Nigdzie nie zauważył budki telefonicznej. Cholerny wiek komórek, pomyślał. Nigdzie już nie stawiają budek. Najbliższa chyba będzie na dworcu, dodał w myślach, ruszając truchtem w kierunku dworca.
Komórka zadzwoniła, gdy był na skrzyżowaniu Plater ze Wspólną. - Jankowski, słucham - rzucił do słuchawki.
- O której będziesz? - usłyszał w słuchawce głos swojej żony.
- Wiesz, mogę się trochę spóźnić, mam parę spraw do załatwienia na mieście - odparł zdyszany.
- Nie mógłbyś tego przełożyć na inny dzień? Czekam na ciebie w samych majteczkach, z kurczakiem Tikka Masala i butelką Chivas Regal. Zastanów się co może być aż tak ważne, by się spóźnić.
Pomimo całego zdenerwowania, na samą myśl Robertowi napłynęła ślina.
- Posłuchaj, Basiu, załatwię szybko co mam do zrobienia i postaram się spóźnić jak najkrócej.
- Staraj się, bo jak wrócisz późno, to jedzenie i ja będziemy zimne a whisky ciepła - rzuciła Barbara.
- OK, będę pamiętał. Słuchaj, nie mogę teraz rozmawiać. Czekaj na mnie. Pa - odparł szybko Robert
- No pa - odparła Barbara rozłączając się.
- Cholera, akurat seks mi dzisiaj w głowie - burknął pod nosem. - Ale kurczak tikka i Chivas na pewno się przydadzą.
***
Dobiegł do telefonu, zanim zorientował się, że musi kupić kartę. W kiosku zorientował się, że w portfelu ma tylko drobne – zazwyczaj wszędzie płacił kartą. Czekała go więc jeszcze wycieczka do bankomatu, powrót do kiosku i dopiero wtedy do telefonu. Poczuł się jak bohater gry przygodowej, gdzie przed otrzymania upragnionego przedmiotu trzeba wykonać serię czynności, oczywiście w określonym porządku. Robert wystukał wypisany na odwrocie zdjęcia numer. Po drugiej stronie ktoś podniósł słuchawkę już po pierwszym sygnale.
- Jak pan widzi, panie Jankowski, przejście ze świata cyfrowego w analogowy wymaga wielu zabiegów - odezwał się kobiecy głos.
- Jak… skąd pani zna moje… - zająknął się zmieszany Robert. - Kim pani w ogóle jest?
- Wszystko we właściwym czasie, panie Jankowski - odparła kobieta. - Najpierw musimy pozbyć się czułej opieki pańskich przyjaciół.
- Jakich przyjaciół? - zapytał coraz bardziej rozbity Robert.
- Cierpliwości, panie Jankowski. Czy nadal jest pan w dobrej formie?
- Ja… chyba…
- To dobrze. Jeśli chce pan rozwiązać zaistniałą sytuację, proszę bez zbędnych pytań wykonać moje polecenia. Po pierwsze proszę wyjąć z kieszeni telefon i położyć go na ziemi.
- Telefon? - spytał zdziwiony.
- Jeśli nie wykona pan mojego polecenia w przeciągu następnych piętnastu sekund, rozłączę się.
Robert pomyślał chwilę, po czym zablefował - Dobrze, już położyłem.
- Panie Jankowski, obserwujemy pana i dobrze wiemy, że pan tego nie zrobił. Czas ucieka, a pod drzwiami pana domu czeka nasz posłaniec z kompletem zdjęć podobnych do tych, które panu wręczyliśmy, więc albo wykona pan moje polecenie, albo pańska żona otrzyma prezent walentynkowy którego zupełnie się nie spodziewała.
Robert nerwowo rozejrzał się wokół.
- To nic nie da, panie Jankowski. Ma pan dziesięć sekund, więc?
Robert położył telefon na ziemi.
- Dziękuję - usłyszał w słuchawce. - A teraz proszę zostawić telefon i pobiec do skrzynek. Ma pan około dwudziestu pięciu sekund od momentu gdy powiem start. Skrzynka numer 45, od strony tarasów. Kod 12345. Po tym czasie kod zdezaktywizuje się.
- Mam zostawić tutaj telefon? Przecież to służbowy. Każą mi za niego…
- Start! - krzyknęła kobieta.
Robert automatycznie rzucił słuchawkę i zaczął biec w stronę skrytek, przepychając się przez tłum podróżnych, prawie przewracając na schodach jakąś staruszkę.
- Przepraszam - krzyknął odwracając się. Kątem oka zobaczył jakiegoś nastolatka w kapturze podnoszącego z ziemi jego telefon i odbiegającego z nim. Przez chwilę pomyślał, by za nim pobiec, ale ponaglił go uciekający czas. Zaczął znów biec, prawie przegapiając skręt w alejkę wzdłuż której stały skrzynki.
38, 39, 40… 45.
Robert wklepał kod i otworzył skrytkę. W środku leżała koperta. Wyjął ją rozglądając się. Nie zauważył nikogo przy skrzynkach. W głębi alejek także nie kręcił się nikt podejrzany.
Otworzył kopertę. W kopercie był telefon komórkowy z baterią - model z poprzedniej dekady – kartka i mały pakunek. Robert odłożył kopertę i zaczął czytać dołączoną kartkę:
„Nie dzwoń z tego telefonu do nikogo oprócz zapisanych numerów. Nie zabieraj tego telefonu do pracy. Jutro wyjdź z pracy o 10.30 i włącz telefon. Zadzwoń i słuchaj. NIC NIE MÓW. Po skończonej rozmowie wyłącz telefon i wyjmij z niego baterię. Jeśli odezwiesz się, bądź zadzwonisz z tego telefonu do kogokolwiek innego, zdjęcia trafią do twojej żony. Jeśli powiesz komukolwiek o całej sytuacji, zdjęcia trafią do twojej żony. Jeśli wykonasz poprawnie wszystkie polecenia zdjęcia zostaną zniszczone. PIN do telefonu to 1245. W załączniku znajdziesz mały prezent dla żony. Postaraj się nie spóźnić.”
Otworzył paczuszkę. W środku było pudełko jubilerskie, a w nim pierścionek z niebieskim diamentem. Robert przypomniał sobie, że Baśka o takim właśnie kiedyś wspominała.
Co to za ludzie, zastanawiał się, i jak daleko sięgają ich macki? Skąd mogą mieć zdjęcia, których nie ma możliwości zrobić? Skąd tyle wiedzą o mnie i o mojej żonie?
Włożył telefon i baterię do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Pierścionek schował do kieszeni spodni. Miał już prezent, więc wsiadł do taksówki i podał swój adres.
- I wie pan, nie mam jakoś ochoty na rozmowę - rzucił w stronę kierowcy.
- Się rozumie, szefie - odpowiedział taksówkarz. - Mnie też krew zalewa przez te całe walentynki.
Przez całą drogę zastanawiał się co zastanie w domu, ale mimo to, uspokoił się trochę.
***
Baśka otworzyła drzwi w samych majtkach i rzuciła mu się na szyję. Robert odetchnął z ulgą – zdjęcia do niej nie dotarły.
- Odbieraj telefon - rzuciła między jednym a drugim pocałunkiem. - Nie wiedziałam, czy będziesz na czas. - Jej włosy pachniały indyjskimi przyprawami.
- Cholera, chyba ktoś mi ukradł telefon - tłumaczył się Robert.
- Ciągle ci powtarzam, żebyś nie nosił go po kieszeniach - spojrzała na niego z wyrzutem.
- Wiesz, jaki jestem. Ciągle o tym zapominam - wymamrotał.
- To jak, najpierw zjesz, czy najpierw mnie wybzykasz? - spytała z szelmowskim uśmiechem.
Chivas okazał się wyjątkowo schłodzony, tikka wyjątkowo pikantna i aromatyczna, a Baśka wyjątkowo namiętna.

One sick puppy.
Odpowiedz
#2
Panie Pan Kracy, ale proszę mi tu normalne dialogi porobić, a nie z cudzysłowami wyskakiwać. Potwornie to się czyta. Anglosasi może i tak piszą, w polskim obowiązuje inny zapis, proszę się dostosować - wtedy wezmę się za komentowanie.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#3
(14-02-2011, 21:53)Chrisiok napisał(a): Panie Pan Kracy, ale proszę mi tu normalne dialogi porobić, a nie z cudzysłowami wyskakiwać. Potwornie to się czyta. Anglosasi może i tak piszą, w polskim obowiązuje inny zapis, proszę się dostosować - wtedy wezmę się za komentowanie.

Rzeczywiście - rozgryzłeś mnie. Najwięcej czytam w oryginale po angielsku i tak jakoś mi się rzuciło na styl. Poprawię.
One sick puppy.
Odpowiedz
#4
Cytat:nie wszedł, ani nie napisał mejla
tu chyba bez przecinka powinno być? Albo bez "ani"?
Cytat:tym razem znów czeka go droga przez mękę.
nie ma błędu, ale jakoś mi się nie podoba ta zbitka. Gdyby było "tym razem będzie miał problem" albo "tym razem będzie mu łatwiej" to mogłoby być, ale tak ta ja bym prosiła wyrzucić "tym razem" Smile.
Cytat:Sczecinie
literówka. Jest ich kilka.

Hm. Na razie nie widać związku pomiędzy szantażystami a kosmitami, domyślam się, że takowy zaistnieje. Owszem, jestem ciekawa, co dalej, jak zawsze przy takich tekstach, ale mam wrażenie, że tutaj łatwo będzie wpaść w schemat - uważaj.
Odpowiedz
#5
Dzięki za komentarz. "Sczecin poprawiony", z tym przecinkiem sam nie wiem, poproszę o trzecią opinię. Co do "tym razem", chyba jednak tak zostawię - styl taki chyba...
Mam nadzieję, że w dalszej części uchronię się od sztampy i schematu.
One sick puppy.
Odpowiedz
#6
Przed ani stawia się przecinek w przypadku jego dwukrotnego powtórzenia np: nie zrobili ani tego, ani tamtego.
Jeżeli jest jedno nie ma podstaw by go umieszczać.

Hmmm co do tekstu czytałam go wczoraj, chwilę po opblikowaniu i muszę przyznać, że bardzo mnie zainteresował. Z niecierpliwością czekam na kolejne fragmenty.
Rezygnuję z udzielania się na forum.
Wszystkim, którzy na to zasługują, wielkie dzięki za poświęcony czas i uwagę.
Odpowiedz
#7
(15-02-2011, 21:31)Kali napisał(a): Przed ani stawia się przecinek w przypadku jego dwukrotnego powtórzenia np: nie zrobili ani tego, ani tamtego.
Jeżeli jest jedno nie ma podstaw by go umieszczać.

Hmmm co do tekstu czytałam go wczoraj, chwilę po opblikowaniu i muszę przyznać, że bardzo mnie zainteresował. Z niecierpliwością czekam na kolejne fragmenty.

Dzięki za komentarz. Przecinek poprawiony. Postaram się wrzucić resztę w jednym kawałku, ale nic nie obiecuję.
One sick puppy.
Odpowiedz
#8
Była taka piosenka kiedyś, - przypomniał sobie, - Jakiś kabaret chyba. A, pamiętam…

Czekaj na mnie. Pa - rzucił szybko Robert

wiadomości w Outlook’u.

w kieszenie płaszcza by choć trochę je rozgrzać.

Telefon zadzwonił gdy był na skrzyżowaniu Plater ze Wspólną.

-odparł zdyszany.

-rzuciła Barbara.

Pa - rzucił szybko Robert

następnych 15 sekund,

Ma pan 10 sekund,

-burknął pod nosem.

Nie zauważył nikogo przy skrzynkach. W głębi alejek także nie zauważył nikogo podejrzanego.

-Mnie też krew zalewa przez te całe walentynki.

Nie wiedziałam czy będziesz na czas. - Jej włosy pachniały

Ciągle o tym zapominam - wymamrotał

aromatyczna a Baśka wyjątkowo namiętna.


Jak widać, masakra...
Czy ten text ktoś Ci porządnie sprawdzał?






Czegoś takiego jeszcze nie widziałem.
Odpowiedz
#9
Czy ten text ktoś Ci porządnie sprawdzał?
Tak, Twoi przedmówcy.

Ponawiam prośbę - zarzucając błąd, czy mógłbyś jak wszyscy inni błąd ów wykazać?
Dziękuję za rzeczowy komentarz.
One sick puppy.
Odpowiedz
#10
Była taka piosenka kiedyś, - przypomniał sobie, - Jakiś kabaret chyba. A, pamiętam… (przecinki w złych miejscach)

Czekaj na mnie. Pa - rzucił szybko Robert (po Robert brak kropki)

wiadomości w Outlook’u. (tak się nie pisze)

w kieszenie płaszcza by choć trochę je rozgrzać.(przed "by" brak przecinka)

Telefon zadzwonił gdy był na skrzyżowaniu Plater ze Wspólną.(przed "gdy" brak przecinka)

-odparł zdyszany.(zły myślnik)

-rzuciła Barbara.(jak wyżej)

Pa - rzucił szybko Robert(brak kropki)

następnych 15 sekund,(cyfry pisze się słowami)

Ma pan 10 sekund,(jak wyżej)

-burknął pod nosem.(zły myślnik)

Nie zauważył nikogo przy skrzynkach. W głębi alejek także nie zauważył nikogo podejrzanego.(dwa razy "nikogo")

-Mnie też krew zalewa przez te całe walentynki.(zły myślnik)

Nie wiedziałam czy będziesz na czas. - Jej włosy pachniały(dwa byki - przecinek przed "czy" i bez kropki po "czas")

Ciągle o tym zapominam - wymamrotał(brak kropki)

aromatyczna a Baśka wyjątkowo namiętna.(przecinek przed "a")




Myślę, że teraz już wiesz.

Pozdrawiam
Odpowiedz
#11
"W pokoju panowała całkowita cisza, której nie przerywał nawet nieznośny gwar ulicy,"
Gwar ulicy jest raczej jednostajny, może więc lepiej "nie rozpraszał"?

"i będzie oczekiwała czegoś od niego w rewanżu."
Krócej: będzie oczekiwała rewanżu/będzie oczekiwała czegoś w zamian.

"rozbudowaną flotę samochodów"
Ale amfibii? :)

„Ja wiem, że on wie, że ja wiem, że on wie.”
I zginęli i zginęli...

"- Panie, ja nie jestem jakiś pederasta – syknął przez zęby Robert."
Serio? Zatrzymuje go na ulicy staruszek i jego pierwszą myślą jest właśnie to? W naszym zaściankowym kraju, gdzie wszystko po bożemu?

"skąd tamten mężczyzna mógłby je mieć i co w ogóle od niego chciał."
"Czego" w ogóle od niego chciał.

"Najbliższa chyba będzie na dworcu, dodał w myślach, ruszając truchtem w kierunku dworca. Telefon zadzwonił gdy był na skrzyżowaniu Plater ze Wspólną."
Może lepiej zmienić "telefon" na "komórkę", bo w pierwszej chwili ma się wrażenie, że chodzi o ten w budce.

"- Staraj się, bo jak wrócisz późno, to jedzenie i ja będziemy zimne a whisky ciepła -rzuciła Barbara."
Fajniste :)

"- I wie pan, nie mam jakoś ochoty na rozmowę - rzucił w stronę kierowcy."
A to takie nowojorskie :)

Nie powiem, wciągnęłam się. Rzecz na pewno jest niedopracowana, ale i tak czyta się lekko. I jest ciekawie - niezorientowany główny bohater wbrew woli wciągany w zawiłą, niebezpieczną intrygę zawsze mile widziany, do tego fajny pomysł z tym polskim Archiwum X. Jakem najprawdziwsza fanka oryginalnego, czekam na ciąg dalszy.
I’m giving you a night call to tell you how I feel
I want to drive you through the night, down the hills
I’m gonna tell you something you don’t want to hear
I’m gonna show you where it’s dark, but have no fear
Odpowiedz
#12
@Lena
1. Nie jest to sensu stricto błąd, więc jeśli pozwolisz, to zostawię niezmienione.
2. Poprawione
3. Nie, nie amfibii. Brzmi to głupio, ale tak się właśnie mówi.
4. Heh, o to właśnie mi chodziło Big Grin
5. Wiesz, najpierw zagadywał bez ładu i składu, potem rzucił, że interesuje go spotkanie... Więc tak jakoś bohater pomyślał Big Grin
6. Czy to "co" zamiast "czego" to rzeczywiście błąd?
7. Masz rację - poprawiłem.
8. Dzięki. Przy okazji zauważyłem, że nie zrobiłem odstępu po myślniku Big Grin

Dzięki za komentarz. Już niedługo ciąg dalszy.
@ mike
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): Była taka piosenka kiedyś, - przypomniał sobie, - Jakiś kabaret chyba. A, pamiętam… (przecinki w złych miejscach)
poprawione.
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): Czekaj na mnie. Pa - rzucił szybko Robert (po Robert brak kropki)
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): wiadomości w Outlook’u. (tak się nie pisze)
A jak się według Ciebie pisze?
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): w kieszenie płaszcza by choć trochę je rozgrzać.(przed "by" brak przecinka)
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): Telefon zadzwonił gdy był na skrzyżowaniu Plater ze Wspólną.(przed "gdy" brak przecinka)
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): -odparł zdyszany.(zły myślnik)
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): -rzuciła Barbara.(jak wyżej)
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): Pa - rzucił szybko Robert(brak kropki)
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): następnych 15 sekund,(cyfry pisze się słowami)
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): Ma pan 10 sekund,(jak wyżej)
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): -burknął pod nosem.(zły myślnik)
cholercia, nie mogłem tego znaleźć Big Grin
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): Nie zauważył nikogo przy skrzynkach. W głębi alejek także nie zauważył nikogo podejrzanego.(dwa razy "nikogo")
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): -Mnie też krew zalewa przez te całe walentynki.(zły myślnik)
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): Nie wiedziałam czy będziesz na czas. - Jej włosy pachniały(dwa byki - przecinek przed "czy" i bez kropki po "czas")
przecinek poprawiony. Kropka po "czas" jak najbardziej poprawna.
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): Ciągle o tym zapominam - wymamrotał(brak kropki)
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): aromatyczna a Baśka wyjątkowo namiętna.(przecinek przed "a")
poprawione
(28-03-2011, 07:42)mike napisał(a): Myślę, że teraz już wiesz.
Teraz tak. Dziękuję
One sick puppy.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości