Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pielgrzymka
#1
Swego rodzaju opis autentycznych przeżyć pielgrzyma. Spisane na podstawie własnych doświadczeń i opowieści kolegi.

_____________________________________

Dzień pierwszy
2.08.2011
Wrocław – Trzebnica
Szósta rano.

Gitara na ramionach, Bagaż w ciężarówce, mikrofon przy ustach. Po raz kolejny pytasz się po co to wszystko? Przecież Bóg i tak nie istnieje. Kleryk R.G. powiedział, że poznasz fajnych ludzi. W osiem dni na Jasną Górę, potem już z górki. Jeszcze błogosławieństwo księdza Arcybiskupa: bla, bla, bla, niech was błogosławi duch wszechmogący, dłoń do czoła, do brzucha, ramię, ramię. Po staremu. W końcu pielgrzymka rusza. Ze śpiewem.
„Pan mnie strzeże, Pan mnie strzeże!”
Pan mnie strzyże?
„Czuwa nade mną Bóg, on jest moim cieniem!”
Tja, czuwa nade mną Bóg, on jest mym fryzjerem. Próbujesz jakoś przeboleć niemiłosierne wycie dziewczyn ze scholi. Ale idziesz, akurat znasz chwyty to i grasz klerykowi na gitarze. Sam trochę bez przekonania, ale też śpiewasz.

Pół godziny później widzisz tabliczkę „Psary”. Dopiero? Już cię przecież nogi bolą.
-To co śpiewamy? - wesoły głos kleryka wyrywa cię z zadumy.
-Nie wiem, może „Jak wielki”? - odpowiadasz niepewnie.
-Niech będzie.
Zaczynasz grać. Od dwóch lat grasz w scholi, znasz tą piosenkę na wylot. G, potem e, C, D i znowu G.
„To on nasz Pan i Bóg”
Nie wiesz czemu, ale czujesz się jak hipokryta.
„Odziany w majestat swój, Ziemio, raduj się!”
Śpiewasz, razem ze scholą, grasz równo z księdzem. Jakoś twój krok dopasowuje się do melodii i rytmu.
„Okrywa jasność go”
Go? Zawsze śpiewałeś „Okrywa jasność i mrok”
„Ucieka ciemność i zło”
Ale w sumie to nie miało sensu. Śpiewasz dalej.
„I drży na Jego głos, i drży na jego głos”
Odruchowo kulisz się, wiesz co za chwilę nastąpi. Nie zawodzisz się. Uszami wstrząsa ryk:
„JAK WIEEEELKI JEST BÓG! WYSŁAWIAJ GO!”
Przestańcie?
„JAK WIEEELKI JEST BÓG! ŚWIAT UJRZY TO!”
Już nie możesz.
„JAK WIEEELKI, WIELKI JEST NASZ BÓG!”
Słyszysz sam siebie, jak wołasz do melodii
„Wielki jest!”
I znowu refren. W sumie to ma sens. Słyszysz kleryka.
-Pozdrawiamy wszystkich mieszkańców Psar! Alleluja! Pielgrzym krzyczy!
-NAJLEPSZEGO WSZYSTKIM ŻYCZY! - odpowiadają ochoczo pielgrzymi dziewiątej salezjańskiej. Czujesz, jak potwornie bolą cię nogi, dobrze, że już postój. Dochodzicie do Malina.

Kazanie Orzecha jest długie i nużące. Klaszczesz razem ze wszystkimi, potem idziesz do Franciszkanów się wyspowiadasz. Idziesz za radą spowiednika i modlisz się do Maryi Wspomożycielki Wiernych o dar czystości i cnoty. Może zadziała?
Resztę drogi to Trzebnicy odbywasz bez gitary, kleryk ją od ciebie pożyczył, bo w jego pękły trzy struny. Takie życie.

Dochodzicie na miejsce noclegu. Rozkładasz namiot, ładujesz do niego plecak. Kleryk zabiera cię i kilka koleżanek do prywatnego domu, żebyście mogli się porządnie wymyć. Po powrocie jesteś tak wykończony, że szybko zapadasz w głęboki sen.

Dzień drugi
3.08.2011
Trzebnica – Oleśnica
Piąta rano.

Kurwa, dlaczego trzeba wstawać o piątej? Pospałbyś sobie do południa, jak cywilizowany człowiek, a nie... Ale dobra, idziemy. Kleryk znalazł sobie inną gitarę, ale jedna z koleżanek chce zagrać na twojej. Oddajesz ją bez żalu, zawsze parę kilo mniej.
-Alleluja! Bóg cię kocha!
-NIEZŁA Z TEGO JEST RADOCHA!
Tym razem krzyczysz razem z pielgrzymami. Pielgrzymka to jednak kupa zabawy. Idziecie. Słyszysz, jak ksiądz przewodnik prowadzi rozważanie poranne. Potem godzinki.
„Przybądź nam miłościwa Pani ku pomocy”
Odpowiedź znasz.
„A wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy”
I tak dalej
„Jak było na początku i zawsze i ninie”
I dalej
„Niech Bóg w trójcy jedyny na wiek wieków słynie”
Przestajesz śpiewać. Wyłączasz się. Po prostu idziesz, bo znowu zaczynają cię boleć nogi. Pierwszy postój w jakiejś wiosze bez nazwy, msza święta była już w Trzebnicy. Nic specjalnego, chociaż faktycznie poznałeś dwie dziewczyny. Może coś w tym było, co kleryk mówił? Zaczynasz się modlić, po raz pierwszy od bardzo dawna szczerze.

Znowu w drodze, śpiewasz jak inni.
„Jestem rybakiem pana”
Jak się to pokazywało?
„Więc szykuję sieci swe”
A tak, już wiesz.
„Lecz gdy troski mnie przygniatają, chlup, chlup ja topię się!”
Czujesz się jak idiota, łapiąc się za nos i udając tonącego, ale widzisz, że wszyscy dookoła to robią.
„Ja topię się, aaaa, aaaa-aaa! I!”
Ryczysz razem ze wszystkimi.
„CZIRURIRURIRU, CZIRURIRURIRU, CZIRURIRURIRURIRURAJ!”
klask klask i znowu!
„CZIRURIRURIRU, CZIRURIRURIRU, CZIRURIRURIRURIRURAJ!”
Świetnie się bawisz, aż trudno uwierzyć. Dochodzicie do kolejnego postoju. To był zaskakująco krótki dzień, nawet nie zauważyłeś okresu ciszy, przez który chyba szedłeś i się modliłeś. Cały czas. Nogi bolą jak cholera, masz problemy z postawieniem kolejnego kroku. Ostatni odcinek postanawiasz spędzić w Trupiarce, busiku zgarniającym tych, którzy sami dalej nie pójdą.



Dzień trzeci
4.08.2011
Oleśnica – Wilków

Pobudka o piątej trzydzieści, mogło być gorzej. Przynajmniej nogi są już w lepszym stanie. Złożenie namiotów, idziecie. Rozważanie poranne.
„Bóg umiłował nas do końca”
Coś w tym jest. Słuchasz słów kapłana i powoli coraz bardziej się przekonujesz. Chwilę później znów śpiewacie.
„Bóg tak umiłował świat, że syna swego jednorodzonego dał”
Lubisz tą piosenkę, śpiewasz głośno razem z innymi.
„Aby każdy kto w niego wierzy, nie zginął, ale życie wieczne miał”
I w krzyk
„OO JEEZUS, JEEZUS, JEEEEEZUS!”

Salezjanie szybko przechodzą od radości i zabawy do skupienia i modlitwy. Nie inaczej jest tym razem. Różaniec. Słuchasz uważnie słów rozważań między każdą dziesiątką, a w trakcie próbujesz odnosić to do swojego życia. Wszystko jest takie, jakby było specjalnie dla ciebie planowane.

Kilka minut później koronka do miłosierdzia Bożego. I cytaty z dzienniczka siostry Faustyny Kowalskiej. Piękna modlitwa.

Piętnaście minut później kleryk musi zmienić struny w gitarze. Chwila dla siostry i brata. Obracasz się w prawo, idzie tam bardzo ładna dziewczyna lat około dwudziestu. Ona też patrzy w twoim kierunku. Odzywasz się pierwszy.
-Czołem, siostro.
-Czołem, bracie – uśmiecha się miło. Słyszysz, że ma bardzo ciepły, miły dla ucha głos.
-Jak się siostra nazywa?
-Jestem Kasia, miło mi – podaje ci rękę. Odruchowo unosisz ją do ust i całujesz lekko. Widzisz rumieniec rozkwitający na jej twarzy.
-Jaki szarmancki – mówi i śmieje się cicho.
Po chwili rozmowy okazuje się, że jest studentką Teologii z Wrocławia. Dość szybko wyjaśnia ci, że twoje poglądy nie różnią się tak bardzo jak myślałeś od nauk Kościoła. Otrzymujesz pierwszą lekcję pokory. Dowiadujesz się, jak mało znaczysz. I jak wielką łaską obdarza cię Bóg, dając ci możliwość rozmowy z tą dziewczyną.

Dochodzicie do noclegu. Po raz kolejny jesteś wykończony, ale tym razem cieszysz się z tego zmęczenia, a z cierpienia czynisz ofiarę dla Chrystusa. Po raz pierwszy w życiu mówisz modlitwę wieczorną.

Dzień czwarty
5.08.2011
Wilków – Wierzbica Górna (gdzie?)

Pobudka o szóstej rano. Jest coraz lepiej. Dzisiaj postanowiłeś robić za bagażowego, bo nogi za bardzo dają ci się we znaki. Spałeś półtorej godziny dłużej niż inni. Razem z tobą bagażowymi są magister matematyki z Wrocławia, student Fizyki z Politechniki i młody uczeń technikum budowlanego. Do jedenastej wszystkie bagaże grupy są władowane na ciężarówkę (bagatela trzy tony plecaków i toreb), a wy siedzicie na pace i zajadacie się chińszczyzną, czekając aż dojedziecie. Stwierdzasz, że nawet fajnie się jeździ na bagażach.

Po dojechaniu na miejsce trzeba wszystko wyciągnąć. Z tym problemu nie ma, po otarciu luku bagażowego wszystko się wysypuje na trawę. Szkoda, że wysypuje się razem z wami. Szczęśliwie nikt nic nie połamał. Ze skrzyń wyciągacie plandeki, na nich układacie bagaże: osobno namioty, osobno plecaki, osobno torby. Masz nadzieję, że księża będą zadowoleni. Zgodnie z prośbą kleryka rozkładasz namiot, bo cały mokry od wczorajszej rosy.

Trzy godziny później słychać pielgrzymkę. Witacie ich na drodze, prowadzicie na miejsce noclegu. Rozdzielacie bagaże. Kolejne dwie godziny później już śpicie w namiotach. Najmniej męczący dzień.


Dzień piąty
6.08.2011
Wierzbica Górna – Kluczbork

„Bogu dziękujmy, ducha nie gaśmy!”
Tymi słowami rozpoczyna dzień ksiądz przewodnik. Czujesz, że bez problemu dojdziesz do Kluczborka, mimo że jest to najdłuższy etap na całej trasie pielgrzymki. Znalazłeś Kasię, znowu rozmawiacie o poglądach i teologii. Przez trzy godziny rozmawiacie. Potem, na pierwszym postoju uświadamiasz sobie własną słabość. Płaczesz. Po raz pierwszy od wielu lat. Warto było pójść na pielgrzymkę.

Znowu różaniec, tym razem pod patronatem św. Maksymiliana Kolbe. Równie uważnie co przedtem wsłuchujesz się w rozważania, z każdą tajemnicą czujesz, jak coraz bardziej wypełnia cię miłość Boża.

Kolejna koronka do miłosierdzia Bożego. Kolejne cytaty z św. Faustyny.

Dzień mija zaskakująco szybko. Nie pamiętasz żadnej ze śpiewanych pieśni. Pamiętasz, że kochasz. Że wierzysz w Boga.

Wieczorem trochę boli cię gardło. Czujesz się lekko podziębiony.

Dzień szósty
7.08.2011
Kluczbork – Borki Wielkie

Mówisz po przebudzeniu modlitwę poranną, jakby to była najzwyklejsza w świecie czynność, jak mycie zębów. Modlisz się do Niepokalanej o dar czystości.

„Chrystus wczoraj, dziś i na wieki”, tak zaczyna rozważania ksiądz Kajl. Myślisz, że miłość Boża jest wieczna, bez względu na miłość ludzką.

Po pierwszym postoju różaniec. Słuchasz uważniej niż zwykle. Znowu trafiasz na Kasię, wasza rozmowa jest długa i owocna. Na horyzoncie zaczynają się zbierać czarne chmury.

Nogi bolą jak nigdy dotąd. Prosisz medycznych o środki przeciwbólowe.

Ostatni odcinek pokonujesz w trupiarce. Deszcz leje, przemokły ci nawet twoje wojskowe kamasze. Gardło cię boli mimo podwójnej dawki paracetamolu.

Wieczorem medyczni dzwonią do twojego ojca, by zabrał cię do domu. Dziewczyna, którą poznałeś wczoraj na meczu między grupami 8 a 12 zostawia ci swój numer telefonu wraz z pocałunkiem na twoim policzku.

Wiesz, że coś jest w naukach Kościoła o miłości Bożej.


Dzień następny
Wrocław.

To nic, że nie doszedłeś na Jasną Górę. Nie byłeś jeszcze gotowy. Za rok na pewno się uda.
Kobieto, puchu marny! Ty...
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Odpowiedz
#2
bardzo szybki, "telegraficzny" tekst. Czyta się dobrze i jest ciekawie. Zapamiętam na długo tę lekcję prania mózgu. OK.



Pozdrawiam.
G.A.S - Groteska, Absurd, Surrealizm.
Odpowiedz
#3
Hm... ciekawy tekst. Choć mi nie bardzo podoba się ta narracja drugoosobowa. Dziwnie się czyta.
Swoją drogą ja mogę być nie całkiem obiektywna w komentarzu do tego tekstu, gdyż mam trochę rozbieżne wspomnienia z pielgrzymki.
Z tego tekstu wynika (tak mi się przynajmniej wydaje) że dojście na Jasną Górę to jest jakiś niesamowity wyczyn tylko dla wybranych a nie podołanie nie przynosi żadnej ujmy, bo bo to mordercza walka. A tak wcale nie jest. To jest coś czego może dokonać każdy przeciętny obywatel mający choć trochę chęci i motywacji.
Pozdrwaim
Kasandra
aortograficzna, ainterpunkcyjna estetka - to ja.
konstruktywna krytyka to podstawa, więc lubię się czepiać. Big Grin
Odpowiedz
#4
I mnie się to dobrze czytało!
Odpowiedz
#5
Ciekawe. Sądziłem (choć mogłem się spodziewać czegoś odwrotnego), że cała ta pielgrzymka będzie dla bohatera męką. Wyobrażanie sobie tej młodzieży ryczącej pieśni religijne z jakiegoś powodu sprawiło, że czytałem z uśmiechem na twarzySmile Co tu dużo mówić - napisane dobrym językiem, to po prostu się fajnie czyta
Odpowiedz
#6
Lekkie, szybkie, sympatyczne i z przesłaniem. Fajnie się czytało, czas widać szybko leciał, bo umilały śpiewy i okrzyki i eskra spotkania. Nie byłam na pielgrzymce, coś nowego dla mnie. Może zachwycona nie jestem, ale na pewno miło było przeczytać i zauważyć jak to się dobrze nie raz układa.
Odpowiedz
#7
Rzeczywiście, tekst bardzo ciekawy. Na pielgrzymce nigdy nie byłam (i nie będę), więc ciężko mi się odnieść, ale wiesz, co mi się rzuciło w oczy? Na ŚDM poznałam dziewczynę, która co roku jest na Jasnej Górze. W jej opowieściach było dużo więcej entuzjazmu Wink
W każdym razie fajnie oddajesz wątpliwości bohatera.
Trochę błędów się przyplątało, ale to raczej drobne potknięcia. Przejrzyj tekst jeszcze ze dwa razy, a na pewno je wyłapiesz.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#8
Tekst literacko dobry i staranny.
Ma charakter paraliteracki więc trudno go animalizować pod kątem struktury fabularnej, czy kreacji aktorskiem.
Jestem za przeniesieniem go do działu Publicystyka - reportaż i jako taki oceniam

7/10
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości