19-02-2014, 20:57
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19-02-2014, 21:07 przez chmurnoryjny.)
bo za bardzo brzmiały łzawo (o tak zwanym poczuciu kiczu
nie wspominając) uzmysławiał sobie jak bardzo są
o nim Od nie pamiętam ilu lat nie miałem w głowie
pusto tak cedziło się powolnie przez głowę jak rzut
kostką Jak zgrzyt Tak zgrzyt nie stukot bo zębami
zgrzytał dusząc niejednokrotnie parszywe nitki losu Właściwie
sam nie wiedział dlaczego ów zgrzyt dotyczył kostki Starał się
dopasować do tego teorię jednak pozostał przy sformułowaniach
niewartych zapamiętania i w pretensjonalnych metaforach Tu
czuł się u siebie i tu czuł siebie Nie musiał
być wytłumaczalny Był niedopowiedziany co pozwalało na jakiś rodzaj
perspektywy dalszego ciągu Pytanie o przyczynę kwitował lekko łobuzerskim
uśmiechem szemranego głosu (trenowanym aby nadać sobie owej nie-za-
-grzecznej aury No bo niby czemu nie?) Dziecku daj za kilka lat
ten list niech ojca zna Tu miał szczęście mógł z czystym sumieniem
powodować uśmiech łotrzykowatym oznajmieniem że właściwie
o żadnych swoich dzieciach nie wie Mawiają że łobuziaki
budzą sympatię więc płodził
pomysły realizacje ucieczki
od nudy ucieczki
od niezakończonego
remontu mieszkania bo niby dla kogo Mówią- dla siebie ale
przecież nie można być egoistą- mawiała babcia No to był
i żył według siebie dla innych choć właściwie tylko mieszkał
u siebie obok sąsiadów i mógł dzięki temu urzeczywistniać
dosłowność wyjścia z siebie w sposób niezauważony Słowo
stawało się twórcze i mógł mówić o niczym aby wyrażać
kolejne cosie zaskakujące ktosiów Ewentualnościami
kwaśnego uśmiechu albo machania pobłażliwością ręki Bałagan
przy tym i poza tym był własny a do tego twórczy (ileż trzeba włożyć
wysiłku i wniknięcia we własne intro aby znaleźć portfel w kieszeni spodni
bo wczoraj tam przecież jeszcze był) I tak w pogoni za wcielaniem weny
w życie przerzucał ze stosu na stos kolejno skazanych na zabycie i odgrzanie
pamięci na węzełkach i w poplątanych skrawkach piosenek nie przesadzaj
odłóż sznur ona istnieć
nie przestaje (po nadmiarze zasłuchania
zaczynał mówić z papierem z przesiadkami w toalecie i poczynał
w sobie potrzebę albo wyśpiewania albo wypisywał własne mezalianse
w pretensji wobec sztuki lub odświeżał stare swoje odręczne piosenki
dopasowując je do kolejnej śpiącej na złudnym posłaniu kobiety
i wzmagał w sobie wiarę że właśnie z tej długowłosej owiniętej
w kokon koca wyfrunie wreszcie obraz melodii albo choćby refren
z wczoraj wy-dziś-nie
na palcu
serdecznym
jakoś
jutrem
-------------------------------------------------------------------------
mówiąc szczerze wklejam z dużą dozą rezerwy stary brudnopis, którego póki co jakoś nie mam weny i werwy reformować. Ot, przyznaję, że sam mam tutaj niemało zastrzeżeń, ale ... trza coś dać innym, aby się popastwili, skoro sam się wymądrzam i pastwię
Aha, to że to jest nudny tekst, już wiem... Powiedzmy, że ... czknąłem nudą...
nie wspominając) uzmysławiał sobie jak bardzo są
o nim Od nie pamiętam ilu lat nie miałem w głowie
pusto tak cedziło się powolnie przez głowę jak rzut
kostką Jak zgrzyt Tak zgrzyt nie stukot bo zębami
zgrzytał dusząc niejednokrotnie parszywe nitki losu Właściwie
sam nie wiedział dlaczego ów zgrzyt dotyczył kostki Starał się
dopasować do tego teorię jednak pozostał przy sformułowaniach
niewartych zapamiętania i w pretensjonalnych metaforach Tu
czuł się u siebie i tu czuł siebie Nie musiał
być wytłumaczalny Był niedopowiedziany co pozwalało na jakiś rodzaj
perspektywy dalszego ciągu Pytanie o przyczynę kwitował lekko łobuzerskim
uśmiechem szemranego głosu (trenowanym aby nadać sobie owej nie-za-
-grzecznej aury No bo niby czemu nie?) Dziecku daj za kilka lat
ten list niech ojca zna Tu miał szczęście mógł z czystym sumieniem
powodować uśmiech łotrzykowatym oznajmieniem że właściwie
o żadnych swoich dzieciach nie wie Mawiają że łobuziaki
budzą sympatię więc płodził
pomysły realizacje ucieczki
od nudy ucieczki
od niezakończonego
remontu mieszkania bo niby dla kogo Mówią- dla siebie ale
przecież nie można być egoistą- mawiała babcia No to był
i żył według siebie dla innych choć właściwie tylko mieszkał
u siebie obok sąsiadów i mógł dzięki temu urzeczywistniać
dosłowność wyjścia z siebie w sposób niezauważony Słowo
stawało się twórcze i mógł mówić o niczym aby wyrażać
kolejne cosie zaskakujące ktosiów Ewentualnościami
kwaśnego uśmiechu albo machania pobłażliwością ręki Bałagan
przy tym i poza tym był własny a do tego twórczy (ileż trzeba włożyć
wysiłku i wniknięcia we własne intro aby znaleźć portfel w kieszeni spodni
bo wczoraj tam przecież jeszcze był) I tak w pogoni za wcielaniem weny
w życie przerzucał ze stosu na stos kolejno skazanych na zabycie i odgrzanie
pamięci na węzełkach i w poplątanych skrawkach piosenek nie przesadzaj
odłóż sznur ona istnieć
nie przestaje (po nadmiarze zasłuchania
zaczynał mówić z papierem z przesiadkami w toalecie i poczynał
w sobie potrzebę albo wyśpiewania albo wypisywał własne mezalianse
w pretensji wobec sztuki lub odświeżał stare swoje odręczne piosenki
dopasowując je do kolejnej śpiącej na złudnym posłaniu kobiety
i wzmagał w sobie wiarę że właśnie z tej długowłosej owiniętej
w kokon koca wyfrunie wreszcie obraz melodii albo choćby refren
z wczoraj wy-dziś-nie
na palcu
serdecznym
jakoś
jutrem
-------------------------------------------------------------------------
mówiąc szczerze wklejam z dużą dozą rezerwy stary brudnopis, którego póki co jakoś nie mam weny i werwy reformować. Ot, przyznaję, że sam mam tutaj niemało zastrzeżeń, ale ... trza coś dać innym, aby się popastwili, skoro sam się wymądrzam i pastwię
Aha, to że to jest nudny tekst, już wiem... Powiedzmy, że ... czknąłem nudą...