17-03-2011, 00:03
...
Lidkę mało szlag nie trafił, gdy po powrocie z urlopu zastała w swojej kuchni wymienione okno. Rzut oka od progu wystarczył jej, by cisnąć walizki w kąt, zapomnieć o zmęczeniu i w jednym bucie, w ciągu pięciu sekund, znaleźć się pod drzwiami pana Janka.
- Co pani tak z rana łomocze? - przywitał ją dozorca. - Pożar? Powódź? Karaluchy?
- Okno! - Ze złością wskazała winowajcę.
- A! - Pan Janek pogładził je czule. - Nowiutkie. Mocne. I do tego niedrogie.
- Ale niechże pan przez nie wyjrzy!
- Wyglądam.
- Co pan widzi?
- Góry.
- I skąd te góry?
- No przecież sama pani chciała! - Wziął się pod boki. - Kto napisał petycję o nowe okna?! Kto napuścił na mnie całą kamienicę?! Kto zafundował mi trzy tygodnie użerania się z wiertarkami, młotkami i gruzem w każdym kącie, no kto?! Sama pani chciała, to teraz pani ma! Ja nie mam czasu na takie rzeczy, ja mam kaszę na gazie, proszę pani, ja muszę powiesić firankę! Góry jej nie pasują, paniusi, do widzenia!
Szef firmy budowlanej Okno Dla Ciebie siedział za siwym od cementu biurkiem i nie przestawał się uśmiechać.
- Proszę pani... - nachylił ku Lidce miseczkę mechatych landrynek - my się tu zajmujemy oknami. To, co za oknem, nie jest już naszą działką. Jeśli góry pani nie pasują, proszę zamieszkać nad morzem.
- Lista! - Lidka skruszyła landrynkę w palcach.
- Ale to było tak dawno te…
Druga rozprysła się w pył.
- Proszę mnie zrozu…
Trzecia.
- Pani Natalio!
Robotnik, który według listy wymieniał okno w kuchni Lidki, pracował akurat na budowie. Wisiał pięć metrów nad ziemią w uprzęży z łańcuchów i skór i lśnił mięśniami.
- Kazali wymienić, to wymieniłem! - wołał z góry, tłukąc w ścianę młotkiem.
- Ale widoku nikt panu wymieniać nie kazał! - tłukąc obcasem o wylewkę, Lidka odkrzykiwała z dołu.
- Kto panią tu wpuścił?
- Sama się wpuściłam!
- To wbrew przepisom!
- Proszę mi oddać mój widok!
- Wariatka!
- Złodziej!
- Niech pani wraca do domu, to nie jest miejsce dla kobiet!
- Nie ruszę się stąd! Kiedyś pan w końcu zejdzie!
- Franek, daj wariatce kask. Kask! Nie w kask! Chryste! Żyje pani?
- Pan tu naprawdę mieszka? - Lidka rozejrzała się po zapuszczonej przyczepie. Właściciel, bez kasku opalony rudzielec, wzruszył ramionami i otworzył apteczkę.
- Adam. W ten sposób mam blisko do pracy.
- Przecież dla mojego widoku nie ma tu nawet porządnego okna.
- Pani znowu swoje. Proszę nie kręcić głową, przykleję plaster.
- A to tamto nad zlewem?
- ?
- Dlaczego jest zasłonięte?
- A czy ja pani zaglądam do kuchni?
- A nie?
- To było tylko raz i na zlecenie. A propos, muszę wracać do pra... No i gdzie pani idzie? Proszę to zostawić!
Lidka jednym ruchem podciągnęła żaluzję.
- A-ha!
- No dobrze. - Adam zwiesił głowę. - Zamieniłem widoki. Mam jeszcze wodospad, puszczę i morze, jeśli nie lubi pani gór.
- A pan?
- Wolę morze.
- A może brunetki?
- O co pani chodzi?
- O to, że zwinął pan mój widok dla tej dziewczyny z kamienicy naprzeciw, która co wieczór o osiemnastej czyta w salonie książki!
Kask brzęknął o podłogę.
- Powinien się pan z nią umówić. - Lidka schowała widok do torebki.
- Raczej nie… - Adam otworzył przed nią drzwi i westchnął ciężko. - Ona czyta o sztuce.
- Dla pana mięśni zacznie czytać o mięśniach. Gdy wpadnie pan po góry, zaproszę ją, pogadacie. Opowie jej pan o podróżach.
- Byłaby pani tak miła?
- Oczywiście.
- W ramach podziękowań... proszę uważać na schodkach... zapytam ją dla pani o sąsiada.
- ?
- O tego łysego z kamienicy naprzeciw, który codziennie o osiemnastej ćwiczy w salonie pompki.
- ??
- Dla którego rezygnuje pani z gór.
- No wie pan?!
- Powinna się pani z nim umówić.
- Do…
- Dla pani oczu zacznie czytać wiersze!
- …widzenia!
Lidkę mało szlag nie trafił, gdy po powrocie z urlopu zastała w swojej kuchni wymienione okno. Rzut oka od progu wystarczył jej, by cisnąć walizki w kąt, zapomnieć o zmęczeniu i w jednym bucie, w ciągu pięciu sekund, znaleźć się pod drzwiami pana Janka.
- Co pani tak z rana łomocze? - przywitał ją dozorca. - Pożar? Powódź? Karaluchy?
- Okno! - Ze złością wskazała winowajcę.
- A! - Pan Janek pogładził je czule. - Nowiutkie. Mocne. I do tego niedrogie.
- Ale niechże pan przez nie wyjrzy!
- Wyglądam.
- Co pan widzi?
- Góry.
- I skąd te góry?
- No przecież sama pani chciała! - Wziął się pod boki. - Kto napisał petycję o nowe okna?! Kto napuścił na mnie całą kamienicę?! Kto zafundował mi trzy tygodnie użerania się z wiertarkami, młotkami i gruzem w każdym kącie, no kto?! Sama pani chciała, to teraz pani ma! Ja nie mam czasu na takie rzeczy, ja mam kaszę na gazie, proszę pani, ja muszę powiesić firankę! Góry jej nie pasują, paniusi, do widzenia!
Szef firmy budowlanej Okno Dla Ciebie siedział za siwym od cementu biurkiem i nie przestawał się uśmiechać.
- Proszę pani... - nachylił ku Lidce miseczkę mechatych landrynek - my się tu zajmujemy oknami. To, co za oknem, nie jest już naszą działką. Jeśli góry pani nie pasują, proszę zamieszkać nad morzem.
- Lista! - Lidka skruszyła landrynkę w palcach.
- Ale to było tak dawno te…
Druga rozprysła się w pył.
- Proszę mnie zrozu…
Trzecia.
- Pani Natalio!
Robotnik, który według listy wymieniał okno w kuchni Lidki, pracował akurat na budowie. Wisiał pięć metrów nad ziemią w uprzęży z łańcuchów i skór i lśnił mięśniami.
- Kazali wymienić, to wymieniłem! - wołał z góry, tłukąc w ścianę młotkiem.
- Ale widoku nikt panu wymieniać nie kazał! - tłukąc obcasem o wylewkę, Lidka odkrzykiwała z dołu.
- Kto panią tu wpuścił?
- Sama się wpuściłam!
- To wbrew przepisom!
- Proszę mi oddać mój widok!
- Wariatka!
- Złodziej!
- Niech pani wraca do domu, to nie jest miejsce dla kobiet!
- Nie ruszę się stąd! Kiedyś pan w końcu zejdzie!
- Franek, daj wariatce kask. Kask! Nie w kask! Chryste! Żyje pani?
- Pan tu naprawdę mieszka? - Lidka rozejrzała się po zapuszczonej przyczepie. Właściciel, bez kasku opalony rudzielec, wzruszył ramionami i otworzył apteczkę.
- Adam. W ten sposób mam blisko do pracy.
- Przecież dla mojego widoku nie ma tu nawet porządnego okna.
- Pani znowu swoje. Proszę nie kręcić głową, przykleję plaster.
- A to tamto nad zlewem?
- ?
- Dlaczego jest zasłonięte?
- A czy ja pani zaglądam do kuchni?
- A nie?
- To było tylko raz i na zlecenie. A propos, muszę wracać do pra... No i gdzie pani idzie? Proszę to zostawić!
Lidka jednym ruchem podciągnęła żaluzję.
- A-ha!
- No dobrze. - Adam zwiesił głowę. - Zamieniłem widoki. Mam jeszcze wodospad, puszczę i morze, jeśli nie lubi pani gór.
- A pan?
- Wolę morze.
- A może brunetki?
- O co pani chodzi?
- O to, że zwinął pan mój widok dla tej dziewczyny z kamienicy naprzeciw, która co wieczór o osiemnastej czyta w salonie książki!
Kask brzęknął o podłogę.
- Powinien się pan z nią umówić. - Lidka schowała widok do torebki.
- Raczej nie… - Adam otworzył przed nią drzwi i westchnął ciężko. - Ona czyta o sztuce.
- Dla pana mięśni zacznie czytać o mięśniach. Gdy wpadnie pan po góry, zaproszę ją, pogadacie. Opowie jej pan o podróżach.
- Byłaby pani tak miła?
- Oczywiście.
- W ramach podziękowań... proszę uważać na schodkach... zapytam ją dla pani o sąsiada.
- ?
- O tego łysego z kamienicy naprzeciw, który codziennie o osiemnastej ćwiczy w salonie pompki.
- ??
- Dla którego rezygnuje pani z gór.
- No wie pan?!
- Powinna się pani z nim umówić.
- Do…
- Dla pani oczu zacznie czytać wiersze!
- …widzenia!
I’m giving you a night call to tell you how I feel
I want to drive you through the night, down the hills
I’m gonna tell you something you don’t want to hear
I’m gonna show you where it’s dark, but have no fear
I want to drive you through the night, down the hills
I’m gonna tell you something you don’t want to hear
I’m gonna show you where it’s dark, but have no fear