drapią mnie gwiazdy ukochana
wazelina nieba
kiedym już pewny
że krwią życie smakuje
nadzieja wyziera
ten swój łeb
co bym tak skręcił
dysonans niewielki już we mnie
na szczęście
mam dwie nogi i dwie ręce
serce mocne
dziękuję za każdy nowy dzień
bez wiary
zgłębić swoje rwące piekło
ssące chamsko do otchłani
żądza szpony swe wyciąga
cię omami
cię omami
mocniej rżnięte młodsze ciała
twardsze grubsze wyuzdane
nasycenia wciąż niegodna
cię omami
cię ograbi
ze wszystkiego
więcej wiecznie pragnie władzy
mięso kłem rozszarpie krwiste
bestia wdepcze w gorzką ziemię
tę współczucia marną glizdę
nie Lucyfer ani Mara w rękach Boga
ale człowiek
zdrowy
na łóżku
w ciszy
i kominka blasku
wspieram twoją głowę
ukochana
obiecaj
nie mów nikomu
mnie nawet
bo przyznać się nie mogę
choć mogę
ale przekręcą
krzyż ukręcą
nie myślę już co rano
oświecenie
i mój obłęd
to jedno
i to samo
wazelina nieba
kiedym już pewny
że krwią życie smakuje
nadzieja wyziera
ten swój łeb
co bym tak skręcił
dysonans niewielki już we mnie
na szczęście
mam dwie nogi i dwie ręce
serce mocne
dziękuję za każdy nowy dzień
bez wiary
zgłębić swoje rwące piekło
ssące chamsko do otchłani
żądza szpony swe wyciąga
cię omami
cię omami
mocniej rżnięte młodsze ciała
twardsze grubsze wyuzdane
nasycenia wciąż niegodna
cię omami
cię ograbi
ze wszystkiego
więcej wiecznie pragnie władzy
mięso kłem rozszarpie krwiste
bestia wdepcze w gorzką ziemię
tę współczucia marną glizdę
nie Lucyfer ani Mara w rękach Boga
ale człowiek
zdrowy
na łóżku
w ciszy
i kominka blasku
wspieram twoją głowę
ukochana
obiecaj
nie mów nikomu
mnie nawet
bo przyznać się nie mogę
choć mogę
ale przekręcą
krzyż ukręcą
nie myślę już co rano
oświecenie
i mój obłęd
to jedno
i to samo