09-04-2011, 22:08
Nie wiem czy to jest dobry dział, gdyż jest to dopiero pierwsza część pewnej większej całości która się tworzy. Proszę wszystkich o ocenę i zapraszam do komentowania (jeżeli nie jest to dobry dział to proszę Admina tudzież moderatora o przeniesienie tego tematu do bardziej odpowiedniego miejsca na forum)
Marcel, jak co dzień wstał. Jak zawsze poprzeklinał na czym to świat stoi, po czym uznał że od jego narzekań lepszy się nie stanie. Co więcej, był niemalże pewny że swymi działaniami może pogorszyć jeszcze swoją i tak nienajlepszą sytuację psychiczną. No cóż, nie każdy nastolatek musiał zmagać się z takimi rozterkami jak on, wszak większość z jego znajomych mogło się cieszyć raczej przyjemną, aczkolwiek niekiedy denerwującą świadomością, że komuś na nich zależy. On do nich nie należał. Nie pamiętał ostatniej miłej, zwyczajowej pogawędki z którymkolwiek spośród swoich rodziców. Kiedy był dzieckiem, nie do końca rozumiał o co chodzi. Nie był w stanie pojąć przyczyn dla których ludzie, którzy teoretycznie powinni czuć do niego jakiekolwiek cieplejsze uczucia, nie czynią tego. Pewnego dnia ośmielił się o to spytać – a „matka”, zapewne w przypływie dobrego humoru, wyjaśniła mu:
- Wiesz, nie do końca cię chcieliśmy. Lepiej będzie, jak to zrozumiesz. I nigdy więcej nie mów do mnie mamo.
- Dobrze…więc, jak mam mówić ?
- Znasz moje imię. Brzmi ono Julia, jakbyś jednak zapomniał.
Tak, to była jedna z tych nielicznych chwil kiedy w ogóle się do siebie odezwali. O dziwo, mimo specyfiki tej sytuacji i wbrew rozsądkowi Marcel nie mógł narzekać na swoją sytuację finansową – wręcz przeciwnie, dostawał on dużo więcej pieniędzy niż przeciętny nastolatek, wszak ostracyzm ze strony jego prawnych opiekunów dotyczył jedynie uczuć. We wszystkich innych kwestiach sprawdzali się oni doskonale, włącznie ze wspólnymi wyjazdami zagranicznymi, pozwalaniem na imprezy oraz innymi sympatycznymi elementami życia młodych ludzi. Istniał jednak pewien problem… Mianowicie, w przeciwieństwie do innych ludzi posiadających dzieci, dawcy materiału biologicznego z którego później powstał chłopak nie przejawiali nim najmniejszego zainteresowania. Nie obchodziło ich czy dziecko nad którym sprawowali pieczę wróci do domu pijane czy kompletnie spalone. Nie przejmowali się tym czy zobaczą go znowu o pierwszej rano, o trzeciej, czy też wcale. Jednym słowem, spełniony sen nastolatków z „dobrych domów”, gdzie ojciec jest surowy, a matka co niedzielę piecze ciasto. Marcel jednak nie do końca cieszył się z tego stanu rzeczy. Przeciągnął się, poczym popatrzył na budzik stojący na jego biurku. Zaklął, dość głośno. Było już późno, a on musiał dzisiaj iść do swojego liceum. Wbiegł do łazienki, miał świadomość, że nie ma za dużo czasu, lecz nie mógł się oprzeć pokusie spojrzenia w lustro. Spał tylko w bokserkach, więc stojąc przed zwierciadłem, widział od razu swoją klatkę piersiową i brzuch. Nie były one zbytnio wyrzeźbione, lecz dało się na nich zauważyć delikatnie zarysowane mięśnie. Uśmiechnął się do odbicia. Patrzył na niego dość szczupły, przystojny, siedemnastoletni chłopak, z kolczykiem w brwi oraz w lewym kąciku dolnej wargi. Nosił on raczej długie, blond włosy, a niebieskie oczy niejedną kobietę mogłyby przyprawić o zawrót głowy. Mogłyby, gdyby Marcelowi na tym zależało. On jednak, miał w tej kwestii zupełnie inne preferencje. Był on bowiem homoseksualistą, co stanowiło dla niego kolejny powód do biadolenia nad swoim życiem. W jego szkole nie było nikogo podobnego pod tym względem do niego, przynajmniej tak mu się zdawało. Co więcej, jeden z jego lepszych kumpli – nie należący, co prawda, do grona jego najbliższych przyjaciół, lecz będący osobą z którą Marcel utrzymywał relatywnie częste kontakty, niedawno oświadczył, że „Tych wszystkich pedałów, to trzeba kurwa wysłać do gazu. Jebani zboczeńcy, a każdy z nich to pedofil.” Mocno to ubodło blondyna, lecz miał on nadzieję, że nie dał tego po sobie poznać. Po tych oględzinach, które jak sobie właśnie uświadomił, miały miejsce każdego ranka, wziął szybki prysznic, umył zęby i wyszedł z łazienki owinięty ręcznikiem. Przeszedł dość szybkim krokiem do garderoby, gdzie założył na siebie to co zazwyczaj: jeansy rurki, pewnego znanego, homoseksualnego (nie było to bez znaczenia dla niego kiedy wybierał te spodnie) duetu włoskich projektantów, oraz t-shirt, którego design z kolei powstał w studio Dsquared2. Jeszcze raz poszedł do łazienki, przeglądnął się w lustrze i zszedł piętro niżej.
Marcel, jak co dzień wstał. Jak zawsze poprzeklinał na czym to świat stoi, po czym uznał że od jego narzekań lepszy się nie stanie. Co więcej, był niemalże pewny że swymi działaniami może pogorszyć jeszcze swoją i tak nienajlepszą sytuację psychiczną. No cóż, nie każdy nastolatek musiał zmagać się z takimi rozterkami jak on, wszak większość z jego znajomych mogło się cieszyć raczej przyjemną, aczkolwiek niekiedy denerwującą świadomością, że komuś na nich zależy. On do nich nie należał. Nie pamiętał ostatniej miłej, zwyczajowej pogawędki z którymkolwiek spośród swoich rodziców. Kiedy był dzieckiem, nie do końca rozumiał o co chodzi. Nie był w stanie pojąć przyczyn dla których ludzie, którzy teoretycznie powinni czuć do niego jakiekolwiek cieplejsze uczucia, nie czynią tego. Pewnego dnia ośmielił się o to spytać – a „matka”, zapewne w przypływie dobrego humoru, wyjaśniła mu:
- Wiesz, nie do końca cię chcieliśmy. Lepiej będzie, jak to zrozumiesz. I nigdy więcej nie mów do mnie mamo.
- Dobrze…więc, jak mam mówić ?
- Znasz moje imię. Brzmi ono Julia, jakbyś jednak zapomniał.
Tak, to była jedna z tych nielicznych chwil kiedy w ogóle się do siebie odezwali. O dziwo, mimo specyfiki tej sytuacji i wbrew rozsądkowi Marcel nie mógł narzekać na swoją sytuację finansową – wręcz przeciwnie, dostawał on dużo więcej pieniędzy niż przeciętny nastolatek, wszak ostracyzm ze strony jego prawnych opiekunów dotyczył jedynie uczuć. We wszystkich innych kwestiach sprawdzali się oni doskonale, włącznie ze wspólnymi wyjazdami zagranicznymi, pozwalaniem na imprezy oraz innymi sympatycznymi elementami życia młodych ludzi. Istniał jednak pewien problem… Mianowicie, w przeciwieństwie do innych ludzi posiadających dzieci, dawcy materiału biologicznego z którego później powstał chłopak nie przejawiali nim najmniejszego zainteresowania. Nie obchodziło ich czy dziecko nad którym sprawowali pieczę wróci do domu pijane czy kompletnie spalone. Nie przejmowali się tym czy zobaczą go znowu o pierwszej rano, o trzeciej, czy też wcale. Jednym słowem, spełniony sen nastolatków z „dobrych domów”, gdzie ojciec jest surowy, a matka co niedzielę piecze ciasto. Marcel jednak nie do końca cieszył się z tego stanu rzeczy. Przeciągnął się, poczym popatrzył na budzik stojący na jego biurku. Zaklął, dość głośno. Było już późno, a on musiał dzisiaj iść do swojego liceum. Wbiegł do łazienki, miał świadomość, że nie ma za dużo czasu, lecz nie mógł się oprzeć pokusie spojrzenia w lustro. Spał tylko w bokserkach, więc stojąc przed zwierciadłem, widział od razu swoją klatkę piersiową i brzuch. Nie były one zbytnio wyrzeźbione, lecz dało się na nich zauważyć delikatnie zarysowane mięśnie. Uśmiechnął się do odbicia. Patrzył na niego dość szczupły, przystojny, siedemnastoletni chłopak, z kolczykiem w brwi oraz w lewym kąciku dolnej wargi. Nosił on raczej długie, blond włosy, a niebieskie oczy niejedną kobietę mogłyby przyprawić o zawrót głowy. Mogłyby, gdyby Marcelowi na tym zależało. On jednak, miał w tej kwestii zupełnie inne preferencje. Był on bowiem homoseksualistą, co stanowiło dla niego kolejny powód do biadolenia nad swoim życiem. W jego szkole nie było nikogo podobnego pod tym względem do niego, przynajmniej tak mu się zdawało. Co więcej, jeden z jego lepszych kumpli – nie należący, co prawda, do grona jego najbliższych przyjaciół, lecz będący osobą z którą Marcel utrzymywał relatywnie częste kontakty, niedawno oświadczył, że „Tych wszystkich pedałów, to trzeba kurwa wysłać do gazu. Jebani zboczeńcy, a każdy z nich to pedofil.” Mocno to ubodło blondyna, lecz miał on nadzieję, że nie dał tego po sobie poznać. Po tych oględzinach, które jak sobie właśnie uświadomił, miały miejsce każdego ranka, wziął szybki prysznic, umył zęby i wyszedł z łazienki owinięty ręcznikiem. Przeszedł dość szybkim krokiem do garderoby, gdzie założył na siebie to co zazwyczaj: jeansy rurki, pewnego znanego, homoseksualnego (nie było to bez znaczenia dla niego kiedy wybierał te spodnie) duetu włoskich projektantów, oraz t-shirt, którego design z kolei powstał w studio Dsquared2. Jeszcze raz poszedł do łazienki, przeglądnął się w lustrze i zszedł piętro niżej.