20-01-2013, 10:53
„Znaleziono trotyl we wraku Titanica!”- donosiły wszystkie szanujące się dzienniki i nocniki świata. Prawdopodobnie nawet odkrycie skutecznej szczepionki przeciwko HIV w konfrontacji z tym podniosłym wydarzeniem okazałoby się kwestią zupełnie nieistotną z punktu widzenia medialności. Pewnie już powołano jakąś komisję celem której jest sprawdzenie, czy Bob Ballad wiedział wcześniej o fakcie, który dopiero kilkadziesiąt lat od jego ekspedycji dotarł do zachłannych uszu opinii publicznej, która to nazwa niezbyt trafnie ujmuje istotę zjawiska, nie bądąc w stanie ująć szalejącego ubóstwa intelektualnego. Czy w takim razie można już z czystym sercem powiedzieć, że góra lodowa na pewno była górą lodową? A może wydrążono ją od wewnątrz, po czym stała się centrum dowodzenia jakiejś niecnej organizacji, dysponującej trotylem celem przejęcia władzy nad światem, do czego kluczem miało być utopienie w odmętach Atlantyku jego najbogatszych i najbardziej wpływowych przedstawicieli, przy okazji pozbawiając życia kilka tysięcy przedstawicieli tak zwanego plebsu? Intrygi i domysły zdawały się niknąć w ciemnej otchłani 11letniej jamy ustnej, która, oglądając wiadomości, pochłaniała w spokoju kolejne kęsy posmarowanej masłem kromki chleba. W oczach dziecka odbijały się wyświetlane na niemłodym kineskopie twarze wielkich tego świata. Nie wzbudzały u niego emocji, sprowadzając się w jego umyśle jedynie do kolorowych sekwencji, umilających posiłek spożywany bez towarzystwa rodziców. Ojciec był w trasie, pewnie dobre parę tysięcy kilometrów od domu, już od paru dni nie można było uchwycić go na CB, a komórkowe rozmowy na taką odległość były po prostu za drogie. Mama z kolei powinna była wrócić o czwartej, ale z jakiejś przyczyny spóźniała się już trzecią godzinę. Z resztą często się to zdarzało, kiedy taty nie było w domu. Pod jego nieobecność z wizytą pojawiali się również różnoracy wujkowie, tak bardzo różniący się między sobą, ale zawsze wydzielający podobną woń; kombinację tanich papierosów i jeszcze tańszych trunków. Każda wizyta odbywała się według tego samego scenariusza, chłopak i jego dwie młodsze siostry bezdyskusyjnie zostawały odesłane o ósmej do łóżek, na dobranoc zamiast całusa otrzymując zakaz wychodzenia, nawet do łazienki. Na podłodze niewielkiego pokoju lalkami bawiły się dwie dziewczynki, jedna ośmio-, druga pięcioletnia. Tu i ówdzie porozrzucane były klocki i elementy królewskiej garderoby, zrzucone ze smukłych plastikowych ciał lalek. Misterna równowaga rodzinnego portretu bez rodziców w tle została nagle przerwana przez otwierające się z hukiem drzwi wejściowe, przez które do domu wtoczyła się kompletnie pijana matka; ubrana w szary, mokry od deszczu płaszcz. Z trudem zdjęła buty na obcasie i zapominając o mokrym odzieniu ruszyła do pokoju. Starając się przyjąć postawę wyprostowaną zatrzymała się w progu, rzucając w kierunku dzieci:
-czemu nie śpicie?- bełkotliwa wypowiedź spotkała się z milczeniem ze strony wystraszonych dzieci.
-Kurwa!- krzyknęła, podnosząc swój monolog na wyższy poziom emocjonalny. Nie usłyszawszy odzewu i po tej wypowiedzi ruszyła chwiejnym krokiem w głąb pokoju. Na nieszczęście pod jej nogami jakby znikąd pojawił się plastikowy klocek, dziecinna zabawka, która w kontakcie z nieobutą stopą przemienia się w krwiożerczego potwora. Tak było i tym razem, co zaowocowało przenikającym najgłębsze pokłady duszy „kurwa mać”. Spojrzała z nienawiścią na siedzące na podłodze dziewczynki, które przeczuwając nadchodzącą apokalipsę poczęły już czynić niepewne kroki w kierunku najciemniejszego kąta pokoju. Wściekła kobieta szarpnęła za pasek od płaszcza, przeistaczając go w najbardziej niszczycielską w oczach dziecka broń. Pierwsze uderzenie nie dosięgło celu, ale ona, niezmordowana w wysiłkach, ruszyła do kolejnego natarcia. Tym razem rozległ się przejmujący wrzask uderzonej w policzek pięciolatki. Nie mogąc widzieć niedoli siostry, dotychczas siedzący na fotelu chłopiec skoczył w kierunku swej rodzicielki i z całej siły szarpnął za płaszcz. Był jednak dzieckiem zbyt wątłym by doprowadzić do czegokolwiek poza ściągnięciem na siebie uwagi matki. Ta z obłędem w oczach rzuciła się na uciekającego za fotel syna. Niefortunnie pas opuszczany przez nią znad głowy celem wymierzenia ciosu natknął się po drodze na stojącą nieopodal lampę, która pociągnięta siłą uderzenia roztrzaskała swą żarówkę na ramieniu pijaczki. Pokój natychmiast ogarnęły ciemności i smród palonego ciała, bo, jak wiedzą wszyscy zainteresowani fizyką, nie ma lepszego przewodnika prądu elektrycznego niż mokry płaszcz. Matka w międzyczasie padła jak długa w poprzek pokoju, dając tym samym potężny argument wszystkim przeciwnikom ateizmu. Otóż, jak się okazało, gdzieś tam w górze istnieje jakiś Zeus i potrafi w chwili gniewu rzucić piorun, ewentualnie dwa.
-czemu nie śpicie?- bełkotliwa wypowiedź spotkała się z milczeniem ze strony wystraszonych dzieci.
-Kurwa!- krzyknęła, podnosząc swój monolog na wyższy poziom emocjonalny. Nie usłyszawszy odzewu i po tej wypowiedzi ruszyła chwiejnym krokiem w głąb pokoju. Na nieszczęście pod jej nogami jakby znikąd pojawił się plastikowy klocek, dziecinna zabawka, która w kontakcie z nieobutą stopą przemienia się w krwiożerczego potwora. Tak było i tym razem, co zaowocowało przenikającym najgłębsze pokłady duszy „kurwa mać”. Spojrzała z nienawiścią na siedzące na podłodze dziewczynki, które przeczuwając nadchodzącą apokalipsę poczęły już czynić niepewne kroki w kierunku najciemniejszego kąta pokoju. Wściekła kobieta szarpnęła za pasek od płaszcza, przeistaczając go w najbardziej niszczycielską w oczach dziecka broń. Pierwsze uderzenie nie dosięgło celu, ale ona, niezmordowana w wysiłkach, ruszyła do kolejnego natarcia. Tym razem rozległ się przejmujący wrzask uderzonej w policzek pięciolatki. Nie mogąc widzieć niedoli siostry, dotychczas siedzący na fotelu chłopiec skoczył w kierunku swej rodzicielki i z całej siły szarpnął za płaszcz. Był jednak dzieckiem zbyt wątłym by doprowadzić do czegokolwiek poza ściągnięciem na siebie uwagi matki. Ta z obłędem w oczach rzuciła się na uciekającego za fotel syna. Niefortunnie pas opuszczany przez nią znad głowy celem wymierzenia ciosu natknął się po drodze na stojącą nieopodal lampę, która pociągnięta siłą uderzenia roztrzaskała swą żarówkę na ramieniu pijaczki. Pokój natychmiast ogarnęły ciemności i smród palonego ciała, bo, jak wiedzą wszyscy zainteresowani fizyką, nie ma lepszego przewodnika prądu elektrycznego niż mokry płaszcz. Matka w międzyczasie padła jak długa w poprzek pokoju, dając tym samym potężny argument wszystkim przeciwnikom ateizmu. Otóż, jak się okazało, gdzieś tam w górze istnieje jakiś Zeus i potrafi w chwili gniewu rzucić piorun, ewentualnie dwa.