Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zegar
#1
Obiekt: nn 24/11-04
Stopień ingerencji: 13% ogólnych zmian organizmu. Odczuwanie bólu zredukowane do poziomu 11,6%.
Próbka: dźwiękowy zapis myśli, wydobyty z modułu rdzeniowego, nr seryjny 236/33.
Status: obiekt nie żyje.


„Raz… dwa… trzy… cztery… pięć… sześć… siedem… osiem… dziewięć… dziesięć. Licz, mówili. Licz, bo liczenie jest racjonalne. Zobaczysz coś, czego twój umysł nie pojmie? Licz. Uspokój go, niech się zajmie czymś, co rozumie.
Czy to nie śmieszne, że lepiej jest policzyć dziesięć razy do dziesięciu, niż raz do stu? Niby to samo, ale nie nuży tak bardzo. Tylko by tego brakowało, żebym tu usnął. Boże, dwudziesty trzeci wiek według dawnego nazewnictwa. Dwieście trzydziesty drugi rok nowej ery. Siłą dźwięku burzymy żelbetonowe wieżowce, a ja chowam się jak pies w starym szałasie. Dach jeszcze z blachy, słychać każdą kroplę, jakby ktoś młotem na górze walił. Ile ta rudera może mieć lat? Ze dwieście? Śmierdzi, pewnie menele lubili to miejsce. O nie, usiadłem w czyjeś rzygi. Fuj, zaschły już prawie całkowicie. Żule, chleją tak, że potem można ich zęby wybierać z wymiocin. Tylko kogo to obchodzi? Skoro alkoholizm uznali za chorobę, to naturalną koleją rzeczy było to, że niedługo wóda będzie stała na półkach obok aspiryny. I stoi. Lekarstwa specjalistyczne, ha ha. Piękna nazwa. Pię… o nie, znowu szukają.
Siedem… osiem… dziewięć… dziesięć… Spokojnie, weź się w garść. O Jezu, jak się boję. Zresztą, jaki Jezu. Nauczycielka na etyce i dawnych religiach dałaby mi w pysk za takie bałwochwalstwo. Już od czasów mojej babki szkoły walczą z tym zwrotem. Strach pomyśleć jak żyli ludzie przed Wielką Zmianą. Przed Pożogą. Przed tym, czym świat stał się teraz. Wierzyli w to, co okazało się największym przekrętem naszych czasów. Gretchen Wilesby, emancypantka zajebana. Kobieta-archeolog-teolog-urolog i kto ją tam wie co jeszcze. He he, Młody śmiałby się z tego urologa. Była jak scyzoryk, wszystko w jednym. Zachciało się wykopalisk. Ale za co niby dostała tego pośmiertnego nobla? Że zniszczyła świat? No, może nie zniszczyła, ale zmieniła. Czy w tym poprzednim żyło się aż tak źle? Zresztą miała kasę, to kto mógł jej zabronić? Tatuś William „Bila” Wilesby mógł wykupić w dowolnej chwili trzydzieści firm wielkości Microsoftu, więc czemu miał nie dać córeczce trochę forsy na grzebanie w ziemi? A ta sobie kopała. Chrys… tfu, muszę się oduczyć. I wykopała w końcu. Znalazła coś, za co większość dałaby się zabić. Grób. GRÓB. Nie w skale, jak pisali w tej śmiesznej książce. Ze trzydzieści metrów pod ziemią. Pieczara, jakiś cud natury, lita skała z każdej strony, tylko nie z góry. Akurat miejsce na właz. Pobawimy się w czołg, Młody? Dobra, to lecę zacząć budować…
Weź się człowieku ogarnij. Płaczę jak baba. A do tego smarkam jak stary pijak, zasłaniając jedną dziurkę. Fiuuu, mogę strzelać do celu glutem. Młody też by się śmiał. Pieczara. Fajna nazwa. Samo miejsce nie było jednak fajne. Podobno jak otworzyli smród był taki, że sama Wilesby się porzygała jak kot po mleku. Pech chciał, że zaczęła kopać na terenie Nowych Emiratów. Nie pamiętam już kiedy nazwę zmienili na taką. Resztą, kogo by to obchodziło. Palestyna. Dawna nazwa. Dobrze się wymawia. PA LE STY NA. W czasach, kiedy istniały jakiekolwiek świętości była nazywana Ziemią Świętą. Dobre. Ludzie tam jeździli podobno chętniej niż teraz się jeździ po nowe wszczepy. Ale to były inne czasy. Pamiętam jak czytaliśmy o tym na historii. Wnętrze grobu było straszne. Ściany zapisano tekstami klątw w języku tak starym, że rozszyfrowano je równo po czterdziestu siedmiu latach. W środku były resztki zwłok. Męskie. Skamielina, która cudem przetrwała tyle lat. Pisali potem, że to dzięki wyjątkowemu mikroklimatowi i temperaturze. Nie znam się na tym, ale prawdopodobnie to dzięki ulokowanie tej pieczary. Jak mówiłem, z trzech stron lita skała, jedynie coś w rodzaju włazu było z materiału, w którym dało się jako tako kopać. No czołg, hehe. Niecałe siedemdziesiąt centymetrów. Tyle wystarczyło, by wcisnąć tam denata. Koleś miał jakieś trzydzieści lat, jak zszedł. Jak to możliwe, że znalezienie trupa z przebitymi nadgarstkami i stopami zawaliło porządek świata? Ślady na żebrach. Pchnięty ostrym przedmiotem. Czaszka poorana jakimiś kolcami. Ludzie szybko dopasowali elementy. Nie ma Zbawcy. Dwa tysiące lat życia mitem, który pękł jak bańka mydlana. Ha ha. Zdychaj w piekle Wilesby. Razem z tą twoją pieprzoną córeczką. Górnik, który chciał być kimś. Aż mi ciężko oddychać. Jak się boję. Jak strasznie się boję. Znajdą mnie. To kwestia czasu. W najlepszym wypadku obleją twarz kwasem, a potem zamęczą na przesłuchaniu. Nie! Znowu ten dźwięk. Sonar.Mają mnie. Sonar, jego miarowe „blink, blink”. Szybko, nakryj się. Trzeba załamać falę sonaru, może się uda. Szybko, szybko, szybko…

Osiem… dziewięć… dycha… Odeszli na północny zachód. Słyszałem ze trzy ogary. Mają kosiarki. Czyli nie mogę liczyć nawet na przesłuchanie. Wyrok na miejscu. Oby tylko zrobili to jakoś od ręki. Rozszarpanie przez ogara to chyba najgorsze, co może mnie jeszcze spotkać.
Znalezienie trupa nie było jeszcze tym, co moja mama nazywała Wstępem do Pożogi. To nastąpiło potem. Jakieś trzydzieści lat minęło zanim przetłumaczyli jedną z klątw. Właściwie, to nie były to klątwy, a w zasadzie nie tylko. Jakieś dwadzieścia pięć procent stanowiły prośby. O ratunek. Facet błagał Boga o pomoc. W ścianach tkwiły oderwane paznokcie. Całe! Wyrywał je sobie drapiąc skałę. Skamieniały jak reszta. Na prawym przedramieniu znaleźli ślady zębów. Jadł własną rękę zanim umarł. Pochowany żywcem ten, który miał uratować świat przez swoją śmierć. Ironia losu, nawet śmierć mu nie wyszła. Wśród próśb był jeden tekst. Nazywany potem w książkach po prostu Ten. Napisany krwią, a nie jak większość poprzednich kałem ze śliną. To był szok. Już pierwsze słowa zwiastowały straszną przyszłość: „Okłamałeś mnie Boże”. Nie mogę. Tak po prostu napisał, że został okłamany. A nabrał mnie, złamas jeden, obiecał, że będę mu równy, to się zgodziłem. Każdy by poszedł na to. Do tej pory nie wiedzą, czy był fałszywym prorokiem, czy tylko naiwnym głupcem. Ale jedno jest pewne. Rok dwa tysiące pięćdziesiąty ósmy przeszedł do historii jako rok największej ilości zawałów serca. Tekst Ten został pokazany ludziom. To, o czym mówiono od trzech dekad okazało się prawdą. Rozpętało się piekło. Pamiętam jak dziś zdjęcie z książki (swoją drogą nie wiem czemu ta nawiedzona kobieta uczyła nas z nich, a nie z projektorów) do historii. Takie marne, nie hologramowe nawet. Jakiś facet na tle muru, na którym ktoś napisał: „Bóg zrobił nas w ch*ja”. Brzmi okrutnie trafnie. Sam bym chyba to tak nazwał. Ten dzień, a był to wyjątkowo ciepły czerwiec, jeśli mam wierzyć podręcznikowi, zapoczątkował Pożogę. Trwała tylko trzy lata. Piekielne trzydzieści sześć miesięcy, w czasie których przestała istnieć jakakolwiek moralność. Około siedemdziesiąt procent populacji Ziemi wyparowało. To nie była wojna. To był armagedon. Nie przyszedł z nieba. To nie meteoryt, trzęsienie ziemi. Nie wulkan. To był człowiek. Demon w najczystszej postaci, tylko już nieskrępowany więzami religii. Zaskakująco zgodnie uznano, że skoro wierzenia tej największej okazały się bredniami, to pewnie podobnie jest z innymi. Zbiorowa hekatomba, która tak jak nagle wybuchła, tak samo nagle się skończyła. Bez żadnego przewrotu, nowego proroka, czy czegoś w tym stylu. Matko, jak niewiele wtedy ludzi potrzebowali, by w jednej chwili zniszczyć wszystko. Brrr, zimno mi. Nakrycie się blachą nie było najlepszym pomysłem, cała jest pordzewiała i mokra. Ale sonar nie wykryje kształtu ludzkiego ciała. Ale marudzę. Jakby to miało jakieś znaczenie. W każdym razie ludzie na całym świecie nagle uznali, że już dość. Jak to brzmi? Już dość. Koniec. Nie bijemy się, bo matka będzie krzyczeć. Tak po prostu dość. Rok odkopania przez Gretchen Wilesby grobu na terenie Nowych Emiratów uznano za początek nowej ery. Od tamtej pory lata liczone są od zera, ale najwięksi zapaleńcy nie przestali też rachować tych dawnych. Czyli mamy rok dwieście trzydziesty drugi nowej ery, lub dwa tysiące dwieście sześćdziesiąty starej. Śmieszne jest to, że oba kalendarze mają początek w osobie Chrystusa. Stary w jego śmierci, nowy w znalezieniu zwłok. Paradoks. Straszny paradoks. Mam dreszcze. Chyba zaczyna się gorączka. Dwadzieścia siedem godzin temu zacząłem uciekać. Z biura do rudery zarzyganej przez pijaków, zasranej przez ich psy. Ci i ci zapewne tu sikali. Gdybym miał czym, to pewnie już bym zwrócił. Słabo mi. Boże, gadam jak baba. I tak jak baba płacze. Ale ja nie chcę umrzeć. Po prostu nie chcę…

Dobra, trochę się uspokoiłem. Nie mogę myśleć o tym, gdzie jestem. Z obrzydzenia aż mnie telepie. Blacha jest mokra od moczu. Pewnie dwa dni temu jakiś bankiet tu sobie panowie urządzili. Butelki po tequili. Po szampanach. Bo czystej wódce, która obowiązkowo musiała być polska. Najlepsza, nasza. Cały świat w dwudziestym trzecim wieku pił polską wódkę. Zawojowaliśmy ich, haha.
Zastanawiam się, czemu nazywają to gówno sonarem. Może przez ten dźwięk? W każdym razie z tego co czytałem, to cały ten pierdolnik działa na zasadzie wykrywania częstotliwości bicia ludzkiego serca, która podobno jest nie do podrobienia. Fajnie, szkoda, że nie mogę wyłączyć serducha na chwilę, może miałbym jakieś szanse. Zresztą sonar, radar, pies pasterski, co to kurwa za różnica? Znajdą mnie, bo oni zawsze znajdują. Każdego.
Po Pożodze populacja ludzi wzrosła tylko do trzech miliardów. Uznano, że więcej nie potrzeba. Taka niepisana umowa, podobna do tej, która zakończyła zagładę. Rozpoczął się boom naukowy. Gryzipiórki pozbyły się tego, co ich najmocniej blokowało - etyki. Rozpoczęto badania na szaloną skalę. Badano wszystko: od genomu ludzkiego po jądra pierwiastków promieniotwórczych. Nikt już nie bawił się w testy na zwierzętach. Za odpowiednią kasę zawsze znaleźli debila, który dla dobra nauki i nowego boga - rozumu, dał sobie uciąć na żywca rękę, tylko po co, żeby pan profesor mógł z dokładnością do ułamka mikrosekundy stwierdzić kiedy impuls nerwowy doszedł z miejsca bólu do mózgu. Super.
Mam już zawroty głowy. Musiałem wypić własny mocz. Nie dam rady nawet siedzieć. Głowę położyłem na szmacie, która pachnie jak toy toy z Woodstocku. Chyba siedem godzin. Tyle minęło od momentu, kiedy ledwo trzymając się na nogach wpadłem do tej willi. Ała. Śmiech nie był dobrym pomysłem. Boli mnie każdy mięsień. Czuję, że powoli odpływam. Słyszę sonar. Na razie dość daleko. Ogary. Wielkie mięso na czterech nogach, krzyżówka psa z bykiem chyba. Ważą z siedemset kilo, ale biegają jak gazele. Są praktycznie ślepe, ale słyszą nawet to, jak mucha ma czkawkę. Ze też się nie pozabijają o drzewa w tym przeklętym lesie. Nie, muszę przestać o tym myśleć, bo się wykończę jeszcze zanim mnie tu znajdą. Chwila relaksu. Jeden… dwa… trzy… cztery… pięć…
… sześć… siedem… osiem… dziewięć… dziesięć. No już, spokojnie. Więc zaczęli te badania. Wniosły w sumie wiele nowego. Nowe zwierzęta, nowe rośliny. Genetyka tak poszła do przodu, że zaczęli nawet łączyć rośliny ze zwierzętami. Szybko powstały koniopodobne, wielkie bestie, które nie musiały jeść, wystarczyło, że postały na słońcu i zaszła w nich fotosynteza. Ale było im mało. Scalali co się dało: ludzi i maszyny, zwierzęta i maszyny, rośliny i maszyny. Wreszcie zaczęli ingerować w genom ludzki. Okropna jest świadomość, że koleś który obsługuje cię w barze ma słuch nietoperza, albo wzrok lamparta. Albo, że za pomocą mechanicznego ramienia może ci skręcić kark, albo zrobić hamburgera. Tak, to okropne uczucie. Bałem się tego świata, zanim jeszcze zrozumiałem jak działa. Że można zrobić wszystko w imię nauki. Że każdy może zostać poprawiony. Że nie ma takiego prawa natury, którego nie można by zmienić. Teraz jak ktoś przeżyje jakąś traumę to po prostu idzie do lekarza, a ten usuwa mu z pamięci złe wspomnienie. Tak jak kiedyś wyrostek czy coś innego. Klik i już. Czysto i precyzyjnie. Dziecko można mieć na zamówienie. Wystarczy pomieszać składniki w probówkach. Jaki synek ma być? Brunecik? Barczysty? A oczy? Kręcimy mu włoski? Ludzie uprawiają seks tylko z potrzeby przyjemności. Wypijasz przed specjalny preparat, który zabija plemniki i już możesz się ruchać jak zające w marcu. Świat stał się lepszy, jak głosiła reklama firmy The Begin. Tej samej, której właścicielem był niesławny „Bila” Whilesby. Naprawdę, przednie przezwisko. Gretchen, gdyby zobaczyła do czego doprowadziło jej odkrycie, chyba nie byłaby zbyt zadowolona. Zresztą, ja na jej miejscu chyba też bym nie był. W sumie teraz, to chciałbym być na miejscu kogokolwiek, byle nie ma swoim. Sam już nie wiem, czy przysypiam, czy mdleję, czy może już po mnie. A może …
Sześć… siedem… O kurwa, już są… osiem… Boże, są, podeszli, ten dźwięk doprowadzi mnie do szału. Aż zęby bolą od tego „blink”. Dziewięć… Nie no to koniec. Rozstawiają kosiarki. Zaraz zemdleję. Widzę na żółto, chyba mam ze czterdzieści stopni gorączki. Pot leje się ze mnie jak z ministranta na konklawe!!! Ogar. Taranuje drzwi. Boże, Jezu, ktokolwiek, błagam, pomocy! Nie chcę!
Tak! Zabierzcie go. O, jak dobrze. Szybko zareagował, widać dobrze wyszkolony. Jedna komenda. Rozszarpałby mnie. Odgryzłby mi głowę, rękę, o Jezu. Całe życie bałem się śmierci. Ale teraz to już nie tylko strach. Zsikałem się. I po co chowasz się pajacu za ta blachą, co ci to da ?!
Spokojnie, spokojnie. Rozstawili sprzęt, kosiarki się rozkręcają. Zaczyna się buczenie. Cały ten szałas aż drży. Czyli nawet nie zapytają mnie dlaczego. Żaden mi nawet w twarz nie spojrzy! Pedały! Chodźcie! Sami mnie weźcie! Uff, siedzę. Drżę jak osika. Ledwo się wsparłem na rękach. Zaczęli. Ściany zaczynają wyginać się do środka. O Boże, ratuj mnie! Trzeszczy jak na statku. Ciśnienie rośnie tak szybko, że czuję każdą żyłę na szyi. Aaaaaa! Moje oko! Eksplodowało jak jajko w mikrofalówce. Boże, jak boli. Zaczyna mnie gnieść. Zginę w ultradźwiękowej implozji. Drewno powoli pęka. Stało się…
Dziesięć…”

Data odsłuchu: 11/06/232 r.
Prowadzący: dr. Derek M. Torrance
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#2
(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Zobaczysz coś, czego twój umysł nie pojmie?

Jeśli dobrze zrozumiałam, to ma być swego rodzaju rada, więc napisałabym albo "Jeśli zobaczysz", albo "Widzisz coś, czego" - sugestia tylko.

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): słychać każdą kroplę jakby ktoś młotem na górze walił.

"kroplę, jakby"

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Byłą jak scyzoryk, wszystko w jednym.

Literówka.

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Zachciało się wykopalisk. Ale za co niby dostała tego pośmiertnego nobla? Że zniszczyła świat? No, może nie zniszczyła, ale zmieniła.

Czyli jest tak zwanym zboczeńcem nadnaturalnym Tongue

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Pobawimy się w czołg Młody?

"czołg, Młody"

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Płacze jak baba.

brak ogonka.

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Podobno jak otworzyli smród był taki, że sama Wilesby się porzygała jak kot po mleku.

Z tego, co wiem, bo tych dwóch tysiącach lat śmierdziałoby tam tylko i wyłącznie ziemią, robactwem i innymi naturalnymi rzeczami. Na pewno nie trupem, rozkładającym się ciałem czy co tam jeszcze mogłoby być. Więc czym śmierdziało?

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Wnętrze groby było straszne. Ściany zapisano tekstami klątw w języku tak starym, że rozszyfrowano je równo po czterdziestu siedmiu latach. W środku były resztki zwłok. Męskie. Koleś miał jakieś trzydzieści lat, jak zszedł. Jak to możliwe, że znalezienie trupa z przebitymi nadgarstkami i stopami zawaliło porządek świata? Ślady na żebrach. Pchnięty ostrym przedmiotem. Czaszka poorana jakimiś kolcami. Ludzie szybko dopasowali elementy.

ŻADNE, ale to ŻADNE zwłoki nie wytrzymałyby takiej próby czasu. Ty, Człowiek, nawet kości się rozkładają, wiesz?
"grobu", literówka.

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Na prawym przedramieniu znaleźli ślady zębów. Jadł własną rękę zanim umarł.

Wróć, skóra też się nie rozłożyła? Oo'

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): „Okłamałeś mnie Boże”.

"Oszukałeś mnie, Boże" - brak przecinka.

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): tylko już nie skrępowany więzami religii.

Jaki? Skrępowany. Jaki? Nieskrępowany.

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Zaskakująco zgodnie uznano, że skoro wierzenia tej największej okazały się bredniami, to pewnie podobnie jest z innymi.

To jest niemożliwe. Muzułmanie poczuliby się jeszcze pewniej. W końcu oni nie wierzą, że Jezus był zbawicielem, co za tym idzie, wywyższaliby islam nad wszystko ;]

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Blacha jest mokra od moczu. Pewnie dwa dni temu jakiś bankiet tu sobie panowie urządzili.

Przez dwa dni tego moczu już by nie było. Mógłby po nim zostać jedynie zapach.

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): tylko po co

"po to"

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): Ze też się nie pozabijają

brak kropeczki Tongue

(24-03-2011, 14:48)fitel napisał(a): kark, albo zrobić hamburgera.

bez przecinka.



Wiesz, tekst jest dobry, strasznie mi się podobał, ale... Chciałabym wiedzieć, za co oni go ścigali i kto to jest Tongue Tak więc, w sumie mi się podoba Big Grin

Odpowiedz
#3
Tekst poprawiłem wg. wskazań Duśki, jednak nie mogłem spełnić ostatniego warunku, tj. sam nie wiem kim jest bohater i za co go ścigają. Po prostu tak to sobie wymyśliłem, że bohater będzie nn. Nie poprawiłem też fragmentu o upadku wierzeń, wiem, że jest mocno naciągany, ale postanowiłem pójść na pewne ustępstwo. Nie znam na tyle islamu, by wymyślić jakiś sensowny powód upadku tej religii. Dodałem za to kilka zdań tłumaczących fenomen znaleziska w grobowcu, mam nadzieję, że teraz jest logiczniej. Dzięki za podpowiedzi.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#4
"Nakrycie się blachą nie było najlepszym pomysłem, cała jest pordzewiała i mokra. Ale sonar nie wykryje kształtu ludzkiego ciała."
Hm, rzecz dzieje się po 2050 roku, po ulicach chadzają zwierzęco-ludzko-roślinne mutanty, a nadal nie wynaleziono urządzenia, które dałoby radę zwykłej, zardzewiałej blasze?

Technicznie, imo, rzecz napisana sprawnie, czyta się lekko i bez potknięć. Co do treści, Twoja wizja jest na pewno ciekawa, jednak oparta na założeniach, że jakieś tam odkrycie archeologiczne byłoby w stanie zniszczyć religię liczącą sobie dwa tysiące lat, o wierze nie wspominając, a upadek jednej z religii wystarczyłby, by człowiek z miejsca zapomniał o etyce i moralności, jednym słowem - mocno naiwnych uproszczeniach, raczej się nie broni. Trochę też nie przemawia do mnie aranżacja fabularna - Twój bohater ukrywa się, jest przerażony i ma ku temu śmiertelnie poważy powód, a mimo to, jakby nigdy nic, rzeczowo analizuje, co stało się ze światem i jak do tego doszło, a na koniec relacjonuje na żywo, ze szczegółami i porównaniami przebieg własnej, gwałtownej przecież śmierci. Ja rozumiem, że odliczanie do dziesięciu może działać uspokajająco, ale żeby aż tak? :)
I’m giving you a night call to tell you how I feel
I want to drive you through the night, down the hills
I’m gonna tell you something you don’t want to hear
I’m gonna show you where it’s dark, but have no fear
Odpowiedz
#5
Bardzo ciekawy kawał opowiadania. Poprowadzony od początku do końca, co jest raczej rzadkością w fantastyce na naszym forum.
Czyta się w miarę szybko i przyjemnie, bez większych zgrzytów. Znalazłem może z dwie literówki, ale nie zapisałem sobie gdzie są, bo bardziej zaciekawiła mnie w tej chwili fabuła. Długo długo nie było nic, a nagle zrozumiałem, że tutaj chodzi o grób Jezusa. Ta świadomość tak mnie nakręciła, że przeleciałem resztę w mgnieniu oka.

Według mnie dobry kawał fantastyki, choć ma parę zgrzytów. Czasem zdania nie są najlepiej sklecone, ale raczej rzadko. Większość tekstu zajmują dobrej jakości wypowiedzi. Nastrój też dobrze wkomponowany, plus za fajną wizję.

Pozdrawiam autora Smile
Odpowiedz
#6
Cytat:dzięki ulokowanie tej pieczary
literówka.
Cytat: To nie była wojna. To był armagedon. Nie przyszedł z nieba. To nie meteoryt, trzęsienie ziemi. Nie wulkan.
wiem, że się czepiam, ale słowo "armagedon" jest stanowczo nadużywane we wszelkiego typu tekstach, poza tym nie jestem pewna, czy tak się je pisze.
Cytat: I tak jak baba płacze.
literówka.
Cytat:która pachnie jak toy toy z Woodstocku.
Myślę, że nie musimy się bawić w subtelności. Szmata z całą pewnością nie pachniała.
Cytat:tylko z potrzeby przyjemności.
dla przyjemności, bym sugerowała.
Jeszcze kilka literówek było, ale już się w to nie bawiłam, sam sobie znajdziesz.
Ciekawy pomysł, nawet zastanowiłabym się, czy nie warto tego rozwinąć. Teraz wydaje się trochę notatką, brakuje wyjaśnienia pewnych zagadnień, jak chociażby to, za co bohater musiał umrzeć i jak doszło do tego, że wszystkie prawa tak po prostu przestały obowiązywać.
Przydałoby się wiedzieć więcej o bohaterze. Z tekstu wynika, że sam nie był jeszcze na świecie, kiedy dokonano odkrycia ani kiedy rozpętała się Pożoga. Skąd zna szczegóły? Kto przejmował się w ogóle edukacją dzieci w takim czasie (bo jest gdzieś wspomniane, że chodził do szkoły)? Tak, myślę, że warto to rozwinąć.
Zastanowiłabym się, czy nie lepiej ubrać to w formę retrospekcji przeplatanej opisem tego, co dzieje się "teraz", czy coś w tym stylu, bo jak koleś tak po prostu to wszystko opowiada/zapisuje/nagrywa, to faktycznie dziwnie trochę. Ale wizja interesująca, do popracowania.
Odpowiedz
#7
Cytat:Skoro alkoholizm uznali za chorobę, to naturalną koleją rzeczy było to, że niedługo wóda będzie stała na półkach obok aspiryny. I stoi.

Racja. Chorobą zaczynają nazywać już praktycznie wszystko. Łagodni mówiąc - wkurzać to zaczyna. Ale wódka jako lekarstwo ? Hmmm... Big Grin


Ogólnie tekst jest bardzo dobry. Przeczytane jednym tchem, błędów nie widziałem. Tylko kataklizm po odkryciu grobu Jezusa wydaje mi się niemożliwy. Toć miliony religii śmieją się z naszej wiary. I takie "potknięcie" pchnęłoby z pewnością ich do przodu. A załamani chrześcijanie ? Czy uważasz, że teraz, w roku 2010, gdyby odkryto grób wybuchłby chaos ? Daty starsze nie uwierzyłyby w to, "bo teraz, w dobie internetu, to same kłamstwa wygadują". Z tymi młodszymi pewnie inaczej: Większość to tacy pseudo chrześcijanie, wahający się z wierzeniem w Jezusa. To przeważyłoby po prostu szalę na drugą stronę. Inni znajdą sobie szybko kogoś innego, a jeszcze inni po prostu lekko, chwilowo się załamią.
Ale o chaosie nie ma mowy.

Zakończenie też dziwne. Poszło mu oko, gniotą go ze wszystkich stron, a on sobie o tym gada i jeszcze o dziesiątce na końcu się przypomniało Sleepy

Ponarzekałem. Lecz tekst należy do jednych z najlepszych, jakie dotychczas przeczytałem na forum Smile
Odpowiedz
#8
Przeczytał bym nie odrywając oczu od monitora ani na chwilę gdyby nie
to że mama zawołała mnie na kolację.
Gdyby nie to psujące dramatyzm wydarzenie mój komentarz zaczynał by się zupełnie inaczej.
Sam teks jest świetny. Narzekacie że nie wiemy kim jest i za co umiera główny bohater? Mi taki pomysł naprawdę przypadł do gustu. I w pewnym sensie zachęca do czytania, może na końcu jest odpowiedź?
A to że przypomina sobie wszystko ze szczegółami? Myślę że każdy by rozmawiał ze sobą w takiej sytuacji.
Agonalny monolog jednak wciąż pozostaje dla mnie tajemnicą...
Odpowiedz
#9
Dobry, bardzo dobry tekst. Choć trochę nieprawdopodobny... ale co tam.

Napisz drugą część: dlaczego go ścigali, co zrobił?
Fajnie by było to jakoś rozwinąć...
Nad wszystkim, co robię, unosi się niezłomne poczucie ironii.

Czułem się jak pływak na pełnym morzu, było wspaniale, póki pozwalałem nieść się słowom, ale kiedy próbowałem zgłębić ich znacznie, natychmiast tonąłem.


— Jim Morrison
Odpowiedz
#10
Wielkie dzięki za komentarze, jak znajdę więcej czasu postaram się poprawić tekst. Pozdrawiam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#11
Opowiadanie jest spójne, ma początek i zakończenie - nie ważne jakie, ale ma. Co do narracji. Nie wiem, może to taki zabieg estetyczny, ale prowadzenie narracji w tekście w sposób "na żywo" koli mnie w oczy. Jeśli ktoś coś opowiada, i jest w stanie to zapisać, musiał coś przeżyć. W tym przypadku narracja pierwszoosobowa, gdzie narrator jest częścią opisywanego przez siebie świata jest absurdem. "Ojejku eksplodowało mi oko" -> no właśnie. Przedstawienie tego co się stało z narratorem może dokonać ktoś inny, ale nie sam narrator - uczestnik wydarzeń, który ginie w ultradźwiękowej... przepraszam, implozji? Z fizyką mam niewiele do czynienia, ale ultradźwiękami można wywołać implozję? Mają sonar? No ok, jeszcze to przełknę, bo niektóre działają w powietrzu, ale jak mogą wykryć człowieka w czymś? Absolutna bzdura, termodetektory rozumiem, sonary? Co najwyżej odkryjesz że w przestrzeni jest przeszkoda, dowiesz się nawet jaki ma kształt i poznasz jej położenie. Nic poza tym. Pozdrawiam.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#12
Wow, bardzo mi się podobało. Nawet nie zwracałem uwagi na błędy, interesowało mnie tylko co będzie dalej ;] Zgadzając się z poprzednikami, apeluję o kolejną część.

Pozdrawiam
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#13
W kościele, podczas kazanoa ksiąd mówił o filmie z prawie identycznymi podstawami fabularnymi, Jezus nie zmartwychwstał. Czy opierałeś się na owych "Godzinach mroku"(czy jakoś tak, to było miesiąc temu)?
Odpowiedz
#14
Dzięki wszystkim za rady i poświęcony czas. Wstawiłem tekst poprawiony wg. wskazań Chrisioka. Dodałem wyjaśnienie działania sonaru, który jest tym tylko z nazwy. Dodałem także wstęp, z którego wynika, że tekst jest zapisem nagrania z modułu pamięci, który został wydobyty ze zwłok bohatera. Wiem, że koncepcja nagrywania myśli jest naciągana, ale nie znalazłem lepszego wytłumaczenia. Mam nadzieję, że teraz jest logiczniej. Dzięki za pomoc w rozwoju. Co do posta bonharta, to żeby nie było niejasności: nie miałem pojęcia o istnieniu filmu, który opiera się na podobnych założeniach. Zbieżność jest zupełnie przypadkowa.

Pozdrawiam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#15
A mnie się zabieg narracyjny podoba. Bardo dobrze przedstawiłeś odczucia i myśli narratora. Kupuję takie przemyślenia.
Całość czyta sie bardzo dobrze. Nie wychwyciłam żadnych błedów. Może i jakieś są, ale czytanie sprawia przyjemność i zwyczajnie nie zwraca się na nie uwagi.
Poza tym podobały mi się wszystkie wstawki o Gretchen Wilesby. Z chęcią przeczytałabym ciąg dalszy.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości