Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ze świata czterech stron /miniatura/
#1
Jak miło rozwinąć sztandar i iść do boju. Najlepiej samotnie, bo niepotrzebne ofiary, budzą lęk w społeczeństwie, które domaga się interwencji, lamentuje, tworzy fundacje i wysyła pomoc. Najczęściej agresorowi.
Dziennikarze rzucą się na temat, ekrany telewizorów zapłoną, kościoły zaczną pękać w szwach, a wiece pełne będą transparentów ze szczytnymi hasłami, od których cierpną zęby i bledną szalone erekcje mózgu. Nie pomogą tabletki o żadnym kolorze.
Świat gorzeje, emocje rosną do rozmiarów penisa Jonaha Falcona i… i zapada cisza. Przychodzi nowa wieść, nowe demonstracje, fundacje i peregrynacje (Falcona też). Leją się łzy, kwitną bzy i do przodu. Narodu.
Więc wytoczyłem na pole straceńców bataliony ołowianych żołnierzyków. Niektórzy płakali muśnięci gładzią papierowych tancerek. Szkoda umierać, choć dzięki tym związkom urodzą się nowe zastępy ołowiano – papierowych wojaków. Będą słabi i miękcy. Jak ich twórca, który powołał do boju tę armię, bo uwielbia patrzeć, jak umierają jemu podobni, a on żyje.
Można mieć poczucie boskości, no nie?
Ucieszą się dziennikarze i aptekarze. Ci pierwsi, bo news. Ci drudzy, bo mam przy sobie korzeń, który może zapłonąć.
Tym korzeniem jest drzewce mojego sztandaru.
Czarnego sztandaru na drzewcu z mandragory. Będzie krzyczał jak ten korzeń, wyrywany spod szubienicy przez czarownicę. Głupią babę, która wierzy, że kupą ziół i paroksyzmami szamańskich gestów, pokona śmierć.
Nic nie pokona, poza własna naiwnością, kiedy zobaczy całość unurzaną we krwi. Z rozwiniętymi flakami parującymi jeszcze w chłodzie pobitewnego wieczoru. Bo jest późna jesień.
Z drgającym konwulsyjnie sercem, które woła o jeden impuls, o kroplę życiodajnego płynu, bo chciałoby przepompować cokolwiek. Bo do tego zostało stworzone, a nie do żadnego kochania.
Ucieszą się kutasy i dowcipasy. Umrze w samotnym szturmie największy kutas i dowcipas spośród nich. Z przedrostkiem „arcy”.
Ale szybko minie news. Jakaś podrzędna gazecina poda info o zamarznięciu w listopadową chłodną noc, kolejnego pijaka. Gdzieś w polu. Owiniętego w brudną szmatę i zakrwawionego.
Pewnie się ,chuisko głupie, potknął o wystające korzenie pobliskich sosen i walnął w kamień.
Najlepiej, aby tam mnie zakopali. Na tym polu. Użyźnię glebę, na której wiosną urodzi się najpiękniejsza pszenica. Tę kupi ksiądz, przemieli i jego piękna i czysta jak lelija, gospodyni, upiecze opłatki.
Będą czekały w tabernakulum na nowych, zwykłych świętych.
Odpowiedz
#2
Mirku, no ładne, ale zapytałbym "O co w tym wszystkim chodzi". Znaczy to taki "wiersz prozą"? Jak tak, to się nie czepiam. No i nie zamarzaj w polu, bo szkoda by było. Talentu u Ciebie całkiem spory kawałek.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Taki oniryczno - fantasmagoryczny obrazek myśli w kolejnym dniu pobytu w Rzeszy.
Jak wiadomo powszechnie, nie najlepiej wpływa na moją psychikę ten kraj.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości