Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zbędnologia
#1
Staraniem entuzjastów „Wiedzy Chodnikowej” powstała na naszym wydawniczym rynku nowa, lecz już sensacyjna oficyna. Nazywa się ona Biblioteka Problemów Niepotrzebnych. Jej założeniem jest maksymalna popularyzacja nauki uważanej dotąd za odpadową.

Już jej pierwsza pozycja wzbudziła zainteresowanie czytelników. Jest to historyczny przewodnik po królestwie zwierząt, ale mylił by się ten, kto by chciał znaleźć w nim opis powszechnie spotykanych. Tego rodzaju stereotypowe organizmy są umieszczone w słownikach i encyklopediach mniej poważnych wydawnictw. W tym autorzy (bo to opracowanie zbiorowe), koncentrują się na formach nietypowych, takich, jak, np. Kangur Plecakowaty.

To oni, w wyniku długoletnich badań, rozszyfrowali język Kangura P. i dokonali epokowego podziału na język zwyczajny i język miodzio. Z ich podręcznika zaczerpnąłem wiedzę o Tąpielicach Sromotnikowych i Dreptalnikach Skrzypiących mających swoje wypadowe bazy za kaloryferami. Za ich pośrednictwem dowiedziałem się o istnieniu świata Makrelownic Zbrojnych żyjących pod szafką z radiem. Dzięki nim poznałem tajniki wewnętrznego życia Beznosych Słonic zamieszkujących w każdym uczciwym klombie. Im też zawdzięczam, że zaznajomiłem się z niebanalnymi zwyczajami Kangura P. Jak wiadomo, przybył w nasze strony razem z taborami Ziemniaków Kwarcianych.

Tępiony na każdym kroku, nie miał bezpiecznych warunków do swobodnego rozrodu i zmuszony był do spółkowania doraźnego, przyspieszonego i powierzchownego, co doprowadziło go do lękliwej postawy wobec otoczenia, a także do przymusowych drgawek i nieuzasadnionych tików. Karygodne zjawisko to, zwłaszcza z punktu widzenia Psychologii Zwierząt Torebkowych, opisane zostało w sprawozdaniu z ostatniego zebrania Hodowców Kangura P., w punkcie U łamane przez prim i zagięte przez b, które to sprawozdanie umieszczono na przedostatniej stronie omawianej tu książki.

Jak o tym świadczą prześwietlone zdjęcia satelitarne oraz nie przeprowadzone wykopaliska, w przeszłości tereny podmokłe i porosłe trawą zamieszkane były przez przodka obecnych Plecakowatych. Różnił on się od aktualnie żyjących nie tylko wielkością i owłosieniem, ale przede wszystkim tym, że zamiast plecaka, w którym przebywały jego pociechy, nosił na brzuchu urządzenie podobne do sakwy na przychówek. Wzrostu był dwumetrowego, futro miał gęste i lśniące, a dolne odnóża wykończone ozdobnym kopytkiem. Z tego powodu nie był przystosowany do życia na małym terenie, bo gdzie się nie położył, tam było go wszędzie za dużo.

Początkowo zamieszkiwał w lesie. Ale że las dostarczał mu pożywienia w głodowych ilościach i że po raz pierwszy pojawił się jego odwieczny wróg naturalny, czyli Mrówka Falista, stworzonko wyjątkowo wstrętne, ledwo widoczne i wąsate przy gardle, opuścił niegościnny las i teleportował się do knurnych chat naszych pradziadów. Zrazu przeszkadzał mu dym z ogniska, lecz wkrótce przystosował się i do tej niewygody. Obecnie egzystuje w szparach niewypastowanych podłóg, żeruje wyłącznie w księżycowe noce, nie cierpi Mrówek Falistych, które ze złośliwą zajadłością niszczą mu zapasy na zimę.

Pożytku z tego kręgowca nie da się stwierdzić ani na lekarstwo, lecz wśród naukowców i na ten temat rozgorzały podziały. Jedna frakcja była przeciwna jakiemukolwiek przesądzaniu sprawy i mówiła, że przydatność Plecakowatych uwidoczni się z biegiem lat. Twierdziła, że tak bardzo wyprzedziły one ludzką ewolucję, że zanim Człowiek dorośnie do ich poziomu i będzie mógł należycie docenić ich zalety, miną setki stuleci. Frakcja druga wolała schować głowę w piasek i orzekła, że skoro na razie nie można przyznać słuszności tej hipotezie, najrozsądniej będzie poczekać na rozwój wypadków. Że trzeba uzbroić się w cierpliwość, a za trywialne parę milionów lat sprawa rypnie się sama. Natomiast trzecia, nietolerancyjna i rasistowska, była za wytępieniem całego gatunku, ale do głosu doszła Liga Obrony Plugastwa, a z nią żartów nie ma: rozprawiła się zarówno z jednymi jak z drugimi, opowiadając się za Prawem Futrzaka Do Plecaka.

Pod hasłem Kangur Też Człowiek, odbyły się liczne manifestacje, a ich piorunującym rezultatem było uznanie torbacza za „podosobę skrzywdzoną i niesłusznie szykanowaną”. Następnie sporządzono memoriał uwypuklający dotychczasowe zaniedbania i uchybienia na odcinku perfekcyjnej znajomości zagadnienia. W memoriale tym zawarty był postulat odnośnie należytego traktowania zwierząt nieprzydatnych z winy Naczelnych. Ponieważ musimy to sobie jasno powiedzieć: nie kto inny, tylko Człowiek ponosi winę za ich uciśniony tryb życia.

W tym miejscu autorzy zwracają naszą uwagę na niesłychaną elastyczność Kangura P. Zależnie od sytuacji, potrafi on stanąć oko w oko z przeszkodami. My, ludzie, nie tylko powinniśmy się wzorować na jego umiejętnościach i wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski, ale też winniśmy zastanowić się nad przyznaniem mu miana pierwszego zwierzęcia obdarzonego IQ.

Oto dowody. Niemodną i mało praktyczną torbę na brzuchu zastąpił eleganckim plecaczkiem, co mu ułatwia żerowanie i sprawia, że potomstwo nie bimba się z przodu. Kaliber naszego terytorium spowodował nieuchronną miniaturyzację Kangura P. Dym sprawił, że Matka Natura zaopatrzyła go w klimę.

Przykłady te - skonfrontowane z nową teorią naukowców, którzy dokonali epokowego rozbicia inteligencji na dyspozycyjną i żadną - niezbicie wskazują, że przed Kangurem P. rysują się nieprzewidywalne możliwości i że w tej materii nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Czy znajdzie się wśród nas śmiałek, który zaryzykuje twierdzenie, że jego plecak nie zmieni się wkrótce w saszetkę? Albo czy kto zaręczy, że w swoim rozwoju nie dojdzie aż do pugilaresu? Tak, czy siak, inteligencja, której jednym z przejawów jest adaptacyjna umiejętność życia w określonym środowisku, należy nie tylko do nas i z tym faktem przyjdzie nam się pogodzić.

Niemal na naszych oczach wali się ostatni bastion dumy. Nie tak dawno temu jakiś uczony podważył oficjalne stanowisko o obrotach ciał niebieskich. Bałamutna bzdura ta uzyskała posłuch, ale, mówiąc sumarycznie, odkrycie to podeptało nam samopoczucie, bo okazało się, że centrum nie ma, lecz w zamian za to wszędzie mamy prowincję. Potem kolejny bęcwał gwizdnął nam szlachetne pochodzenie i wywiódł nasz herb od małpy. Teraz myślący kangur zaczyna wypierać nas z pychy. Do czego dojdziemy, gdy wszystkie zwierzęta sprężą się i zaczną nas tykać?

Niestety, na to pytanie książka nie udziela odpowiedzi. Prawdopodobnie znajdzie się ona w drugim, już drukowanym i poszerzonym wydaniu tej frapującej cegły.
Odpowiedz
#2
Panie Owsianko, ma Pan niesamowitą łatwość tworzenia metafor i ktoś to Panu - na pański pohybel - uświadomił i stworzył Pan z tego Swój styl, zapominając o treści. Fajnie się to czyta ale nic z tego nie wynika. Żadnej puenty, żadnego przesłania. Masz Pan talent, więc zacznij pisać coś, co opiera się o jakiś konkret, posiada jakąś myśl przewodnią, nie tylko informuje ale ma coś w sobie nieść. Podziwiam elokwencję i z uwagi na talent czekam z niecierpliwością na tekst. który mnie porwie, rozbawi, czegoś nauczy lub coś uświadomi, bo

jak do tej pory
tyko metafory

Pozdrawiam
Prawda jest jak dupa, każdy ma własną.
https://www.facebook.com/Waldemar.Biela.rysunek/?ref=hl
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości