29-10-2012, 15:36
Pod jego dowództwem każdy z osobna czuł się wyróżniony. Zdawało się nam, że zna każdego z nas i otacza osobistą opieką. A było nas dziesięć tysięcy.
Szliśmy za nim na wojnę. Wojen było wiele, ale do tej pory wszystkie kończyły się naszym bezwzględnym zwycięstwem.
I po jakimś czasie ta też się tak zakończyła. Wracaliśmy więc do ojczyzny z wojennymi łupami i wszelkimi bogactwami, jakie tylko człowiek jest sobie w stanie wyobrazić. A nasz Wódz szedł na samym czole zwycięskiego korowodu. W pewnym momencie stanął. A za nim stanęła cała armia. I myślał dzień, a potem noc. My wszyscy posnęliśmy, a on nadal rozmyślał. Następnego dnia poprzez swoich doradców przekazał nam rozkaz: Ruszamy naprzód, mamy iść prosto i prosto. Nie można nam zatrzymać się ani na moment.
I wszyscy go usłuchali. Bo ludzie mu ufali. Szliśmy potem jeszcze dobę, generał stał i podziwiał maszerujące szeregi. W końcu został w tyle. I już go nie widzieliśmy. Mijaliśmy piękne okolice zauroczeni ich widokiem, a choć nie przypominały rodzimych ziem czuliśmy się szczęśliwi. Jednak w pewnym momencie przestałem widzieć ludzi przede mną. Nagle jeden pod drugim zaczęli znikać mi z oczu. Przypomniawszy sobie jednak rozkaz Wodza przyspieszyłem kroku. I już mnie nie było. Wszystkie moje kości, wszystkie nasze kości, chrupały niczym łamane drzewce. Skóra rozdzierała się na strzępy, trzewia przebite niczym włócznią przestawały pracować. Krew wylewała się ze zwycięskich oddziałów niczym ulewne deszcze z masy chmur. Przepaść. Spadliśmy w przepaść. I cierpienie. Ale największy ból nie pochodził od straconego ciała, lecz od straconej wiary. I żalu za własną tępotę.
Szliśmy za nim na wojnę. Wojen było wiele, ale do tej pory wszystkie kończyły się naszym bezwzględnym zwycięstwem.
I po jakimś czasie ta też się tak zakończyła. Wracaliśmy więc do ojczyzny z wojennymi łupami i wszelkimi bogactwami, jakie tylko człowiek jest sobie w stanie wyobrazić. A nasz Wódz szedł na samym czole zwycięskiego korowodu. W pewnym momencie stanął. A za nim stanęła cała armia. I myślał dzień, a potem noc. My wszyscy posnęliśmy, a on nadal rozmyślał. Następnego dnia poprzez swoich doradców przekazał nam rozkaz: Ruszamy naprzód, mamy iść prosto i prosto. Nie można nam zatrzymać się ani na moment.
I wszyscy go usłuchali. Bo ludzie mu ufali. Szliśmy potem jeszcze dobę, generał stał i podziwiał maszerujące szeregi. W końcu został w tyle. I już go nie widzieliśmy. Mijaliśmy piękne okolice zauroczeni ich widokiem, a choć nie przypominały rodzimych ziem czuliśmy się szczęśliwi. Jednak w pewnym momencie przestałem widzieć ludzi przede mną. Nagle jeden pod drugim zaczęli znikać mi z oczu. Przypomniawszy sobie jednak rozkaz Wodza przyspieszyłem kroku. I już mnie nie było. Wszystkie moje kości, wszystkie nasze kości, chrupały niczym łamane drzewce. Skóra rozdzierała się na strzępy, trzewia przebite niczym włócznią przestawały pracować. Krew wylewała się ze zwycięskich oddziałów niczym ulewne deszcze z masy chmur. Przepaść. Spadliśmy w przepaść. I cierpienie. Ale największy ból nie pochodził od straconego ciała, lecz od straconej wiary. I żalu za własną tępotę.
"By człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem"