Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zanim odejdą myśli
#1
Leżał nieruchomo, patrząc w biały w sufit. Czuł nieprzyjemną wilgoć na twarzy. Mrugnął kilka razy, po czym wziął głęboki wdech, by po chwili jeszcze głośniej z płuc wypuścić powietrze. Myślał o kolegach i koleżankach; słowo „przyjaciele” zostało odrzucone przez wnikliwą kontrolę przeprowadzoną przez jego umysł. Zamknął oczy, dzięki czemu mógł widzieć i mniej i więcej.
W słabym świetle latarni majaczyły dwie postacie. Dwaj koledzy z liceum siedzieli na ławce w parku i cicho rozmawiali, popijając piwo z puszek oraz zaciągając się dymem mocnych papierosów.
– Był trochę dziwny, ale żeby aż tak? – zauważył Pierwszy Kolega. – Nigdy bym nie przypuszczał.
– Dziwny? Raczej psychiczny. – Drugi Kolega uchodził za bezpośredniego człowieka. – A do tego egoista.
– Dlaczego tak mówisz? – Nie patrząc na towarzysza, Pierwszy Kolega zadeptał niedopałek.
– A jak to nazwać inaczej? Nigdy nic nie wspomniał i ciach! Tak się nie robi przyjaciołom.
Zgrzytnął zębami. Nie mieli pojęcia, jak trudno mówić, kiedy słowa nie chcą przejść przez gardło. Pozbył się ich. Jego myśli pobiegły w innym kierunku.
Na brzegu łóżka, w jej sypialni – cholerny różowy kolor ścian oraz plakat Brada Pitta – siedziały dwie papużki nierozłączki. I niewiele lepiej od kolorowych ptaków kleciły zdania.
– To dlatego go zostawiłam – zaskrzeczała Blond Ona, podziwiając swoje świeżo umalowane paznokcie. – Słabeusz i tyle. A ja potrzebuję prawdziwego faceta. Jakiegoś karatekę albo przynajmniej piłkarza.
– Dobrze zrobiłaś – Ona-przytakiwacz jak zwykle przytaknęła.
– Jak ja z nim wyglądałam? – kontynuowała Blond Ona. – Okropnie brzydko!
– To prawda, okropnie brzydko.
– I jeszcze ojciec alkoholik, a przecież to się dziedziczy. Absolutnie nie mam sobie nic do zarzucenia.
– O, tak. Nic do zarzucenia. – Ona-przytakiwacz wcieliła się w swoją ulubioną rolę echa.
Zacisnął mocno pięści, aż poczuł ból w nadgarstkach. Nie chciał dłużej tego słuchać ani oglądać. Szybka ucieczka. Na chwilę pogrążył się w ciemnościach, unikając obrazu bliskich mu ludzi.
Woda na pewno trochę wystygła. Wciąż jednak nie była na tyle zimna, aby szczękał zębami lub trząsł się jak osika. Ile to jeszcze mogło trwać? Nie chciał się poruszyć, strach przed fizycznym bólem krępował niczym łańcuch. „Tak jest lepiej, nie chcę widzieć czerwieni” – przekonywał siebie.
Pokusa kolejnych przemyśleń zwyciężyła, choć tych bał się najbardziej.
Najlepszy Ojciec i Mąż siedział przy niewielkim stoliku w barze „Kolorowy raj”. Był pijany w sztok, co zdarzało mu się dość często. Przysypiał, niebezpiecznie kiwając się na krześle.
– Dlaczego? – wybełkotał. – Dlaczego?Czy czegoś mu brakowało?
Ludzie, przebywający w pijalni, patrzyli na niego. Wszyscy się tam znali. Każdy wiedział o tym, co się stało, bo w miasteczku nic nie pozostawało tajemnicą, a poza tym alkohol skutecznie otwierał usta. W oczach jednych można było wyczytać współczucie, a w innych pogardę lub obojętność.
– To wina tej suki! – wysyczał przez zaciśnięte zęby Najlepszy Ojciec i Mąż, po czym runął jak długi na podłogę. Leżał i wymiotował, co jakiś czas krztusząc się niestrawionym jedzeniem oraz piwem.
Nikt nie zbliżył się, żeby mu pomóc. Udawali, że go tam nie ma.

Czuł, że słabnie. Przypuszczał, że choćby nawet chciał się teraz poruszyć, to nie byłby w stanie. Oddychanie sprawiało coraz większy problem, a bicie serca zdawało się coraz cichsze i wolniejsze. Jeszcze musiał zobaczyć ją. Koniecznie.
Matka siedziała w kuchni przy oknie. Patrzyła pustym wzrokiem na wykafelkowaną ścianę. Wyglądała o dziesięć lat starzej niż miała w rzeczywistości lat. Potargane włosy oraz podbite oko i opuchnięta twarz były żywym dowodem dozgonnej miłości. Najlepszy Ojciec i Mąż często ją bił. Zawsze powtarzał, że babę trzeba krótko trzymać. Ostatnio stłukł ją zaraz po Wigilii i poprawił następnego dnia. Próbował też w Nowy Rok, ale uciekła do sąsiadów. Wróciła dopiero wieczorem, kiedy zasnął pijany do nieprzytomności.
Po jej policzkach spływały łzy. Tym razem powodem nie była awantura. Do tego przywykła. Płakała, bo straciła jedyny promyk nadziei. Z jej życia zniknęła osoba, której sama obecność potrafiła usunąć w cień poniżenie i ból.
– Synku... – łkała. – Kochany synku
.
Woda zupełnie wystygła. Ale on nie czuł zimna. Już nic do niego nie docierało. Jego klatka piersiowa przestała się poruszać, a usta pozostały lekko otwarte, jakby urwał wypowiedź w pół zdania. A przecież nic nie mówił, tylko słuchał.
Odszedł z zamkniętymi oczami. Nie chciał widzieć, jak woda w wannie zmieniła kolor na szkarłatny.
Koniec
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#2
Opowiadanie dobre technicznie. Tyle, że temat toksyczny. W samobójstwie nie ma nic pozytywnego, tylko ucieczka, a to jest złe. każdy pojawił się na tym świecie w takim celu by go choć trochę poprawić. Każdy ma zadanie i obowiązek nadrzędny jego wykonania. Twój bohater miał obowiązek żyć. Choćby dla matki. Życie to nie gra komputerowa. Nie da się wrócić do najbliższego sejwa. Nawet jeśli wiadomo jest, że nie da się już wygrać (a tego tak naprawdę nigdy nie wiadomo) trzeba żyć choćby po to, by spowalniać proces spadania. Poza tym za dużo widziałem już samobójców (a było ich kilku) z wybałuszonymi oczami, wywalonym językiem i siną pręgą wokół szyi, sfajdanych w gacie. W takiej śmierci nie ma nic dostojnego.

O ile nie zgadzam się z tematyką, o tyle sposób pisania, prowadzenia tej opowieści jak najbardziej do gustu mi przypadł. Retrospekcje jak najbardziej trafne a całość poprowadzona płynnie i sugestywnie.
Cieszył bym się gdybyś talent swój wykorzystywał w tekstach, powiedzmy, bardziej pro - live Smile
Więcej optymizmu również życzę.
Pozdrawiam serdecznie Smile
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Cześć Gorzki!

Dawno Cię nie czytałem. Podejrzewałem, że znalazłeś sobie nowe hobby, jak jazda na rolkach czy sklejanie modeli czołgów z II w.ś. Albo coś innego, nieważne. Fajnie, że wróciłeś.

Ależ moje teksty są pro-liveBig Grin! Kochanieńki, powyższy tekst ma dać czytelnikowi co nie co do myślenia. Jeden sobie pomyśli to, inny tamto, ale najważniejsze, że - mam taką nadzieję - każdego dopadnie jakaś refleksja po lekturze. I o to chodzi. A że tekst zasmuca, to dobrze. Tak miało być.

Pozdrawiam równie serdecznieSmile
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
A faktycznie. Nie było mnie kawałek czasu. Przede wszystkim pisałem coś dużego. Podręcznik dla techników na ponad 400 stron maszynopisu. Bez obrazków jakieś 350 no i pracę na studia podyplomowe. Jakieś zaledwie 50 stron. Poza tym zmęczony trochę byłem różnymi sprawami i forumowymi decyzjami. Dużo by gadać Smile... Usunąłem się więc w cień na czas jakiś.. Ostatecznie jednak szkoda mi było pozwolić Forum tak sobie zdechnąć, bo za dużo fajnych ludzi tu bywa, no to postanowiłem zobaczyć, czy moja skromna obecność coś zdziała zmieni.

No ja też mam nadzieję, że refleksja dopadnie, szczególnie takich, co im po głowie paskudne myśli łażą.

Pozdrawiam Smile
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Cytat:by po chwili jeszcze głośniej z płuc wypuścić powietrze.
Coś mi tu nie gra z szykiem zdania.

Cytat:– A jak to nazwać inaczej? Nigdy nic nie wspomniał i ciach! Tak się nie robi przyjaciołom.
Często używasz "przyjaciel". Tym bardziej w kwestii dialogowej zdałoby się "kumpel" albo coś takiego.

Cytat:Zacisnął mocno pięści, aż poczuł ból w nadgarstkach.
Usunąłbym, bo że zacisnął mocno, wynika niejako z podrzędnego po przecinku.

Cytat:Nikt nie zbliżył się, żeby mu pomóc. Udawali, że go tam nie ma.
Wolałbym "podszedł". Ale to mocno subiektywne, bo błędu jako takiego nie ma.

Cytat:Wyglądała o dziesięć lat starzej niż miała w rzeczywistości lat.
Drugie bym usunął.


Opowiadanie czyta się jednym tchem. Największą jego siłą jest jak dla mnie to, że nigdzie nie ma łopatologicznie wytłumaczone, o co się rozchodzi, a jednak czytelnik wie dobrze. Tekst jest bardzo zrozumiały, choć niedosłowny, znaczy się - autor ładnie poprowadził narrację. Wink

Historia dość skondensowana, bez zbędnych zapychaczy, dzięki czemu nie nudzi. Good job!

Pozdrawiam! Cool
Odpowiedz
#6
Dziękuję Hanzo,

Twoje uwagi - jak zawsze - trafne i pomocne. Cieszy mnie, że tekst się podobał. Króciutki, ale ostatnio mam alergię na pisanie dłuższych, niestetyTongue.

Pozdrawiam
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Ciekawe studium. Jak mówi Hanzo, nigdzie nie jest wyłożone, a zaledwie zasygnalizowane, co się wydarzyło, a i tak człowiek się nie gubi. Podoba mi się też, w jaki sposób opowiedziałeś, co działo się w głowie chłopaka, tak naturalnie i dobrze się to czyta.
Ano Gorzki, temat przykry i trudny, ale warto poruszać. Ja doceniam to, że nie jest aż tak dotkliwy, aż tak bolesny, żeby nie dało się przeczytać, bo zryje psychę... chociaż i takie są potrzebne(ale nie mnie, ja się za bardzo przejmuję).
Miło Cię tu znów widzieć anarchist Smile Smile
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#8
DziękujęSmile

Mało mnie widać, ale czasem się pojawiamTongue

Pozdrawiam
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości