Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zagubiony
#1
Witam! Jest to moje pierwsze opowiadanie, więc krytykę przyjmę jakby to ująć "na klatę" i z godnością. Nawet proszę o nią ponieważ wiem, że robię wiele błędów.

Część Pierwsza

Był chłodny, październikowy poranek. Franicszek szedł jak codzień do pracy.
Pracował w kopalni. Śłońce wstawało, niebo mieniło się wieloma kolorami, a na horyzoncie widać już było wielki szary budynek - miejsce pracy Franciszka. Pracował on tam od dziesięciu lat. Jak na górnika był dobrze wykształcony, skończył studia, obronił pracę magisterską, ale życie w dzisiejszych czasach nie jest łatwe i doszło do tego, że magister informatyki musi pracować w kopalni.
Przy zakładzie pracy panowała cisza. Słychać było tylko rozmowy górników, którzy właśnie kończyli nocną zmianę. Zapowiadał się kolejny nudny dzień w kopalni, tłuczenia kilofem w skałę.
Franciszek jak zwykle, wszedł do szatni, gdzie na suszarkach wisiały rzeczy innych robotników. Podszedł do swojej szafki. Wyciągnął ubrania, kask i kilof oraz parę innych narzędzi. Przebrał się i wyszedł do głównej hali. Tam czekali już na niego koledzy ze zmiany.
- Coś to dzisiaj się zaspało co Franiu? - żartobliwie zapytał jeden z nich
- Aaa tam, ciężka noc, wiesz jak jest... - odpowiedział i wszyscy razem weszli do windy.
W kopalni było ciemno, korytarz oświetlały jedynie nieliczne lampy oraz latarki na kaskach górników. Jechali wagonikami na wyrobisko. Z oddali już dochodziły dźwięki pracujących maszyn.
Franek siedział w wagoniku z parom kolegami. Zamknął na chwilę oczy. Gdy je otworzył
ze zdumieniem spostrzegł, że jest sam w kolejce. Nie ma tu nikogo poza nim.
- Ej, chłopaki gdzie jesteście, to nie jest śmieszne. - krzyknął
Nikt nie odpowiedział, poźniej zdał sobię sprawę, że nie mogli wyjść bo kolejka wciąż się poruszała. Przeraził się. Przedostał się do małej lokomotywy i próbował zaciągnąć hamulec. Bezskutecznie. Przed sobą widział małe światełko, miało ono lekką fioletową poświatę i ciągłe się zbliżało. Wagoniki przyspieszały. Po krótkiej chwili dotarł do światła. Światło było bardzo jasne. Potem Franciszek stracił przytomność.
Gdy się obudził, że zdumieniem spostrzegł, że nie jest już w kopalni. Słyszał strzały i wybuchy. Na sobie miał zbroję i hełm, takie o jakich czytał czasami w powieściach science-fiction.. Leżał na ziemi, a wkoło niego biegali jacyś ludzie ubrani podobnie do niego.
- David! Wstawaj, wstawaj stary! - ktoś nagle krzyknął i wyrwał go z tego letargu.
- Co? Kim jesteś? Gdzie ja jestem?
- Jak to ku*** gdzie jesteś? Na Wojnie! Wstawaj stary łap blaster i napie******.
- Co? Jak to? Ja jestem górnikiem byłem w kopalni. - odrzekł zdezorientowany
- Oho, to trafienie chyba ci nieźle we łbie przewróciło. - rzekł zakłopotany żołnierz
- Medyk, medyk!
- Tylko to usłyszał Franek, potem widział już tylko zarys postaci, która do niego podchodzi i gdzieś go zabiera.

- Gdy się obudził strasznie bolała go głowa, nie miał już na sobie zbroi. Leżał na łóżku wokół niego nikogo nie było. Pokój, w którym się znajdował, był dobrze oświetlony, ale nieliczne meble, które w nim były wyglądały dziwacznie. Mógł tylko zobaczyć na nich logo, skrzydła ze skrzyżowanymi czarny pistoletami oraz pod spodem napis: "GAW". Nie wiedział co oznacza ten skrót. Postanowił wstać. Podszedł do okna i stanął jak wryty. To co zobaczył przyprawiło go o dreszcze. Znajdował się w gigantycznym mieście. Wokół budynku w którym on się znajdował latało pełno dziwacznych pojazdów. Same budynki były tak wysokie, że nie mógł zobaczyć ich spodu. Wtem otworzyły się drzwi i do pokoju weszły dwie osoby:
- Panie sierżancie proszę się położyć! - ktoś powiedział
Franciszek obrócił się i zobaczył dwie osoby, jedna ubrana była w biały fartuch z czerwonym krzyżem. Domyślał się, że jest to pewnie lekarz, a druga postać miała na sobie mundur. Rozpoznał w nim człowieka, którego spotkał gdy się obudził w czasie walki. Dość ciemna cera, mocne rysy twarzy, lekko spiczasty nos i czarne, krótkie włosy. Był mocno zbudowany, na nogach miał czarne buty wykonane z dziwnego materiału.
Franek położył się spowrotem do łóżka.
- Wszczepiliśmy panu implant monitorujący pańskie funkcje życiowe. Jeżeli coś będzie nie tak proszę nacisnąć czerowny guzik. - powiedział lekarz
Dopiero teraz Franciszek zauważył niewielki czerwony guzik z napisem: "Pomoc".
- Dobrze. - odparł zdezorientowany.
- Uff stary, już się bałem, że cie się coś stało. Ci durni Arionowie potrafią nieźle przyłożyć.
- Jak to gdzie ja jestem? Jacy Arionowie?
- Co ci się stało? Co ty nie pamiętasz? Przecież była wielka bitwa z tymi potworami, ty oberwałeś, potem zabrał cię medyk. Na szczęście wygraliśmy.
- Jak to? Przecież ja pracuję w kopalni węgla i jechałem wagonikiem do pracy, i nagle wszyscy moi koledzy zniknęli a ja wjechałem w dziwne światło i straciłem przytomność.
- Jakiego węgla? Co ty wogóle gadasz? Węgla nie ma na ziemi od 500 lat. Ostatnie jego złoża dawno się skończyły. To trafienie naprawdę nieźle ci poprzewracało wełbie.
- Jak to nie ma? Który mamy rok?
- 2569.
- Co!? Przecież ja się urodziłem w 1975! Jak to możliwe?
- Oj David, David, Taki stary to ty jeszcze nie jesteś.
- Jaki David? Ja nazywam się Franciszek. Franciszek Kosocki.
- Haha dobre, dobre. Przestań sobie już robić jaja i zejdź na ziemię. Nazywasz się David Mool i jesteś sierżantem elitarnej jednostki Galaktyczniej Armi Wyzowlenia, Fast Reaction Group.
- To niemożliwe. Ja pracowałem w kopalni, mieszkałem w Polsce. Mam 37 lat.
- Po pierwsze to masz 27 lat, a po drugie kiedyś faktycznie czytałem historię i o kraju takim jak Polska wiem tylko tyle, że upadł w 2020 roku bo był źle rządzony i podbiły go wojska niejakiego San Marino, ale to było bardzo dawno.
- Co? To niemożliwe?
- Dobra, dobra widzę, że się nie dogadamy. Prześpij się to może coś sobie przypomnisz. - powiedział mężczyzna w mundurze i razem z lekarzem wyszli. Dopiero teraz Francieszek zauważył, że do pokoju prowadzą rozsuwane do góry i na dół stalowe drzwi. W głowie miał mętlik. Nie wiedział co się z nim stało, nie wiedział gdzie jest. Był zagubiony.

Część druga

Franciszka ze snu wyrwał głos.
- Panie sierżancie, panie sierżancie. Jak się pan czuje?
- Dobrze, ale czy mógłbyś mi przynieść coś do picia.
- Oczywiście, zaraz wracam.
Po czym lekarz wyszedł. Franek już nie wiedział co się z nim dzieje. Zaczynał mieć wątpliwości kim jest. Wszyscy tutaj mówili do niego: "Panie sierżancie", a tamten człowiek, który przedstawiał się jako jego kolega, był święcie przekonany, że ma na imię David. Już nie wiedział co o tym myśleć. Nie miał pojęcia co się stało.
Jego rozmyślania przerwało wejście lekarza niosącego szklankę z wodą.
- Proszę bardzo. Czy jeszcze czegoś panu trzeba?
- Nie, chociaż wie pan może kim jest ten człowiek w mundurze, który wczoraj u mnie był?
- Tak, to sierżant Orest McKay, służycie jednej jednostce.
- Może pan go zawołać?
- Oczywiście, już po niego idę.
Lekarz wyszedł i Franek został sam. Postanowił, że dowie się więcej o postaci w która się wcielił, nie będzie się dalej upiera że nazywa się Franciszek Kosocki. Spróbuje wcielić się w sierżanta Davida Mool'a, bo w tej chwili chyba nie ma innego wyjścia.
Leżał tak i rozmyślał jeszcze krótką chwilę. Po chwili wszedł lekarz razem z sierżantem McKay'em.
- Witaj David, jak się czujesz?
- Dzięki, dobrze Orest.
- I jak tam coś sobie przypominasz?
- Niezabardzo, ale tak sobię myślę, że mógłbyś mi cos opowiedzieć.
- Jasne, żadne problem, mamy teraz dużo czasu, bo nasza jednostka aktualnie nie ma żadnych zadań.
McKay opowiadał o tym jak się poznali, ile bitew stoczyli, jak David raz uratował mu życie, o Zjednoczonych Stanach Galaktycznych - kraju w którym obecnie się znajdują. Powiedział mu także, że władzę w większości galaktyki teraz sprawują Arionowie i że stanowią poważne zagrożenie dla istnienia tego kraju.
- A kim są ci Arionowie? - z zaciekawieniem pytał Franciszek
- Nie kim, ale raczej czym. To krwiożercze bestie, bardzo szybko się rozmnażające, które niszczą wszelkie życie, jakie napotkają na swojej drodze. My walczymy z nimi od dawna, ale nasza planeta jest oblężona. Nie znają one litości, nie czują strachu. Są ich niezliczone zastępy i z każdą chwilą jest ich coraz więcej.
- Chyba dość się dzisiaj nasłuchałem. Jestem trochę zmęczony. - Franciszek chciał już skończyć tą rozmowę i przemyśleć swoją sytuację.
Orest wychodził i na odchodne rzucił
- Pamiętaj, że twoja żona i dziecko czekają na ciebie.
Franek zaniemówił.
- To ja mam żonę i dziecko? - krzyknął do McKay'a
- Jasne, że masz myślałem, że o tym to pamiętasz. - odpowiedział i wyszedł z pokoju.
Ta wiadomość bardzo go przygniotła. W swoim poprzednim życiu, bo tak teraz nazywał czas kiedy spokojnie pracował w kopalni, nie miał żony a tym bardziej dzieci. Teraz tylko bardziej utwierdził się w decyzji, że powinien wcielić się w sierżanta Davida Mool'a i stawić czoła wszystkim przeciwnością jakie zdoła napotkać. Jako, że nie wie zadużo o swojej postaci postanowił, że będzie się usprawiedliwiał zanikiem pamięci po trafieniu w głowę.
Czuł się już dobrze, trochę bolała go jeszcze głowa, ale jako górnik był do tego przyzwyczajony. Dopiero teraz zauważył, że jest całkiem w innym ciele. W pokoju, na szafce wisiało lustro. W nim zobaczył, że ma całkiem inną twarz inny kolor włosów, tu jest jasnym blondynem, tam jego włosy były czarne. Jest też o wiele bardziej muskularny i wyższy. Po tym odkryciu wyjrzał przez okno. Od poprzedniego razu nic się nie zmieniło. Jego uwagę przyciągnęły dwa słońca. Nigdy wcześniej niczego takiego nie widział.
- Piękne Nowum mamy, prawda Dave? - odezwał się głos zza pleców.
David natychmiast się obrócił, zauważył starszego mężczyznę z siwymi wąsami, w mundurze. Gorzej zbudowanego od jego kolegi Oresta, mniejszego. Był łysy, a na jego mundurze znajdowało się wiele medali i odznaczeń
.
- Kim pan jest? - zapytał David
- Haha, słyszałem, że u ciebie krucho z pamięcią, ale nie sądziłem, że aż tak! Ja jestem admirał Roger Gilroy, ale to jest wizyta przyjacielska więc nie zwracajmy uwagi na stopień. Myślałem, że chociaż starego kumpla to będziesz pamiętał. Znam cie od dziecka. Pamiętam cie jeszcze jako małe niemowlę.
David milczał, a Roger mówił dalej.
- Dobrze, że nic poważniejszego ci się nie stało. Mam nadzieję, że niebawem wyzdrowiejesz i będziesz mógł wrócić do wykonywania zadań. Oczywiście,jeżeli będziesz tego chciał.
- Wrócę, napewno.
- Mam tylko nadzieję, że nie straciłeś tego "sokolego" wzorku? W jednostce kogoś nam teraz brakuje. Nigdy nie będziemy dobrze funkcjonować bez ciebie. Jesteś ważnym członkiem tej "układanki", chyba nikt nie potrafi tak jak ty zagrzać chłopaków do walki. Zdrowiej szybko, a ja wracam bo rada na mnie czeka.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Czy tu zawsze na niebie są dwa słońca?
- Nie, to jest Nowum. Zdarza się to mniej więcej raz na dziesięć lat. Najgorsze jest to, że wtedy Arionowie są silniejsi. Potrwa to przez tydzień, więc tym bardziej będziemy ciebie potrzebować, bo napewno podejmą próbę ataku.
- Postaram się szybko odzyskać siły.
- Trzymaj się i do zobaczenia w sztabie.
- Do widzenia Roger.
Tego dnia David miał jeszcze wielu gości. Przychodzili do niego znajomi, oraz koledzy z jednostki. Każdy z nich dokładał jakiś kawałek z historii Dave.
Wieczorem wiedział już mniej więcej kim jest. Wszystko sobie poukładał.
Nazywam się David Mool. Mam żonę Arlenę i synka Walerego. Mieszkają oni w innym mieście i przez trwającą wojnę nie mogą się z nim spotkać.
W jednostce specjalnej służę już 9 lat. Mam stopień sierżanta. Od tego czasu też znam Oresta McKaya. Admirał Rogera Gilroy był dobrym znajomych moich rodziców, których zabili Arionowie. Jestem dobrym żołnierzem. W jednostce prowadzę sekcję snajperską. Doskonale strzelam i zawsze trafiam w cel. Mam wiernych żołnierzy, którzy zawsze mnie wspierają i weszli by za mną nawet w ogień. Wszyscy bardzo czekają na mój powrót.
Po tym męczącym dniu, przyzwyczajania się do nowej tożsamości David był zmęczony, więc położył się spać.
Ze snu wyrwał go głos lekarza.
- Sierżancie David, udało nam się połączyć z pańską żoną. Mam tu telefon, czy chce z nią pan porozmawiać?
- Oczywiście, proszę mi ją dać - z lekkim wachaniem odparł
- Halo.
- Oh kochanie to ty! Jak dobrze, że nic ci się nie stało. Co u ciebie?
- Wszystko dobrze. Miałem małe kłopoty z pamięcią, ale już wszystko wraca do normy. Przy najbliższej okazji postaram się do was dotrzeć.
- Koniecznie, Walery już bardzo tęskni za tatusiem.
Kobieta woła synka.
- Walery przywitaj się z tatą.
- Taaa! Taaaa! - gaworzy synek
- Cześc synku. Opiekujesz się mamą?
- Taaaa! Taaaaa!
- To dobrze.
Walery odchodzi od słuchawki.
- Tęsknimy tu obydwoje za tobą. Uważaj na siebie i przyjeżdzaj do nas jak ...
Głos w słuchawce urywa się w pół zdania.
- Znowu mamy kłopoty z połączeniem. Czy życzy sobie pan abyśmy spróbowali jeszcze raz?
- Nie dziękuje doktorze, proszę się zająć innymi pacjentami.
Leżąc w łóżku, David jeszcze długo rozmyślał o tej rozmowie, po czym strudzony dzisiejszym dniem, zasnął.


Ciąg dalszy nastąpi za tydzień, bądź jakaś krótka część w weakend.





Odpowiedz
#2
Trzecia część


Następnego dnia, jeżeli tu wogóle można mówić o nocy, bo z uwagi na dwa śłońca ciągle jest jasno, obudziły go
krzyki i odgłosy strzałów. Natychmiast wstał i wyjrzał przez okno. Po mieście latały dziwne stworzenia, jakby owady. Obrońcy za wszelką cenę starali się ich powstrzymać. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły i wbiegł zdyszany żołnierz.
- Panie sierżancie proszę ze mną, jest pan w stanie walczyć? - szybko rzucił żołnierz
- Tak jestem.
- Proszę za mną. Szybko. - po czym obaj wybiegli z pokoju.
Na korytarzu kręciło się wiele osób. Było tam wielu rannych, z oderwanymi, albo raczej odgryzionymi kończynami, widok ten był bardzo przygnębiający, ale oni nie mieli czasu się rozżalać nad tymi ludźmi.
Po chwili dobiegli do sali, w której przy okrągłym stole siedziało kilku mężczyzn ubranych w mundury z wieloma
medalami i odznaczeniami. David domyślał się, że muszą to być jacyś dowódzcy. Rozpoznał też w jednym z nich Roger'a Gilroy'a.
- Dobrze widzieć pana na nogach, sierżancie, kapitan Coldery zaprowadzi pana do zbrojowni.
- Proszę za mną. - powiedział drobny żołnierz ten sam, który przybiegł po niego do pokoju.
Wyszli z sali i skręcili w prawo. Zbrojownia znajdowała się niedaleko, ale ciężko było im się przedzierać przez pożar, który w niektórych miejscach wzniecali napastnicy, oraz tłumy ludzi biegających po budynku. Po kilku minutach dotarli do zbrojowni.
Weszli do małego korytarzyk, w którym było kilka drzwi, na których widniały tabliczki ze stopniem.
- Proszę sierżancie. - Coldery wskazał Davidowi pokój oraz podał klucze do szafki.
- Na pana szafce będzie tabliczka z imieniem i nazwiskiem. Jak się pan przebierze, proszę zabrać broń i stawić się w sali dowodzenia.
David wszedł do pokoju opatrzonego tabliczką: "SIERŻANCI". Był to niewelki pokoik, w którym stało około dziesięciu szafek z imionami. W pokoju zobaczył Oresta McKay'a oraz dwóch innych mężczyzn.
- Witamy weterana! Nareszcie na służbie co?
- Jasne, dość się należałem.
- No nareszcie gadasz do rzeczy. To jest Harvey Hatchinson, dla przyjaciół "Ghost", a tamten drugi to Franklin Montgomery. Do jednostki wstąpili niedawno więc pewnie ich nie znasz. Panowie - zwrócił się do tamtych dwóch - To jest David Mool, najlepszy żołnierz jakiego znam. Ostatnio miał problemy z pamięcią, ale już jest wśród nas. Dość gadania, David ubieraj się, my poczekamy na ciebie w sali dowodzenia. - po czym wszyscy trzej wyszli. David otworzył szafkę, była w niej zbroja, taka sama, jaką miał na sobie wtedy, gdy pojawił się na tej bitwie. Założył ją, co było nielada wyzwaniem, bo w większości była wykonana z twardego metalu. Na naramiennikach miała logo GAW, a z przodu
emblemat Fast Reaction Group. W szafce był też dość dziwaczny nóż. Zrobiony najprawdopodobniej z diamentu, był tam też pistolet, oraz karabin. Na dnie zobaczył też kilka kartek, okazało się, że jest to instrukcja do pancerza i karabinów. Dokładnie ją przeczytał. Dowiedział się, jak włączyć noktowizor, wystrzelić spadochron, aktywować maskowanie i parę innych rzeczy oraz poczytał nieco na temat broni. Była to broń laserowa, jego karabin był dość długi, wyposażony w lunetę. Przy pasku zbroi widniało też kilka granatów oraz apteczka. Wszystko to było nadzwyczaj lekkie, zawsze wyobrażał sobie, że ubiór żołnierza jest bardzo ciężki, ale ten był prawie jak zwykłe ubranie. Tak przygotowany, wyszedł z pokoiku i wszedł na korytarz. W ścianie na przeciwko zobaczył wielką dziurę, a w korytarzu po prawej wielkiego stwora. Był on dość daleko, ale David mógł go dokładnie zobaczyć. Był dwa razy większy od człowieka. Jego wygląd był odrażający. Miał potężne kły, dwie nogi i dwie mniejsze kończyny z przodu zakończone wielkimi pazurami. Jego ciała było fioletowo czarne, wszędzie pluł mazią, która miała żółto-zielony kolor i był to, chyba pewienn rodzaj kwasu, bo po ludziach, którzy zostali nią oblani zostawała tylko kupka proszku. Potwór przypominał, tyranozaura. Gdy David tak stał monstrum się do niego zbliżało.
Postanowił, że musi działać, widział jak rozrywa ono pracowników oraz rannych, którzy szukali tu schronienia. Przyłożył karabin do barku i patrząc przez lunetę wycelował w głowę, prosto między oczy potwora, który miał je niewielkie, całe czerwone. Oddał strzał, potwór zachwiał się i po chwili runął na ziemię. David nie mógł w to uwierzyć, ale z odrętwienia wyrwał go znajomy głos:
- Widzę, że ktoś tu nie stracił oka. - za potworem zobaczył McKay'a - właśnie miałem do niego strzelać, a tu cwaniak na mnie spada, prawie mnie przygniótł. - dość gadania choć do sztabu.
Odpowiedz
#3
Czwarta część


Od sztabu dzieliło ich kilkadziesiąt metrów, ale z uwagi na napastników, dotarcie do sztabu, zajęło im sporo czasu.
Gdy tam się przebili, zobaczyli żołnierzy obstawionych wkoło drzwi i uparcie odpierających ataki nieprzyjaciela.
- Uwaga! - krzyknął jeden z obrońców i strzelił w kierunku David'a.
Wiązka lasera przemknęła mu koło głowy i trafiła w potwora za nim. David kiwnął głową w geście podziękowania i weszli do sztabu. Tam już czekali na nich ubrani w zbroję generałowie i admirał.
- Witam was panowie. - zaczął admirał Gilroy - Arionowie nas atakują, tak jak mówiłem, napewno chcą wykorzystać Nowum, są wtedy silniejsi, musimy się bronić. Skupili oni swoje natarcie na budynku, w którym się obecni znajdujemy. Utrzymujemy
kontakt z naszymi posterunkami w innych miejscach tego miasta, ale tam narazie jest cicho. Więc jesteśmy w centrum walki. Nasze zadanie jest proste musimy wyprzeć wroga ze szpitala, bo tam masakruje on naszych rannych. Wysłałem tam już oddział, ale jak narazie nie mamy od nich żadnych informacji. McKay, Mool, pójdziecie razem do drużyny przydzielę wam jeszcze pięciu ludzi. Waszym głównym celem jest wyparcie wroga z koszar i poprowadzeniu do walki rekrutów. Z uwagi na ostatnie problemy zdrowotne sierżanta Mool'a akcję poprowadzi McKay. Aha, jeszcze jedno, nie dajcie im wedrzeć się do innych budynków, a już tym bardziej do cywilnych, bo będzie masakra. My zostaniemy tutaj i oczyścimy placówkę dowodzenia i lotnisko Zrozumiano?
- Tak jest, sir. - krzyknęli chórem i wybiegli z sali
- David - za wybiegającymi krzyknął admirał
- Tak, sir?
- Trzymaj się i nie zawiedź nas, jakby co jesteśmy w kontakcie. - po czym David wybiegł z sali
Do pokonania mieli spory odcinek strasy, bo koszary leżały na drugim końcu kompleksu, ale im bardziej się do nich zbliżali, tym mniejszy opór napotkiwali. Na korytarzach tworzyły się już rzeki krwi, zmieszanej ze śluzem Arionów, wszędzie pełno było trupów, bardziej lub mniej zmasakrowanych, widok był okropny, ale oni brnęli dalej, zabijając dziesiątki przeciwników, sami nie ponosząc strat.
David przyzwyczaił się już do nowego ciała, było tak jak mówił Orest, miał świetne oko i wprawną rękę, trafiał prawię zawsze tam gdzie chciał. Byli oni drużyną snajperów, zwiadowców i sabotażystów, nie byli więc perfekcyjni w walce w wąskich korytarzach i pomieszczeniach, ale znajdowali się w warunkach ekstremalnych i musieli dać radę.
Po godzinie przedzierania się przez hordy nieprzyjaciela dotarli do koszar, drzwi były nieruszone, ale widać było na nich kilka zadrapań, a wokół leżało kilku zabitych nieprzyjaciół. McKay podszedł do drzwi i wklepał kod. Rekruci, którzy byli w środku na dźwięk otwieranych drzwi podnieśli broń i wycelowali w drzwi, ale gdy zobaczyli swoich, z ich twarzy zniknęło przerażenie.
- Witam"panie", zabunkrowaliście się tu, że nawet sam Belzebub by was nie wykurzył. Chodźcie z nami jesteście potrzebni gdzie indziej.
Rekrutów było około dziesięciu, na widok dwóch tak osławionych wojaków, na ich twarzach zagościł uśmiech.
- Dobra panowie mamy zadanie do wykonania. Trzeba oczyścić całe koszary i potem przedostać się spowrotem do...
Urwał w pół zdania bo w tej chwili coś wybuchło i cały budynek drżał.
- ... no to jak wcześniej mówiłem, musimy przebić się spowrotem do sztabu. Powiem krótko, nasza sytuacja jest beznadziejna, a tym bardziej, że nie wiemy co to tak pier*******.
- Z sierżantem McKay'em i Mool'em my nawet do piekła pójdziemy krzyknęło paru rekrutów.
Był to dowód jak obecność dobrych dowodzców wpływa na morale żołnierzy. Widać było po nich, że rwą się do walki, czekają tylko na rozkaz, aby roznieść wroga.
- Cieszę się wam, że tak wam do bitki śpieszno, ale spokojnie, wróg ma przewagę liczebną, więc każdy człowiek mogący unieść broń jest na wagę złota. Weźcie też kilka zapasowych karabinów, na wypadek jakbyśmy spotkali w koszarach kogoś jeszcze.
Po czym wyszli z sali. Koszary były puste, spotkali w nich tylko kilku przerażonych rekrutów, którzy odzyskiwali chęci do walki na ich widok.
Gdy tak oczyszczali z nielicznych grupek nieprzyjaciela skrzydło budynku, David przez wyrwę w ścianę zobaczył, że spora część przeciwległego skrzydła zniknęła. (budynek był wybudowany na planie półłuku) Była tam poprostu wielka, czarna dziura.
- O cholera, Orest choć to zobacz.
- Co?
- Chodź zobacz.
Orest oraz kilku innych żołnierzy podeszło do dziury w ścianie. Mężczyźni stanęli jak wryci. Do rozwalonego budynku podlatywały statki nieprzyjaciela wysadzając kolejnych Arionów.
- Musimy szybko się tam dostać i sprawdzić co się stało ze sztabem. Znajdźcie też jakieś pomieszczenie, z którego można by spróbować się z nimi skontaktować. W pobliżu znajdował się pokoik strażnika, były one rozmieszczone na każdym piętrze, co kilkadziesiąt metrów. Teraz były puste, bo strażnicy zostali zabici, lub walczyli w innym skrzydle. David oraz Orest weszli do jednego z nich. Po kilku nieudanych próbach kontaktu, darowali sobie ten sposób.
- Szkoda na to czasu. My tu pitu pitu, a tam giną ludzie. Chodź David, trzeba nakopać tym robakom.


Następne niebawem.
Odpowiedz
#4
Drugie zdanie, dwa błędy. Wiesz co to oznacza? To oznacza że mam ochotę sobie odpuścić. Masz li trochę szacunku do czytających? Postaw się w naszej sytuacji. Nie musisz pan być Stephen King, ale błędy wypada poprawić. Drugie: mgr informatyki w kopalni, hahaha! Dyplom na ruskim targu kupił? Dalej: kopalnia to miejsce pracy spokojne, wręcz nudne? To w czym on kopie? W hałdach używanych ciuchów w second-handzie??
Kolejna sprawa: interpunkcja. Zwracaj uwagę na przecinki.
"W kopalni było ciemno, " - mistrz Big Grin
"Z oddali już dochodziły dźwięki pracujących maszyn" - raczej hałas, dźwięki to może gitara wydawać.
"Ej, chłopaki gdzie jesteście, to nie jest śmieszne. - Krzyknął,
"Nikt nie odpowiedział, poźniej zdał sobię sprawę, że nie mogli wyjść bo kolejka wciąż się poruszała." - jechała/była w ruchu
miało ono lekko fioletową poświatę
"Po krótkiej chwili dotarł do światła. Światło było bardzo jasne" - powtórzenie.
"Na sobie miał zbroję i hełm, takie o jakich czytał czasami w powieściach science-fiction.." - chyba fantasy??? i tylko dwie kropki...

- Co? Jak to? Ja jestem górnikiem byłem w kopalni. - odrzekł zdezorientowany
- Oho, to trafienie chyba ci nieźle we łbie przewróciło. - rzekł zakłopotany żołnierz
- Medyk, medyk!
- Tylko to usłyszał Franek, potem widział już tylko zarys postaci, która do niego podchodzi i gdzieś go zabiera.
Interpunkcja - przez jej brak pierwsze zdanie pasuje tu jak kwiatek do kożucha; drugie zdanie z zakłopotanym pośród strzelaniny żołnierzem też ciekawe, "hej chłopaki, przerywamy wojnę bo się zakłopotałem, co?", a ostatnie zdanie to chyba nie należy do dialogu?
Podsumowując: tragedia. Jak widzisz, odechciało mi się po pierwszym akapicie, a to oznacza, że straszne zło tu zapodajesz. Chcesz pisać, zacznij czytać. Dużo.
Odpowiedz
#5
marcinos nie wiem, co cie tak dziwi ten informatyk w kopalni, normalne polskie realia. Wejdź do pierwszego, lepszego hipermarketu i spytaj ilu magistrów pakuje towar w półki - ale to taka mała dygresja. Co do samego tekstu to niestety fabuła ginie mi w, nie wiem do końca jak to określić, pierwsze co mi się nasunelo to "niechlujności" sformułowań i zdań. Bardziej jak nieudolne sprawozdanie miejscami to brzmi, a nie jak tekst powieści. Popracuj nad płynnością wypowiedzi, słownictwem, a ma szanse coś z tego ciekawego wyjść.
Odpowiedz
#6
Magistrów politologów, filozofów i filologów, a nie informatyków. Bez jaj...
Odpowiedz
#7
Niestety strasznie to słabe. Chodzi tu szczególnie o sposób prowadzenia narracji. Opowiadasz to tak jakby nie zależało Ci w ogóle na zainteresowaniu tym czytelnika. Szczerze powiedziawszy miałem dość po pierwszych kilkunastu zdaniach. Opowiadanie zasadniczo o czymś mówi, są jakieś sceny, ale nie ma tam w ogóle stopniowania napięcia. To jest trochę takie opowiadanie dla opowiadania. Przydało by się trochę dramatyzmu, zmiana stylu opowiadania. Pomyśl o tworzeniu poszczególnych scen tak jak kręci się ujęcia filmowe. Sposób w jaki kamera patrzy, jak montowane są ujęcia, ma za zadanie opowiedzieć daną historię jak najbardziej plastycznie. W opowiadaniach też trzeba takie coś zaplanować. Scenę nie zawsze opisujemy zwyczajnie jak leci. Czasem zaczynamy od jakiegoś drobnego szczegółu i dalej budujemy akcję. Dramatyzm jest bowiem Twoim sprzymierzeńcem.
Warto też na początku opowiadania dać krótką scenkę która zainteresuje czytelnika, przykuwając jego uwagę i wywołując w jego głowie imperatyw czytania.
Słowem, narracja w wersji "opowiadamy sobie historyjkę" się ogólnie nie sprawdza.
Polecam poczytać nieco tekstów mistrzów gatunku i przyjrzeć się jak oni budują akcję. Zapewniam Cię że takie czytanie potrafi mocno zainspirować.

Słowem za wysiłek i samozaparcie daję 2/10
Zachęcam do pracy nad szeroko pojętym warsztatem literackim szczególnie że to Twoje pierwsze opowiadanie.
Zalecam również całkowita rewizję spojrzenia na prowadzenie narracji. To co tu jest nadało by się może na rozgrywkę RPG, ale niekoniecznie na opowiadanie.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości