Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 4.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zabawa w piękne życie
#16
Wreszcie udało mi się znaleźć chwilę czasu i chęci. Wielu Ci posłodziło, a ja też chyba muszę posłodzić. Tekst tak mnie wciągnął, że miast planowanych dwóch rozdziałów przeczytałem trzy (potem czym oczy odmówiły posłuszeństwa). Tekst jest niezmiernie ciekawy i wciągający. Naprawdę warto było zagłębić się w lekturę i "zmarnować" cenny czas. Zaczynam zazdrościć... Mam nadzieje, ze niebawem uda mi sie przeczytać rozdział 4.
-Czuję się mniej więcej tak, jak ktoś, kto bujał w obłokach i nagle spadł.
-Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to?


Kłapouchy

Moje teksty:

Jestem...<klik>
Nadzieja<klik>
Zapał<klik>




Odpowiedz
#17
5.

Nie wiadomo, czyj niedorozwinięty mózg wymyślił wyjazdy integracyjne, czasami połączone z jakimiś szkoleniami. Jurij szczerze tego kogoś nie lubił. Jakoś nie dostrzegał w głębszego sensu w integracji z szefem i współpracownikami. Cały „młyn” kojarzył mu się tylko z męką pakowania potrzebnych rzeczy (na pewno zapomniałby połowy z nich gdyby nie zapobiegliwość żony), wykłócaniem się o zasadność zabrania tego czy tamtego, ustępowaniem na argument „a jeśli ci się przyda, to co?”, zazwyczaj męczącą podróżą i „wieczorkami zapoznawczymi”. Ten zwyczaj też go dziwił. Twierdził, że jeśli kogoś lubi, to stosunki z tym kimś ułożą się same, a jeśli kogoś nie znosi, to nawet zaaranżowane spotkanie i jałowe rozmowy w celu lepszego poznania się tego nie zmienią.
Tym razem wyjazd zapowiadał się jednak dość ciekawie. Szefostwo postanowiło wysłać pracowników do Miżhirji. Większość ekipy zgodnie wzruszyła ramionami – nawet, jeśli ktoś o tej miejscowości słyszał, to nigdy tam nie był. Jedynym zorientowanym okazał się Rinat, elektryk i miłośnik gór w jednej osobie. Wyjaśnił, że malowniczo położone w dolinie Riki miasteczko to doskonałe miejsce na wycieczki, zwłaszcza zimą. Nie pozostało nic innego, jak uwierzyć mu na słowo.
Jurij cieszył się, że Anna dała się przekonać do wspólnego wyjazdu – dotąd wymawiała się czym tylko mogła. Standardowe argumenty tym razem upadły: dzieci doskonale zajmowały się sobą same, a świat raczej nie miał zamiaru się zawalić z powodu jej nieobecności w domu. Niezawodna Wala obiecała zajrzeć, podlać kwiaty, odgrzać młodzieży obiad i przywołać do porządku w razie potrzeby. Ilja i Marina kłócili się często, a ich sprzeczki potrafiły być niesamowicie widowiskowe, więc trzeba było mieć na nich oko. Rodzice modlili się tylko, żeby po powrocie zastać mieszkanie w jako takim stanie.
Dwa dni później Jurij zapakował do samochodu potrzebne rzeczy i wręczył żonie mapę. Czuł, że może się przydać, a nienawidził pytać o drogę. Kilka razy już się na tym zawiódł, więc wolał więcej nie próbować.
- No, jak Bozia da, to dojedziemy w całości – stwierdził ironicznie, robiąc przy tym znak krzyża.
Za ten komentarz zarobił bolesnego kuksańca między żebra. Anna zazwyczaj dzielnie znosiła poczucie humoru męża, ale kpiny musiały omijać tematy religijne.
- Nikt ci nie mówi, że spłoniesz w piekle, więc ty też się nie nabijaj – mówiła, kiedy zaczynał komentować poglądy na istnienie Boga. Zazwyczaj ustępował, przyznając, że ma rację.
Jurij szybko pojął, dlaczego mądrzy ekonomiści nazywali obwód zakarpacki najbardziej zacofanym regionem w kraju: nawet drogi regionalnej z Chustu do Dołyny nie nazwałby równą. Później było już tylko gorzej. Zaczynał bać się o stan swojej wysłużonej Łady. Taką trasę mógł znieść bez szwanku chyba tylko samochód terenowy, na który mógłby sobie pozwolić tylko wtedy, jeśli oszczędzałby przez kolejne dziesięć – piętnaście lat.
Miżhirja okazała się małym, cichym miasteczkiem, dość życzliwie nastawionym do turystów: hotele w kompleksie „Petriwśka Słoboda” naprawdę mogły się podobać. Z okna pokoju, jaki dostali na własny użytek, rozciągał się przepiękny widok na góry. Ku cichej rozpaczy Jurija jedną z lokalnych atrakcji turystycznych była drewniana cerkiewka. W oczach żony wyczytał, że zostanie tam zaciągnięty choćby siłą. Annie budowla widocznie się spodobała, a jeśli już coś sobie upatrzyła, musiała to obejrzeć, choćby świat się walił.
Pogoda spłatała im figla. We Lwowie zostawili zimę słoneczną, zupełnie niedokuczliwą dla szanującego się człowieka. W Miżhirji zastali syberyjskie mrozy i malownicze zamiecie śnieżne. Chociaż, szczerze mówiąc, śnieg nie był taki zły, jak się mogło wydawać. Perspektywa wieczornych rozmów – choćby nudnych - przy dającym miłe ciepło kominku uśmiechała się Jurijowi o wiele bardziej niż zwiedzanie nieszczęsnej cerkwi czy czegokolwiek innego, co niezmordowana żona znajdzie w przewodniku turystycznym.
Wszystko wskazywało na to, że jego nadzieje się ziszczą; od rana porządnie wiało. Anna nie zamierzała jednak mieć litości. Wydobyła z przepastnej torby ciepły sweter, szalik i czapkę (Jurij zastanawiał się, gdzie to wszystko znalazła – nie przypominał sobie, żeby miał w swojej części szafy takie rzeczy) dla niego, kategorycznie kazała się ubrać i wyciągnęła na poranny spacer.
Zgodnie z przypuszczeniami, okropnie zmarźli, ale przynajmniej trochę się rozbudził. Anna, zaróżowiona od mrozu i w doskonałym humorze, zachwycała się widokami. Jurij tylko przytakiwał. Był typowym mieszczuchem, a do cudów natury podchodził raczej nieufnie. W dzieciństwie i później, już jako nastolatek, ledwo znosił coroczne wycieczki do Busztyna i w Beskidy. Rodzice urządzali biwaki nad rzeką, gdzie niemiłosiernie gryzły komary albo zmuszali go do wędrowania po górach, a on nie miał do tego ani chęci, ani kondycji. Wejście na Rebrę zniechęciło go do takich wypraw na dobre – już na szczycie zastanawiał się, czy najpierw wypluje płuca, czy może przedtem odpadnie mu noga. Co innego Anna: mieszkała co prawda w Czerniowcach, ale często odwiedzała babcię w jednej z okolicznych wiosek, dużo wędrowała po lasach i naprawdę nie miała nic przeciwko odpoczynkowi na łonie natury. Czasem mówiła, że mogłaby na jakiś czas zamieszkać w głuszy i malować pejzaże. Mąż mógł podziwiać jej swego rodzaju artystyczną wrażliwość, ale nie do końca ją rozumiał.
Ledwo weszli do hoteliku, miło nęcącego swoim ciepłem, natknęli się na wysoką, dystyngowaną brunetkę. Rozmawiała z młodą recepcjonistką, efektownie gestykulując ładnymi dłońmi. Może nie zwróciliby na nią uwagi, ale nieznajoma odwróciła się nagle, a w powietrzu zawibrował jej głęboki alt:
- Jura! Miło cię widzieć!
Dopiero po chwili rozpoznał Irynę – swoją dawną koleżankę. Słowo „koleżanka” chyba niezbyt tu pasowało, ale nic lepszego nie wpadło mu do głowy.
Na jej widok wzdrygnął się mimowolnie, jakby znienacka dotknął czegoś bardzo gorącego. Ta hipnotyzująca kobieta od początku wzbudzała w nim sprzeczne uczucia, sam nie wiedział, co powiedzieć na jej temat. Dla własnego spokoju musiał maksymalnie uprościć myślenie - nawet jeśli zahaczało to o męski szowinizm. Uznał Irynę za niebywale atrakcyjny obiekt seksualny z nieodgadnioną osobowością. Po prostu nie mógł jej jednoznacznie zaszufladkować. Umiała świetnie grać, jeśli wymagała tego sytuacja. Rozmawiając z nią, na dobrą sprawę nigdy nie miał pewności, czy mówi szczerze, czy urządza teatrzyk ze sobą w roli głównej. W dodatku doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak działa na mężczyzn i bezlitośnie to wykorzystywała – w różnych celach.
- To kobieta tylko do patrzenia – orzekł kiedyś jeden z amatorów wdzięków apetycznej brunetki. – Gapisz się na nią jak idiota i od razu wyobrażasz sobie, co będziesz z nią robić w łóżku. Cholernie dobijające, bo wiesz, że to nie ty ją, a ona ciebie do niego zaciągnie. No i nic z tym nie zrobisz, nawet jeśli jesteś pierdolonym samcem alfa.
Jurij musiał przyznać, że samozwańczy znawca kobiet tym razem trafił w dziesiątkę.
Czterdziestoparoletnia Iryna co prawda nie oszałamiała swoim erotyzmem tak spektakularnie jak kiedyś, ale pozostała atrakcyjną kobietą. Wydawała się niemal zbyt ładna jak na swój wiek. Zmarszczki, zamiast szpecić, wręcz dodawały dojrzałego uroku pięknym rysom. Modnie uczesane włosy lśniły doskonałą czernią. Ubierała się bardzo elegancko, chociaż ilość biżuterii, jaką na sobie miała, była trochę przytłaczająca. Towarzyszył jej przy tym mocny, gorzkawy zapach perfum.
Stojąc naprzeciw tej dopracowanej w każdym calu ślicznotki, Anna czuła się jak chodzący stereotyp ukraińskiej starszej pani – oczywiście momentalnie ją to rozzłościło. Szukała w jej wyglądzie jakiejś skazy, małej drobnostki, żeby choć trochę sobie poużywać na tym chodzącym ideale.
„Swoją drogą ciekawe co by zostało z tego super makijażu gdybym podeszła i tupnęła nogą”, pomyślała nieżyczliwie, patrząc na nienaganną kreskę, lśniący beż na powiekach, wprawnie przypudrowaną twarz i ładnie umalowane usta. Nie umiała pohamować złośliwości, jaka w niej wzbierała na sam widok tej kobiety. Nie znosiła jej.
Za co miałaby lubić? Na pewno nie za luźne podejście do związków. Co to, to nie! Och, gdyby tylko mogła powiedzieć jej coś niemiłego...
Spojrzała na męża. Przywitał się z tą żmiją uprzejmie. Jak na jej gust – zbyt uprzejmie. Iryna patrzyła tylko na niego, a mówienie kolejnych banałów przychodziło jej z taką łatwością, jakby przez całe życie nie robiła nic poza komplementowaniem czyichś mężów. Była słodka i urzekająca, co trochę przyprawiało o mdłości. W końcu sobie poszła, a Anna odetchnęła z ulgą. Czuła, że nie wytrzyma ani chwili dłużej w towarzystwie tej kobiety.
Zmełła w ustach przekleństwo, z furią popatrując na Jurija; wydawał się całkiem spokojny. Milczał, jakby nic szczególnego się nie stało.
„Typowy facet”, prychnęła w duchu.
„Typowy facet” postanowił zacisnąć zęby i po prostu nie komentować niespodziewanego spotkania. Anna nieświadomie nauczyła go, że czasem lepiej pewne rzeczy przemilczeć niż nieopatrznie powiedzieć o kilka słów za dużo. Naprawdę nie chciał się kłócić z żoną z powodu jakiejś błahostki. Poza tym uznał, że w jego wieku wypadałoby panować nad męskimi instynktami. Nie był zdesperowany, żeby rzucać się na dawno niewidzianą znajomą, nawet tak atrakcyjną.
Gdyby Anna umiała czytać w myślach swojego męża, pewnie ucieszyłaby się z jego podejścia. Niestety, nie miała takiej umiejętności – i najwyraźniej źle odczytała jego milczenie. Uważnie obserwowała Irynę, która czuła się swobodnie: wciągała Jurija do rozmów, sporo opowiadała o sobie albo podejmowała takie tematy, żeby jego żona nie miała możliwości wypowiedzenia się. Wystawiła tym samym jej opanowanie na naprawdę ciężką próbę. Anna zaciskała zęby i udawała obojętność, nie chcąc dawać żmii powodu do satysfakcji.
Ktoś wpadł na pomysł, że gra w karty to doskonały sposób na spędzanie wieczorów. O dziwo, Iryna dobrze odnalazła się w tej raczej mało kobiecej rozrywce. Radziła sobie nawet lepiej niż niektórzy mężczyźni, co chyba niezbyt się im podobało – większość z nich miała mocno przestarzałe poglądy na temat miejsca płci pięknej w świecie.
Annę karty po prostu nudziły. Postanowiła jednak nie robić z siebie zaborczej żony, która chce mieć męża na wyłączność. Jurij miał w końcu prawo do odrobiny przestrzeni tylko dla siebie i naprawdę nie musiał spędzać z nią każdej chwili. Dość rozsądne rozumowanie wcale jej nie uspokajało: im bardziej wmawiała sobie, że przesadza, tym bardziej sugestywne wizje podsuwała jej zazdrość.
Z grzeczności popatrzyła przez chwilę na rozgrywkę, potem poszła do pokoju. Postanowiła zająć się sobą i poczekać na męża. Jurijowi z reguły karty szybko się nudziły. Przychodził do pokoju zaraz za nią. Stawał w drzwiach łazienki, po prostu przyglądając się tym czynnościom, które są tak ważne dla kobiet. Czasem milcząco przerywał jej ten rytuał: dawała spokój kremom, gniewała się na niego półżartem, a w końcu oboje zaczynali się śmiać i wygłupiać.
Za oknami coraz gęściej sypał śnieg, a w ciemnych oczach Iryny zapalały się ogniki satysfakcji. Na pewno wyczuwała, skąd te uważne spojrzenia Anny i świetnie się bawiła, grając jej na nerwach.
O północy zamykano hotelową „świetlicę”, a entuzjaści kart mogli przenieść się do swoich pokoi i kontynuować zabawę we własnym zakresie. Tak wyszło, nie dokończyli rozgrywki, a potem rozmowy o wszystkim trwały do bladego świtu. Wtedy całym budynkiem wstrząsnął wybuch kobiecej furii.
W ciągu kilkunastu lat małżeństwa Anna kilka razy jakby zapominała o swoich zasadach. Robiła wówczas rzeczy, o które normalnie nikt jej nawet nie podejrzewał. Jurij jednak wiedział, że ta sytuacja jest jedyna i nigdy więcej się nie powtórzy.
Nie przypuszczał, że jego żona może narobić tyle hałasu, jakby ze szczytu Howerli runęło kilka lawin na raz. Energicznym, zamaszystym krokiem przemierzała elegancki korytarz, ubrana tylko w koszulę nocną i – zupełnie nie wiadomo dlaczego – swoje nieśmiertelne śniegowce. Zapytała kogoś o męża tak prowokacyjnym tonem, że można się było tego przerazić. Zwłaszcza, jeśli wiedziało się sporo na temat jej łagodności i bezkonfliktowości.
Pierwszą myślą Jurija było to, żeby złapać żonę i wlepić jej kilka klapsów, o których najwidoczniej zapomniała matka. Okazało się, że to nie takie proste. Chyba jej nie docenił.
Na jego widok ściągnęła but z jednej nogi i rzuciła - niespodziewanie celnie.
- Kurwa mać!
Anna chyba nabiła mu właśnie solidnego guza. Bez słowa odgarnęła z twarzy nieposłuszne włosy, patrząc na niego niemal wyzywająco. Blade policzki przybrały ceglastą barwę - trudno uwierzyć, że normalnie z trudem nabierały kolorów - a łagodne oczy wręcz sypały iskrami. Jeśli napady szału nie były wymysłem psychiatrów, to coś podobnego właśnie jej się przytrafiło.
Musiał szybko zareagować: ściągała właśnie z nogi drugi but. Trzymając się blisko ściany, wręcz naskoczył na nią, zamykając w mocnym uścisku, z którego nie mogła się wyrwać.
- Cholera jasna! Co ty w ogóle wyprawiasz?! – Syknął jej do ucha, chociaż najchętniej po prostu by na nią nawrzeszczał. Nie chciał jednak zwabiać niepotrzebnych teraz gapiów.
Anna nie odpowiedziała, ale w jej oczach w końcu zobaczył trochę zrozumienia. Czyli zaczynała dostrzegać, co się wokół niej dzieje.
Na korytarzu pojawiło się kilku zaciekawionych kolegów. Patrzyli na oboje ze zdziwieniem, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. Jurij postanowił odegrać to przedstawienie do końca. Czuł, że jeśli tego nie zrobi, jego męska duma mocno ucierpi.
- Już? Lepiej się czujesz?
- Tak...
Głos jej drżał, jakby miała się zaraz rozpłakać, ale to nie zrobiło na nim wrażenia. Spokojnie podniósł z podłogi nieszczęsne śniegowce, objął żonę ramieniem i zaprowadził na górę. Nurtujące go pytanie zadał dopiero wtedy, kiedy starannie zamknął za sobą drzwi.
- Co to miało znaczyć, do cholery?!
Anna opadła na przesadnie miękkie łóżko i skuliła się odruchowo, jakby się bała, że Jurij ją uderzy. Tylko go tym rozzłościła – nie dość, że przed chwilą urządziła tandetną scenę rodem z brazylijskiego serialu, to jeszcze teraz odgrywała rolę przestraszonej dziewczynki.
- No, słucham? O co chodzi?
- Dobrze się bawiłeś?
Jurij uniósł brwi.
- Co?!
Prychnęła pogardliwie.
- No jasne, przecież nic się nie stało – stwierdziła z nieskrywaną ironią. – Potrzebujesz odmiany od czasu do czasu, tak?
- Możesz jaśniej?
Anna, teraz już naprawdę bliska płaczu, spojrzała na niego ze złością.
- Ty naprawdę myślisz, że jestem ślepa i głucha? Ta cholerna jędza sobie ciebie upatrzyła, bo jej się tak podobało, bawiła się świetnie, a tobie przecież tak bardzo przecież schlebia fakt, że podobasz się takiej atrakcyjnej kobiecie...
- Annuszka!
Zachciało mu się z tego wszystkiego śmiać, chociaż byłaby to najgłupsza z możliwych reakcji. Najchętniej powiedziałby jej, że jest głupiutka i śmieszna z tymi swoimi wydumanymi wizjami apokaliptycznymi. Mógł nawet wybaczyć solidnego guza, którego mu nabiła, byleby tylko dała sobie spokój z kompletnie absurdalną zazdrością.
Zawsze podziwiał ją za opanowanie. Wydawało się, że Anna nie wie, co to zazdrość – zwykle to on reagował irytacją na widok tych, w których widział potencjalnych konkurentów. A jednak znała to uczucie.
- Kochanie, zwariowałaś? – Uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, że ją to uspokoi. – Naprawdę byłaś zazdrosna?
- Tak! – Prawie krzyknęła. Gdyby mogła podpalić cokolwiek wzrokiem, zamieniłby się już w żywą pochodnię. – Byłam cholernie zazdrosna! Nie pozwolę, nie życzę sobie, żeby ta idiotka bawiła się moim kosztem, jasne? A ty oczywiście udajesz, że niczego nie widzisz. Bardzo wygodne.
- A co miałem z nią zrobić, nazwać na dzień dobry kurwą, dziwką i co tam jeszcze wymyślisz? Ja jej tu nie ściągałem, spotkaliśmy ją przypadkiem. Chyba trzeba było zachować minimum kultury skoro już się napatoczyła, prawda?
- Wiesz co? Trzeba się było nie powstrzymywać i po prostu ją przelecieć. Już raz to zrobiłeś i wtedy ci jakoś szczególnie nie przeszkadzałam...
Jurija na moment zatkało. Nie spodziewał się takich słów. Po chwili ogarnęła go bezsilna złość: wyciąganie tej sprawy akurat teraz było jego zdaniem jawnie bezczelne.
- Uważasz, że czegoś sobie nie wyjaśniliśmy?
- Wyjaśniliśmy, ale...
- No właśnie chyba nie bardzo, skoro po latach nagle to wywlekasz i na dodatek pojawia się jakieś „ale” - podniósł głos. Jednocześnie mówił tak lodowatym tonem, że jego samego to zaskoczyło. – Wielkie dzięki, naprawdę. Tyle lat z takim chujem jak ja w jednym łóżku, podziwiam twoją cierpliwość...
- Możesz się nie wyzłośliwiać?
Jurijowi aż pociemniało przed oczami. Nagle przestało go obchodzić, co Anna ma jeszcze do powiedzenia. Nie mógł jej teraz słuchać. Nie po tym, co zrobiła.
- Nie przerywaj, dobrze? Do tej pory ani nie zrobiłaś, ani nie powiedziałaś nic mądrego, więc daj mi dokończyć.
Spojrzała na niego spode łba, przygryzając wargę.
- Trzeba było tak od razu, wiesz? Krótka piłka: nie ufasz mi, uważasz, że wskoczę do łóżka każdej lasce jaką zobaczę, jestem zwykłym debilem, który myśli tylko o jednym. Nie musiałabyś się ze mną męczyć, a potem urządzać tandetnych scen.
- Jura!
- Chcesz coś jeszcze powiedzieć? Nie radzę. I wybacz złośliwość, ale sama kiedyś powiedziałaś, że wypadałoby najpierw pomyśleć, a dopiero potem robić głupoty.
Tego już było dla Anny wiele. Powstrzymywane od dłuższego czasu łzy strumieniem pociekły jej po twarzy.
- Ty cholerny sukinsynu! – Wycedziła przez zęby, odwracając się do niego plecami.
- Tak? Widzisz, nie tylko ty możesz wypominać innym, co zrobili albo co powiedzieli ileś tam lat wcześniej.
- Wyjdź, dobrze?!
Huk zatrzaskiwanych drzwi jakby przywołał ją do porządku. Dopiero po mniej więcej kwadransie: Jurij zgarniał śnieg z dachu ich Łady i zeskrobywał szron z szyb dwa razy energiczniej niż było trzeba.
„Co się ze mną dzieje, do cholery?”, pomyślała nagle Anna, zaciskając pięści tak, że boleśnie wbiła sobie paznokcie w dłonie.
Przespacerowała się jeszcze nerwowo po pokoju, po czym zrobiła jedyną rzecz, na jaką miała teraz ochotę: porządnie się wypłakała.

*


Młody dziennikarz z wieczornych wiadomości prezentował „nowoczesny” materiał o homoseksualistach. Anna rzuciła na to okiem, uniosła sceptycznie brwi i zajęła się wykańczaniem bluzki dla swojej znajomej. Jurij nie zaszczycił programu nawet jednym spojrzeniem, zajęty lekturą „Dżerkało Tyżnia” . Chyba tylko udawał bardzo zaabsorbowanego – od dłuższego czasu tkwił na tej samej stronie.
Trzasnęły drzwi. Anna podskoczyła gwałtownie, przestraszona nagłym hałasem. Syknęła z bólu, bo ukłuła się przy tym igłą.
- Co ja ci mówiłam na temat drzwi? – zawołała karcąco w kierunku przedpokoju, gdzie syn robił niesamowity raban, otrzepując się ze śniegu i klnąc na pogodę.
Ilja zdjął ośnieżoną kurtkę i buty, po czym potulnie przydreptał do salonu. Tradycyjny uśmiech znikł mu z twarzy na widok matki ponurej niczym chmura gradowa i ojca niespecjalnie zainteresowanego życiem rodzinnym. Zaniepokoił się trochę, bo chyba nie pamiętał, kiedy ostatnio rodzice nie odzywali się do siebie przez tak długi czas: odkąd wrócili z Miżhirji, wymieniali tylko niezbędne komunikaty. Dzieci próbowały dowiedzieć się, o co chodzi, ale to nic nie dało.
Zatroskany pierworodny usiadł obok Anny i objął ją za szyję. Jego dziecięce sposoby zawsze działały.
- Istnieje coś takiego jak naparstek, mamo – zaśmiał się. – Nakładasz go na palec i...
- Naprawdę, Iliusza, sama bym na to nie wpadła.
- Oj, mama, przestań – poprosił rozbrajająco. – Powiecie w końcu, co was ugryzło?
- Wybitnie. Nie. Twoja. Sprawa – odezwał się nagle Jurij, akcentując każde słowo. – Gdzie podziałeś siostrę?
Ilja wzruszył ramionami.
- Randkuje z tym swoim amantem – rzucił lekceważąco.
Anna tylko westchnęła, modląc się, żeby zbuntowana córcia wróciła do domu w jednym kawałku i o ludzkiej porze. Marina coraz częściej ignorowała ustalenia i nakazy, a im kończyły się pomysły na to, co z tym fantem zrobić.
Syn porozmawiał jeszcze o drobnostkach i poszedł do siebie. Anna też opuściła raczej niebezpieczny grunt. Nie miała co liczyć na to, że mąż się do niej odezwie, a nerwowa atmosfera zaczęła jej przeszkadzać.
W drodze do domu, kiedy już się uspokoiła, przemyślała całą sytuację. Doszła do wniosku, że po prostu przesadziła. Jurij też powiedział jej parę niemiłych słów, ale uczciwie przyznała, że sama go do tego sprowokowała. Od razu mogła powiedzieć, o co jej chodzi i porozmawiać o tym spokojnie. Przecież to działało. Tak, mąż miał rację – mogła pomyśleć zanim pozwoliła sobie na absurdalny wybuch złości.
Przetrawiała to wszystko przez dobre dwa dni – duma nie pozwalała jej na natychmiastowe przyznanie się do błędu. Zdała sobie sprawę, że zawiniła, ale nie lubiła przepraszać. Zawsze denerwowała się na swoją matkę, a właśnie robiła to samo, co ona. Irytujące.
Nastawiła wodę na herbatę. Po krótkim namyśle obok swojego kubka postawiła ulubiony kubek Jurija. Stanowczo stwierdziła, że czas zmierzyć się z nieprzyjemną częścią godzenia się, a jakoś nie wypadało iść do pogniewanego męża z pustymi rękami.
Nadal siedział w fotelu, ukryty za gazetą. Przewrócił w międzyczasie dwie strony, co świadczyło o tym, że jednak czyta, chociaż wyjątkowo powoli.
- Zrobiłam ci herbatę – odezwała się cicho, stawiając kubki na stole. Marny wstęp do przeprosin, ale lepszy taki niż żaden.
- Dziękuję – mruknął obojętnie.
Anna usiadła na podłokietniku fotela. Delikatnie wyjęła gazetę z rąk męża i objęła go za szyję.
- Juroczka, przepraszam – mówiła, ustami niemal dotykając jego ucha. – Bardzo cię przepraszam.
- No proszę, zaczynasz myśleć...
- Kochanie, ja wiem, że jesteś zły, posłuchaj. Byłam zazdrosna, niepotrzebnie się tak zdenerwowałam, nie powinnam była mówić takich rzeczy. Przesadziłam, porządnie przesadziłam, ale kocham cię najmocniej na świecie. Wiem, że ty też byś mi tego wszystkiego nie powiedział, gdybym tylko zachowała się normalnie. Co mam zrobić, żebyś przestał się złościć?
Jurij delikatnie uniósł jej podbródek i przez dłuższą chwilę patrzył w oczy.
- Pomódl się – doradził z życzliwością bazyliszka. – Może cię Bóg oświeci i przypomni, że dawno temu coś ustaliliśmy. Jeśli czegoś ode mnie chcesz, to musisz mi o tym powiedzieć. Jeśli cię coś uwiera, mów, że boli, bo ja się za cholerę nie domyślę. Teraz pamiętasz?
Anna skinęła głową
- Celność masz świetną, nie powiem – mówił dalej Jurij - więc może zamiast rzucać butami we mnie, zapisz się na jakieś zajęcia strzeleckie czy coś. No i zrozum w końcu, że takie okazy jak Iryna są ładne, ale nic poza tym. Po pierwsze, jestem za stary na zmiany. Po drugie, bardzo cię kocham, o czym zresztą cię zapewniam minimum trzy razy w tygodniu. W życiu nie ożeniłbym się z tobą z rozsądku, bo jesteś wredna małpa. Dotarło, kobieto?
W tym momencie spełniłaby chyba każde jego życzenie i zgodziła ze wszystkim, co mówił – nawet jeśli byłyby to jakieś herezje.
- Już się nie gniewasz?
- Już nie. A teraz proszę, pocałuj mnie na zgodę.
Idący właśnie do kuchni Ilja aż się uśmiechnął; wszystko wracało do normy. Kogoś innego może zażenowałby widok rodziców wymieniających czułe pocałunki, ale on uważał to za coś normalnego i bardzo dobrego dla ogółu relacji w rodzinie.
- Nie żebym coś, ale tu może wam być trochę ciasno – oznajmił ze stoickim spokojem.
- Chwila, młody, z kobietami trzeba umieć postępować – uświadomił mu ojciec. – Wyobraź sobie sytuację, że nagradzam cię za każdą pałę z fizyki. Tkwiłbyś w szkole dłużej niż powinieneś, a to niezdrowe. Mama była niegrzeczna, więc kara musi być...
- Niby jaka?
Anna zrobiła minę niewiniątka. Mąż przyglądał się jej przez chwilę z żartobliwą uwagą, mrużąc oczy.
- Od dziś przez tydzień spełniasz wszystkie moje zachcianki. Tak, te seksualne też – dodał po chwili, odpowiadając na pytanie, którego nie zdążyła zadać.
- Stęskniłeś się, co?
Jurij parsknął śmiechem.
- Nie przeginaj, kobieto, dobrze ci radzę.
Pogodzona z losem małżonka westchnęła ciężko.
- No dobrze, mój skarbie, Ania już będzie grzeczna i zrobi wszystko, o co poprosisz. To od czego zacząć?
- Przynieś mi cukier – polecił pan i władca. – Ja w tym czasie pomyślę nad resztą.



Busztyno – osiedle typu miejskiego w regionie zakarpackim. Łączą się tam dwie rzeki – Terebla i Cisa.

Rebra (2001 m.n.p.m) – jeden z wyższych szczytów pasma Czornohora w Beskidach Wschodnich.

Howerla (właściwie Howierła) – najwyższy szczyt Ukrainy (2061 m.n.p.m.), leżący w paśmie Czornohory.

„Dżerkało Tyżnia” (dosłownie: „Lustro Tygodnia”) – jedna z najpoczytniejszych ukraińskich gazet
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#18
Bardzo fajny utwór literacki, ale strasznie długi, jak dla mnie. Ja nie lubię czytać długich tekstów na komputerze, ale Twój tekst dobrze się czyta, więc poszło w miarę gładko. Powiem tak, nawet polubiłam Twoją bohaterkę Annę, nie wiem dlaczego. Wydaje mi się ona być średnio zaradna i mało wykształcona. Bardzo fajnie ukazujesz jej postać i ciekawie!

- Pierwsze: nie będziesz miał innych kobiet u boku swego.
- Gdzieżbym śmiał. Następne.
- Nie będziesz podnosił głosu przeciwko kobiecie swojej
- Oczywiście, że nie. Co dalej?
- Pamiętaj, aby czas swojej partnerki szanować...
- ...czyli czytać „Playboya”, kiedy ona przymierza ciuchy. Nie ma sprawy.
- Pamiętaj by składanych obietnic dotrzymywać.
- Będę zapisywał. Następne?
- O hormonach partnerki pamiętaj!


bardzo fajny dialog Wink


Momentami jest bardzo zabawnie i wpasowuje się to w moje różne poczucie humoru, które jest zazwyczaj inne każdego dnia. Twój tekst jest na każdy dzień. Na tak.


Pirka



- Pamiętaj o tym, by pamiętać!


tak dokładnie <pamięta> cały czas
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz
#19
które chyba tylko cudem wytrzymywały napór pierścionków.
Napór... może lepiej ciężar?

Może nie zwróciliby uwagi na nieznajomą, ale ona odwróciła się nagle i głębokim altem wymówiła imię Jurija.
O, nie ma tak dobrze, zauważyli ją, jak tylko weszli do środka, kiedy wciąż rozmawiała z recepcjonistką. What's done is done :)

Ciekawe, co by z niego zostało, gdybym podeszła i tupnęła nogą, pomyślała, widząc grubą warstwę pudru na twarzy
Fajne :)

W końcu machnął na to ręką, nie mogąc się z nią dogadać.
No chwila, parafrazując Twoje słowa z opka: nawet ignorant poznałby, co się z tą kobietą dzieje. Ja rozumiem napięcie wywołane pojawieniem się dawnej kochanki męża, to nie jest prosta sprawa, ale ta tępota emocjonalna Jurija (wytłumaczenie w stylu "typowy facet" w przypadku opowiadania, w którym psychologiczny rys bohaterów ma podstawowe znaczenie, to sporo za mało), histeryczny i zważywszy na to, że poza powitaniem, Irina zdaje się wcale Jurija nie wyróżniać ani na niego nie czyhać, nieproporcjonalnie do okoliczności gwałtowny napad zazdrości Anny, kłótnia polegająca na obrzucaniu się dawno wybaczonymi grzechami bardziej pasują do dwójki gorącogłowych nastolatków, niż dorosłych ludzi z bagażem wspólnego życia i dwójką dobrze podrośniętych dzieci na karku. Nie rozumiem też, dlaczego Anna całą winę za incydent w hotelowym korytarzu bierze na siebie - gdyby Jurijowi chciało się nieco uważniej przyjrzeć żonie po spotkaniu z Iriną (co tam uważniej, w ogóle spojrzeć, przecież jej zachowanie było przejrzyste jak szkło), uniknęliby pewnie całej awantury.

W pierwszym odruchu Jurij miał ochotę złapać winowajczynię, pozbyć się tych okropnych buciorów i wlepić jej kilka klapsów, o których najwidoczniej zapomniała matka. Zabrał się do realizacji tego postanowienia z żelazną determinacją.
Skoro piszesz, że to był pierwszy odruch, musiał też pojawić się drugi. I jakikolwiek by nie był, myślę, że wszystko byłoby lepsze i bardziej warte żelaznej determinacji, niż bicie żony na środku korytarza pełnym gapiów :)

Nieoczekiwane pojawienie się publiczności zrobiło swoje. Anna zaczynała widzieć i słyszeć, a przede wszystkim rozumieć, co się wokół dzieje.
A jednak wcześniej sztormowała korytarz, zaczepiając obcych ludzi bez najmniejszej żenady. Nikt wtedy na nią nie patrzył?

scenę godną brazylijskiej – kiepskiej przy okazji – opery mydlanej,
To istnieją dobre? ;)

Na ławie w salonie, zamiast świec i wymyślnej kolacji, poniewierały się nici, igły, nożyczki i cały krawiecki ekwipunek.
To brzmi, jakby świece i kolacja też miały się po tej ławie poniewierać.

Sorry, że biorę się za ten fragment dopiero teraz, ale jakoś mi umknął. No i tak - nastrój wydaje mi się zdecydowanie lżejszy, niż w poprzednich częściach, ale oddech jest potrzebny, w dodatku zaczęłaś pisać bardziej na luzie, język, jeszcze nieco sztywny i służbisty na początku - Jurij nie potrafił tego zrozumieć. Kojarzyły mu się tylko z męką pakowania potrzebnych rzeczy (na pewno zapomniałby połowy z nich, gdyby nie zapobiegliwość żony ), wykłócaniem się o zasadność zabrania tego czy owego - w miarę rozwijania się akcji w hotelu nabiera lekkości i wdzięku. Nie do końca kupuję zachowanie się bohaterów, ale i tak dałam się wciągnąć i przeczytałam fragment za jednym zamachem, choć planowałam rozłożyć go na dwie raty. Czekam na ciąg dalszy :)
I’m giving you a night call to tell you how I feel
I want to drive you through the night, down the hills
I’m gonna tell you something you don’t want to hear
I’m gonna show you where it’s dark, but have no fear
Odpowiedz
#20
Cytat:To istnieją dobre? Wink
A kto wie? Osobiście seriali nie oglądam, ale skądś się ci fani jednak biorą.

Dzięki za komentarz i cenne uwagi Wink
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#21
Widzę, że twoja powieść się rozwija. Bardzo mnie to cieszy. Masz swój styl, widać jak pracujesz nad warsztatem. To duży plus. Zauważyłam, że wytknięto ci już większość błędów, a ja na chwilę obecną większej ilości nie znalazła. Ty chyba lubisz literaturę w stylu rosyjskim, co? Odczuwam taki swoisty klimat. Bardzo ciekawe.

Ocena:

7/10
Nie wszyscy mogą być aniołami, ale każdy może być człowiekiem.

Odpowiedz
#22
Dziękuję za komentarz, Siloe!

Rosyjskie klimaty lubię, czemu nie. I ukraińskie też Wink Zaczynam się zastanawiać, co zrobić, żeby klimat w powieści był bardziej "ukraiński" niż "rosyjski"...
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#23
Mogę, mestari, postawić po prostu cyferki?


Nie wiem, czy popełniasz błędy interpunkcyjne ani jakieś.
Po prostu nie popełniasz testu, tylko tworzysz opowieść, literaturę.

10/10
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#24
A mogę jednak poprosić o obszerniejszą opinię? Bo Ty takie ładne komentarze umiesz pisać... Wink
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#25
No to dosiadłam, patrzę w notatki:

1. Realia Moskwy. Mam problem, bo nie byłam we współczesnej Moskwie, znam Moskwę z literatury, filmów, reportaży. Twoją, Mestari, Moskwę znam i rozpoznaję, więc Ty pewnie znasz ją także z tych źródeł. To ryzykowne, ale zapytam: malujesz Moskwę bez osobistych doświadczeń?
Trochę klimat - nostalgiczno-sentymentalny - nie pasuje mi do wielu relacji osobistych tych, którzy ją znali w latach osiemdziesiątych. Ale sadzę, że można taką czy tak ją - zobaczyć.
Tu poruszam się bardzo ostrożnie - bo nie znam prawdy, choć mam wątpliwości. Taka była wtedy Moskwa? Znam relacje o niej od uciekinierów - skażone osobistymi doświadczeniami i te oficjalne - które cenzurowano. Podobno współczesna Moskwa to postapokalipsa.

Myślę, że lepiej idzie Ci z wydobyciem rosyjskiej duszy. Wydobywasz ją także z literatury - z Czechowa, z Gogola, Rybakova, nawet Maskawa-Pietuszki Jerofiejewa. Nostalgia z wierszy Cwietajewej i pejzaże z Pasternaka. Słychać niski głos Żanny Biczewskiej i Wysockiego, i Okudżawę. Wymieniam te najbardziej znane.

Zachowujesz gdzieś ten rys kreacji - to postaci z wyobrażeń o rosyjskiej duszy.
I znowu - nie wiem, czy i na ile ich konkretne usytuowanie w realiach współczesnych jest wiarygodne. Poznałam Rosjan w kurortach egipskich i austriackich, poznałam paru naukowców z Rosji (niegdysiejszej też znałam), paru dziennikarzy. Oni są chyba inni niż Twoi bohaterowie, to znaczy inaczej wygląda ich konfrontacja z rzeczywistością historyczną, ich "rosyjska dusza" jest dużo mniej liryczna.

Tu przerwę, Mestari, bo pewnie musisz mi pomóc... Bo dostrzegam ahistoryczność Twojej powieści. I nie wiem, czy mam rację... może się mylę.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#26
Ja się, przyznam szczerze, poważnie zakręciłam. Czemu kładziesz taki nacisk na Moskwę? Przecież Moskwa nie jest miejscem akcji.
Bohaterowie też nie są Rosjanami, a Ukraińcami (prawda, że trochę "przestarzałymi", jako pokolenie starsze, stąd np. Wysocki).

Ahistoryczność? Wyjaśnij.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#27
Wiesz, co? Nie wiem. Zafiksowało mnie i dałabym sobie łeb ciąć... że to Rasija jest.
Odszczeknę... ale wciąż o duszy jest aktualne.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#28
Co do duszy to się zgadzam i dziękuję Ci bardzo za opinię.

A miejscem akcji jest Lwów. Starałam się dokładnie studiować przewodniki i mapy.

Masz plan jeszcze coś pisać? Wink
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#29
Pewnie! Mam naszkicowanych Twoich bohaterów. Ale po wpadce z Moskwa, czytam jeszcze raz :-)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#30
No to dawaj, bo jestem baaardzo ciekawa!

Rozumiem, skąd się wzięło zapętlenie z Moskwą - wspomniałam o tym mieście dwa razy, a nigdzie wyraźnie nie nakreśliłam w sumie, że Lwów to Lwów. Się zdarza Smile
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości