Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 4.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zabawa w piękne życie
#46


Cóż, niezwykle się cieszę, że tak błyskotliwie mnie zdemaskowałaś, tak naprawdę oczywiście chcialem uderzyć w Twój system oceny.

Podstępnie o nim nie wspominałem (inaczej niż podając swój typ) dopóki Ty nie zaczęłaś a następnie zmyślnie postanowiłem wprowadzać dywizje pancerne bezmyślnych pytań o definicje, żeby akurat Twój system oceniania obrazić.

...

Bez nerwówSmile

Nikt nie kwestionuje Twojego 10/10. Zapytałem raczej o składniki (które podałaś Ty - nie prosiłem Cię o umotywowanie swojej decyzji)

Podałaś argumenty (w toku dyskusji o papierowość babci, dodam), więc o nie zapytałem. Nie podałaś odpowiedzi - dla mnie definicja Kopalińskiego nie mówi co to jest ambitny tekst (odnosi sie do ambicji jako cechy osobowej), ale jeśli możesz wskazać mi dokładny fragment, będę zobowiązany. Podobnie nic o tekście poszukującym.

Nie wiem co ma do tego wstawianie - lub nie - jakichkolwiek moich tekstów. Czy to sugestia, że osoby, które nie piszą/mało piszą/marnie piszą głosu nie mają, lub mają go jakiś mniej ważny?

Ponieważ najwyraźniej odpowiedzi na pytania które zadałem nie uzyskam (a szkoda - zapytałem Cię jako zawodowca niejako i liczyłem, że kiedyś się dowiem przy okazji dyskusji) i pozostaje mi żyć w nieświadomości.
PrzeżyjęSmile

W tej sytuacji pozostaje mi tylko zakończyć tę dyskusję, bo jak widze nic dobrego z niej nie wyniknie, poza może kolejnymi uwagami na temat bicia piany.



Odpowiedz
#47
Wydaje mi się, że teksty ambitne bardzo łatwo odróżnić od tekstów mało ambitnych. Nie trzeba być wielkim znawcą, by odpowiednio zakwalifikować "Pamiętniki wampirów" czy np. "Imię Róży". Zdecydowanie coś je odróżnia po za tytułem. Co? Moim zdaniem styl prowadzonej narracji, pomysłowa fabuła, przyjemność lektury i mądrość płynąca z tekstu. Dla mnie wymienione elementy składają się na miano "ambitnego tekstu", a "Zabawa w piękne życie" otrzymuje ode mnie nominacje do tego tytułu. Gratuluję! ;-)

Ish jeżeli możesz proszę o Twoją definicję "ambitnego tekstu", zaintrygowałeś mnie swoją dociekliwością w tym temacie. :-)
"Nie proszę nikogo o ogień. Nie chcę nic nikomu zawdzięczać. W życiu, miłości, literaturze. A mimo to palę."
Odpowiedz
#48
To proste - ja nie używam tego określenia wcale, bo w moim mniemaniu jest to określenie rozmydlone i najczęściej oznacza - to co nie jest stricte tekstem akcji (w sensie dbamy o jakąkolwiek głębie postaci) i akurat danej osobie się podoba.

Dobry warsztat, niebanalna fabuła i spójne postacie są po prostu cechami tekstu dobrego.

I tyle.

Jest po prostu mechanizm społeczny, że jeśli chcemy, że tekst nam sie bardzo podobał i w dodatku chcemy powiedzieć to w sposób artystyczny mówimy - "ambitny"Smile
Co zasadniczo nie znaczy wiele, ale brzmi należycie literacko.

Zaznaczam - to tylko moje mniemanie, ale jak dotąd nikt nie podał mi sensownej definicji "ambitności", która nie była po prostu "tekst dobry + postacie z podbudową". Jak dotąd więc to sformułowanie działa jako slang podobnie jak "tekst horyzontalny", więc go nie używam.




Odpowiedz
#49
Wyjaśnię pojęcie tekst horyzontalny:

Kopaliński:
horyzontalny
przest. poziomy.

czyli:

tekst banalny, płaski, pozbawiony "wzniesień", czyli nudny, monotonny (przy czym monotonia moze dotyczyć zarówno akcji, jak i głębi emocjonalnej czy problemowej)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#50
Niemniej "ambitny" nadal pozostaje tajny. Podobnie jak "poszukujący"Smile

Ambitny na logikę powinien byc czyś bioracym się za problematykę trudną. Ale trudną dla AUTORA a nie oceniającego. Dla mnie tematyka powiedzmy romansu jest trudna, łatwiejszy jest konflikt zbrojny. Więc napisanie romansidła będzie bardziej ambitnym zadaniem niż bitwy.

Więc określenie "ambitny" można powiedzieć tylko dokładnie wiedząc co dla danego pisarza jest trudne. Co dla mnie jest ambitnym zadaniem (opisać romans) dla kogoś innego moze byc całkowitym banałem bo to jego 18 romans pierwsze 4 były trudne, ale teraz już umie.

Policzenie całki dla gimnazjalisty to ambitne zadanie, dla studenta matmy - banał.

Więc ambicja w popularnym znaczeniu "wzięcie się za coś trudnego" trochę tu zawodzi.

Co więcej tekst może być ambitny i zepsuty - wziął sie ktoś za trudne dla niego zadanie i nie wyszło - ale z czymś takim w ogóle się jakoś nie spotykamy, jak nie wyjdzie to tekst jest "słaby"Smile

Jeszcze czekam na usłużne wstawienie notki z Kopalińskiego do "poszukujący" ponieważ najwyraźniej jest to odpowiedź na wszystkoSmile Oprócz "ambitnego tekstu".

Odpowiedz
#51
Cytat:Zdajesz sobie oczywiście sprawę, że istnieje coś takiego jak główna postać i cos takiego jak drugoplanowa i to, że autor wybiera, o czym chce opowiadać nie czyni innych postaci papierowymi? [...]dlaczego fakt, że Jelena jest uczłowieczona, że zdaje sobie sprawę ze swoich wad czyni ją papierową?
Odpowiedziałam, co rozumiem przez postacie papierowe.
Rozmawiałam z Mestari i omówiłyśmy postać Jeleny. Nie uznałam za stosowne ciągnąć dalej tej dyskusji na wątku.

Cytat:Tym niemniej po prostu daje Mestari informację, że dla niektórych czytelników sposób prezentacji Jeleny nie cierpi na tym, że narrator jest związany z nią i nie tworzy - w moich oczach - efektu, o którym mówisz.


Mestari weźmie pod uwagę Twoje supozycje i nie widzę powodu naszej dyskusji.
________________

Reszta Twoich wypowiedzi jest "biciem piany", niemającym nic wspólnego z tekstem Mestari. Zaproponowałam osobny wątek na rozwiązywanie problemów:
psychologii starych ludzi
papierowości bohaterów
moich kryteriów
rozumienia pojęcia ambitny tekst (tudzież poszukujący)
gustów literackich
rozumienia pojęcia tekst horyzontalny
roli Kopalińskiego jako źródła wiedzy o znaczeniach słów w języku polskim.

Masz 7 tematów, a nie szukałam szczegółowo. Wybierz jeden. Załóż wątek.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#52
ad tekst

Teksty obyczajowe na ogół nie są moją mocną - czytelniczo - stroną.
W wypadkutego tekstu - ponieważ zasadniczo warstwa fabularna jest mocno wyhamowana (bo i tekst ma linie prosta jak drut) - trudno będzie znaleźć jakieś konkretne uwagi spójnosciowe, ale

1. Sugestia Polaka sugeruje, że to jakieś wczesne lata 90te (obecnie albo by ktoś go znał z nazwiska, albo w ogóle olał.

tym niemniej

- mówi sie o walentynkach, które do Rosji zawędrowały (choć mogę się mylić, ekstrapoluje Polskę) sporo po 1990. I to obchodzi na poziomie, na kórym nikt nawet nie parsknie, że to coś nowego.
- biznesmen w Rosji (a już na pewno ktoś o tej nazwie) jest czyms całkiem nowym - termin pojawił sie tez po roku 1990. Tymczasem tutaj pojawia sie blisko końca co w związku z odwróconą chronologia oznacza - prawie najwcześniej. I też bez żadnego odnosnika że tojakaś nowość.
- w tym czasie Rosja sama była po przejściach (a nawet przez jakiś czas była WNP). Choc jest to duża część rosyjskiego ducha przełomu wieków (i murbeton dotknęła ludzi, którzy wszak są juz wtedy dorośli, więc musieli być świadomi upadku komunizmu) - w tekście nie ma nic. Za to wspomniany jest Polak.

te wszystkie uwagi mozna podsumować jako jedną - Lwów jest tylko dekoracją. Nie ma różnicy czybohaterowie mieszkają we Lwowie czy w Tokio, czy Nowym Jorku.
W tym tekście to tylko nazwy.
A szkoda.

2. Odwrócenie chronologii wydaje sie niczemu w tym tekście nie służyć. To znaczy - możnaby te rozdziały napisać w kolejności chronologicznej i tak naprawdę nie byłoby żadnej różnicy - ten manewr nie dał żadnego nowego spojrzenia na fabułe, po prostu był.

3. Z punktu widzenia fabularnego rozdziały 3-4-5 mogłyby być w zasadzie w dowolnej kolejności. Tak wiem - dzieci rosną. Ale to tak naprawdę wszystko. We wszystkich trzech oni już są małżeństwem i już mają dzieci. I układa im się dobrze (wyskok z Iriną jest krótkotrwały i jednorazowy - pojedyncza kłótnia trwająca jeden wieczór to nie kłótnia)


Ogólnie boli mnie brak uchwycenia realiów (poza nazwami własnymi). Dobry czas, dobre miejsce, tylko równie dobrze mógłby byc to fantasyland. Na historie nie miałoby to wpływu absolutnie żadnego.

Postacie - spójne i konsekwentne, choć przyznam nie mają ci one tam wiele do roboty. To znaczy - za wyjątkiem końcówki, którą dałas na początku - jest to kochająca się rodzina działająca według wzorca kochającej się rodziny.

Nie są to postacie jakoś oszołamiająco złożone, ale po prowadzone są od początku do końca z konsekwentnym zamysłem - i sensownie grane.


ALE

pomimo tego - sam warsztat na poziomie technicznym - pisania zdań, łączenia ich w akapity, konstruowania dialogu - nie pozostawia wiele do życzenia.

Uważam, że znalazłszy sobie jakieś mainstreamowe miejsce pewnie mogłabyś ten tekst próbować puścić i miała szanse na publikację.
Warsztat to teraz podstawa, determinuje jak piszesz historie, które sobie wymyślisz.
Ty już go masz, więc to jest spory bonus.

Dodam też, że masz doskonały zmysł "marketingu" pisarskiego.
Co prawda obojetnie było, gdzie akcja będzie się działa, ale umieszczenie jej na wschodzie - w dzisiejszych czasach - działa dobrze na odbiór. Sama zmiana nazwisk ze Smith na Usowa jest - marketingowo własnie - plusem.
Pisze poważnie i ten system - jakkolwiek uważam, że to nie powinno funkcjonować - działa.

Podobnie odwrócenie chronologii, mimo, ze z punktu widzenia fabuły nieistotne (istotne to jest w 'memento'), mimo, ze tak naprawdę jest tylko przetasowaniem rozdziałów - daje literackie "punkty".

To wyczucie - nawet jeśli jest całkowicie podświadome - może Ci sporo ugrać.

Ostatecznie
7/10

Dobry wynik.
______
a.d Natasza

Nie widzę sensu.
Odpowiedz
#53
Cytat:Dodam też, że masz doskonały zmysł "marketingu" pisarskiego.
Co prawda obojetnie było, gdzie akcja będzie się działa, ale umieszczenie jej na wschodzie - w dzisiejszych czasach - działa dobrze na odbiór. Sama zmiana nazwisk ze Smith na Usowa jest - marketingowo własnie - plusem.
Pisze poważnie i ten system - jakkolwiek uważam, że to nie powinno funkcjonować - działa.
Umiejscawiając akcję na Ukrainie jakoś nie myślałam o marketingu, więc celowe to nie jest.


Cytat:1. Sugestia Polaka sugeruje, że to jakieś wczesne lata 90te (obecnie albo by ktoś go znał z nazwiska, albo w ogóle olał.
Sugestia Wałęsy akurat nic nie musi sugerować Wink Po prostu Anna wspomniała o tym, co kiedyś tam usłyszała od córki, nawet nieważne chyba, kiedy to było. Zapomnienie nazwiska zwalmy na sklerozę/średnią orientację w polityce.

Cytat:2. Odwrócenie chronologii wydaje sie niczemu w tym tekście nie służyć. To znaczy - możnaby te rozdziały napisać w kolejności chronologicznej i tak naprawdę nie byłoby żadnej różnicy - ten manewr nie dał żadnego nowego spojrzenia na fabułe, po prostu był.
Do chronologii też nie dorabiałam jakiejś filozofii. Chciałam napisać coś inaczej niż zwykle - manewr zapożyczyłam od Musierowicz.

Cytat:Ogólnie boli mnie brak uchwycenia realiów (poza nazwami własnymi). Dobry czas, dobre miejsce, tylko równie dobrze mógłby byc to fantasyland. Na historie nie miałoby to wpływu absolutnie żadnego.
Kwestia do dopracowania. Dziękuję.

Dziękuję Wam obojgu, Tobie, Ish, i Nataszy, za komentarze i uwagi - te dobre i te mniej pochlebne też Smile Dzięki nim wiem nad czym pracować i co poprawiać.





"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#54
Mestari, po przeczytaniu Twojego tekstu przychodzi mi jedno pytanie: Skąd u licha u takiej młodej osoby tak dojrzały tekst? Nie mam zamiaru obrazić Cię tym pytaniem, daleka jestem od tego. Podziwiam Twój styl, który mnie wcale nie razi sztucznością, strukturę psychologiczną postaci - spójną i realną i sam pomysł umieszczenia akcji w Lwowie, wśród mieszczańskiej rodziny.
Powiem to językiem mojej córki: szacun Wink
Odpowiedz
#55
Cytat:Mestari, po przeczytaniu Twojego tekstu przychodzi mi jedno pytanie: Skąd u licha u takiej młodej osoby tak dojrzały tekst? Nie mam zamiaru obrazić Cię tym pytaniem, daleka jestem od tego.
Czy tekst jest dojrzały - nie wiem. Pewnie można mu sporo zarzucić, ale staram się jak mogę Wink

Cytat:Podziwiam Twój styl, który mnie wcale nie razi sztucznością, strukturę psychologiczną postaci - spójną i realną i sam pomysł umieszczenia akcji w Lwowie, wśród mieszczańskiej rodziny.
Powiem to językiem mojej córki: szacun
Wielkie dzięki, nawet nie wiesz jak to uskrzydla, bo powoli zaczynałam wątpić w ten tekst Big Grin
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#56
I niech uskrzydla. Pisz, panna... pisz Wink
Odpowiedz
#57
Witam po dłuugiej przerwie. Tych, którzy już wcześniej czytali, zachęcam do spojrzenia na poprzednie rozdziały - przeszły korektę. Oczywiście zapraszam też tych, którzy jeszcze się z tekstem nie zapoznali Smile


6.

Anna obudziła się z bólem głowy, niewyspana i zła jak osa. Widoczne za oknem ciężkie chmury i krople deszczu na szybie tylko pogorszyły jej nastrój. W dodatku zdała sobie sprawę, że jest poniedziałek. Pierwszy poranek po weekendzie upływał jej zawsze na najbardziej niewdzięcznym zajęciu świata – przywracaniu do życia rozleniwionej rodziny. Nazywała to obrazowo „reanimacją domu”.
Zgodnie z własnym określeniem, w piętnaście minut zdążyła zwlec z łóżka oporną córkę, rozstrzygnąć bitwę o kolejność korzystania z łazienki, doprowadzić do stanu używalności bluzę syna i skarcić go za nieuwagę. Od jakiegoś czasu młody uparcie skracał sobie drogę na szkolne boisko, skacząc przez płot. Cierpiały na tym jego ubrania i matka, powoli doprowadzana do ostateczności przyszywaniem guzików i zszywaniem rozdarć. Na wszelkie pretensje Ilja odpowiadał pogodnie, że odziedziczył po niej zapędy lekkoatletyczne, a z genami się przecież nie dyskutuje. Anna po cichu przyznała, że ma trochę racji (wpływ genów zauważała zwłaszcza w jego wyraźnie ojcowskim poczuciu humoru), ale od czasu do czasu pozwalała sobie na rodzicielską złośliwość, doradzając mu mimochodem, żeby kiedyś dla urozmaicenia spróbował wejść do domu przez okno.
- Pójdę sprzątać „Ukrainę” albo chociaż jakiś hotel – mruczała zgryźliwie, prasując bluzkę Mariny. – Zapłacą mi w końcu normalne pieniądze, a wy docenicie to, że zawsze wam gotuję, prasuję, szyję i tak dalej...
- Kochanie, jesteś niezastąpiona – uświadomił jej senny, mocno zachrypnięty głos.
W przeciwieństwie do niej, Jurij nie miał powodów do narzekań. Od trzech dni cieszył się pierwszym od dawna zwolnieniem lekarskim. Zdobyty z wielkim trudem świstek pozwalał mu na bezkarne odsypianie zarwanych nocy i wylegiwanie się w łóżku do nieprzyzwoitych godzin. Obudził się przed siódmą chyba tylko przez przypadek, co drastycznie odbiło się na jego komunikatywności. Dopiero po kilku minutach ziewania i walki z napadem kaszlu odnalazł się w porannej rzeczywistości na tyle, żeby dosłyszeć, a przede wszystkim zrozumieć gderanie żony.
- Gadanie, słońce. Wszystkiego się można nauczyć...
- Masz chandrę? Do tego w swoje urodziny?
Anna tylko westchnęła.
- Tak. Jestem stara i źle mi z tym.
- Wszystkiego najlepszego... Chodź tu, ty kozo nieszczęsna - dodał po chwili, widząc jej minę.
Posłusznie wyłączyła żelazko i usiadła na łóżku. Jurij, dmuchając jej w ucho, szybko odnalazł w swoim średnio bogatym repertuarze kilka komplementów jako dodatek do życzeń. Szczere, chociaż banalne formułki wypowiedziane głosem a’la natchniony Wysocki jakoś zyskały na urodzie. Anna poczuła się doceniona przynajmniej częściowo.
- Widzisz, plany były trochę inne. Według idealnego scenariusza powinienem być doprowadzony do porządku, wylewny i romantyczny. Sama widzisz, jesteś tak bezpośrednia, że szlag to trafił. No, ale mam dla ciebie prezent, oczywiście.
- A co to takiego?
- Spójrz, czy stan liczebny zielska w kuchni ci się zgadza...
Po minie Anny widział, że jest dobrze; zaczęła się uśmiechać, a prezent widocznie ją zaciekawił.
Wróciła do sypialni po kilku minutach z doniczką w ręce. Oglądała roślinkę z ciekawością charakterystyczną tylko dla pasjonatów. Jurij wiedział, że skrycie marzyła o własnym ogrodzie, podobnym do tego, jaki miał jej ojciec. Na marzeniach się skończyło – nigdy nie mieli tyle pieniędzy, żeby na serio pomyśleć o budowie własnego domu. Anna z typowym dla siebie spokojem przeniosła ogrodniczą pasję w realia kamienicy: w doniczkach hodowała zioła, fikusy, paprocie, miniaturową palmę (przedmiot żartów całej rodziny), surfinie, a nawet „balkonową” odmianę truskawek. Wystawa zieleni jakoś nie przeszkadzała pozostałym domownikom. Właściwie zainteresowały ich tylko truskawki, bo nadawały się do jedzenia.
- Jak właściwie nazywa się to zielsko, bo zapomniałem?
- Cyklamen perski, skarbie – wyjaśniła pobłażliwie. - Przepiękny okaz, dziękuję. Skąd wiedziałeś, że go chciałam?
- Nie wiedziałem. Był ładny.
Przez chwilę milczeli. Anna spokojnie gładziła liście roślinki. Nagle odstawiła doniczkę na nocną szafkę i odwróciła się do męża, patrząc na niego ze szczerym przerażeniem:
- Jura!
- Co? Cyklameny perskie są nielegalne?
- Bardzo śmieszne. Słuchaj, skoro mam dzisiaj urodziny, to znaczy, że przyjdzie do nas Pani Idealna. Na szczęście bez Pana, bo się znowu pokłócili. Cholera, dopada mnie jakaś skleroza...
Pewnych rzeczy po prostu nie wypada komentować. Jurij skrzywił się, kiedy stwierdził, że żona nie patrzy. Co roku wysłuchiwał podobnych złośliwostek pod adresem Natalii i co roku myślał, że szwagierka naprawdę nie ma łatwego życia. Milcząco obserwował, jak męczy się, kiedy przychodzi do nich z wizytą. Wzajemna niechęć sióstr bardzo go dziwiła. On bez swojej generalnie nie wyobrażał sobie życia.
- A ty skąd wiesz, że się pokłócili, mówiła ci?
- Nie, mamcia przeżywa kryzys w jej małżeństwie bardziej niż ona sama. Byłam u nich w piątek i wiem.
- W takim razie może chociaż raz będziesz miła dla Nataszy? Ten palant chyba już wystarczająco jej dokopał...
- Nie będę – stwierdziła uparcie. Cyklamen przestał ją chwilowo interesować; zabrała Jurijowi skrawek kołdry i sama się nim przykrywała. - Drażni mnie. Przychodzi co roku, z przymusu pewnie. Sama by na to nie wpadła, za głupia jest. Przynosi mi te cholerne swetry od mamy, chociaż obie pewnie wiedzą, że prędzej to oddam biezprizornym niż na siebie włożę. Ciągle mam wrażenie, że mnie w myślach krytykuje, bo przecież nasłuchała się od mamusi, jaka to ja jestem zła. I tak dalej i tak dalej. Wymieniać?
Jurij ziewnął dyskretnie.
- Daj spokój. Obwiniasz ją o to, że wasza mama to dziwny człowiek. To tak jakbym ja uznał, że ktoś z brygady odpowiada za charakter naszego kierownika. Nawiasem mówiąc, facet jest tępym chujem. Albo wyobraź sobie, że Ilja oskarża cię o to, że jego oceny z fizyki są denne. Bez sensu, no nie? Natasza kocha mamę, więc jej nie powie, co myśli o jej dziwactwach.
- A co mi do jej miłości do matki? Mnie matka nie kocha. Szczerze mówiąc, ja też zaczynam mieć wątpliwości czy coś do niej czuję. A ona chce mnie zmusić do polubienia i siebie i siostrzyczki. To już dawno przestało być nawet śmieszne.
- Matka musi cię kochać, wariatko. Przecież cię wychowała. Fakt, nie rozumiem jej, dziwna jest, ale kocha cię na pewno. A co do Nataszy... Ja tam się cieszę, że ona do nas przychodzi. Przynajmniej oszczędzamy słodkiej babci Lenie koszmaru przebywania w jednym pomieszczeniu ze mną i z dziećmi, a i ona sobie odpocznie. Przecież to musi być cholernie męczące, kiedy matka przez całe życie włazi ci na głowę.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Rzeczywiście, Jelena od pierwszego spotkania odnosiła się do zięcia z ledwo skrywaną niechęcią. O jej dobrym kontakcie z wnukami mogli tylko pomarzyć: tolerowała ich obecność, ale nie okazywała nawet odrobiny serdeczności. Wszyscy czuli się z tym niezręcznie. Jurij i dzieci szybko zdali sobie sprawę, że są w tej rodzinie zbędnym elementem rzeczywistości, a Annę najzwyczajniej w świecie bolało, że matka tak ostentacyjnie ich ignoruje. Swoiste uzależnienie Natalii od rodzicielki było już legendarne – czasem wydawało się, że biedula nie kiwnie palcem bez jej zgody.
- Właściwie to czym ja się przejmuję? Z rodziną jak z kaloriami. Są, będą i nic na to nie poradzisz, że czasem ci się coś tu i tam przez to odkłada...
- Dobrze mówisz, uparta kobieto. W takim razie przerzuć to podejście na sernik. Nie wiem, czy już to słyszałaś, ale wszyscy mają na niego ochotę. Tylko ty potrafisz go zrobić, więc...
- Pomyślę – zgodziła się wspaniałomyślnie jubilatka. – W końcu wizyta siostrzyczki to nie byle co. Niech jej w biodra pójdzie.
Jurij zaczął się śmiać.
- Wiesz co? Jesteś straszna.
- Widzisz. Cholerne geny.
- Ale obiecaj mi coś.
- Co?
- Dzisiaj jednak będziesz milsza dla Nataszy. Ładnie proszę.
- No dobrze. Spróbuję...
Anna chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie do pokoju wpadły dzieci. Wyściskana i obcałowana z każdej strony, chwilowo zapomniała o siostrze. Szczerze mówiąc miała nadzieję, że Natalia też odpuści sobie wizytę.

*

Natalii śniło się, że jedzie starą Ładą swojego szwagra po bardzo wyboistej drodze i na dodatek cierpi na cięższy przypadek choroby lokomocyjnej. Właśnie zastanawiała się, skąd wziąć niezbędną papierową torebkę, kiedy mała rączka pacnęła ją w twarz, skutecznie budząc.
- Mamo, mamo, wstawaj, szybko! – Usłyszała.
Przy okazji odkryła prawdopodobne źródło swojego dziwnego snu: synek usiadł jej na brzuchu i beztrosko podskakiwał.
- Boże święty, pali się gdzieś? – Jęknęła, czując całkiem realny piasek pod powiekami i metaforyczne jęki swoich, maltretowanych przez Ihora, wnętrzności.
- Nie – uświadomił jej syn, promieniejąc radością niczym niedzielne słońce. – Babcia kazała cię obudzić, bo masz iść do cioci Anny...
- A gdzie ona jest?
Chłopiec zrobił wielkie oczy.
- Ciocia?
- Nie, nie ciocia, babcia.
- Poszła po chleb i mleko.
Na samą myśl o wizycie u siostry Natalię ogarnęła rozpacz. Co roku planowała, że tym razem się postawi, tupnie nogą i po prostu nie pójdzie. Jak dotąd zawsze miękła pod wpływem prawie błagalnego spojrzenia matki.
- Dobrze, już wstaję, tylko ze mnie zejdź...
Ihor przeturlał się na wolną część łóżka, śmiejąc się beztrosko. Natalia pocałowała go w czubek zadartego noska i niechętnie wygrzebała się z ciepłej pościeli. Ubieranie się zajmowało jej zazwyczaj niewiele czasu: obmyślała garderobę na następny dzień już wieczorem, żeby rano nie tracić sił na kolejny akt tragedii pod tytułem „nie mam co na siebie włożyć”. Dzięki temu miała więcej czasu na inne sprawy.
Malując oko przed łazienkowym lustrem, pomyślała, że nie rozumie własnej rodziny. Na pewno wiedziała tylko, że nic w niej nie było spokojne ani stabilnie.
Z dzieciństwa zapamiętała przede wszystkim poczucie chaosu: rodzice kłócili się, rozstawali i wracali do siebie. Miała siedem lat, kiedy w końcu się rozwiedli, a dziewięć, kiedy siostra zaszła w ciążę i nagle wyjechała, po okropnej awanturze. W jednej chwili zostały z matką same, a nikt nie zadał sobie trudu, żeby jej cokolwiek wytłumaczyć. Mała Natalia wyciągała dziecinne wnioski z tego, co widziała. A widziała naprawdę sporo.
Jelena źle zniosła odejście męża i wyjazd Anny. Była w tym okresie przykra dla wszystkich bez wyjątku. Natalia bała się jej wybuchów złości, nie rozumiała też dlaczego mama płacze albo godzinami wpatruje się w jeden punkt gdzieś za oknem, paląc jednego papierosa za drugim.
Tylko raz zapytała, czy tata i Ania wrócą. Mama ją przytuliła i powiedziała, że nie. Nie wrócą, bo nie chcą. Skrótowo, bez wyjaśnień, „bo tak”. Znowu wytłumaczyła to sobie po swojemu. Odeszli, bo byli źli. Zrobili jej i mamie wielką krzywdę.
Przez osiem lat o Annie dowiedziała się tylko tyle, że po przyjeździe do Lwowa wyszła za mąż za ojca swojego dziecka, a kilka miesięcy po ślubie urodziła syna. Natalia nawet nie zapamiętała imion szwagra i siostrzeńca. Jelena też niewiele o nich mówiła.
Wiosną 1988 roku dziecięce wyobrażenie o starszej siostrze po raz pierwszy zetknęło się z rzeczywistością. Miesiąc po przyjeździe do Lwowa przypadkiem spotkała ją w parku. Oczywiście nie miała odwagi, żeby podejść ani tym bardziej porozmawiać, tylko obserwowała ją z daleka, jak zjawisko.
Anna już dawno przestała być tyczkowatą małolatą, jaką Natalia pamiętała. Po urodzeniu dwójki dzieci wyraźnie nabrała kształtów, obcięła imponujący warkocz, inaczej się ubierała. Nie to było jednak najważniejsze.
Im dłużej Natalia się jej przyglądała, tym bardziej się dziwiła. A więc ta roześmiana, beztrosko bawiąca się z dziećmi kobieta to jej starsza siostra, ta sama, którą wyobrażała sobie jako wcielenie wszystkich złych cech? Nic się nie zgadzało.
Opowiedziała o tym matce. Wydawało jej się, że Jelenę ta relacja nie zainteresowała – nie powiedziała ani słowa. Jak się później okazało, działała zamiast mówić: poszła na ulicę Sacharowa, gdzie mieszkała Anna. Spotkała tylko jej teściową, która – widząc zagubienie i gigantyczne zakłopotanie swojego gościa – obiecała pomóc. Nie wiadomo, jakich argumentów użyła, ale musiała być przekonująca. Anna niechętnie zgodziła się na spotkanie z matką.
Przyszła bez męża i dzieci, punktualna niemal co do minuty. Pozornie zachowywała spokój, ale Natalia widziała, że się denerwuje – co chwila splatała i rozplatała dłonie bardzo nerwowym ruchem. Nie sprzeczała się z Jeleną, nie roztrząsała zdarzeń z przeszłości, nie zadawała wielu pytań. Rozmawiała o błahych sprawach, powściągliwie, jak z nową znajomą. Siostrę zupełnie zignorowała. Zabolało, ale można to było zrozumieć. Osiem lat bez jakiegokolwiek kontaktu zrobiło swoje.
Cotygodniowe wizyty Anny stały się od tej pory nieprzyjemnym rytuałem. Natalia czuła, że starsza siostra po prostu jej nie lubi. Jeszcze bardziej dziwiło ją zachowanie matki: w trochę oschłą, ale generalnie życzliwą dla innych Jelenę jakby coś wstępowało, kiedy przebywała z najstarszą córką w jednym pomieszczeniu dłużej niż dziesięć minut. Niemiłosiernie ją krytykowała jakby szukała pretekstu do kłótni, ostentacyjnie nie zauważała zięcia i wnuków. Natalia uznała, że to trochę niesprawiedliwe: mąż Anny okazał się prostolinijnym, miłym facetem, siedmioletni wtedy Ilja rozbrajał pogodą ducha, a trzyletnia Marina była po prostu przesłodka.
Zabrakło jej odwagi, żeby samodzielnie próbować nawiązać z nimi kontakt. Nie chciała wybierać między siostrą, a matką. Męczyły się tak w tym swoistym trójkącie od dobrych kilkunastu lat i nie zanosiło się na jakąkolwiek poprawę. Chyba już do końca życia będzie się bała Anny, słuchała jej sprzeczek z matką i grała idiotyczną rolę łącznika między nimi. Nieciekawa perspektywa.
- Córeczko, jesteś?
Natalia wyjrzała na korytarz. Matka rzuciła na szafkę z butami ekologiczną torbę na zakupy i właśnie zamykała ociekającą wodą parasolkę.
- Jeszcze tak – powiedziała, zastanawiając się, co by powiedziała Anna, gdyby zobaczyła ją u siebie rozczochraną i z kreską tylko na jednej powiece.
Jelena przez chwilę nic nie mówiła. Zmarszczki wokół jej drobnych, dziecięcych ust pogłębiły się nieznacznie, co znaczyło, że intensywnie o czymś myśli.
- Natasza...
- Przecież nic nie powiedziałam. Idę.
- No dobrze.
Natalia, wściekła na siebie, dokończyła makijaż i uczesała się. Wsiadając do swojej Toyoty, klęła na czym świat stoi. Zajechała jeszcze do sklepu i kupiła od siebie pudełko wiśni w czekoladzie. Najchętniej dodałaby do nich cyjanek.
Złość na szczęście szybko minęła. Na dodatek spotkała ją miła niespodzianka – otworzył jej Jurij. Uśmiechnął się do niej, a ona jakoś odruchowo to odwzajemniła. Lubiła go. Kiedy Jelena i Anna się kłóciły, stał po stronie żony, ale nigdy nie przejmował bezkrytycznie jej punktu widzenia, więc nie zniechęcił się do Natalii „z urzędu”. Traktował ją z raczej milczącą, ale wyczuwalną życzliwością. Kilka razy mieli okazję porozmawiać trochę dłużej, co okazało się bardzo pozytywne dla ich wzajemnych kontaktów.
Przywitana dość serdecznie, weszła do mieszkania. Powiesiła płaszcz na przeładowanym wieszaku w przedpokoju (natychmiast spadł z niego gruby pulower i ortalionowa kurtka). Gdyby tylko była milej widziana przez siostrę, czułaby się tu świetnie. To był po prostu dobry dom. Ciepły. I zawsze pachniało tu jakimś ciastem.
Weszła do kuchni, gdzie siostra nastawiała wodę na herbatę i rozkładała talerzyki.
- Wszystkiego najlepszego... Aniu – powiedziała nieśmiało, wyjmując z torebki prezent od siebie i matki.
Jubilatka aż drgnęła – od dawna nikt nie zwracał się do niej przy pomocy najprostszego z możliwych zdrobnień jej imienia. Jelena miała irytujący zwyczaj używania pełnej formy, która w jej ustach po prostu zgrzytała, a Jurij z premedytacją wyśmiewał teściową pieszczotliwym „Annuszka”.
- Dziękuję – powiedziała teraz, gęsto mrugając. Uścisnęła siostrę, a nawet pocałowała ją w policzek, co wypadło jak na nią bardzo serdecznie. – Podziękuj też mamie. No i niech ona zrobi coś dla ciebie, bo masz naprawdę świętą cierpliwość...
Te słowa zdziwiły Natalię – brzmiały tak, jakby Anna doskonale wiedziała, co ją nurtuje. Nie miała jednak ochoty drążyć tematu.
Po chwili jak zwykle siedziała za dużym, drewnianym stołem i rozglądała się po kuchni. Stwierdziła, że urządził ją ktoś z wyczuciem. Nie byłaby taka ciepła i na swój sposób ładna bez tych najzwyklejszych w świecie szafek, kolekcji przedpotopowych filiżanek na półce i kilku portretów Kozaka Mamaja na ścianach (mniejszych i większych, wykonanych różnymi technikami). Nawet cudaczny zegar po prostu tu pasował. Jakiekolwiek próby unowocześnienia wystroju zabiłyby klimat.
Ta staromodna kuchnia wydawała się pasować do samej Anny. Natalia nie mogła oprzeć się podziwowi, kiedy widziała siostrę zajętą jakąkolwiek pracą domową. Ona chyba była stworzona do gotowania, sprzątania, prania, szycia i wychowywania dzieci. Kiedy krzątała się po kuchni, bardzo przypominała matkę (chociaż na pewno by się obraziła, gdyby ktoś jej o tym powiedział): tak samo jak Jelena miała kawę w słoiczku, a herbatę w pudełkach, na większe okazje zawsze piekła sernik, stawiała na stole dwa talerze – jeden z ciastem, a drugi z kilkoma plasterkami cytryny do herbaty - i zawsze zapominała o cukrze, podając go dopiero wtedy, kiedy gość się upomniał.
- Przepraszam, to dlatego, że ja sama nie słodzę – uśmiechała się uroczo, też po matczynemu.
Natalia nie lubiła momentu, kiedy kończyły im się bezpieczne tematy: pogoda, praca czy dzieci. Zapadało wtedy niezręczne milczenie, którego nie potrafiły niczym wypełnić; były ze sobą zbyt mało zżyte, żeby mieć na dłuższą metę o czym rozmawiać. Przez dłuższą metę panowała cisza, przerywana tylko wypowiadanymi półgłosem, ale słyszalnymi wiązankami przekleństw po rosyjsku i ukraińsku – Jurij naprawiał coś w łazience.
- Mogę cię o coś zapytać?
Nie wiedziała, po co to robi. A jednak pod wpływem jakiegoś impulsu postanowiła naciągnąć Annę na bardziej osobiste zwierzenia. Skoro była dziś milsza niż zwykle, można było to trochę wykorzystać.
- Proszę, pytaj.
- Ty... ty nie kochasz mamy?
Anna dołożyła jej ciasta. Pytanie nie zrobiło na niej specjalnego wrażenia. Wzruszyła ramionami, jakby miała opowiedzieć o pogodzie za oknem.
- Nie przesadzałabym – stwierdziła obojętnie, ważąc jednak każde słowo. – To moja matka. Ja jej tylko.... No, chyba nie lubię.
- A mnie?
Miała ochotę się za to stwierdzenie uderzyć: było dziecinne. Anna uśmiechnęła się lekko, samymi wargami.
- Nie zrozumiesz tego.
- A może bym zrozumiała, gdybyś mi powiedziała?
- Nie. Właściwie... właściwie to nie twoja wina, a z mamą nie można rozmawiać o wszystkim. Nawet nie warto zaczynać, bo ona nie przyzna, że mogła zrobić coś źle. Taki charakter.
Natalia miała wrażenie, że siostra nie mówi jej wszystkiego. Potrafiła być niesamowicie skryta, jeśli tylko chciała. Teraz umiejętnie dobierała słowa, żeby nie zrobić jej przykrości. Nie miała ochoty na szczere rozmowy ani z nią, ani z matką, do której widocznie miała żal. Nigdy tego głośno nie powiedziała, ale to się czuło, kiedy się z nią sprzeczała albo w ogóle o niej mówiła.
Porozmawiały jeszcze trochę o drobnostkach, potem Natalia pojechała do domu. Było jej dziwnie smutno – przecież wszystko mogłoby być lepsze z odrobiną dobrej woli z obu stron. Dlaczego one tak się upierały i nie chciały ze sobą rozmawiać dłużej niż trwała bezsensowna kłótnia z równie bezsensownego powodu?
„Spójrz na nią inaczej, nie tylko jak na wredną i małą siostrę” – po czasie Annie przypomniała się rada ciotki Wiktorii. Zmywając talerzyki i kubki, pomyślała, że to nie takie proste. Nie potrafiła od ręki pozbyć się wieloletniej urazy. Sam widok Natalii wzbudzał w niej często niedobre uczucia, tym bardziej, że nic się nie zmieniło. W oczach matki Natasza była zawsze najśliczniejsza, najmądrzejsza i najukochańsza. Jako dziecko Anna czuła się trochę jak lalka, którą Jelena się znudziła, zastępując nową – Natalią, na nieszczęście niewiele z tego rozumiejącą.
Anna musiała się zbuntować, a później jeszcze sporo przejść, żeby zobaczyć, co w jej charakterze jest prawdziwe, a co zmyślone albo przekręcone przez starającą się uszczęśliwić ją na siłę rodzicielkę. Czuła się dobrze, nie musząc przez lata o niej myśleć, ale przecież nie mogła zanegować tego, że istniała. Właśnie z tego cholernie prozaicznego powodu: Jelena była jej matką.




„Ukraina” – stadion we Lwowie. Swoje mecze rozgrywa tam m.in. lokalna drużyna piłkarska Karpaty.

Biezprizorni (ukr.) – dzieci ulicy. Zapewnienie im opieki i pomocy to jeden z większych problemów społecznych na Ukrainie.

Kozak Mamaj – bohater ukraińskich legend i opowiastek, często uznawany za personifikację Ukrainy i Ukraińców.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#58
Przeczytałam Twój tekst już dwa razy. Przymierzam się do trzeciego razu, bo to świetne pole do nauki.
Powiem, że jestem zauroczona tym, jak budujesz portrety bohaterów i relacje między nimi. Te relacje są tak bardzo prawdopodobne! Jestem pewna, że ja nie potrafiłabym wymyśleć takich wspaniałych dialogów i wątków. Dla mnie super i czekam na dalszy ciąg. Mam tylko nadzieję, że skończy się dobrze, bo kocham dobre zakończenia (wiesz, starsze panie w moim wieku już tak mają)
Odpowiedz
#59
Oj, dziękuję, to bardzo miłe.
Z ciekawości spytam: któregoś z bohaterów jakoś szczególnie lubisz? Ja jako autorka tak i jestem ciekawa, jak inni ich odbierają Smile
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#60
Dla mnie cudowną i bezsprzecznie najciekawszą postacią jest Anna.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości