Z zaginionej kroniki
(…) Będąc w Lubuszu, frankijskiego kupca spotkałem. Rzadko oni aż tutaj się zapędzają. Częściej z Moraw na północ ciągną. Mąż ów ciekawą mi rzecz o ich rachubie czasu powiedział. Jest u nich dziewięćset dwudziesty czwarty rok od narodzin jakiegoś Chrestosa, którego jako boga wyznają. Coś podobnego opowiadał mi pewien Morawianin, com go w trzcinickim grodzie napotkał. Jąłem więc przeliczać wydarzenia z mojej kroniki, bo sposób ten sprytniejszym mi się zdał niż rachuby podług kniaziów naszych panowania.
Wracając do swego łęgu, zatrzymałem się w grodzie Giecz. Siedziba to potężnego kniazia Lestka, głowy ludu Lestkowicami od jego imienia nazwanego. Dzielnie on sobie poczyna, niedawno ziemię Goplan podporządkował i okazałe grodzisko w Grzybowie postawił. Drżą okoliczne plemiona, gdyż waleczny on i na tym z pewnością poprzestać nie zamierza.
Na targu o wiek kniazia wypytywałem, chcąc ustalić, kiedy się porodził według nowej rachuby. Nawet żem jednego z dworca ucapił, co ofuknąwszy mnie pierwej, potwierdził, że Lestek czterdzieści cztery roki sobie liczy, a wiosną był porodzony trzy dni po święcie Jaryły. Widać na dworcu dociekania moje znane się stały, bo nazajutrz straż mnie zabrała do kniaziowej siedziby. Lestek na zydlu siedział w przybocznych otoczeniu z kniaziowym kołpakiem na skroniach. Wąs obfity gładził z zaciekawieniem patrząc, cóż to za włóczęgę mu prowadzają. Spojrzał na mnie tak groźnie, żem na jego widok zadrżał. Przemówił jednak łagodnie, do porywczości nie będąc skory, lub tego dnia nadzwyczajną przez bogów łaskawością będąc obdarzony. Jął wypytywać o powody mojego zainteresowania. Rzekłem, że spisaną wiedzę o przodkach potomnym chcę ostawić. Kniaź, człek światły, o tym, że na cienko wyprawionych skórach ludzie z zachodu coś zapisują słyszał, ale w naszych stronach zwyczaj to niepraktykowany. Spytał więc, skąd ja znam te zwyczaje. Odrzekłem, że człek pewien, żydem się zwący, co od Chazarów przyszedł, uczył mnie dźwięki znakami zapisywać. Kniaź nie ustawał w zapytaniach, może jaki spisek węsząc. Zrozumiałem, że wojowniczy wódź może się szpiegów obawia i moje działania na targu podejrzane wydawać się mogły. Za kniazia przyzwoleniem wypytałem jednego z jego przybocznych o rodziców i dziadków. Ojców swych dziadków żadnego wymienić nie potrafił. Tako więc kniaziowi rzekłem:
- Pamięć o ojcach szybko w zapomnienie odchodzi. O władcach dłużej się pamięta. Wiemy wszyscy, że twym ojcem kniaziu, był szczodry Siemowit, ojcem jego Piast kołodziej, a ojcem Piasta Chościsko. Ale kto był ojcem Chościska nikt już nie pamięta. O twoich ojcach i o tobie samym ludzie zapomną, jeśli potomkom trwały przekaz się nie ostanie.
Kniaź, zdało się, przez chwilę poruszony był mową moją. Zaraz jednak na powrót poważnym stało się jego oblicze. Potem odprawił mnie z uśmiechem pobłażliwym, dalszej pracy nie zakazując. Ośmielony tym jąłem na dworcu i w grodzie wypytywać, by dzieje piastowego rodu słowem pisanym utrwalić. Kto wie jakich jeszcze władców wyda. (...)
(…) Będąc w Lubuszu, frankijskiego kupca spotkałem. Rzadko oni aż tutaj się zapędzają. Częściej z Moraw na północ ciągną. Mąż ów ciekawą mi rzecz o ich rachubie czasu powiedział. Jest u nich dziewięćset dwudziesty czwarty rok od narodzin jakiegoś Chrestosa, którego jako boga wyznają. Coś podobnego opowiadał mi pewien Morawianin, com go w trzcinickim grodzie napotkał. Jąłem więc przeliczać wydarzenia z mojej kroniki, bo sposób ten sprytniejszym mi się zdał niż rachuby podług kniaziów naszych panowania.
Wracając do swego łęgu, zatrzymałem się w grodzie Giecz. Siedziba to potężnego kniazia Lestka, głowy ludu Lestkowicami od jego imienia nazwanego. Dzielnie on sobie poczyna, niedawno ziemię Goplan podporządkował i okazałe grodzisko w Grzybowie postawił. Drżą okoliczne plemiona, gdyż waleczny on i na tym z pewnością poprzestać nie zamierza.
Na targu o wiek kniazia wypytywałem, chcąc ustalić, kiedy się porodził według nowej rachuby. Nawet żem jednego z dworca ucapił, co ofuknąwszy mnie pierwej, potwierdził, że Lestek czterdzieści cztery roki sobie liczy, a wiosną był porodzony trzy dni po święcie Jaryły. Widać na dworcu dociekania moje znane się stały, bo nazajutrz straż mnie zabrała do kniaziowej siedziby. Lestek na zydlu siedział w przybocznych otoczeniu z kniaziowym kołpakiem na skroniach. Wąs obfity gładził z zaciekawieniem patrząc, cóż to za włóczęgę mu prowadzają. Spojrzał na mnie tak groźnie, żem na jego widok zadrżał. Przemówił jednak łagodnie, do porywczości nie będąc skory, lub tego dnia nadzwyczajną przez bogów łaskawością będąc obdarzony. Jął wypytywać o powody mojego zainteresowania. Rzekłem, że spisaną wiedzę o przodkach potomnym chcę ostawić. Kniaź, człek światły, o tym, że na cienko wyprawionych skórach ludzie z zachodu coś zapisują słyszał, ale w naszych stronach zwyczaj to niepraktykowany. Spytał więc, skąd ja znam te zwyczaje. Odrzekłem, że człek pewien, żydem się zwący, co od Chazarów przyszedł, uczył mnie dźwięki znakami zapisywać. Kniaź nie ustawał w zapytaniach, może jaki spisek węsząc. Zrozumiałem, że wojowniczy wódź może się szpiegów obawia i moje działania na targu podejrzane wydawać się mogły. Za kniazia przyzwoleniem wypytałem jednego z jego przybocznych o rodziców i dziadków. Ojców swych dziadków żadnego wymienić nie potrafił. Tako więc kniaziowi rzekłem:
- Pamięć o ojcach szybko w zapomnienie odchodzi. O władcach dłużej się pamięta. Wiemy wszyscy, że twym ojcem kniaziu, był szczodry Siemowit, ojcem jego Piast kołodziej, a ojcem Piasta Chościsko. Ale kto był ojcem Chościska nikt już nie pamięta. O twoich ojcach i o tobie samym ludzie zapomną, jeśli potomkom trwały przekaz się nie ostanie.
Kniaź, zdało się, przez chwilę poruszony był mową moją. Zaraz jednak na powrót poważnym stało się jego oblicze. Potem odprawił mnie z uśmiechem pobłażliwym, dalszej pracy nie zakazując. Ośmielony tym jąłem na dworcu i w grodzie wypytywać, by dzieje piastowego rodu słowem pisanym utrwalić. Kto wie jakich jeszcze władców wyda. (...)