Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Z przemyśleń
#1
ni to wywód filozoficzny, ni to rozprawka ani nawet pełen artykuł, ale może kogoś również pobudzi do przemyśleń

[...]
Miałem zakodowane od nie wiem kiedy, że wszystko robię źle, nie tak, na opak. Może specjalnie, może podświadomie, ale na ile byłem odpowiedzialny za to, nie potrafię powiedzieć. Z perspektywy czasu bowiem, nie rozumiem tego wcale. I wychodziłem, spędzałem dnie na przygodach, odkrywaniu, doświadczeniach, które tak naprawdę na mnie nie działały. Byłem jak ten dokumentator. Rejestrujący rzeczywistość, by komuś o tym opowiedzieć, nie dla siebie. Tylko, że nikt nie był tym zainteresowany. Takie zawsze odnosiłem wrażenie.
Bo jakby wszyscy wiedzieli, co i jak. Gdzie są granice postępowań i co jest istotne a co nie. Dla mnie było ważne tylko, co myślą o mnie. Ale ja to wiedziałem bez pytania. I wydaje się to milion lat temu, kiedy wstawałem każdego dnia tak samotny w tłumie, jak wydawać by się mogło, wszyscy inni nie byli. Bo ja, w przeciwieństwie do nich, nie wiedziałem czego chcę najbardziej. Miałem tyle możliwości w głowie. Nierealnych. Każdy, kto poznał mnie na jakimś poziomie, starał mi się to uzmysłowić, albo przekazać. Poznałem też grupkę pesymistów/realistów, którzy byli starsi i już wiedzieli, że tak się nie da. Ale ja byłem przecież tym innym, mi były nadrukowane skuteczne swatania, pogodzenia konfliktów, negocjacje sytuacji kryzysowych. Wydawało mi się, że to ma jakiekolwiek znaczenie. Liczyłem, że miało gdzieś znaczenie. Nie miało.
Chciałem być inny. Ale genów, charakteru, podświadomości się nie oszuka. Bo ja miałem świetny talent w przekonywaniu ludzi, że ja wiem, co robię. Taki talent. Mogłem być przekonany, mogłem chcieć przekonać, ale to wcale nie znaczyło, że nie płynę tylko na fali przeczucia. I tak było zawsze. Czasem przeczucie mnie nie myliło. A gdy myliło, znalazłem wymówkę, by się wykręcić od odpowiedzialności. Bo ja bardzo lubiłem stać w opozycji do czegokolwiek, zajmować stanowisko przez nikogo nie bronione, tylko dla zasady. Może dlatego, że nikt nigdy mnie nie bronił. Radzić musiałem sobie zawsze sam. Komukolwiek starałem się cokolwiek jakoś wytłumaczyć, nikt tego nie pojmował, nie czuł, nie potrafił się utożsamić. Stąd to przeświadczenie, że jestem tym ‘z boku’, ‘poza nawiasem’, ‘poza kolektywem’. Zresztą nawet gdybym starał się budować te kruche i fałszywe politycznie relacje, jak wszyscy inni, stałbym się pewnie jeszcze bardziej zgorzkniały niż byłem. Bo po co się starać, jak i tak nikt tego nie zauważa, nie docenia? Bardzo szybko zatem nauczyłem się przetrwania. Trzeba było się oduczyć naiwności, zakładania czegokolwiek, planowania. Nie tylko dlatego, że byłem chodzącą ‘porażką’, ale też poprzez ocenianie tego przez otoczenie. Ale ja byłem nieznośny… zawsze musiałem być w centrum zainteresowania, zawsze niezrozumiały i najgłośniejszy. Zupełnie jednocześnie nie zdając sobie sprawy: dlaczego. Ani jak to zmienić, czy też: po co? Albo raczej: dla kogo? Dla tych, którzy jawnie nie byli zainteresowani kim jestem? Patrzących przez pryzmat ciężkiego charakteru? Ile się nasłuchałem jak zaczynałem ogólniaka: jesteś wartościowym człowiekiem, ktoś tam na ciebie na pewno czeka, znajdziesz szczęście… i tego typu bzdury.
Znalazłem. Ale nie tam. Tu, sam ze sobą. W medytacji, jak na detoksie od tamtego toksycznego społeczeństwa. Gdzie robiłem wszystko nieświadomie, bezmyślnie, nawet jeśli wydawało mi się zupełnie na odwrót, nawet jeśli udowadniałem wszystkim, że wiem co robię. Nie wiedziałem. Miesiąc po miesiącu, rok po roku zanikały mi perspektywy. I nikt dookoła nic nie osiągał. To, że ktoś założył rodzinę, zakuwa dniami i nocami czy też znalazł pracę za dwa koła na miesiąc miało mnie do czegokolwiek zmotywować? To miały być moje perspektywy? Jak w “Dniu świra”, kiedy Kondrat ma swój monolog, jak idzie odebrać wypłatę. Opcja numer jeden: studiować ile wlezie, a potem zostać przedstawicielem handlowym lub pracować na uczelni, magistry, doktoraty - do tego trzeba mieć pasje i cierpliwość, bo inaczej to się nazywa ‘zmarnowana młodość’. Opcja druga: zawodówka i potem fucha w zawodzie, z perspektywą maksymalnego dochodu dwa i pół tysiąca na miesiąc do końca życia. Tylko trzeba wiedzieć jeszcze do jakiej zawodówki. Humanista w zawodówce? Jako kto? To już nie jest kwestia bezmyślności. To jest brak uświadomienia społecznego. Pieniądze to nie wszystko, ale ich brak powoduje duże problemy. A w Polsce (to jest moja powyjazdowa perspektywa) wszyscy są biedni. Może teraz zaczyna być inaczej, ale jakie to ma dla mnie mieć znaczenie? Opcja trzecia: wyjazd za granicę. Co sprytniejsi i inteligentniejsi tak właśnie zrobili i maja się świetnie.
Bo kiedyś tam w życiu trzeba sobie zadać ’jedno zajebiście ważne pytanie’: czego ja właściwie chcę? Tu już nie chodzi o to, co lubi się robić, czy co sprawia satysfakcję, tylko czego się tak naprawdę od życia chce. Nikt się mnie nie pytał, albo ja nie chciałem słuchać. Problem jednak nie tkwi w tym, ze nikt nie jest tym zainteresowany, ale na tym, że jak już się odpowie sobie na to pytanie to się okazuje, że żeby osiągnąć to, czego się chce, trzeba harować ładne kilka lat albo zakuwać jeszcze więcej niż ładne kilka lat. A tak chyba nie powinno być? Żeby perspektywy były ograniczone przez zasób cierpliwości? A do tego, co ma nas motywować, żeby w ogóle zabrać się w tę mozolna podróż? I ja stałem się w ten sposób niebywale leniwy. Gdybym miał może jakiś dowód gdzieś tam, że komuś się cokolwiek udało, to może by mnie to jakoś ruszyło. Ale oni wszyscy, tak przecież wobec mnie krytyczni, sami grzęźli jedno po drugim. Założyć rodzinę, mieć jakąś tam pracę i jakąś tam szkołę i to cała filozofia życia? To o to tu chodzi? I spotkać znajomych raz na dwa tygodnie, żeby ponarzekać? Na dzieci, pracę i problemy finansowe? I ja się miałem na taki schemat zgodzić, bo wszyscy tak robili? Wolałem o tym nie myśleć. I to skutkowało przez te wszystkie lata.

[...]

można w zasadzie doszukać się tu przekroju przez moje pokolenie, taki insight
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości