Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Z pamiętnika domowego kota
#1
Przewietrzone futerko, błyszcząca, zaczesana z włosem sierść, świeżo wylizane białe skarpetki. Mucha nie siada, dosłownie i w przenośni. Maksymalne sprężenie, pierś do przodu i…grzeczniutki spacer po pokoju, połaszenie się, w końcu broń ostateczna i niezawodna- głębokie spojrzenie w oczy gościa. Ćwiczenie tej umiejętności rozpoczęło się zaraz po obejrzeniu drugiej części „Shreka”, kiedy to czworonożny bohater pokazał jak skutecznie osiągnąć każdy cel. Świat zwierząt i ludzi nic się w tej kwestii nie różnią- grunt to umieć się sprzedać. Udaje się! Biorą! Zaczyna się wieczna zabawa, głaskanie i pyszne obiadki!
Przekraczam raźnie próg nowego domu. Zaraz za drzwiami widzę przygotowaną dla mnie kuwetę. Radość opada. Miednica o średnicy 20 centymetrów. Miseczka. Dowiaduję się, że to okres przejściowy. Dam radę. Przymierzam się, pełna koncentracja. Prawa tylnia łapa trochę w lewo, przednia lewa centymetr w przód dla utrzymania równowagi i… -„Jaki on słodki! Zobacz, zobacz!”-…słyszę nagle za plecami. Chyba żart. Odwracam niechętnie głowę. Nowi właściciele rozpływają się nad widokiem próbującego zaspokoić fizjologiczne, niezbyt estetyczne w zapachu i wyglądzie potrzeby kota. Przerażeniem napawa mnie myśl, że ludzie to istoty inteligentniejsze ode mnie. Przynajmniej według badań. Nagle dostrzegam czerwoną kropkę. Pan wychodzi z propozycją zabawy. Wybaczam wcześniejsze faux pas i rzucam się w pogoń za czerwonym punktem. Prawo lewo prawo lewo prawo lewo. I dookoła. I jeszcze raz. I skok na ścianę. Po 15 minutach przyglądam się spod łóżka wołowince, którą jadłem na śniadanie. Nie wygląda już tak apetycznie. Czerwony ze złości Pan wyzywa mnie od zarzygańców. Mam nadzieję, że mnie nie odda. W końcu kocha się na dobre i złe.
Dziś wizyta u weterynarza. Jestem przerażony, ale jednocześnie dumny. Powszechnie wiadomo, że mężczyźni boją się dentysty. Weterynarz, dentysta- co za różnica. Męski strach przed lekarzem sprawia, że czuję się co najmniej jak tygrys. Idzie lekarka. Niezła babka- blondyna o pięknych, dużych…oczach. Właścicielka wnosi mnie do gabinetu. Upokarzające. Prężę się próbując zachować pysk. „Ale ma ładne jajeczka!”- zachwyca się nagle pani doktor. Przypomina mi, że jestem 6-miesięcznym kotkiem. Na dziś potygrysowane.
Z dnia na dzień zainteresowanie moją obecnością słabnie. Nikt się ze mną nie bawi. Zdesperowany decyduję się na własną łapę pobiegać trochę po domu. Dla utrzymania formy. Cieszę się i dziwię równocześnie, że ignorująca mnie ostatnio Pani towarzyszy mi od pierwszego biegu. Prowadzę wytrwale cały trening. Skok na parapet, slalom między kwiatkami, nur do kosza na śmieci i szybka przekąska w biegu. Pani nie nadąża. Kiedy podczas kolejnego treningu zostaję złapany i zamknięty w kontenerze, dociera do mnie, że cel biegów właścicielki był zupełnie inny niż mój. Bywa.
Nudzi mi się. Właściciele coraz bardziej zajęci, zabiegani. Niby mnie widują, ale jestem prawie pewien, że biorą mnie za bardziej zaawansowane stadium jednej z wielu kupek kurzu, jakie zgromadziły się w mieszkaniu. Taką co już chodzi i miauczy. Wiem, poliżę sobie stopy. Po kilku minutach dostrzegam w kącie nową, kuszącą zabawkę. Idę w stronę efektownej palmy i…spotykając złowieszcze spojrzenie Pani odbijam w lewo. Spryciarz ze mnie. Odczekuję chwilę i ponownie próbuję. Kolejne wymowne spojrzenie właścicielki zmusza mnie do namiętnego wąchania śmierdzącej rośliny. Że niby miłośnik przyrody ze mnie. Pani nie daje się nabrać i znów trafiam za kratki. Resztę dnia spędzam w kontenerze.
W głowie kłębi mi się tysiące myśli. Ludzie chcą, żeby czworonożny wybraniec był ładną, żywą zabawką, która siedzi grzecznie w kącie i dobrze wygląda. Kiedy okazuje się, że pupil nie pasuje do tego obrazka, przestaje być pupilem. Proste. Zwierzak ma robić to, co chcą właściciele. I tylko wtedy, kiedy mają na to ochotę. Skandal! Nie dam zrobić z siebie tamagoczi! Omijam kuwetę z ostentacyjnym miauknięciem i przyjmuję odpowiednią pozycję nad nowym butem właścicielki. Pewny swoich racji, olewam wszystko.

ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#2
W przypadku tego tekstu się zawiodłam. No, zepsułaś Big Grin
Pomysł był fajny, bardzo - kot jako narrator opowieści, zwracający uwagę na problem. Tylko wykonanie siadło. Miałam wrażenie, że ten narrator mówi bez planu, "co mu ślina na język przyniesie". A to wprowadza chaos.
Może spróbuj rozpisać sobie konspekt tej pracy? Wstęp, rozwinięcie, zakończenie i "małe punkty", w których wypiszesz dokładniej postulaty swojej pracy, żeby było jasno i przejrzyście.
Spróbuj Smile
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#3
Przemyślę i oczywiście dzięki za komentarzSmile

Traktując tekst jako zapiski (konwencja pamiętnika) pozwoliłam sobie na rozluźnienie związków przyczynowo-skutkowych, o których piszesz. W końcu w pamiętniku piszemy właśnie to, co "ślina na język przyniesie".


Pozdrawiam!
ami-zprzymruzeniemoka.blogspot.com
Odpowiedz
#4
Cytat:Świat zwierząt i ludzi nic się w tej kwestii nie różnią
albo świat nie różni, albo światy nie różnią
Cytat:średnicy 20 centymetrów.
i w kilku innych miejscach liczby nienapisane słownie
Razi mnie trochę brak spacji po obu stronach myslnika

Kilka momentów zabawnych, z jajem(o, na przykład), ale ogólnie niestety dla mnie tekst jak na parodię dobry nie jest. Trochę prosto wyszedł

Najbardziej podoba mi się końcówka
Cytat:przyjmuję odpowiednią pozycję nad nowym butem właścicielki. Pewny swoich racji, olewam wszystko.
Świetna gra słów, brakuje tego w treści

Najchętniej komentuję w : Obyczajowe/Psychologiczne, Satyryczne/Parodie, Akcja i Miniatury literackie
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości