26-02-2013, 17:49
| Zbigniew już od najmłodszych lat miał talent do wszelkich czynności, toteż kiedy znudziły mu się podróże kosmiczne, zapragnął zostać gangsterem. Jednakże po obejrzeniu "7 wspaniałych" prędko zaczął organizować rodeo. Po latach usiadł na kancie tapczanu, patrząc na kapelusze, statki kosmiczne, granaty i rzekł
- Po co mi to było?
| Zbigniew A zmarł 13 sierpnia. Z poszlak wynika, że po oblaniu sznura benzyną i zabraniu swojego Colta, udał się na stację kolejową, gdzie podpalając ową linę i oddając strzał w głowę zawisnął. Ogień strawił jego ciało wraz ze sznurem, co spowodowało bolesny upadek w stosunku do torów, którędy jechał pociąg. "To prawdopodobnie samobójstwo" - tłumaczy Adam Skorupka, komendant policji ds. morderstw w Chicago. Jak twierdzi, matka wisielca również skończyła ze swym życiem - po wzięciu do jednej ręki flary, a do drugiej Magnum, skoczyła z przepaści, w locie używając broni przeciwko swojemu płonącemu mózgowi. "Matce, za przyczynienie się do śmierci swojego syna Zbigniewa, grozi do pięciu lat pozbawienia wolności" - opowiada dalej pan Adam i dodaje po chwili - "To wielka tragedia zarówno dla nas, jak i osób spokrewnionych, których poszkodowany raczej nie miał. Matka zniekształciła jego wyobraźnię, co mogło skończyć się gorzej - wypadnięciem pociągu z torów".
- Po co mi to było?
| Zbigniew A zmarł 13 sierpnia. Z poszlak wynika, że po oblaniu sznura benzyną i zabraniu swojego Colta, udał się na stację kolejową, gdzie podpalając ową linę i oddając strzał w głowę zawisnął. Ogień strawił jego ciało wraz ze sznurem, co spowodowało bolesny upadek w stosunku do torów, którędy jechał pociąg. "To prawdopodobnie samobójstwo" - tłumaczy Adam Skorupka, komendant policji ds. morderstw w Chicago. Jak twierdzi, matka wisielca również skończyła ze swym życiem - po wzięciu do jednej ręki flary, a do drugiej Magnum, skoczyła z przepaści, w locie używając broni przeciwko swojemu płonącemu mózgowi. "Matce, za przyczynienie się do śmierci swojego syna Zbigniewa, grozi do pięciu lat pozbawienia wolności" - opowiada dalej pan Adam i dodaje po chwili - "To wielka tragedia zarówno dla nas, jak i osób spokrewnionych, których poszkodowany raczej nie miał. Matka zniekształciła jego wyobraźnię, co mogło skończyć się gorzej - wypadnięciem pociągu z torów".
Miejmy nadzieję, że baba do lekarza będzie przychodzić, póki żyjemy.