Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Malinka ze śladami kłów
#1
Postanowiłam się w końcu z kimś podzielić kawałkiem mojej pracy ^^

Część pierwsza

Dwudziesty dziewiąty luty. Wyjątkowa data, i moje jedne na cztery lata urodziny. Mam (od dzisiaj) pięćdziesiąt dwa lata, a są to moje trzynaste urodziny. Skomplikowane. I głupie. Jeszcze bardziej skomplikowane jest to, kim jestem. Mój ojciec jest wampirem. Moja matka nie. Dorothy dopóki żyła kazała mi mówić do siebie po imieniu. Umarła we śnie. Ze starości. Miała osiemdziesiąt trzy lata. Jeszcze ciekawsze jest to, jaka jestem. Nie muszę jak wszystkie wampiry pić krwi ani chować się przed słońcem. Nie działa też na mnie srebro. Jednak jak wszystkie wampiry jestem nadludzko silna. Nie starzeję się. Wyglądam na jakieś dwadzieścia pięć lat.
Po krwiopijcach odziedziczyłam też kilka zbędnych według mnie właściwości.
Jestem po prostu idealnie piękna. Mam długie i czarne, proste włosy. Jestem średniego wzrostu, lekko umięśniona. Chojnie obdarzona przez naturę cyckami. Mam duży biust...
Jestem raczej blada. Moja "idealna" twarz wygląda z tym nadzwyczaj dobrze. Mam duże czarne oczy i pełne usta.
Na imię mi Jen. Nic więcej. Wampiry nie maja nazwisk. Po przemianie przyjmują nowe imiona, i to wszystko.
Nie wiem jak nazywa się mój ojciec. Kawał skurwysyna z niego. Zgwałcił brutalnie Dorothy i prawie udusił. On o tym "prawie" nie wie. Inaczej by wrócił.
Może drań już gryzie ziemię? Może sama go zabiłam?
Jestem legalną wykonawczynią wyroków na wampirach. Mój kraj doskonale wykorzystał moje atuty i wady. Nie współpracuje z nikim. Jestem samodzielna.
Mam na swoim koncie już trzydzieści siedem wampirów. Przelicznik jest taki, ze zwykły śmiertelnik nie zabije żadnego wampira.
Ja nawet z walk z mistrzami wampirów (krwiopijca, który żyje ponad sto lat i ma zdolność tworzenia nowych krwiopijców) wychodzę bez szwanku.
Niektóre wampiry boją się mnie, inne nie znają. Nie jestem jakąś legendą. Zajmuje się tym od jakiś pięciu lat. Jeszcze nie zdążyło się roznieść. Przynajmniej mam ciekawą pracę.
Ledwo wróciłam tego ranka do domu i wzięłam prysznic a już rozdzwonił się telefon. Mimo, że byłam strasznie zmęczona nie zdenerwowało mnie to. Wiedziałam, kto dzwoni.
- Halo? - Odebrałam dopiero po czwartym sygnale.
- Cześć Jen. Masz okropny głos. Pracowałaś dzisiaj? - To był Chris, mój facet.- Chciałem tylko potwierdzić dzisiejsze spotkanie. - Jest hydraulikiem, poznaliśmy się przez to, że pralka zalała mi mieszkanie.
- Chris... Jestem teraz padnięta... Ale parę godzin drzemki i będę jak nowa. O której się widzimy? I gdzie?
- U Ciebie? O dziewiętnastej? Przywiozę pizzę...
- Okey. A teraz idę spać.
- Okey. Pa.
Nasze rozmowy są zazwyczaj dużo krótsze. Chris nie rozumie, po co to robię. To znaczy, po co tak pracuję. Ja mam na to własną teorie. Spłacam ziemi dług za to, że musi nosić na sobie takie anormalne coś jak ja.
Założyłam przydużą koszulkę i wskoczyłam do lóżka. Minęło parę minut i spałam jak dziecko.
Dzisiejsza noc nie była ciężka.
Aktualnie zabawiam się w światku wampirów, aby wydobyć informacje na temat mojej kolejnej ofiary.
Ponad pięćset letniego mistrza. Który mami nie tylko wyglądem, ale też tym co potrafi. Jest znacznie silniejszy niż większość wampirów, na które polowałam. Jest też dużo sprytniejszy. Dlatego nie mam przeciwko niemu wystarczających dowodów i muszę chodzić na te "imprezki".
Ubrana byłam w czarny skórzany gorset i taką też do kompletu mini.
Moje stopy zdobiły czarne kozaki na dwunastocentymetrowych platformach, ozdobione od góry do dołu klamrami.
Makijaż nie był mi potrzebny, ale jak się bawić... Podkreśliłam oczy czarna kredką i dużą ilością tuszu, usta maznęłam czerwoną szminką. Postanowiłam zaszaleć i zrobiłam sobie grzywkę sięgająca oczu. Dało to dość "mroczny efekt". Włosy związałam w wysoki koński ogon. Mimo tego kita sięgała mi do połowy pleców.
Jeszcze czarny płaszczyk sięgający połowy moich mocnych ud, mała kopertowa torebeczka a w niej telefon, szminka i srebrny krzyżyk i byłam prawie gotowa. Pochwa na srebrny sztylet, na lewym udzie, ukryta pod spódniczką, do tego oczywiście sztylet i mogłam iść. Nieźle jak na 50-latkę
Gdy w końcu dotarłam na miejsce okazało się, że zupełnie tu nie pasuje. Kobiety były ubrane w suknie balowe a mężczyźni we fraki. Ale nie gospodarz. Większość wampirów, po przemianie, wybiera staromodne imiona. Vincent, Mark, Cornelia, Lucjusz. Widocznie mój cel był za nowoczesnością.
Buzz był wysokim, czarnym, muskularnym mężczyzna. Jego lekko kwadratowa szczęka, pełne usta i ciemne oczy sprawiały, że miękły kolana. Nie tylko mnie. Miał na sobie biały podkoszulek i skórzane spodnie. Nie trawie facetów w skórach, ale Buzz wyglądał w nich fantastycznie. Zwłaszcza jego tyłek. Nie wiem czy to przez mój strój czy pewność siebie, ale zwróciłam na siebie uwagę pięćsetletniego mistrza wampirów.
Buzz był diablo niebezpieczny. Wydawał się bardzo brutalny. Cała ta mieszanka sprawiała, że był nieziemsko pociągający.
Ale nie mogłam zapomnieć, po co tu przyszłam.
- Witaj piękna nieznajoma - Buzz pocałował mnie w rękę i spojrzał w oczy, po czym uśmiechnął się błyskając kłem.
Przeszedł mnie dreszcz. Opanuj się głupia! Upomniałam samą siebie w duchu. Uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam: - Chyba oboje tu nie pasujemy - znów uśmieszek.
- Po za kłami chyba nie wiele nas łączy z tymi lalkami i manekinami - stwierdził z ironią Buzz - Może się przejdziemy..? Mówią na mnie Buzz, a na Ciebie?- Nie ma sensu kłamać. Wampir i tak to wyczuje, zwłaszcza taki stary.
- Jen - odpowiedziałam krótko.
- Wyczuwam w tobie coś niezwykłego moja miła - stwierdził prowadząc mnie za rękę po ogromnym salonie w stronę tarasu. - Śmierć za tobą podąża, ale to nie jest twoja śmierć - złowiłam zazdrosne spojrzenia wielu wampirzyc. - Potrafisz to wytłumaczyć?
Uśmiechnęłam się promiennie - Boisz się kobiet, które potrafią o siebie zadbać?
Stanęliśmy na przeciw siebie przy balustradzie. Roześmiał się a jego perlisty śmiech otoczył mnie jak ciepła mgiełka.
- Chyba jestem już za stary na strach przed kobietami.
- Być może - kolejny mój wypracowany uśmiech. - Słyszałeś, co się znów dzieje? Kolejny wampir bez skrupułów zaatakował miasto. Zabił trzynastu śmiertelników a pięciu przemienił - moje paznokcie powędrowały w okolice jego sutka. Buzz zauważalnie się spiął. Jego oczy błysnęły czerwienią. On się jeszcze dziś nie pożywiał!
- Dlaczego o to pytasz? Uważasz, że to czas na takie dyplomatyczne rozmowy? - jego dłoń gładziła moją talię.
- Po prostu uważam, że Ty, jako najstarszy mistrz wampirów w mieście, mógłbyś nad tym kimś zapanować.
- Gdyby to było takie proste... - stwierdził i zapatrzył się w dal a ogień w jego oczach zniknął. Po chwili dodał - Zapraszam Cię teraz na pokaz, mam nadzieje, że Ci się spodoba. Poprowadził mnie do środka, gdzie odbył się występ kilku męskich śmiertelników w charakterze, nawet dobrego, rockowego zespołu, którzy po występie dali sobie dobrowolnie utoczyć trochę krwi.
Ja krążyłam po sali i dyskretnie zbierałam informacje. Dowiedziałam się, że Buzz jest spokojnym i zrównoważonym wampirem, ale ma nad sobą kogoś jeszcze...
*

Obudziłam się około godziny szesnastej. Wzięłam prysznic i nie wiedziałam, co robić dalej... Do dziewiętnastej zostało mi jeszcze sporo czasu.. Postanowiłam skoczyć na basen w mojej piwnicy. Mieszkam w piętrowym, luksusowym domu. Zaleta posiadania własnego basenu jest taka, że można pływać nago.
Po pewnym czasie odkryłam, że ktoś mnie obserwuje, mało tego ktoś wskoczył do basenu! To mógł być tylko Chris. Tylko on miał klucze do mojego domu. Zatrzymałam się tuż przed nim. Okazało się, że też był nagi. Przytuliłam się do niego i objęłam nogami w tali. Chris ma prawie dwa metry wzrostu. Ma urodę chłopca, delikatne rysy twarzy, błękitne oczy i długie do brody jasne blond włosy. Do tego jest dobrze umięśniony. Seksowna mieszanka. Mogę się w niego wtulić cała.
Jego ciało w porównaniu z moim było cudownie ciepłe. Chris zauważalnie zadrżał. Pogładził mnie po włosach. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się na widok mojej nowej, mokrej grzywki. -Nowy kamuflaż? - Pochylił się i pocałował mnie mocno i głęboko. Poczułam przyjemne ciepło rozchodzące po całym ciele. Najcelniej trafiające w moje podbrzusze. Moje dłonie zaczęły gładzic jego tors i umięśniony brzuch. W końcu zatrzymały się na jego pośladkach, w które delikatnie wbiłam paznokcie. Chris przytulił mnie mocno i zapytał - Może pójdziemy na górę? - pociągnęłam go za rękę w stronę schodów prowadzących do kuchni. Po drodze złapałam jedwabny szlafroczek i zarzuciłam go na siebie, a Chris ręcznik, który owinął wokół bioder. W kuchni jednak zapach pizzy zwalił mnie z nóg. Uśmiechnęłam się przepraszająco, usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Jednak widok ciała mojego facet był bardziej fascynujący niż jedzenie. Wstałam i podeszłam do niego a poły mojego i tak prześwitującego szlafroka rozchyliły się. Chris stał z założonymi rękami, oparty o szafkę i najwidoczniej sam nie mógł utrzymać rąk przy sobie. Złapałam jego spocona dłoń i pociągnęłam w stronę sypialni.

*

Gdy po udanym, jak zwykle seksie leżeliśmy spoceni, wtuleni w siebie Chris zapytał - Dlaczego to zawsze muszą być faceci? - i jakby na dowód, że jestem tylko jego pocałował mnie mocno, niemal brutalnie.
- Nie zawsze, ale w przeważającej ilości... - cmoknęłam go w nos - Przecież wiesz, że nie musisz być zazdrosny.
Chris westchnął - Wiem, ale chcę. - Uśmiechnął się pojednawczo i zapytał - Nad czym teraz pracujesz?
- Mówi Ci coś imię Buzz? - Chris zesztywniał i zacisnął dłonie w pięści - podejrzewają, że to on stoi za ostatnimi morderstwami w mieście. Coś się stało? - Zapytałam z troską w głosie.
- Tak miał na imię wampir, który wymordował moją rodzinę. - Chris zgrzytnął zębami. Gdy był nastolatkiem w jego mieście wydarzyła się tragedia. Jakiś kompletnie zdegenerowany wampir chodził od domu do domu i mordował całe rodziny. Ostatnim domem, który zaatakował był dom Chrisa. Spłoszony policyjna syreną pozostawił przy życiu tylko twardo śpiącego mojego faceta.
- Przecież sprawca nie został ujęty - stwierdziłam - mówiłeś, że nie wiesz, kim on jest.
- Prowadziłem przez pewien czas własne śledztwo Imię to jedyna rzecz, którą udało mi się ustalić. - stwierdził z rozgoryczeniem. Przytuliłam się do niego mocniej i pogłaskałam po głowie.

*

Przez ostatni tydzień nie działo się nic ciekawego. Zbierałam informacje od moich informatorów, spędzałam dużo czasu w łóżku z Chrisem i poddawałam się różnym innym błahym rozrywkom. Dowiedziałam się między innymi, że Buzz ma nad sobą innego mistrza. Jego imię to Victor, ma ponad tysiąc lat i jest bardzo silny. Nie wiem czy sama dałabym sobie z nim radę gdyby to on okazał się winny.
Dzisiaj chodziłam po sklepach po sklepach w poszukiwaniu prezentu urodzinowego dla Chrisa. Co kupić seksownemu hydraulikowi na dwudzieste-piąte urodziny? Byłam już w sklepie z męską odzieżą, z alkoholami, z nowinkami technicznymi.
Właśnie mijałam sklep z damska bielizną, gdy wpadł mi do głowy pewien pomysł... Weszłam do środka, wybrałam bardzo seksowny czerwony komplet. Po drodze zatrzymałam się jeszcze w sklepie z kostiumami i kupiłam czapkę policjanta. Jeszcze w drodze zadzwoniłam do Chrisa żeby po dwudziestej wpadł po swój prezent.
Gdy Chris zapukał do moich drzwi punktualnie o dwudziestej usłyszał tylko krótkie - Wejść!- Gdy wszedł i odwrócił się w stronę salonu zobaczył mnie i wtedy powiedzenie "oczy wyszły z orbit" nabrało bardzo realnego znaczenia.
Ja w policyjnej czapce, wielkich ciemnych okularach, ubrana w bardzo krótka czarna mini, również czarną koszulową bluzkę, z krótkimi rękawami, ledwo opinającą piersi, kozaczki za kolana, kręciłam na palcu kajdankami z sex shopu, siedziałam na stole. Założyłam nogę na nogę i patrząc w podłogę mruknęłam - Byłeś bardzo niegrzeczny cywilu...- Zsunęłam okulary na czubek nosa i spojrzałam w jego płonące pożądaniem oczy.

*

Gdy około pierwszej w nocy Chris, wyraźnie zadowolony zaczął chrapać w moim łóżku, rozdzwonił się telefon. Złapałam za słuchawkę i zamknęłam się w łazience. Dzwoniła Mary, moja przyjaciółka i jednocześnie policyjna informatorka. Przekazała mi tylko krótką informację, że mamy kolejna ofiarę, i że mam się sprężać.
Wzięłam krótki gorący prysznic, ubrałam czarne dżinsy, czerwony obcisły sweter, adidasy, skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Jeśli dobrze pójdzie wrócę zanim obudzi się Chris.
Pierwszym miejscem, które postanowiłam odwiedzić był dom Buzza. Było to niebezpieczne posunięcie, ale uważałam, że nie mam innego wyjścia. Dotarłam tam moim motorem. Mój Suzuki Bandit 650S/SA wyciąga do 205 km/h. Kocham czuć jego wibracje. Stanęłam na żwirowym podjeździe wielkiego ceglanego domu. Gdy stanęłam pod drzwiami z kaskiem pod pachą zawahałam się na chwilę. Zapukałam jednak. Odpowiedziała mi cisza. Już miałam wsiąść z powrotem na motor, kiedy drzwi otworzyły się i stanął w nich Buzz. Miał na sobie czarne satynowe spodnie od piżamy - Cóż za ironia! Wampir, który śpi w nocy!
- Chyba musimy pogadać - stwierdziłam cierpko. Staromodnym ukłonem zaprosił mnie do środka. Ugościł mnie w małym, ciemnym salonie. W kominku trzeszczał ogień Wskazał mi gestem fotel przy stoliku. Postawił na nim dwa kieliszki i butelkę czerwonego wina. - Nie odmówisz prawda? - zapytał - Napijesz się ze mną? - kiwnęłam głową w potwierdzającym geście. Nalał do kieliszników wina, usiadł na przeciwko mnie i wzniósł niemy toast. Było widać, że gra na zwłokę. - Coś się stało moja miła Jen? W czym mogę Ci pomóc? - zapytał. Krótka piłka! Teraz albo nigdy!
- Dlaczego tak się zdenerwowałeś gdy ostatnim razem zapytałam o morderstwa? Co o nich wiesz? I co możesz mi powiedzieć o Victorze? - spodziewałam się zobaczyć na jego twarzy gniew. Lecz to, co ujrzałam przeraziło mnie bardziej niż złość. To był lęk w najczystszej postaci. Poderwał się z fotela, pociągnął mnie za ramię za sobą, udowadniając w ten sposób swoja wampirzą siłę, przyciągnął mnie do siebie na odległość może dziesięciu centymetrów i powiedział - Dziewczyno, w co ty się pakujesz? Życie Ci nie miłe? Ktoś Ci to podsunął, bo chce się Ciebie pozbyć? Czy jesteś po prostu głupia? - wysyczał mi to prosto w twarz, pokazując ze złości swoje prawdziwe oblicze - Polubiłem Cię i nie chciałabym żeby coś Ci się stało, wiec przestań węszyć! - Puścił moje ramię i odwrócił się do mnie tyłem.
- Jeżeli mnie polubiłeś to dlaczego nie chcesz mi pomoc? - strach wyparłam gniewem - Dlaczego Buzz? - usiadłam z powrotem w fotelu i potarłam spocone dłonie o kolana.
- Bardzo bym chciał Ci pomóc, ale sam chce jeszcze trochę pożyć, moja miła! - powiedział drżącym z gniewu i niepokoju głosem.
- Czy mało wampirów zginęło z rąk ludzi przez stulecia? Buzz, czy chcesz żeby znowu to się zaczęło? Czy chcesz żeby wampiry znowu zostały zepchnięte do podziemia? - zapytałam jednym tchem. Buzz wydawał się zaskoczony moimi słowami.
- Nie, moja miła, nie chcę - spojrzał mi w oczy i dodał - Dobrze, pomogę Ci. Posłuchaj. - westchnął i zamilkł na dłuższą chwilę. Już myślałam, że będę musiała zadawać pytania i otworzyłam usta, gdy mój nowy sprzymierzeniec uciszył mnie gestem ręki zaczął opowiadać.
- Nic nie mów tylko słuchaj. To zaczęło się jakieś osiem - dziewięć lat temu, wtedy w naszym mieście pojawił się nowy, już wtedy potężny, wampir. Jego imię, cóż za fatalny zbieg okoliczności, brzmiało tak samo jak moje. Więc nasz nowy przyjaciel Buzz, wymyślił sobie sprytny plan. Jego myśli krążyły obsesyjnie wokół jednego. Chciał władzy nad całym miastem. Stwierdził, że będzie zabijał jak największa ilość śmiertelników, bo jak Ci wiadomo, im więcej wampir wypije ludzkiej krwi tym staje się silniejszy. Zaczął, więc realizować swój plan w nieco pokrętny sposób. Otworzył sektę "Wiecznego spokoju" i zaczął przemieniać chętnych w wampiry. to mu jednak nie wystarczało. Bo nic nie daje takiej energii jak zabicie śmiertelnika poprzez wyssanie mu całej krwi... - zrobił pauzę i przyłożył dłonie do skroni. Teraz zaczyna się dla śmiertelników mniej kolorowa część opowieści. Buzz upatrzył sobie jakąś ulicę - przeszył mnie dreszcz. Przed oczami stanął mi obraz domu Chrisa - dziś już nie pamiętam, jaką, zabijał od domu do domu, całe rodziny. Uszedł z życiem tylko jeden chłopak. Dziś już ma pewnie swoja rodzinę... Chyba, że nie ucierpiało jedynie jego ciało. Policja z jakimś pogromcą prawie go miała - ironiczny uśmiech - po tym incydencie nasz Buzz był ostrożniejszy. Żył tylko swoja sektą i sporadycznymi morderstwami. - Buzz zrobił pauzę na łyk wina więc zapytałam - Dlaczego nic o nim nie wiem? Dlaczego nigdy nie słyszałam o Buzzie kryminaliście? - Buzz spojrzał na mnie wyraźnie spokojniejszy. - Jakieś pięć lat temu Buzz ukrył się dobrze. Bał się mojego mistrza Victora. - Odpowiedział.
- A te ostatnie morderstwa? - spytałam.
- Victor jeszcze nie jest pewien, ale podejrzewa, iż to, Buzz wzmocnił się na tyle by z nim konkurować i rzuca mu w ten sposób wyzwanie. Wiesz... Coś w stylu "Nie potrafisz zapanować nade mną to, w jaki sposób zapanujesz nad całym miastem?".
- Chciałabym porozmawiać z Victorem. - Buzz zrobił ogromne oczy i odpowiedział - Chodźmy teraz jest już prawie trzecia. Nie długo Victor idzie spać.
Buzz ubrał swoje skórzane spodnie i taką też kurtkę, pod którą nic nie miał. Rzuciłam mu zaciekawione spojrzenie. Buzz pokręcił lekko głową - Nie odczuwam chłodu - odparł i uśmiechnął się do mnie. - Czym jedziemy - zapytał - moim autem czy Twoją maszyną? - wyszliśmy przed dom.
Stanęło na tym, że każdy pojechał swoim pojazdem. Stanęliśmy przed starą kamienicą w ubogiej dzielnicy.
- Żartujesz sobie ze mnie? - zapytałam - Tysiąc letni wampir mieszka w takim miejscu? - Mój przewodnik uśmiechnął się promiennie, jakby to on był sprawcą mojego zdziwienia i był teraz siebie bardzo dumny.
- Pomyśl, dlaczego moja miła - szepnął.
- Bo nigdy nie wpadło by mi do głowy szukać takiej szychy w takim miejscu. - stwierdziłam a Buzz wolno potaknął.
- Posłuchaj - zaczął - muszę Ci jeszcze coś powiedzieć zanim tam wejdziemy. Victor ma za sobą i ciemna przeszłość. Nie zawsze był "obrońcą" miasta. Z tego, co mi wiadomo miał dziwną słabość do kobiet. Uwodził je, wykorzystywał a potem każdą dusił. - Po raz kolejny tej nocy przeszedł mnie dreszcz. Przypomniałam sobie krzyki mojej matki przez sen. Praktycznie, co noc słyszałam "Vika! Nie!". Do tej pory myślałam, że dręczyły ją koszmary po tragicznej śmierci siostry, Victorii. Dorothy widziała jak ciotka skacze przez okno z jedenastego piętra. Do tej pory nie wiadomo, dlaczego. Miała dopiero jedenaście lat.
Gdy stanęłam przed Victorem byłam w szoku. Wyglądał jak typowy arystokrata francuski z XVIII wieku. Frak, spodnie... Nawet buty wyglądały jak z tamtej epoki! Do tego włosy... Miał długie, czarne i proste włosy jak moje, a na skroniach zupełnie białe pasma. Hrabia Dracula jak żywy. Gdyby nie to, że byłam śmiertelnie przerażona mogłabym się pośmiać. Ale gdy spojrzałam w jego oczy... To były moje oczy! Victor najwidoczniej też to dostrzegł, bo od tego momentu unikał patrzenia na mnie.
- Chciałam Cię poznać... - wyjąkałam z trudem. Miałam przed sobą obiekt moich marzeń. Mogłam próbować go zabić! Miałam dręczyciela mojej matki na wyciągnięcie ręki! Miałam to wszystko, o czym marzyłam, a musiałam widzieć w Victorze sprzymierzeńca. Czułam się z tym fatalnie. Jak bym sama przykładała rękę do cierpień i strachu mojej matki.
- Nie sądzę, że w takich okolicznościach. - Odparł mocnym głosem Victor. Odwrócił się w moją stronę. Jeszcze raz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Czułam się jakbym patrzyła na swoja wierną kopię. Tylko bardzo męska. Victor był uosobieniem wampira. Długie czarne włosy, z jednej strony bardzo męska twarz a z drugiej bardzo subtelna, czarne jak dwa turmaliny oczy, piękne zmysłowe usta, alabastrowa skóra, szczupły i wysoki. Do tego ten strój. On także zdawał się chłonąc szczegóły mojego wyglądu. Wiedziałam, czego szuka. Szukał we mnie Dorothy. Swojej ofiary.
- Czego ode mnie chciałaś? Przecież nie przyszłaś tu bez powodu. Szukasz zemsty? Za matkę? Czy za Ciebie? Za to, jaka jesteś cudownie idealna? Nie chodzi mi o wygląd, tylko o to, czym jesteś! - Dopowiedział widząc zdumienie w moich oczach.
- Uważam, że to co mnie spotkało to przekleństwo! - krzyknęłam z rozpaczą - jestem takim samym potworem jak Ty! - skuliłam się w kącie i zaczęłam płakać. Victor kucnął koło mnie i pogładził mnie po włosach. - Jesteś jak czarna róża - zaczął swoje wyjaśnienia - Jesteś równie wyjątkowa, co groźna. Odziedziczyłaś po mnie tylko pozytywne cechy. Siłę, inteligencję, nieśmiertelność! Do tego jesteś odporna na słońce i srebro! To wspaniałe! - Odepchnęłam jego dłoń i wstałam równie szybko, co on. Nie przyszłam tu po pocieszenie - syknęłam - Wiem, co myślisz! Mógłbyś chodzić za dnia i pożywiać się gdybyś miał taka zdolność. Ale ja wykorzystałam moje dary inaczej - cedziłam mu słowa prosto w twarz - Odnajduję dzienne kryjówki takich skurwieli jak ty a potem unicestwiam. Victor cofnął się dwa kroki i roześmiał. Jesteś cudowna! - Z bezsilności zacisnęłam pięści - Nie przyszłam tu po to... Przyszłam do Ciebie... - Victor podniósł dłoń w górę, więc zamilkłam.
- Poczekaj - zaczął - Chcę Cię błagać o wybaczenie Jen. Chcę żebyś wybaczyła krzywdę, jaką wyrządziłem twojej matce. To dzięki niej zawróciłem z tej drogi piekielnej, którą szedłem. To Dorothy wykrzyczała mi w twarz, ze jestem potworem nie przez to, że ktoś mnie przemienił, ale przez to, że sam z siebie tego potwora zrobiłem. Krzywdząc ją, bo oczywiście skąd mogła wiedzieć, że nie jest pierwsza?! - Victor złapał mnie za dłonie i przyciągnął ku sobie - Dlatego jej nie zabiłem, nie umiałem - westchnął przeciągle - to ona odkryła, dlaczego tak naprawdę zabijałem. Skoro i tak już byłem potworem to powinienem zachowywać się jak potwór. Nie wiedziałem, że jako wampir mogę mieć potomstwo, dlatego nie wiedziałam, ze istniejesz - słuchałam tego z coraz większym lękiem jak to się zakończy - Dopiero od pięciu lat wiem, że jesteś moją córka. Czy uwierzysz mi? - Zapytał z niekłamanym żalem w głosie - Czy zasiądziesz po prawej stronie mojego tronu? Jako moja córka? - zaczynało mi się kręcić w głowie od nadmiaru myśli.
- Ja chciałam tylko zniszczyć Buzza - kryminalistę - szepnęłam. Victor zerknął ciekawie na mojego towarzysza. Słyszałam, jak przez mgłę, jak Buzz tłumaczy, o co mi chodzi. Gdy skończył, Victor rzucił stekiem przekleństw. Wypowiedzianych po francusku!
A ja osunęłam się w miękka nicość.

*

- Jen? - Ujrzałam nad sobą zmartwione oblicze Chrisa. Usiadłam powoli i rozejrzałam się w około. Siedziałam w swoim łóżku, w bieliźnie, okryta jedynie prześcieradłem. Przypominałam sobie ostatnią noc i zapytałam - Chris..? Jak ja się tu znalazłam? - pamiętałam tylko, że stałam na przeciwko Victora i zrobiło mi się słabo.
- Przyniósł Cię wielki czarny wampir. Czy możesz mi wytłumaczyć, co się stało, kiedy usnąłem? - zapytał. Zastanawiałam się, co i ile mogę mu powiedzieć. - Chwile po twoim uśnięciu zadzwoniła moja informatorka z policji. Była kolejna ofiara. Postanowiłam porozmawiać z tym, który mnie przyniósł - odpowiedziałam. Chris nad czymś intensywnie myślał. Zapytałam, więc - Co się dzieje? - Chris westchnął ciężko - Przedstawił się jako Buzz... - Gdy spojrzałam w jego smutne oczy zrozumiałam, że muszę mu opowiedzieć historię Buzza - kryminalisty. Gdy skończyłam zapytał - A co jeżeli on po mnie wróci? A co jeżeli i mnie zabije?
- Zamieszkaj na razie u mnie - odrapałam - Ale myślę, że za parę dni ten drań zdechnie, znalazłam kogoś, kto zdecyduje się mi pomóc. - Usiadł koło mnie i przytulił się. Zmęczona usnęłam w jego ramionach.

*
Gdy obudziłam się w południe, Chrisa już nie było. Kartka na poduszce głosiła "Nie chciałem Cię budzić. Jeżeli twoja propozycja jest nadal aktualna będę około osiemnastej." Zadzwoniłam do niego i potwierdziłam swoje poranne słowa. Gdy wstałam w końcu z łóżka, wzięłam gorącą kąpiel w trakcie, której zaplanowałam resztę dnia. Najpierw telefon do Mary. Jeżeli ma dziś wolne to zaproponuje jej wspólną siłownie i basen. Potem grzanki i gorąca kawa. Czułam, że czeka mnie dzisiaj ciężka noc.
Musiałam doprowadzić rozmowę z Victorem do końca i zaproponować mu współpracę.
Na szczęście Mary wygospodarowała dla mnie dwie godziny na siłownię. W zasadzie to nie muszę ćwiczyć, i tak jestem silna jak wampir, ale lubię zachowywać pozory człowieczeństwa. Po zakończonym treningu siedziałam z Mary w bufecie i piłyśmy mocną kawę.
- Czyli jak to jest? Najsilniejszy wampir w mieście to twój ojciec? - zaciekawiła się - To chyba dobrze mieć takiego obrońcę? - spojrzałam na nią najchłodniej jak potrafiłam.
- Przecież wiesz, co zrobił Dorothy? cisnęłam.
- Wiem ale i tak uważam, że mam rację. Przecież, gdy to się rozniesie, będziesz dzięki niemu bezpieczna. Bo Twoja "profesja" do takich nie należy, prawda? - zapytała z ironią - Mściciele na każdym kroku...
- Przestań! - przerwałam jej brutalnie -Dobrze wiesz, że sama daje sobie radę! Po cholerę mi pomoc prastarego wampira - gwałciciela?
- Już dobrze Jen. Nie chciałam Cię denerwować - przytuliła mnie do siebie i próbowała uspokoić - Już dobrze Kochanie, nie denerwuj się. - Jej słowa podziałały jak kropla, która przelała czarę goryczy. Rozpłakałam się na dobre. Kiedy wypłakałam się w jej ramię, wypowiedziałam na głos to co mnie meczy, to czego się lękam i to co sprawia mi ból, zrobiło mi się jakby lżej. Nie musiałam tego dźwigać sama.
Wieczorem po powrocie do domu, zadzwoniłam z kuchni do Mary, żeby po raz setny przeprosić ja za mój atak złości. Kiedy skończyłyśmy się nawzajem zapewniać, że wszystko jest w porządku poszłam na górę wziąć długi gorący prysznic.
Droga do łazienki prowadzi przez sypialnię. To, co tam ujrzałam sprawiło, że zamarłam w bezruchu. Po chwili poczułam ogromny ból i jeszcze większy gniew.
Na podłodze leżał, zwinięty w kłębek, umazany własną krwią, nagi Chris. Po chwili wahania podbiegłam do niego. Na jego pogryzionej szyi odnalazłam ledwo wyczuwalny puls. Nie wiedziałam, co robić. Byłam prawie pewna, że gdy pozwolę mu umrzeć, za kilka nocy odrodzi się jako wampir - potwór, których tak bardzo nienawidzi. Nie widziałam jednak możliwości obcięcia mu głowy. Pomyślałam o Buzzie, w końcu tak stary wampir może mi coś doradzić.
Buzz odebrał telefon dopiero za czwartym razem. Tym czasem ja zaczęłam płakać z bezsilności. Kiedy z trudem wyjaśniłam Buzzowi, o co chodzi on zapytał - A Twoje ukąszenie? Nie pomyślałaś o sobie? Możesz zamienić go w dziennego wampira.
- A jeśli mi się nie uda? Nie zapanuje nad sobą? - szlochałam w słuchawkę - Ja nigdy nikogo nie ugryzłam! Musisz tu przyjechać i mi pomoc!
- Moja miła! Na to może być już za późno. Jad tego, kto go tak urządził za chwile dotrze do serca i już mu nic nie pomoże - wyjaśniał Buzz - Musisz ukąsić go możliwie jak najbliżej serca, kochana. Inaczej będziesz mieć faceta - ludojada.
- Błagam przyjedź do mnie - chlipałam.
- Dobrze, postaram się być jak najszybciej, ale Ty już musisz zacząć działać. - Odpowiedział Buzz i rozłączył się. Ja ty razem jeszcze raz sprawdziłam puls i zaniosłam Chrisa do wanny. Dobrze, że chociaż on nie będzie tego pamiętał. Bałam się tylko o to, co zaszło zanim tu weszłam. Byłam pewna, że to był Buzz - kryminalista. Spojrzałam na Chrisa i poczułam wyrzuty sumienia. Miał być u mnie bezpieczny! Obmyłam Chrisa z krwi i położyłam na łóżku. Stwierdziłam, że nie ma już czasu czekać na Buzza. Jeżeli Buzz ma rację to, chociaż tyle mogę zrobić dla Chrisa. Nie będzie musiał pić ludzkiej krwi ani ukrywać się za dnia, chociaż nie byłam pewna czy to możliwe. Nigdy nie słyszałam żeby było więcej takich wampirów jak ja. Pomyślałam żeby ukąsić go w tętnice na lewym ramieniu. Wgryzłam się, więc w żyłę i zaczęłam ssać. Nigdy wcześniej nie piłam ludzkiej krwi. Jasne oblizałam swój zraniony palec - ale nigdy nie robiłam czegoś takiego.
Po kilku drobnych łykach popadłam w niemal narkotyczne otępienie. Jakaś cześć mojego mózgu podpowiadała mi, że muszę przestać inaczej zabije Chrisa. Ale inna cześć, ta, która mną teraz sterowała nie pozwalała mi wypuścić jego ręki z ust. Czułam narastające podniecenie i prawie namacalna energię. Cały czas walczyłam ze sobą żeby wypuścić w końcu, co raz bardziej lejące ciało Chrisa.
- Co ty wyprawiasz dziewczyno?! - usłyszałam i poczułam silne szarpnięcie. Odwróciłam się i zasyczałam jak wściekły kot. To był Buzz - Spójrz! - odwrócił mnie w stronę lustra - Zobacz co z siebie zrobiłaś! - To, co zobaczyłam natychmiast mnie otrzeźwiło. Miałam czerwone oczy, po podbródku ściekała mi krew. Po raz kolejny tego dnia rozpłakałam się i pobiegłam do ubikacji zwymiotować. Gdy skończyłam opłukałam usta i twarz zimną wodą. Dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć w lustro.
Czerwień z moich oczu gdzieś znikła. Pojawił się za to wstyd i rozczarowanie. To, co ujrzałam po wyjściu z łazienki bardzo mną wstrząsnęło. Na łóżku siedział zawinięty w prześcieradło, zdezorientowany Chris a obok uśmiechnięty Buzz.

*

Chris, kiedy wreszcie, chociaż częściowo, zrozumiał, co się stało, zapytał - Jak sprawdzimy czy słońce naprawdę mnie nie zabije? A przede wszystkim to, że nie muszę pic ludzkiej krwi? - oprócz tego, że był wyraźnie zagubiony był tez bardzo przerażony.
- Kochanie - odpowiedziałam spokojnie - to, że z nami rozmawiasz oznacza, że nie jesteś zwykłym wampirem - popatrzyłam mu w oczy - większość Nanowonarodzonych zachowuję się jak dzikie zwierzęta. Od razu po przebudzeniu zaczynają polowanie - Chris nie spojrzał w moja stronę ani razu - A co najważniejsze, każdy ożywieniec budzi się dopiero trzeciej nocy po ukąszeniu. - Chris spojrzał na mnie z nadzieją - Spróbuj teraz zasnąć a ja Cię obudzę około południa. Tym czasem porządnie pozasłaniam okna. - Chris położył się spać a ja i Buzz zeszliśmy na parter do kuchni. - Co o tym myślisz? - zapytałam - udało się czy nie? - Buzz uśmiechnął się do mnie.
- Wszystko wskazuje na to, ze twój facet jest teraz takim samym odmieńcem jak ty. - puścił do mnie perskie oko.
- Buzz... - zaczęłam - Bardzo dziękuje Ci za pomoc, gdyby nie Ty zapewne zabiłabym Chrisa. Ale czy mogę Cię wyprosić? Jestem bardzo zmęczona i... Otumaniona.
- Oczywiście moja miła - kolejne perskie oko - już znikam. - i rzeczywiście już go nie było. Ja powędrowałam na górę rozbierając się po drodze. Wtuliłam się w Chrisa i poszłam spać.

*

Poczułam na twarzy ciepłe promienie porannego słońca. Obróciłam się na drugi bok żeby przytulić Chrisa, ale jego tam nie było. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam go. Stał przy szeroko otwartym oknie i patrzył na ogród. Coś mnie w tym widoku zaniepokoiło, ale sama nie wiedziałam co. Po chwili jednak oprzytomniałam i wyskoczyłam z łóżka.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęłam i odwróciłam go do siebie. Przyciągnął mnie do siebie a w jego oczach zobaczyłam prawdziwą radość.
- Zobacz! Nic się nie dzieje! Słońce mnie nie smaży! A może nie przemieniłem się wcale? - zapytał zdziwiony. Zaśmiałam się.
- Co do tego ja nie mam wątpliwości. Twoje serce bije kilka razy wolniej.
- jak sprawdzimy czy nie muszę pic ludzkiej krwi? - zapytał. Położyłam dłonie na jego twarzy, pocałowałam delikatnie w usta i powiedziałam - nie ma nic prostszego. W moich żyłam płynie ludzka krew... - zaczęłam wyjaśniać. Ugryzłam się kłem w palec i natychmiast pojawiła się na nim kropelka krwi. Podsunęłam Chrisowi palec pod nos - Czujesz ten zapach? A co czujesz w sercu? Umyśle? - zapytałam. Chris przymknął oczy i złapał mnie za dłoń. Próbowałam mu się wyrwać, bo sama już wiedziałam co to szał krwi. Ale okazało się że jest teraz równie silny jak ja. Otworzył oczy, spojrzał w moje i pocałował mój palec. Potem delikatnie zlizał krew i jeszcze raz pocałował. Poczułam dreszcz na plecach. - Widzisz! Nic się nie dzieje! Absolutnie nic! - roześmiał się i pocałował mnie mocno i czule. - Kocham Cie Jen! - zaczęliśmy się śmiać.
Zaczęliśmy teraz wspólnie planować jak odnaleźć Buzza - Kryminalistę. Chris postanowił, że skoro jest teraz tak silny jak ja to może mi pomóc i zemścić się, mordując szaleńca. Czułam, że nie mogę mu tego zabronić. Wiedziała, że jeżeli on tego nie doświadczy nie spłynie na jego oczyszczające katharsis, że będzie się z męczył całą wieczność. Nie mogłam przyłożyć do tego ręki. Dzisiejszej nocy miałam zlecenie na zakołkowanie jakiegoś mało znaczącego wampira - Charliego. Zabił kilka osób. Powiedział, że to on, ale nie podał żadnego powodu po za "Byli smaczni". Wolę kołkować wampiry w dzień, podczas ich snu, ale władza ma nadzieję, że Charlie przerazi się na widok srebrnego kołka i mojej maczety, którą odrąbuje głowy ożywieńcom i coś konstruktywnego wreszcie z siebie wydusi.
Gdy wieczorem jechałam do więzienia, miałam złe przeczucie a na dodatek nie mogłam się na niczym skupić. Nagle przed koła wyskoczył mi wielki czarny kocur. Nawiasem mówiąc, wszystkie koty po zmroku są czarne. Prawie go rozjechałam, więc z potrzeby upewnienia się czy zwierzak żyje zatrzymałam się i podeszłam do niego, a on dziwnie nie miał zamiaru uciekać. Wzięłam go na ręce a on wtulił łepek w moja szyję.
Nagle poczułam, że nie jestem sama. Czułam wyraźnie na plecach, niczym małe pełzające robaczki, czyjś wzrok. Poczułam też na nich moją srebrną maczetę, jakby nagle zrobiła się dwadzieścia razy cięższa. Posadziłam kota na moim motorze. Kocur był tak przerażony, ze nawet się nie poruszył. Wyjęłam moją maczetę z pochwy na plecach i odwróciłam się powoli tyłem do maszyny, a moje włosy zafalowały wokół mojej twarzy. To co zobaczyłam lekko mnie zdziwiło. Stało tam około dziesięciu krwiopijców, wszyscy byli Nanowonarodzonymi. Mieli czerwone, wygłodniałe oczy i nieludzkie twarze. Doliczyłam się ich siedmioro. Na szczęście Nanowonarodzeni nie są zbyt bystrzy. Ostry skręt tułowia, silny zamach i pierwsze dwie głowy potoczyły się po asfalcie znacząc go krwawymi śladami. Reszta wampirów jak na rozkaz rzuciła się na mnie. Pierwszego, potężnie zbudowanego faceta, trafiłam skosem w lewe ramie. Maczeta z cichym plaśnięciem zatopiła się w ciele. Ostrze przeszło pod prawą pachą dzieląc go na dwie części. Widać było, że na moment odzyskał świadomość i ogarnęło go przerażenie. Z pozostałymi poradziłam sobie nie gorzej. Jednak jeden z nich stał cały czas w cieniu i nie poruszył się ani razu. Głowa jasnowłosej kobiety poturlała się pod jego nogi. Kręcąc ze świstem młynka moja maczetą, zaczęłam powoli do niego podchodzić.
- Brawo! - usłyszałam - Jesteś tak zdolna jak o tobie mówią! - przerwa na szczery i radosny śmiech.
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytałam.
- Na imię mi Buzz... - głęboki ukłon - Chciałem Cię poznać zanim staniemy do walki.
- Skąd wiesz, że zamierzam z Tobą walczyć?
- Masz to wypisane na twarzy, Jen. - Znów się roześmiał i... Dosłownie zniknął. Stwierdziłam, że czas na kolejna rozmowę z Victorem. Wsadziłam maczetę na jej miejsce, kota pod kurtkę i wsiadłam na motor.
Gdy dojechałam wreszcie na miejsce, poprosiłam kobietę w recepcji, żeby zajęła się mruczkiem, a sama udałam się za najlepszym policjantem do spraw wampirów w tym mieście - Harrym Blackiem. Jedynym jego problemem, jak sam twierdził, jest to, że jest śmiertelny.
- Dasz radę to dzisiaj zrobić? Wyglądasz jakby Ci się coś przed chwila stało - zapytał.
- Wszystko OK - spojrzał na mnie podejrzliwie - Na prawdę. Nie masz się, czym martwic. Co możesz mi powiedzieć o Charliem?
- Nic szczególnego. Zabił czworo ludzi. Nie chce podać powodu. Jest młodym wampirkiem - puścił do mnie perskie oko - ma około 20 lat. Przynajmniej tak ocenił nasz ekspert - przerwał na moment żeby się zastanowić - Najdziwniejsze jest to, że większość wampirów skazanych na egzekucję jest, chociaż zdenerwowana, a on siedzi sobie spokojnie i czeka. Jakby był na haju! - ostatnie zdanie Harry niemal wykrzyknął.
- Może to szok, że nie udało mu się uciec? - zapytałam -Albo wie coś istotnego i jest zadowolony, że może to ze sobą zabrać - dokądkolwiek wędruje dusza umarłego - nieumarłego, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.
- Albo wie jak wyglądasz i nie może się doczekać aż Cię pozna, Jen. - Harry posłał w moją stronę uśmiech. Odpowiedziałam mu tym samym. Od dawna wiem, że mu się podobam, problem w tym, że on nie podoba się mnie. Niski rudzielec nie ma u mnie szans. Choćby był z mensy. Porównałam go do Chrisa i uśmiechnęłam się do swoich myśli. Po chwili usłyszałam - to tutaj - zatrzymałam się i spojrzałam na posrebrzane drzwi, opieczętowane krucyfiksem - Powodzenia! - weszłam do środka i usłyszałam jak zamykają się za mną drzwi.
Rozejrzałam się po zimnej sali. Było w niej tylko łóżko, stół i jedno krzesło. Nie było nawet okna. W kacie na podłodze siedział Charlie. Był on wysokim szczupłym facetem. Miał kędzierzawe blond włosy do ramion i niebieskie oczy. Był raczej przystojny. - Cześć Charlie - powiedziałam i położyłam srebrny kołek, młotek i maczetę na stole - Chcesz pogadać zanim zaczniemy? -spytałam i uśmiechnęłam się szeroko. Naprawdę lubię swoją robotę. Odpowiedział mi miłym uśmiechem i szepnął - Oni na prawdę byli smaczni.
- Domyślam się - kolejny uśmiech - tylko, dlatego ich zabiłeś? Wiesz, jakie mamy prawo w tym kraju - stwierdziłam - muszę cię teraz wykonać na tobie prawny wyrok śmierci. Chyba, że to nie ty ich zabiłeś albo ktoś Cię do tego zmusił - poinformowałam go. Nagle otulił mnie jego śmiech - Myślisz, że ktoś może mnie do czegoś zmusić?
- Nie wiem może się czegoś lub kogoś boisz Charlie? - zapytałam. W jego oczach dostrzegłam coś dziwnego. Lęk? Może. Wpadł mi do głowy pewien pomysł - Jak nazywa się twój mistrz? - spytałam - Wie, że ma w swoich szeregach wampira odszczepieńca? - kolejna fala śmiechu.
- Myślisz, że mój mistrz przejąłby się czymś takim? - zapytał z ironią.
- Nie wiem, ale wiem, że powinien. Chyba, ze sam jest odszczepieńcem - chwila na zebranie myśli - Jak ma na imię twój mistrz?
- Buzz... - szepnął przeciągle i uśmiechnął się patrząc mi w oczy, jakby oczekiwał mojej reakcji. Ja jednak wzruszyłam ramionami i udałam, że niewiele mi to mówi. - Powinieneś mi zdradzić jego dzienną kryjówkę. Musze go ostrzec i poprosić, aby przejrzał swoje szeregi - nie miał pewności czy Charlie jest aż tak głupi. W jednej sekundzie znalazł się przy mnie i warknął - Masz mnie za idiotę? Myślisz, że bez mrugnięcia okiem zdradzę Ci kryjówkę mego pana? - kłapnął zębami tuz przy mojej twarzy. - Zachowujesz się jak wściekły pies, złapany na smycz. Uspokój się to będzie mniej bolało - szepnęłam i odwróciłam się do stołu, złapałam maczetę i zapytałam jeszcze raz - Gdzie ukrywa się twój mistrz za dnia?
- Rób, co masz robić, ode mnie niczego się nie dowiesz. - Odwróciłam się szybko i jednym płynnym cięciem pozbawiłam go głowy. Niestety prawo czasem broni krwiopijców. Przed sama egzekucją nie wolno mi ich przesłuchiwać. Krew powoli zalewała podłogę. Głowa poturlała się pod same drzwi. Charlie patrzył na mnie błękitnym okiem. Odrzuciłam od siebie te myśl i uklęknęłam przy ciele. Było całkiem bezwładne. Wbiłam kołek w serce, przy okazji opryskując się krwią. Szybko wstałam i wyszłam z sali.



Edytowałam i poprawiłam wszystkie błędy, jakie sama wyłapałamWink)

Część druga. Krótsza niż pierwsza. Cierpię na niemoc twórczą

Gdy wróciłam do domu z mruczkiem było już dobrze po północy. Chris powitał mnie ciepłym pocałunkiem i pytaniem o kota. Gdy mu wszystko opowiedziałam, stwierdził, że chyba powinnam skontaktować się z Buzzem i powinniśmy zacząć szukać tego psychopaty - Buzza nr dwa. Zgadzałam się z nim w pełni, więc wykonałam telefon do naszego drogiego wampirka, który wypytał mnie o wszystko. Gdy skończyłam powiedział, że musi skontaktować się z Victorem i za chwile do mnie zadzwoni. Chris odgrzał kolację i zaczęliśmy jeść. Wtedy rozdzwonił się telefon.
- Co tam Buzz? – zapytałam pewna siebie.
- Witaj córko – usłyszałam. Zdziwiłam się na tyle, że nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Jen? – odzyskałam jasność myślenia.
- Victorze? – spytałam – Co możemy zrobić w tej sytuacji? Nie mam żadnych źródeł. Nie wiem gdzie on jest.
- Jen, powoli. Myślę, ze musimy się najpierw przygotować. Zebrać armię i broń – odpowiedział mi – Po za tym, ja już od dawna znam jego kryjówkę.
- Co? – byłam oburzona - Dlaczego więc nie pozbyłeś się go?
- Obawiam się, że sam nie dam sobie rady. Buzz jest ode mnie silniejszy – westchnął – Bądź, co bądź, ja przestrzegam ostatnio prawa – prychnęłam gniewnie w słuchawkę.
- Więc, od czego zaczynamy Victorze? Ja nie mam znajomych wampirów.
- Masz za to nowego towarzysza, który jest równie silny i skuteczny jak Ty – warknęłam, już nie na żarty rozdrażniona – Myślę, że Pan Chris może być potrzebny. I przydatny.
- Ja myślę, że to nie jest rozmowa na telefon. Kiedy możemy się spotkać?
- Jutro o północy przyjedzie po Ciebie Buzz – powiedział – Przyprowadź Pana Chrisa, jeśli łaska, mam z nim do omówienia kilka spraw – rozłączył się, więc i ja rzuciłam słuchawką.
- I co? - zapytał Chris – Kto to Victor?
- Mój ojciec… - streściłam mu moją rozmowę z Victorem. Postanowiliśmy, że teraz czas na sen.
Gdy weszliśmy na górę, zaproponowałam Chrisowi wspólny prysznic. Mycie siebie na wzajem może być podniecające. Nasze ręce wędrowały po naszych mokrych ciałach. To miał być nasz pierwszy seks odkąd Chris został wampirem. Wreszcie nie musiałam się ograniczać. On tez mógł pieścić moje ciało z taką siłą, jaką tego oczekiwałam i pragnęłam. Gdy jego dłonie pieściły moje pośladki a usta piersi, zanurzyłam palce w jego jedwabistych włosach. Jego pocałunki wędrowały coraz niżej po moim mokrym brzuchu… Mój oddech stawał się coraz szybszy i urywany. Przymknęłam oczy i poczułam, że jego usta znów pieszczą moje piersi… Szyję… Pocałował mnie w usta. Mocno. Przenieśliśmy się do łóżka a nasze pieszczoty stawały się coraz odważniejsze. Chris położył mnie na plecach i pocałował namiętnie. Potem całował moją szyję, dekolt, piersi, brzuch… Coraz niżej, i niżej… Gdy moje uda zacisnęły się na jego głowie a stopy pieściły jego plecy, przestałam myśleć o czymkolwiek.
*
Cały następny dzień spędziłam na spaniu. Stwierdziłam, że skoro czeka mnie kolejna bezsenna noc, tak będzie lepiej. Gdy w końcu wstałam poszłam trochę popływać. Nic mi tak nie rozjaśnia umysłu, jak lekkość, którą odczuwam zanurzając się w wodzie. Rozmyślając o ostatnich wydarzeniach, stwierdziłam, że wszystko dzieje się niewiarygodnie szybko. Ledwo poznałam Victora od razu przyznał się, że to on jest moim ojcem. Potem wszystko potoczyło się jeszcze szybciej. Przemiana Chrisa, pomoc Victora…. Coś tu było nie w porządku. Wystrzeliłam z basenu jak rakieta i pobiegłam do kuchni zadzwonić do Mary.
- Mary? Kochana? Jesteś tam? – zapytałam przy trzecim sygnale.
- Jestem Jen – odpowiedziała Mary bardzo spokojnie – Czy cos się stało?
- Jeszcze nie. Ale myślę, że te morderstwa - zawahałam się – to jakaś zasadzka, pułapka. Czy masz jakieś informacje o wampirze Buzzie? To pięćsetletni mistrz.
- Jen... W co Ty się znowu pakujesz? – zapytała Mary, tym razem już z trwoga w grozie – Poszukam i dam Ci jeszcze dzisiaj znać – Podziękowałam i rozłączyłam się. Czekając na Chrisa wzięłam jeszcze prysznic, ubrałam bieliznę, wysuszyłam włosy, podmalowałam oczy i poszłam się ubrać. Założyłam skórzane spodnie, czarną koszulkę na szerokich ramiączkach i glany do kolan. Czułam pod skórą, że wszystko rozegra się dzisiejszej nocy. Zeszłam do kuchni, przewiesiłam przez oparcie krzesła moją ulubioną skórzaną kurtkę i zaczęłam szykować broń na dzisiejszy wieczór. Mój jedyny pistolet Browning naładowany był posrebrzanymi nabojami typu glaser. Te naboje robią wyjątkowe szkody w ciele. Do tego dodatkowy magazynek. Ja jednak zdecydowanie wolę biała broń. Moja srebrna maczeta wypolerowana leżała na stole w pobliżu browninga. Dwa małe, również srebrne, wykonane na zamówienie, idealnie wyważone noże schowam do pochewek, także wykonanych na zamówienie, na przedramionach. Pochewki są tak skonstruowane, ze kilka sekund i mam noże w dłoniach. Mam również pewność, że noże nie wysuną się same. Do tego jeszcze skórzany pasek z srebrnymi kołkami na biodra i byłam gotowa do akcji. Zadzwonił telefon. To była Mary – Jen? Nie wiele mam tu informacji o tym Buzzie. Jeżeli w ogóle mówimy o tym samym wampirze – chwila ciszy – wysoki i czarny?
- Tak Mary – odparłam – ten sam.
- Wiem tylko, że rzeczywiście ma pięćset lat, był zamieszany w kilka nielegalnych imprez. Jest jednym z głównych założycieli sekty „Wieczny Spokój” – opowiadała a ja miałam dreszcze. Moje myśli wirowały. Czyżby Buzz i Buzz – kryminalista to ta sama osoba? - Przemienił kilka osób bez ich zgody – docierało do mnie jak przez mgłę. Jaki Victor i Buzz mogli mieć w tym cel? A to spotkanie w lesie? „Chciałem Cię zobaczyć”… To był zupełnie inny głos! Miałam straszny zamęt w głowie.
- Jen, jesteś tam? – usłyszałam – Co się dzieje?
- Nic takiego Mary – odpowiedziałam – Muszę już kończyć – nie czekałam na jej odpowiedź tylko rozłączyłam się. Nie zauważyłam nawet, że Chris wrócił do domu i dokładnie ogląda moją broń. Robię się nieostrożna – pomyślałam.
- Chris – zaczęłam – Uważam, że nie powinieneś iść ze mną – powiedziałam stanowczo – Dowiedziałam się paru rzeczy, które…
- Przestań Jen! - Chris przerwał mi gwałtownie – Sama nie dasz sobie rady.
- Czy Ty nie rozumiesz, o co im chodzi? Czy nie widzisz, że oni chcą Ciebie?! – krzyknęłam
- Zostajesz w domu! – Chris warknął na mnie i odwrócił się. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami wyjściowymi. Miałam pewność, że sam nie trafi ani do Buzza ani do Victora. Nie znał ich kryjówek.
*
Siedziałam w kuchni i piłam kawę. Nie mogłam doczekać się zmroku. Gdy Buzz w końcu po mnie przyszedł siedziałam z nogami opartymi na stole.
- Witaj założycielu „Wiecznego Spokoju” – powiedziałam nie odrywając wzroku od okna – Czy zanim pojedziemy do Victora, nie chciałbyś mi czegoś powiedzieć? – zapytałam nadal patrząc w to samo miejsce.
- Jen… - zaczął Buzz – Ja ci to wszystko wytłumaczę – zamilkł na dłuższą chwilę.
- Więc słucham – przypomniałam po chwili o swojej obecności.
- Na początku Buzz przekonał mnie do swojej wizji. Pomogłem mu założyć sektę. Razem polowaliśmy. Aż zjawił się Victor i pokazał, co jest dobre a co złe – zrobił pauzę a ja nie mogłam sobie poradzić z natłokiem myśli w głowie.
- Kolejna bajeczka, w która mam uwierzyć? - zapytałam – Nie dam się w to wciągnąć. Nie zostanę reproduktorką dziennych wampirów.
- Ależ Jen! Co ty sobie ubzdurałaś? – zapytał Buzz – Teorie spiskową? Nie zawsze musisz grac główna rolę – dodał z ironią. Wstałam i podeszłam do niego. Mój cichy warkot zdradził to jaka byłam wściekła – Ja nie musze grac. Za to twoje kłamstwa to, oscarowa rola – zakpiłam i podeszłam do drzwi – Idziemy? – Buzz zdziwiony poszedł za mną. Z Victorem spotkaliśmy się przed kolejnym ponurym budynkiem. Victor wytłumaczył mi jak znajdziemy i rozprawimy się z Buzzem. Znalazł kilku, sojuszników na wypadek gdyby Buzz też ich miał. Ja uważałam, że to bardzo prawdopodobne, jednak Victor, że nikt oficjalnie mu się nie sprzeciwi z obawy przed karą. Zaprowadził mnie do ogromnej, ciemnej piwnicy, oświetlonej tylko ogniem z kominka. W pomieszczeniu było niewiele rzeczy. Kilka okrągłych stolików i krzeseł, z których nikt nie korzystał – oto knajpa dla umarlaków – pomyślałam. Victor poczęstował mnie kieliszkiem czerwonego wina i przedstawił mi grupę sześciu wampirzyc, które nazywał swoimi oblubienicami. Ich imiona to Lena, Juliette, Sandra, Meg, Alice i Lucille. Podobno doskonale walczyły. Sandra prawdopodobnie ich przywódczyni była najpiękniejsza i wyróżniała się najbardziej. Miała kręcone rude włosy, które sięgały do pośladków. Była filigranowa a zarazem bardzo kobieca. Jej twarz przywodziła na myśl oblicze srogiej królowej. Było ona starsza niż pozostałe pięć kobiet.
- Jen – lekko skinęła głową. Odpowiedziałam jej tym samym – To są moje pomocnice. Nie są tak silne jak ja, aczkolwiek razem tworzymy niezniszczalny zespół – powiedziała z uśmiechem na karminowych wargach – Każda z nas ma jakieś dodatkowe zdolności – nie potrafiłam oderwać od niej wzroku, wydawała mi się cudowna, idealna, piękna. Byłam po prostu zauroczona – Ja, na przykład, potrafię każdego uwieść. Widzę, że i Ty nie pozostajesz obojętna na moją magię – kolejny uśmiech. Otrząsnęłam się jakoś z tego szaleństwa – Przedstawię Ci teraz resztę moich kobiet. To jest Lucille – wskazała na najniższą w grupie – Potrafi czytać w myślach. Spokojnie – dodała widząc mój zaniepokojony wzrok – to „czytanie” ma pewna wadę. Ogranicza się tylko mężczyzn. Martwych – kiwnęłam głową w stronę niskiej, czarnowłosej wampirzycy – To jest Meg – kontynuowała tymczasem swoją prezentacje Sandra. Wskazywana wampirzyca miła bardzo długie, proste, czarne włosy. Była bardzo podobna do mnie, rzuciłam, więc pytające spojrzenie Victorowi. On tylko uśmiechnął się zakłopotany. Meg miała cudowne oczy. Zielone, a głębia jej spojrzenia była powalająca – Meg jest jedna z silniejszych z mojej świty – Sandra uśmiechnęła się do mnie – jej dodatkowa moc polega na tym, iż potrafi manipulować myślami i odczuciami innych.
- Jak to dokładnie działa? – zapytałam.
- Potrafi na przykład sprawić, że w jednej sekundzie będziesz niewiarygodnie szczęśliwa, żeby w następnej zapałać bez przyczyny niepohamowanym gniewem do stojącej obok osoby – uśmiechnęłam się do Meg, która prawdopodobnie była moją siostrą – Bardzo często mobilizuje nas do walki i zniechęca do niej naszych wrogów. To jest Lena – wskazała na szczupłą blondynkę - jest wśród nas najkrócej. Jej zdolności wyrównują nawet to, że jest taka słabiutka.
- Co to za zdolności? – spytałam zaciekawiona.
- Cóż… - zaczęła Sandra - Lena ma w sobie niebywały magnetyzm – opowiadała, cały czas nie spuszczając wzroku z Leny, jakby ta była najsmaczniejszym kąskiem na ziemi - Potrafi każdego przekonać na swoją stronę.
- Zaraz – przerwałam –a czym to się różni od tego, co ty potrafisz?
- Ciekawe pytanie – zaśmiała się Sandra – ja potrafię uwieść. Sprawić, że będziesz mnie pragnąć – puściła do mnie perskie oko – a Lena… Sprawia, ze zaczynasz jej ufać, wierzysz w każde jej słowo – kiwnęłam ręka do Leny i postanowiłam, że już więcej nie pomyśle o sobie jak o dziwadle – To jest Juliette – mówiła dalej Sandra, pokazując na wysoką, krótkowłosą, podobna do chochlika kobietę – potrafi ona wpłynąć na to jak odbierasz otoczenie. W jednej chwili przeniesie Cię do lasu czy na gorącą, tropikalną plażę. I to nie tylko wizualnie. Będzie Ci gorąco i będą Cię kąsać komary – jakby na dowód, nagle znalazłam się na ośnieżonym szczycie góry. Było mi strasznie zimno. Oczy mnie bolały od odbijającego się w śniegu słońca a wiatr szarpał moje włosy. – Wystarczy! – powiedziałam – Wierzę i rozumiem – i nagle zlazłam się z powrotem w ciemnej piwnicy Victora.
- Została tylko nasza piękna Alice – wskazała na bardzo dziewczęcą wampirzycę, o blond włosach i niebieskich oczach. Gdyby nie to, że wiedziałam, że jest martwa, dałabym się nabrać na jej niewinny urok.
- Na czym polega jej umiejętność? Chyba nie na niewinności? – zakpiłam, ale wszyscy jakby tego nie zauważyli.
- Nie – odpowiedziała nadal uśmiechnięta Sandra – Alice przewiduje przyszłość. Nie zawsze jej wizje się sprawdzają. Mamy jednak do niej
zaufanie. – Podeszła do Victora, stanęła u jego boku i objęła go w tali. On zaś pogładził ją po głowie. Skojarzyło mi się to z głaskaniem psa. Po jego drugiej stronie stanęła Meg. Ale ona zachowywała pewien dystans. Pozostałe cztery kobiety przysiadły przy jego stopach, jak koty, które proszą żeby je głaskać i drapać za uszkami – urocze.
- Gdzie tu widzisz miejsce dla mnie? – zapytałam Victora z ironią w głosie.
- Jen. To są moje oblubienice. Najważniejsze miejsce u mojego boku zajmuje Buzz. Chciałbym, żebyś po drugiej stronie stanęła Ty.
- Może innym razem to przedyskutujemy – powiedziałam naciągając na dłonie skórzane rękawiczki – Teraz mamy ważniejsze rzeczy na głowie.
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#2
Ja nawet z walk z mistrzami wampirów (wampir który żyje ponad sto lat i ma zdolność tworzenia nowych krwiopijców) wychodzę bez szwanku. -> to zdanie zabrzmiało strasznie trywialnie Big Grin
pic krwi -> a nie pić? Wink
Wiedziałam kto dzwoni. -> Wiedziałam, kto dzwoni.
- U Ciebie? O 19? Przywiozę pizze... -> primo: nie jestem pewien, czy "Ciebie" nie powinno być pisane z małej litery. To jest opowiadanie, nie jakaś ścisła forma wypowiedzi typu zawiadomienie, ogłoszenie czy choćby nawet list. A po drugie to "pizzę" a nie "pizze" ^^ Dodatkowo w opowiadaniach wszystkie liczby oprócz dat piszemy słownie...

Cytat:- OK. A teraz idę spać.
- OK. Pa.
Nie jestem pewien, czy można używać takiej formy. Jakieś "Okay" albo nawet "Okej" to i owszem, ale "OK" jest takie, hm... Nie na miejscu Big Grin

to własną teorie -> teorię
Spłacam ziemi dług za to że musi nosić na sobie takie anormalne coś jak ja. -> Spłacam ziemi długo za to, że musi nosić na sobie takie anormalne coś jak ja.
łózka -> łóżka
Ponad 500 letniego mistrza. -> No to tak. Jak już mówiłem, w opowiadaniach wszystkie liczby piszemy słownie. Więc powinno być "pięćsetletni". A nawet jeśli z liczbą, to raczej "500-letni" niż "500 letni".
większośćwampirów -> Spacja! Big Grin
12 centymetrowych platformach -> dwunastocentymetrowych (dziwne, FF podkreśla mi to na czerwono)
czarna kredką -> czarną kredką
grzywkę sięgająca -> sięgającą
Dało to dość "mroczny efekt". -> po co ten cudzysłów? Wink
szminka i srebrny krzyżyk i byłam prawie gotowa. -> szminka i srebrny krzyżyk; byłam prawie gotowa.
mężczyzna -> mężczyzną
Nie trawie -> nie trawię
Po za kłami -> Poza kłami
stwierdził z ironią Buzz -> tu powinna być kropka, ponieważ to stwierdzenie kończy zdanie dialogowe.
Może się przejdziemy..? -> wielokropek ZAWSZE przyjmuje postać trzech kropek, nie dwóch Big Grin
Zapraszam Cie -> cię. I z małej litery, jak mówiłem, to nie list.

Przeczytałam do końca pierwszej "gwiazdki". Jeśli chodzi o poprawność... Nie jest za dobrze. Dużo błędów ortograficznych i literówek. Ponadto te liczby, interpunkcja też kuleje. A wiesz czego to wina? Tego, że najprawdopodobniej przed wrzuceniem tego tekstu tutaj, sama go nie czytałaś. Gdybyś to zrobiła, wyłapałabyś większość błędów. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo raz widzę bardzo ładne zdania bez literówek i błędów interpunkcyjnych, a innym razem całe zdanie jest błędem. No i dialogi. Wydaje mi się, ze nie całkiem dobrze są pisane, ale to jest broszka Triss o ona ci powie co i jak.
Co do warstwy fabularnej... Sama końcówka mnie zachęciła. Tzn. końcówka części sprzed pierwszej kropki (resztę doczytam później u uzupełnię komentarz). Rozmowa z Buzzem i jego nagłe zatopienie się w myślach. To mnie zaintrygowało. Natomiast cała wcześniejsza reszta - wręcz przeciwnie. Nie opisujesz. Często piszesz o rzeczach mniej ważnych, a to jak wyglądała restauracja, jak grał zespół rockowy, jaka była pogoda - o tym nie ma nic. A takie duperele budują klimat i przykuwają wzrok czytelnika. U ciebie tego nie ma, albo jest bardzo mało.
Podsumowując: mimo tych wszystkich słów: nie jest tak źle. Zainteresowało mnie i jak przeczytam resztę, to uzupełnię komentarz. Zapowiada się dość ciekawie, więc nie omieszkam przeczytać reszty Smile
Masssssakra.

[Obrazek: 29136-65e26c5e68f2a8b1dc4d3c4283a1bf34..gif]
Odpowiedz
#3
Opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta. Robisz czasem błedy stylistyczne, ale nie przeszkadza to zbytnio w odbiorzeSmile narazie doczytałem do momentu rozmowy w domu Buzza. Obiecuję jeszcze dzisiaj dokończyćSmile tu kilka błędów, czy raczej nieścisłościBig Grin

"Może pójdziemy na górę? - pociągnęłam go za rękę w stronę schodów prowadzących do kuchni." - zauważyłem pewną niespójność w drugiej kropce. Najpierw napisałaś, że Chris wskoczył do basenu, a po chwili, że Jen ciągnęła go w stronę schodów do kuchni. A kiedy wyszli z basenu, bo z treści zrozumiałem, że scena ta działa się cały czas w wodzie.

"własne śledztwo Imię to jedyna rzecz" - brak kropki.

"chodziłam po sklepach po sklepach w poszukiwaniu" - tu mała pomyłeczkaSmile

"Ja w policyjnej czapce, wielkich ciemnych okularach, ubrana w bardzo krótka czarna mini, również czarną koszulową bluzkę, z krótkimi rękawami, ledwo opinającą piersi, kozaczki za kolana, kręciłam na palcu kajdankami z sex shopu, siedziałam na stole. Założyłam nogę na nogę i patrząc w podłogę mruknęłam - Byłeś bardzo niegrzeczny cywilu...- Zsunęłam okulary na czubek nosa i spojrzałam w jego płonące pożądaniem oczy." - marzenie niejednego faceta...Big GrinBig Grin

"Wzięłam krótki gorący prysznic, ubrałam czarne dżinsy, czerwony obcisły sweter, adidasy, skórzaną kurtkę i wyszłam z domu." - ten opis wydaje mi się zbyt szczegółowy. Wychodzi szybko z domu, a nie na bal, więc dokładne opisywanie w co się ubrała nie jest potrzebne.

" Stanęłam na żwirowym podjeździe wielkiego ceglanego domu. Gdy stanęłam pod drzwiami" - powtórzenie, zamień stanęłam na np. znalazłam się...

Doczytałem do końca. Początek mnie zaciekawił, ale dalej już nie było takie porywające. Mam nadzieję, że wprowadzisz coś nowego do opowiadania, bo większość wykorzystanych przez Ciebie motywów jest dość oklepana. Powodzenia z pióremSmile
Nie robię wyjątków. Czarny, niebieski, pomarańczowy, czy nawet zielony jak zajdzie potrzeba.
Odpowiedz
#4
Najpierw stwierdzenia ogólne, podobało mi się. Lekkie i przyjemne, nie próbujesz z tego robić nadmiarowego przekazu. Fabuła nieco hollywoodzka (to jest jednak zarzut) ale mimo to nadal da się strawić. Teraz będzie detaliczne czepianie się, a potem jeszcze kilka ogólnych uwag i do stylu i do warsztatu:
(jeśli coś się powtarza to przepraszam, ale z reguły nie czytam komentarzy przed opowiadaniem, aby się nie sugerować)

„Jestem po prostu idealnie piękna. Mam długie i czarne, proste włosy. Jestem średniego wzrostu, lekko umięśniona. Chojnie obdarzona przez naturę cyckami. Mam duży biust...” – dwa razy „jestem”, do tego część brzmi sztucznie, np. „lekko umięśniona”. Po drugie dwa razy mamy rozmiar biustu… lubię tak, ale nie przesadzajmy Tongue
„Ledwo wróciłam tego tego ranka do domu i wzięłam prysznic a juz rozdzwonił się telefon.” – dwa razy „tego”
„Ponad 500 letniego mistrza. który mami nie tylko wyglądem ale też tym co potrafi.” – nie rozumiem drugiego zdania (jest ono sztuczne) do tego masz liczebnik cyferkami i zdanie z małej literki (jest to dość częsty błąd)
„ Jest znacznie silniejszy niż większośćwampirów na które polowałam. „ – brak spacji.
„Dlatego nie mam przeciwko niemu wystarczających dowodów i muszę chodzić na te "imprezki".” – tu na początku zabrakło mi nieco wyjaśnienia, że ona pracuje jednak w ramach jakiegoś prawa i musi mieć owe dowody, w pierwszej chwili pojawiła się konsternacja przy czytaniuBig Grin
„Buzz był wysokim, czarnym, muskularnym mężczyzna.” – miast „ą” jest „a” – też ci się zdarza pominą polską literkę. W całym tekście było kilka „ze” tam gdzie powinno być „że”.
„Dzisiaj chodziłam po sklepach po sklepach w poszukiwaniu” – dwa razy „po sklepach”.
„Stanęło na tym, że każdy pojechał swoim pojazdem. Stanęliśmy przed” – to „stanęło”/”stanęliśmy” może jedno z nich wymienić na coś innego (a masz sporo możliwości)
„- Nie sądzę, że w takich okolicznościach.” – ta odpowiedź jest dość dziwna, może jednak „ale chyba nie w takich…” czy coś podobnego?
„Za matkę? Czy za Ciebie?” – chyba „za siebie”?
„Dopowiedział widząc zdumienie w moich oczach.” – a tu fabuła, wcześniej piszesz, że unikał patrzenia na nią, a teraz patrzy jej w oczy. Coś trzeb by z tym zrobić.
„skuliłam się w kącie i zaczęłam płakać.” – znowu fabuła, wiem, że była zdenerwowana ale jakoś to kulenie się w koncie (które jest objawem jednak dość histerycznym) mi nie pasuje. Zmień to lub rozwiń opis.
„słońce i srebro! o wspaniałe!” – „To”?
„Krzywdząc ją, bo oczywiście skąd mogła wiedzieć, że nie jest pierwsza?! – „ – Ke? Bo nie rozumiem drugiej części zdania, nie wiem o co chodzi z tym „pierwsza”?
„Victor rzucił stekiem przekleństw. Wypowiedzianych po francusku! „ – tu raczej wystarczyło by: „Victor rzucił stekiem francuskich przekleństw” – a może nawet „brzmiących po francusku” bo nie wiemy czy ona zna francuski.
„Po zakończonym treningu siedziałam z Mary w bufecie i piłyśmy mocną kawę.” A tu czasy, może „usiadłyśmy z Mary w bufecie i piłyśmy…”
„Po cholerę mi pomoc prastarego wampira - gwałciciela?” – tego prastarego jakoś mi tu nie pasuje, skoro ona wybuchła gniewem to może jednak „zgrzybiałego” lub coś podobnego?
„czasu czekać na Buzza. Jeżeli Buzz ma rację to” – Buzz, Buzz, Buzz, za dużo tych imion.
„było więcej takich wampirów jak ja.” – imho nie wampirów tylko „istot”, „stworzeń” wszak ona „pełnowartościowym” wampirem nie była.
„co raz bardziej lejące ciało Chrisa.” – tu jednak „lejące” wymieniłbym na „bezwładne” lub coś podobnego.
„Wtuliłam się w Chrisa i poszłam spać.” – to jednak „poszłam” jest tu małym zgrzytem, może „usnęłam”?
„ale władza ma nadzieję, że Charlie przerazi się” – ta „władza” może „zwierzchnicy”?
„a on dziwnie nie miał zamiaru uciekać.” – „co dziwne”?
„Wyjęłam moją maczetę z pochwy na plecach” – już wiemy że jest jej i, że na plecach. Czyli troszkę to tu naddatkowe jest.
„Stało tam około dziesięciu krwiopijców, wszyscy byli nanowonarodzonymi. Mieli czerwone, wygłodniałe oczy i nieludzkie twarze. Doliczyłam się ich siedmioro.” - dziesięciu <> siedmioro. Może na początku daj kilku, bez liczebnika?
„Wsadziłam maczetę na jej miejsce,” – bez „jej” imho.
„Wyglądasz jakby Ci się coś przed chwila stało - zapytał.” – brzmi to sztucznie, coś w stylu „Wyglądasz jakby coś się stało” było by lepsze, ale tylko troszkę. Trzeba by to przeredagować.
„- Wszystko OK - spojrzał na mnie podejrzliwie – „ – „dobrze”, „okay”, „w porządku” miast „OK.”
„ze sobą zabrać - dokądkolwiek wędruje dusza umarłego - nieumarłego,” – chyba brak „tam dokądkolwiek”?
„Był on wysokim szczupłym facetem.” –bez on i brak przecinka.
Troszkę tego wyłapałem, mam wrażenie, że nie przeczytałaś tego po napisaniu. Jest niestety sporo literówek (braki w polskich literkach, zdania z małej litery itp.) Czasem zabrakło mi opisów, np. brak mi opisu mieszkania tego naczelnego wampira w starej kamienicy, bo zakładam, że także powinno być urządzone w stylu podobnym do stroju. Czasem używasz zbędne „jej”, „na” itp.

Sama fabuła, może na razie nie jest „porywająca” ale do dopiero pierwsza część więc czekam cierpliwieSmile Masz na pewno wiele fajnych pomysłów bo już tu było je widać.

Ale ogólni jest fajnie, zobaczymy jak się to rozwinie.
Just Janko.
Odpowiedz
#5
Przeczytałam na razie połowę i obiecuję, że to nadrobię, ale czas mnie goni Smile
Na razie uwagi ogólne:
Fabuła mocno sztampowa i szablonowa, ale to w sumie nie przeszkadza, bo chyba taka miała być konwencja. Mimo tego jest ciekawie i wciągająco.
Jen wybierająca się na imprezę wyglądała prawie dokładnie jak ja na gothic party, więc od razu zapałalam do niej sympatią Big Grin
Proponuję Ci przeczytać jeszcze raz, bo porobiłaś trochę literówek.
Si je ne pouvais écrire je serais muet,
condamné a la violence dans la dictature du secret.

Po śmierci nie ma przyjemności.

[Obrazek: gildiaBestseller%20proza.jpg]
Odpowiedz
#6
(14-01-2010, 17:52)Triss napisał(a): Proponuję Ci przeczytać jeszcze raz, bo porobiłaś trochę literówek.
Dziękuje i przeczytam ;p Ale może nie dziś ;p
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#7
Teraz ja Big Grin
po za tym -> poza tym
nie miłe -> niemiłe
nie długo -> niedługo

A teraz trochę logicznych i kontynuacyjnych i wogóle moich odczuciowych:
* dobry Buzz i zły Buzz... no dobra, o sztampie była mowa kilkakrotnie Wink
* taka trochę ta twoja bohaterka jakaś niby rozdarta, ale do mnie to rozdarcie nie przemawia. Ona w sumie sama chyba nie wie czy kocha wampiry, czy ich nienawidzi... Niby zabiły jej matkę, niby sama je tępi, ale jednak pełny szacun dla "dobrego" Buzz'a czy Victora - głównego sprawcy jej upodlenia Wink Nie do końca to rozumiem, ale kto zrozumie kobiety...
* "czarny wampir" - pewnie chodziło o ubiór, ale ja zacząłem wracać do początku zastanawiając się czy nie pojawił się wcześniej jakiś wampir-murzyn...
* "Chwile po twoim uśnięciu" zmieniłbym na "Chwilę po tym jak usnąłeś" to "uśnięcie" wybitnie mi nie leży...
* "prawie rozjechałam kota" - no cóż na Bandziorze 650 nie ma takich wątpliwości: albo rozjechałaś i zaliczyłaś szlif, albo nie rozjechałaś, co można poznać po tym że jedziesz dalej Big Grin (jeżdżę na moto od 8 lat)
* ugryzienie Jen jako antidotum na ugryzienie wampira... - to co ona robiła do tej pory?
* Harry Black ma "śmiertelny problem" - to niech go Jen ugryzie - na Chrisa zadziałało. Trochę to za słodkie tak wogóle, może wprowadź jakieś komplikacje - jakaś powolna przemiana czy cuś, no ale nie będę Ci mówił co masz pisać Tongue
* Charlie wyskakuje trochę jakby znienacka. Nie wiedziałem przez następne dwie linijki czy to imię, pseudonim, czy jakiś policyjny codename na wampira
* Nie czyta się tego jak horror. Czyta się to jak powieść noir a la Chandler. Z drugiej strony nie jest to zarzut w stosunku do pracy, a raczej do gatunku. No i gratulacje za to że udało ci się wampiry tak ładnie wpleść w akcję, że aż nawet ich nie czuć. Przeczytałem na razie tylko pierwszą część, ale świetnie odpowiada mi ten klimat (chociaż nie jest horrorowy Tongue).
One sick puppy.
Odpowiedz
#8
Pan Kracy-
""czarny wampir" - pewnie chodziło o ubiór, ale ja zacząłem wracać do początku zastanawiając się czy nie pojawił się wcześniej jakiś wampir-murzyn..."

"Buzz był wysokim, czarnym, muskularnym mężczyzna." ;p;p
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#9
Blush ok, kajam się
One sick puppy.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości