Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wyprawa
#1
Kilka słów na początek. Tekst ów jest planowanym początkiem szerszego opowiadania, którego na razie nie kontynuuję przed przekonaniem się o wartości tego, co już zostało napisane. Może się wydać infantylny, chciałem natomiast ukazać tu nieskomplikowaną próbę swoich możliwości, gdyż trudno pisać bardziej skomplikowane teksty nie mając pewności, czy idzie się w dobrym kierunku. Uważam się za osobę zieloną jeśli chodzi o samodzielną twórczość, dlatego prosiłbym o w miarę niezłośliwe, choć naturalnie nie owijające w bawełnę komentarze. Dziękuję Smile


Piątkowy wieczór. Na zewnątrz ściemnia się, pada, idealna pogoda do bezmyślnego czynienia przypisów w pracy dyplomowej. Oczywiście raz na kilka godzin przerwa celem odstresowania się i wypicia kolejnego kubka kawy. Właśnie nadchodzi czas na kolejną taką przerwę. Tuż po zalogowaniu się na swój profil w jednym ze znanych portali społecznościowych odbieram wiadomość od C., który pisze: „Proponuję wycieczkę do Ciężkowic do rezerwatu „Skamieniałe Miasto”. Przy okazji zwiedzilibyśmy pobieżnie Tarnów.”. Chwila namysłu, sprawdzenie zasobności portfela po czym telefon do C.:

- Słuchaj – mówię – pasuje mi jak diabli. Przyjeżdżam do Kielc jutro na wpół do dziesiątej w nocy i o pierwszej jedziemy do Tarnowa.

By nie tracić czasu, przyspieszam nieco z porządkowaniem materiałów do pracy dyplomowej, żeby nadrobić nadchodzący dzień zwłoki spędzony na umiłowanym uprawianiu turystyki.

Nazajutrz o odpowiedniej godzinie ruszam na dworzec i wsiadam w przedostatni autobus z mojej mieściny do Kielc. Rozklekotany, zardzewiały rupieć z lat osiemdziesiątych, wbrew prawom czasu i fizyki nadal obsługuje pasażerów na ponad 60-kilometrowej trasie, kilka razy na dzień w obu kierunkach. Jazda nim ma jednak swój klimat, zwłaszcza podczas pokonywania przełomu pomiędzy Łysogórami i Pasmem Jeleniowskim. Ilekroć jadę w dół przez Hutę Nową i dalej, w Bartoszowinach, podziwiam pod ostrym kątem Górę Jeleniowską i Szczytniak, tylekroć obiecuję sobie, że jak będę „duży i bogaty” to zbuduję sobie drewnianą chatę w którejś z tych miejscowości, obowiązkowo z oknami i tarasami naprzeciwko tych widoków. Pogrążony w marzeniach, zasypiam.

Dojeżdżam do Kielc i powracam ze świata wyobraźni do rzeczywistości. Tym bardziej przypomina mi o niej fakt, że nieopatrznie opróżniłem w autokarze całą butelkę wody, a nie chcę tracić bez sensu 2,50 zł w i tak niewartym tej ceny PKS-owskim kiblu. Zarzucam plecak i pędzę do C. Pod jego kamienicą stoją trzy łyse karki, i to akurat przed klatką, w którą zamierzam wkroczyć. Zapomniawszy naturalnie numeru mieszkania, zamiast wcisnąć przycisk domofonu wyciągam telefon i dzwonię do C. Cisza. Dzwonię jeszcze raz. Cisza. Na chybił trafił wciskam numer na domofonie. Cisza. Łyse karki szczęśliwie poszły, pęcherz ciągle dokucza. Zaczynam trochę panikować, kiedy nagle otwierają się wrota do kamienicy i wyskakuje zza nich uśmiechnięty C.

- Wybacz! – mówi – nie mogłem odebrać, byłem w łazience. To co, idziemy po piwo?

- Idziemy! – rzucam, nabrawszy współczucia dla pęcherza. Zresztą i tak piwo wypijemy w parku, a mało to w nim miejsc do opróżnienia butelki piwa i ulżenia sobie? Tym bardziej, kiedy jeden korzysta z dobrodziejstw natury, a drugi patrzy czy z oddali nie ciągną charakterystyczne niebieskie mundury z pieskiem w kagańcu i bloczkiem w kieszeni… Popijając z butelek prowadzimy rozmowę o podróżach, marzeniach i językach obcych, a po wyrzuceniu ostatniej butelki do kosza wracamy do C. celem ostatecznego przygotowania się do podróży.

Na pół godziny przed odjazdem opuszczamy lokum C. Wyposażeni w plecaki z prowiantem i kompletem butów do wspinaczki (specjalność C.), a także z butelką wina za pazuchą, pełni humoru docieramy na dworzec. Autokar przyjeżdża o czasie. Wsiadamy i kupujemy bilety do Tarnowa. Ruszamy.

Podróż kończy się chwilę po zamknięciu oczu, gdyż wspólnie z C. stwierdziliśmy, że stojąc w obliczu 24 godzin bez snu należy czas nocnej podróży poświęcić na odpoczynek. Sama podróż długo zresztą nie trwa. Przed czwartą rano wysiadamy na dworcu w Tarnowie.
Pierwsze, co nam uderza w oczy to wspaniały, oświetlony dworzec tarnowski. Widać różnicę między zapyziałymi miastami i miasteczkami byłej Kongresówki a Galicją. Idziemy tam natychmiast.
Odpowiedz
#2
Z góry uprzedzam, że
a) miniatury to nie jest miejsce na fragmenty tekstów, lecz na teksty w pełni ukończone, będące miniaturowej formy, i rozmiarów najczęściej też;
b) komentarz do fragmentu w odniesieniu do całości może okazać się zupełnie nieprzydatny.

Cytat:.”.
pierwszy raz widzę taki znak interpunkcyjny. W ogóle polecam powtórzenie/zapoznanie się z zasadami interpunkcji.

Trochę zbyt szczegółowo. Jak spis rzeczy do zabrania i czynności do zrobienia. Masz rację co do tego, że nieco infantylnie. Lubisz czytywać sprawozdania i raporty z podróży? Bo tak momentami mi się kojarzy, trochę "sprawozdawczo".
Są językowe niezgrabności:
Cytat:żeby nadrobić nadchodzący dzień zwłoki spędzony na umiłowanym uprawianiu turystyki
Cytat: stojąc w obliczu 24 godzin bez snu należy czas nocnej podróży poświęcić na odpoczynek.
To wszystko to kwestia warsztatu, trzeba ćwiczyć. Na tę chwilę nie jest najlepiej.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#3
Dziękuję za opowiedź.

Przyznam szczerze, że miałem świadomość faktu, iż ten tekst nie nadaje się do umieszczenia w "Miniaturach". Moim celem było umieszczenie "wersji roboczej" celem ocenienia próby swoich możliwości, nie mogłem jednak znaleźć takiego działu. Jeśli jest takie miejsce na forum, gdzie można umieszczać tego rodzaju teksty, to poprosiłbym o przeniesienie wątku.

Przynamniej już teraz wiem, że póki co jest kiepsko i należy nieco popracować, za nim po razkolejny się coś opublikuje. Co do raportów z podróży - owszem, tego rodzaju literatura należy do moich ulubionych, swego czasu zaczytywałem się w Kapuścińskim, książkach podróżniczych i innych.

Dzięki jeszcze raz za praktyczne uwagi i do napisania!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości