24-11-2013, 02:44
Drogi panie naiwny!
Zgadzam się z panem, że najciężej, udowodnić, iż NARÓD ŻYJE SPRAWAMI KULTURY. Jednak uświadom se pan, że NARÓD nic innego nie potrafi poza deptaniem kapusty, a jego światłe odgłosy nie idą pod żadne niebiosy; łudzi się, że wystarczy protestować, by osiągnąć cel. Trudno powiedzieć mu prawdę, to mianowicie, że ludzie, do których zwraca się ze swoimi kontestacjami, mają gdzieś jego przestrogi, proroctwa i czarne wizje, podobnie jak dołujące wykazy, sondaże i katastrofy.
Gdyż chodzi nie o rozmowę, ale o młócenie słomy; bo u nas, w kraju nad Wisłom, najważniejsze, to my som, jak pisał Ludwik Jerzy Kern. A pisał tak w latach sześćdziesiątych i jak pan widzi, nic się nie zmieniło; nadal się temu sprzeciwiamy pro forma. Wciąż czujemy się najlepiej, gdy jest źle, kiedy zajeżdża stagnacją i dookoła nic poczciwego ni ma; jak szaro je, głucho je i wyć się chce.
Wówczas zdobywamy się na wokalizy i onomatopeje w kształcie wykrzywiania twarzy i narzekamy z cicha na trzy czwarte; wrzucamy temat do zrzędzenia: polityka kulturalna, czyli kryzys w księgarniach, wydawnictwach, czasopismach i wio! zaraz mamy problem z głowy, bośmy sobie pojojczyli.
Ten i ów czuje się dotknięty, znieważony, jakby mu przylutowano w słabiznę. Jednak bez obaw, panie naiwny, te klimaty mamy obcykane: nie można się do nich przychrzanić, a czego nie oświadczymy, zawsze jesteśmy kryci; każdy sąd nam odpuści.
Po pierwsze czujemy się jak dumne i blade herosy i bohatery, bo poruszyliśmy tapetowy TEMAT i nikt na nas nie nakrzyczał. Pozostajemy więc moralnie usprawiedliwieni, że odfajkowaliśmy swoje święte oburzenie i możemy raczkować w glorii człowieka odważnego, a po drugie, mamy gwarancję, że nikt nie zareaguje na nasze protesty, gdyż nie w tym rzecz, by coś zmienić, ale by popsioczyć na niby i wejść pod dywan.
Tak czy owak, mamy ubaw po samą grdykę, że tylko się usmarkać z radochy; jesteśmy kryci z obu stron, bo - nie wychylając się zbytnio - mówimy o faktach i dowodach, a jednocześnie wiemy, że są głosami tak skutecznymi, jak puszczenie bąka w księżycową noc.
Zgadzam się z panem, że najciężej, udowodnić, iż NARÓD ŻYJE SPRAWAMI KULTURY. Jednak uświadom se pan, że NARÓD nic innego nie potrafi poza deptaniem kapusty, a jego światłe odgłosy nie idą pod żadne niebiosy; łudzi się, że wystarczy protestować, by osiągnąć cel. Trudno powiedzieć mu prawdę, to mianowicie, że ludzie, do których zwraca się ze swoimi kontestacjami, mają gdzieś jego przestrogi, proroctwa i czarne wizje, podobnie jak dołujące wykazy, sondaże i katastrofy.
Gdyż chodzi nie o rozmowę, ale o młócenie słomy; bo u nas, w kraju nad Wisłom, najważniejsze, to my som, jak pisał Ludwik Jerzy Kern. A pisał tak w latach sześćdziesiątych i jak pan widzi, nic się nie zmieniło; nadal się temu sprzeciwiamy pro forma. Wciąż czujemy się najlepiej, gdy jest źle, kiedy zajeżdża stagnacją i dookoła nic poczciwego ni ma; jak szaro je, głucho je i wyć się chce.
Wówczas zdobywamy się na wokalizy i onomatopeje w kształcie wykrzywiania twarzy i narzekamy z cicha na trzy czwarte; wrzucamy temat do zrzędzenia: polityka kulturalna, czyli kryzys w księgarniach, wydawnictwach, czasopismach i wio! zaraz mamy problem z głowy, bośmy sobie pojojczyli.
Ten i ów czuje się dotknięty, znieważony, jakby mu przylutowano w słabiznę. Jednak bez obaw, panie naiwny, te klimaty mamy obcykane: nie można się do nich przychrzanić, a czego nie oświadczymy, zawsze jesteśmy kryci; każdy sąd nam odpuści.
Po pierwsze czujemy się jak dumne i blade herosy i bohatery, bo poruszyliśmy tapetowy TEMAT i nikt na nas nie nakrzyczał. Pozostajemy więc moralnie usprawiedliwieni, że odfajkowaliśmy swoje święte oburzenie i możemy raczkować w glorii człowieka odważnego, a po drugie, mamy gwarancję, że nikt nie zareaguje na nasze protesty, gdyż nie w tym rzecz, by coś zmienić, ale by popsioczyć na niby i wejść pod dywan.
Tak czy owak, mamy ubaw po samą grdykę, że tylko się usmarkać z radochy; jesteśmy kryci z obu stron, bo - nie wychylając się zbytnio - mówimy o faktach i dowodach, a jednocześnie wiemy, że są głosami tak skutecznymi, jak puszczenie bąka w księżycową noc.