Jak zaczęła się wasza przygoda z pisaniem?
#1
Oto drugi temat z zapowiedzianej serii. Tym razem chciałbym byście przedstawili mi swoją historię na temat początków pisania. Czy było to coś w stylu "Ja bym to lepiej napisał", może musieliście a może namówiło was na to UFO? Big Grin

(Był temat o początkach, ale dawno i bardziej chodziło o pierwsze prace niż o historię samego pisania)

Czas przedstawić swoją wersję. Czytać nauczyłem się bardzo wcześnie, podajże mając 4-5 lat. Chodź z początku bardzo mnie to bawiło, później jednak zacząłem przeraźliwie nie lubić czytać. Matka darła się na mnie, żebym przeczytał chociaż stronę książeczki z bajkami. A ja siedziałem z wzrokiem wlepionym w kartkę nie starając się nawet myśleć o tym co mam w rękach. Podrosłem, poszedłem do szkoły. I tam zaczęły się dla mnie najgorsze kilka lat życia. Z niewiadomych powodów stałem się pośmiewiskiem i popychadłem dla innych. Nie z własnej winy, nawet nie wiem dlaczego. Z początku, tj. przez pierwszą klasę podstawówki i kawałek drugiej, było jeszcze w miarę niewinnie. Wyzywania itp. Jednak rosło to z dnia na dzień. Również w domu nie było za różowo. Nie będę tu opowiadał co i jak, ale jednym słowem miałem przesrane dzieciństwo.

Pamiętam to doskonale (a mało co pamiętam z lat szkolnych, być może po prostu nie chciałem pamiętać), kiedy wziąłem do ręki swoją pierwszą, prawdziwą książkę. Nie jakąś bajeczkę z obrazkami i dwoma zdaniami na stronie. Był październik 2006 roku, właśnie zacząłem edukację w trzeciej klasie, prześladowania powoli osiągały apogeum. Sam nie wiem skąd książka znalazła się w moich rękach. Po prostu była. Była to druga część Harrego Pottera. Nagle zdałem sobie sprawę, że czytanie odrywa mnie od rzeczywistości, w jednym momencie znajduję się w krainie szczęśliwości, gdzie nikt mnie nie szykanuje i prześladuje. Zacząłem pochłaniać książki masowo ( a że wcześnie zacząłem czytać, to pochłaniałem bardzo szybko), do tej pory mogę spokojnie powiedzieć że przeczytałem ponad tysiąc książek (oczywiście nie znam dokładnej liczby, ale tak mi się wydaje). Wolałem książkę niż komputer, telewizor czy uganianie się za piłką. Przez to też zrobił się ze mnie grubasek Smile Szybko zauważyłem, że czytanie mi nie wystarcza, że świat do którego przybywam ma mury i nie mogę poruszać się po nim swobodnie. Trochę to śmieszne, ale moim pierwszym tworem nie było opowiadanie, a od razu 56-stronnicowa powieść. Tak wiem że 56 stron to nie powieść, ale miałem wtedy 12-13 lat. Opowiadała o wybuchu III wojny światowej, o komandosie który powstrzymał Rosjan przed zajęciem Polski itp. Ogólnie była marnego poziomu, ale nie to jest najważniejsze. Zacząłem tworzyć i tworzyć. Do 2 klasy gimnazjum tworzyłem wyłącznie dla siebie. Potem zacząłem publikować teksty w internecie.

Licząc wszystkie twory, słabe i dobre, napisałem 1 mini-powieść, 112 opowiadań, 16 wierszy i kilka nie-wiadomo-co-to. Tak zaczeka się właśnie moja przygoda z piórem.

(Znam dokładną liczbę, ponieważ każdy twór był prze ze mnie magazynowany, i po chwili kalkulacji te liczby mi wyszły. Tylko że niestety w grudniu tamtego roku ogień strawił cały mój dorobek na papierze, rękami mojej siostry która wrzuciła je do pieca nie wiedząc co to, sądząc pewnie że można wyrzucić)
Odpowiedz
#2
Czytać się nauczyłem przed pójściem do przedszkola. Długo wyłem w kuchni przed piecem kafelkowym, że nie potrafię zapamiętać literek 'a' i 'o'. Wreszcie rodzice zauważyli, że to nie żarty i ja naprawdę będąc takim szkrabem, chcę się nauczyć czytać. Nauczyli mnieBig Grin

W przedszkolu napisałem coś w stylu 'miśki lecą w kosmos' i miało to chyba z pół strony. Potem jakieś obrazkowe historyjki z Herkulesem tłukłem. Koło 2 klasy podstawówki znalazłem w gumie do żucia nalepkę z takim jakby wisielcem i wampirem i jakoś tak, sam nie wiem co mnie podkusiło, napisałem o nich parę kartek na papierze w linię. Z chęcią poczytałbym te dwa wiekopomne 'dzieła'.

Potem koło 4 klasy podstawowej próbowałem napisać coś w stylu 'Szkoły przy Cmentarzu' i ta skłonność została mi chyba do dziś, hehe. Zacząłem z dziesięć razy, ale głównie lubiłem robić sobie konspekt powieści (choć wtedy rzecz jasna nie wiedziałem, że to się nazywa w ten sposób) i to mnie chyba najlepiej bawiło. Wymyśliłem takich historyjek koło stu (horrorki, nieudolne Harry Pottery i Winnetou). Wreszcie w wieku 12 lat udało mi się dokończyć jeden z takich horrorków, w krótkim czasie napisałem jeszcze dwa kolejne. Mam je do dziś, lubię czasami przejrzeć.

Koło 1 klasy gimnazjum łyknąłem Władcę Pierścieni, no i obudziło się we mnie przemożne pragnienie, by napisać Władcę po swojemu, rzecz jasna pięć razy lepiej niż Tolkien i dziesięć razy ciekawiej. Pisałem to bodajże do końca gimnazjum, ale w bardzo słabym tempie, może strona na tydzień, może mniej. Wyszło z tego ze cztery zeszyty w kratkę, a była to ledwie połowa 1 tomu. Też mam do dziś na pamiątkę, nazywa się 'Ognista szabla' i jest słabe jak sto diabłów - dwaj ludzie idę zniszczyć w kopalni klejnot elfów, a goni ich horda czarnych wojowników, skąd ja to znam, hehe.

Potem bodajże w 2 liceum znowu porwałem się na powieść, ale tym razem ciut oryginalniejszą. Wymyśliłem świat fantasy, a niemal wszystkie zdarzenia z fabuły były parafrazą mego burzliwego życia i przez to były nawet ciekawe. Niestety napisałem tylko 20 stron, bo wtedy z kolei stałem się zbyt drobiazgowy. Ale wrócę kiedyś do tego pomysłu, po upływie lat sądzę, że był nawet niezły.

Na 1 roku studiów napisałem pierwsze opowiadanie, potem kolejne i jeszcze jedno i tak dalej, w międzyczasie 100 stron powieści, do której muszę kiedyś wrócić. Dość niedawno odkryłem, że istnieje coś takiego jak fora literackie i konkursy literackie. Rozochocony przyjemnymi opiniami zacząłem pisać jeszcze więcej, ktoś mi wreszcie wklepał do czachy, że zaczyna się od opowiadań, a nie od powieści. No i tak jakoś naskrobałem tych opowiadań przez 5 lat koło 50. I tak to się toczy.
Odpowiedz
#3
Cytat:Rozochocony przyjemnymi opiniami zacząłem pisać jeszcze więcej, ktoś mi wreszcie wklepał do czachy, że zaczyna się od opowiadań, a nie od powieści.
Jakbym czytała o sobie samej. Zaczynałam od mini-powieści, nigdy nie pisałam opowiadań i sama nie wiem, dlaczego. Kiedy miałam dwanaście, trzynaście lat, blogosfera opanowana była opowiastkami różnej maści, poczynając od miłosnych przygód z ukochanym zespołem muzycznym, a kończąc na romansach Hermiony i Draco z "Harry'ego Pottera". Ja byłam gdzieś pomiędzy, miałam nawet kilka blogów (ha!). Teraz wstyd się do tego przyznać, ale powiem, że pisanie rozdział po rozdziale było bardzo ekscytujące. Jednak najistotniejsi byli odbiorcy. Pamiętam, że kiedy postanowiłam zakończyć publikowanie na blogach, niektórzy się oburzyli. Ale właśnie wtedy powiedziałam sobie STOP i postanowiłam pisać do szuflady.

Natomiast kilka lat temu (bystra ja) odkryłam, że istnieje coś takiego jak konkurs literacki. W kilku wzięłam udział, sukces jakiś się odniosło, ale na dłuższą metę pisanie pod konkurs nie jest dla mnie. Lecz właśnie wtedy zaczęłam pisać opowiadania, do tej pory mam ich bodajże kilkadziesiąt, ale najważniejsza jest dla mnie ta nieco dłuższa twórczość, której mogę poświęcić więcej czasu.

Przypomniałam sobie jeszcze mój słynny atak złości, kiedy mając jedenaście lat pisałam jakąś opowiastkę na temat kosmitów. Korzystałam z komputera, który nagle się zepsuł i wszystko szlag trafiło. Jak głupia płakałam przez cały wieczór, twierdząc że moje dzieło życia zostało stracone. Cała ja. Big Grin
Odpowiedz
#4
http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=11649
Nie umiem pisać konstruktywnych komentarzy.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości