Siedzieliśmy w pubie. Oni przy piwie, ja przy kawie. Dziesiątki papierosów umierało w niedomytych popielniczkach, a chybotliwy drewniany stolik zapełniał się szkłem.
Rozmowy o bogu, bogach, o wartościach moralnych ateistów, Mistrzu i Małgorzacie, Kafce, Boschu, a ubrania nasiąkały zapachem tytoniu. Piliśmy aż do utraty pieniędzy.
Wyszliśmy, a raczej wyrzucono nas w ciemności listopada. Okulary zaparowały, śnieg osadzał się na ich włosach. Idziemy do niej rozmawiać dalej, ale najpierw monopolowy. Mieszka w kamienicy. Ciężkie metalowe drzwi otwierają się na białe podwórze. Nasze ślady niszczą ład białego puchu.
Jednego wnoszą po schodach. Tynk ze ścian brudzi płaszcze tych, którzy są jeszcze w stanie iść. Im wyżej tym jaśniej, ktoś stwierdził, że idziemy do nieba. Na szczycie - gruba belka, która łączy dwie strony korytarza. Wywołuje zachwyt u jednego z nich.
- Każdy ma marzenie, a ja chce się tu powiesić- powiedział.
Ze skórzanej torby odpiął pasek, przewiązał wokół szyi, później o belkę. Stanął na szczycie schodów. Powiedział jeszcze, że chce sprawdzić czy intelektualiści idą do nieba i skoczył.
Weszliśmy do mieszkania, kolejne papierosy gasły. Śnieg zasypał nasze ślady, kruki pod dachami kuliły się w sobie.
Rozmowy o bogu, bogach, o wartościach moralnych ateistów, Mistrzu i Małgorzacie, Kafce, Boschu, a ubrania nasiąkały zapachem tytoniu. Piliśmy aż do utraty pieniędzy.
Wyszliśmy, a raczej wyrzucono nas w ciemności listopada. Okulary zaparowały, śnieg osadzał się na ich włosach. Idziemy do niej rozmawiać dalej, ale najpierw monopolowy. Mieszka w kamienicy. Ciężkie metalowe drzwi otwierają się na białe podwórze. Nasze ślady niszczą ład białego puchu.
Jednego wnoszą po schodach. Tynk ze ścian brudzi płaszcze tych, którzy są jeszcze w stanie iść. Im wyżej tym jaśniej, ktoś stwierdził, że idziemy do nieba. Na szczycie - gruba belka, która łączy dwie strony korytarza. Wywołuje zachwyt u jednego z nich.
- Każdy ma marzenie, a ja chce się tu powiesić- powiedział.
Ze skórzanej torby odpiął pasek, przewiązał wokół szyi, później o belkę. Stanął na szczycie schodów. Powiedział jeszcze, że chce sprawdzić czy intelektualiści idą do nieba i skoczył.
Weszliśmy do mieszkania, kolejne papierosy gasły. Śnieg zasypał nasze ślady, kruki pod dachami kuliły się w sobie.