Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wyścig o życie
#1
Stanęliśmy na linii startu. Było nas czterysta milionów zdrowych, dorodnych plemników.
– Uwaga, przygotować się! Na sygnał, ruszaaamy – wydarł się Andrew.
Wysunąłem się na czoło grupy, bo z tłumu niełatwo wystartować. Nieźle to wykombinowałem, nieprawdaż? Obok mnie Robert i Przemek.
– Pięć, cztery, trzy – wrzeszczał starter. – Dwa, jeden, zero. – Strzał.
Ruszyliśmy z kosmiczną prędkością jednej dziesiątej milimetra na sekundę, a do przebycia dłuuugi dystans, maraton.
– Leć, Adaś, leć! – Usłyszałem głos tłumu. – No, to leciałem, aż mi ogonek fruwał na lewo i prawo. Czas wyrównać lot – pomyślałem. – Nie wolno tracić cennych ułamków sekund na widowiskowe machanie ogonkiem. Na ten start czekałem całą wieczność, dwa długie miesiące. To był mój dzień, czułem w sobie moc i wolę zwycięstwa.
– Robert dachował. – Dotarł do mnie krzyk gdzieś z prawej. Formuła jeden, pieprzony. Wypadł z trasy, to jego problem. Było nie brać zakrętów tak ostro. Trochę rozwagi nie zaszkodzi. Jak to mówią: wolniej jedziesz, dalej zajedziesz. Gnałem dalej, choć dystans już lekko dawał się we znaki. Nadal byłem w czołówce, z szansami na zwycięstwo.
Po lewej przepychanka, Andrew dostał sierpowym, zrobił dwa salta i poległ.
– Przemo go załatwił. – Doleciało wyjaśnienie.
Faworyt padł. Nigdy go nie lubiłem, ważniak jeden. – Saleto, ups saluto Przemek, respect.
– Go, go, go! – wiwatowały tłumy, a ja leciałem, uskrzydlony, napalony, cały w ekstazie. – Dam radę, dam radę, dam ra... – kibicowałem sobie z całych sił.
Na plecach czułem oddech Artura i tych dwóch cwaniaczków, Lewego i Kuby. Znalazło się trio, jak to się zaprzyjaźnili, jak sobie będą pomagać, niedoczekanie. Jeden szybki wymach ogonka i Artur wpadł do własnej bramki, a tamci razem z nim.
– Nic się nie stało, chłopaki, nic się nie stało…
Załatwieni, tak się przechodzi do historii. Uniesienie sięgnęło zenitu, jeszcze kawałeczek, rzut na taśmę. Trzy, dwa, jeden, zero, zwycięstwooo! – I`m a champion! Ależ się zagnieździłem, to się nazywa nagroda. Teraz, to na pewno przejdę do historii. Proszę państwa, oto narodzi się wkrótce, Adam Wielki Wspaniały. Wiecie, jak smakuje zwycięstwo? Jak orgazm.
________________________________________
Odpowiedz
#2
Żeby zrobić z czegoś tak trywialnego i oklepanego we wszystkich internetowych dowcipach rysowanych i pisanych coś tak zabawnego, a przy tym rozsadzającego niecierpliwością jak wyścigi, to trzeba mieć talent.
Zabawne, niebanalne, wciągające. Big Grin
Odpowiedz
#3
Noo.. Znałem ten dowcip tylko w trochę bardziej gorzkiej wersji.. Plemnik zwycięzca pyta u kresu podróży - Jajeczko? - Nie - słyszy odpowiedź - Migdałki debilu -

No ale niech tam będzie. Jest forma, jest treść, więc wszystko na miejscu. Narrację akcji też prowadzić potrafisz. Tyle się z tego tekstu dowiedziałem, a to już całkiem sporo. Pora więc brać się za poważniejsze wyzwania.
Znaczy, w sposób umiarkowany, ale jestem na tak.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Pierwsze zdanie zaszczepiło we mnie pozytywne odczucia i pozostało tak aż do samego końca tekstu Smile Ja tego żartu w ogóle nie znałam, więc tym bardziej mnie wciągnęło i zaskoczyło. Ogólnie całość fajna, zabawna i ciekawa. Smile
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz
#5
Cytat:– Leć, Adaś, leć! – Usłyszałem głos tłumu.
Dobre Big Grin

Cytat:– Robert dachował. – Dotarł do mnie krzyk gdzieś z prawej. Formuła jeden, pieprzony.
Tu zaśmiałam się drugi raz Big Grin

Niezłe. Materiał na kabaretowy skecz jak nic Big Grin
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości