Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wrota podziemi
#1
Słowo od autorki: Ten tekst to opis mojego snu. Nic więcej nic mniej. Nie planuję dalszej części. Chciałam zapisać obraz spod powiek, bo uznałam, że jest interesujący. Umieszczam, bo może kogoś zainteresuje.

Oślepiające światło rozbłysnęło w małej świątyni pośród górskich stoków, a ziemia zatrzęsła się pod stopami Kapłanów. Ogłuszający rumor pękających skał sprawił, że poupadali na ziemię drżąc i zawodząc. Tylko jeden mężczyzna rozwarł szeroko ramiona, wpatrując się w skalną ścianę, na której krwią namalowany został prastary symbol pentagramu. Lśniąc czerwonym światłem z początku powoli, teraz zaczął wirować coraz szybciej, unosząc w powietrze tumany kurzu. Gwałtownym podmuchem zgasił pochodnie i poprzewracał drewniane posągi przedwiecznych Bogów.
- Cośmy uczynili? - wykrzyknął jeden z Kapłanów, ocierając drżącą dłonią krew z ust - Wszyscy zginiemy...
Głuchy ryk z wnętrza skały niósł się jeszcze długo ponurym echem między kamiennymi szczytami.

Pod ciężkimi końskimi kopytami śnieg nie skrzypiał. Od czasu do czasu jasny błysk spadającej gwiazdy rozpraszał mrok ponurej nocy, by ciemność w chwilę potem wydawała się jeszcze bardziej przytłaczająca. Poruszali się bezszelestnie pomiędzy gigantycznymi drzewami.
Zmarznięte dłonie pod skórzaną rękawicą odmawiały jej posłuszeństwa, a przecież noc dopiero zapadała. Spod czarnego kaptura przypatrywała się w milczeniu jeźdźcom, którzy podążali przed nią oraz ciężkim końskim grzywom i ogonom, starannie zaplecionym, aby żaden szelest nie zdradził ich obecności w lesie. Oni sami zaś okryci ciemnymi pelerynami siedzieli pochyleni z głowami zwieszonymi na piersi. Zewsząd otaczała ich głucha cisza i zdradziecka ciemność. Przylgnęła do konia, poszukując u niego ciepła. Nie była w stanie nawet myśleć. Kiedy odwracała się do tyłu z ulgą przypatrywała się jak śnieg zasypuje ich ślady, a gwałtowny wiatr tworzy za nimi białą zasłonę. Zaprawdę przeprawy przez ten przeklęty las zimą miały sens. Odetchnęła nierówno widząc, że wstrzymują konie, zmieniając szyk i zbierają się pod jednym z drzew.
- Musimy odpocząć - usłyszała w swojej głowie głos ich przywódcy.
Dzięki strumieniowi myśli mogli się porozumieć bez obawy, że ktoś ich usłyszy. Jej koń opuścił nisko głowę i zastygł w bezruchu. Pozostałe konie uczyniły to samo. Czuła pasma energii, które delikatnie muskały jej ciało. Tylko wytrawny Mag mógł je wyczuć, a tym bardziej dostrzec. Przymknęła zmęczone oczy, wsłuchując się w szelest magicznych nici.
Niewyczuwalna przeprawa przez zimowy las wymagała od ich wierzchowców ogromnego wysiłku energetycznego. Gdyby nie te krótkie postoje ich kroki szybko zostałyby usłyszane.
Śnieg wirował wokół nich, przynosząc ze sobą kolejne fale zimna i tylko głuchy pomruk uginających się na wietrze konarów rozbrzmiewał nad ich głowami.

Niespodziewanie z otchłani tej nieogarniętej ciszy i śniegu wyłonił się Demon. Jego czerwone, okrągłe ślepia błysnęły w ciemności. Wszyscy wstrzymali oddechy, a konie przerwały tkanie nici energetycznych. Jej dłoń podświadomie powędrowała do lekkiego miecza wetkniętego za siodło. Powykrzywiane zęby Demona wystawały poza szeroką paszczę. Bezwargi stwór o ciele chudym i wynędzniałym zrobił kilka kroków w ich stronę. Na wietrze płaty sczerniałej, pozrywanej przez wieki tułaczki skóry, oplotły jego ręce i nogi.
Szybko dostrzegła, że Demon w jakimś przeraźliwym impulsie rzucił się na najbliżej stojącego jeźdźca. Swoimi czarnymi szponami zamachnął się w stronę końskiego boku. Wszyscy wciąż trwali w milczeniu, nieruchomo przyglądając się atakowi bestii. Wtem jednak, któryś z jeźdźców wyskoczył w jej stronę, odtrącając ją w śnieg.
- Stój, głupcze! - wykrzyknął ich przywódca - Nie widzisz, że to Demon Szpieg?!
Przerażenie w oczach jeźdźca ustąpiło zaskoczeniu. Bezradnie spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze leżał Demon, jednakże jego już nie było. Wizja wysłana przez Mistrza Demonów została przerwana. Jego wzrok powędrował w stronę zaatakowanego konia i jeźdźca, ale nie dostrzegł żadnych ran.
- Wybacz! Śnieg odebrał mi rozum - wyjąkał. - Chciałem pomóc! Tylko pomóc...
Przekaz jego myśli urwał się.
- Musimy natychmiast wyruszyć. - Przywódca pogonił swojego wierzchowca, który z miejsca ruszył gwałtownym galopem.
Oniemiała widząc, że jego koń niemal nie dotyka śniegu. Bezszelestnie wzbijał się ponad nim, by w szaleńczym tempie oddalić się od miejsca pojawienia się Demona Szpiega. Ruszyli za nim. Ich konie gnały przed siebie, utrzymując jednak szyk, który w razie napaści miał zapewnić im możliwość obrony.
Pochylając się do przodu tak, by nisko zawieszone gałęzie drzew nie uderzały w jej twarz, dotknęła ręką szyi czarnego wierzchowca. Był spokojny, nie czuła jego strachu. Pieszczotliwie pogłaskała go, uśmiechając się do siebie. Wiedziała, że może na niego liczyć. Wychowywali się razem. To u niego w stajni spała między nogami w czasie przerażających burzy i z nim po raz pierwszy wyruszyła poza mury osady. Czuła jak potężne mięśnie konia napinają się pod nią, by oddać kolejny skok przez zwalone drzewo. Śnieg wydawał się gęstnieć z każdą chwilą. Mieszając się z ciemnością sprawił, że straciła orientację. Wiedziała jednak, że jej koń dostrzega wyraźnie jasne światło bijące od konia, który im przewodził. Nie mogli się więc zgubić. Przejmujące zimno zapierało jej dech w piersi, kiedy w szaleńczym tempie wypadli na małą polanę. Jeszcze chwila i znów znikną między czarnymi konarami drzew. Jeszcze tylko chwila...

Wtem ciszę lasu rozerwał gwałtownie złowieszczy skowyt wilka. Zamarła przerażona do granic wytrzymałości. Odkryli ich! Osadzili konie na zadach. Nici energii znów zawirowały w powietrzu, wypełniając sobą końskie ciała. W ciasnym kole otoczyli małą dziewczynkę. Jej niepozorna postać, otulona ciężką peleryną, zastygła w bezruchu.
Odwróciła wzrok w stronę ciemnego lasu. Śnieżyca nagle ustała. Spadająca gwiazda rozświetliła tylko na krótko swoim gasnącym blaskiem grupkę ludzi, którzy w rozpaczliwym odruchu próbowali ochronić to, co zostało im powierzone.
Dobyła miecza wsłuchując się w ciężkie kroki ich prześladowców. Z ich nozdrzy wydobywały się kłęby ciepłego powietrza, kiedy wypadli na polanę. Błyszczące czerwienią ślepia wpatrywały się w nich z nienawiścią. Wychudzone ciała o stożkowatych kłach wystających z poczerniałych paszcz stanęły na granicy lasu. Byli otoczeni!

Zanim zrozumieli co się dzieje, ogromny wybuch pośrodku polany zrzucił ich z koni, wpychając ich bezwładne ciała w śnieg. Ona jedna pozostała na swoim wierzchowcu, który by ją ochronić stanął na zadnich nogach, zapierając się potężnie o zmarzniętą ziemię. Kiedy złapała powietrze w skurczone ze strachu płuca, zobaczyła w ogromnym kraterze wysoką postać o pustych oczodołach, w których płonęły czerwone płomienie. Okryty białą peleryną z kapturem nasuniętym na głowę przyglądał jej się z zawiścią. Czuła bijącą od niego moc, która niczym zielone płomienie raz po raz ogarniała jego ciało. Był Mistrzem Demonów, które ich śledziły.
W lesie zapanowała znów głucha cisza. Ciemność rozświetlały tylko błędne ogniki, które przybyły na skraj polany, by odprowadzić dusze zmarłych do Zaświatów.
- Oddaj mi ją! - warknął Mistrz Demonów - Jeśli ją oddasz pozwolę wam odejść.
Poczuła jak zimny pot spływa w dół jej kręgosłupa. Koń, którego dosiadała nerwowo kopał kopytem w śniegu. Wyczuwała, że niektórzy z jeźdźców, którzy byli z nią są nieprzytomni. Inni znów rozpaczliwie próbowali wydostać się spod koni, które przygniotły ich swoim ciężarem. Ona jednak żyła! Mała dziewczynka zwinęła się w kłębek i drżąc na całym ciele zakryła głowę dłońmi.
- Tyle lat zmuszali cię byś zabijała i walczyła - wycharczał Mistrz - Nie masz już dość krwi na swych dłoniach? Przecież nigdy tego nie chciałaś. W końcu po raz pierwszy ktoś daje ci wybór. Jeśli oddasz mi Ją, pozwolę ci odejść.
Ścisnęła miecz w dłoni, która zadrżała. Złość zmieszana z rozpaczą zasznurowała jej gardło. Przez chwilę zabrakło jej sił, by odpowiedzieć. Wspomnienia w gwałtownych przebłyskach przesuwały się pod jej powiekami. Moment, w którym zabrali ją od rodziców, a nie miała wtedy nawet pięciu wiosen. Czas ciężkich ćwiczeń, wyrzeczeń i nauki Magii. Niekończące się walki, bitwy i wojny, w których miała zdobywać doświadczenie i siłę. Miała być jedną z najlepszych wśród tych, którzy mieli Ją chronić. Tylko ona wiedziała jak bardzo brzydziła się wszystką tą przelaną krwią, zapachem gnijącego ciała, ciepłem rozpruwanych żył, dźwiękiem rozłupywanych czaszek.
Tylko Bogowie wiedzieli jak często przeklinała osadę, w której ją szkolono, jak często błagała ich o litość dla tych, którzy musieli zginąć od jej ręki. Każde pchnięcie miecza, każdą strugę przelanej krwi miała wyryte cienkimi liniami na ramionach. Z czasem nie starczyło jej miejsca. Cięła więc uda, czując jak z każdym cięciem noża rozdzierający ból w jej duszy choć trochę ustępuje uldze zadośćuczynienia. Nigdy nie chciała przynależeć do tych, którzy mieli Ją chronić. Nigdy nie chciała zabijać.

Kiedy pierwsze płonące magicznym ogniem strzały wwierciły się w Demony ogarniając je potężnymi płomieniami, te z wrzaskiem rzuciły się na jeźdźców, rozdzierając ich ciała i wierzchowce szponami. Krew zalała biały śnieg, a ostatnie okrzyki niosły się ponurym echem po czarnym lesie. Błędne ogniki zamigotały radośnie pomiędzy trupami, kołysząc się i skrząc.

Na co to wszystko? Olbrzymi, srebrny topór wwiercił się w cielsko Demona, rozcinając je na pół. Żółtawa krew trysnęła mu w twarz. Przywódca jeźdźców zamachnął się potężnie i odciął głowę następnemu wojownikowi. Tyle lat szkoleń i wyrzeczeń, by teraz zginąć w tym przeklętym lesie pośrodku niczego?! Gruchot łamanych kości pod naporem jego ciężkiego topora dudnił mu w uszach, kiedy raz po raz zamachiwał się nim by rozpruć kolejne Demony.
Ludzie w osadzie szanowali go ponad wszystko, ale ponad tym szacunkiem bali się go i brzydzili zawsze obecną przy nim śmiercią. Wszyscy jeźdźcy dzielili jego los. Przelana krew i aura niekończących się bitew odcisnęły swe piętno na ich twarzach. Klękano przed nimi i oddawano im najlepszą część plonów. Jednak nikt nie zapraszał ich w święte dni do swoich gospodarstw, nikt nie rozmawiał, nikt nie patrzył w oczy. Jeźdźcy nauczyli się z tym żyć, wiedząc, że wielkie jarzmo, które na nich nałożono, zadecyduje kiedyś o przetrwaniu lub zagładzie tego świata. Tymczasem Kapłani w osadzie modlili się do Bogów, by Wrota Podziemi, które zostały otwarte na drugim krańcu świata, zostały zamknięte. To Ona miała ich uratować i zamknąć Wrota. Za nimi zaś mieli zatrzasnąć wszelkie Zło, któremu udało się wypełznąć w tej przeklętej chwili ludzkiego dążenia do władzy.
Jak mogli więc dopuścić teraz do tego, by nie dojechała na miejsce? By Demonom udało się ich powstrzymać i zabić Tą, Która Posiadła Światło? Kolejny potwór z łomotem osunął mu się do stóp, kiedy doskoczył do kolejnego Demona, rozrywając mu czaszkę ostrym ostrzem. Żółta ciecz mieszała się z jego własną krwią.

Narodziłam się, by Ją chronić. Widać po to właśnie tu jestem - pomyślała, odcinając jednym potężnym uderzeniem wynędzniałą głowę rozwścieczonego Demona. Jego spieniona ślina ochlapała jej twarz, kiedy na swym koniu doskoczyła do następnego, by i jego rozłupać na pół. Jej koń kopał z taką siłą, że potwory z hukiem łamanych kości i kręgosłupów roztrzaskiwały się o pobliskie drzewa.
Czy to się nigdy nie skończy? - kolejne cięcie, kolejna krew, kolejna śmierć. W końcu w tym całym zamęcie, w szczęku stykających się ze sobą mieczy i toporów, w huku upadających na ziemię ciał i smrodu krwi Demonów zobaczyła Mistrza, który niewzruszenie stał na dnie krateru, rozkazując swoim podwładnym.
- Idziemy? - spytała wierzchowca, zatapiając miecz po samą rękojeść w paszczy Demona.
Koń wzbił się w powietrze i wylądował na dnie krateru tuż przy Mistrzu. Przez ułamek sekundy wydawało się, że w ogóle ich nie zauważył. Jej koń stanął dęba, uderzając wielkimi kopytami powietrze, a potem czaszkę Mistrza. Ten upadł w śnieg, ale w ostatniej chwili podniósł dłoń, z której wydobyła się potężna kula ognia. Z sykiem palonego mięsa i bulgocącej krwi wbiła się w jej wierzchowca sprawiając, że osunął się bezwładnie na ziemię. Zwierzę chwilę jeszcze próbowało wstać, kopiąc ziemię i podnosząc łeb, jednak z rany wyciekała wciąż na nowo krew, a ona nie mogła mu pomóc. Bezradnie patrzyła jak jej ukochany wierzchowiec umiera.
- Nie! - wykrzyknęła rozdzierająco. - Nie!
Nie poznawała własnego głosu, kiedy krzycząc i łkając wpatrywała się nieruchomo w martwe ciało swego konia. Z głębi jej serca wydostała się niepohamowana wściekłość. Z trudem opanowała drżące ciało, by chwycić w obie dłonie zakrwawiony miecz i sprawić, by zapłonął magicznym ogniem. Siła, z którą uderzyła Mistrza Demonów zadziwiła ją samą. Z rozdzierającym wrzaskiem uderzała raz po raz, rozszarpując jego ciało, rozrywając jego ścięgna, przerywając napięte mięśnie i otwierając tętnice pełne żółtej gorącej niczym ogień krwi. Każdy jej ruch, coraz bardziej precyzyjny, każdy krok coraz szybszy, każde uderzenie głębsze i bardziej rozpaczliwe. Odebrano jej jedynego przyjaciela. Towarzysza wszystkich bitew i walk, które musiała stoczyć i tego, który by ją chronić oddał własne życie.
Nie walczyła już, by Ją chronić, ani by sama mogła uciec jak najdalej. Walczyła, by pomścić śmierć tego, którego pokochała najbardziej. Do jej uszu nie docierał już piskliwy wrzask ginących Demonów, zmieszany z rzężącym wyciem tych, które jeszcze walczyły. Nie czuła już, że ślizga się i grzęźnie w ziemi przesiąkniętej jej własną krwią.
Błędne ogniki zaś tańczyły wesoło wokół polany, rozświetlając swym światłem makabreskę porozrywanych kikutów, rozdeptanych wnętrzności, rozłupanych czaszek i wytrzeszczonych ślepi. Powietrze zgęstniało od smrodu rozoranych ciał.
Kolejne pchnięcie zimnego ostrza prosto w brzuch Mistrza Demonów. Na chwilę zastygła w bezruchu, próbując przebić go na wylot. Lepkie od krwi dłonie ślizgały się jednak na rękojeści.
- Wystarczyło, żebyś mi Ją oddała - popatrzył na nią pustymi oczodołami, w których coraz mniejsze płonęły czerwone płomyki - Pozwoliłbym ci odejść.
Kątem oka widziała martwe ciało swojego wierzchowca. Zaparła się jeszcze mocniej i z wrzaskiem ostatecznej rozpaczy wwierciła w niego ostrze. Dopiero teraz Demon zatoczył się, a ona całym swym ciężarem przeciągnęła miecz w dół jego brzucha. W chwilę potem gorące flaki Mistrza wylały się na rękojeść jej miecza i rozlały się bulgocącą miazgą na ziemi.
Mistrz zwrócił ku niej głowę, jakby zdziwiony siłą z jaką wyciągnęła z niego miecz, by po chwili wbić go w niego ponownie. Drżące z wyczerpania ciało musiało jej odmawiać posłuszeństwa, ale ona wciąż na nowo podnosiła się z kolan. Krew spływała po jej twarzy czerwonymi strużkami, powieki szeroko rozwarte odsłaniały oczy, w których tliło się szaleństwo.
A więc po to, to wszystko - pomyślała, zamachnąwszy się po raz kolejny mieczem, by odeprzeć jego atak - Umrzemy, by dać Jej życie...

Słońce czerwoną łuną ogarnęło nieboskłon, powoli wyłaniając się zza czarnych konarów drzew. Śnieg migotał w pierwszych promieniach świtu, kiedy ostatnie błędne ogniki rozmywały się na wietrze, który niósł ze sobą świeżość poranka. Polana zatopiona była w śmiertelnej ciszy. Rozlana wielkimi kałużami krew wsiąkała leniwie w ziemię. Powykręcane ciała Demonów, koni i jeźdźców, pokrywała już cienka warstwa śniegu. Wszystko zlało się w jedną porozrywaną na strzępy masę zastygłego mięsa.
Tylko na dnie wielkiego krateru znajdowały się trzy ciała, których nie pokrył jeszcze śnieg. Zalany krwią Mistrz Demonów o pustych oczodołach i dziewczyna o cienkich bliznach na ramionach, wtulona w zimną szyję swojego wierzchowca.
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz
#2
(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): by ciemność w chwilę potem wydawała się jeszcze bardziej przytłaczająca. Poruszali się bezszelestnie pomiędzy gigantycznymi drzewami.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Kiedy odwracała się do tyłu z ulgą przypatrywała się jak śnieg zasypuje ich ślady, a gwałtowny wiatr tworzy za nimi białą zasłonę.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Niewyczuwalna przeprawa przez zimowy las wymagała od ich wierzchowców ogromnego wysiłku energetycznego. Gdyby nie te krótkie postoje ich kroki szybko zostałyby usłyszane.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Bezradnie spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze leżał Demon, jednakże jego już nie było. Wizja wysłana przez Mistrza Demonów została przerwana. Jego wzrok powędrował w stronę zaatakowanego konia i jeźdźca, ale nie dostrzegł żadnych ran.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Oniemiała widząc, że jego koń niemal nie dotyka śniegu.
nie dotykał

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Bezszelestnie wzbijał się ponad nim, by w szaleńczym tempie oddalić się od miejsca pojawienia się Demona Szpiega.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Śnieg wydawał się gęstnieć z każdą chwilą. Mieszając się z ciemnością sprawił, że straciła orientację.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Wiedziała jednak, że jej koń dostrzega wyraźnie jasne światło bijące od konia, który im przewodził.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Dobyła miecza wsłuchując się w ciężkie kroki ich prześladowców. Z ich nozdrzy wydobywały się kłęby ciepłego powietrza, kiedy wypadli na polanę.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Zanim zrozumieli co się dzieje, ogromny wybuch pośrodku polany zrzucił ich z koni, wpychając ich bezwładne ciała w śnieg.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): białą peleryną z kapturem nasuniętym na głowę przyglądał jej się z zawiścią.
przyglądał się jej z zawiścią ? Smile

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Złość zmieszana z rozpaczą zasznurowała jej gardło. Przez chwilę zabrakło jej sił, by odpowiedzieć. Wspomnienia w gwałtownych przebłyskach przesuwały się pod jej powiekami.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Ludzie w osadzie szanowali go ponad wszystko, ale ponad tym szacunkiem bali się go i brzydzili zawsze obecną przy nim śmiercią.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): Jego spieniona ślina ochlapała jej twarz, kiedy na swym koniu doskoczyła do następnego, by i jego rozłupać na pół. Jej koń kopał z taką siłą, że potwory z hukiem łamanych kości i kręgosłupów roztrzaskiwały się o pobliskie drzewa.

(02-12-2010, 15:28)Lillithu napisał(a): W chwilę potem gorące flaki Mistrza wylały się na rękojeść jej miecza i rozlały się bulgocącą miazgą na ziemi.
Zmieniłbym na wnętrzności Big Grin

Komentarz

Świetny sen. Warty spisania. Zauważyłem tutaj jakieś problemy z zaimkami. Ciągle je powtarzasz. Nie będę Cię pouczał, czy coś, bo to może wydać się po prostu śmieszne, acz powiem, że mi to przeszkadzało. Klimat tekstu jest taki, jaki lubię. Ogółem rzecz biorąc to podobało mi się.
Spychając już mój komentarz tak bardziej na offtop powiem, że własnych snów nie pamiętam. Znaczy, mam tak, że wiem, że coś w nocy mi się śniło, ale nie wiem co. Jeden z nielicznych snów, które pamiętam jest taki, że podczas epickiego koncertu Blind Guardiana, epicko klepałem nadchodzące szkielety. Wszystko oczywiście w rytm muzyki Big Grin

Pozdrawiam, InFlames.
Odpowiedz
#3
- Musimy odpocząć - usłyszała w swojej głowie głos ich przywódcy. - ich, niekonieczne a zwrot "swojej głowie" zamieniłbym na coś w stylu "wewnątrz czaszki"

Bezszelestnie wzbijał się ponad nim, by w szaleńczym tempie oddalić się od miejsca pojawienia się Demona Szpiega. - wprawdzie Powtórzenie "się" jest dopuszczalne, ale zrobiłbym w tym zdaniu niejaki remanent.

To u niego w stajni spała między nogami w czasie przerażających burzy - czy to aby fizycznie możliwe? Smile

jej koń dostrzega wyraźnie jasne światło bijące od konia, który -koń/konia

Gruchot łamanych kości pod naporem jego ciężkiego topora dudnił mu w uszach, kiedy raz po raz zamachiwał się nim by rozpruć kolejne Demony. - jakieś takie karkołomne to zdanie.- Gruchot łamanych pod naporem jego ciężkiego topora kości dudnił mu w uszach, kiedy raz po raz zamachiwał się nim by rozpruwać kolejne Demony.

Narodziłam się, by Ją chronić. Widać po to właśnie tu jestem - pomyślała, odcinając jednym potężnym uderzeniem wynędzniałą głowę rozwścieczonego Demona. Jego spieniona ślina ochlapała jej twarz, kiedy na swym koniu doskoczyła do następnego, by i jego rozłupać na pół. Jej koń kopał z taką siłą, że potwory z hukiem łamanych kości i kręgosłupów roztrzaskiwały się o pobliskie drzewa. - wiem że lubisz konie, ale tu ich wyraźnie za dużo. Poza tym zdanie jakieś takie zagmatwane.

W scenie finałowej bitwy z demonem jest też kilka drobnych, może nie zgrzytów, ale przynajmniej skrzypnięć. Np tutaj :"Nie poznawała własnego głosu, kiedy krzycząc i łkając wpatrywała się nieruchomo w martwe ciało swego konia. " - niby ładna scena, taka rozdzierająca i klimatyczna, ale z drugiej strony, czy wkurzony demon dałby jej na to czas. Podejrzewam że już zeskakując z padającego konia musiała podjąć walkę..

Poza tym miodzio. Można się wczuć, usłyszeć szczęk broni, poczuć smród krwi. Tekst ma odpowiednią rytmikę (poza nielicznymi miejscami) i adekwatnie mroczną atmosferę. Tak że jest sporo lepiej niż dobrze.

Swoją drogą, nieliche masz sny Smile. Ciekawe co trzeba wypić żeby się taka epika przyśniła.. Mnie tam co najwyżej śnią się futrzaste panienki z wyraźną sugestią ogona.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości