Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
"Wola Mocy. Próba przemiany wszystkich wartości." [recenzja książki]
#1
[Obrazek: 2n9w7xc.gif]

Recenzowanie dzieł Fryderyka Nietzschego, którego nie trzeba chyba chyba przedstawiać współczesnemu odbiorcy, jest prawdziwą przyjemnością. Można żywić niechęć do pewnej radykalizacji zaproponowanej przez wielkiego filologa, jak nazwał go Jacques Derrida, można odczuwać niepokój na myśl o zmianach w kulturze, które ów burzyciel wartości jedynie trafnie zdiagnozował czy też można wreszcie nie zgadzać się, jak i ja się nie zgadzam, z niektórymi poglądami niemieckiego filozofa, pozostawiając jednocześnie sporą przestrzeń dla słusznego podziwu, którym warto obdarzyć tę bezkompromisową i autentyczną twórczość. Nietzsche jest niewątpliwie jednym z najciekawszych myślicieli w dziejach, czego dowodzi między innymi fakt, że jego propozycje i diagnozy wciąż są na nowo przyswajane przez coraz to młodsze pokolenia, jednak popularność ta nie zawsze działała na ich korzyść. Wszyscy znamy funkcjonujące w przestrzeni publicznej kłamstwa dotyczące nietzscheanizmu, jak na przykład ten powtarzany przez konserwatystów mit, mówiący o Nietzschem jako o kimś, kto przyczynił się do powstania nazizmu. Twórczość filozofa jest zawłaszczana tak przez lewicę, jak i prawicę, tak przez postępowców, jak i zwolenników umiaru oraz tradycji. Historia pokazuje również, że twórczość tę można interpretować na różne sposoby, tak więc mamy zarówno recepcje, które określają autora "Zmierzchu bożyszcz" jako wojującego ateistę, jak i próby, w których próbuje się wykazać, że był on jedynym uczciwym poszukiwaczem Boga, bo poszukiwał go całym sobą, nie bacząc na schematy i ograniczenia narzucone przez społeczeństwo. Jeśli chodzi o mnie, to uważam, że siła pism Nietzschego tkwi głównie w tym, że są one wytworem szlachetnej osobowości, jaka została niejako wrzucona w świat przeciętnych zasad, przeciętnych ocen i przeciętnych wartości. Osobowość ta, nie mogąc się odnaleźć w tym bagnie zakłamania, postanowiła tworzyć - w sposób niezwykle niebezpieczny i ryzykowny, bo pozbawionych wszelkich pozorów - mając nadzieję, że gdzieś kiedyś, w odległej przyszłości, trafi na podobnych sobie towarzyszy, którzy, tak jak ona, odnajdą w sobie moc do wypowiedzenia "Tak" duchowej rewolucji. Głównie ten aspekt sprawia, że Nietzsche jest znienawidzony przez myślicieli akademickich, czy raczej zawsze grzecznych i zawsze poprawnych urzędników, którzy mają wszystko poukładane i sklasyfikowane, zupełnie jakby odczuwali strach przed nieskończonym wręcz bogactwem otaczającej nas rzeczywistości.

Dzieło "Wola Mocy" nie zostało oficjalnie wydane przez Nietzschego; powstało z zostawionych przez filozofa notatek, które zostały skompletowane przez jego siostrę, Elisabeth Förster-Nietzsche, przyjaciółkę Adolfa Hitlera, o której pisarz nie miał zbyt dobrego zdania. Wiadomo jednak, że myśliciel nosił się z zamiarem wydania takiej książki, ale ostatecznie zrezygnował z tego przedsięwzięcia, więc z jednej strony ciężko traktować całość aforyzmów jako coś, pod czym podpisałby się sam autor, bowiem każdy literat wie, że notatki są tylko notatkami właśnie, przemijającymi impresjami, lecz z drugiej strony uważny czytelnik dostrzeże w większości opublikowanych tekstów - poza fragmentami wyraźnie odwołującymi się do nacjonalizmu - ducha Nietzschego, którego nie sposób pomylić z czymkolwiek innym. Co więcej, znajomy Elisabeth, po skłóceniu z nią, wyznał po latach, że w trakcie kompletowania szkiców pomijano fragmenty, które negatywnie odnosiły się do nacjonalizmu i antysemityzmu. Pewien stopień zafałszowania dzieła nie zmienia jednak faktu, że warto je przeczytać, bo, jak zaznaczyłem wcześniej, można łatwo odróżnić nieautentyczne zapiski od zapisków autentycznych i po raz kolejny ma się okazję ku temu, by obcować z myślą eksperymentalną przecież, napiętą oraz poszukującą, a nie autorytarną, chociaż jej przeciwnicy zwykli uważać coś zgoła przeciwnego, argumentując to dynamizmem charakteryzującym proces twórczy przedstawiciela Lebenphilosophie.

Tytułowa Wola Mocy nie jest, wbrew temu, co głosił Heidegger, koncepcją metafizyczną, i nie jest, wbrew temu, co chcą ci, którzy doszukują się w niej wpływów darwinizmu, siłą istniejącą w przyrodzie, która sprawia, że silniejsi zwyciężają nad słabszymi. Filozof wyraźnie krytykuje w tym dziele poglądy Darwina, zauważając, że człowiek jako gatunek nie czyni postępów, że świat zwierzęcy i roślinny jest nieładem, który nie rozwija się od dołu wzwyż, a typy wyższe, czyli typy krańcowe, są najbardziej kruche, bo swoista bezpożyteczność dotychczasowych geniuszy najdobitniej wyrażała się w tym, że mieli oni przeciw sobie zorganizowane instynkty stadne, tak że często czuli się absolutnie zagubieni i nie wiedząc, co począć, ulegali décadence, ulegali marnotrawieniu. Nietzsche, błyskotliwie zauważając, że jeśli świat miałby jakiś cel, musiałby cel ten być już dawno osiągnięty, na powrót ożywia metaforę heraklitejskiego ognia, gdzie ogień jest nieustannym stawaniem się, ustawiczną twórczością, a nie zdolnością do bytowania. Jeśli więc bytujący świat jest tylko pozorem, to nie sposób, a zwłaszcza nie w tak prosty sposób, jak czynili to niektórzy interpretatorzy, zdefiniować wolę mocy, bo wszelka definicja jest w pewnym sensie końcem, czymś finalnym, a proces ten, któremu - jeśli mogę tak to określić - przewodzi wola mocy, charakteryzuje się brakiem trwałych jedności ostatecznych. Nie ma przyczyny i nie ma skutku; istnieją jedynie zdolności działania, które dzięki prowadzonej walce osiągają różne ilości mocy. Myśliciel spostrzega, że nie mamy żadnego doświadczenia o przyczynie, że cała ta idea wypływa z przekonania podmiotowego, że my jesteśmy przyczyną ("że ramię się porusza"). Odróżniamy jedynie siebie od działania i z tego schematu robimy użytek, to jest we wszystkim, co się dzieje szukamy sprawcy. Charakter świata jest poniekąd chaotyczny, a wszelki determinizm czy wszelkie "prawa natury" są tylko wytworzonymi przez nas narzędziami, które dają nam złudne poczucie bezpieczeństwa. Tym samym zostaje poddana krytyce cała tradycyjna filozofia, od Sokratesa począwszy. Gdy istniała w Grecji helleńskość, czyli gdy istnieli sofiści, Anaksagoras i Demokryt, mądrość miała się dobrze, jednak gdy pojawił się Sokrates - człowiek, od którego Platon przejął fanatyzm moralny - piękne uczucia zaczęto uważać za argumenty, a sama filozofia, z dziedziny wyrosłej na podstawie instynktów, stała się poletkiem dla zniewieściałych, którzy odczuwali strach przed chaotycznością i tragicznością egzystencji ludzkiej, więc postanowili wszystko schematyzować i unaukowiać. Kapłański sąd i platońska pogarda dla zmysłów ostatecznie pogrzebały prawdziwą filozofię. Platon, tworząc abstrakcyjnie doskonałego człowieka, pozbawił go wszelkiego gruntu pod nim, a najwyższa sokratejska rozumność, będąca stanem zimnym, nie mogła zapewnić jednostce rzeczywistego szczęścia, jakie przynosi ze sobą wszelkiego rodzaju upojenie. Za życie doskonałe zaczęto uważać życie najmniej świadome, bo oderwane od instynktów, a myśliciele żądali od ludzkości, niczym dyktatorzy, by wznosiła się ona do "jedynego i koniecznego dobra", czyli po prostu do tego, co co oni sami uważali za słuszne. Przejrzawszy ten sprytnie zakamuflowany narcyzm, Nietzsche powtarza za Pirronem, że w dobroci i prawości "ludzie mali" stoją o wiele wyżej od filozofów. Prawda została wynaleziona z chęci górowania, więc dziedzinę, w której nie ma intelektualnej uczciwości, trzeba przewartościować, podobnie jak moralność, bo życie spoczywa wszakże na zupełnie innych założeniach, a dotychczasowa moralność tylko przeczyła życiu.

Analizując postawy czy ruchy, które zdaniem autora doprowadziły do nihilizmu, wymieniona zostaje między innymi chrześcijańska hipoteza moralności, która nadała człowiekowi wartość absolutną, niszcząc tym samym jego małość i przypadkowość w potoku stawania się. Chrześcijański Bóg, czyli Bóg moralny, jest hipotezą upadłą, bo wszelka boskość istnieje poza dobrem i złem, poza ułomnymi, bo ludzkimi sposobami wartościowań. Pewne wartości, które zostały wzniesione nad człowiekiem, jakby były komendą Boga ("rzeczywistość", "świat prawdziwy"), prowadziły wprawdzie do chronienia pokrzywdzonych i słabych przed nihilizmem, przykładając do wszystkiego wartość metafizyczną, która uczyła poddania się i pokory, ale marne pochodzenie tych wartości stało się jasne i dlatego nad Europą, parafrazując słynne słowa Karola Marksa, zaczęło krążyć widmo nihilizmu. Tym, co zdaniem Nietzschego mogłoby przezwyciężyć ów nihilizm, byłby, nieco oczywiście upraszczając, powrót do antycznych wartości i nauka o wiecznym powrocie, który - jeśli można by było dowieść słuszności wiecznego powrotu - stałby się antidotum na celowość, jaka paradoksalnie prowadzi do poczucia bezsilności.

Na największą jednak uwagę zasługuje moim zdaniem niezwykle trafna analiza sztuki i roli, jaką winien pełnić artysta w społeczeństwie. Artysta, w rozumieniu nietzscheańskim, po prostu musi tworzyć, by wyładować w ten sposób swoją wolę mocy. Nie pojmuje, nie analizuje i nie ogląda się wstecz, bo postępując w ten sposób, pozbawiłby się cechującej go niewinności. Artysta nie może być krytykiem, bo krytyk jest niezdolny do kreacji, dlatego też to własnie twórca narzuca swoją wizję światu, podczas gdy krytyk analizuje powstałe na przestrzeni dziejów nurty, przeintelektualizowując jednocześnie istotę samej sztuki. Obiektywność i neutralność są stanami nieartystycznymi, będącymi egzemplifikacją zubożenia woli, zubożenia zmysłów i abstrakcyjności. Piękno nie mieści się gdzieś tam, jak chciał Platon, lecz jest kategorią biologiczną, więc sądy o piękności i brzydocie apelują do naszych zmysłów, mając rozsądek przeciw sobie. Niemniej jednak Nietzsche sprzeciwia się wielkiej romantyce i nieokiełznanej namiętności, zaznaczając, że twórca jest twórcą własnie dlatego, że mimo że cechuje się zdolnością do olbrzymich cierpień i największych uniesień, to jest w stanie kontrolować swoje popędy i przeżycia, tak by wydobyć z nich, jak określa to autor, ideał klasyczny, czyli pewną surowość. Nietzsche był wrogiem wzruszeń, więc poczucie mocy to piękno, w obliczu którego słaby człowiek drży: Ludziom, którzy mię cokolwiek obchodzą, życzę cierpienia, opuszczenia, choroby, złego obchodzenia się, zbezczeszczenia, życzę sobie, żeby nie pozostała im nieznana głęboka pogarda dla siebie, tortura niedowierzania sobie, nędza zwyciężonego, nie mam dla nich współczucia, ponieważ życzę im tego jedynie, co dziś dowieść może, że ktoś posiada wartość lub jej nie posiada, że przetrwa ciężką próbę... - tak więc malarz, muzyk czy literat to jednostki, które pną się wzwyż, doświadczając największych niebezpieczeństw. Bez tego nie ma wielkiej i autentycznej sztuki.

Gdyby nie świadomość postępującej choroby; gdyby nie widoki z górskich szczytów, które mogły wprawiać tak w drżenie, jak i w zachwyt; gdyby nie nieustająca samotność, której najgłębiej doświadczało się nocą; gdyby nie odrzucenie ze strony środowiska akademickiego i publiczności; gdyby nie niepokój myśli i rosnąca trwoga, które stały się przyczyną pogrzebania, i to raz na zawsze, filozofii systemowej, zawartej w opasłych traktatach, jakie nikomu, poza ich autorami, nie są potrzebne; gdyby nie obłęd będący w pewnym sensie przezwyciężeniem filisterstwa... Gdyby nie to, nie mielibyśmy dzisiaj możliwości obcowania z ideami kogoś, kto niczym Prometeusz przemycił ogień dla nas, dzieci współczesności, uwalniając ludzkość z kajdan albo-albo. Sprawia to, że możemy - bo dlaczegóż by nie? - sprzeciwiać się wielu spostrzeżeniom zawartym w 'Woli Mocy", ale nie powinniśmy o nich zapomnieć, szczególnie teraz, w epoce wielkich kryzysów i przewartościowań, w epoce, gdzie być może wciąż się czeka na kres ostatniego człowieka, owego bydlęcia ze snów wyniosłego Zaratustry.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości