Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wilk z Vallien
#1
Mój pierwszy poważniejszy tekst tego typu - proszę o wyrozumiałość.

***
PROLOG


Tego roku wiosna była wyjątkowo piękna, drzewa zieleniły się, kwitły wiśnie, rosły kwiaty. Wydawało się, że nic nie może zaburzyć tego spokoju.
Całkiem niedawno, po krainie tej przeszła niespodziewanie jak burza, krwawa wojna, a raczej rzeź. Po wielu ciężkich walkach najeźdźców udało się odeprzeć, jednakże zginęło wielu mężnych wojowników, zniszczono wiele pięknych zamków i miast, zabito wiele kobiet i dzieci.
Teraz jednak miejsce to zieleniło się, życie chłopów i mieszczan znów przybierało kolorów. Jedynymi rzeczami, które nie pasowały do tego radosnego miejsca były kurhany... mnóstwo kurhanów.
W nielicznych miejscowościach i małych wioskach zjawiały się dzikie bestie i urządzały w nich masakry masowo zabijając ludność.
Wielu awanturników ściągało z innych krain w poszukiwaniu przygody i złota, zgłaszali się w stolicach poszczególnych prowincji królestwa, aby wybić potwory i zagarnąć wymarzone pieniądze. Sporo także ginęło na ich misjach, często brali na siebie zbyt trudne zadania i nie liczyli się ze swoimi przeciwnikami, myśląc, że będzie to prosta i szybka robota - w rzeczywistości tak nie było.
Po wielu miesiącach nieustającej walki z maszkarami udało się je wytępić na tyle, że coraz nie chętniej zbliżały się do większych miasteczek.
Mimo wszystko, nadal nawiedzały królestwo Ruthilien.

***

W pewnej wiosce, na prowincji Kishko zatrzymał się pewien mężczyzna.
Odziany w czarny płaszcz z kapturem skutecznie ukrywającym jego głowę wjechał na swoim rumaku przez bramę karczmy. Zatrzymał się przed stajnią, zsiadł z konia, chwycił uzdę i wprowadził go do środka. Tam przywiązał go i ruszył w stronę wyjścia. Nim zdążył dojść do drzwi gospody z nieba runął deszcz. Przyspieszył kroku, aby zanadto nie zmoknąć. Drzwi karczmy otworzyły się ostro skrzypiąc, oczy nielicznych pijaków i karczmarza zwróciły się w stronę tajemniczego przybysza. Ten zaś podszedł powoli i spokojnie do wolnego stołu w kącie i usiadł.
-Co podać? - zapytała kelnerka, nie zauważył jej wcześniej.
-Przynieś mi wino i kurczaka. - odpowiedział szybko.
Stała przed nim jeszcze chwile czekając na napiwek, ale nie widząc żadnej reakcji ze strony mężczyzny odeszła myśląc - burak.
Jegomość w kapturze rozejrzał się po karczmie.
Z pozoru nic ciekawego, gospoda jak każda inna, pełno okolicznych mętów, kury uciekające z kuchni i wybiegający stamtąd co po chwila kucharz, aby je złapać. Nawet zapach w powietrzu nie był specjalnie brzydki.
Czekał chwilę jeszcze, aż kelnerka podała mu posiłek. Zapłacił, po czym zjadł go spokojnie. Odsiedział jeszcze chwilę na miejscu wychylając drugi kufel wina, następnie wstał i podszedł do lady.
-Ile bierzecie za pokój na noc, karczmarzu? - zapytał zakapturzony mężczyzna.
-Ano, symbolicznie biere. Z dziesięć bronzaków. - odparł.
Przybysz zastanawiał się chwilę, czy nie mógłby schować się gdzieś w stajni i przenocować tam, ale wystarczyło jedno spojrzenie w stronę okna, aby go zniechęcić - na zewnątrz lało jak z cebra. Sięgnął do swojej brązowej sakiewki przy pasie, po czym bardzo dokładnie odliczył dziesięć brązowych monet i wręczył je gospodarzowi, który ściągał z wieszaka kluczyk i zwinnym ruchem mu go odebrał.
Mozolnie wspiął się po schodach i znalazł drzwi swojego pokoju.
Zrzucił z siebie płaszcz i runął na coś, co przypominało łóżko.
Po chwili pogrążył się w błogim śnie...
Odpowiedz
#2
"najeźdźców udało się odeprzeć, [jednakże] zginęło wielu mężnych wojowników," - Nie lepiej po prostu "jednak"?
"Odziany w czarny płaszcz z kapturem skutecznie ukrywającym jego głowę[._W]jechał na swoim rumaku przez bramę karczmy. "
"-[_]Co podać? - zapytała kelnerka, nie zauważył jej wcześniej." - Spacje po myślnikach.
"ale nie widząc żadnej reakcji ze strony mężczyzny odeszła myśląc[: "burak"]" - Pewien nie jestem czy tak musi być, ale wolę myśli bohaterów w cudzysłowie.
"kury uciekające z kuchni i wybiegający stamtąd co [po[ chwila kucharz, aby je złapać." - Wytnij "Po". Ogólnie zdanie imho do przebudowy
"Sięgnął do swojej brązowej sakiewki przy pasie, po czym bardzo dokładnie odliczył dziesięć brązowych monet i wręczył je gospodarzowi, który ściągał z wieszaka kluczyk i zwinnym ruchem mu go odebrał." - Skracaj zdania. Tnij je na krótsze. Takie jak to są nieczytelne.

Fabuły praktycznie nie ma, więc o niej się nie wypowiem. Ot, jakaś tam kraina po wojnie (banał). Do karczmy wchodzi jakiś facet (koniecznie zakapturzony i mroczny -banał). Warsztatowo dość słabo. Niczym nie zachęciłeś mnie do oczekiwania dalszego ciągu opowieści.

Dziękuję za uwagę. Pozdrawiam. Życzę lepszych efektów pracy w przyszłości. Sporo przed tobą.
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz
#3
Chociaż piszę już kilka lat to jednak za eksperta się nie mam. Mimo wszystko fora są po to, aby móc czytać i wypowiadać się. Tak więc, zacznę od tego, że sam fakt umiejscowienia akcji w świecie podnoszącym się z wojny, albo raczej rzezi jak to ująłeś może i jest banałem, ale mi się podoba. Prolog powinien być wstępem do opowiadania i jest, chociaż mnie to przypomina jakiś zwiastun gry RPG, o której nikt do tej pory nie słyszał. Prolog jest też o tyle ważny dlatego, że jeśli decydujesz się na jego użycie pamiętaj, że musi zawierać coś, co skusi czytelnika do dalszego czytania.
Tajemniczy "don pedro" w kapturze, to motyw, który jest praktycznie zawsze, ale tym mnie kupiłeś tyle, że wolałbym, aby w tym prologu jednak coś się działo. Mógłby z kimś stoczyć jakiś pojedynek czy coś.

Myślę, że poczekam na rozwinięcie akcji. Zresztą napomknąłeś na początku, że to Twój pierwszy tekst tego typu. Wiem jak to jest. Jeśli chodzi o pisanie jestem samoukiem. Nie wiem jak inni, ale ja poczekam na ciąg dalszy.
Odpowiedz
#4
Kael... wszyscy my tu są samoukami Smile. No chyba że o czymś nie wiem Tongue

A teraz do rzeczy... czyli do opowiadania i jego autora.

Ten wstęp wstępów... No wiesz to co jest w pierwszym ustępie. Wygląda tak jakbyś zaczynał opowiadać bajkę dla grzecznych dzieci.. No wiesz, te wszystkie kwitnące kwiatki itd. Wrażenia tego nie zmniejszają nawet owe kurhany i dzikie bestie.
Drugi fragment (po gwiazdkach) już bardziej do rzeczy. aczkolwiek ciut zbyt toto ociekające czekoladą i lukrem jak przysłowiowa chatka z piernika. Znaczy nadmiernie ugrzecznione.
Jest też kilka błędów rzeczowych.

Funkcja kelnera nie była wówczas znana. Do stołu podawał karczmarz, albo pierwszy lepszy posługacz jaki nawinął się w kuchni (choćby kuchcik).

Kwestia napiwku. No cóż, co bogatsi rzucali na szynkwas jakąś pokaźniejszą monetę żądając jadła i napitku. Bądź płacąc już po konsumpcji sugerowali że reszty nie trzeba ( tak jak robi się to do dziś).

Wina nie pijało się w kuflach. Te bowiem mieściły według dzisiejszej miary od około pół litra do litra płynu. Czasem nawet więcej. Pijano w nich piwo. Na owe czasy było ono bardzo słabe (1 do 3 procent alkoholu) mętne i bardziej podobne do zupy niż do tego co pijamy pod tą nazwą dziś. Traktowane było raczej jako cenne źródło cukrów dla organizmu, niż środek do upicia się.
Wino zaś pijano w kubkach lub pucharkach. W podrzędnych karczmach dominowały kubki gliniane lub drewniane (czasem skórzane) o pojemności zbliżonej do dzisiejszych szklanek.

Jeśli osadzasz swe opowiadanie w realiach mniej więcej średniowiecznych, to w drzwiach do pokojów gościnnych zapewne nie było zamków z kluczami. Po prostu były one na tyle drogie że rzadko kiedy montowano je nawet do drzwi zewnętrznych. Częściej zamykano zwyczajnie na zasuwę drewnianą lub metalową. Drzwi wewnętrzne miały też coś w rodzaju takiego drewnianego rygielka. Od zewnątrz podnoszonego przez naciśnięcie zapadki.

"W pewnej wiosce, na prowincji Kishko zatrzymał się pewien mężczyzna.
Odziany w czarny płaszcz z kapturem skutecznie ukrywającym jego głowę wjechał na swoim rumaku przez bramę karczmy. Zatrzymał się przed stajnią, zsiadł z konia, chwycił uzdę i wprowadził go do środka. Tam przywiązał go i ruszył w stronę wyjścia. Nim zdążył dojść do drzwi gospody z nieba runął deszcz. Przyspieszył kroku, aby zanadto nie zmoknąć. Drzwi karczmy otworzyły się ostro skrzypiąc, oczy nielicznych pijaków i karczmarza zwróciły się w stronę tajemniczego przybysza. Ten zaś podszedł powoli i spokojnie do wolnego stołu w kącie i usiadł." - Ten fragment jest nadmiernie drobiazgowy. Opisujesz tu dokładnie każdy ruch bohatera, a nie wnosi to specjalnie wiele do akcji.

Jako że to pierwsze Twoje opowiadanie, potknięć jest sporo. Trzaby choćby nad powtórzeniami popracować...
Tak czy inaczej pisz dalej. Może się wykluć z tego coś interesującego. Warto by Ci również poczytać klasyków gatunku. Pomoże Ci to zdobyć zasób informacji potrzebny do konstruowania własnych opowieści, no i ogólnie obeznać się z tematem.
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
Gorzki znasz się na rzeczy jak coś to ja z Tobą nie piję za dużo wiesz Big Grin

Pytanko do autora mam. Kiedy można się spodziewać ciągu dalszego?
Odpowiedz
#6
#gorzkiblotnica
Dzięki, postaram się to poprawić w przyszłości - teraz to nie ma sensu, gdyż w końcu jest to pierwsze takie opowiadanie. Jak na razie moimi inspiracjami są Tolkien i Sapkowski. Co do kufli - fakt, a drzwi - co jak co, ale porządna karczma na podgrodziu kluczyki miała, tak przynajmniej po wycieczkach po skansenach wywnioskowałem.

#Kael de Kvatch
Mam nadzieję, że jutro Smile
Odpowiedz
#7
Kufle mnie rozbawiły już miałem nadzieję, że w opowiadaniu będzie o konkretnej popijawie xD
Odpowiedz
#8
ROZDZIAŁ I


Zerwał się nagle z łóżka, szybko rozejrzał się po pokoju - ktoś otworzył drzwi, ale w środku było pusto. Za oknem nadal ciemno, ciągle jeszcze jest noc.
Czuł się jakby ktoś go obserwował, słyszał czyjś nerwowy oddech. Powoli dobył sztyletu zza pasa i podszedł zapalić lampę.
Po raz kolejny spoglądnął na pomieszczenie - pusto... chwila! Znów słyszał czyjeś tchnienie! Począł nasłuchiwać i szukać źródła owego dźwięku. Wydawało mu się, że dobiega on z szafy, więc zacisnął rękę, chwycił sztylet mocniej i jednym ruchem otworzył szafę.
Miał rację ktoś w niej siedział, zdezorientowany włamywacz szybko oberwał pięścią w twarz. Przybysz chwycił go za włosy, szarpnął i rzucił nim o ścianę. Przeciwnik padł na ziemię, sekundę później otrzymał bolesnego kopniaka w przyrodzenie.
- Poddaję się! Podd... poddaję! - piszczał wijąc się po podłodze.
- Ktoś ty i po coś tu przylazł? - wykrzyczał mężczyzna z czarnymi, długimi włosami, uwięzionymi w kucyku. Na oko można było stwierdzić, że ma nie więcej jak 25 lat, więc był jeszcze młody, za to bardzo dobrze zbudowany i silny.
- Ja, ja... tylko chciałem... sprawdzić, czy... - syczał leżący na podłodze, ale właściciel pokoiku nie dał mu dokończyć.
- Złodziejaszek co? Wiesz co robią z takimi w moich rodzinnych stronach? Ręce sukinsynom ucinamy! Teraz posiedzisz sobie trochę w lochach. - wrzeszczał, posłał jeszcze jednego kopniaka rabusiowi, tym razem w twarz, podniósł swój płaszcz i wyciągnął z niego gruby sznur. Bandycie udało doczołgać się do progu otwartych drzwi, ale chłopak jednym susem znalazł się zaraz obok niego i związał mu ręce w nadgarstkach i nogi w kostkach, pociągnął go po pokoju pod okno i tam zakneblował chustą znalezioną w szafie.
- Teraz trochę sobie pojeździmy. - powiedział, po czym wyszedł z pomieszczenia. Zszedł po schodach najciszej, jak tylko mógł i wyszedł przez otwarte okno na zewnątrz.
Tędy musiał wejść ten kutafon - myślał. Skierował się do stajni. Tam odwiązał swojego rumaka i zaprowadził go pod świetlik i znów polazł do swojej izdebki. Otworzył otwór okienny, wziął w ręce na wpół przytomnego, związanego rabusia i powoli opuścił go z okna.
Jako, że nie dosięgał on jeszcze stopami do ziemi, musiał go puścić, a ten runął bezwładnie i uderzył o ziemię.
Mężczyzna usłyszał jakieś chrupnięcie i ciche skomlenie, po czym sam wydostał się z budynku. Przewiązał bandytę przez konia i ruszył w stronę miasta. Liczył, że dojedzie do niego jeszcze przed świtem.
- Otwórzcie bramy! - polecił strażnikom karczmy.
- Chwila panie! Co wy tam za wór wieziecie? Czy to aby nie nieboszczyk? Pokaż no pan!
- Żaden nieboszczyk, tylko złodziej! Próbował mnie okraść, kiedy spałem. - odwrzeszczał.
- No i po co on wam tu? Chcecie go do rzeki wrzucić? Zarżnąć?
- Do lochów skurwysyna! - krzyknął drugi wartownik.
- Godzimir, co ty pieprzysz? Lochy są przepełnione, myślisz, że kolejnego tam potrzebują? Wywal pan go lepiej gdzieś w krzaki i zostaw! - znów krzyknął pierwszy.
Mężczyzna bez słowa oddalił się.
- Dziś masz szczęście, śmieciu... - powiedział, po czym rozplątał supły i zrzucił go z wierzchowca. Ten zaś pobiegł kuśtykając w stronę wioski.
"No i szlag trafił moje śniadanie, będzie lepiej jeśli już pojadę".
Wskoczył na konia, "Płaszcz! Płaszcza zapomniałem!" pomyślał. Siedział tak jeszcze chwilę, aż ruszył, jednakże w kierunku przeciwnym do gospody.
Zaczęło już świtać, chłopi mozolnie poczęli przenosić się ze swoich domostw na pola.
Jechał po zagonach, jeszcze nie zaoranych. Mijał samotne chaty i szopy, wydawało się, że niwa ta nie ma końca, ciągnęła się po horyzont. Jechał na wschód, słońce raziło go swoimi promieniami, po jego brązowych oczach. Przejeżdżał właśnie obok strumienia - wydawał się być czysty. Zatrzymał się więc i zsiadł z konia. Z juków wyciągnął średniej wielkości manierkę o metalicznym połysku. Pochylił się nad strumieniem i nabrał do naczynia wody. Kilka kroków od niego, na polanie rosło wielkie drzewo, większe niż inne. Postanowił na nie wejść, rzucić okiem na okolicę i tak zrobił. Zwinnymi i szybkimi susami raz, dwa znalazł się prawie na szczycie.
Usiadł na gałęzi i rozejrzał się. Na przeciwko niego ziemia orna, po lewej las, po prawej słońce i wzgórza, a za nim... za nim znów pola.
Teraz będzie musiał jechać wzdłuż strumienia, z nurtem. Siedział jeszcze chwilę na drzewie, a potem zszedł.
Odpowiedz
#9
Trochę się działo, lecz szkoda, że tak krótko. Nie podobała mi się jedna rzecz, mianowicie opis postaci. Fakt faktem, mogę sobie mniej więcej wyobrazić jak wyglądają, ale to tylko mój światopogląd dobra by była chociaż pobieżna charakterystyka postaci. Zwłaszcza główny bohater. Rozumiem że ma być on tajemniczy, ale przydałoby się wiedzieć jak on wygląda. zwłaszcza, że nie miał już płaszcza.

Jak na tego typu opowiadanie spodziewam się fajnej intrygi i dobrych scen walki.

To tyle ode mnie Smile

Pozdrawiam
Odpowiedz
#10
Po przeczytaniu takiej skąpej treści, nie można jednoznacznie wyrokować, w którą stronę podąży opowiadanie. Jednak wydaje mi się, że powinieneś trochę zwiększyć tempo akcji.
Sam wstęp jest niestety sztampowy, jednak ten gatunek daje wiele pola do popisu i nie wolno się zniechęcać Smile

2,5/10
Odpowiedz
#11
Pierwsza rzecz jaka mnie uderzyła to: "Drzwi karczmy otworzyły się ostro skrzypiąc". Dość dziwny epitet dla skrzypienia. Lepszy był by np. "przeraźliwie skrzypiąc". No i jeszcze: "Tam odwiązał swojego rumaka i zaprowadził go pod świetlik i znów polazł do swojej izdebki". Oprócz powtórzenia ("i"), czemu użyłeś słowa "polazł" jako opis zachowania głównego bohatera? Nie pasuje mi, zbędne udziwnienie.
Oprócz tego jest bardzo fajnie, choć fabuła rozwija się naprawdę wolno. Czytało mi się to lekko.
Irytującym jest jeszcze jawne nawiązanie do Wiedżmina. WILK z Vallien, ponury człowiek w płaszczu, wszędzie grasują potwory i jest zawód od ich usuwania, brakuje jeszcze tylko: "Później mówiono o nim że przyszedł z północy."
Nie zrażaj się tym jednak i pisz dalej. Będę czekał na rozdział 3 i na pewno skomentuje.
Miłego dnia.
Odpowiedz
#12
Cytat:mieszczan znów przybierało kolorów.
- Nie pisałbym "przybierało" tylko "nabierało" i nie "kolorów" tylko "barw".

Cytat:ktoś otworzył drzwi, ale w środku było pusto. Za oknem nadal ciemno, ciągle jeszcze jest noc.
- Zdanie-koszmar. Czy uważasz, że czytelnik jest głupi? Każdy sam potrafi domyśleć się, że skoro na zewnątrz jest ciemno to pewnie jest noc. I to nagłe przejście z czasu przeszłego w teraźniejszy.
Cytat:więc zacisnął rękę
- Złe określenie. Ponadto nic nie wnoszące, więc można je wywalić.
Cytat: Postanowił na nie wejść, rzucić okiem na okolicę i tak zrobił.
- Zaznaczone do wywalenia.
Cytat:Siedział jeszcze chwilę na drzewie, a potem zszedł.
- No w końcu z tego drzewa zejść musiał, ale czy trzeba koniecznie o tym pisać?

Ogólnie - tekst nieciekawy, nudny, źle pomyślany i opisany, niedoszlifowany, z błedami frazeologicznymi, logicznymi, zły dobór słownictwa.
Nie udało ci się stworzyć ani dynamicznej akcji [a można było] ani też klimatu [z tym poszło ci lepiej niż z akcją ale i tak bardzo daleko do jakiegokolwiek poziomu.
Fabuły nie ma. Całość jak na razie schematyczna i sztampowa.
Czytać się jednak dało, ba, nawet zrozumieć o co chodzi.

2/10

I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości