Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wilk w deszczu /fragment/
#1
Deszcz. Dynamiczne zjawisko natury, charakteryzujące się powtarzalnością czynności (kapie monotonnie jak cholera), a jednocześnie subtelną zmiennością szczegółów (wielkość kropel, miejsce upadku, kąt lotu).
Wszystko jest zmienne. Nawet z pozoru tych samych sprawach. – Dumałem sobie, siedząc w komórce na starym, wiklinowym fotelu. – Waga kropli, czy uderza w załamanie profilu blachodachówki, czy wypukłość. Zaplumka w kałużę, spadnie psu na nos, mnie za kołnierz… I zawsze efekt jest inny. Nawet w tej monotonii.
Trzeba tylko umieć słuchać.
- Piotrek, gdzie to drzewo? – Teraz wyraźnie słyszałem głos Ali, swojej osobistej żony, która ambitnie targała od piętnastu lat krzyż pod tytułem Piotrek. Potknęła się kiedyś na swojej drodze życiowej o wystającą skałę.
– Takie to znaczenie mojego imienia. – Roześmiałem się w duchu. – I to w autobusie takie przypadki…

*

Jechałem trzydziestką do centrum. Przystanek i naprzemiennie wylewająca i wlewająca się fala spoconych ludzi, przystanek – fala, przystanek – fala. Ulica Żytnia, fala i ona. Wysiadła i stoi na wprost okna, przy którym siedzę. Śliczna. W wąskich, bladoniebieskich dżinsach, turkusowej koszulce. Krótkie włosy w pasemkach, z grzywką zaczesaną na bok. Delikatny owal z wyraźnie zaznaczonym podbródkiem. Wąskie, pięknie wykrojone usta. Z uszu zwisały kolczyki na srebrnym łańcuszku, zakończone kamieniem w kolorze bluzki.
Stoi i patrzymy sobie w oczy. Mija chwila, trzaskają zamykane drzwi i autobus rusza, a ja zrywam się i biegnę do przodu.
– Panie kierowco! Ja też wysiadam!
– Coś pan zasnął? – warknął poirytowany, ale zahamował i otworzył drzwi.
Wyskoczyłem jak z procy. Byle jej nie zgubić. Boże, nie daj mi jej zgubić w tym tłumie obojętnych figurek, goniących za jakimiś nieistotnymi dla mnie sprawami. Istotna była tylko ona.
Stała w tym samym miejscu. Zamyślona, jakby nieobecna myślami i niezważająca/ na potrącających ją ludzi. Teraz dopiero doszło do mnie, co ja właściwie zrobiłem i co mam powiedzieć. Nie jestem jakimś zawodowym rwaczem i zagadywanie obcej kobiety na przystanku nie jest moją najmocniejszą stroną.
Podszedłem powoli i dotknąłem delikatnie ramienia. Ocknęła się i spojrzała na mnie. Coś na kształt uśmiechu przemknęło jej po wargach.
– Prze...przepraszam, że zaczepiam, ale... – straciłem koncept.
– Tak, słucham? – wyraźnie się uśmiechała. Dobrze jest.
– Nooo, zobaczyłem panią przez okno, no i... i bardzo mi się pani spodobała. – wyrzuciłem z siebie z trudem i odetchnąłem. Poszło.
Przyglądała mi się uważnie. Patrzyła w oczy. Nagle wyciągnęła rękę.
– Ala jestem.
– Piotr. – Ująłem jej dłoń i przebiegł mnie dreszcz. Wspaniały dotyk miękkiej skóry. – Może usiądziemy na chwilę? Tu jest bistro.
Zawahała się.
– Dobrze. Chodźmy.

- Będziemy mieć dwóch ślicznych chłopców – Powiedziała miękko.
Kręciłem się rozkojarzony i nie za bardzo zrozumiałem, co mówi.
Siedzieliśmy w ciemnym pokoju w domu jej ojca. Miał na wsi pod Kielcami duży, dwupiętrowy dom. W pełni urządzony – tylko wejść i mieszkać. Sam mieszkał w mieście i tak to sobie wszystko stało i czekało na zawalenie albo konstruktywnego złodzieja.
Jest pierwszy listopada. Wszystkich Świętych. Zapaliliśmy lampki nagrobne (wyłączony prąd), piliśmy piwo z barku pozawijani w koce (brak ogrzewania) i paliłem jakieś połamane, zawilgocone fajki sprzed dwudziestu lat, które znalazłem w szafie. Czysty purnonsens.
Nie mogłem się skoncentrować, bo strasznie chciało mi się lać po tych browarach. Ale jak tu przyziemnie rzucić taki tekst, kiedy Ala jest w wyższym stadium świadomości uczuciowej?
- Jakie znowu dzieci?
- No, nasze. – Spojrzała na mnie zdziwiona. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Przytuliłem ją do siebie. Ona potrzebuje takich myśli i takich gestów. Od kiedy jej ojciec dowiedział się o naszym związku i planach, związanych z facetem bez mieszkania i samotnie wychowującym dziecko, przedsięwziął kroki represyjno – wychowawcze. Zabrał kupione już mieszkanie i zagroził rodzinną anatemą.
Nie poddała się. Kochana dziewczyna.
W bólach rozwiązałem związek z Ewą i czekałem. Mamy wyjechać gdzieś pod wschodnią granicę, gdzie zaoferowano nam mieszkanie i pracę w szkole.
Jankes nie jest specjalnie zachwycony, ale on już tyle ze mną przeszedł i nakołował, że nie dziwi się niczemu.
- Wolałbym córkę. Zawsze chciałem mieć.
- Będą chłopaki.
- Byłaś u wróżki?
- Byłam w głębi siebie, palancie. Chodź tu, bo zimno. – Odsłoniła zachęcająco swój koc. – Zacznij pracę nad realizacją przeznaczenia.
Chętnie.

*

Stanęła w drzwiach komórki. Z kaptura ściekały stróżki wody.
- No masz to drewno, czy nie? Piotrek, ogarnij się. Chłodno jest, chłopaki marzną, w kominku wszystko ułożone, a ty siedzisz w komórce. A może masz coś tutaj? – Nagle spojrzała na mnie podejrzliwie i pociągnęła nosem.
Żachnąłem się z oburzenia.
- No coś ty? Znowu głupie podejrzenia?
Pewnie, że głupie. Nic już nie ma, bo pół godziny temu wypiłem swoją dwusetkę, a pustą flaszkę pieczołowicie schowałem za workami z węglem.
- Zaraz przyniosę te cholerne szczapy.
- Dzwonił Jankes. Przylatuje na tydzień w środę. Dasz radę jechać na lotnisko do Krakowa?
- Dam. – Westchnąłem z rezygnacją. Może dam.

Rozglądam się bezradnie po pomieszczeniu. Potrzebne są suche szczapy na rozpałkę, a tych jak na złość nie ma. Przekopałem wszystko. Bezradnie rozejrzałem się.
W kącie stał jakiś brudny prostokąt. Poznałem.
Jedyny obraz, jaki mi pozostał z dawnych czasów. Miałem taki okres, kiedy potrzebowałem wykrzyczeć, wyrzucić z siebie własne demony właśnie za pomocą malowania. Wizualizacji.
Nie mam talentu. Nie mam warsztatu. Miałem tylko ogromne ciśnienie na taką ekspresję.
Namalowałem więc kilkanaście płócien z jakimś wizjami bardziej futurystycznymi, unikając sylwetek i kształtów. Operując raczej barwami i wyobraźnią.
Część poszła do znajomych, część wisiała jakiś czas na ścianach, a niektóre nawet sprzedałem! Najdroższy poszedł do pijanego marynarza, który kupił dzieło „Przestrzeń samotności” za dziesięć oryginalnych papirusów przywiezionych z rejsu i postawił jeszcze flaszkę.
Ee, tam. Wielcy impresjoniści też tak zaczynali.
Na płótnie była plaża. Kilkoma pociągnięciami czarnej farby, zarysowane dwie sylwetki trzymające się za ręce. Jakieś ruiny, co nijak się miało do plaży. Czerwone słońce przesłonięte częściowo przez szarobure chmury. Na jego tle ptak. Oczywiście nie wiadomo jaki, bo namalowanie rozpoznawalnego motywu byłoby już dużo dalej poza przednią linią moich możliwości i talentu.
Skołtunione morze nakreślone chaotycznymi pociągnięciami pędzla. Taka radosna twórczość kataryniarza w poście po wywaleniu flaszki absyntu.
I w rogu przysypany piaskiem, popękany dzban. Nad nim się strasznie namęczyłem. W realu wyrzuciłem z niego kunsztowną kompozycję ikabenową, którą stworzyła moja staruszka, aby upiększyć mieszkanko syna w starej kamienicy.
Postawiłem go przed sobą i męczyłem długo, próbując oddać subtelne przebarwienia ceramiki i światłocienie. Nie wiem, dlaczego akurat na tym elemencie tak mi zależało, aby namalować go w miarę naturalistycznie.
Starłem osad z pyłu węglowego i kurzu. Stare dzieje.
Walnąłem nim o próg. Raz i drugi. Resztę zniszczenia dokonałem nogami.
I już jest podpałka.

*

Deszcz. Taki motyw smętniactwa i niedzisiejszych wzruszeń. Plątający się w wierszach Staffa, Czechowicza czy Baudelaire'a. Grający u Vivaldiego czy Chopina. Pluszczący z obrazów van Gogha, Moneta czy w cudownym drzeworycie Hiroshige Utagawy. Piękny w swojej prostocie bezwzględnej nieuchronności doświadczenia zjawiska. Niektórzy się przed nim chowają, próbują uciec, ale nic z tego. Jest wszechobecny, niezmienny i nieprzenikniony. Jest królem monotonii.
Doświadczamy w życiu powtarzalności tysięcy wydarzeń. Wstajemy, jemy, pracujemy, kochamy się. Wciąż to samo, a jednak za każdym razem są różnice. W menu, szefie czy partnerce. Nastroju czy wieku.
Potem odkryłem Afremova i deszcz stał się piękny. Kolorowy i ciepły. Taki mój.
Teraz dzwonił w dach, warczał w rynnach i pukał w szybę. Śmiał się.
- Padaj sobie na zdrowie. Na szczęście. Ja mam swoją muzykę i obraz ciebie.
I mam jeszcze blask i ciepło kominka.
Odpowiedz
#2
Pewnie będę się powtarzał, ale wiesz, no jakoś tak jestem wielbicielem Twojego pisania. Czasem się nie zgadzam, ale i tak lubię. Tym razem wyszło mgliście romantycznie, no i dobrze. Ma klimat.
No i nie bądź taki skromny. Na podrywaniu to Ty się pewnie świetnie znasz, skoro tyle dziewcząt w Twoich opowiadaniach Wink
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#3
Ee, Gorzki. Do dupy z takim podrywaniem, kiedy zawsze wychodzi, jak wychodzi. Raczej unieszczęśliwiam.
Jak zaznaczyłem, jest to fragment, więc niektóre postaci mogą się wydawać wklejone ni gruchy, ni z pietruchy. Uznałem jednak, że może ten kawałek funkcjonować samodzielnie.
I jestem z niego bardzo zadowolony. Praktycznie bez fajerwerków, akcji i napięcia, oddałem bardzo wiele z własnych przemyśleń i obserwacji życia.
Tak mi się przynajmniej wydaje.
Dzięki.
Odpowiedz
#4
Nie odczułem, żeby któreś postaci nie "kleiły się" z całością. Moim zdaniem, mimo, że fragment, składa się ładnie w całość.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#5
A kojarzysz Ewę czy Jankesa?
Bo Ci występowali gdzie indziej.
Odpowiedz
#6
Nie kojarzę Mirku bo nie muszę. Po prostu jest ich tyle ile trzeba. Tak naprawdę nie muszę znać całej historii każdego bohatera łącznie z jego kartą zdrowia i czym tam jeszcze. Po prostu są tu i się wpasowują. No i to mi wystarcza. Oni po prostu się tylko przewijają w tle tak jak i synowie. Opowiadanie należy do dwójki głównych bohaterów.

Unieszczęśliwiasz, czy nie... Nie mniej podrywać umiesz. Ech, jak ja bym chciał umieć podrywać... No może nie teraz, bo to byłoby cokolwiek nie fer. Wiesz jestem już w sumie tylko starym grubym oblechem... To i chyba bym już nie miał sumienia dziewcząt sobą unieszczęśliwiać. No ale chciałbym umieć podrywać jak miałem dajmy na to koło 20 lat. Niestety nie umiałem i dupa.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
No i po co mi te umiejętności, Gorzki? Gdzie Ty jesteś, a gdzie ja?
Napisałem kiedyś taką miniaturkę, ale nie pamiętam czy tu była...
Sprawdziłem. Jest coś pod tytułem "Nieoznaczoność". Ze dwa lata ma.
Przeczytaj, bo tak wyglądają teraz nasze posty w temacie.
Odpowiedz
#8
A tak. Pamiętam. Mucha plujka i żuczek gnojarek Wink. Dołożyłeś tam bohaterom.

Nie wiem Mirku, gdzie Ty jesteś. Ja zaś... Hm co tu ściemniać, w ciemnej dupie zdaje się. Niby coś tam w życiu ugrałem. O coś się z losem wyszarpałem, no ale po prawdzie pusto w tym moim żywocie jakoś. A los, ano skubaniec w kułak się śmieje.

A może tylko się starzeję Wink
Pozdrawiam serdecznie.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#9
Widzisz, w tamtej miniaturce było o tym, jak każdy zazdrości drugiemu, nie myśląc co sam ma. Że to, co Tobie wydaje się beznadziejne, dla drugiego ma ogromną wartość.
Ale fakt - i pies i wróbel zginęli przez te swoje rozpamiętywania.Huh
Odpowiedz
#10
Wiesz Mirku ja zawsze zazdrościłem umiejętności podrywania. Tak pozytywnie. Wiesz, kiedy byłem zamkniętym w sobie i (chyba) zakompleksiałym nastolatkiem, który za Chiny Ludowe nie poprosiłby dziewczyny do tańca, to zawsze z podziwem patrzyłem na kumpli, którzy potrafili wejść w grupę zupełnie obcych dziewcząt i rozpocząć jakąś interakcję. Mnie przy takich próbach wewnętrzny system wyświetlał tylko wielką tablicę "Robisz z siebie idiotę" Wink.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#11
Czytałam już jakiś czas temu, wciąż uważam, że musiałabym przeczytać coś więcej niż ten fragment, żeby się jednoznacznie wypowiedzieć. W sensie bardzo lubię Twoją narrację i nie zmuszam się do zaglądania do Twojej twórczości, gorzej, że zwykle nie mam nic do napisania ponad "podobało mi się, zrozumiałam drugie dno". Tym razem jak zwykle podobało mi się, ale lektura nie zostawiła we mnie za wiele. Dlatego myślę, że gdybym przeczytała więcej, dłużej zostałabym myślami z bohaterami, jak z dziewczynką z "cztery bułki i serek" albo z facetem na emigracji, którego puścił policjant, który okazał się znać język polski, albo z gościem na odwyku, piszącego puste smsy. Urywki, fragmenty, myśli, a z tego opowiadanka zapamiętałam tylko koce i piwo w jesiennej pogodzie. Ot, takie moje wrażenia. Jestem przekonana, że ten fragment jest częścią naprawdę dobrej, dłuższej historii. Smile
Odpowiedz
#12
Wiesz Belciu, jestem bardzo zadowolony z tego kawałka. Właśnie dlatego, że prawie nie ma akcji, a jest zawarte dużo więcej przekazu niż normalnie. Tu w końcu alkohol jest prawie nie znaczącym fragmentem. Istotny jest konformizm. Godzenie się z odejściem marzeń, lub ich zmianą. Inne rozłożenie akcentów.
Przyzwyczaiłem odbiorców do trochę innej narracji i konstrukcji.
A jeszcze parę innych spraw ono dotyka.
Ale cenne jest spojrzenie każdego czytającego za co dzięki.
Odpowiedz
#13
A dla mnie cenne jest zawsze zwrócenie uwagi na drugie dno, które nieraz mi ucieka, zwłaszcza takie pozornie banalne, a jednak istotne dla człowieka wzmianki, więc również dzięki - jak i za to, że się z nami utworem podzieliłeś. Szczególnie że słabo ostatnio z komentarzami na va, co - nie bójmy się powiedzieć tego głośno - zniechęca do publikacji. Wink
Słabo mi ostatnio idzie interpretacja. Shy

Pozdrówka, wesołości i dużo słonka, Mirku! Angel
Odpowiedz
#14
Fenks - rzekł Mirek z niemieckiego Mammingen.Angel
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości