Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wbij sobie widelec w oczy a potem rozbij lustro krzykiem
#1
W pewnym momencie po prostu wszystko zaczelo sie pierdolic.
Nie moglem znalezc pracy, matka i dziewczyna zaczely traktowac mnie jak gowno. Siedzialem w domu i obgryzalem paznokcie. Stracilem wszystkie pieniadze i wpadlem w histerie na przemian z apatia. I tak przez jakis czas. Lezalem w lozku 4 dni, jadlem tylko winogrona i popijalem wodą z kranu. Zaczalem wariowac i plakac w poduszke. Jakis czas pozniej zabrali mnie do psychiatryka. Caly czas plakalem a zaraz potem bylem wsciekly jak lew. Przytrzymywali mnie sila a nastepnie dawali mi tabletki
>to dla twojego zdrowia John, no wez, no wez tableke no
Biale stroje, biale sciany, jasno zielono smarkowate padlogi i kraty w oknach. Warzywa ogladajace telenowele i zartujacy pielegniarze w biurach.
Dali mi jakies gowno, czulem sie wypruty z zycia. Usiadlem na krzesle w salonie, dookola mnie inny pacjenci, przegrani, odrzuceni, wariaci. Gapilem sie w telewizor, czulem ze umieram. 
Przez pierwsze dni bylem srednio nastawiony, podejrzliwy. Z czasem poczulem jak jestem wsysany przez te korytarze, ludzi, ten budynek. Nie moglem od nich uciec. Sprawialo mi to jakis gluchy, mocny i zbity bol. Nie myslalem o przyszlosci, balem sie jej a terazniejszosc mnie dobijala, co zrobic? Dnie spedzone na ogladaniu telewizji, sluchaniu krzykow, szurania kapciami po podlodze, lezeniu na lozku i gapieniu sie w sufit
>SKURWYSYNY ZOSTAWCIE MNIE, ZABIJE WAS KURWA WSZYSTKICH PO KOLEI, ZOSTAWCIE MNIE KURWA ZOSTAWCIE! - ktos krzyczal, wlasnie go przytrzymywali, kazdego z nas ktos przytrzymywal.
Czulem ze mnie nie lubia. 
Czasem wychodzilismy na zewnatrz, na dwor, nadal popierdalajac w tych pidzamach. Niektorzy grali w kosza, inni, mniej skoordynowani, chodzili dookola placu, przejezdzajac palcem wskazujacym po metalowym plocie i mowiac cos do siebie czy robiac jakies dziwny tiki. Bylo tez paru typkow  ktorzy zwyczajnie krecili sie w kolko, albo stali i patrzyli sie w niebo przez pol godziny. Jakos nie ciagnelo mnie do zakumplowania sie z nimi. Choc czasem nasze oczy sie spotkaly na jednej stronie.
Ja zazwyczaj spacerowalem sobie i podziwialem chmurki i to gdzie lecą.
Gadalem tylko z jednym. Nazywal sie Marty. Mial za soba pare prob samobojczych. Kilka razy podcial sobie zyly ale jakos go odratowali. Po jakims czasie gdy bylismy na placu zapytalem go o powod. Popatrzyl sie w dol, potem w bok, sekunde pomyslal i powiedzial
>nic mi sie nie udaje, po co sie meczyc?
Przyjalem to z cisza i pokiwalem glowa. Akurat tego dnia byla dobra pogoda. Cieplo ale tez i wietrznie. Idealny polaczenie gdy akurat bylismy na dworze. A ja nadal ze swoim zwyczajem gapilem sie na ludzi i na niebo, glownie na niebo. Polozylem sie na trawie i patrzylem sie w wedrujace chmury. Moze ta chmurka zmierza w strone Chin? A ta do Japonii? O, ta na pewno leci do irlandii bo jakas taka niemrawa. Chcialbym sie zabrac razem z tymi chmurkami. Ale bylem swirem zamknietym w zakladzie na jakims pustkowiu niedaleko kanalu La Manche, 200 kilometrow od Londynu. Chcialem sie wydostac. W jakikolwiek sposob.
Lezalbym na trawie az tu nagle z nieba zlecialaby drabina na sznurku taka jaka zrzucaja z helikopterow. Wszedlbym na ta dyndajaca drabinke i wspinal sie do gory. W czasie mojego wchodzenia drabina by sie podniosla do gory i zaczela poruszac sie ruchem chmurki ktora ja zrzucila, sunac powoli na poludniowy wschod. 
Wszyscy by stali jak wryci wskazujac na mnie palcami a ja bym sie wznosil i oddalal, smiejac sie do rozpuku i krzyczac w ich strone i 
dookola. Wspinalbym sie i wspinal, az bym dotarl na grzbiet chmury. Od czasu do czasu bym sobie zszedl na drabinki z ciekawosci. Ale nic takiego sie nie dzialo. Niebo pozostawalo niebieskie, chmury nie przestawaly wedrowac a ja nadal bylem zinstytucjonalizowany. Pozbijalismy bąki i wrocilismy do budynku na znak pielegniarza
>Dobra! Wracamy kochani!
Byl to duzy, calkiem barczysty koles, bialy lekki zarost i krotko obstrzyzone wlosy. Stal przy wejsciu i ruchem reki nas wprowadzal do srodka. Do tych ktorzy byli zbyt oderwani od swiata zeby to zrozumiec podeszli inni pracownicy i ich spokojnie poprowadzili do srodka. Wrocilem do swojej sali. Bylem sam bo pacjent z lozka po przeciwnej stronie ktoregos dnia dostal ataku furii i gdzies go zabrali, tyle go widzialem. Lezalem w lozku i strzelalem palcami. Wyobrazalem sobie ze jestem gdzies indziej. Po jakims czasie lezenia i gapienia sie bezczynnie w cokolwiek dopadla mnie melancholia ciezsza niz wagon wypelniony weglem i ciemniejsza niz swieza smola. Zachcialo mi sie plakac. Trwalo to 15 minut dopoki sie rozbeczalem. Nawet nie mialem sil zeby walic dlonmi w lozko. Przeszlo mi troche, spuscilem tym sposobem cisnienie, ale smutek pozostal. Nie moglem sie odeprzec wrazeniu ze jestem wiezniem. Te bialy sciany dookola, wszystko jest biale, lozka, posciel, 
porecze, kibel, umywalka, podloga, kraty w oknie, framugi, drzwi. Lezalem i wegetowalem, myslalem o swoim zyciu oddychajac calkiem gleboko. Zasnąłem, ale przed zapadnieciem w sen zwalilem sobie z pamieciowki do jednej takiej pielegniarki. Nie byla mega ladna, ale lepsze to, niz nic. Nie pamietam o czym snilem.
Obudzilem sie o 6 rano nastepnego dnia. Wszechogarniajaca biel i uczucie zaszczucia zaczynalo wysysac ze mnie jakiekolwiek poklady witalnosci. Boze, co za monotonia.Bylem glodny wiec zdecydowalem ze pojde zjesc sniadanie. W porze sniadan w stolowce bylo malo osob bo nikomu nie chcialo sie wstawac. Byly tylko anorektyczki ktore musialy tam isc. Zadna z nich mnie nie interesowala. Chude kretynki, zdarzaly sie tez takie ktore z pozoru wygladaly normalnie. Zostawilem je w spokoju. Otworzylem drzwi, przeszedlem w swoim szlafroku w paski przez bialy hol i wszedlem do stolowki, telewizor byl wylaczony. Podreptalem do miejsca wydawania jedzenia
i wrocilem ze swoja tacą. Mialem tluczone ziemniaki. dwa dewolaje, jednego zmazonego kurczaka w panierce i jakas surowke. Wzialem tez frytki, ot tak, dla jaj. A moglem to zjesc bo poprosilem kucharke zeby dala mi wczorajsze porcje z obiadu. W porzadku kobieta, troche oziebla. Opalaszowalem jak bym byl glodzony przez dwa
miesiace. Z sytym brzuchem usiadlem na kanapie w tyle i wlaczylem telewizor. Kanaly byly starannie dobrane. Lecialy nawet stare filmy, czarnobialo, oraz te komediowe z typowym angielskim humorem. Dalo sie to ogladac. Slyszalem jak jakas anorektyczka przezywa swoja kanapke z serem. Miala 18 lat. Dlugie, jasno kasztanowe wlosy, 
troche zszarale, chyba od tego niejedzenia, nie wiem. Przezuwala i troche mnie tym wkurwiala. Pielegniarka siedziala obok niej i ja pilnowala.
>Nie odejde stąd, dopoki tego nie zjesz Marly! 
>ale ja juz naprawde nie moge...
>masz wszystko zjesc! Chyba nie chcesz zebysmy wrocili do poczatku?
>nie!
>to zjedz i nie marudz
Rozlozylem sie na kanapkie w najbardziej wygodnicki sposob, zarzucilem nogi i wlozylem rece za glowe, wcale nie wygladalem na swira. Jezu-s-maria a co jesli jestem swirem? Szybko porzucilem tą mysl. Przyszedl Joe. Byl czarny i duzy, ale nie ogromny. Zdjalem nogi z kanapy 
i oboje ogladalismy to gowno. Nie mam pojecia za co tu siedzial. Chyba od czasu do czasu mial napady mani czy schizofrenii, ja tam nie pytalem. Az do teraz.
>ej, sluchaj Joe, za co ty w ogole tu siedzisz, bo wcale mi nie wygladasz na wariata
>zdiagnozowali u mnie schizofrenie paranoidalna
>o cholera
>ale tylko okresowo, czasem przez pol roku moge normalnie zyc az tu nagle bum. To przychodzi z nienacka
>to przesrane
>no, wczesniej pracowalem jako stroz nocny, wylali mnie z pracy i sie zaczelo
>a miales to wczesniej?
>nie wiem
Ogladalismy dalej w ciszy. Dal mi krakersy. 
>tylko cicho, nie wolno nam ich miec
>skad je wziales?
>od jednego pielegniarza, czasem zalatwia mi fajki
Fajki. O cholera. Odcialbym sobie maly palec u nogi za jakiekolwiek papierosy.
>a zalatwilbys mi jakies?
>czemu nie
Tym wiec sposobem zapewnilem sobie papierosy. Jak na razie to nie bylo nic pewnego ale mialem nadzieje ze sie uda. Ogladajac telewizje od czasu do czasu pogadalismy jeszcze troche, o roznych sprawach. Joe byl troche zamkniety w sobie. Ja w sumie rowniez. Gdy uznalem ze dosc telewizji wrocilem do pokoju i gapilem sie w obraz na scianie ktory zostawil poprzedni pacjent. Wyciagnalem tez pare krakersow ktore mi zostaly od Joego. Zjadlem je wszystkie. Dwa dni pozniej w holu Joe przechodzac obok mnie podal mi ukradkiem paczke fajek.
>Zapal sobie w nocy, potem otworz okno i napsikaj dezodorantem, moze nie poczuja
>dzieki
i poszedl a ja dalej palesalem sie po holu, potem wrocilem do pokoju i ogladalem paczke. Marlboro. Złote. Mm! Schowalem ją pod materac. Razem z zapalkami ktore wczesniej wzialem od kucharek. Czekalem na noc. Zblizal sie wieczor. 
Po kolacji zebrala sie grupka osob ktora ogladala final ligi mistrzow w pilce noznej UEFA. Real Madryt kontra Liverpool. Od dziecka byłem madristą więc siedziałem razem z nimi obgryzająć paznokcie z nerwów. 
>Matko Boska, jeśli te gnoje wygryją to chyba oszaleje - ktoś napomnął o Liverpoolu, chyba fan United
>oby Real wygrał - powiedzialem do osoby z boku
>cholera no raczej! - krzyknął młody facet szczerząc zęby
Czekaliśmy. Mecz się rozpoczął. Obejrzalem go w stresie i smialem sie na caly glos gdy Real trafial. Krolewscy wygrali 3 rok z rzedu.
Po zakonczeniu troche pogadalismy a potem wszyscy sie rozeszli..
W nocy wyjalem paczke. Rozpakowalem ją starajac sie obejrzec zawartosc w ciemnosci. Zawsze lubilem otwierac paczki fajek. Na palcach przeszedlem przez pokoj i otworzylem okno wkladajac dlonie pomiedzy kraty.
Wskoczylem do lozka i zaczalem palic. Cholera, nie lepiej zapalic po prostu przy oknie? Tak wiec zrobilem. Stanalem przed tym otworem na swiat.
W glowie nucilem jakiś Beatlesów. Palilem i martwilem sie czy pielegniarz na zmianie nie przejdzie i nie zawita. Teraz za to spiewalem w duchu Like a Rolling Stone Dylana. Zimne powietrze wpadalo do pokoju. Gapilem sie w ciemne jak oczy szatana niebo i gwiazdy porozrzucane dookola. To byla dobra noc. Po jednym papierosie poczulem uderzenie. Troche mi sie slabo zrobilo i mialem wrazenie ze jestem blady. Tak juz jest jak sie zapali po dlugiej przerwie. Polozylem 
sie do lozka i postaralem sie jak najszybciej zasnac. Fajki wrzucilem pod materac. Pieprzona instytucja. Nie wyciagne sie stad. Sam ponoc podpisalem jakies gowno czy tam po prostu jestem grozny spolecznie i potrzebuje jakiejs tam rehabilitacji. Po prostu chca mnie tu trzymac. I tyle, radosc sprawia im wiezienie mojej osoby. Zaczalem myslec o roznych niezwiazanych ze soba sprawach. O mojej odwadze, czasach gdy bylem jeszcze w szkole, i Milesie Davisie i Nowym Yorku, o bojkach. Rozmyslajac,
niepredko sie zasypia. Ale w koncu moj mozg dal za wygrana.
Nastepnego dnia spotkalem raz Marty'ego w stolowce jak siedzial na sofie i czytal jakas ksiazke. Biografia jakiegos spiewaka jazzowego. Chwile pogadalismy, ot tak. Mowil ze zawsze marzyl wyjechac do Nowego Yorku.
>kurwa Marty ja tak samo
>najbardziej kreci mnie broadway
>noo, mnie tez, no i Times Square i zasrany Central Park, chociazby zima czy wczesna jesienią. 
>szkoda ze pewnie nigdy tam  nie pojedziemy
>kto wie
>co bys tam robil, gdybys, dajmy na to po prostu tam wyjechal?
>Chodzil po ulicach i gapil sie, po prostu rozgladalbym sie wszedzie, pilbym kawe w kafejkach, albo popijalbym shake'a na Times Square, lazil do pubow nocą, czy wchodzil do klubow Jazzowych sluchajac koncertow, ale po prostu bym sie glownie przechadzal. Przeszedlbym caly Nowy York pieszo. Spacerowalbym po Queens Bridge 
i jadl tanie zarcie na miescie. 
>ja dokladnie tak samo, znasz Milesa Davisa?
>no, sluchalem go pare razy
>mam go na odtwarzaczu, mozna sluchac na sluchawkach, moge ci pozyczyc jakbys chcial
>cholera dzieki Marty
Ja za to zaproponowalem mu fajki, nie chcial.
Jak widac rozumielismy sie. Ale oboje bylismy zamknieci. Ja, jako zagrozenie dla innych, on dla siebie. No, dla siebie tez ponoc bylem zagrozeniem, psychiatra zasugerowal mi ze mam sklonnosci do autodestrukcji. Do wchodzenia w bojki. Po prostu mu potakiwalem rozmawiajac z nim, nie obchodzila mnie wtedy zadna rozmowa. Siedzielismy tak z Martym na kanapie. Po jakims czasie poszlismy na chwile do jego salki i dal mi odtwarzac. Podziekowalem i poszedlem do siebie. Walnalem swoja leniwa dupe na lozko, wylozylem sie wygodnie na plecach i gapilem to przed siebie w blade sciany, to w blady sufit.  Zalozylem sluchawki i odplynalem. Miles Davis - 
Bitches Brew. Wywar z dziwek. To było piękne. Pozwoliło uciec i się na chwile rozplynac. Czy rozwiazywalo problemy? Nie wiem, mialem to w dupie, liczyl sie tylko ten slodki i ostry jednoczesnie dzwiek ze sluchawek. Minął jakiś czas. Zasnąłem. 
Ktoregos dnia zakradlismy sie w nocy z Joe'em do biura pielegniarza i razenim z nim pilismy bourbon.
>moga mnie za to wyrzucic ale co mi tam 
Pielegniarz nazywal sie Olivier. Mial z 40 pare lat i byl glosnym i zabawnym anglikiem. Lubial sie czasem powydzierac bez powodu klnac co 3 slowo.
Joe sie z nim troche kumplowal. Gadali o tym jak Joe przebulil 500 funtow na bukmacherce.
>pierdolony Manchester City, moglem postawic wtedy na Leicester i dzis lezalbym na plazy w Malibu
>ale kto by na to wpadl Joe.. nawet najwieksi fani lisów na nich by nie postawili, chyba że będąc w pol przytomnym
>mi tam najbardziej szkoda Rooneya, szkoda ze tak zastopowal
>no, nie wiem co sie z nim stalo, ale zycze mu szczescia w tym Evertonie
Pilismy dalej. Wyciągnalem swoje fajki i zapalilem. Bylo nawet w porzadku. Po czasie dobieglo mnie dziwne wrazenie. Moze strach? Ich twarze zaczely robic sie dla mnie nudne. Nie chcialem sluchac juz ich gadania. Sprawialo mi to bol. Poczulem paniczną chęć znalezienia sie w samotnosci. Samemu samemu chce byc samemu boze
Powiedzialem ze zle sie czuje i ze chyba pojde spac. Cos tam zartowali ze ledwo co wypilem a juz odpadam. A niech sie kurwa pierdolą. Na palcach przeszedlem przez hol i szybko znalazlem sie w pokoju. Zapalilem papierosa. Poczulem sie niedobrze i zerzygalem sie na podloge, krecilo mi sie w glowie, obraz sie rozmazywal, padlem
na lozko plecami. Po jakims czasie to minelo. Gdy rano sie obudzilem papierosow juz nie bylo, a rzygi zostaly sprzatniete. Zostalem wezwany na kontrolke. Zbadali mnie
a psychiatra pozadawal kilka pytan
>jak sie pan czuje? Czy jest panu dobrze w naszym osrodku? Czy czuje sie pan lepiej? czy gorzej? W skali od jednego do dziesieciu jak ocenilby pan swoj nastroj?
Odpowiadalem zdawkowo zeby sie odpieprzyl. Wspomnial o papierosach ktore sprzataczka znalazla na ziemi i rzygach. 
>poczulem sie niedobrze, fajki znalazlem w smietniku
Wrocilem do pokoju. Lezalem na lozku i patrzylem sie w krate w oknie. Chcialo mi sie plakac. Gdzies tam za mna byla droga a przede mna, dalej w oknie, kierunek na plaze kanalu La Manche. Patrzylem sie w ten piekny widok. Nienawidzilem go ale i uwielbialem. Chcialo mi sie plakac ze nie moge uciec. Nie moge pobiec do Francji do paryza, chodzic przez francuskie pola az dotre do stolicy. Gdybym tam dotarl, sam nie wiem co bym zrobil i jak sie czul. A teraz czulem sie podle. Wariaci za scianami jeszcze bardziej dzialali mi na nerwy, nie moglem zniesc ich marudzenia, krzyczenia i calego tego debilizmu. Nie mogliby sie kurwa uciszyc? Jeszcze w dodatku zabrali mi fajki. Niebo bylo dalej niebieskie a chmury dalej wędrowaly. Dopiero tutaj poczulem ze wariuje. Miedzy tymi scianami, tymi pielegniarzami, szefem oddzialu, psychiatrami, kratami i metalowa siatka dookola dziedzinca. Chcialem plakac ale nie moglem, czulem sie jak szczur.
Pewnego dnia znowu pilismy w klitce Oliviera. W srodku byl monitor z widokami z roznym kamer porozrzucanych na calym budynku. Jego kurtka na krzesle oraz kieliszki na biurku, na nim jakies papiery, dlugopisy, markery, telefon i szlugi. Gadali o dupie maryni. No i ja tez, z braku roboty, moglem popic i popalic. Butelka burbonu byla w polowie pelna. Ale bylismy cicho. Znowu poczulem to uczucie co ostatnio. Dziwny smutek. Rozzdenerwowanie. Bylem spiety. Uznalem ze Jim Beam pomoze. Zaczalem lekko sie upijac. Wszyscy bylismy troche podstawieni. W pewnej chwili nie moglem przestac chichotac
>jezus ciszej badz John
Nadal sie smialem, starajac to stlumic sprawialem ze bylo to jeszcze trudniejsze do zrobienia
>dobra juz dobra przestaje - i znowu wpadalem w chichot
Po czasie przestalem, ale upijalem sie coraz bardziej, pomyslalem o Nowym Yorku nocą, o pięknych apartamentach z widokiem na manhattan, o lawce z widokiem na Queens Bridge. To mnie dobilo. Kurwa czy musze tu siedziec? Czy musze marnowac tu zycie?
Joe powiedzial ze idzie do kibla. Zostalem sam z Olivierem. Bylem coraz bardziej wzmieszany i wstawiony. Zaczalem sie gibac lekko na boki. 
>Dobra, juz starczy, konczymy bo jeszcze nas przylapia - i zaczal wszystko brac (w tym Jima ktora mialem w dloni) i ustawiac do porzadku.
Czy ten pedal bedzie mi rozkazywac? 
>pierdol sie - wymamrotalem 
Chwycilem szybkiem ruchem butelke Jima i zaczalem pic z gwinta. Olivera przez ulamek sekundy zamurowalo. Wyciagnal sie zeby mi ja odebrac.
Chwile sie szarpalismy a ja sie troche zataczalem, wyrwalem mu z reki Jima ale rozbilem go o framuge drzwi. Slychac to bylo pewnie w calym szpitalu
>ty kretynie! - wysyczal jak waz i mnie popchnal w ramie - przez ciebie mnie wyrzuca, zabije cie kurwa - zaczal groznie gestykulowac i wskazywac na mnie palcem, znowu mnie popchnal.
To mnie wkurwilo, odepchnalem go a on mnie spoliczkowal. Ty skurwysynu - pomyslalem. Rozciagnalem sie i obracajac sie do polowy znokautowalem go prawym sierpowym.
Upadl na podloge. Co za chaos. Mialem metlik w glowie. Pomyslalem - uciekaj. uciekaj stad oni cie zabija
Przez chwile krecilem sie w miejscu niewiedzac jaki ruch wykonac pierwszy. Ale zaraz nerwowo zabralem mu fajki i wlozylem do kieszeni pidzamy. Kluczyki. Przed oczyma mialem Nowy York. Nowy York kochana, jade do ciebie skarbie, wiem ze za mna tesknisz, wiem ze chcesz bym cie odwiedzil, a ja to zrobie, twoj najukochanszy w koncu do ciebie przyjedzie malenka. Zaczalem nerwowo rozgladac sie. Zabralem klucze lezace na biurku. Dzieki bogu byly podpisane. Zabralem jego skurzana kurtke
i otworzylem drzwi i zaczalem biec. Boze co ja robie. Przed drzwiami wyjsciowymi z mojej strefy zaczalem przebierac klucze
>sala 15,146,37,38,39, dziedziniec, parking, drzwi blok 1
Znalazlem. Otworzylem je. Wydaly dzwiek ktory zagrzal krew w moich zylach. Bieglem dalej, glosno dyszac. Hol ciagnal sie na 30 metrow, obok po prawej byla recepcja i odnoze inne korytarza. Dzięki bogu nikogo nie bylo w recepcji. Podbieglem do drzwi wyjsciowych. Prosilem wszelkie  sily nadprzyrodzone zeby sie udalo. Choc bylem ateista. 
Niech mnie kurwa to popierdoli! zadne klucze nie pasowaly. Chwila zastanowienia sie, panika, chec dzialania, znowu panika i tak z 4 czy 5 razy. Pierdole to, podbieglem do recepcji i wyrwalem ogromny stary monitor od komputera jaki mieli na ladzie. Byl ciezki, podszedlem do ogromnego okna rozciagajacego sie prawie na cala sciane na odnozu korytarza obok. Widac bylo przez niege parking, droge i noc. Pchnalem tym pierdolym monitorem o szybe i odskoczylem. Zbila sie. Wybieglem i poczulem euforie wdychajac swieze powietrze nocy. Zaczalem krzyczec w duchu i smiac sie na glos. Bieglem smiejac sie. Bylem na parkingu, mialek kapcie wiec
stluczone szklo nie zranilo moich stop. Podbieglem do nowego Mercedesa Benza klasy A. Piekny granatowy samochod. Wiedzialem ze to samochod Oliviera bo sie nim chwalil jak go kupil. Wszedlem do srodka. Rozgoscilem sie w fotelu. Byl taki wygodny. Kluczyki do stacyjki. Podekscytowanie siegalo u mnie zenitu. 
Odpalilem. Samochod zamruczal a ja zaczalem uderzac dlonmi o kierownice i krzyczec ze szczescia.
>JEST KURWA! JEST JEST! HAHAHAHAH!
Polozylem nogi na gaz. Kokpit sie rozswietlil. Ladny i nowoczesny, automatycznie zalaczyla sie muzyka z jego playlisty. Jakies elektroniczne gowno. Mialem ze soba odtwarzacz ktory dal mi Marty. Więc zalączylem Beaches Brew Davisa uzywajac Bluetootha, kurwa magia. Sorki Marty, wysle po ciebie lodz jak juz bede w Nowym Yorku. 
Mialem przed oczyma te wszystkie alejki, ulice, witryny sklepowe, niebieskie neony na szybach barow. Chodniki. Male slodkie apartamenty. Historie Ameryki.  Wyjechalem z parkingu palac przez chwile gume.
I ruszylem. Wystawialem co jakis czas leb przez okno z jezykiem na wierzchu. Bylo w pol do 3 w nocy. Gwiazdy na niebie swiecily mocniej niz zwykle. Jechalem droga szybkiego ruchu. Po lewej pola, laski, wzgorza, a po prawej w oddali La Manche i francja. Jechalem sto dwadziescia na godzine a czasem wyzej. Kochalem tę noc.
Wyciągnąłem paczke fajek z kieszeni lewą reką a prawą trzymalem kierownice. Mialem na sobie pidzame z wariatkowa i ramoneske a w ustach trzymalem Marlboro, w schowku byla zapalniczka i portfel. Serce mi podskoczylo do gardla. Matko boska. Nerwowo go otworzylem jedna reka przez chwile nie zwracajac uwagi na droge. 
2 karty kredytowe i forsa. Nadal w to nie moglem uwierzyc. Puscilem Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band Beatlesow. Glosno. Jechalem tak przez poltorej godziny.
Kocham orzezwiajacy wiatr nocy wlatujacy przez szybe do samochodu. 
Dotarlem do poludniowo zachodniego wybrzeza Anglii. Byla 4 rano. Zatrzymalem sie przed motelem przy
drodze, obok motelu byla calodobowa stacja benzynowa. Zatankowalem do pelna. Wszedlem do sklepu obok niej i kupilem 4 hot dogi, 6 piw, 2 butelki szkockiej, 2 wagony Marlboro, slodycze, kanapki, 3 czekolady, butelke sprita, paczki - z czekolada, dzemem, wanilia, babeczki - waniliowe i czekoladowe i marsa, snickersa i pare jogurtow i puddingow. 
Byly tego prawie dwie pelne duze reklamowki.  Zaplacilem forsa z portfela tego fagasa. Smialem sie do siebie kupujac to wszystko. Podszedlem i wlozylem wszystko do samochodu. Pozniej wszedlem do motelu i zadzwonilem do recepcji. Przyszla baba w wieku pod 50, dopiero co obudzona, ale cieszyla sie ze ma klienta, ja sie cieszylem
rowniez. Wrocilem szybko do samochodu i zabralem jedna torbe i poszedlem do pokoju.
>nie wolno palic, tylko na zewnatrz
Odrazu jak wszedlem zapalilem. Rzucilem sie na lozku kiepujac na dywan i posciel. Uchylilem okno i napilem sie Heinekena. Wypilem go do konca i zajalem sie papierosem. Bylem Okolo 200 kilometrow od mojego zakladu. Nie maja szans mnie znalezc. W dodatku jutro od razu wyruszam. W pieknym granatowym Mercedesie ktory sunie
jak blyskawica z muzyka grajaca z kokpitu i niebieskimi swiatelkami w kabinie oraz swiatem biegnacym za szybą. Ucieklem tym skurwysynom. Zjadlem dwa paczki. Rozlozylem sie pod posciela. W srodku bylo tak wygodnie. Odprezylem sie i zaczalem zasypiac. Nie moglem pozbyc sie usmiechu na ustach. Myslalem tylko - Nowy York, Nowy York, miasto mojego zycia, a ani razu jeszcze tam nie bylem. Nowy York, moja milosc, jade do ciebie kochana, lepiej sie przygotuj. 
Zasnalem. 
Odpowiedz
#2
Wbiłem sobie widelec w oko i krzyknąłem.
Z rozpaczy. Za zapis ( przecież tekst był modyfikowany!).
Nie zauważyłeś autorze, jak wkleiłeś?!
Poprzez styl, gramatykę, interpunkcję i temat.
Taki twardy cynik - macho z opowiastek pod celą.
Szanuj czytelnika, autorze, z pasującym nickiem.
Poprzeklinaj sobie, pogadaj o życiu jak w Madrycie, ale nie miej złudzeń i aspiracji.
To nie jest wartościowy tekst.
To opowiastka z gatunku "Z", mająca zafascynować postacią a'la Chandler.
Albo wspomnieniami Masy.
Nic z tego. Tu nie ma głębi, tylko zestaw współczesnych, apaszowskich rekwizytów.
(Patrząc na fascynacje autora, zaraz będzie jazda)
Odpowiedz
#3
(01-06-2018, 20:23)mirek13 napisał(a): Wbiłem sobie widelec w oko i krzyknąłem.
Z rozpaczy. Za zapis ( przecież tekst był modyfikowany!).
Nie zauważyłeś autorze, jak wkleiłeś?!
Poprzez styl, gramatykę, interpunkcję i temat.
Taki twardy cynik - macho z opowiastek pod celą.
Szanuj czytelnika, autorze, z pasującym nickiem.
Poprzeklinaj sobie, pogadaj o życiu jak w Madrycie, ale nie miej złudzeń i aspiracji.
To nie jest wartościowy tekst.
To opowiastka z gatunku "Z", mająca zafascynować postacią a'la Chandler.
Albo wspomnieniami Masy.
Nic z tego. Tu nie ma głębi, tylko zestaw współczesnych, apaszowskich rekwizytów.
(Patrząc na fascynacje autora, zaraz będzie jazda)
to tylko opowiadanie Panie Mirku
Odpowiedz
#4
Zazwyczaj wynotowuję wszystkie miejsca, co do których mam jakieś uwagi.
Tutaj brak polskich znaków + zapis dialogów sprawia, że musiałbym przekleić całość.
Ciężko się czyta taki zapis.
Także poczekam na "polskojęzyczną" wersję Wink

Pozdrawiam
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości