Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wakacje
#1
Markus był zwyczajnym chłopcem, który – jak każdy piętnastolatek – uwielbiał okres letnich wakacji. Z niecierpliwością wyczekiwał lipca, w którym rodzice wysyłali go na dwa tygodnie do dziadków. Frida i Johan mieszkali na wsi w małym domku tuż przy granicy niemieckiej. Co roku z wielkim entuzjazmem przyjmowali wnuka pod swój dach. Siedemdziesięcioleteni mężczyzna zwłaszcza, gdyż mały Markus z chęcią pomagał mu w pracach ogrodowych czy na polu. W tym roku nie było inaczej. Kiedy Frida odebrała telefon od swojej córki Marty, zaczęła wrzeszczeć do swojego męża.
- Johan! Johan ty stary głupcze! Marta dzwoni! – Przyłożyła z powrotem słuchawkę - Poczekaj skarbie. Zanim ten mój głuchy padalec przyjdzie, miną wieki.
- Spokojnie mamo. Tylko nie krzycz na niego. Przecież to nie jego wina, że słuch mu się pogorszył. Powiedz, tata używa tego aparatu, który mu kupiłam w zeszłym roku?
- Wiesz, że go nie upilnujesz. Jak wychodzi do sklepu to zakłada te ustrojstwo, ale nie raz widziałam przez okno jak staje za płotem, rozgląda się i chowa do kieszeni ten aparat. Kiedyś zwróciłam mu uwagę to wiesz co mi powiedział? Żebym pilnowała swoich spraw i swoich pomidorów w tej szklarni a nie mu tu morały prawiła.
- Wiesz mamo, on się po prostu wstydzi nosić ten aparat. Pamiętasz jak okulista kazał ci nosić okulary? Też marudziłaś, że jeszcze jesteś młoda, że dobrze widzisz i nie potrzebujesz tego cholerstwa. Dopiero jak wyrżnęłaś w drzewo jadąc na rowerze to zaczęłaś je nosić. I w dodatku twierdziłaś, że tego drzewa tam nie było.
- Bo nie było! Musiało jakoś tak szybko urosnąć. Oglądałaś ten film o zaczarowanej fasoli?
- Mamo, obydwie dobrze wiemy, że te drzewo tam było odkąd zamieszkałaś tam z tatą.
- O Johan przyszedł. No jesteś wreszcie! Martusia dzwoni! Chciała powiedzieć, że... – Staruszek wyrwał jej słuchawkę z reki.
- Marta? To ja, twój ojciec!
- Hej tato. Nie musisz krzyczeć. Doskonalę cię słyszę.
- Co mówisz? Przywieziecie Markusa, mojego ulubionego gnoma?
- Tak tato. Jutro rano. Chcesz z nim porozmawiać?
- Co robi? Rozrabia?
- Nie, czy chcesz z nim porozmawiać!
- Nie krzycz tak! Słyszę przecież. Daj mi go.
- Dziadek? – Chwila ciszy. – Dziadku! Jesteś tam?
- Halo!? Markus? Słyszałem, że rozrabiasz?
- Ja? Eee, w tym roku miałem najlepszą średnią ocen w klasie. Zachowanie było gdzieś pośrodku średniej klasowej, ale żeby od razu rozrabiać? Po prostu trochę rozmawiałem na lekcjach z kolegami, ale tylko trochę.
- Nic nie rozumiem. Mama mówiła, że jutro będziesz.
- No tak, tak. Skosiłeś już trawnik dziadku?
- Słucham?
- Czy trawę już skosiłeś!
- No następny. Co wy tak się drzecie? Nie, nie skosiłem. Czekam na ciebie. Babcia już szykuje swoje specjały. Marmoladę czereśniową, placek z gruszkami i twarożkiem.
- O kurczę!
- Tak, tak. Kurczak też będzie. Taki pieczony może być?
- Eee, tak dziadku. Słuchaj ja muszę lecieć, bo umówiłem się z kolegą na rower. Dać ci jeszcze mamę?
- Jak jest twój ojciec to daj mi go.
- Eee, no to pa dziadku. – Chłopak spojrzał zdezorientowany na kobietę i podał jej słuchawkę. Marta umówiła się, że przyjadą o dziesiątej rano. Skosztują ciasta, wypiją kawę i pojadą zostawiając im swoją pociechę. Johan namawiał ją, żeby wraz z Adamem zostali na kilka dni, ale ta musiała odmówić, bo jej mąż wyjeżdżał do Niemiec w sprawach służbowych.
O godzinie ósmej rano, budzik zaczął piszczeć. Markus odruchowo sięgnął go i wyłączył. Zwlekł się z łóżka i zaczął ubierać spodnie. Spojrzał na plecak, który był już załadowany niezbędnymi rzeczami. Piłka do nogi, kąpielówki, scyzoryk, PSP, książka Stephena Kinga „Miasteczko Salem”, którą dostał za wyniki w nauce. Inni dodatkowo prócz książki, dostali pudełko słodyczy i karnet na basen. On dostał tylko książkę, gdyż jego zachowanie wymagało poprawy. Spojrzał na torbę stojącą obok plecaka. Zawsze zastanawiał się, po co jego matka pakuje mu tyle ubrań. Przecież to tylko dwa tygodnie. Rozumie, że bieliznę trzeba zmieniać codziennie, ale spodnie, koszulki? W jednych dżinsach potrafił przetrwać tydzień. Dwa lata temu u dziadków w koszulce z rycerzem Jedi, biegał całe dwa tygodnie. No, ale mus to mus.

Wszedł do salonu. Usiadł przy stole, na którym stało przygotowane śniadanie. Jajecznica z cebulą i szynką, chleb z masłem i szklanka mleka. Spojrzał na ojca. Ten siedział naprzeciw z gazetą w ręku.
- Tato, co czytasz?
- Gazetę jak widać.
- No tak, ale, o czym czytasz?
- A takie tam. Wzrost gospodarczy, kryzys gospodarczy i tym podobne.
- Aha. – Zaczął widelcem dzióbać jajka. Chciał już wziąć do ust pierwszą porcję, kiedy spojrzał na ostatnią stronę gazety. „Nekrolog” – Tato, dasz mi poczytać?
- Zjedz śniadanie, ja w tym czasie skończę artykuł. Tylko pamiętaj, gazeta do zwrotu.
- Jasne. – Markus skończył swoją jajecznicę i wziął do ręki czasopismo. Odwrócił na drugą stronę i spojrzał na świeże informacje o zmarłych. Było tam kilka całkiem nudnych obwieszczeń. „Katarzyna Kolwarnia. Z przykrością informujemy, że dwa dni temu odeszła od nas matka trójki dzieci, żona i córka swoich rodziców. Żegnaj i spoczywaj w spokoju. Pogrzeb odbędzie się na cmentarzu centralnym jutro o godzinie jedenastej.” – Córka swoich rodziców... Jacy ludzie są głupi. – Pomyślał chłopak. Przeleciał wzrokiem i skupił się na następnym nekrologu. „Franciszek Lekarowicz. Zasłużony policjant. Lojalny i kochający mąż. Ojciec dwuletniego Grzesia. Po dwunastu latach służby, odszedł od nas podczas strzelaniny. Pomścimy jego śmierć łapiąc morderców. Bla bla bla bla.” Kolejna smutna informacja. „Adelajda De Fraule. Polsko francuska artystka malarka. Odeszła od nas wczoraj wieczorem w swoim domowym zaciszu. Zostawiła samotnego Kleofasa – perskiego kota. Gdyby ktoś chętny i dobry, chciał przyjąć go w swoje ręce bla bla bla bla.” Nudy. Już miał odłożyć gazetę, gdy nagle przykuła go do lektury kolejna smutna informacja. Serce zaczęło bić mu szybciej i szybciej. Myślał, że mu się przywidziało. Ręce zaczęły drżeć. Przeczytał jeszcze raz. „ Cztery dni temu pożegnaliśmy naszych wieloletnich przyjaciół. Małżeństwo Frida i Johan Von Burgowie, zaszczycili swoją obecnością niebiosa a nas tym samym pozostawili w smutku i rozpaczy.” Markus otworzył buzię i chciał krzyknąć, jednak nie udało mu się nawet wydać cichego jęku. Poczuł jak w głowie zaczyna mu wirować a żołądek ścisnął jakiś dziwny skurcz. Odwrócił gazetę na stronę początkową. Spojrzał na datę. Dzisiejsza. Jakim cudem więc rozmawiał wczoraj ze swoim dziadkiem? Spojrzał w stronę gdzie siedział jego ojciec, ale ten stał już przy swoim samochodzie i pakował rzeczy chłopaka do bagażnika. Rozglądał się po salonie w poszukiwaniu Marty, ta jednak zniknęła gdzieś. Markus nie zastanawiał się dłużej. Wziął w dłoń gazetę i pobiegł do ojca, żeby pokazać mu to, co zobaczył. Biegiem dopadł drzwi wyjściowe, otworzył je i zaczął krzyczeć.
- Tato! Tatooooooo!!!
- Co się dzieje? Synu co się stało?
- Zobacz! To jakiś koszmar czy nieporozumienie czy masakra! – Chłopak w biegu wyciągnął rękę w której trzymał gazetę. Jakby chciał ojcu pokazać nekrolog z daleka. Adam nie zobaczył go nawet z bliska, bo w momencie kiedy chłopak uniósł gazetę, silny podmuch wiatru wyrwał ją. Czasopismo poszybowało wprost na ulicę. Wiatr ustał a gazeta wylądowała na asfalcie. Lipiec był gorący, więc podłoże było lekko stopione. Chłopak stojąc już obok ojca spojrzał na jezdnię i gazeta zniknęła mu z oczu, kiedy jakiś Jeep przejechał bardzo szybko po ulicy a wydruk z nekrologiem przykleił się do opony auta.
- Synu co się stało? Co było w tej gazecie?
- Nekrolog!
- Tak, co tydzień są nekrologi w tej...
- Wiem! To nie o to chodzi! Tato! Tam był nekrolog... babci i dziadka...
- Hmmm, słońce świeci dość mocno może głowa cię boli? – Adam spojrzał na niego podejrzliwie.
- Nie do jasnej cholery! Widziałem na...
- Markus! Nie wyrażaj się!
- Co tu się dzieje? – Zapytała Marta, która wyszła z domu kiedy usłyszała krzyki.
- Twój syn zwariował.
- Co? Co ty wygadujesz?
- No tak, tak. Słyszałaś te bzdury, które mówił Markus? Powiedział, że widział nekrolog twoich rodziców w gazecie!
- ... co? – Zapytała zdławionym głosem. – Markus. Wsiadaj do samochodu i przemyśl sobie to co powiedziałeś. Jeśli chcesz się wykręcić od wyjazdu do dziadków, po prostu powiedz. Nie musisz wymyślać takich głupot!
- Ale mamo, ja naprawdę widziałem... kupcie jeszcze raz tą gazetę i sami zobaczycie!
- Milcz! – Krzyknął Adam wskazując Markusowi samochód. Chłopak nic już nie mówił i potulnie usiadł na tylnim siedzeniu.
-
Przez całą drogę Markus nie odezwał się ani słowem do rodziców. Jedynie Adam i Marta wymieniali się po drodze jakimiś informacjami. „Trzeba było go posłać do tej morskiej szkoły, albo lepiej do szkoły wojskowej. Tam przynajmniej nie miałby czasu na pierdoły.” „Może w przyszłym roku szkolnym. To trochę kosztuje, ale chyba damy radę.” „Może coś bierze? Wiesz jak łatwo teraz o marihuanę nie wspominając o innych używkach.” „Za małe kieszonkowe.” „Może odkładał? Chociaż ostatnio z naszej rodzinnej skarbonki zniknęło sto złotych...” „Przepraszam, to ja. Zabrakło mi na fryzjera.” „Sto złotych?! Kochanie błagam...”
Kiedy dotarli na miejsce a samochód stanął na podwórku, Markus zobaczył, że dom wyglądał tak samo. Białe trochę popękane ściany, drewniany dach obity dachówkami. Jedno okno było otwarte. Ogródek był zadbany a trawnik – tak jak powiedział Johan – nietknięty. Wyglądało tak jakby naprawdę nic się nie stało.
- I co ty na to? Nadal chcesz nam coś powiedzieć?
- Nie tato. Może eee to faktycznie od tego słońca. Przepraszam.
- Dobrze już. Wejdźmy do środka. Dziwne, że nas nie przywitali.
- Pewnie zapomnieli.
- Tak kochana, pewnie masz rację. Chodźmy. – Drzwi były otwarte na oścież. Weszli do środka. Pierwszy Adam, potem Marta i Markus.
- Mamo? Tato? Jesteście tutaj? – Nikt nie odpowiedział.
- Wejdźmy do pokoju, co tak będziemy stać w korytarzu. – Powiedział Adam, po czym nacisnął klamkę u drzwi do pokoju. Te były jednak zamknięte. Zdziwiony spojrzał na Martę.
- Może są w polu? – Cała trójka wyszła na zewnątrz. Adam przyłożył rękę do czoła i zobaczył dwie postacie w oddali.
- Są! Dobra Markus. My musimy jechać. Idź do dziadków i przeproś ich od nas, że nie mogliśmy zostać. – Chłopak wyjął z bagażnika swój ekwipunek i zaniósł go do pokoju, w którym zawsze spał gdy tutaj bywał. Ten akurat był otwarty. Rozpakował się i wyruszył na pole. Przeszedł przez dużą, drewnianą stodołę. Kiedy już znalazł się po za nią, przed nim rozpostarł się piękny widok. Złociste kłosy, kołyszące się na wietrze, niebieskie bezchmurne niebo a na nim słońce, które dawało poczucie gorąca. Szedł przed siebie a postacie stawały się coraz bardziej wyraźne. Podniósł rękę w geście pozdrowienia, jednak żadne z nich nie odpowiedziało mu tym samym. Kiedy podszedł na tyle blisko, żeby rozpoznać kto to jest, chłopak przestraszył się. Nie byli to jego dziadkowie a ich sąsiedzi. Stara pani Czerkawska i jej mąż.
- Dzień dobry państwu. To ja Markus.
- Aaa to ty chłopcze. Zobacz jakie piękne. – Kobieta spojrzała na kołyszące się kłosy. – Nie zdążyli na zbiory.
- Jak to nie zdążyli? Gdzie babcia i dziadek? – Chłopak poczuł, że serce wali jak młotem.
- A no zmarło im się kilka dni temu. Daliśmy nawet ogłoszenie do gazety. – Odpowiedział siwy mężczyzna.
- Jak to zmarło... ale co... Gdzie oni są? Dlaczego nie zawiadomiliście moich rodziców?
- Nie było takiej potrzeby chłopcze. A twoi dziadkowie są w domu. Leżą w łóżku w swoim pokoju, który zamknęłam na klucz.
- To jakim kurwa mać cudem rozmawiałem z dziadkiem przez telefon? Wczoraj!?
- Chłopcze coś ci się chyba wydawało. I nie klnij tak. Chodź do nas do domu. Mam tam ostatnią wolę twoich dziadków. Myślę, że musisz ją przeczytać. – Chłopiec w szoku szedł za nimi w kierunku domostwa, które znajdowało się obok posiadłości jego dziadków. Wszedł do środka. Było przyjemnie chłodno.
- Chodź. Usiądź przy stole. Zaraz poszukam tego listu. Peter, poczęstuj chłopca kompotem. – Kobieta zniknęła z kuchni i poszła do swojej sypialni. Po chwili wróciła z kopertą w dłoni.
- To ten list. Proszę. Przeczytaj. – Markus wziął ogromny łyk śliwkowego kompotu, który natychmiast ugasił jego pragnienie. Otworzył kopertę i wyjął list. Zaczął czytać.
„Drogi Markusie. Dziękujemy, że przyjechałeś. Szkoda tylko, że nie zdążyliśmy cię uściskać. Wyczuwaliśmy, że niedługo umrzemy. Skoro już jesteś, mamy z dziadkiem do ciebie prośbę. Chcielibyśmy, żebyś spełnił nasze ostatnie życzenia. Wszystkie masz wypunktowanie:
1. Przez dwa tygodnie, kiedy będziesz u nas, śpij w swoim pokoju.
2. Zamykaj koniecznie na noc nasz pokój na klucz. Dostaniesz go od pani Czerkawskiej. Za dnia możesz tam sprzątać i korzystać ze wszystkich rzeczy, jakie tam będą. Nie przejmuj się naszą obecnością. I tak już nie żyjemy. Nie chcieliśmy żeby nas chowano. Za bardzo byliśmy przywiązani z dziadkiem do tego domu.
3. Codziennie rano, tak koło szóstej idź na pole i po trochu koś pszenicę. Kosa wisi w stodole. Chyba umiesz ją ostrzyć? Dziadek kiedyś ci pokazywał jak to się robi.
4. Kiedy skończysz, czyli koło dziesiątej, wróć do domu, zjedz śniadanie – wszystko leży w spiżarni. Przetwory, ciasta, chleb, wędliny. Warzywa masz w ogródku. Na dwa tygodnie powinno starczyć. Jeśli nie, pieniądze są w naszym pokoju. Schowane pod poduszką. Nie bój się. Po prostu podnieś moją głowę i wsadź rękę pod poduszkę. Sklep chyba wiesz gdzie jest?
5. Po śniadaniu, zajmij się ogródkiem i moimi pomidorami w szklarni. Aha. Kiedy skończysz czytać ten list, skoś trawę. To prośba dziadka.
6. Kiedy już skończysz z roślinami, zrób sobie obiad. Wszystkie produkty są tak jak wspomniałam w spiżarni.
7. Po obiedzie posprzątaj dom. Zawsze otwieraj okna, żeby się przewietrzyło. Zwłaszcza w naszym pokoju. Chyba wiesz o co chodzi.
8. Kiedy już sprzątniesz, masz czas dla siebie. Rób co chcesz. Odwiedź swoją koleżankę Bernattę. Chyba coś o tobie wspominała przed naszą śmiercią...
9. Wieczorem, kiedy zacznie się ściemniać, zamknij nasz pokój a klucz noś zawsze ze sobą. Tak na wszelki wypadek. Pilnuj go. Umyj się i odpocznij w swoim pokoju. Potem zamknij drzwi wejściowe na klucz. Nie to żeby ktoś obcy się kręcił, ale jest tu sporo dzikich zwierząt. Lisów, kun i tym podobnych.
10. W nocy, po prostu śpij.
Nie informuj rodziców o naszej śmierci. Niech zajmą się sobą i swoimi sprawami. Proszę spełnij naszą ostatnią wolę i bądź dobrym wnukiem. To tylko dwa tygodnie a tak wiele dla nas to znaczy. Kochamy cię. Babcia i dziadek.
P.S Zrób coś z marchewką w ogrodzie. Coś nie chce skubana rosnąć. To kazał dodać dziadek. Ściskamy mocno.”
Markus spojrzał na panią Czerkawską. Ta trzymała w dłoni mały, trochę zardzewiały kluczyk.
Kiedy skończył kosić trawę, odstawił do szopy kosiarkę. Stanął przy wejściu do domostwa i ścisnął w dłoni kluczyk. Wszedł po schodach na korytarz. Minął swój pokój. Ogarnął go tylko przelotnym spojrzeniem. Szedł dalej. Wzrok utkwiony miał w drzwiach, które prowadziły do spiżarni. Kiedy już do nich doszedł, stanął i obrócił się w lewo. Serce zabiło mocniej. Podszedł kilka kroków i stał już przy drzwiach do pokoju dziadków. Wyjął z kieszeni mały klucz. Spojrzał na niego uważnie i po chwili włożył go do dziurki. Przekręcił i wyjął. Serce zaczęło bić jeszcze mocniej. Przełknął ślinę. Położył rękę na klamce, nacisnął i pociągnął do siebie. Światło słoneczne uderzyło go w oczy. Wszedł do środka. Pierwsze na co spojrzał to łóżko, w którym leżały zwłoki jego dziadków. Podszedł bliżej i przysiadł na krawędzi. Johan i Frida leżeli na plecach, przykryci do połowy kołdrą. Na ich twarzach z zamkniętymi oczami, rysował się delikatny uśmiech. Każde z nich w złożonych jak do modlitwy dłoniach, trzymało różaniec. Markus poczuł jak łzy napływają mu do oczu a po chwili zaniósł się płaczem. Chcąc objąć obojga musiał się na nich położyć. Poczuł na karku dziwnie przyjemny dreszcz. Przez chwilę wydawało mu się, że dziadek poruszył wargami.

Kiedy nastał wieczór, chłopak zamknął drzwi wejściowe. Zamknął też drzwi do pokoju dziadków a do klucza przymocował kawałek sznurka i powiesił go sobie na szyi. Siedział już na łóżku w swojej sypialni i rozmyślał o tej dziwacznej sytuacji. Był tak zmęczony tym wszystkim, że zasnął w ubraniu. Sen miał głęboki i bardzo wyraźny. Śnił o tym jak pracuje w ogródku ze swoim dziadkiem. Walczyli z kretami, które kradły marchew. Johan nosił w wiadrze gorącą wodę a Markus wlewał ją w krecie nory. Kiedy już uporali się z gryzoniami, Johan otarł spocone czoło i spojrzał na Markusa mówiąc:
- I jak? Podobało ci się mały gnomie?
- O tak! Myślisz, że je załatwiliśmy?
- Co rozgrzebaliśmy?
- Załatwiliśmy!
- A no pewnie, że tak. Nie miały z nami szans.
- Dziadku, odpoczniemy trochę?
- Tak, tak. Chodź do domu. Babcia przyszykowała już obiad.
- Świetnie! Będzie kurczak?
- Kurczak? – Zaśmiał się. – Nie, nie mój mały. Będzie coś specjalnego.
Ruszyli w stronę domu. Kiedy już znaleźli się w pokoju Fridy i Johana, Markus zobaczył, że na stole stoi wielka taca przykryta srebrną pokrywą. Usiedli do stołu. Chłopakowi aż burczało w brzuchu z głodu. Podeszła do niego Frida i z uśmiechem na twarzy powiedziała:
- Zasłużyłeś sobie na specjalne danie. – Wtedy zdjęła pokrywę a Markusa ogarnął paniczny strach. Na tacy leżało małe, czarne i owłosione stworzonko z bardzo małymi ślepiami. Na nosie miał kilka wąsów. Jego króciutkie łapy były związane sznurkiem. Z całego ciała unosiła się para.
- Sam go przyrządziłeś wlewając wrzątek do jego nory. Ugotował się w mgnieniu oka. No, na co czekasz? Jedz póki gorące. – Johan i Frida zanieśli się upiornym śmiechem. Chłopak spadł z krzesła i w tym momencie się obudził. Ciężko dyszał i był cały spocony. Serce dudniło a ręce trzęsły się konwulsyjnie. Serce zaczęło dudnić jeszcze mocniej, kiedy usłyszał muzykę. Frank Sinatra?

Stał przy drzwiach do pokoju dziadków. Przyłożył ucho i słyszał wyraźnie dźwięki muzyki. Trzeszczące zawodzenie jakiegoś starego śpiewaka. Słyszał też szuranie o podłogę. Jakby jakiś sparaliżowany człowiek próbował tańczyć. Odskoczył od drzwi, kiedy usłyszał dziwne jęczenie. Uspokoił się i przyłożył ucho jeszcze raz.
- Johan ty stary padalcu... Tańczysz jak umarlak…
- Nic nie słyszę hłe hłe… – Markus stał jak sparaliżowany. Przysłuchiwał się jak jego zmarli dziadkowie przedrzeźniają się swoimi ochrypłymi (martwymi) głosami. Paraliż wzmocnił się jeszcze bardziej, kiedy usłyszał swojego dziadka.
- Myślisz, że on tu jest i nas podsłuchuje?
- Myślę, że tak hłe.
- To może przywitamy naszego małego gnoma! – Chłopak nie zdążył nic zrobić. Jego dziadek jednym kopnięciem otworzył drzwi, które uderzyły Markusa w głowę. Ten upadł na podłogę i zobaczył jak Frida i Johan nachylają się ku niemu.
- A prosiłam, żebyś w nocy po prostu spał?
- Ćpał hłe? Przecież to dobry chłopak.
- Spał ty imbecylu!
- A no tak hłe. No właśnie chłopcze, powinieneś już spać hłe hłe.
- Dziadku, babciu? Jezu boję się!!!
- Nie bój się. Zatańczysz z nami hłe?
- Dobry pomysł Johan. Tylko, że hłe hłe on jest jakby to powiedzieć, żywy hłe hłe.
- Zaraz przestanie. – Johan chwycił chłopaka za rękę. Markus jednym ruchem wyjął ją z uścisku i wstał. Wybiegł z domu i zaczął biec w stronę stodoły. W połowie obejrzał się za siebie i zobaczył jak jego dziadek i babcia biegną za nim. Trochę niezdarnie jednak nadal był to bieg. Przez moment w głowie zaświtała mu myśl. Przecież to nie są już jego dziadkowie. To tylko ich trupy. Oni nie żyją. Musi ich jakoś powstrzymać. Wbiegł do stodoły. Zaryglował wielkie drzwi wejściowe i zaraz podbiegł do wyjściowych. Je także zamknął. Po chwili słyszał dudnienie i drapanie w drewnianą konstrukcję. W stodole było ciemno, ale Markus pamiętał gdzie wisi kosa. Odruchowo podszedł do ścianki i chwycił narzędzie. Stanął jakieś dziesięć metrów od wejścia. Chciał już podejść i otworzyć wrota, kiedy usłyszał głośne chrupnięcie łamanego drzewa. Po chwili zobaczył dwie postaci stojące naprzeciw niego.
- Markus! Hłe hłe bądź grzecznym i dobrym wnukiem i daj się zabić hłe! – Chłopakowi nie spodobał się ten pomysł i rzucił się pędem na dziadków. Czy też na dwa trupy, które tak naprawdę nie mają prawa bytu w tym normalnym świecie. Zamachnął się i jednym ruchem ściął głowy Fridzie i Johanowi. Te padły na ziemię tak jak ich tułowia. Markus wypuścił z rąk kosę i upadł na ziemię. Zemdlał.

Markus obudził się jak zwykle w swoim łóżku. Usiadł. Usłyszał jak drzwi do jego pokoju otwierają się.
- Twoje leki. – Pielęgniarka podsunęła mu w plastykowym kubeczku pigułki.
- Tak, tak. Dzięki.
- Nie dziękuj. Takich jak ty to powinno się poddawać karze śmierci. Żeby własnych dziadków... – Markus łyknął wszystkie tabletki naraz. Położył się z powrotem do łóżka i zaczął myśleć nad tym, gdzie wtedy popełnił błąd. Pomyślał, że następnym razem, kiedy będzie walczył z jakimś zombi, zabije go tak, żeby nikt o tym nie wiedział.
"The thing that should not be"
Odpowiedz
#2
Fabuła bardzo dobra, pomysł niezły, ale to nie znaczy, że opowiadanie nie zawiera błędów.
O co Ci chodzi z tymi Niemcami? Wieś położona przy niemieckiej granicy, ojciec bohatera jedzie w służbową podróż do Niemiec, niemieckie imiona. Pamiętaj, że na podstawie tego opowiadania nie znamy dalszych wydarzeń i nie wiemy do czego to się odnosi. Jeśli ma to jakiekolwiek znaczenie to nie wyrzucaj wszystkiego o Niemczech, ale większość jest zbędna. Dobra aluzja, to tylko subtelne napomknięcie. Nie eksponuj tego.
Ponadto nie podoba mi się reakcja rodziców, na informację o nekrologu. Powinni bardziej martwic, a nie złościć się na syna. Końcówka napisana od niechcenia, byle jaka. I najpoważniejszy zarzut; opis przeżyć wewnętrznych, a raczej ich brak.
Nie krytykuję Twojej twórczości, przeciwnie- bardzo mi się podoba, ale uważam że poprawki są niezbędne.
Odpowiedz
#3
Cytat:- Gazetę[,] jak widać.
Cytat:- Co się dzieje? Synu[,] co się stało?
Cytat:- Zobacz! To jakiś koszmar[,] czy nieporozumienie[,] czy masakra! Chłopak w biegu wyciągnął rękę[,] w której trzymał gazetę.
Cytat:Chłopak stojąc już obok ojca spojrzał na jezdnię i gazeta zniknęła mu z oczu, kiedy jakiś Jeep przejechał bardzo szybko po ulicy[,] a wydruk z nekrologiem przykleił się do opony auta.
Cytat:- Hmmm, słońce świeci dość mocno[,] może głowa cię boli? – Adam spojrzał na niego podejrzliwie.
Cytat:- ... co? – Zapytała zdławionym głosem. – Markus. Wsiadaj do samochodu i przemyśl sobie to[,] co powiedziałeś. Jeśli chcesz się wykręcić od wyjazdu do dziadków, po prostu powiedz. Nie musisz wymyślać takich głupot!
Cytat:- Milcz! – krzyknął Adam wskazując Markusowi samochód. Chłopak nic już nie mówił i potulnie usiadł na tylnim siedzeniu.
Cytat:Białe[,] trochę popękane ściany, drewniany dach obity dachówkami. Jedno okno było otwarte. Ogródek był [POWTÓZENIE zadbany[,] a trawnik – tak jak powiedział Johan – nietknięty. Wyglądało tak[,] jakby naprawdę nic się nie stało.
Cytat:Szedł przed siebie[,] a postacie stawały się coraz bardziej wyraźne.
Cytat:- Dzień dobry państwu. To ja[,] Markus.
- Aaa to ty[,] chłopcze. Zobacz jakie piękne. – Kobieta spojrzała na kołyszące się kłosy. – Nie zdążyli na zbiory.
Cytat:Potem zamknij drzwi wejściowe na klucz. Nie to[,] żeby ktoś obcy się kręcił, ale jest tu sporo dzikich zwierząt. Lisów, kun i tym podobnych.
Cytat:To tylko dwa tygodnie[,] a tak wiele dla nas to znaczy. Kochamy cię. Babcia i dziadek.

Wstawiłabym tu przecinki.

Cytat:- Tato! Tatooooooo!!!
Czy nie lepiej zaznaczyć słownie, iż wykrzyknął, a nie stawiać pełno wykrzykników?
Takie jest moje zdanie. Wink

Hmmm... Nie jest najgorzej. Ogólnie mi się podoba, ale nie rozumiem końcówki. Walczył z zombie, ale pielęgniarka twierdziła, że zabił własnych dziadków. Czy ona wiedziała o tym, kim byli po śmierci? Czy może czekali, aż chłopak wydobrzeje, aby wpakować go do więzienia/poprawczaka?
Z początku myślałam, że przyczepię się do ilości dialogów. Jednak podczas czytania doszłam do wniosku, że jest dobrze. Tongue
Dopracowałabym zapis (wyodrębnienie listu od dziadków, akapity itd.).

Początkowe nawiązania do Niemców...
Myślałam, że dalsze wydarzenia będą do tego jakoś nawiązywały, a tu nic...

Końcowa ocena- 3,5/5
Pozdrawiam Smile
The Earth without art is just eh.
Odpowiedz
#4
Przecinki zrobiła Lexis, więc nie będę powtarzał. Spojrzę na tekst pod innymi kątami.

Cytat:Siedemdziesięcioleteni mężczyzna zwłaszcza,
Literówka - Siedemdziesięcioletni.

Cytat:Przyłożyła z powrotem słuchawkę
Trochę kulawo to brzmi. Dopisz, że do ucha.

Rozmowa telefoniczna nudnawa. Ogólnie w pierwszym fragmencie spodobała mi się postać dziadka, dość wiarygodna i fajnie skonstruowana, poza tym nudy.

Cytat:bla bla bla bla.” Nudy.
Skoro nudy, to po co właściwie opisujesz to tak dokładnie. Trzeba było krócej, wspomnąć tylko że czytał jakieś nudne nekrologi i potem, że zauważył wśród nich coś ciekawszego.

Cytat:Chłopak nic już nie mówił i potulnie usiadł na tylnim siedzeniu.
Ortograf - tylnym.

Fragment o nekrologu dziadków nawet ciekawy - creepypastowy bym rzekł.Smile

Cytat:Złociste kłosy, kołyszące się na wietrze, niebieskie bezchmurne niebo a na nim słońce, które dawało poczucie gorąca.
Drętwy ten opis. Nic oryginalnego, nie uważasz?

Cytat:Nie przejmuj się naszą obecnością. I tak już nie żyjemy.
Para trupów w lecie w pokoju,przez dwa tygodnie. Przecież ten dom cuchnąłby gorzej niż śmietnisko...

Cytat:Schowane pod poduszką. Nie bój się. Po prostu podnieś moją głowę i wsadź rękę pod poduszkę
A to z kolei mi się podoba. Klimatyczne!Smile

Koszmar z kretem jest OK. sugestywny obrazek ugotowanego zwierzątka - o to chodzi w takich opowiadaniach.Wink

Cytat:Markus stał jak sparaliżowany
Powtórzenie.

Plusy:
- postać dziadka i to jego "ty mały gnomie"
- końcowy motyw, że niby ludzie pomyśleli, iż to Markus zabił swoich dziadków (bo przecież kto by uwierzył w historię o zombie?) Ino mogłeś to podać w lepszym stylu.
- sen o krecie

Minusy:
- chłopak kochał swoich dziadków, a wieść o ich śmierci przyjął tak, jakby dowiedział się, że na śniadanie jajecznica. Za mało emocji dałeś.
- końcówkę napisałeś "po macoszemu", jakby skończyć byle szybciej. Moja rada: następnym razem krótszy wstęp (wstępy zwykle są nudnawe), dłuższe zakończenie. Horror powinien na tym zyskać.
- dość dziwne jest to, że dziadek kochał wnuka, a po śmierci chciał go zabić...
- drętwe opisy czasami
- nudny początek

Warsztatowo jest nienajgorzej, ale popracuj nad fabułą następnym razem. Wydaje mi się, że masz smykałkę do horroru, ale musisz się jeszcze "wyrobić" w tej dziedzinie literatury.

2/5.
Pozdrawiam!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości