Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
"W rytmie Rock and Rolla"
#16
Konduktor w podeszłym wieku szedł z walizką w ręku na stacje PKP. Był poważnie zirytowany, pocierając raz za razem siwą brodę . Za każdym razem kiedy wybierał się do pracy starał się iść taką drogą żeby nie trafić na jednego z fizycznych pracowników kolei. Tym razem mu się nie udało, a ceną była dłużąca w nieskończoność pogawędka na temat pogody. Przecież widział że jest ciemno i zimno, on też był na dworze. Swoim starym zwyczajem usiadł przed wejściem do budynku na zniszczonej ławeczce. Wyciągnął z kieszeni wysłużoną starą fajkę, nabijał ją starannie po czym odpalił używając zapałek. Już spokojniejszy zaciągną się porządnie, po czym spojrzał w dal. Na jednym z peronów, dokładnie naprzeciwko jego samego, dostrzegł młodego człowieka. Chodził w kółko szybkim krokiem z rękami w kieszeniach. Miał na sobie tylko t-shirt i jeansy pomimo panującego chłodu. Zaskoczony wyciągnął srebrny zegarek na łańcuszku z kieszeni kamizelki. Wskazywał na dwadzieścia po dwudziestej drugiej. Jeden z pociągów spóźniał się już trzydzieści minut, pokręcił głową z dezaprobatą autentycznie zasmucony tym faktem. Po czym wstał powoli i ruszył do wejścia.
Zniecierpliwiony młody mężczyzna przemierzał peron zapatrzony w ziemię. W jednej z dłoni trzymał telefon cały czas walcząc ze sobą żeby go nie używać. Miał prawo być zły, ile można przecież czekać, zapasy cierpliwości dawno się skończyły [„leciał na oparach”- będzie kaszanka literacka tak ?]. Nie wiedział dlaczego jeszcze tutaj jest. Było tylko jedno wytłumaczenie, zależało mu na niej.
Usiadł na jednym z plastikowych siedzeń chowając głowę w rękach. Zaczął mówić sam do siebie:
- Muszę się uspokoić, to nie jest dziewczyna dla mnie, nie chcę z nią być. Nie powinienem się z nią spotykać przez jakiś czas, najlepiej będzie jak nie przyjedzie.
Monolog przerwał dźwięk dzwonków pochodzący z głośników. Uniósł głowę skupiając całą uwagę na nadchodzącej informacji. Usłyszał bełkotliwą mowę z której mimo usilnych starań nie był w stanie nic zrozumieć, po raz kolejny.
- Boże, zwariuje, musze stąd iść.
Podniósł się i wolnym krokiem ruszył w kierunku schodów prowadzących do tunelu pod torami. Robił to wbrew sobie, coś się w nim buntowało, czuł jakby wewnętrzny krzyk sprzeciwu. Przystanął nie rozumiejąc co się z nim dzieje. Z oddali dobiegł go charakterystyczny odgłos.
Odwrócił się w jego kierunku i po chwili dostrzegł światła reflektorów. W pierwszej chwili poczuł ulgę, która szybko ustępowała obawie. Czego się obawiał? Starał się przybrać naturalny wyraz twarzy, przywołać ulgę z powrotem, walcząc sam ze sobą. Nie rozumiał co się z nim dzieje. Usiadł po raz kolejny na tym samym plastikowym krześle zakładając ręce na piersi i krzyżując wyprostowane nogi. Twarz ukrył zaciągając na nią koszulkę jakby z potrzeby postanowił grać, że mu zimniej niż w rzeczywistości.
Był skołowany, te wszystkie emocje następowały po sobie jedna za drugą. Nigdy nic takie go nie spotkało, ta nowość burzyła jego pewność siebie. Pociąg się zatrzymał, wypuszczając na zewnątrz ludzi obładowanych torbami i plecakami. Przyglądali mu się , dziwiąc jak młody chłopak trząsł się poruszając nerwowo nogami z koszulką zaciągniętą na twarz. Powstał chwilowy zgiełk, dopóki wszyscy nie zniknęli w przejściu, zostawiając go samego.
Powoli wstał rezygnując z dalszego ukrywania twarzy, żeby przekonać się , że został sam. Tak właśnie było. Cała burza emocji jaką odczuwał jeszcze przed chwilą uleciała. Czuł się pusty, pokonany. Spojrzał przybitym wzrokiem w jedno z okien wagonów pasażerskich, zobaczył młodą dziewczynę która patrzyła prosto na niego specyficznym spojrzeniem, kogoś rozumiejącego, współczującego. Po chwili pociąg szarpną i ruszył w dalszą drogę. Okno przeminęło tak jak kolejne i kolejne by w końcu zostawić po sobie widok budynku PKP i starej ławki. Słysząc jeszcze oddalający się dźwięk szepną spuszczając głowę:
-To koniec
Odpowiedz
#17
Nie przyjechała, czekał na nią tak długo, a ona po prostu nie przyjechała. Szybkim ruchem wyciągnął telefon by upewnić się czy nie dostał wcześniej wiadomości tłumaczącej tą sytuacje. Nie było, nic. Stłumił ogromną chęć zadzwonienia do niej. Nie mógł, czuł się oszukany, nie chciał wystawiać swojej dumy na kolejny uszczerbek. Starał się usprawiedliwiać ją w swoich oczach, tłumacząc, że miała prawo, że to nie był związek. W pewnym momencie uświadomił sobie, że była to tylko kwestia czasu, tak musiało się to skończyć. Wiedział o tym od dawna, jednak wciąż czuł na piersi ciężar, utrudniający oddychanie.
Twarz powoli zaczęła nabierać gniewnego wyrazu, zacisną pięści. Nie chciał takiego zakończenia, nie po to stał tutaj tak długo, marznąc żeby teraz grzecznie wrócić do mieszkania, pustego na dodatek. Buntował się przed samym sobą nie mogąc już znieść swojego głosu rozsądku. Postanowił ruszyć przed siebie, do miasta.


Szedł wolnym krokiem, zapatrzony w tylko sobie znany punkt. Przemierzał puste ulice małego miasteczka, słysząc jedynie dudnienie swoich kroków. Czerń nocy odpychały latarnie, których blask padał na zniszczone chodniki i mury starych kamienic.
W jego wnętrzu przelewała się cała paleta ciemnych emocji, złość, żal, nienawiść, smutek, gniew, gorycz. Uderzały w poczucie własnej wartości, nie pozwalały trzeźwo myśleć.
Mówiąc do siebie analizował swoje relacje z dziewczyną, która nie przyjechała.
- nigdy nic od niej nie chciałem, nie wymagałem niczego, spotykaliśmy się to na kawę to na piwo. Nie dobierałem się do niej, nie całowałem. Jak potrzebowała przytuliłem, albo pogłaskałem. Dawałem się jej wykorzystywać. Powinienem dostać medal, a ona mnie wystawia. Może poznała kogoś, jakiegoś faceta. Jeżeli tak życzę jej szczęścia, tylko dlaczego mnie to tak boli ?!
Próby skupienia uwagi na innych kobietach z przeszłości spełzły na niczym. Powoli zaczął obarczać siebie poczuciem winy. Dochodząc do wniosku, że ją oszukał, bo przecież była inna kobieta. Dawno temu z niej zrezygnował i nie widział od tego czasu, jednak przekonany o swej nieustającej miłości do niej nie chciał wiązać się z nikim innym. Zdał sobie sprawę, że wykorzystywał inne kobiety. Rozkochiwał i nie dopuszczał do siebie, a spotkaniami wypełniał pustkę powstałą z samotności. Nagle przerwał rozmyślania.
- musze się ogarnąć, dramatyzuje już.
Skręcił w kolejną uliczkę prowadzącą do rynku. Unikał myśli dotyczących dokąd zmierza. Ukrywał je przed samym sobą z nieznanego mu powodu. Nie wiedział, że to wszystko czym był przepełniony wypływało z poczucia odrzucenia, narzuconej samotności i potrzebował lekarstwa. Czegoś co stępi jego zmysły, uciszy zawistne myśli, odpędzi zmienne nastroje. Potrzebował cudu kobiecych ramion, które go otulą i kojącego alkoholu.
Odpowiedz
#18
Teraz do konstrukcji fabuły:

W nowej wersji zgubiłeś tę tajemniczość związku. Wszystko jest już oczywiste i zbanalizowane.
Więc chyba trzeba by połączyć dwie koncepcje - nie wyłazić narratorem przed szereg, tylko obserwować i podążać za bohaterem. Rozumiesz?
Twój narrator czuje się w obowiązku wszystko wyjaśnić, wytłumaczyć, nazwać. Czytelnik nie ma już nic do roboty.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#19
Szedł wolnym krokiem, zapatrzony w tylko sobie znany punkt. Przemierzał puste ulice małego miasteczka, słysząc jedynie dudnienie swoich kroków. Czerń nocy odpychały latarnie, których blask padał na zniszczone chodniki i mury starych kamienic.
W jego wnętrzu przelewała się cała paleta ciemnych emocji, złość, żal, nienawiść, smutek, gniew, gorycz. Uderzały w poczucie własnej wartości, nie pozwalały trzeźwo myśleć. Bez ustanie zadręczał się pytaniami dlaczego nie przyjechała.
Próby skupienia uwagi na innych kobietach z przeszłości spełzły na niczym. Powoli zaczął obarczać siebie poczuciem winy. Dochodząc w końcu do wniosku, że ją oszukał. Stwierdził, że rozkochiwał ją nie dopuszczając do siebie, a spotkaniami wypełniał pustkę powstałą z samotności. Nagle przerwał rozmyślania.
- musze się ogarnąć, dramatyzuje już.
Skręcił w kolejną uliczkę prowadzącą do rynku. Unikał myśli dotyczących dokąd zmierza. Ukrywał je przed samym sobą z nieznanego mu powodu. Nie wiedział, że to wszystko czym był przepełniony wypływało z poczucia odrzucenia, narzuconej samotności i potrzebował lekarstwa. Czegoś co stępi jego zmysły, uciszy zawistne myśli, odpędzi zmienne nastroje. Potrzebował cudu kobiecych ramion, które go otulą i kojącego alkoholu.


Wystarczy tak ?
Czy wyciąć też od "Próby skupienia uwagi(...) dramatyzuje już" ?
Odpowiedz
#20
Jan - nie wiem. Może to moja wizja...

W jego wnętrzu przelewała się cała paleta ciemnych emocji, złość, żal, nienawiść, smutek, gniew, gorycz. Uderzały w poczucie własnej wartości, nie pozwalały trzeźwo myśleć. Bez ustanie zadręczał się pytaniami dlaczego nie przyjechała.

po pierwsze - to raport z obserwacji psychologa

po drugie - jak paleta się przelewa? albo emocje uderzały w poczucie?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#21
Konduktor w podeszłym wieku szedł z walizką w ręku na stacje PKP. Był poważnie zirytowany, pocierając raz za razem siwą brodę . Za każdym razem kiedy wybierał się do pracy starał się iść taką drogą żeby nie trafić na jednego z fizycznych pracowników kolei. Tym razem mu się nie udało, a ceną była dłużąca w nieskończoność pogawędka na temat pogody. Przecież widział że jest ciemno i zimno, on też był na dworze. Swoim starym zwyczajem usiadł przed wejściem do budynku na zniszczonej ławeczce. Wyciągnął z kieszeni wysłużoną starą fajkę, nabijał ją starannie po czym odpalił używając zapałek. Już spokojniejszy zaciągną się porządnie, po czym spojrzał w dal. Na jednym z peronów, dokładnie naprzeciwko jego samego, dostrzegł młodego człowieka. Chodził w kółko szybkim krokiem z rękami w kieszeniach. Miał na sobie tylko t-shirt i jeansy pomimo panującego chłodu. Zaskoczony wyciągnął srebrny zegarek na łańcuszku z kieszeni kamizelki. Wskazywał na dwadzieścia po dwudziestej drugiej. Jeden z pociągów spóźniał się już trzydzieści minut, pokręcił głową z dezaprobatą autentycznie zasmucony tym faktem. Po czym wstał powoli i ruszył do wejścia.
Zniecierpliwiony młody mężczyzna przemierzał peron zapatrzony w ziemię. W jednej z dłoni trzymał telefon cały czas walcząc ze sobą żeby go nie używać. Miał prawo być zły, ile można przecież czekać, zapasy cierpliwości dawno się skończyły. Nie wiedział dlaczego jeszcze tutaj jest. Było tylko jedno wytłumaczenie, zależało mu na niej.
Usiadł na jednym z plastikowych siedzeń chowając głowę w rękach. Zaczął mówić sam do siebie:
- Muszę się uspokoić, najlepiej będzie jak nie przyjedzie.
Monolog przerwał dźwięk dzwonków pochodzący z głośników. Uniósł głowę skupiając całą uwagę na nadchodzącej informacji. Usłyszał bełkotliwą mowę z której mimo usilnych starań nie był w stanie nic zrozumieć, po raz kolejny.
- Boże, zwariuje, musze stąd uciec.
Podniósł się i wolnym krokiem ruszył w kierunku schodów prowadzących do tunelu pod torami. Robił to wbrew sobie, coś się w nim buntowało, czuł jakby wewnętrzny krzyk sprzeciwu. Przystanął nie kompletnie zdezorientowany. Z oddali dobiegł go charakterystyczny odgłos.
Odwrócił się w jego kierunku i po chwili dostrzegł światła reflektorów. W pierwszej chwili poczuł ulgę, która szybko ustępowała obawie. Czego się obawiał? Starał się przybrać naturalny wyraz twarzy, przywołać ulgę z powrotem, walcząc sam ze sobą. Nie rozumiał co się z nim dzieje. Usiadł po raz kolejny na tym samym plastikowym krześle zakładając ręce na piersi i krzyżując wyprostowane nogi. Twarz ukrył zaciągając na nią koszulkę jakby z potrzeby postanowił grać, że mu zimniej niż w rzeczywistości.
Był skołowany, te wszystkie emocje następowały po sobie jedna za drugą. Nigdy nic takiego go nie spotkało, ta nowość burzyła jego pewność siebie. Pociąg się zatrzymał, wypuszczając na zewnątrz ludzi obładowanych torbami i plecakami. Przyglądali mu się , dziwiąc jak młody chłopak trząsł się poruszając nerwowo nogami z koszulką zaciągniętą na twarz. Powstał chwilowy zgiełk, dopóki wszyscy nie zniknęli w przejściu, zostawiając go samego.
Powoli wstał rezygnując z dalszego ukrywania twarzy, żeby przekonać się , czy rzeczywiście został sam. Tak właśnie było. Cała burza emocji jaką odczuwał jeszcze przed chwilą uleciała. Spojrzał przybitym wzrokiem w jedno z okien wagonów pasażerskich, zobaczył młodą dziewczynę która patrzyła prosto na niego specyficznym spojrzeniem, kogoś rozumiejącego, współczującego. Po chwili pociąg szarpną i ruszył w dalszą drogę. Okno przeminęło tak jak kolejne i kolejne by w końcu zostawić po sobie widok budynku PKP i starej ławki. Słysząc jeszcze oddalający się dźwięk szepną spuszczając głowę:
-To koniec
Nie przyjechała, czekał na nią tak długo, a ona po prostu nie przyjechała. Szybkim ruchem wyciągnął telefon by upewnić się czy nie dostał wcześniej wiadomości tłumaczącej tą sytuacje. Nie było, nic. Stłumił ogromną chęć zadzwonienia do niej. Nie mógł, czuł się oszukany, nie chciał wystawiać swojej dumy na kolejny uszczerbek. Starał się usprawiedliwiać ją w swoich oczach, tłumacząc, że miała prawo. W pewnym momencie uświadomił sobie, że była to tylko kwestia czasu, tak musiało się to skończyć. Wiedział o tym od dawna, jednak wciąż czuł na piersi ciężar, utrudniający oddychanie.
Twarz powoli zaczęła nabierać gniewnego wyrazu, zacisną pięści. Nie chciał takiego zakończenia, nie po to stał tutaj tak długo, marznąc żeby teraz grzecznie wrócić do pustego mieszkania. Buntował się przed samym sobą nie mogąc już znieść swojego głosu rozsądku. Postanowił ruszyć przed siebie, w kierunku miasta.


Szedł zdecydowanym krokiem, zapatrzony w tylko sobie znany punkt. Przemierzał puste ulice małego miasteczka, słysząc jedynie dudnienie swoich kroków. Czerń nocy odpychał słaby blask latarń, który padał na zniszczone chodniki i mury starych kamienic.
Skręcając w ostatnią uliczkę prowadzącą do rynku przyspieszył kroku. Dotarłszy do celu przystaną zakładając ręce na piersi. Po raz kolejny ukrywając twarz za rozciągniętą już czarną koszulką, rozglądał się po mijających go osobach. Kilka chwil później zaczął okrążać ratusz, zrobił to kilkakrotnie. W końcu rezygnując z osłony, garbiąc się niemal nie naturalnie, z powrotem ukrył ręce w kieszeniach i skierował kroki ku jednej z ciemnych bram.
Pod brama w kształcie półkola stali, całkowicie w cieniu, nie znani mu mężczyźni. Nie widział ich twarzy. Tylko ciemne sylwetki i jarzące papierosy, systematycznie poruszające się do ust. Pod ich ciężkimi spojrzeniami przeciskał się by dostać do korytarza, kuląc jeszcze bardziej niż dotychczas. Korytarz należał do tych bardzo długich i nie posiadał oświetlenia. Szedł miarowym krokiem, w ciemności, widząc w oddali słabe światło, słysząc coraz wyraźniej rockową muzykę. Poczuł jak na powrót nabiera sił.
Wyprostowany zatrzymał się w wejściu. Nigdy wcześniej tutaj nie był i nic dziwnego, ponieważ klientela tego lokalu sprawiała wrażenie tych nie bezpiecznych. Pomieszczenie nie należało do dużych, mimo to panował tu niemal półmrok. Oświetlony był głownie bar z długą ladą i charakterystycznymi wysokimi krzesłami. Ściany pokrywały surowe cegły, a gęsto ustawione czarne stoły niemal uginały się od ciężaru pustego szkła. Rock and Roll mieszał się z tytoniowym dymem wypełniając każdą wolną przestrzeń.
Podszedł do baru zamawiając ciemne, mocne piwo. Zapłacił od razu i skierował kroki ku wolnemu stolikowi w jednym z rogów sali. Usiadł mając za plecami złączone ściany by móc obserwować salę. Po chwili podeszła kelnerka wykładając zamówienie i zabierając ze sobą pozostałości po wcześniejszych klientach. Odeszła powoli z zapełnioną tacą po brzegi.
Wziął solidny łyk ciemnego płynu, od razu czując się lepiej. Przymkną oczy z lewą ręką na kuflu nie zawracając sobie głowy tym, że to może być nie bezpieczne. Wsłuchiwał się w muzykę wdychając specyficzną woń tego miejsca. Po kilku utworach otworzył oczy by ponownie zaczerpnąć z kufla. Pochylając się zobaczył, że jest obserwowany.
Kobieta, której wcześniej nie zauważył, łapiąc kontakt wzrokowy podniosła się z krzesła. Wolnym, wystudiowanym ruchem odpaliła papierosa i zaciągnęła się pokazując jaką jej to sprawia przyjemność. Ruszyła w jego stronę, specyficznym krokiem, kołysząc biodrami, które uwydatniała obcisła krótka sukienka, czarna z głębokim dekoltem. Kruczoczarne włosy, drapieżne spojrzenie ciemnych oczu wyposażonych w ciężkie, gęste rzęsy, było widoczne z daleka. Przemierzała salę, stając się coraz wyraźniejsza, wyłaniając się z nikotynowych oparów przy aplauzie muzyki.
Usiadła niemal jak kot, przy jego stoliku, naprzeciw. Zaciągnęła się po raz kolejny, a on dostrzegł tatuaż na jej piersi. To był napis „rock and roll”. Następnie przyjrzał się ustom. Były kształtne i pełne, niemal soczyste, uwodziły obietnicą swojego muśnięcia.
Patrzyli sobie intensywnie w oczy. Nachylił się nad stołem opierając łokciami o blat. Niskim i stonowanym głosem powiedział:
- Wyglądasz nie bezpiecznie.
Jej kuszący wyraz twarzy ustąpił drapieżnemu uśmiechowi, odsłaniając drobne ząbki. Wpatrywała się w niego po czym uciekła spojrzeniem w bok. Nachyliła się tak jak on, krzyżując na powrót spojrzenia wciąż z uśmiechem.
Otwierając powoli usta rzekła:
- Co powiesz na odrobine rock and roll’a ? - mimowolnie, na dosłownie sekundę zerkną na tatuaż. Po czym wrócił do oczu.
- Jak mam za tą odrobinę zapłacić? – błysk w oku oświadczył światu, że spodobała się odpowiedz. Po chwili namysłu odpowiedziała:
- Chodź, coś ci pokażę.
Wstali bez dalszych słów. Po prostu odwróciła się i ruszyła przed siebię, a on poszedł za nią. Przedzierali się przez wypełnioną ludźmi salę do korytarza prowadzącego na zewnątrz. Kiedy byli w połowie dziewczyna zniknęła. Zdezorientowany rozglądał się wytężając wzrok w ciemnościach. Trwało to dopóty nie poczuł dłoni zaciskającej się na jego koszulce. Pociągnęła brutalnie. Plecami zderzył się ze ściana przygnieciony ciałem dziewczyny. Znalazł się we wnęce ukrytej za ciemną zasłoną materiału. Poczuł ciepło jej oddechu na twarzy, kiedy ściana o którą był oparty zaskrzypiała, a następnie poruszyła się. Zorientował się , że to były drzwi. Chwyciła go za rękę ostrożnie prowadząc w ciemnościach po stromych schodach w dół. Zastanawiał się czy to naprawdę człowiek skoro widziała tak dobrze w ciemnościach. Jednak po chwili jego wzrok również przywykł do ciemności. Schodzili do piwnicy, a gdy skończyły się schody pociągnęła go za sobą w stronę oświetlonej części pomieszczenia.
Jedynym źródłem światła był blask księżyca padający przez małe okienko ponad ich głowami. Oparła się o kamienny mór puszczając go w końcu. Zostawiając w ciemności. Stał od niej niecałe trzy metry, napawając widokiem. Oświetlona księżycowym blaskiem, na tle starej piwnicznej ściany, odgarniała lewą ręką krótkie włosy, wyraźnie podniecona, wyraźnie wołająca o niego. Serce w piersi biło mu coraz mocniej, czuł jak się w nim coś budzi. Przygniótł ją swym ciałem niemal się rzucając. Przywarł swoimi ustami do jej. Były wilgotne, miękkie i ciepłe.
Rozpoczął się taniec namiętności. Jej ciało płonęło, zaciskała powieki z płynącej rozkoszy, słysząc jedynie ich przyspieszone oddechy i muzykę z oddali. Nie wiedziała kiedy opadający stanik odsłonił jej piękne piersi, ani kiedy rozpięta sukienka upadła z szelestem na ziemię. Chciała go, chciała go w sobie i nie obchodziło jej dla czego. Rozpalona już do granic nagle poczuła jak w nią wszedł, gwałtownie. Z ust wydobył się krzyk rozkoszy. Za zamkniętymi oczyma widziała jedynie biel. Chciała jeszcze, pragnęła więcej, szybciej, mocniej.
Nagle wyrwał się z niej. Usłyszała trzask. Rozwarła oczy, zobaczyła inne z odległości kilku centymetrów, wściekłe, opętane złem. Krzyknęła po raz kolejny, tym razem z przerażenia. Odwracając głowę w bok odepchnęła z całych sił człowieka stojącego przed nią, padając na kolana. Zorientowała się, że u jej stóp leży mężczyzna. Na czworaka pod truchtała do jego głowy. Poznała go, to był on. Leżała bokiem, oczy były zamknięte. Łkając, chwyciła ją w obie ręce chcąc krzyczeć , wołać go. Nie mogła, nie znała jego imienia. Potrząsając jego głową otwierała usta z których nie wydobywał się żaden dźwięk. W pewnym momencie wykrzyknęła rozpaczliwe „hej!”. Zdążyła powtórzyć to kilka krotnie kiedy zdała sobie sprawę, że jej palce u prawej ręki są mokre. Zamarła, podniosła ją do światła księżyca. Czarny lepki płyn pokrywał powierzchnie prawej dłoni. Wydobył się z niej kolejny krzyk.
Trzymała swoją dłoń kilkadziesiąt centymetrów od twarzy. Rozwarte szeroko oczy były przerażone, przepełnione strachem i niemal szaleństwem. Patrzała jak płyn spływa po jej ręce. Czyjaś dłoń chwyciła ją brutalnie za ramię, pociągając w czyjeś objęcia. Zaczęła się wyrywać jednak nie była w stanie uwolnić z więzienia męskich ramion. Odciągał ją, zaczęła się oddalać. Walczyła bez przerwy usiłując się wyrwać , biła rękami, kopała, krzyczała, gryzła zakrywającą jej buzie dłoń. Wszystko na nic. Zanim zniknęła za ścianą zdążyła ujrzeć rosłego mężczyznę, biorącego zamach z ciężkim kijem w rękach, nad oświetlonym blaskiem księżyca ciałem. Kolejny krzyk, tym razem niewyobrażalnego bólu, męski krzyk.
Zmotywował ją do dalszej walki, szamotała się nadal tym razem z zdwojoną zawziętością, jeszcze przez chwilę, jeszcze przez moment, aż zupełnie opadła z sił. Łzy wypłynęły strumieniem z ciemnych oczu. Spływając po policzkach, pełnych ustach, delikatnej szyi, wytatuowanej piersi. Wprost na zaciśnięte na jej nagim ciele męskie ramiona.



Obudził się widząc otaczający go świat na czerwono. chwilę później uświadomił sobie, że to mgła, miał czerwoną mgłę przed oczami. Leżał patrząc w sufit, próbując zebrać myśli. Był unieruchomiony. Ledwo oddychał. Odczuwał ból niemal na cały ciele. Pytał sam siebie co się stało. Nie wiedział. zamkną powieki, opuszczając płachtę mroku na czerwony świat. Zanim wyczerpany organizm upomniał się o sen zobaczył czyjąś wściekłą twarz.
Kiedy obudził się po raz kolejny, czuł się jeszcze gorzej. Tym razem zorientował się, że leży w szpitalu. Westchną z bezsilności niemal łkając. Nagle w zasięgu jego wzroku pojawiła się twarz, z wielkimi przerażonymi oczyma pełnymi łez. Znał ją, jednak nie był w stanie przypomnieć sobie kim była. Wypowiadała słowa, które nie docierały, dopóki nie wybuchła płaczem znikając z pola widzenia. Nagle go olśniło, to była dziewczyna, na którą czekał. Wcześniej zasłonięte obrazy z ostatniego wieczora zaczęły się odkrywać. Przypomniał sobie o tych wszystkich uczuciach, o tych krzykach. Najbardziej przerażająca była jednak ostatnia rzecz jaką zapamiętał. Stała tam, w cieniu, wysoka postać, trzymając w ręce uniesiony nad głową kij, który opadał prosto na niego, druzgocząc kości.
Gwałtowne dreszcze strachu wstrząsnęły jego pokryte gipsem ciało.
Po chwili szepną pod nosem do siebie:
- Tak się płaci za odrobinę.
Poczuł jak drobna, krucha, mokra od łez dłoń gładzi go po policzku. Usłyszał delikatny, roztrzęsiony głos:
- Jestem tutaj Robercie.

Pomyślał "Boże, jak ja ją kocham"

Odpowiedz
#22
Tytuł opowiadania powinienem zmienić na "Klątwa Rock and Roll'a"
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości