Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
"W rytmie Rock and Rolla"
#1
Stał na stacji PKP tego chłodnego wieczora. Przez pochmurne nocne niebo wydobywał się słaby blask księżyca w pełni, dzięki niemu zdradzał swoje położenie mimo zakrywających go szarych chmur. Ubrał się za lekko, co można było od razu poznać po tym jak chował głowę w ramionach i ręce w kieszeniach. Czekał, na kogoś ważnego w jego życiu. Nie był z niecierpliwionym, zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później ta osoba się pojawi. Właśnie podjeżdżał pociąg. Ciężki i głośny zbliżał się do stacji sunąc ociężale po stalowych torach wydając przy tym charakterystyczne dźwięki. Odezwał się głośnik, w którym podawano informacje dotyczące stacji. Mimo iż była powtórzona nie był w stanie zrozumieć ani słowa.
Pisk ocierającego się metalu o metal z naciskiem wielu ton odezwał się dopominając uwagi. Kiedy się zatrzymał,drzwi, z którymi walczyli pasażerowie rozchylały się z hukiem jeden za drugim. Ludzie powoli zaczęli schodzić na peron. Przyglądał się temu już tylko udając przed samym sobą obojętność. Gdy wszyscy wyszli, pojawił się człowiek w mundurze PKP, rozglądał się chwile, po czym wrócił do środka. Padł ostry gwizd i trzask zamykanych drzwi. Wielki i ciężki potwór ze stali powoli zaczął ruszać z miejsca, nabierał rozpędu. Czekający mężczyzna przyglądał się pasażerom przez okna. W jednym zobaczył odwzajemnione spojrzenie, specyficzne spojrzenie. Jednak trwało to tylko chwile, za tym oknem pojawiały się następne, przemijały w coraz szybszym tempie. Aż skończyły się wagony i pozostał widok pustego, sztucznie oświetlonego peronu naprzeciw. Oddalający dźwięk dobijał się do świadomości sygnalizując to, co z taką siłą on sam odrzucał. Mówił, że to koniec.
- to koniec – szepną pod nosem przymykając powieki. Spodziewał się tego, myślał, że jest przygotowany, jednak uderzyło go to prosto w pierś odbierając na moment dech. Oszołomiony zastanowił się, co robić dalej. W kieszeni wyczuł ciężar telefonu komórkowego jednak odrzucił myśl użycia go. Zostały dwa wyjścia, albo wrócić do mieszkania, albo pójść na spacer. Cóż, pusty pokój w żaden możliwy sposób nie wydał się atrakcyjną alternatywą w tym momencie. Ruszył przed siebie wciąż lekko chowając głowę w ramionach z rękami w kieszeniach swoich jeansów.
Szedł wolnym krokiem zapatrzony w sobie znany tylko punkt, w nieznane sobie miejsce. To było małe miasteczko, nie wiele osób o tej porze przebywało na ulicach. Latarnie oświetlały słabym blaskiem puste chodniki i ściany, od których odbijały się najmniejsze dźwięki, takie jak dźwięk jego wolnych kroków. Wewnątrz czół jak przelewają się w nim skrajne emocje, złość, żal, nienawiść, smutek, gniew, gorycz. Przelewały się po jego całym organizmie zatruwając zdolność jasnego myślenia. Nie zdawał sobie sprawy z siły poczucia samotności, które go ogarnęło. To z tego powodu ciało prowadziło w stronę rynku, do zgiełku ludzi, do alkoholu. Potrzebował czegoś, co stępi jego zmysły, potrzebował ukojenia od skrajnych nastrojów, od tych zawistnych myśli, potrzebował cudu kobiecych ramion, które mogłyby go otulić. Nawet, jeżeli nie zdawał sobie z tego sprawy.
Gdy doszedł do rynku przystaną na chwile, rozglądną się czy niema w pobliżu kogoś znajomego. Nie było. Przyspieszonym krokiem z rosnącą goryczą i świadomością, że robi coś wbrew sobie doszedł do ulubionego pubu.
Kilka osób stało na zewnątrz paląc papierosy, przecisną się przez nie i ruszył ciemnym korytarzem do światła, świata muzyki, alkoholu i śmiechu. Pomieszczenie nie było duże, zaledwie 20 metrów kwadratowych, tak mnie więcej. Nagie, zimne cegły pokrywały ściany, duże drewniane bele stropu, pomalowano i wykorzystano jako ozdoba. Panował tu półmrok, LED-owe lampy oświetlały głownie ladę baru, kilka większych było poustawiane przy ścianach dając w sumie nie wiele światła. Sala była wypełniona niemal do połowy, ciemne stoły zapełnione głownie pustym szkłem i przepełnionymi papierośnicami, aż prosiły się o uwolnienie spod tego ciężaru. Rockowa muzyka wymieszana ze smrodem papierosów mieszała się przez to wszystko wypełniając każdą wolną przestrzeń. Podszedł do lady z wysokimi krzesłami, zamówił piwo i dwie setki u barmana. Po czym ruszył do pustego stolika w rogu, siadając plecami do łączących się ścian. Dobra muzyka sączyła się z niewidocznych miejsc. Wsłuchiwał się w nią ciągle miotany sprzecznymi emocjami. Klientela tego lokalu w znacznej części była poubierana na czarno, widok tatuażu zdobiącym ramiona czy inne części ciała (głównie w przypadku kobiet) nie był niczym niezwykłym. Przyglądał im się obojętnie pozostając niezauważonym. Po paru chwilach przyszedł barman z zamówieniem. Wyłożył wszystko na stół wymieniając popielniczki i zabierając puste szkło.
- po co mi ta wóda? – Zapytał sam siebie, po czym wziął porządnych łyk złotego trunku. Wieczór był chłodny tak jak browar jednak podziałał orzeźwiająco, jakby schłodził przegrzane przewody w tym skomplikowanym mechanizmie.
Wziął głęboki oddech, usadowił się wygodniej w nie wygodnym krześle. Przymkną oczy z ręką na kuflu zapominając o bezpieczeństwie. Nowy utwór rozbrzmiał w jego głowie, znał tą kapele, byli to Black RebelMotocycle Club-„spreadyour love” . Dobrze grali, kojąco. Gęsto brzmiące gitary, perkusistka w czarnych rozpuszczonych włosach wolno wybijając rytm wykonywała z pasją swoja robotę, podczas gdy wokalista stonowanym głosem mówił o duszy rock and rolla. Dobra muzyka, idealna, hipnotyzująca. Wsłuchiwał się w kojące dźwięki uderzające w jego ja, jak morskie fale w zamek o kamiennych murach na środku morza, chroniących ten emocjonalny syf, którym był przepełniony. Trwał tak wystukując palcami rytm z skupioną miną. Podczas gdy morska spieniona woda z wściekłym rykiem i mocą uderzała o mury raz za razem, w czarną noc, hipnotyzując.
Próbował analizować, dlaczego dziewczyna nie przyjechała. Dobrze ją traktował, nigdy nic od niej nie chciał, spotykali się regularnie to na kawę to na piwo. Słuchał, co ma do powiedzenia, czasami przytulił, czasami pogłaskał, jeżeli tego potrzebowała, ale nigdy się do niej nie dobierał, nie całował. Ta znajomość trwała z 3 miesiąc, odpowiadało mu to. Pomagała wypełnić tęsknotę i samotność, która pojawiała się, gdy wracał myślami do swojej prawdziwej miłości. Tej nie osiągalnej, tej, z, której zrezygnował. Dlaczego nie przyjechała? Miała dość? Może kogoś poznała? To dobrze, jeżeli tak, życzę jej szczęścia. Dlaczego mnie to boli i tak złości?!
Po raz kolejny wezbrała w nim agresja, zdecydował się na kolejny łyk, otworzył powoli oczy, przenosząc się do realnego świata, pochylił się i wziął kolejny porządny łyk. Gdy wracał do poprzedniej pozy dostrzegł przyglądającą mu się postać, kilka stolików dalej, siedziała sama, kobieta. Wstała, powoli, skąpana w czerni rozpoczęła swój marsz w jego stronę. Widział jakby w zwolnionym tempie, kiedy kroczyła ku niemu z lekko opuszczoną i przekrzywioną głową. Stawała się coraz wyraźniejsza, jak istota z najciemniejszych otchłani wyłaniała się z dymu, oparów, krzyków przy aplauzie muzyki. Zaciągnęła się papierosem, a rozjarzony koniec oświetlił delikatnie jej usta. Ubrana była w obcisłą sukienkę, krótką, prostą z dekoltem. Miała kruczoczarne włosy, duże oczy wyposażone w ciężkie i długie rzęsy. Drobne rysy i te usta. Blado czerwone, kształtne, pełne, soczyste, zniewalające obietnicą swojego dotyku, tworzące pragnienie wgryzania się w nie, gwałtem. Usiadła powoli naprzeciw, jak kot, a w jej oczach była wzgarda do reguł i lekkie otumanienie powstałe z mocy, jaką daje wyzwolenie od nich. Siedzieli w milczeniu, patrząc na siebie. Głośniki nadal opowiadały swoją historię. Spojrzał mimo woli na jej dekolt. Biust miała podrasowany stanikiem typu push-up, przekręcił delikatnie głowę na bok, gdy dostrzegł na prawej piersi tatuaż z napisem, dwa słowa pod sobą, których nie potrafił odczytać. Oczy znowu się spotkały, a on, już nie, jako ofiara emocjonalnych zmagań powiedział zupełnie bez emocji na twarzy, ochrypłym głosem:
-wyglądasz nie bezpiecznie.
Uśmiechnęła się drapieżnie pokazując białe drobne ząbki. Spojrzała na chwile w bok robiąc tą charakterystyczną minę, kiedy kobieta poddaje się swojej myśli. Nachyliła się w jego stronę, po raz kolejny obdarzając go kontaktem wzrokowym i bardzo powoli, niemal mrucząc wypowiedziała słowa:
- co powiesz na odrobinę rock and rolla?
Większość mężczyzn w tym momencie zrobiłaby głupkowatą minę rzucając jakiś banał zbyt zdenerwowanym głosem. To byli by chłopcy. On nim nie był, wiedział, co zrobić, jak grać dalej żeby dostać to, czego chce. Musiał tylko zdecydować, czego chce. Wydawało mu się, że nie wie, jednak ukryte pragnienie wyszło dumnie z ukrycia. Odpowiedział
- jak mam zapłacić za tą odrobinę?
Błysk w oku oświadczył światu, że spodobała się odpowiedź.
- zobaczysz, chodź, coś ci pokaże.
Wstali, czół jej spojrzenie na sobie, co mu się spodobało, lubił jak ktoś go obserwował, motywowało go to do lepszej gry. Wskazał głową na dwie setki wódki
- jedna dla ciebie.
Połknęli płyn bez grymasów. Ruszyła przez sale, a on za nią. Znaleźli się na korytarzu prowadzącym do wyjścia, odwróciła głowę ku niemu mrugając i otworzyła ukryte, stare, drewniane, poznaczone setkami bruzd drzwi. Za nimi były kręte schody prowadzące do sali znajdującej się dokładnie nad pubem. Gdy dotarli na ich szczyt, zniknęła w ciemnościach. Po chwili zapaliły się białe lampy zamontowane przy ścianach w podłodze. Wolnym krokiem podszedł do niej, stojącej na środku. W tym świetle również wyglądała jak z innego świata, istota z otchłani ciemności.
- otwierają to sale za miesiąc, będą puszczać tutaj inną muzykę, tam będzie bar. - Wskazała ruchem głowy, po czym podeszła do skrzynki w ścianie i wdusiła jakieś przyciski. Muzyka, nadal Black Rebel Motorcycle Club, odezwała się z również ukrytych głośników. Obróciła się na pięcie, przeniosła ciężar ciała na prawą nogę, a ręce założyła na biodrach. Czekała.
Początek nowego utworu, zaczynający się od mocnego basu, obudził w nim coś pierwotnego, jakieś pragnienie, o którym nie wiedział. Zamkną oczy wsłuchując się w głośne brzmienie gitary. Zobaczył jak wzburzone do szaleństwa morze uderza z determinacją o kamienne mury, które zaczynają poddawać się furii, zaczynają się rozpadać. To, co było uwięzione w środku, ulatywało, wypełniając spienione fale, dodając im sił. Usłyszał pierwsze słowa zwrotki.
Spread your love like a fever
And don't you ever come down
Otworzył oczy i ruszył w kierunku dziewczyny, trochę jak aktor chcący dograć do końca kiedy znalazł już się na scenie. Czekała na niego. Zatrzymał się kilka centymetrów przed nią zaglądając w jej ciemne oczy. Patrzyła na niego z tą jakby wystudiowaną miną, którą obdarzyła go na początku. Chciał ją z niej zedrzeć, chciał się do niej dostać przez te wszystkie fasady. W pewnej chwili zobaczył w jej oczach, ją. W pełnej okazałości, głęboko ukryta w głębi czarnej otchłani, jak mała plamka mieszcząca w sobie niewyobrażalnie dużo. Zobaczył samotność, pragnienie czułości. Zobaczył jak wychudzone wygłodniałe miłości ręce wyciągały się do niego z tej otchłani, błagając by je wziął, chwycił i wyciągając na zewnątrz razem z tym, co tam tkwi. Wyciągnąć jaj. Nie potrzebował więcej. Gwałtownie wbij się w jej miękkie wilgotne usta z impetem, przygniatając do ściany. Przygniótł ją swoim ciałem, lewą ręką chroniąc jej głowę przed zderzeniem ze ścianą, czując ogień w trzewiach, czując niewyobrażalne pragnienie namiętności. Oddała mu się bez reszty, zatraciła w namiętnym tańcu jakby nigdy nie chciała już wrócić, jakby nie było powrotu.
Nie wiedziała, kiedy stanik opadł z jej pięknych piersi, nie wiedziała jak to się stało, kiedy jej sukienka opadła na ziemie. Nie panowała nad sobą, oczy były cały czas zamknięte i niebyła w stanie ich otworzyć. Zaciskała je z rozkoszy płynącej podczas tego tańca. W jakiejś resztce świadomości, która przy niej jeszcze pozostała uświadomiła sobie, że chce go, w sobie, że chce by ją wypełnił. Głośne przyspieszone oddechy współgrały ze sobą jakby były również narzędziem do sprawiania przyjemności, jakby również potrafiły pieścić. Oboje płonęli, nie mogła już tego znieś, kiedy w nią wszedł, gwałtownie. Nie wiedziała, że krzyczy, przez zaciśnięte powieki widziała biel, a ciało pożerane namiętnością chciało więcej. Trwali tak, gdzieś na innej płaszczyźnie nie tego świata. W zakątkach mroku, w otchłani ciemności, zachłannie pożerając każdą drobinę rozkoszy wypełniającą ich ciała.
Nagle odstąpił, wyrywając się z niej, jeszcze gwałtowniej niż wszedł. Rozwarła oczy, pełne rozpaczy i bólu powstałego w wyniku niezrozumiałej eksplozji tęsknoty. Zobaczyła jak leży przednią, ze spodniami zsuniętymi do kolan, bez koszulki. Padła przy nim na kolana, czyniąc to nie naturalnie, jakby nadal tańczyła, jakby nie potrafiła zrozumieć, odrzucając to, co powinna wiedzieć. Objęła jego głowę rękami i zaczęła nimi potrząsać i krzyczeć. Nie doczekała odpowiedzi. Jakaś silna męska ręka chwyciła ją za ramie i pociągnęła w przeciwnym kierunku. Chciała walczyć, ale była zbyt słaba. Słyszała głosy, wrzaski, chyba ktoś krzyczał na nią. Wyrywała się nadal, nie potrafiąc uwolnić z więzienia męskich dłoni i ramion. Z przerażeniem patrzała na ciało swojego kochanka, kiedy wyłoniły się dwie postacie w czerni. Zaczęły kopać ciało. Oddalała się, ktoś ją odciągał, zobaczyła przez załzawione oczy jak trzecia postać szła w przeciwnym kierunku kijem bejsbolowym w rękach. Naga walczyła nadal, kopiąc, krzycząc, gryząc dłoń zakrywającą jej usta. Widziała tylko jak schodzi po schodach coraz niżej, usłyszała przerażający krzyk bólu. Opadała z sił, mężczyzna obejmując jej nagie ciało zabierał ją w sobie znane miejsce. Łzy bezsilności i ogromnej straty wypływały z jej ciemnych oczu, z ukrytego w nich miejsca spływając po policzkach, ustach, szyi, nagich piersiach ku zaciśniętych na niej wytatuowanym ramionom.
W końcu zrozumiała, taniec dobiegł końca, to koniec.
Otworzył oczy, wszystko było czerwone, chwilę później uświadomił sobie, że to mgła, miał czerwoną mgłę przed oczami. Leżał patrząc w sufit, próbując zebrać myśli. Próbował się ruszyć. Był unieruchomiony. Ledwo oddychał. Wszystko go bolało, bardzo bolało. Co się stało? Zapytał sam siebie. Zamkną powieki, opuszczając płachtę mroku na czerwony świat. Zobaczył twarz w kominiarce, która coś krzyczała, nie mógł sobie przypomnieć, co. Przypomniał sobie ból. Ale, dla czego? Rozglądną się ponownie po pomieszczeniu tyle na ile mógł sobie pozwolić. Był w szpitalu. Kilka chwil później zasną.
Kiedy obudził się po raz kolejny, czół się jeszcze gorzej. Westchną z bezsilności niemal łkając. Nagle w zasięgu jego wzroku pojawiła się twarz, z wielkimi przerażonymi oczyma pełnymi łez. Pamiętał ją skądś. Coś mówiła dopóki nie wybuchła płaczem znikając z pola widzenia. Nagle go olśniło, to była dziewczyna, na którą czekał na PKP. Obrazy z ostatniego wieczora, kiedy był jeszcze w jednym kawałku jak zasłonięte karty zaczęły się odkrywać. Wspomnienia dotyku, zapachów i tego bólu, tego szoku. Łzy powoli spłynęły po zastygłym obliczu.
Przypomniał sobie, co powiedział człowiek w kominiarce, mokrej od śliny i piany wydostającej się z jego ust przy każdym słowie.
„jeszcze raz ciebie przy niej zobaczę, zabije jak psa”
Powtarzał to wiele razy, za każdym razem kończąc uderzeniem kija, chyba bejsbolowego. Wzdrygną się kilkakrotnie na tyle ile pozwalał mu gips pokrywający niemal całe ciało.
Nie było już zamku na środku morza, nie było sztormu, ani wody. Zamiast tego widział jałową pustynie. Powiedział pod nosem jakby do siebie -tak się płaci za tą odrobinę.
Poczuł jak drobna, krucha, mokra od łez dłoń gładzi go po policzku. Usłyszał delikatny, roztrzęsiony głos:
- jestem tutaj Robercie.
Boże,
Jak
Ja

Kocham.
Odpowiedz
#2
Coś dobrego jest w tym opowiadaniu... Myśl, pomysł, emocje...

Ale zabrakło warsztatu językowego i doświadczenia.
Opowiadanie wymaga całkowitej i sumiennej redakcji - od błędów ortograficznych po "kaszankę stylistyczną".

Traktuję to jako falstart.
Rozpocznij od korekty błędów językowych i zapisu.
Weź słownik i słowo po słowie
Potem weź książkę (dowolną) i sprawdź, jak zapisuje się dialog.
Edytuj swój tekst - ponieważ możesz to zrobić w ciągu 24 godzin - masz dokładnie tyle czasu.

Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#3
Wróciłam do tego tekstu.
Wciąż wymaga poważnej korekty ortograficznej -
1. pisownia nie z różnymi częściami mowy
2. pisownia form 3 os. l.poj. czasu przeszłego typy "-ął", np. stanął/staną - Word nie podkreśli, bo rozpoznaje poprawną formę 3 os. l.mn. czasu przyszłego
3. w dialogach - rozpoczynamy dużą literą!
4. interpunkcja
5. pisownia końcówki biernika rzeczowników l.poj. r. żeńskiego

Ja - gdyby nad tą pracą porządnie popracować byłaby dobra opowieść psychologiczna. Masz duży potencjał. Przyjrzyj się pogrubionym partiom i spróbuj to ponaprawiać.
Zaznaczam ,że to byłby pierwszy etap naprawiania, co zepsułeś. Chcesz? Chcesz nad tym pracować, czy ad acta?

(04-02-2012, 14:42)Jan Dywan napisał(a): Stał na stacji PKP tego chłodnego wieczora. Przez pochmurne nocne niebo wydobywał się słaby blask księżyca w pełni, dzięki niemu zdradzał swoje położenie mimo zakrywających go szarych chmur. Ubrał się za lekko, co można było od razu poznać po tym jak chował głowę w ramionach i ręce w kieszeniach. Czekał, na kogoś ważnego w jego życiu. Nie był z niecierpliwionym, zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później ta osoba się pojawi. Właśnie podjeżdżał pociąg. Ciężki i głośny zbliżał się do stacji sunąc ociężale po stalowych torach wydając przy tym charakterystyczne dźwięki. Odezwał się głośnik, w którym podawano informacje dotyczące stacji. Mimo iż była powtórzona nie był w stanie zrozumieć ani słowa.
Pisk ocierającego się metalu o metal z naciskiem wielu ton odezwał się dopominając uwagi. Kiedy się zatrzymał,drzwi, z którymi walczyli pasażerowie rozchylały się z hukiem jeden za drugim. Ludzie powoli zaczęli schodzić na peron. Przyglądał się temu już tylko udając przed samym sobą obojętność. Gdy wszyscy wyszli, pojawił się człowiek w mundurze PKP, rozglądał się chwile, po czym wrócił do środka. Padł ostry gwizd i trzask zamykanych drzwi. Wielki i ciężki potwór ze stali powoli zaczął ruszać z miejsca, nabierał rozpędu. Czekający mężczyzna przyglądał się pasażerom przez okna. W jednym zobaczył odwzajemnione spojrzenie, specyficzne spojrzenie. Jednak trwało to tylko chwile, za tym oknem pojawiały się następne, przemijały w coraz szybszym tempie. Aż skończyły się wagony i pozostał widok pustego, sztucznie oświetlonego peronu naprzeciw. Oddalający dźwięk dobijał się do świadomości sygnalizując to, co z taką siłą on sam odrzucał (kto - dzwięk???). Mówił, że to koniec.
- to koniec – szepną pod nosem przymykając powieki. Spodziewał się tego, myślał, że jest przygotowany, jednak uderzyło go to prosto w pierś odbierając na moment dech. Oszołomiony zastanowił się, co robić dalej. W kieszeni wyczuł ciężar telefonu komórkowego jednak odrzucił myśl użycia go. Zostały dwa wyjścia, albo wrócić do mieszkania, albo pójść na spacer. Cóż, pusty pokój w żaden możliwy sposób nie wydał się atrakcyjną alternatywą w tym momencie. Ruszył przed siebie wciąż lekko chowając głowę w ramionach z rękami w kieszeniach swoich (a mógł schować w nieswoich?)jeansów.
Szedł wolnym krokiem zapatrzony w sobie znany tylko punkt, w nieznane sobie miejsce. To było małe miasteczko, nie wiele osób o tej porze przebywało na ulicach. Latarnie oświetlały słabym blaskiem puste chodniki i ściany, od których odbijały się najmniejsze dźwięki, takie jak dźwięk jego wolnych kroków. Wewnątrz czół jak przelewają się w nim skrajne emocje, złość, żal, nienawiść, smutek, gniew, gorycz. Przelewały się po jego całym organizmie zatruwając zdolność jasnego myślenia. Nie zdawał sobie sprawy z siły poczucia samotności, które go ogarnęło. To z tego powodu ciało prowadziło w stronę rynku, do zgiełku ludzi, do alkoholu. Potrzebował czegoś, co stępi jego zmysły, potrzebował ukojenia od skrajnych nastrojów, od tych zawistnych myśli, potrzebował cudu kobiecych ramion, które mogłyby go otulić. Nawet, jeżeli nie zdawał sobie z tego sprawy.
Gdy doszedł do rynku przystaną na chwile, rozglądną się czy niema w pobliżu kogoś znajomego. Nie było. Przyspieszonym krokiem z rosnącą goryczą i świadomością, że robi coś wbrew sobie doszedł do ulubionego pubu.
Kilka osób stało na zewnątrz paląc papierosy, przecisną się przez nie i ruszył ciemnym korytarzem do światła, świata muzyki, alkoholu i śmiechu. Pomieszczenie nie było duże, zaledwie 20 metrów kwadratowych, tak mnie więcej. Nagie, zimne cegły pokrywały ściany, duże drewniane bele stropu, pomalowano i wykorzystano jako ozdoba. Panował tu półmrok, LED-owe lampy oświetlały głownie ladę baru, kilka większych było poustawiane przy ścianach dając w sumie nie wiele światła. Sala była wypełniona niemal do połowy, ciemne stoły zapełnione głownie pustym szkłem i przepełnionymi papierośnicami, aż prosiły się o uwolnienie spod tego ciężaru. Rockowa muzyka wymieszana ze smrodem papierosów mieszała się przez to wszystko wypełniając każdą wolną przestrzeń. Podszedł do lady z wysokimi krzesłami, zamówił piwo i dwie setki u barmana. Po czym ruszył do pustego stolika w rogu, siadając plecami do łączących się ścian. Dobra muzyka sączyła się z niewidocznych miejsc. Wsłuchiwał się w nią ciągle miotany sprzecznymi emocjami. Klientela tego lokalu w znacznej części była poubierana na czarno, widok tatuażu zdobiącym ramiona czy inne części ciała (głównie w przypadku kobiet) nie był niczym niezwykłym. Przyglądał im się obojętnie pozostając niezauważonym. Po paru chwilach przyszedł barman z zamówieniem. Wyłożył wszystko na stół wymieniając popielniczki i zabierając puste szkło.
- po co mi ta wóda? – Zapytał sam siebie, po czym wziął porządnych łyk złotego trunku. Wieczór był chłodny tak jak browar jednak podziałał orzeźwiająco, jakby schłodził przegrzane przewody w tym skomplikowanym mechanizmie.
Wziął głęboki oddech, usadowił się wygodniej w nie wygodnym krześle. Przymkną oczy z ręką na kuflu zapominając o bezpieczeństwie. Nowy utwór rozbrzmiał w jego głowie, znał tą kapele, byli to Black RebelMotocycle Club-„spreadyour love” . Dobrze grali, kojąco. Gęsto brzmiące gitary, perkusistka w czarnych rozpuszczonych włosach wolno wybijając rytm wykonywała z pasją swoja robotę, podczas gdy wokalista stonowanym głosem mówił o duszy rock and rolla. Dobra muzyka, idealna, hipnotyzująca. Wsłuchiwał się w kojące dźwięki uderzające w jego ja, jak morskie fale w zamek o kamiennych murach na środku morza, chroniących ten emocjonalny syf, którym był przepełniony. Trwał tak wystukując palcami rytm z skupioną miną. Podczas gdy morska spieniona woda z wściekłym rykiem i mocą uderzała o mury raz za razem, w czarną noc, hipnotyzując.
Próbował analizować, dlaczego dziewczyna nie przyjechała. Dobrze ją traktował, nigdy nic od niej nie chciał, spotykali się regularnie to na kawę to na piwo. Słuchał, co ma do powiedzenia, czasami przytulił, czasami pogłaskał, jeżeli tego potrzebowała, ale nigdy się do niej nie dobierał, nie całował. Ta znajomość trwała z 3 miesiąc, odpowiadało mu to. Pomagała wypełnić tęsknotę i samotność, która pojawiała się, gdy wracał myślami do swojej prawdziwej miłości. Tej nie osiągalnej, tej, z, której zrezygnował. Dlaczego nie przyjechała? Miała dość? Może kogoś poznała? To dobrze, jeżeli tak, życzę jej szczęścia. Dlaczego mnie to boli i tak złości?!
Po raz kolejny wezbrała w nim agresja, zdecydował się na kolejny łyk, otworzył powoli oczy, przenosząc się do realnego świata, pochylił się i wziął kolejny porządny łyk. Gdy wracał do poprzedniej pozy dostrzegł przyglądającą mu się postać, kilka stolików dalej, siedziała sama, kobieta. Wstała, powoli, skąpana w czerni rozpoczęła swój marsz w jego stronę. Widział jakby w zwolnionym tempie, kiedy kroczyła ku niemu z lekko opuszczoną i przekrzywioną głową. Stawała się coraz wyraźniejsza, jak istota z najciemniejszych otchłani wyłaniała się z dymu, oparów, krzyków przy aplauzie muzyki. Zaciągnęła się papierosem, a rozjarzony koniec oświetlił delikatnie jej usta. Ubrana była w obcisłą sukienkę, krótką, prostą z dekoltem. Miała kruczoczarne włosy, duże oczy wyposażone w ciężkie i długie rzęsy. Drobne rysy i te usta. Blado czerwone, kształtne, pełne, soczyste, zniewalające obietnicą swojego dotyku, tworzące pragnienie wgryzania się w nie, gwałtem. Usiadła powoli naprzeciw, jak kot, a w jej oczach była wzgarda do reguł i lekkie otumanienie powstałe z mocy, jaką daje wyzwolenie od nich. Siedzieli w milczeniu, patrząc na siebie. Głośniki nadal opowiadały swoją historię. Spojrzał mimo woli na jej dekolt. Biust miała podrasowany stanikiem typu push-up, przekręcił delikatnie głowę na bok, gdy dostrzegł na prawej piersi tatuaż z napisem, dwa słowa pod sobą, których nie potrafił odczytać. Oczy znowu się spotkały, a on, już nie, jako ofiara emocjonalnych zmagań powiedział zupełnie bez emocji na twarzy, ochrypłym głosem:
-wyglądasz nie bezpiecznie.
Uśmiechnęła się drapieżnie pokazując białe drobne ząbki. Spojrzała na chwile w bok robiąc charakterystyczną minę, kiedy kobieta poddaje się swojej myśli. Nachyliła się w jego stronę, po raz kolejny obdarzając go kontaktem wzrokowym i bardzo powoli, niemal mrucząc wypowiedziała słowa:
- co powiesz na odrobinę rock and rolla?
Większość mężczyzn w tym momencie zrobiłaby głupkowatą minę rzucając jakiś banał zbyt zdenerwowanym głosem. To byli by chłopcy. On nim nie był, wiedział, co zrobić, jak grać dalej żeby dostać to, czego chce. Musiał tylko zdecydować, czego chce. Wydawało mu się, że nie wie, jednak ukryte pragnienie wyszło dumnie z ukrycia. Odpowiedział
- jak mam zapłacić za tą odrobinę?
Błysk w oku oświadczył światu, że spodobała się odpowiedź.
- zobaczysz, chodź, coś ci pokaże.
Wstali, czół jej spojrzenie na sobie, co mu się spodobało, lubił jak ktoś go obserwował, motywowało go to do lepszej gry. Wskazał głową na dwie setki wódki
- jedna dla ciebie.
Połknęli płyn bez grymasów. Ruszyła przez sale, a on za nią. Znaleźli się na korytarzu prowadzącym do wyjścia, odwróciła głowę ku niemu mrugając i otworzyła ukryte, stare, drewniane, poznaczone setkami bruzd drzwi. Za nimi były kręte schody prowadzące do sali znajdującej się dokładnie nad pubem. Gdy dotarli na ich szczyt, zniknęła w ciemnościach. Po chwili zapaliły się białe lampy zamontowane przy ścianach w podłodze. Wolnym krokiem podszedł do niej, stojącej na środku. W tym świetle również wyglądała jak z innego świata, istota z otchłani ciemności.
- otwierają to sale za miesiąc, będą puszczać tutaj inną muzykę, tam będzie bar. - Wskazała ruchem głowy, po czym podeszła do skrzynki w ścianie i wdusiła jakieś przyciski. Muzyka, nadal Black Rebel Motorcycle Club, odezwała się z również ukrytych głośników. Obróciła się na pięcie, przeniosła ciężar ciała na prawą nogę, a ręce założyła na biodrach. Czekała.
Początek nowego utworu, zaczynający się od mocnego basu, obudził w nim coś pierwotnego, jakieś pragnienie, o którym nie wiedział. Zamkną oczy wsłuchując się w głośne brzmienie gitary. Zobaczył jak wzburzone do szaleństwa morze uderza z determinacją o kamienne mury, które zaczynają poddawać się furii, zaczynają się rozpadać. To, co było uwięzione w środku, ulatywało, wypełniając spienione fale, dodając im sił. Usłyszał pierwsze słowa zwrotki.
Spread your love like a fever
And don't you ever come down
Otworzył oczy i ruszył w kierunku dziewczyny, trochę jak aktor chcący dograć do końca kiedy znalazł już się na scenie. Czekała na niego. Zatrzymał się kilka centymetrów przed nią zaglądając w jej ciemne oczy. Patrzyła na niego z tą jakby wystudiowaną miną, którą obdarzyła go na początku. Chciał ją z niej zedrzeć, chciał się do niej dostać przez te wszystkie fasady. W pewnej chwili zobaczył w jej oczach, ją. W pełnej okazałości, głęboko ukryta w głębi czarnej otchłani, jak mała plamka mieszcząca w sobie niewyobrażalnie dużo. Zobaczył samotność, pragnienie czułości. Zobaczył jak wychudzone wygłodniałe miłości ręce wyciągały się do niego z tej otchłani, błagając by je wziął, chwycił i wyciągając na zewnątrz razem z tym, co tam tkwi. Wyciągnąć jaj. Nie potrzebował więcej. Gwałtownie wbił się w jej miękkie wilgotne usta z impetem, przygniatając do ściany. Przygniótł ją swoim ciałem, lewą ręką chroniąc jej głowę przed zderzeniem ze ścianą, czując ogień w trzewiach, czując niewyobrażalne pragnienie namiętności. Oddała mu się bez reszty, zatraciła w namiętnym tańcu jakby nigdy nie chciała już wrócić, jakby nie było powrotu.
Nie wiedziała, kiedy stanik opadł z jej pięknych piersi, nie wiedziała jak to się stało, kiedy jej sukienka opadła na ziemie. Nie panowała nad sobą, oczy były cały czas zamknięte i niebyła w stanie ich otworzyć. Zaciskała je z rozkoszy płynącej podczas tego tańca. W jakiejś resztce świadomości, która przy niej jeszcze pozostała uświadomiła sobie, że chce go, w sobie, że chce by ją wypełnił. Głośne przyspieszone oddechy współgrały ze sobą jakby były również narzędziem do sprawiania przyjemności, jakby również potrafiły pieścić. Oboje płonęli, nie mogła już tego znieś, kiedy w nią wszedł, gwałtownie. Nie wiedziała, że krzyczy, przez zaciśnięte powieki widziała biel, a ciało pożerane namiętnością chciało więcej. Trwali tak, gdzieś na innej płaszczyźnie nie tego świata. W zakątkach mroku, w otchłani ciemności, zachłannie pożerając każdą drobinę rozkoszy wypełniającą ich ciała.
Nagle odstąpił, wyrywając się z niej, jeszcze gwałtowniej niż wszedł. Rozwarła oczy, pełne rozpaczy i bólu powstałego w wyniku niezrozumiałej eksplozji tęsknoty. Zobaczyła jak leży przednią, ze spodniami zsuniętymi do kolan, bez koszulki. Padła przy nim na kolana, czyniąc to nie naturalnie, jakby nadal tańczyła, jakby nie potrafiła zrozumieć, odrzucając to, co powinna wiedzieć. Objęła jego głowę rękami i zaczęła nimi potrząsać i krzyczeć. Nie doczekała odpowiedzi. Jakaś silna męska ręka chwyciła ją za ramie i pociągnęła w przeciwnym kierunku. Chciała walczyć, ale była zbyt słaba. Słyszała głosy, wrzaski, chyba ktoś krzyczał na nią. Wyrywała się nadal, nie potrafiąc uwolnić z więzienia męskich dłoni i ramion. Z przerażeniem patrzała na ciało swojego kochanka, kiedy wyłoniły się dwie postacie w czerni. Zaczęły kopać ciało. Oddalała się, ktoś ją odciągał, zobaczyła przez załzawione oczy jak trzecia postać szła w przeciwnym kierunku kijem bejsbolowym w rękach. Naga walczyła (kto? postać???)nadal, kopiąc, krzycząc, gryząc dłoń zakrywającą jej usta. Widziała tylko jak schodzi po schodach coraz niżej, usłyszała przerażający krzyk bólu. Opadała z sił, mężczyzna obejmując jej nagie ciało zabierał ją w sobie znane miejsce. Łzy bezsilności i ogromnej straty wypływały z jej ciemnych oczu, z ukrytego w nich miejsca spływając po policzkach, ustach, szyi, nagich piersiach ku zaciśniętych na niej wytatuowanym ramionom.
W końcu zrozumiała, taniec dobiegł końca, to koniec.
Otworzył oczy, wszystko było czerwone, chwilę później uświadomił sobie, że to mgła, miał czerwoną mgłę przed oczami. Leżał patrząc w sufit, próbując zebrać myśli. Próbował się ruszyć. Był unieruchomiony. Ledwo oddychał. Wszystko go bolało, bardzo bolało. Co się stało? Zapytał sam siebie. Zamkną powieki, opuszczając płachtę mroku na czerwony świat. Zobaczył twarz w kominiarce, która coś krzyczała, nie mógł sobie przypomnieć, co. Przypomniał sobie ból. Ale, dla czego? Rozglądną się ponownie po pomieszczeniu tyle na ile mógł sobie pozwolić. Był w szpitalu. Kilka chwil później zasną.
Kiedy obudził się po raz kolejny, czół się jeszcze gorzej. Westchną z bezsilności niemal łkając. Nagle w zasięgu jego wzroku pojawiła się twarz, z wielkimi przerażonymi oczyma pełnymi łez. Pamiętał ją skądś. Coś mówiła dopóki nie wybuchła płaczem znikając z pola widzenia. Nagle go olśniło, to była dziewczyna, na którą czekał na PKP. Obrazy z ostatniego wieczora, kiedy był jeszcze w jednym kawałku jak zasłonięte karty zaczęły się odkrywać. Wspomnienia dotyku, zapachów i tego bólu, tego szoku. Łzy powoli spłynęły po zastygłym obliczu.
Przypomniał sobie, co powiedział człowiek w kominiarce, mokrej od śliny i piany wydostającej się z jego ust przy każdym słowie.
„jeszcze raz ciebie przy niej zobaczę, zabije jak psa”
Powtarzał to wiele razy, za każdym razem kończąc uderzeniem kija, chyba bejsbolowego. Wzdrygną się kilkakrotnie na tyle ile pozwalał mu gips pokrywający niemal całe ciało.
Nie było już zamku na środku morza, nie było sztormu, ani wody. Zamiast tego widział jałową pustynie. Powiedział pod nosem jakby do siebie -tak się płaci za odrobinę.
Poczuł jak drobna, krucha, mokra od łez dłoń gładzi go po policzku. Usłyszał delikatny, roztrzęsiony głos:
- jestem tutaj Robercie.
Boże,
Jak
Ja

Kocham.

Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#4
Ogromnie tobie dziękuje. Poprawiałem z soboty na niedziele pół nocy - z braku czasu. Niestety nie zdążyłem edytować, dopiero teraz usiadłem przy komputerze. Jestem głęboko poruszony twoją reakcją.
Tak naprawdę nie miałem komu tego pokazać, dlatego zdecydował się na ten post. Bardzo przepraszam za wklejenie nie dokończonego tekstu, a szczególnie za błędy. Potrzebowałem krytyki.
Zamieszczę tutaj poprawiony tekst, wiele zdań zamieniłem i poprzestawiałem. Za każdym razem jak to czytałem kiepskie zdania coraz bardziej kuły po oczach. Mimo moich starań na pewno przeoczyłem jakieś błędy.
Nie mam doświadczenia w pisaniu, tydzień temu za namową bliskiej mi osoby postanowiłem spróbować – tłumaczę swoją „niekompetencje”.
Jeszcze raz dziękuję



Stał na stacji PKP, przebierając nogami. Młody mężczyzna, któremu doskwierał chłód wieczora. Świadczyła o tym jego poza, głowę chował w ramionach, a ręce głęboko w kieszeniach. Przez pochmurne niebo przedzierały się srebrzyste promienie wskazujące położenie księżyca. Czekał na kogoś ważnego, nieudolnie kryjąc zniecierpliwienie. Nigdy nie należał do ludzi cierpliwych jednak tym razem nie potrafił chociażby stać spokojnie w miejscu.
W końcu usłyszał charakterystyczny dźwięk. Odwrócił głowę w jego kierunku dostrzegając przednie światła maszyny. Ciężko i głośno zbliżała się sunąc po stalowych szynach. Gdy się z nim zrównała, niemal ogłuszył go ostry piska wydobywający się spod kół, powstałym w wyniku hamowania. Rozwarły się drzwi, wypuszczając na zewnątrz pasażerów niemal równocześnie z hałasem głośników, podających niezrozumiałe informacje. Obserwował ich z pogłębiającym się zniecierpliwieniem, szukając konkretnej osoby, tej dla której tu stał. Kilka chwil później peron był już pusty, po zgiełku ludzi nie pozostał ślad. Został tylko on, sam.

Rozległ się gwizd, ogromna stalowa maszyna ociężale ruszyła z miejsca. Mężczyzna przyglądał się pozostałym pasażerom w oknach. W jednym z nich dostrzegł odwzajemnione spojrzenie, specyficzne spojrzenie. Okno jednak przeminęło tak jak następne i następne w coraz to szybszym tempie. W końcu pozostał sztucznie oświetlony peron naprzeciw i oddalający się dźwięk. Dźwięk uporczywie dobijający się do świadomości, sygnalizując to, co on sam odrzucał. Mówił, że to koniec.

-To koniec – szepnął pod nosem, przymykając powieki. Spodziewał się tego, myślał, że jest przygotowany, jednak uderzyło go to prosto w pierś, odbierając na moment dech. Oszołomiony zastanowił się, co robić dalej. W kieszeni wyczuł ciężar telefonu komórkowego, jednak odrzucił myśl użycia go. Zostały dwa wyjścia, albo wrócić do mieszkania, albo pójść na spacer. Cóż, pusty pokój w żaden możliwy sposób nie wydał się atrakcyjną alternatywą. Ruszył więc przed siebie, wciąż lekko chowając głowę w ramionach z rękami w kieszeniach jeansów.

Szedł wolnym krokiem, zapatrzony w tylko sobie znany punkt, w nieznane sobie miejsce. To było małe miasteczko, nie wiele osób o tej porze przebywało na ulicach. Latarnie oświetlały słabym blaskiem puste chodniki i ściany kamienic, od których odbijały się nawet najmniejsze dźwięki, takie jak dudnienie jego wolnych kroków. Wewnątrz czuł jak przelewają się w nim skrajne emocje, złość, żal, nienawiść, smutek, gniew, gorycz. Przelewały się po całym organizmie, zatruwając myśli, uniemożliwiając jasne myślenie. Nie zdawał sobie sprawy z siły poczucia samotności, które go ogarnęło. To z tego powodu ciało prowadziło w stronę rynku, do zgiełku ludzi, do alkoholu. Potrzebował lekarstwa, które stępi jego zmysły, potrzebował ukojenia od skrajnych nastrojów, od tych zawistnych myśli. Potrzebował cudu kobiecych ramion, które mogłyby go otulić. Nawet, jeżeli sam nie zdawał sobie z tego sprawy.

Gdy doszedł do rynku zatrzymał się, rozglądając za kimś znajomym z dziwnie silną nadzieją. Opuścił głowę zawiedziony. Przyspieszonym krokiem z rosnącą goryczą i świadomością, że robi coś wbrew sobie ruszył w kierunku ukrytego w bramie pubu.

Kilka osób stało na zewnątrz paląc papierosy, mijając je wszedł w ciemny korytarz, prowadzący do świata muzyki, alkoholu i cieni.. Pomieszczenie nie było duże, jednak posiadało swoisty kameralny klimat. Nagie i zimne cegły pokrywały ściany, duże drewniane bele stropu, pomalowano i wykorzystano jako ozdoba. Panował tu półmrok, LED-owe lampy oświetlały głownie ladę baru, kilka większych było poustawiane przy ścianach nie dając wiele światła. Sala była wypełniona niemal do połowy. Ciemne stoły były zapełnione głownie pustym szkłem i przepełnionymi papierośnicami, prosząc się o uwolnienie spod tego ciężaru. Rockowa muzyka wymieszana ze smrodem papierosów wypełniała każdą wolną przestrzeń. Podszedł do lady z wysokimi krzesłami, zamówił piwo i dwie setki u barmana. Po czym ruszył do pustego stolika w rogu, siadając plecami do łączących się ścian. Dobra muzyka sączyła się z niewidocznych miejsc. Wsłuchiwał się w nią ciągle miotany sprzecznymi emocjami. Klientela tego lokalu w znacznej części była poubierana na czarno, widok tatuażu zdobiącego ramiona czy inne części ciała (głównie w przypadku kobiet) nie był niczym niezwykłym. Przyglądał im się obojętnie pozostając niezauważonym. Po kilku chwilach przyszedł barman z zamówieniem. Wyłożył wszystko na stół wymieniając popielniczki i zabierając puste szkło.
-Po co mi ta wóda? – Zapytał sam siebie, po czym wziął solidny łyk złotego trunku. Wieczór był chłodny tak jak piwo jednak podziałał orzeźwiająco, jakby schłodził przegrzane przewody w tym skomplikowanym mechanizmie.

Wziął głęboki oddech, usadowił się wygodniej w nie wygodnym krześle. Przymkną oczy z ręką na kuflu zapominając o bezpieczeństwie. Nowy utwór rozbrzmiał w jego głowie, znał tą kapele, byli to Black Rebelianctwo Club - „spread your love” . Dobrze grali, kojąco. Gęsto brzmiące gitary współgrały z mroczną perkusistką, która z pasją wybijała rytm, podczas gdy wokalista stonowanym głosem mówił o duszy rock and rolla. Dobra muzyka, idealna, hipnotyzująca. Wsłuchiwał się w kojące dźwięki uderzające w jego ja.

Jak morska spieniona woda uderza z wściekłym rykiem o kamienne mury zamku, stojącego samotnie pośrodku tego szaleństwa, chroniącego ten emocjonalny „syf”, którym był przepełniony. W czarną noc, hipnotyzując.

Trwał tak nieruchomo ze skupioną miną. Próbował analizować:
- Dlaczego dziewczyna nie przyjechała. Dobrze ją traktowałem, nigdy nic od niej nie chciałem, spotykaliśmy się regularnie to na kawę to na piwo. Słuchałem, co ma do powiedzenia, czasami przytuliłem, czasami pogłaskałem, jeżeli tego potrzebowała, ale nigdy się do niej nie dobierałem, nie całowałem”.
Ta znajomość trwała około trzech miesięcy, odpowiadało mu to. Pomagała wypełnić tęsknotę i samotność, która pojawiała się, gdy wracał myślami do swojej prawdziwej miłości. Tej nie osiągalnej, tej, z, której zrezygnował. Wciąż pytał sam siebie:
- Dlaczego nie przyjechała? Miała dość? Może kogoś poznała? To dobrze, jeżeli tak, życzę jej szczęścia. Dlaczego mnie to boli i tak złości?!”

Po raz kolejny wezbrała w nim złość i agresja, zdecydował się na następną dawkę kojącego płynu. Otwierając powoli oczy, przenosząc do realnego świata, zaczerpną solidną porcję. Gdy wracał do poprzedniej pozy dostrzegł przyglądającą mu się postać, kilka stolików dalej, siedziała sama, kobieta. Łapiąc kontakt wzrokowy wstała, powoli, skąpana w czerni. Rozpoczęła marsz w jego stronę. Widział jakby w zwolnionym tempie, kiedy kroczyła ku niemu z lekko opuszczoną głową. Jak stawała się coraz wyraźniejsza, istota z najciemniejszych otchłani wyłaniała się z dymu, nikotynowych oparów, przy aplauzie muzyki. Wystudiowanym powolnym ruchem zaciągnęła się papierosem, a rozjarzony koniec oświetlił delikatnie jej usta. Ubrana była w obcisłą czarną sukienkę, krótką, prostą z dekoltem. Miała kruczoczarne włosy, duże oczy wyposażone w ciężkie i długie rzęsy, drobne rysy twarzy i te usta. Czerwone, kształtne, pełne, soczyste, zniewalające obietnicą dotyku, tworzące pragnienie wgryzania się w nie, choćby gwałtem. Usiadła naprzeciw, jak kot, a w jej oczach była wzgarda do reguł i lekkie otumanienie powstałe z mocy, jaką daje wyzwolenie od nich.
Siedzieli w milczeniu, patrząc na siebie. Głośniki nadal opowiadały swoją historię. Gdy mimo woli spojrzał na jej biust dostrzegł tatuaż w postaci dwóch słów po sobą, nie potrafił jednak ich odczytać. Oczy znowu się spotkały, a on, już nie, jako ofiara emocjonalnych zmagań powiedział niskim, ochrypłym głosem:
- Wyglądasz niebezpiecznie.
Drapieżny uśmiech który zawitał na jej twarzy obnażył drobne białe zęby. Uciekła spojrzeniem w bok, robiąc charakterystyczną minę, kiedy kobieta poddaje się swojej myśli. Po czym nachyliła się w jego stronę, po raz kolejny krzyżując spojrzenia i bardzo powoli, niemal mrucząc odparła:
- Co powiesz na odrobinę rock and rolla?
Większość mężczyzn w tym momencie zareagowała by, co najmniej nie właściwie, rzucając słowa na oślep, których później by żałowali. Ta zachowują się chłopcy. On nim nie był, wiedział, co zrobić, jak grać dalej żeby dostać to, czego chce. Musiał tylko zdecydować, czego chce. Wydawało mu się, że nie wie, jednak ukryte pragnienie wyszło dumnie z ukrycia. Odpowiedział:
- Jak mam zapłacić za tą odrobinę? - Błysk w oku oznajmił światu, że spodobała się odpowiedź.
- Zobaczysz, chodź, coś ci pokażę.
Wstali, po czym wskazał głową na dwie setki wódki
- Jedna dla ciebie.
Połknęli płyn bez grymasów. Ruszyła przez sale, a on za nią, jak cień przez otaczające ich zewsząd ciemne postacie. Znaleźli się na korytarzu prowadzącym do wyjścia. Odwróciła głowę ku niemu mrugając i otworzyła wcześniej zakryte za szkarłatnym materiałem stare, poznaczone setkami bruzd drzwi. Za nimi zobaczył kręte schody prowadzące do sali, znajdującej się dokładnie nad pubem. Gdy dotarli na ich szczyt, zniknęła w ciemnościach. Po chwili zapaliły się białe lampy zamontowane przy ścianach w podłodze. Wolnym krokiem podszedł do niej, stojącej na środku. W tym świetle również wyglądała jak z innego świata, istota z otchłani ciemności.
Tą sale otworzą za miesiąc, tam będzie bar. - wskazała ruchem głowy w jeden z rogów sali. Po czym odwróciła się plecami i podeszła do skrzynki w ścianie. Przez kilka chwil manipulowała przyciskami, aż oboje usłyszeli muzykę. Black Rebel Motorcycle Club, odezwała się z również ukrytych miejsc, tak jak na dole. Obróciła się na pięcie, twarzą do niego, przeniosła ciężar ciała na prawą nogę, a ręce założyła na biodrach. Czekała.
Początek nowego utworu, zaczynający się od mocnego basu, obudził w nim coś nie okreslonego, pragnienie z którego nie zdawał sobie sprawy. Zamknął powieki wsłuchując się w głośne brzmienie gitary.

Zobaczył wzburzone do szaleństwa morze uderza z determinacją o kamienne mury, które zaczynają poddawać się furii, zaczynają się rozpadać. To, co było uwięzione w środku, ulatywało, wypełniając spienione fale, dodając im sił.

Usłyszał pierwsze słowa zwrotki.
Spread your love like a fever
And don't you ever come down
Otwierając oczy i ruszył w kierunku dziewczyny, trochę jak aktor chcący dograć do końca kiedy znalazł już się na scenie. Czekała na niego. Zatrzymał się kilka centymetrów od niej. Patrzyła na niego z tą jakby wystudiowaną miną, którą obdarzyła go na początku. Chciał ją z niej zedrzeć, chciał się do niej dostać przez te wszystkie fasady. W pewnej chwili zobaczył w jej oczach, ją. W całej okazałości, głęboko ukryta w głębi czarnej otchłani, jak mała plamka mieszcząca w sobie niewyobrażalnie dużo. Zobaczył samotność, pragnienie czułości. Zobaczył jak wychudzone wygłodniałe miłości ręce wyciągały się do niego, błagając by je wziął, chwycił i wyciągając na zewnątrz, wyciągnąć ją.
Nie potrzebował więcej. Gwałtownie wbij się w jej miękkie wilgotne usta z impetem, przygniatając do ściany, swoim ciałem, lewą ręką chroniąc jej głowę przed zderzeniem. Czując ogień w trzewiach, czując niemal niewyobrażalne pragnienie namiętności. Oddała mu się bez reszty, zatraciła w namiętnym tańcu jakby nigdy nie chciała już wrócić, jakby nie było powrotu.

Nie wiedziała, kiedy upuszczony stanik odkrył jej piękne piersi, nie wiedziała w jaki sposób sukienka opadła na ziemie. Nie panowała nad sobą, oczy były cały czas zamknięte i niebyła w stanie ich otworzyć. Zaciskała je z rozkoszy płynącej podczas tego tańca. W resztce świadomości, która przy niej jeszcze pozostała, zaczęła uświadamiać sobie, że chce go, w sobie, że chce by ją wypełnił. Głośne przyspieszone oddechy współgrały ze sobą jakby były również narzędziem do sprawiania przyjemności, jakby również potrafiły pieścić. Oboje płonęli, nie mogła już tego znieś, kiedy w nią wszedł, gwałtownie. Krzyczała nie zdając sobie z tego sprawy, pomimo zaciśniętych powieki widziała biel, a ciało pożerane namiętnością chciało więcej.

Trwali tak, gdzieś na innej płaszczyźnie nie tego świata. W zakątkach mroku, w otchłani ciemności, zachłannie pożerając każdą drobinę rozkoszy wypełniającą ich ciała.

Nagle odstąpił, oderwany, wyrwany z niej. Rozwarła oczy, pełne rozpaczy i bólu powstałego w wyniku niezrozumiałej eksplozji tęsknoty. Ujrzała nagie ciało, leżące u jej stóp. Padła na kolana, czyniąc to nie naturalnie, jakby nadal w tańcu, jakby nie potrafiła zrozumieć, odrzucając to, co powinna wiedzieć. Objęła jego głowę rękami zaczynając nią potrząsać i krzyczeć. Nie doczekała odpowiedzi. Silna męska ręka chwyciła ją za ramie i pociągnęła w tył. Chciała się wyrwać, ale była zbyt słaba. Słyszała głosy, wrzaski, ktoś na nią krzyczał, nie zwracała na to uwagi. Walczyła nadal, nie potrafiąc uwolnić z więzienia męskich dłoni i ramion. Pogrążona w szaleństwie widziała górującą nad jej kochankiem postać, trzymającą gruby kij w ręku. Oddalała się, jednak pomimo nagości walczyła nadal, kopiąc, krzycząc, gryząc dłoń zakrywającą jej usta. Schodziła już po schodach, coraz niżej, gdy nagle rozległ się przerażający krzyk bólu. Opadała z sił, mężczyzna obejmując jej nagie ciało zabierał w sobie znane miejsce. Łzy bezsilności i ogromnej straty wypływały z jej ciemnych oczu, spływając po policzkach, ustach, nagich piersiach ku zaciśniętych na niej wytatuowanym ramionom.
W końcu zrozumiała, taniec dobiegł końca, to koniec.

Otworzył oczy, otaczający go świat widział na czerwono, chwilę później uświadomił sobie, że to mgła, miał czerwoną mgłę przed oczami. Leżał patrząc w sufit, próbując zebrać myśli. Był unieruchomiony. Ledwo oddychał. Odczuwał ból niemal na cały ciele Pytając sam siebie co się stało zamkną powieki, opuszczając płachtę mroku na czerwony świat. Zanim wyczerpany organizm upomniał się o sen zobaczył czyjąś głowę w kominiarce.

Kiedy obudził się po raz kolejny, czuł się jeszcze gorzej. Tym razem zorientował się, że leży w szpitalu. Westchną z bezsilności niemal łkając. Nagle w zasięgu jego wzroku pojawiła się twarz, z wielkimi przerażonymi oczyma pełnymi łez. Znał ją, jednak nie był w stanie przypomnieć sobie kim była. Wypowiadała słowa, które nie docierały, dopóki nie wybuchła płaczem znikając z pola widzenia. Nagle go olśniło, to była dziewczyna, na którą czekał. Obrazy z ostatniego wieczora, kiedy był jeszcze w jednym kawałku jak zasłonięte karty zaczęły się odkrywać. Wspomnienia dotyku, zapachów i tego bólu, tego szoku. Łzy powoli spłynęły po zastygłym obliczu.

Przypomniał sobie, co powiedział człowiek w kominiarce, mokrej od śliny i piany wydostającej się z jego ust przy każdym słowie.
- Jeszcze raz ciebie przy niej zobaczę, zabije jak psa- powtarzał to wiele razy, za każdym razem kończąc uderzeniem kija, łamiąc kości. Gwałtowne dreszcze przerażenia wstrząsnęły jego pokrytym gipsem ciałem.
Nie było już zamku na środku morza, nie było sztormu, ani wody. Zamiast tego widział jałową pustynie.
Szepną pod nosem jakby do siebie:
- Tak się płaci za odrobinę.
Poczuł jak drobna, krucha, mokra od łez dłoń gładzi go po policzku. Usłyszał delikatny, roztrzęsiony głos:
- Jestem tutaj Robercie.
Boże,
Jak
Ja

Kocham.
Odpowiedz
#5
Stał na stacji PKP, przebierając nogami,. Młody mężczyzna, któremu doskwierał chłód wieczora. Świadczyła o tym jego poza, głowę chował w ramionach, a ręce głęboko w kieszeniach. Przez pochmurne niebo przedzierały się srebrzyste promienie wskazujące położenie księżyca. Czekał na kogoś ważnego, nieudolnie kryjąc zniecierpliwienie,Nigdy Nie należał do ludzi cierpliwych jednak tym razem nie potrafił chociażby ustać spokojnie w miejscu.

1. Otwarcie opowiadanie wprowadza głównego bohatera.
Narrator go obserwuje i przedstawia jego zachowanie.
Co mamy wiedzieć?
Jest napięty, czeka, a jednocześnie gdzieś w nim coś się buntuje - to dobry chwyt - intryguje
Dość dobrze to robisz, dyskretną kreską narracji.
Kiedy ukazujesz stan emocjonalny - warto skupić całą uwagę na bohaterze, na detalach jego zachowania.
Jeżeli pojawia się inny element - masz wiedzieć po co. Po co zachmurzone niebo i prześwitujący księżyc? To tak jakbyś nagle podniósł mi głowę i rozpraszał mnie widokiem nieba. I to jednym zdaniem - zanim skupię się na księżycu, ty mi każesz coś innego. Rozumiesz?

Przyjrzyj się temu, co ukryłam. Po eliminacji - narracja wydaje mi się bardziej zwarta, przekonująca. Kiedy przedstawiamy emocje bohatera - trzeba bardzo pilnować języka - zdań, precyzyjnych określeń, bogactwa zachowańemocjonalnych - dostrzeganie szczegółów - może mimiki, gestów rąk, stóp, spojrzeń...

Czekał na kogoś ważnego - to kaszana, bo - albo bohater nie wie, na kogo czeka, albo narrator wyprzedza - po tym sformułowaniu - nie masz puenty, poszła się...!

Teraz przyjrzyj się wprowadzeniu - bohaterowi. Może warto pociągnąć obserwacje?
Masz tak: skupiłeś się na niespokojnym staniu: opisz je więc tak, abym zobaczyła ambiwalencję emocji - że jest niepewny, nie wie, o co mu chodzi, czego chce. dwa kroki do przodu, kopnięcie stopą, nerwowe przytupywanie z zimna (najazd na twarz i skrzywienie Big Grin), dwa kroki do tyłu... niech się w zachowaniu dzieją emocje!



W końcu usłyszał charakterystyczny dźwięk. Odwrócił głowę w jego kierunku dostrzegając przednie światła maszyny.

Zobacz ten fragment - niby gramatycznie mu nic nie brakuje. A jednak!
Bohater słyszy dźwięk i...
odwraca głowę, jednocześnie dostrzegając?
Nie!
następstwo czynności (logicznie) jest takie
najpierw --> potem
odwróciwszy, dostrzegł... - prawda?
możesz też zastosować inny czasownik - niedokonany - odwracał (wtedy jednoczesność OK.)
Analizując poprawność zdania, spróbuj LOGICZNIE oceniać sekwencje czynności (zdanie jest, kiedy jest czasownik czyli czynność)

Gdyby się czepiać to: słyszy dźwięk, odwraca głową ku jego źródłu i ... widzi światła czyli ... taką siekierną logiką - to światła wydają dźwięki Big Grin
W języku literatury pięknej to nie są pierdoły, wiesz?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#6
Stał na stacji PKP, przebierając nogami. Młody mężczyzna, któremu doskwierał chłód wieczora. Świadczyła o tym jego poza, głowę chował w ramionach, a ręce głęboko w kieszeniach. Czekał na kogoś, nieudolnie kryjąc zniecierpliwienie. Nigdy nie należał do ludzi cierpliwych jednak tym razem nie potrafił chociażby stać spokojnie w miejscu. Co kilka oddechów zadzierał głowę ku górze starając się zachwycić ciemnemu, pochmurnemu niebu, przez które przedzierały się srebrzyste promienie księżyca, wskazując jego położenie.

Chciałem żeby bohater był anonimowy, żeby był łatwy do utożsamienia. Wiele osób było w podobnej sytuacji. Dlatego starałem się ograniczyć jego opis.
Brakowało mi obrazu nieba, zawsze zwracam na nie uwagę. To nie jest przypadkowe zdanie, użyte jako wypełniacz. Teraz lepiej ?
Odpowiedz
#7
(06-02-2012, 15:06)Jan Dywan napisał(a): Stał na stacji PKP, przebierając nogami. Młody mężczyzna, któremu doskwierał chłód wieczora. to nie jest zdanie - to jest fragment zdania i jako taki jest niepoprawny) Świadczyła o tym jego poza (on przybierał pozy? to błąd językowy), głowę chował w ramionach, a ręce głęboko w kieszeniach. Czekał na kogoś ważnego (na ten temat już sie wyraziłam), nieudolnie (ten wyraz ocenia i obniża napięcie - lepiej pokazać nieudolność ukrywania niż je nazwać) kryjąc zniecierpliwienie. Nigdy nie należał do ludzi cierpliwych jednak tym razem nie potrafił chociażby stać spokojnie w miejscu (zdanie niejasne logicznie, skoro nie należał do cierpliwych, to nie dziwi jego ADHD). Co kilka oddechów zadzierał głowę ku górze starając się zachwycić ciemnemu, pochmurnemu niebu, (błąd gramatyczny i logiczny - on sobie narzucał że zachwyca się lub nie?)przez które przedzierały się srebrzyste promienie księżyca, wskazując jego położenie (czy istotne jest dla akcji położenie księżyca?).
Chciałem żeby bohater był anonimowy, żeby był łatwy do utożsamienia.
Nie rozumiem - anonimowość ma w tym pomagać? Nie, w ogóle nie rozumiem



Brakowało mi obrazu nieba, zawsze zwracam na nie uwagę. To nie jest przypadkowe zdanie, użyte jako wypełniacz. Teraz lepiej ?

Nie! Sad



Janie - ja mogę dać spokój.
Pozwolić by to opowiadanie było takie, jakie je zobaczyłeś i napisałeś.
Nie chcę, żebyś myślał, że ja je wykręcam przez wyżymaczkę.
Ot, zamarzyło mi się - po tym co odpisałeś - że zrobimy z niego literaturę.
Bo jeżeli to Twoja pierwsza próba - to po prostu masz talent


Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#8
Kiedy ty mnie ani trochę nie zniechęciłaś, chce więcej ! Smile Właśnie staram się przerobić początek. To co ja pisze to obrazy w strzępach w których chcę coś pokazać. Pomóż mi, proszę, jeżeli znajdziesz czas i ochotę.
Odpowiedz
#9
To zadecyduj najpierw kim jest twój narrator - jaki jest?
Wie wszystko?
Obserwuje z dystansem?
Jest personalny? - to znaczy - że patrzy na świat z punktu widzenia postaci
Personalny zmienny (w dalszej części nagle zmienia się perspektywa o widzimy świat oczami tamtej laski)

Określaj (sobie) miejsce narratora w każdym akapicie. I ustaw się tam z wyobraźnią.

Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#10
Młody mężczyzna, szybkim i nerwowym krokiem przemierzał jeden z peronów na stacji PKP. Co chwila zadzierał wysoko głowę, ku nocnemu niebu, po czym chował ją między ramiona. W jednej z ukrytych w kieszeniach dłoni, nieustannie trzymał telefon komórkowy. Napięcie wymalowane na twarzy z każdą minutą pogłębiało się. Pociąg tym razem spóźniał się wyjątkowo długo, a oczekiwanie dzisiejszego wieczora nie należało do przyjemnych. Sam t-shirt i jeansy nie chroniły w wystarczającym stopniu przed odczuwanym chłodem. Tracił cierpliwość z każdym zatoczonym kołem, wokół peronu.
Odezwał się głośnik, podający po raz kolejny nie zrozumiałe informacje. Skulony, przystaną usiłując zrozumieć cokolwiek z bełkotliwej mowy. Nie udało się. Hałas ucichł, pozostawiając go ponownie w nocnej ciszy. Ruszył dalej, przemierzać po raz kolejny tą samą trasę, gdy nagle usłyszał z oddali charakterystyczny dźwięk.Odwrócił się w jego kierunku, wpatrując w miejsce gdzie czerń nocy zakrywała tory. Dźwięk się nasilał, a po chwili dostrzegł dwa światł. Nareszcie oczekiwanie dobiegało końca, poczuł ulgę.
Stalowy potwór suną powoli po stalowych torach. Gdy zrównał się z mężczyzną spod podbrzusza wydobył się przeraźliwy pisk oznaczający hamowanie.Rozwarły się drzwi uwalniając skotłowanych pasażerów. Ostrożnie schodzili na peron uważając przy stromych schodkach.
Wyprostował się i wyciągając ręce z kieszeni, założył je po chwili na piersi. Obserwował, nieudolnie przybierając obojętny wyraz twarzy. Ludzie powoli tłoczyli się u szczytu schodów prowadzących do tunelu pod torami.
Nadal stał w tym samym miejscu gdy peron opustoszał. Został tylko on, sam. 
Powoli odwrócił głowę w kierunku jednego z okien wagonów pasażerskich. Zobaczył dziewczęcą twarz i odwzajemnione spojrzenie, specyficzne spojrzenie kogoś zawiedzionego, rozumiejącego. Rozległ się pisk gwizdka. Stalowy potwór szarpną i ruszył ociężale. Okno razem z widokiem na dziewczynę przeminęło, tak samo jak następne i następne, w coraz to szybszym tempie. Pozostawiając w końcu widok sztucznie oświetlonego peronu naprzeciw.
Oddalający się odgłos uporczywie dobijał się do jego świadomości powtarzając, że to koniec.
- To koniec – szepnął do siebie samego, przymykając powieki.

Lepiej ?
Odpowiedz
#11
Co myślisz o tych zdaniach:

"Jak morska spieniona woda uderza z wściekłym rykiem o kamienne mury zamku, stojącego samotnie pośrodku tego szaleństwa, chroniącego ten emocjonalny „syf”, którym był przepełniony. W czarną noc, hipnotyzując."

"Zobaczył wzburzone do szaleństwa morze uderza z determinacją o kamienne mury, które zaczynają poddawać się furii, zaczynają się rozpadać. To, co było uwięzione w środku, ulatywało, wypełniając spienione fale, dodając im sił."

"Trwali tak, gdzieś na innej płaszczyźnie nie tego świata. W zakątkach mroku, w otchłani ciemności, zachłannie pożerając każdą drobinę rozkoszy wypełniającą ich ciała." ?

powinienem coś z nimi zrobić?
Odpowiedz
#12
(06-02-2012, 17:37)Jan Dywan napisał(a): Co myślisz o tych zdaniach:

"Jak morska spieniona woda uderza z wściekłym rykiem o kamienne mury zamku, stojącego samotnie pośrodku tego szaleństwa, chroniącego ten emocjonalny „syf”, którym był przepełniony. W czarną noc, hipnotyzując."

To zdanie jest przekombinowane, że omatkoicórko - i nie rozumiem nic. Logicznie - katastrofa - zamek chroni emocjonalny syf pośrodku szaleństwa? Znaczy ten zamek jest po środku morza, czy jak? Cuudaaa! Tak nie wolno pisać.

Cytat:"Zobaczył wzburzone do szaleństwa morze uderza z determinacją o kamienne mury, które zaczynają poddawać się furii, zaczynają się rozpadać. To, co było uwięzione w środku, ulatywało, wypełniając spienione fale, dodając im sił."

Odpuść morską metaforę i zamczysko. To kicz.

Cytat:", gdzieś na innej płaszczyźnie nie tego świata. , w otchłani ciemności, zachłannie pożerając każdą wypełniającą ich ciała."

z tego zdania wzięłabym

Trwali tak w zakątkach mroku, sycąc się drobinami rozkoszy.

reszta - bleee...


Jan - pierwsza wersja, choć pełna błędów jak baba rodzynek - była lepsza.
Pisanie literackie nie polega na wymyślaniu cuda-wianków, ale na rzetelnym opisaniu przeżycia podmiotu.

W wersji poprawionej - twój narrator to sprawozdawca, to jest protokół z przesłuchania policyjnego, a nie opis doznań gościa, który stoi na peronie i czeka, choć sam nie wie, czy chce przyjazdu tej laski, czy nie.
Wjazd pociągu to nie film (zresztą już taki był), tylko element narracji, który służy zobrazowaniu osobowości bohatera, prawda? Ten pociąg ma w bohaterze wzbudzać coś - nie wiem, radość, gniew, irytację, niepokój... COŚ.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#13
tak myślałem....
Odpowiedz
#14
Spacerował po jednym z peronów, czekając na kogoś. Krążył w kółko szybkim nerwowym krokiem nie potrafiąc już stać spokojnie. Czekał tutaj od dłuższego czasu, dłużej niż zwykle. Znaczne pokłady cierpliwości były na wyczerpaniu. Bez przerwy trzymał zaciśniętą dłoń na telefonie w kieszeni, walcząc sam ze sobą żeby go nie używać. Powtarzał sobie w myślach „to spotkanie koleżeńskie, jeżeli nie przyjedzie jej sprawa”. Jednak krążył jak wściekły kot w klatce, nie potrafiąc się uspokoić. W końcu zatrzymał się gwałtownie i spojrzał w górę, wziął głęboki wdech i powoli wypuszczając powietrze szepną:
- musisz się uspokoić, musisz się uspokoić.
Odezwał się głośnik, charakterystyczny dźwięk dzwonków uprzedzał o nadchodzącej informacji. Skierował głowę w jego kierunku skupiając na nim całą uwagę. Usłyszał bełkotliwą mowę z której nie był w stanie nic zrozumieć. Potrząsną głową sfrustrowany i ruszył ponownie w błędny marsz.
W pewnym momencie z oddali dotarł do niego charakterystyczny dźwięk. Z twarzy ustąpiło napięcie zastąpione ulgą. Odwracając się w stronę jego źródła zobaczył dwa światła wyłaniające się z nocnej ciemności. Stalowa maszyna sunąc powoli w końcu zrównała się z nim by potem minąć i wydać z siebie przeraźliwy pisk.
Rozwarły się drzwi wypuszczając na zewnątrz pasażerów. Przybierając nieudolnie obojętną minę przyglądał się wychodzącym ludziom, szukając oczekiwanej osoby. Z rękami założonymi na piersi co chwila przebierał nogami w miejscu, przerzucając środek ciężkości z jednej nogi na drugą.
W końcu został sam.
Skierował spojrzenie na jedno okno z pasażerskiego wagonu. Zobaczył młodą dziewczynę, która odwzajemniła jego spojrzenie, specyficzne spojrzenie kogoś zawiedzionego, rozumiejącego. Rozległ się pisk gwizdka. Stalowa maszyna szarpnęła i ruszyła ociężale. Okno razem z widokiem na dziewczynę przeminęło, tak samo jak następne i następne, w coraz to szybszym tempie. Pozostawiając w końcu widok sztucznie oświetlonego peronu naprzeciw.
Oddalający się odgłos uporczywie dobijał się do jego świadomości powtarzając, że to koniec.
- To koniec – szepnął do siebie, przymykając powieki.
Odpowiedz
#15
Idziesz w dobrą stronę. Coraz wyrazistsza jest główna postać. Twój narrator zaczyna go rozumieć, nie oceniać.

Jednak krążył jak wściekły kot w klatce - przesadzasz!

szukając oczekiwanej osoby - to raczej narracyjne cudactwo jest

Z twarzy ustąpiło napięcie zastąpione ulgą. - a tu chyba nieprawda - właśnie nadjeżdżający pociąg powinien podnieść napięcie do zenitu, nie?

Stalowa maszyna szarpnęła i ruszyła ociężale. - Tuwimem śmierdzi na kilometr

Oddalający się odgłos uporczywie dobijał się do jego świadomości powtarzając, że to koniec. - to zdanie to kaszanka... bleeeee
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości