Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
W obronie Dzwoneczka
#1
Właściwie nigdy nie lubiłem Piotrusia Pana. Nie w sensie, że powieści. Raczej do bohatera miewałem obiekcje. Nazbyt przypominał tych bardzo krzykliwych chłopców "trzęsących" moją klasą za dawnych podstawówkowych dziejów. Byłem wówczas istotą raczej cichą i do pewnego stopnia refleksyjną. Jak wiecie tacy osobnicy nie mają w szkolnej rzeczywistości zbyt łatwego życia. To i dziwić mi się nie należy.
Zgoła inaczej rzecz się miała z maleńką wróżką, elfiątkiem właściwie, nazywaną Dzwoneczkiem. Naprawdę lubiłem tę zadziorną dziewuszkę ze zwiewnymi skrzydełkami. Do dziś coś z tego sentymentu mi pozostało...
Uwielbiam fantastykę. W zasadzie wszystkie jej odmiany. Może jedynie horror darzę nieco mniejszą estymą. Martwi mnie więc niepomiernie zjawisko, które od lat już obserwuję. Ten obszerny gatunek polaryzuje nam się straszliwie. Z jednej strony zdarzają się historyjki ckliwe i przesłodzone aż do mdłości, adresowane do bardzo młodego odbiorcy, z drugiej zaś cała reszta. Zagłębienie się w tych właśnie pozostałych dziełach, może skutkować co najmniej ciężką depresją lub załamaniem nerwowym. Autorzy kalają bowiem niewinne strony tych dzieł potokiem brudów i okrucieństwa wylewanym z najmroczniejszych chyba zakamarków swojej wyobraźni.
Ja rozumiem, że pisząc o wojnach, powstaniach, przewrotach i takich tam, nie da się uniknąć scen batalistycznych, bitew, nawet egzekucji. Pewna doza brutalności jest tam nieodzowna i dobrze. Mówię tu raczej o niczym nie uzasadnionym okrucieństwie. Nie wiem skąd ta maniera wśród naszych autorów się wzięła, ale im bardziej od krwi czerwone są strony, im więcej flaków spomiędzy kartek wisi, tym lepiej. Krytyka rozdaje swoje "achy" i "echy", a czytelnik? Przyswaja to wszystko. Obraz literacki nakłada się na świat wokół, który do tęczowych przecież nie należy, i blakną w nim kolejne barwy.
Nie wystarcza już obraz okrucieństwa w jego "naturalnej wymowie". Tak jak na średniowiecznych obrazach, albo filmach grozy klasy "B" podrasowuje się je do granic groteski. Czytałem kiedyś w pewnej powieści Piekary, scenę ubarwioną nabitymi na pal nieszczęśnikami. Nie dość, że tortura sama w sobie stanowi niemal szczyt sadyzmu, to autor postanowił ją ubarwić dalszymi, makabrycznymi szczegółami. Niby, że wnętrzności onych wypłynęły na zewnątrz i zwisały malowniczo, bo zabrakło dla nich miejsca wewnątrz ciała. Zapewniam, że makabreska ta jest zmyślona, bo niemożliwa choćby z przyczyn anatomicznych. Nader często literatura gatunku epatuje również scenami przemocy seksualnej. Często tak wyuzdanej, że zastanawiam się, jakie koszmary muszą prześladować biednego autora.
Pół biedy jeśli wszystkiego tego dopuszczają się "ci źli". Gorzej, jeśli w utworze "tych dobrych" nie ma wcale...
Tu pozwolę odwołać się do klasyka i twórcy gatunku Tolkiena. "Władca pierścieni" To jednak powieść w większości o wojnie. Bohaterowie kwiatami raczej tam nie są obdarowywani, mrok i zło Mordoru szczerzy wraże kły na każdym kroku. Nie oszczędzono czytelnikowi również scen śmierci postaci z którymi zdążył się w trakcie lektury zżyć. Jednak całość nie tworzy wrażenia dzieła ciężkiego i destrukcyjnego. Wprost przeciwnie, pozostawia nas z uczuciem nadziei. Na duchu podnoszą piękne sceny poświęcenia i braterstwa.
Bohater pozytywny powinien być wielowymiarowy i nieszablonowy, prawda to oczywista. Rozumiem, że czasem musi grać nieczysto. Mogą nim targać wątpliwości, duszę kąsać demony z przeszłości. Jednak... no, jest bohaterem pozytywnym, pewnych rzeczy robić mu zwyczajnie nie wolno. Często, w imię tworzenia postaci "złożonej", autor takie rzeczy czynić mu każe.
Czy choćby Aragorn nie był postacią "z krwi i kości". Czy nie miał dylematów? Jednak nie szlachtował przecież swoim mieczem każdego, kto mu się nie spodobał. Ogólnie zachowywał się godnie.
Tu wracamy do tytułowego Dzwoneczka.
Ostatnio przeczytałem zawartą w trzech tomach serię opowiadań Jakuba Ćwieka pod wspólnym tytułem "chłopcy. Właściwie prawie to zrobiłem. Na kilkanaście stron przed zakończeniem nie zdzierżyłem, wzburzony i zniesmaczony wpakowałem książkę do szuflady. Dlaczego?
Wyobraźcie sobie grupę chłopców z Nibylandii, dorosłych już teraz, zamienionych w gang motocyklowy. Kierowany jest przez byłą wróżkę, teraz w ciele pełnowymiarowej, atrakcyjnej kobiety. Dzwoneczek jest postacią raczej pozytywną, choć bynajmniej nie szablonową. Jestem w stanie przyjąć takie jej wcielenie, twardej, nieco zaborczej dziewczyny. Dlaczego więc zamknąłem książkę wśród szpargałów, skazując ją na zapomnienie? Skąd wzięło się moje wzburzenie?
Panie Jakubie, tak się nie robi. Ja rozumiem, że wielowymiarowość postaci, jej nieszablonowość, presja nadchodzącego zła... Faktycznie tak przedstawiona niewinność "Wiecznego Chłopca" jest rodzajem pierwotnego, wręcz nieskażonego okrucieństwa. Pewnych granic przekraczać jednak nie wolno. Postać ogólnie pozytywna nie może, wręcz nie ma prawa zarzynać kuchennym nożem Bogu ducha winnej dziewczyny, tylko w celu przypomnienia innemu bohaterowi, kim jest. Dlaczego? Bo wtedy ten pozytywny bohater staje się całkowicie i do szpiku kości negatywny. Mimo całego późniejszego żalu i wylanych łez. To jest zwyczajnie złe.
Nie ratuje nawet Pana, drogi autorze, całe, na końcu umieszczone posłowie, o tym jaki świat jest wredny i zły. Nie ratuje, ponieważ iskra talentu którą otrzymał Pan w darze, służyć powinna po to, by uczynić go lepszym. By odbiorca ujrzał w oddali iskrę nadziei. Ten promyk słońca, który przedrze się przez najmroczniejsze nawet chmury.
Występuję więc, jako czytelnik, w obronie Dzwoneczka. Chcę ją pamiętać jako zadziorną choć nieco nerwową dziewuszkę ze skrzydłami, lub nawet bez. Nie zaś wychudłą wampowatą zdzirę z zakrwawionym kuchennym nożem. Chcę fantastyki budzącej nadzieję, a nie rozpacz. Historii mądrych i budujących, mimo, że ku rozrywce pisanych. Takich, które nie wtrącą mnie w mroczną czeluść depresji, a ubogacą i dadzą na nowo siłę do zmagania się z codziennością.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#2
Cytat:Tu wracamy do tytułowego dzwoneczka.
Dużą literą.
Cytat:Bo wtedy ten pozytywny bochater staje się całkowicie i do szpiku kości negatywny.
Ort.


Ale przecież taka "pozytywna" fantastyka też jest. "Zwiadowcy" chociażby. Z etykietką "dla chłopców wieku 6-10", choć ja się za każdym razem zaczytuję. Zwłaszcza w nowszych częściach.

Myślę, że autorzy popadają w skrajność przez to, że "każdy pisarz ma coś nie tak z głową", do tego chęć wybicia się - im drastyczniejszy/bardziej wzburzający temat poruszysz, tym popularniejszy się staniesz - i niejako brak talentu, przy którym by wzbudzić emocje, autor powołuje się na wydarzenia odbierane w zgodzie z sumieniem - różnym jak różni są ludzie.

Uważam też, że bohater pierwotnie stworzony do bycia Dzwoneczkiem czy Małą Księżniczką, jest Dzwoneczkiem lub Małą Księżniczką po kres świata. Amen.
Autor ma prawo do rozwijania swoich postaci, jednak niechaj pomny będzie, iż Dzwoneczek jest Dzwoneczkiem, a jak ma ochotę opisać wyuzdany seks Dzwoneczka z Matką Naturą, niech stworzy sobie Dzwonka-seks-niewolnicę.
Każdy bohater ma swoją konkretną misję do spełnienia.

Cóż, według mnie, każdy autor również ma jakąś prywatną misję.
Gdy jej nie ma - kombinuje.
Gdy kombinuje -
50 twarzy Breya.

No a Aragorn był stary, doświadczony i siekł orków jak ja pietruszkę. Po co tłuc ludzi, jak można zielo... orków. Big Grin
Odpowiedz
#3
Dzięki Smile. No i popatrzcie tylko. Ortograf mi się wkradł. Spałem czy co na stojąco Smile

No właśnie. Bardzo dobrze powiedziane. Bohater raz stworzony i obdarzony jakimiś cechami ma je niejako na wieki wieków. Nie wyklucza to "zastosowania" go w innych tekstach, ale to jest jego osobowość.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#4
Cytat:Właściwie nigdy nie lubiłem Piotrusia Pana.
Ja też Smile

Zacznę od uwag warsztatowych, a mam dwie:
- chyba brakuje przecinków, kiedy wyliczasz ciągiem przymiotniki. Dokładnie nie wiem, jak być powinno, dawno się już pogubiłem w językowych niuansach, ale zdaje mi się, że przymiotniki się odgradzało przecinkami zwykle.
- ogólnie tekst jest stylizowany, ale ta stylizacja do mnie nie trafia, wzbudza czasami odczucie złego szyku w zdaniu, przykładem:
Cytat:Jak wiecie osobnicy tacy w szkolnej rzeczywistości życia zbyt łatwego nie mają.
Ja bym napisał:
Jak wiecie tacy osobnicy nie mają w szkolnej rzeczywistości zbyt łatwego życia.
(Ale to ino sugestia, nie błąd sam w sobie).

Przechodząc do meritum - Ćwieka nie czytałem, więc ciężko się odnieść, ale coś w tym jest, że przewrócenie charakterologicznie postaci do góry nogami to nie jest dobry pomysł.

Jeżeli chodzi o epatowanie flakami - jeżeli ma to w sobie jakiś większy zamysł, spoko. Sam często wylewam wiadra krwi, ale to nie cel sam w sobie, tylko środek, by pokazać coś innego, jakiś głębszy zamysł, zwykle coś z psychologizmu "bohatera". Flaki dla flaków są... nudne. Flaki z mocnym podłożem, gdzie autor chce coś przekazać - dla mnie fajnie. Smile

Tekst czyta się szybko, bo jest w nim spora szczerość. To się czuje. Czasami, czytając opko, człowiek ma wrażenie "coś tu nie gra, coś tu jest sztuczne". W Twojej publicystycznej wypowiedzi, Gorzki, jest wprost przeciwnie - piszesz, co myślisz. Masz konkretne zdanie, chcesz je przekazać, no i fajno. Dobrze jest mieć swoje zdanie (wiem, banał, ale tak jest). Wink

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#5
Z ręką na sercu - tekstu nie stylizowałem. Samo mi tak wychodzi, niezależnie czy chcę, czy nie. Pewnie jest sporo racji w tym co piszesz. Na wszelki wypadek poprawę Smile.

Co do flaków. Fakt, są sceny, które bez nich się nie obejdą. No ale jak sam to ująłeś, w miejscach uzasadnionych i w odpowiedniej, ściśle odmierzonej ilości. No i (przynajmniej moim zdaniem) powinna gdzieś świecić iskra nadziei.

Fakt, zardzewiałem nieco. Trzeba będzie częściej jakiś tekst popełnić. Bo z pisaniem, trochę jak z grą na instrumencie - ćwiczyć trzeba.

Dzięki serdeczne za koment.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#6
A ja stylizacji nie czuję, natomiast widać, że Gorzki pisze od serca Wink

Sama nie wiem. Do fantastyki teraz dopiero wracam i mogę podać dwa pozytywne przykłady:

1) Wiedźmin - sporo jest tam rzeczy dobijających, ciągłe burze w związku Geralta i Yennefer, Ciri, przechodząca rzeczy, których nie powinien przechodzić nikt, wojna, zniszczenie, zdrady, ślepa walka o władzę, konszachty i spiski. Jednak widać w tym wszystkim też braterstwo, miłość, poświęcenie, bezinteresowność. Jest tak, jak w naszym świecie: otacza nas brud, zakłamanie, nie ma w nas jakiegokolwiek poczucia wspólnoty, ale liczą się nasi najbliżsi, dla których zrobilibyśmy wszystko.

2) Walking Dead - w obliczu apokalipsy zombie z niektórych wychodzi to, co najgorsze, ale z pozostałych również to, co najlepsze.

Też kiedyś miałam aspiracje, żeby pisać rzeczy "ku pokrzepieniu serc". Ciężko jednak pisać coś, czego się nie czuje, przynajmniej ja tak mam. Może dla twórców jatek jest to forma odskoczni, terapii? Może tylko w pisaniu mogą się całkowicie uzewnętrznić, bo nikt ich nie skrytykuje za poglądy, wizje? Albo po prostu chcą zaszokować i prześcigają się w tym? Nie wiem. Może naprawdę świat dla nich jest zepsuty do szpiku kości?
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#7
W "Wiedźminie" faktycznie jest iskierka nadziei. Zresztą tam akurat, mimo mrocznych klimatów jednak epatowania okrucieństwem na siłę nie było. Tak, była walka, ale oddana realistycznie, bez "udziwniania" na siłę.

Dzięki Kruczątko za poświęcony czas i zostawiony ślad Smile
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#8
Cytat:Właściwie nigdy nie lubiłem Piotrusia Pana.
A ja wprost przeciwnie Tongue

Moim zdaniem to dobrze, że literatura jest różnorodna. Owszem, pojawia się pełno książek szokujących, brutalnych, a nawet obrzydliwych, ale myślę, że jest to spowodowane przede wszystkim tym, że w obecnym natłoku literatury wszelakiej zwyczajnie trudno jest zrobić coś oryginalnego. A brutalność, naturalizm, kipiący erotyzm zawsze się sprzedadzą, nieważne na jakim są poziomie. Może to i dobrze, bo czasami potrzeba nam mocnych wrażeń, takiego literackiego kopa w d..., chociaż szkoda, ze zazwyczaj w kiepskim wydaniu.
Co do fantastyki - wielką fanką nie jestem, kiedyś zaczytywałam się w młodzieżowej fantastyce, często średniej literacko, ale łagodnej i dość pomysłowej, trafiłam zresztą na kilka bardzo fajnych pozycji. Mam też za sobą Tolkiena, opowiadania o Wiedźminie (w całą serię się nie wczytywałam) i pierwsze dwa tomy serii Martina. I o tyle, o ile Tolkienowi nie mam nic do zarzucenia, Sapkowski trochę mnie znudził, ale literacko jest bardzo dobry, o tyle "Gra o Tron" nieco mnie zażenowała. Bo mam wrażenie, że swój średni warsztat (nie wiem czy to kwestia tłumacza czy autora, tak czy inaczej, styl nie był zachwycający) autor chciał zamaskować nawałem seksu, brutalności i okrucieństwa. No i stworzył hit, który dla mnie jest mierną, bardzo skomplikowaną historyjką. Seks się sprzedaje, brutalność też - ot cały sekret tej tendencji do szokowania.

Trochę się rozgadałam nie na temat tekstu, więc powiem tylko, że całkiem niezły - trochę niedbały, ale podobał mi się. Dał mi do myślenia, jak zresztą widać powyżej Big Grin Przyjemnie się czytało.

Pozdrawiam!
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz
#9
Hi hi. Dziewczynki pewnie wolą takich "wyrazistych". Tych refleksyjnych zazwyczaj nie zauważają Tongue
Fakt. "Grę o tron" przeczytałem do któregoś tam tomu. Męczyła mnie tam przede wszystkim przeplatanka wątków. Po prostu jest ich zbyt dużo. Kiedy czytałem kolejne, zapominałem któryś z początku. potem mi się mieszało i wychodził groch z kapustą. Wreszcie wziąłem się na sposób i czytałem wątkami dotyczącymi poszczególnych postaci.

No i za kolejny głos w dyskusji wychodzi podziękować. Dzięki więc serdeczne Smile
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#10
Przecież od zbrodni roi się u Shakespeare'a, w greckich tragediach, a wreszcie w Biblii Wink Nie zapominajmy, że u źródeł naszej cywilizacji leży mord założycielski; że nasi przodkowie oddawali się okrutnym obrzędom i że w ten czy inny sposób realizowali swoją prawdziwą, bo złą naturę. Sacrum, o którym jakiś czas temu trąbił Rynkowiecki, dostrzegano w krwawych ofiarach z ludzi i zwierząt. Przemoc miała charakter wręcz uniwersalny. Grecja - Dionizje, Rzym - saturnalia, średniowiecze - święto Głupców, itp.
Nałożyliśmy sobie kaganiec "moralności, tradycji, kultury, Boga, metafizyki", ale nie jesteśmy w stanie wyjść poza naszą ułomność. Dlaczego? Ponieważ lubimy czynić zło, po prostu. Co śmieszniejsze, nasze wartościowania przenieśliśmy na naturę, która jest przecież całkowicie "obojętna" i po pewnym czasie zaczęliśmy ględzić o "prawach natury" o "dobrej" lub "złej" naturze, "dobrym" lub "złym" świecie. Nikt tak nie manipuluje rzeczywistością jak człowiek, no ale powiedzmy, że wszystko dla sztuki czy chociażby poczucia komfortu.
Odpowiedz
#11
No i znów muszę Ci Limch przyznać rację. Szczególnie w kwestii tego "mordu założycielskiego" . Zbyt często bywa, że leży u podstaw choćby państwowości.

Z drugiej strony chciałbym wierzyć, że nie jesteśmy tacy do końca źli, bo o tym żeśmy są samolubni to wiem nader dobrze.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#12
Do końca może nie. Im większa świadomość (solidniejszy nacisk na wykształcenie), tym większy mamy dystans do naszych przywar.

Ale z drugiej strony zgadzam się z tym, że przemocy jest "coraz więcej", tzn. wydaje nam się, że jest jej więcej, bo żyjemy w globalnej wiosce.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości